sobota, 17 sierpnia 2019

Opiekun – Rozdział 7

Kolejne półtora roku było okresem, w którym Gaara ostatecznie oszalał. Misje niszczyły jego spokój, a kiedy z nich wracał, ogromne wyrzuty sumienia nie pozwalały na choćby względnie normalne życie. Ze względu na Sayuri nie poddawał się i w dalszym ciągu kontynuował te prawdziwe emocjonalne karuzele. Gdyby jej nie było, mógłby zamknąć się na uczucia, na wyrzuty sumienia i na człowieczeństwo. Ale nie mógł jej zostawić.
Z czasem zrozumiał pewną bolesną prawdę. Sayuri była atakowana przez niego. Nikt nie odważyłby się na konfrontację z nim, więc wyżywali się na bezbronnej dziewczynce.
Był rozdarty. Powinien zapewnić jej bezpieczeństwo, ale nie potrafił znaleźć innego rozwiązania niż kolejne morderstwa. Tego na pewno nie chciała, ale jak miał dalej patrzeć na jej zranienia? Każdy cios, który przyjmowała, skierowany był ku niemu, a on… Nie miał pojęcia, ile jeszcze zniesie trwania w takim pół-życiu.
Pewnego dnia siedział w salonie i został namówiony przez dziesięcioletnią pannicę do oczekiwania na serwowany przez nią posiłek. Po raz pierwszy chciała zrobić coś całkiem sama i zgodził się na to. Ostatecznie był oddalony zaledwie o kilka metrów i da radę zapobiec ewentualnej katastrofie.
— Jesteś gotowy?
Uśmiechnął się pod nosem i wyrzucał ze swojego umysłu niepotrzebne myśli. Teraz liczyła się Sayuri i jej niespodzianka.
— Na twoje niespodzianki chyba nigdy nie będę gotów — zażartował, a dziewczynka prychnęła, co usłyszał, choć nadal siedział w salonie. Nie chciał dłużej się z nią droczyć, więc dodał: — Tak naprawdę nie mogę się doczekać.
Wyszła z kuchni, niosąc okazałą tacę, na której ułożyła posiłek. Widząc jej poważną minę, próbował zachować powagę. Położyła wszystko na stole i wyglądała na dumną ze swojego wysiłku. Wyraźnie oczekiwała na jego werbalną aprobatę.
— Bardzo ładnie wygląda — powiedział. — Na pewno bardzo się postarałaś.
— To spróbuj! — Sayuri była nieprzejednana i dalej patrzyła na niego w oczekiwaniu.
Gaara długi czas jadł w milczeniu, będąc pod obstrzałem spojrzeń Sayuri. Musiał przyznać, że całkiem nieźle jej to wyszło, ale nie mógł jej zanadto pochwalić, bo wpadnie na szalone pomysły samodzielnego gotowania, kiedy go nie będzie. Na to na pewno była zbyt mała. Co z tego, że sam zaczął zajmować się nią w tym właśnie wieku? To on był odpowiedzialny za Sayuri i musiał to zrobić. Na razie nie powinna nawet myśleć o samodzielności.
— Całkiem smaczne.
Sayuri uśmiechnęła się promiennie na jego słowa.
— Ale chodź, usiądź.
Posłusznie opadła obok niego.
— Zjedz i powiedz mi, czego brakuje.
Zmarszczyła czoło i szybko pochłonęła kilka kęsów.
— Za mało przypraw — oszacowała. Westchnęła cicho i oparła się o jego ramię. — Znowu nie pozwolisz mi gotować — wymamrotała cicho.
— Mówiłaś coś? — Mógłby przysiąc, że przewróciła oczami na jego droczenie.
— Nie pozwolisz mi gotować — powtórzyła i oderwała się od niego. — Jestem już cały rok starsza, odkąd powiedziałeś, że będę mogła gotować, jak będę starsza. Na trening shinobi też mówisz, że pójdę, jak będę starsza. To kiedy?
— A dałabyś sobie radę codziennie gotować? Chodzić na prawdziwe treningi? Na misje?
Nie znosił tego, że musiał jej odmawiać, ale równocześnie nie mógł sobie wyobrazić sytuacji, w której Sayuri całkiem się usamodzielnia. Na razie mógł jeszcze szukać wymówek dla swojego egoizmu w jej wieku, ale kiedy będzie musiał przyznać jej rację? Bał się wybiegać myślami tak daleko w przyszłość.
— Na misje jeszcze nie — odparła Sayuri. — Ale gotować mogę! Najwyżej nie będę jadła, jak mi nie wyjdzie. Proszę!
— Ale o co mnie prosisz? — Uśmiechnął się pod nosem. — Mam nie gotować z tobą?
— Wiesz dobrze! — Przewróciła oczami. — Jak jesteś, to fajnie się bawimy, ale jak będziesz na jakiejś misji, to pozwól mi gotować.
Gaara wpatrywał się w nią i próbował zmobilizować się do podjęcia słusznej decyzji. Na pewno była zbyt młoda, ale też szybko dojrzała pod wpływem wszystkich doświadczeń, jakie nagromadziły się w jej życiu. Równocześnie był świadomy, że mógł ją skrzywdzić, jeśli traktowałby ją jak osobę ubezwłasnowolnioną i nie pozwalał na nic.
Po długiej chwili ciszy, podczas której mierzyli się wzrokiem, Gaara skapitulował.
— Jak będę na najbliższej, to możesz spróbować. Ale jeżeli ci nie wyjdzie, to pójdziesz prosto...
— Jesteś najlepszy!
Z mieszanymi uczuciami przyjął uścisk Sayuri. Chyba naprawdę tak go widziała, ale jak było naprawdę? Znowu zignorował absurdalność własnego życia.

