sobota, 17 sierpnia 2019

Gosposia – Rozdział 43

Następnego dnia Kankuro z oporami zostawił Sayuri samą u Fujiego i ruszył na poszukiwania Ruchu Odbudowy Suny. Postanowili, że jeśli spotka się z przywódcą, zaprosi go do domu na spotkanie z Sayuri. Plan zakładał, by Gaara nie pokazywał się w tym czasie. Bracia wiedzieli lepiej niż Sayuri o tym, że większość przejawów ruchów obywatelskich, nawet jeśli miało oficjalnie inne plany, w rzeczywistości próbowały zlikwidować zagrożenie, jakim był Gaara. Nie chcieli torpedować planów Sayuri, więc dadzą jej możliwość porozmawiania z tymi ludźmi. Być może się mylili, a ten Ruch naprawdę był siłą, która pragnęła dobra mieszkańców?
Sayuri wiedziała, że to ostatni dzień opieki nad Hirojim. Był już całkiem zdrowy, musiał jeszcze nabrać więcej siły i tylko patrzeć, jak będzie pomykał po uliczkach Suny.
Spotkała się w końcu z jego ojcem. Fujio domyślił się, z jaką propozycją przyszła. Z góry oznajmił, że pierwsza dostawa ziół będzie za darmo, niezależnie od tego, jak duża by nie była. Poza tym dał jeszcze kilka intratnych propozycji. Skłaniała się zwłaszcza ku jednej – by dostawy zabierała od niego, a nie tworzyła kolejnych linii szlaku. Obiecał, że da jej dokumenty potwierdzające te słowa i udowodni tym samym, że nadal był jej bardzo wdzięczny, a kolejne dostawy miały ją kosztować niewiele, zaledwie cenę skupu ziół z wiosek, koszty transportu i pięć procent dodatkowo. Była zdumiona tą propozycją.
Fujio przyznał, że dopiero po tym, jak jego brat opowiedział o zebraniu Rady, sam zwrócił uwagę, jak było na ulicach Suny, w tych biedniejszych rejonach i oznajmił, że to będzie jedna część działalności częściowo charytatywnej. Druga część… Chciał przejąć przetwórstwo, o którym wspomniała na spotkaniu. Prosił ją, by wszelkie przepisy, które można wykorzystać na masową skalę przypomniała sobie i liczył na ich nieoficjalną współpracę w tym także zakresie.
Ostatnie pole współpracy wiązałoby się z hutą szkła. Kupowałby od niej gotowe produkty do przechowywania przetworzonej żywności. Obiecał, że za jej przykładem także stworzy dwie linie. Jedną dla bogatych i tę dla biednych, ale zapewniał, że nie będzie tak skąpił na jakości, jak inni by to robili.
Zapewne możliwość utraty syna otworzyła mu oczy i zrozumiał, że bogactw nie zabierze ze sobą do grobu, ale też uważał, jak i ona, że mieszkańcy nie potrzebowali darowanych pieniędzy, tylko stabilizacji i możliwości samodzielnego zarobku. Dziękował jej, jak za każdym razem i obiecywał, że od teraz jego rodzina będzie wspierała w pełni Kazekage, w każdym obszarze jego działalności. Nie wiedziała, czy mogła mu w pełni zaufać, ale bardzo chciała, by jego słowa okazały się prawdziwe.
Kiedy wróciła do domu, już czekał na nią Kankuro. Oznajmił, że za mniej niż godzinę przyjdzie przywódca Ruchu Odbudowy Suny. Nie zdradził jej, jak go znalazł i kim był, ale widziała jego nietęgą minę. Najwidoczniej coś mu nie odpowiadało, ale nie zdradził się. Uparł się jedynie, że będzie przy tej rozmowie. Śmiała się z niego, że robił za strażnika już nawet nieświadomie, a on odparł, że jeśli łatwiej przyjdzie jej to przyjąć, to może uznać, że nie był jej strażnikiem, tylko strażnikiem spokoju jego brata.
Do kuchni, w której miała się spotkać, przyniosła wszystkie zapiski, które stworzyła z myślą o rozpoczęciu produkcji. Kankuro patrzył na nią zaintrygowany, ale milczał, wiedząc, że dowie się w swoim czasie.
— Kankuro-sama.
Wartownik, który strzegł wejścia do pomieszczeń prywatnych, stanął na progu kuchni.
— Sayuri-sama. — Pokłonił się przed nimi. — Człowiek, o imieniu Kira oznajmił, że ma umówione spotkanie z żoną Kazekage-sama.
— Tak, wpuść go — powiedział Kankuro, który stał przy blacie i zajadał się ciastem przygotowanym na tę okazję.
Szybko przyniósł zastawę na stół i zajął miejsce u boku Sayuri. Z lekkim rozbawieniem dostrzegła, jak wielkie spustoszenie wprowadził w ciastach, które przygotowała.
W końcu dotarły do nich kroki dwójki ludzi. Kankuro zmrużył oczy.
— Witam.
Do pomieszczenia wszedł mężczyzna, koło trzydziestki. Liczne rany zdobiły jego twarz, a długie włosy najpewniej zakrywały pozostałe. Jego spojrzenie nie było przyjemne, raczej wyglądał na całkiem zgorzkniałego i zmęczonego życiem.
Towarzyszył mu młodzieniec, który swoją postawą zdradził, że był wojownikiem. Nie widzieli nigdzie ochraniacza z symbolem Suny, ale jego ruchy były zbyt świadome, by był zwykłym mieszkańcem. Spojrzenie miał równie poważne, co jego towarzysz.