***

— Co ci się stało?
Gaara tym razem postanowił nie ignorować nowych zadrapań na ramieniu Sayuri. Modlił się w duchu, żeby udało mu się przeprowadzić spokojną rozmowę, bez konieczności wspominania o drastycznych rozwiązaniach.
Sayuri na jego głos zamarła i wycofała się ze swojego pokoju, do którego próbowała ukradkiem wejść. Z niezbyt zadowoloną miną stanęła przed nim i chyba odruchowo zakryła dłonią zaczerwienione ramię.
— Uderzyłam się o klamkę...
— Zawsze uderzasz się o coś, kiedy chodzę na misję. — Nadal próbował zachować neutralny ton, ale Sayuri chyba musiała wyczuć jego wściekłość, bo cofnęła się o krok.
— No... Bo wiesz... — Wzięła głęboki oddech i spojrzała na niego z, najpewniej, wystudiowanym uśmiechem. — Tak za tobą tęsknię, że nie patrzę, gdzie chodzę.
Gaara zamknął oczy i próbował ukryć zarówno wściekłość jak i rozbawienie na jej słowa. Coraz lepiej radziła sobie z żartobliwym wybrnięciem z sytuacji, ale nie zmieniało to sedna problemu. Była krzywdzona przez niego, a on nie mógł się w to wtrącić.
— A jak sobie poradzisz, jak mnie dłużej nie będzie?
— Zazwyczaj wyczuwam, jak shinobi się zbliża, a mieszka...
Szybko zamknęła usta, a Gaara parsknął śmiechem na popłoch malujący się na jej twarzy. Wyglądała komicznie, ale nie to powinno go zajmować. Podszedł o kilka kroków bliżej, oparł się o kanapę i lekko nachylił, patrząc na Sayuri z uwagą.
— Nie możesz tego ukrywać przede mną, Sayuri. Zwłaszcza nie teraz. Kto ci to zrobił?
— Nie teraz? — Sayuri patrzyła na niego zdziwiona, a po chwili w jej oczach zaszkliły się łzy. — Nie! Dopiero dzisiaj wróciłeś z misji! — Jej podbródek zaczął niebezpiecznie drżeć. — Nie... nie możesz...
Wybuchła szlochem i przytuliła się do niego.
Gaara westchnął cicho. Zaczął przejeżdżać uspokajająco dłonią po plecach Sayuri i doszedł do wniosku, że nie było potrzeby ciągnąć tematu. Tyle razy próbował wymyślić rozwiązanie, ale nie mógł go znaleźć. Wcześniej mamił się zakłamanym wyobrażeniem, że kiedy Sayuri wyjawi mu imiona oprawców, jakimś cudem znajdzie rozwiązanie, ale prawda była inna. Znał rozwiązanie i chciał do niego dążyć, ignorując nawet jej sprzeciw. Powinien odpuścić. Musiał to zrobić, jeśli nie chciał jej skrzywdzić.
— Nie wyruszam na misje jeszcze dzisiaj — wyszeptał i zmusił Sayuri, by na niego spojrzała. Nadal była zapłakana, ale uspokoiła się trochę. — To bardzo ważna misja i dowiedziałem się o niej z wyprzedzeniem.
— To kiedy idziesz?
— Za dwa tygodnie rozpocznie się egzamin na chuunina. Wtedy zaczyna się moja misja.
— Dwa tygodnie? — Sayuri westchnęła cicho. — A ile cię nie będzie?
To jedna z licznych rzeczy, za które Gaara ją cenił. Nigdy nie zadawała kłopotliwych pytań dotyczących misji. Nie pytała, jakie będzie jego zadanie, co konkretnie będzie musiał zrobić. Interesowało ją jedynie to, jak szybko znowu się zobaczą. Tym razem nie miał zbyt dobrych wieści.
— Maksymalnie dwa miesiące. — Dostrzegłszy jej niezadowoloną minę, uśmiechnął się pod nosem. — Może wrócę wcześniej... — Sayuri już otwierała usta, ale zdążył ją uprzedzić. — To co, Sayuri... Mam ci poczytać dzisiaj?
Z niemałą satysfakcją obserwował jej reakcję. Doskonale wiedział, że nadal to lubiła, ale coraz rzadziej prosiła go o czytanie. Sama musiała zauważyć, że walka o samodzielność i tego typu prośby nie chodziły ze sobą w parze.
Sayuri parę chwil milczała. Ostatecznie z zarumienionymi policzkami powiedziała:
— Ale jak już wrócisz, to nie będziesz mi czytał.