— Nazywam się Kira. Słyszałem, że chce pani ze mną porozmawiać… Sayuri-sama.
Dostrzegła, że miał równie wielką niechęć do tytułów, co ona i uśmiechnęła się pod nosem.
— To mój towarzysz, Enzo.
— Nie było ustaleń, byś przychodził ze strażnikiem — powiedział Kankuro.
— Nie było ustaleń, by ktoś towarzyszył mojej rozmówczyni — odparł mężczyzna i mierzyli się spojrzeniami. — Jak widać oboje jesteśmy ostrożni, Kankuro-sama.
— Jak widać — przyznał lalkarz.
Atmosfera była napięta, co nie podobało się Sayuri. W duchu zmobilizowała się do przybrania wesołej miny, choć wewnętrznie była cholernie spięta. Odsunęła krzesło i stanęła.
— Jak widać wszyscy tu są paranoikami, ale to nie oznacza, że nie możemy porozmawiać.
Kira obrzucił ją podejrzliwym spojrzeniem.
— Usiądźcie, częstujcie się, jeśli macie ochotę. — Sama również usiadła. — Pozwól, że będę mówiła do ciebie bezpośrednio i to samo możesz ze mną robić.
— Etykieta jest bardzo restrykcyjna — mruknął Kira, a siadając, dał znak swojemu towarzyszowi, by też opadł.
— Jeszcze trzy miesiące temu moja pozycja w Sunie była słabsza od któregokolwiek z mieszkańców i wybacz, ale jeszcze się nie przyzwyczaiłam.
Nadal patrzył na nią z rezerwą.
— Dobrze… Sayuri. Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz.
— Bo nie znasz moich planów — powiedziała z łobuzerskim uśmiechem. — Ale zanim do tego dojdziemy… Mam wrażenie, że dobrze wybrałam. Słyszałam, że nazywacie się Ruch Odbudowy Suny, czy tak?
— Tak.
— Jaki jest konkretnie charakter waszej działalności?
— Suna jest w opłakanym stanie — powiedział hardo Kira. — Żadna z możnych rodzin nie dostrzega, w jakich warunkach żyje się mieszkańcom, shinobi są traktowani jak bogowie, a my…
— Shinobi, którzy skończyli służbę nie są tak traktowani — odparła równie ostro. — Jeśli mówimy otwarcie, bez ogródek, to chyba bądźmy szczerzy ze sobą.
— Może masz rację — przyznał niechętnie. — Ale oni mogli oszczędzić na starość trochę gorsza. Większość z nas nie ma za co przeżyć kolejnych dni. — Rozejrzał się po kuchni. — Choć najwidoczniej wioska jest w naprawdę opłakanym stanie… Kiedyś całe korytarze w tym budynku były obłożone złotem.
— Ojciec miał gest i swoją technikę — powiedział Kankuro z lekkim przekąsem. — Trzy lata temu oficjalnie pozbyli się tych uroczych zdobień na spłatę długów.
Kira spojrzał na niego z lekkim rozbawieniem, choć wyraz twarzy nie do końca mu się zmienił – nadal był czujny.
— Nie wiem, po co po mnie posłaliście. Nie mam pojęcia, co możecie ode mnie usłyszeć, czego sami nie zobaczycie na ulicach wioski.
— Czego konkretnie, według ciebie, potrzeba w Sunie? — spytała Sayuri.
— Wszystkiego — odparł złośliwie. — Ale jeżeli kolejna kobieta z bogatego domu będzie bawiła się w akcje charytatywne, też będzie miło.
— Ja się pytam o konkrety. — Nie pozwoliła sobie na zmieszanie. — Żywność, ubrania, kwaterunek, edukacja, praca. To są chyba najważniejsze rzeczy.
Patrzył na nią zdumiony.
— Chcę, żebyś mnie wprowadził, jak realna sytuacja wygląda. I nie ignoruj z powodu swoich uprzedzeń losu shinobi na spoczynku.
— Jest… źle — powiedział powoli Kira. Wyglądał na zaskoczonego takim obrotem rozmowy. — Żywność próbujemy zdobyć na różne sposoby, ale jak tylko dostawy są rzucane, nadal nie stać większość na pokarm. Dogadaliśmy się ze sprzedawcami, że jak już zaczną gnić, będą nam dawać za darmo.
Sayuri wytrzymała i nie zdradziła się nawet jednym dźwiękiem, jak bardzo współczuła tym ludziom.
— Ubrania to trochę mniejszy problem. Noce są co prawda zimne, ale na tych zbiórkach charytatywnych często dawane są odpowiednie ilości, by rozdzielić je pomiędzy tych najbardziej potrzebujących. Mieszkania… — Zastanowił się. — Tu naprawdę, jeśli mam być szczery, nie mogę narzekać. Same budynki są i nie ma takich problemów, ale najczęściej nie są dobrze wyposażone; nie ma nawet okien odkąd huta przestała działać, a sprowadzanie szklarzy jest cholernie drogie… Wybacz. — zmieszał się, gdy zrozumiał, że przeklął.
— Daj spokój. — Sayuri machnęła ręką. — Mów dalej.
— Edukacja… tutaj nie jest to moja niechęć… istnieje tylko dla potencjalnych shinobi.
— Ludzie są piśmienni?
— Częściowo tak, ale… to bardziej rodzice, którzy potrafią pisać, przekazują te wiedzę dzieciom. Nie wszyscy mają czas i siły.
— Rozumiem…
Sayuri miała ciężki orzech do zgryzienia. Musiała rozszerzyć działalność… dopisała coś na jednym z najniżej położonych dokumentów.
Kira przyglądał się uważnie każdemu jej ruchowi.