***

Przewieszony przez ramię Kankuro obserwował zmieniające się jak w kalejdoskopie widoki. Zbiegali z Konohy. Poniósł największą w życiu porażkę i zwycięstwo. Nie miał jeszcze siły analizować wszystkiego, ale zdawał sobie sprawę, że słowa Naruto zbyt mocno na niego podziałały, by mógł je ignorować.
Próbował unieść głowę. Błąd. Było gorzej.
— Coś się stało, Gaara?
Dlaczego Temari miała zatroskany ton? Czy naprawdę wystarczyło zwykłe Przepraszam, by była skłonna zapomnieć poprzednie lata? Nie, to nie mogło być tak proste...
— Jest w porządku.
Zmuszał się, żeby podjąć próby zapanowania nad ciałem. Nigdy nie czuł się tak bezsilny i zdany na łaskę kogokolwiek. Próbował w sposób świadomy poruszyć ręką, której nie przytrzymywał Kankuro, ale mógłby przysiąc, że ważyła ona tonę. Nie było szans, żeby dał radę poruszać się samodzielnie.
— Rozbijmy obóz. — Temari, która nieznacznie ich wyprzedziła, zatrzymała się raptownie na gałęzi rozłożystego drzewa.
— Genialny plan. Jesteśmy ścigani, ale co tam, rozbijmy sobie...
— Jeżeli naprawdę nas ścigają, to nie mamy szans. — Temari przerwała Kankuro i spojrzała wymownie na Gaarę. — Jeżeli będziemy lecieć na złamanie karku, to tym bardziej nic nie ugramy, kiedy po nas przyjdą.
Kankuro mierzył siostrę spojrzeniem, ale ostatecznie westchnął i wyraźnie skapitulował.
— Dasz radę chodzić?
Gaara skinął głową, nie zastanowiwszy się nawet nad odpowiedzią na pytanie brata. Jak miałby nie dać sobie rady?
— Widzisz przecież, że ledwo stoi — warknęła Temari. — Zanieś go na ziemię i poszukaj jakiegoś opału. Jakbyś znalazł coś zjadliwego, to też będzie miło. Ja przygotuję obóz.
Kankuro bez słowa sprzeciwu zeskoczył z drzewa, pomógł Gaarze usiąść i ruszył pospiesznie wgłąb lasu. Temari kręciła się, szykowała miejsce na rozpalenie ogniska i próbowała z rosnących w pobliżu roślin stworzyć coś na kształt posłania.
Gaara oparł się o pień drzewa i wpatrywał w ledwo już widoczne przez liście słońce. Próbował odrzucić od siebie niektóre myśli, ale one wciąż i wciąż do niego wracały. Jak mógł się mylić przez tyle lat? Jakim cudem nie dostrzegł, co było dla niego najważniejsze? Jak mógł być tak ślepy?
Zapewne gdyby Uzumaki nie wstrząsnął nim, nigdy nie zrozumiałby, co tak naprawdę przez te wszystkie lata napełniało go prawdziwym szczęściem. To nie żałosne próby zemsty na świecie i wyładowywanie agresji na innych ludziach, tylko Sayuri. Odpowiedź miał przed nosem przez tyle lat, ale ją ignorował. To inni ludzie mogli sprawić, że będzie się lepiej czuł. To poczucie akceptacji przynosiło ukojenie nie chwilowe momenty tryumfu. Będzie musiał przejść długą drogę, zanim uda mu się stworzyć z kimkolwiek więź, ale przynajmniej określił już swój cel. Poza tym w Sunie czekała na niego Sayuri, dzięki której ta droga nie będzie tak bolesna i samotna.
Nie zauważył nawet, kiedy wrócił Kankuro, kiedy Temari przygotowała prowizoryczne szałasy, kiedy ogień zaczął wesoło trzaskać w palenisku, a jego ciepło dawało ulgę od chłodu wieczoru. Rozkojarzony patrzył na siostrę, która podawała mu miskę z małą porcją ryby i kilkoma grzybami.
— Dziękuję — powiedział niepewnie. Nigdy nie próbował silić się na grzeczności w ich stronę.
— Nie ma sprawy. — Temari uśmiechnęła się, ale chyba była zmieszana.
— To co... pierwsza misja nieudana. — Kankuro siedział najbliżej ogniska i grzebał w nim bezmyślnie jakimś patykiem. — Tatuś będzie zachwycony.
Gaara spiął się na wzmiankę o ojcu, ale nie dał niczego po sobie poznać. Z zastanowieniem obserwował Temari, która nerwowo zagryzła wargę.
— A nie myślisz, że... — Zawahała się. — No bo mi się wydaje, że ojca nie było na arenie. Kiedy ten człowiek ubrany w strój Kazekage atakował Hokage, nie widziałam nigdzie złotego pyłu...
Obaj bracia patrzyli na nią w napięciu.
Gaara musiał przyznać Temari rację. Gdyby był wtedy mniej skupiony na Sasuke, zapewne szybciej powiązałby fakty, ale teraz też nie mógł sobie przypomnieć, by widział jakąkolwiek technikę ojca.
— Mało prawdopodobne, żeby został w Sunie — wyszeptał Kankuro. — Był za bardzo nakręcony na ten plan zniszczenia Konohy.
— Właśnie. — Temari w zadumie obracała miskę w dłoni. — Orochimaru zdradził?
— Tylko on wiedział, co planujemy — przyznał Kankuro. Prychnął pod nosem wyraźnie poirytowany. — Pięknie to wszystko wyszło. Kazekage jest bogowie wiedzą gdzie, nasze rozdziały zapewne już zostały rozgromione, skoro nie miał ich kto poprowadzić, a my siedzimy jak ci idioci w środku puszczy. Zaatakujmy Konohę, będzie fajnie... A takiego...
— Nie dało się tego przewidzieć — mruknęła Temari.
— Nie, wcale. — Kankuro rzucił za siebie kij, którym już dłuższy czas się bawił i dłońmi potarł skronie. — Znajdźmy sobie sojusznika z tajemniczej wioski i udawajmy, że nie wiemy, że to Orochimaru. Potem przygotujmy frontalny plan wbicia się do Konohy z użyciem cholernych gigantycznych węży. Drugą linią ataku miał być trzynastoletni gówniarz, który jest równie stabilny, co ten płomień. — Machnął ręką w kierunku ogniska. — Co jeszcze? No tak. Przygotujmy się na możliwość, że jednak dzieci rodziców zazwyczaj poznają po zachowaniu i poinformujmy Konohę, że Kazekage przybędzie nie dzień przed finałem, jak to było zawsze, tylko w dniu finału. No niczego nie dało się przewidzieć, nie?
— Gdybyś choćby wczoraj był taki mądry, to nie marudziłbyś teraz w środku lasu — odparowała Temari.