— Jeśli mamy rozmawiać otwarcie… W Radzie zasiada na chwilę obecną piętnaście osób.
— Jestem tego świadom.
— Wśród nich wskazałabym tylko czterech, którzy są naprawdę zainteresowani poprawą sytuacji w Sunie.
Kira spojrzał na nią zszokowany. Nawet jego towarzysz, który do tej pory miał nieprzenikniony wyraz twarzy, zdumiał się.
— Mój mąż jest jedną z tych osób. Tylko... cokolwiek próbował przeforsować, Rada to odrzucała.
Kira prychnął cicho, ale zaraz się zreflektował i rzucił im przerażone spojrzenie.
— Nie interesuje mnie, jakie masz zdanie na temat Gaary. Możesz go sobie nienawidzić, ale on naprawdę chce pomóc, tylko ma związane ręce.
— Nie wyraziłem się źle o Kazekage-sama...
— Właśnie o to chodzi, Kira. — Sayuri westchnęła. — Ty masz być ze mną absolutnie szczery, jeśli chcesz współpracy i jeśli chcesz szczerości ode mnie, choć… Zdanie o moim mężu po prostu zachowaj dla siebie.
— Dobrze.
— Wracając… Aktualnie jest tylko dwóch poważnych graczy. Gaara i przedstawiciel jednego z wielkich rodów. Wierz mi, oni postarają się zrobić, co tylko mogą, ale mają do tego stopnia związane ręce, że ledwo mogą się nimi po dupie podrapać.
Kankuro ryknął śmiechem na widok min ludzi siedzących przy stole. Nawet Enzo wyglądał na rozbawionego.
— Moja bratowa słynie z dyplomatycznych wyrażeń. — Kankuro z satysfakcją pogłębił jej rumieńce.
— A daj mi spokój — warknęła. — Po prostu… chciałam to dość obrazowo przedstawić.
— Rozumiem — powiedział powoli Kira. — Co więc chcesz mi zaproponować? Skoro oni nie mogą nic zrobić, ty raczej…
— Teraz powstała sposobność ku temu, by coś zmienić w Sunie — powiedziała poważnym tonem. — Szczerość to jedno, ale niektórych rzeczy nie mogę ci zdradzić.
Skinął głową.
— Powiedziałabym, że aktualnie rzuciłam dwie propozycje. Jedna ogromna, która zaspokoi apetyty rodów i druga mniejsza, którą pozwolili tylko mi się zająć. Nikt nie będzie nadzorował mnie z Rady.
— Co masz na myśli? — spytał Kira powściągliwym tonem. Najpewniej nie chciał dawać sobie zbyt dużych nadziei.
— Ile jest bezrobotnych osób w Sunie? Albo inaczej… — Sayuri zawahała się. — Ile rodzin, w których nikt nie pracuje?
— Nie mam pojęcia — wyjąkał Kira, rozumiejąc skalę tego przedsięwzięcia. — Czterocyfrowa liczba, na pewno.
— Teraz musimy omówić większość rzeczy związanych z pracownikami, których zatrudnię i rzeczami obocznymi. Muszę już zacząć działać, by ruszyć tę wielką machinę. Planuję rozpocząć wszystko od przyszłego tygodnia, za sześć dni.
— Sześć dni. — Kira potarł skronie. — O ilu pracownikach mówimy?
— Tu jest już wiele haczyków, bo coś tak czuję, że będziemy się ze sobą nieustannie kłócić. — Parsknęła śmiechem. — Ale do tego za chwilę przejdziemy. Powiedz mi, czy zrezygnujecie… jako Ruch Odbudowy Suny… ze spiskowania na mojego męża, jeśli wszystko uda nam się przeprowadzić?
Mężczyźni zamarli. Nawet, a może zwłaszcza Kankuro.
— O… o czym…
— Kira. — Sayuri patrzyła na niego z powagą. — Z tego, co udało mi się dowiedzieć żaden ruch obywatelski nie trwał zbyt długo, bo nie ma na to środków. Temari, moja szwagierka, wspomniała, że o was słyszała i nadal funkcjonujecie. To daje mi wskazówkę, że byliście zamieszani w poprzedni spisek, w który i możne rody były zamieszane. Tak uzyskaliście fundusze. Może się mylę?
— S-sayuri… — Kira zbladł, nie mógł wykrztusić słowa. Patrzył to na nią, to na Kankuro, który spiął się i wpatrywał się w nich, jak drapieżnik w ofiarę. — Po to nas tutaj…
— Nie chcę waszej krzywdy. Mój mąż był do tego stopnia szalony, że wiedząc o tym ruchu oporu, nie chciał walczyć, tylko rozmawiać z przywódcami. Jak rozumiem jeden popełnił samobójstwo, drugim jesteś ty.
Kira skinął głową i próbował opanować drżenie ciała.
— Tamten był głową jednego z wielkich rodów, ty miałeś być przedstawicielem gminu, czy tak?
Znowu skinął głową.
— Czyli pokazanie zjednoczenia wszystkich zwaśnionych stron wobec zagrożenia ze strony Gaary… — Westchnęła. — Ja naprawdę was rozumiem. Nie liczę na zaufanie czy sympatię. Ani w stosunku do mnie, ani do mojego męża. Liczę jedynie na brak agresji, dobrą współpracę i otwarty umysł na możliwość przyjęcia do wiadomości, że Gaara pragnie zmian.
— Nie skażecie nas? — Kira wpatrywał się w nią z niedowierzaniem w oczach.
— Jaki jest cel, by konflikt ciągnięty przez kilkanaście lat jeszcze bardziej przeciągać? Ile osób liczy wasza grupa?