— Taaak... Bo z naszym zdaniem się ktokolwiek liczył — powiedział z przekąsem Kankuro. — Pierwszy się pchałem na tę misję. Ty zresztą nie lepsza...
— Nie powinniśmy wesprzeć uciekających jednostek? — Gaara nieoczekiwanie zabrał głos.
Kankuro i Temari spojrzeli na niego zszokowani. Kilka sekund ciążyła cisza, którą ostatecznie przerwała Temari.
— Ale jak chcesz to zrobić? My nawet nie wiemy, czy przypadkiem nie wygraliśmy. — Zignorowała Kankuro, który pukał się w głowę. — No dobra... Ale nawet jeśli chcielibyśmy to zrobić, to nie mamy jak. Gdzie oni są? — Widać było, że powstrzymała się przed powiedzeniem czegoś. Najwidoczniej nagle przypomniała sobie, kogo miała przed sobą. — Nie wiem, czy tego nie zauważyłeś, ale my z tego wszystkiego ruszyliśmy na wschód. Nasze oddziały raczej zbliżają się do Suny. Mamy kawał drogi do nadrobienia.
— Temari... — Kankuro parsknął śmiechem. — Kiedy zorientowałaś się, że biegniemy na wschód?
— A nic mi nie mów... Jak szałas robiłam, to coś mi się nie zgadzało. Tej rzeki, co minęliśmy po drodze, nie było, kiedy od zachodu wchodziliśmy na tereny Konohy.
— Bogowie... Coś jeszcze może pójść nie tak?
— Nie mamy prowiantu, jeśli ta odpowiedź cię satysfakcjonuje.
Kankuro nic na to nie odpowiedział.
Jakiś czas w trójkę siedzieli przy ognisku. Temari wygodnie umościła się na posłaniu i coraz ciężej jej było opanować powieki, które same się zamykały. Kankuro znalazł inny kij i pilnował, by ogień był podtrzymywany. Co jakiś czas rzucał też ukradkowe spojrzenia na Gaarę. W końcu nie wytrzymał.
— Kim jest ta Sayuri?
Na głos brata Temari otworzyła raptownie oczy i zerknęła na Gaarę.
Gaara patrzył to na brata, to na siostrę i milczał. Co właściwie miałby im odpowiedzieć? Jak miałby określić Sayuri? Kim dla niego była?
— Z-znaczy, jeśli nie chcesz odpowiadać...
— Nie, po prostu nie wiem, co powiedzieć. — Gaara wzruszył ramionami. — Nie wiem, jak mam odpowiedzieć. Ma dziesięć lat i jest sierotą.
Temari powróciła do pozycji siedzącej. Nie mogła przepuścić takiej okazji. Od lat umierała z ciekawości, kim była ta szalona dziewczynka.
— Jak się poznaliście?
Kankuro spojrzał na siostrę karcąco. Jego zdaniem mogłaby trochę opanować ten napastliwy ton. Bo nawet jeśli na nim dawało to dobre rezultaty, tak kto wie, jak Gaara może zareagować na tak bezpośrednie przesłuchanie.
— Znalazła mnie.
— I co... To wszystko? — Temari trochę przygasła.
— Nie wiem, co mogę ci więcej powiedzieć poza tym, że się nią opiekuję.
Gaara z lekkim zdumieniem patrzył na zawiedzioną Temari i trochę zdystansowanego, ale i tak wyraźnie zaciekawionego Kankuro. Miał nadzieję, że nie uraził jakoś specjalnie siostry, ale naprawdę nie miał pojęcia, co więcej mógłby dodać. Sayuri go znalazła i została w jego życiu. Co tu do dodania?

***

Temari krzątała się po salonie i próbowała wygrać walkę z kurzem, który od wielu lat odkładał się w tym opuszczonym miejscu. Zapewne były lepsze sposoby, niż używanie starych ubrań jako skurzawek, ale nie miała już do dyspozycji służących, które pomagały w posiadłości, a teraz mogłyby służyć radą.
— Miałaś posprzątać, a nie robić jeszcze większy syf.
Do salonu wszedł Kankuro. Ostentacyjnie zakrył usta dłonią i udawał, że dusił się od kaszlu.
— Jak ci moje metody nie odpowiadają, to zapraszam — warknęła Temari.
— Ja w ciebie wierzę. — Lalkarz uśmiechnął się złośliwie. — Nie możesz tak łatwo się poddawać. Co z ciebie za shinobi?
— Zapominam już, jak tęsknię za misjami — mruknęła Temari i powróciła do sprzątania komody. — Wtedy czasami zachowujesz się jak człowiek...
— Daj już spokój, przecież ci pomogę. — Kankuro z niezbyt szczęśliwą miną chwycił za jakąś szmatę. — No nie patrz tak na mnie. Jak ci nie pomagam – źle. Jak ci pomagam – jeszcze gorzej. Zdecyduj się.
— Po prostu nie mogę uwierzyć w tak niesamowity widok.
Kankuro już otwierał usta, ale szybko je zamknął, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
— O bogowie... Zdecydował się? — wyszeptała Temari.
— Nie dowiemy się przez zamknięte drzwi — odparł Kankuro. Rzucił gdzieś w kąt szmatę i poszedł w stronę wejścia. Temari podążała za nim.
Chłopak otworzył drzwi, a ich oczom ukazał się Gaara z Sayuri, którzy obładowani byli tobołami.
Przez kilka sekund panowała krępująca cisza. W końcu Temari wyjąkała:
— W-wejdźcie.
Gaara uważnie ich obserwował. Nawet kiedy odkładali torby na pokrytą grubą warstwą kurzu podłogę, patrzył na nich, jakby w każdej chwili mieli rzucić się na dziewczynkę.
Sayuri nerwowo kręciła stopą w miejscu i patrzyła na nich wyraźnie zmieszana. Dopiero po chwili dojrzała do zabrania głosu.
— Przykro mi, że straciliście tatę. Mój też umarł.
Kankuro był zszokowany tą sceną. Pamiętał kilkuletnią dziewczynkę, którą próbowali nieudolnie przesłuchać wiele lat wcześniej i nie udało im się niczego dowiedzieć. Mimo to snuli z Temari bardziej i mniej prawdopodobne scenariusze, jakim cudem ta dwójka, stojąca aktualnie przed nimi, w ogóle ze sobą rozmawiała. Najczęściej pojawiały się propozycje choroby psychicznej. Nigdy nie brali pod uwagę zwyczajności Sayuri. A teraz ta mała rzuciła im taki... normalny, ludzki tekst, w parze z zaczerwienionymi oczami, co wskazywało chociażby na posiadaną empatię. Kolejną rzecz mogli skreślić z listy.
I kiedy tak patrzył na dziewczynkę, w końcu dotarło do niego, że zachował się jak idiota i nadal patrzył na tę nietypową parę, ale kiedy zerknął na siostrę, rozgrzeszył sam siebie z wpadki. Temari aż otwarła usta, patrząc na nich. Ledwo udało mu się opanować wybuch śmiechu.
— Taa... nie ma o czym mówić.
To właśnie miał na myśli Kankuro. I to chyba było w tym wszystkim najdziwniejsze. Na pogrzebie ani on, ani Temari nie czuli się dobrze, siedząc w pierwszych rzędach. To był ich ojciec, ale równocześnie obcy człowiek. Powinien czuć smutek, żal, rozgoryczenie, tęsknotę, a nie czuł tego. Może jakiś dyskomfort, że ten mijany czasem na korytarzach posiadłości mężczyzna nigdy więcej się nie pojawi. Nie mieli ojca, tylko Kazekage.
Temari po tym tekście spojrzała na niego wyraźnie oburzona, ale on tylko przewrócił oczami.
— Dziękuję za miłe słowa. — Temari uśmiechnęła się do Sayuri. — Ale teraz będziemy trzymać się razem i będzie lepiej, co?
Sayuri patrzyła na nią przez chwilę w zadumie. W końcu skinęła głową.
— Gaara mówił, że będę mogła wybrać sobie pokój.
— Pewnie. Tylko od dawna nikt tutaj nie mieszkał i trzeba jakoś odgruzować ten bajzel.
— Ale na sucho taki kurz chcesz wytrzeć? — Sayuri lekko się skrzywiła, patrząc na miejsce, w którym Temari próbowała posprzątać. — To na mokro trzeba, nie?
Spojrzała na Gaarę. Zresztą i Kankuro, i Temari wpatrywali się w brata zdziwieni. Nigdy nie brali go pod uwagę jako osobę, która dla kogokolwiek będzie autorytetem w kwestii sprzątania.
— Na mokro — przyznał Gaara. — Przynieście jakieś miski. Trochę to zajmie.
Żadne z nich nie protestowało. Skoro Gaara mówił, że do posprzątania kurzu potrzebne były miski, to kimże byli, by wątpić w jego słowa?