— Teraz zaledwie… zaledwie dwadzieścia — wyjąkał Kira. — Kiedy Rada się odwróciła, musieliśmy zająć się celami bardziej możliwymi do zrealizowania. Większość odeszła.
— Dobrze... Jeszcze nie przedstawię wam mojej propozycji. Wyjdę teraz z kuchni z moim szwagrem i dam wam pół godziny na zastanowienie. A Kankuro się na to zgodzi. — Patrzyła na niego z mocą, a lalkarz, z wahaniem, skinął głową. — Od teraz, jeśli chcecie prawdziwych zmian w Sunie, a nie głowy mojego męża, mogę wam pomóc. Jeśli chcecie zemsty, po prostu ucieknijcie i nie będą was gonić. To wasze dwie możliwe opcje. — Wstała, zabrała dokumenty i pociągnęła Kankuro za sobą.

***

        — Oszalałaś.
Kankuro chodził po sypialni Sayuri i Gaary, i od dobrych dwudziestu-kilku minut powtarzał to w różnych tonacjach. Teraz zerknął na jej okropny, czerwony naszyjnik. Chwycił go i spojrzał do środka. Piaskowe oko znajdowało się na miejscu, a skoro bańka była otwarta, Gaara musiał wszystko słyszeć.
— Twoja żona oszalała, a ty dyskutujesz z tymi baranami o bydle rogatym wypasającym się na pustyni! — wrzasnął. — Cała moja rodzina to szaleńcy. — Nadal chodził w kółko i przeklął na widok Sayuri wybuchającej śmiechem. — Oszalałaś… — Tym razem jęknął, jakby został przygnieciony tym spostrzeżeniem.
— Myślę, że możemy wracać.
— Daj mi ich aresztować! Albo chociaż przesłuchać.
— Nie — odparła Sayuri. — Za jednym zamachem możemy pozbyć się dwóch zmartwień. Przyszłych, potencjalnych ruchów oporu i biedy w Sunie. Jeśli oni nam zaufają i docenią Gaarę, powstrzymają wszystkich zwykłych mieszkańców. Kankuro… — Westchnęła na widok jego miny. — Ani ty, ani Gaara, Temari, czy ja nie mamy prawdziwych szans na zmianę wizerunku Gaary w oczach tych ludzi. Jeżeli grupa, która była najbardziej radykalna zmieni zdanie, mieszkańcy staną murem za Gaarą, a to oznacza, że Rada będzie miała kłopoty, jeśli będą chcieli jego krzywdy.
— Szalona kobieta jest do zniesienia — mruczał Kankuro, idąc za nią w stronę kuchni. — Zakochana w moim bracie kobieta jest do zniesienia, ale szalona kobieta zakochana w moim bracie, to za dużo. A ty nawet się nie pokazuj!
Łatka szła w ich stronę.
— Mam dość przedstawicielek twojej płci jak na jeden dzień.
Zamknął szybko drzwi od kuchni, żeby kot nie zdążył wejść za nimi. Wbrew jego oczekiwaniom ta dwójka nadal siedziała na swoich miejscach.
Kankuro miał ochotę walnąć się w łeb czymś ciężkim. Rzucił Sayuri rozbawione spojrzenie i w końcu zrozumiał, dlaczego była tak spokojna, a nawet bawiło ją jego wzburzenie. Tak to sobie wymyślili... Gaara na pewno uważnie obserwował, co działo się w tym pomieszczeniu, a ich wyjście było teatrem przygotowanym dla przedstawicieli Ruchu.
— Czy wasze zostanie mam interpretować jako chęć odbycia kary za swoje uczynki, czy wolę współpracy? — Sayuri patrzyła na mężczyzn.
Kira wstał i złożył głęboki ukłon w jej kierunku.
— Jeżeli to możliwe, chcemy podjąć współpracę. Naprawdę zależy nam na poprawie życia mieszkańców Suny. Za swoje przewinienia możemy jedynie przeprosić i liczyć na wybaczenie. Z Kazekage-sama… — zawahał się — porozmawiam osobiście, jeśli tylko strażnicy mnie do niego wpuszczą.
— To nie będzie konieczne, usiądź.
Kira posłusznie opadł na krzesło i patrzył na nią nadal zmieszany, ale pozbył się tego ponurego wyrazu twarzy z początku rozmowy.
— Mój mąż dowie się tylko faktów, bez twarzy i nazwisk. — Nie chciała ich przestraszyć. Liczyła na współpracę z tymi ludźmi. — Czy możemy powrócić do szczerości i otwartości na zmiany?
— Oczywiście.
— Dobrze… to teraz przestań już być zmieszany, tylko powróć do swojego oblicza butnego, nieugiętego nienawistnika elit. — Mrugnęła do niego. — Naprawdę, nie liczę na to, że zgodzisz się na wszystko – to są tylko plany. Wstępne, bez szczegółów. Wszystko wyjdzie w praniu.
— Będę wyrażał swoje zdanie — powiedział powoli Kira.
— Już przedstawiam, w jaki sposób zaplanowałam wszystko. — Wyciągnęła pierwszą kartkę. — Pracowników fizycznych docelowo, na rozruch potrzebuję około dwustu.
Mężczyźni wytrzeszczyli oczy, słysząc tak wielkie zapotrzebowanie.
— Dodatkowo jakieś piętnaście osób na stanowiska… nie wiem… umysłowe…? kierownicze…? Nie znam się na prowadzeniu interesu — przyznała. — Ale wiem, jak technicznie wszystko rozwiązać, a Rada zgodziła się i nie będzie utrudnieniem przy procesie produkcji.
— Czego? — spytał z zaciekawieniem Kira.
— Preparatów medycznych i higienicznych — odparła. — Siostra Kazekage, Temari, poprosiła mnie kiedyś, żebym zrobiła jej jakieś kosmetyki. Wiecie… kremy, żele do kąpieli i inne takie.
Kira nieco zmieszany skinął głową.
— Udało mi się je wytworzyć. To będą produkty, które trzeba będzie sprzedać, ale najpierw wyprodukować. Nie chcę ściągać spoza Suny innych materiałów, jak chociażby opakowań, więc Rada wyraziła zgodę na ponowne otwarcie huty szkła.
Kira patrzył na nią w niedowierzaniu.
— Zabrakło przecież…
— Mój mąż potrafi rozpoznać piasek kwarcowy od innego. Dzięki temu, że będzie dodawał swoją chakrę, butelki będą bardziej wytrzymałe. Widzicie, mam pomysł, by… nie wiem, jak to nazwać, bo oczywiście na zebraniu Rady tego nie poruszyłam… wykorzystać próżność elit.
— Co masz na myśli? — spytał Kira.
Kankuro spojrzał na bratową zaintrygowany.
— Dwie linie produktów będą wytwarzane, ale… — Zawahała się. — O ile o innych ustaleniach możecie mówić otwarcie, to jedno nie opuszcza tego pomieszczenia.
Zarówno Kira, jak i Enzo skinęli głowami.
— Będą sprzedawane w różnych cenach. Dla bogaczy i dla przeciętnych klientów. — Uśmiechnęła się złośliwie. — Oficjalnie cały czas mówię, że te dla bogaczy będą łatwiej przyswajalne, ale wiecie co to oznacza?
Zaprzeczyli ruchem głowy.
— Że będzie tego mniej… Że będą bardziej rozrzedzone. I w sumie nie kłamię, organizm łatwiej przyswaja taką konsystencję, ale wystarczy z tych dla biedniejszych klientów zrobić zawiesinę wodną z naszych produktów i wyjdzie na to samo.
Trójka mężczyzn ryknęła śmiechem. Nawet ten nieodzywający się do tej pory Enzo śmiał się w głos.
— Jak możesz tak mówić? — spytał Kira, gdy opanował wybuch śmiechu. — Sama należysz teraz do najwyższych kręgów.
Sayuri zerknęła na szwagra. Kankuro przewrócił oczami.
— Moja rodzina nie była wychowywana na książąt a na wojowników. Żadne z nas nie spełnia oczekiwań wielkich rodów. Gaara z wiadomych względów. Temari, bo nie jest zahukaną, potulną kobietą, a ja, bo… — Zawahał się. — Nie raz słyszałem, że moje zapędy należy leczyć elektrowstrząsami.
Sayuri parsknęła śmiechem, a ta dwójka wyglądała, jakby nie dowierzała, że ktoś z rodziny Kazekage i brat strasznego potwora mógł okazać się tak przystępnym człowiekiem.
— Nie robią nic oficjalnie, ale jesteśmy obłożeni nieoficjalną infamią i nikt nie zaprasza nas do swoich domów.
— Więc… raczej nie jesteśmy specjalnymi miłośnikami chciwych rodów — dopowiedziała Sayuri. — A teraz szczegóły… Kiedy pięć lat temu zamknięto hutę szkła, dużo osób straciło pracę, prawda?
— Wtedy liczyła ponad stu pracowników. — Po raz pierwszy odezwał się Enzo. — Mój ojciec również stracił wówczas pracę.
— Czy jest w stanie skontaktować się z pozostałymi? Jeżeli przedstawię Radzie możliwość otwarcia huty bez konieczności prowadzenia szkoleń… być może zgodzą się udostępnić cały budynek, jeżeli będą to wykwalifikowani pracownicy. — Zastanowiła się. — Można by uruchomić wszystkie obszary działalności. Jak mówiłeś, nie ma już nawet okien?
Kira z niedowierzaniem skinął głową.
— Myślisz, że twój ojciec przekonałby pozostałych, żeby się zatrudnili z powrotem?
— Jestem pewien. — Szczery uśmiech pojawił się na twarzy Enzo. — Co konkretnie mieliby produkować?
— Nie mam zbyt wielu propozycji. — Spojrzała na swoje rysunki i pokazała je mężczyznom. — Tak w pierwotnym zarysie wyglądałyby opakowania. Jak widzicie jest kilka wzorów. Te bardziej… efektowne… będą przeznaczone na luksusowe produkty. Ale pomyślałam, że te pozostałe mogłyby wyglądem przypominać naczynia, by ludzie mogli z nich potem korzystać.
— Naprawdę… naprawdę pomyślałaś o tym? — wyjąkał Kira.
— Jak widać — zauważyła rozbawiona Sayuri. — Jestem w stanie stworzyć odpowiednie formy, a Gaara każdego dnia będzie transportował odpowiednie ilości piasku, z różną zawartością jego chakry. Dzięki temu wszystkie te naczynia będą cholernie wytrzymałe, ale te droższe będą się trochę bardziej mienić. Z tego, co słyszałam bogaci lubią błyskotki, a chakra Gaary wpłynie na tę właściwość.
Mężczyźni całkiem się rozpogodzili i z zainteresowaniem przeglądali jej rysunki.
— Poza tym, jak już wspomnieliście, można otworzyć też linie, które produkowałyby właśnie… okna, czy inne potrzebne elementy. Ale tu pozostali pracownicy musieliby trochę poczekać, bo najpierw muszą być przygotowane przykładowe plany.