************************************

Miałam zasygnalizować, kiedy będzie koniec historii... Sygnalizuję. ;) 



5 komentarzy:

  1. Nie wiem nawet jak to skomentować. To opowiadanie ma w sobie jakąś magię. Gaara jako rozszalały morderxa, troskliwy opiekun, w tle historia z Naruto, Rasą, wewnętrzną walką. Wow! #__# Wśród tych krótkich wygrywa moim zdaniem. Chciałam napisać,, że końcówka na wesoło - no bo jak tu się nie zaśmiać z Gaary-sprzątacza x) ale... już? W przyszłym tygodniu koniec?!! :< Kim w końcu jest Sayuri dla Gaary i on dla niej? Nie wiem czy czytać epilog, bo będę miała szansę liczyć na kontynuacje, a epilog to taka ostateczność. Nie chcę, żeby 'Opiekun' się skończył :<<

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic na to nie poradzę, historia się skończyła ;) Mam nadzieję, że epilogiem odpowiem na niektóre pytania.

      Usuń
  2. Ta dziecięca logika: Jestem już rok starsza odkąd powiedziałeś, że jak będę starsza... No, nie da się ukryć. Gaara powinien wyrażać się ściślej :P
    Byłam ciekawa, w jaki sposób wpleciesz w historię Naruto, i proszę - jest, choć niewidoczny. Przyznam, że zgrabnie to wyszło. Naruto w roli tego, kto uświadomił Gaarze, że w jego życiu jest przyjaźń tylko tego nie zauważał. Nadaje to przemianie Gaary nowy koloryt - bardziej akceptowalny z mojego punktu widzenia :D
    Kankuro i Temari mieli w tym opku minimalną rolę, co pozostawia niedosyt, gdy się wie, jak potrafisz kreować te postaci. Ten rozdział uważam za rekompensatę. Już myślałam, że do końca historii będą maksymalnie na uboczu, ale są. Dobrze widzieć znowu piaskowe rodzeństwo jako trio :D
    Podsumowanie master planu ataku na Konohę z Orochimaru w wykonaniu Kankuro jest wyjątkowo trafne.
    Scenka z Sayuri na końcu pozostawia mnie w lekkiej niepewności. Jaki będziemy mieć przeskok czasowy do epilogu? Mam dwa typy, zobaczymy, czy któryś się sprawdzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy kilka lat temu to pisałam, nie miałam żadnej refleksji, że Kankuro raczej nie wiedział o tym, że Orochimaru był przywódcą Wioski Dźwięku. Ponoć to było dla wszystkich zaskoczenie. Cóż... Na refleksje przyszedł czas, kiedy już miałam dosyć przerabiania "Opiekuna" i doszłam do wniosku, że może Suna miała na tyle dobrych szpiegów, że oni wiedzieli, ale ignorowali prawdziwą tożsamość Orosia :P

      To teraz jestem ciekawa, jakie masz typy ;)

      Usuń
  3. Uwielbiam małą Sayuri! Jest tak ujmująca i beztroska, że nie da jej się nie kochać. Tym bardziej w połączeniu z Gaara mrocznym na pierwszy rzut oka. Czekam na epilog :3

    OdpowiedzUsuń