— Tym się zajmę. — Enzo najwidoczniej był bardzo zaaferowany tymi możliwościami. — Ojciec wcześniej był kierownikiem zmiany i na pewno pomoże mi w tym. Jeśli piasku byłoby dużo, a Kazekage-sama mógłby go wzmocnić… — Zawahał się. — Może można stworzyć też jakieś tanie ozdoby, albo inne, wymyślne rzeczy? Kiedyś było kilku prawdziwych artystów w naszej hucie.
Młody mężczyzna patrzył na nią ze świecącymi oczami, co Sayuri przyjęła z radością. Właśnie na takie coś liczyła; że to sami mieszkańcy będą mieć pomysły.
— Zapiszę to sobie. — Zrobiła odpowiednie poprawki. — Można by zorganizować jakąś licytacje… — Zastanowiła się. — I znowu, taka licytacja musiałaby być elitarna, ale zwykłe ozdoby sprzedawane po normalnej cenie.
— Bogowie, jeśli sama huta by ruszyła, już jest to ogromna poprawa. — Kira najwyraźniej był pod wrażeniem tych planów. — Czyli jeśli chodzi o to, starzy pracownicy mają zagwarantowane miejsca, tak?
— Tak — odparła Sayuri. — Wszyscy. Nawet jeśli na początku musieliby zajmować się upierdliwymi rzeczami, jak sprzątanie i inne rzeczy, to w końcu mam nadzieję, wszystko się rozwinie do tego stopnia, że i sprzątaczki się zatrudni, i otworzy jakieś miejsce na recepcje. W ogóle ochroniarze też mogliby się przydać… Ale to musi wypalić. — Rzuciła im poważne spojrzenie. — Pracownicy nie mogliby już od pierwszych chwil narzekać, tylko pracować.
— A co z zapłatą? — spytał przytomnie Kira.
— Myślałam… myślałam, żeby równą dać pracownikom produkcji i tym z huty, żeby nikt nie czuł się poszkodowany — zawahała się i wymieniła kwotę. Widząc ciężki szok na twarzach Kiry i Enzo, szybko dodała: — Ale to na początek, taka forma podstawowa, która…
— Sayuri — przerwał jej Kira. — To nie jest zbyt mała kwota, to jest zbyt duża — Chciała szczerości, to i on musiał być uczciwy wobec niej. — Dwie trzecie będą nadal zbyt sporą sumą, ale łatwiejszą to uwierzenia. Jeżeli naprawdę chcesz takie sumy przekazywać, to w inny sposób.
— Naprawdę? — Sayuri spojrzała na swoje wyliczenia i uśmiechnęła się. — To mam jeszcze kilka pomysłów, ale to za chwilę. Myślałam też o premii.
Wyraz twarzy mężczyzn nadal wskazywał na to, że nie mogli uwierzyć w realność tej rozmowy.
— Sądzę, że sprawiedliwym rozwiązaniem jest premia grupowa. Każdy pracownik musiałby się postarać, by spełnić w miesiącu normę produkcyjną. Po konsultacji z twoim ojcem ustalę jaka to byłaby w przypadku pracowników huty, a ja sama określę, jak to będzie na linii produkcyjnej. Nie będzie ona zawyżona, bo to odbijałoby się na jakości produktów – ilość za jakość.
Skinęli głowami.
— W Konoha była to jedna piąta pensji, ale u nas jedna czwarta. Tak… taka byłaby podstawowa premia, którą każdy w miesiącu po wykonaniu norm zakładu mógłby otrzymywać.
Szok nadal utrzymywał się na ich twarzach.
— Pozostała część premii byłaby uznaniowa, indywidualna. Jeśli ktoś zdecydowanie pokazywałby, że mu zależy i pracę wykonywał ze starannością i zaangażowaniem, zasługuje na wyróżnienie, więc to byłaby kwota uzależniona od pracy ludzi, nie wyższa jednak niż połowa wynagrodzenia.
— Jak… dlaczego tak? Jakim cudem? — wyjąkał Kira.
— Bo chcę, żeby to była własność pracowników, te dwie moje inwestycje — przyznała Sayuri. — Nie chcę z tego żadnych pieniędzy. Nie są mi do niczego potrzebne prywatne środki. Ustaliłam z Radą, że ja odpowiadam za obliczenia kosztów produkcji. Pozostały zysk… Trzydzieści procent z czystego zysku trafi do kasy wioski, a siedemdziesiąt procent postanowiłam przeznaczyć na fundusz.
— Fundusz? — powtórzył Enzo. — Jaki?
— W kraju Ognia, niektóre małe wioski, które bardzo dobrze prosperowały stworzyły taki fundusz dla shinobi, po skończeniu służby. Pomyślałam, że można to samo zrobić z pracownikami w naszych zakładach. — Uśmiechnęła się. — Jeżeli wszystko bardzo dobrze się rozwinie, to sądzę, że przynajmniej połowę pensji mógłby otrzymywać pracownik co miesiąc, po skończonej pracy, ale byłyby obostrzenia. Po skończeniu siedemdziesięciu lat albo wcześniej, jeśli straciłby zdrowie.
— To… — Kira nabrał gwałtownie powietrza, jakby próbował ukryć wzruszenie. — N-nie myślałem, że to w ogóle… że możliwe jest zrobienie czegoś takiego.
— No jest. — Uśmiechnęła się Sayuri i taktownie udawała, że nie dostrzegła jego chwili słabości. — To teraz linia produkcyjna. Znalazłam już dostarczyciela odpowiednich ziół, mamy też budynek. Jest ogromny i nie potrzeba go za bardzo remontować. Na razie wszystko będzie trochę na dziko, ale będę szkolić ludzi. Postanowiłam, że będą podzieleni na małe zespoły, dziesięcioosobowe, które byłyby odpowiedzialne za produkcję kilku określonych produktów. Dzięki temu miałabym pewność, że nic nie zawali na jakości, jeżeli będą odpowiedzialni za tak mały wycinek.
Skinęli głowami. Enzo posłał jej nawet nieśmiały uśmiech.
— Stworzyłam też to. — Podała im grube karteczki. — Zmienią kolor pod wpływem reakcji chemicznej na zły dobór składników. Tak możemy upewnić się, czy dana partia nadaje się do użytku. Każda musiałaby być sprawdzana. Poza tym musielibyśmy zatrudnić… Jeszcze trochę osób — przyznała. — Nie pomyślałam o magazynierach i osobach odpowiedzialnych za wkładanie produktu do opakowań… To byłoby około… Powiedziałabym z piętnastu magazynierów i z dwadzieścia pakowaczy. Czyli na razie linia produkcyjna będzie zwiększona ze stu-pięćdziesięciu do stu-osiemdziesięciu-pięciu. O cholera… — Parsknęła śmiechem. — I jeszcze trzeba otworzyć sklep. To daje kolejne… nie wiem, z pięć osób w obsłudze i z dwie na tyłach. To będzie musiał być spory sklep, żeby wszystkie produkty wystawić.
— I w sklepie… można zatrudnić shinobi — powiedział z oporami Kira. — Musieliby pilnować, czy ktoś czegoś nie kradnie. Na razie w Sunie jest bieda i naprawdę nie brakuje takich ludzi.
— Dobrze, to jeszcze to dopiszę. Powiedz mi… Jak najlepiej rozwiązać sytuację pierwszego miesiąca?
— Nie rozumiem…
— Wypłata zawsze byłaby pierwszego, ale ten początkowy miesiąc… Ludzie nadal nie mieliby za co żyć. Lepiej dać pierwszą wypłatę, w formie podstawowej, a premię przyznać właśnie pierwszego, czy…
— Nie — zaprzeczył Kira. — Widzę… Mam nadzieję, że można ci zaufać, ludzie też najpierw muszą pokazać, że zasługują na zaufanie. Pierwszy miesiąc… można zorganizować… jeśli byłaby taka możliwość. — Wyraźnie się speszył. — Po prostu jakieś jedzenie dla pracowników i mniejsze dla ich rodzin.
— A co myślisz o takiej stołówce dla pracowników? Można stworzyć takie miejsce, gdzie po prostu wszyscy by się zbierali i jedli jakieś śniadania, czy obiady.
— W czasie pracy? — zdumiał się.
— W czasie przerw. Bo myślałam, że można zrobić pracę na dwie zmiany. Dzienną i nocną, zawsze po osiem godzin. — Uspokoiła go, zanim zdążył otworzyć usta. Nie chciała wyzysku. — Przynajmniej dla mnie, osoby nieprzyzwyczajonej do warunków pustynnych, praca w dzień, w takim skwarze… — Wzdrygnęła się. — No mogłyby być zmiany tygodniowe. Pięć dni pracy w nocy, dwa dni przerwy, pięć dni pracy w dzień i tak w kółko.
— Mieliby dwa dni wolnego w tygodniu? — Enzo patrzył na nią zszokowany.
— Jestem medykiem i wiem, że praca ponad siły wykańcza organizm bardziej, niż robi to samo życie, czy starość. — Westchnęła. — Te dwa dni w przypadku pracy fizycznej to minimum. Poza tym myślałam, że w ciągu pracy przysługiwałoby pracownikom dwie przerwy. Pierwsza, dwudziestominutowa po dwóch godzinach pracy, a druga pół godzinna po pięciu godzinach. Dodatkowo piętnaście minut dla uznania… Nie wiem, na papierosa, czy coś takiego.
— Czyli chcesz, żeby pracowali po siedem godzin dziennie…
— Nie, ja wiem, że uwaga i skupienie nie jest możliwe do utrzymania na najwyższym poziomie przez osiem godzin — powiedziała stanowczo. — Te przerwy są gwarantem jakości produktów. A co do tego jedzenia… Nie obiecuję, ale postaram się pomyśleć. W przyszłości, za kilka miesięcy widziałabym to w taki sposób, że za drobną sumę odciąganą z wypłaty można by zrobić po prostu śniadania i obiady zakładowe. Każdy określałby na początku miesiąca, jakie dania by chciał i trzeba byłoby zatrudnić kucharki, ale to z czasem.
— To zbyt piękne — jęknął Kira.
— To możliwe do zrealizowania. Jeżeli produkcja byłaby najwyższej jakości, klienci przekonaliby się do naszych produktów i na pewno zaufaliby nowym, jeśli kiedyś je wprowadzimy. To jest moja propozycja na same zakłady pracy. Co myślicie o tym?
— To… więcej, niż kiedykolwiek śmiałbym oczekiwać — powiedział ostrożnie Kira. — Nawet jeśli połowa z tego zostanie zrealizowana, to i tak ogromne osiągnięcie. — Uśmiechnął się.
— Dobrze, to teraz jeszcze kilka kwestii, tych mniej ważnych. Najważniejsze jest ruszenie, ale to za sześć dni. Teraz porozmawiamy o tych wolnych środkach, które nieoczekiwanie się pojawiły, a dodając do tego moje wcześniejsze obliczenia jest… możliwe zrealizowanie czegoś, o czym myślałam. A właściwie kilka rzeczy. Z tego, co słyszałam problemem mieszkańców są też pożyczki brane od samurajów.
— Tak — przyznał Kira. — Procenty są kilkukrotnie większe od pierwotnej sumy.
— Myślałam o możliwości zrobienia… Jakby to nazwać? Pożyczek zakładowych.
— Pożyczek? — powtórzył niepewnie Kira.
— Wyglądałoby to tak: Zakład, jak już będzie rentowny, wykupi długi. Wszystko zostanie spłacone, ale pracownik musiałby podpisać umowę i zgodę na to, by spłacić z pięcioprocentową nadwyżką. Ale to wszystko rozłożone na wiele lat, by nie było zbyt uciążliwe. Załóżmy, że ktoś pożyczył dwadzieścia monet, teraz ma do spłaty sto. Zakład opłaciłby te sto, ale napisał umowę, by pracownik zobowiązał się spłacić sto-pięć z rozłożeniem na… nie wiem, dwa lata? Trzy? Każda taka umowa musiałaby być indywidualnie rozpatrywana, a kwota po prostu odciągana z wypłaty. Poza tym na przyszłość pracownicy mogliby, nawet bez długów, robić takie pożyczki z tym samym systemem ratalnym i oprocentowaniem. Nie wiem… jeśli na przykład urodzi się dziecko, jest dużo wydatków na już, na zaraz. Może wtedy się zadłużyć i w przeciągu roku spłacić to.
— Genialne — przyznał Kira. — Zakład miałby pewność, że dług zostanie spłacony i w przyszłości zarobiłby na tym, a pracownik ma pewność, że nie zostanie oszukany.
— Właśnie — powiedziała z uśmiechem Sayuri. — Miałam jeszcze pomysł, w jaki sposób te produkty mogłyby być opisane. Trzeba podpisać umowę z drukarnią, ale to będzie uzależnione od ilości sprzedanych produktów, więc nie chcę pochopnie robić zbyt wielkich zamówień. Wiem, że… szpital nie jest zbyt przyjaznym miejscem.
— Często odmawiają przyjęć — przyznał Enzo.
— Każdy produkt medyczny byłby opisany na jakie dolegliwości pomaga i jakie ma składniki, by nikt nie brał czegoś, co może mu zaszkodzić.
— Ludzie mogliby się leczyć sami — zauważył z uśmiechem Kira. — No… może złamania tak się nie uleczy, ale inne rzeczy…
— Poza tym myślałam, żeby nieoficjalnie zatrudnić jeszcze kogoś. Nie spodziewałam się, że edukacja jest takim problemem, ale można jakieś… nie wiem, lotne umysły, jakiś starszych, wykształconych ludzi zatrudnić. Nie przesadzałam, że udostępniony budynek na linie produkcyjne jest ogromny. Niektóre mniejsze pomieszczenia nie będą wykorzystane, więc można tam po prostu wsadzić jakieś siedziska i dzieciaki mogłyby pobierać lekcje…
— Znam wielu takich ludzi — odezwał się Enzo. — Starsze kobiety, które naprawdę mają dużą wiedzę, ale nie mogą znaleźć pracy, bo są już za stare i nie nadają się do pracy fizycznej… — Zarumienił się. — Powiedziałem to zbyt ostro, ale…
— Masz rację — przerwała mu Sayuri. — Kilka takich kobiet można by zatrudnić, a dzieci robotników… Nie — zaprzeczyła sama sobie. — Wszystkie dzieci, bez możliwości nauki, mogłyby pobierać tam lekcje. Wiadomo, nie będzie to nic wybitnego, ale pisać, czytać, rachować, czy znać się trochę na geografii i historii to… naprawdę minimum, które moglibyśmy zagwarantować. Dobrze… co z kadrą kierowniczą?
— Nas się pytasz? — zdumiał się Kira.
— Jeśli wy nie znajdziecie odpowiednich ludzi, będę musiała poprosić Radę. Sama nie jestem w stanie prowadzić tego i jeszcze mieć czas na… — przerwała i zarumieniła się, a Kankuro parsknął śmiechem. — Na życie.
— Znajdziemy takie osoby — powiedział stanowczo Kira. — Ilu?
— Z tego, co słyszałam… — Zawahała się. — Nie, mam nadzieję, że ludzie będą uczciwie pracować, więc po prostu po trzech na dwie zmiany i w hucie, i na linii produkcyjnej. Poza tym kilka osób do księgowości.
Kira wyglądał na zdeterminowanego, by spełnić jej oczekiwania.
— Teraz najbardziej newralgiczna kwestia… Ja już się złamałam i w hucie będą pracować sami starzy pracownicy. Na linii produkcyjnej chcę widzieć głównie samych shinobi na spoczynku albo członków ich rodzin.
Kira zmrużył oczy.
— To miało być dla wszystkich mieszkańców.
— I będzie, jestem w stanie zgodzić się co najwyżej na pięćdziesiąt procent. Oni jeszcze podczas służby stawiali swoje życie na szali. W takich sytuacjach nie myśli się o spokojnej starości, wierzcie mi. Wy macie wrażenie, że to jakieś oszałamiające sumy, góry złota, a guzik! Jeśli kiedyś trafię do swojego starego mieszkania w Konoha, znajdę moje kwity wypłat… sprzed lat… kiedy jeszcze byłam shinobi… I zobaczycie, że to nic niezwykłego. A ponoć Konoha ma lepszą sytuację od Suny, więc wyobrażam sobie, że tutaj jest gorzej.
— Ale mieli możliwość nawet niewielkie sumy odkładać.
— Tak. Ale też przyznasz, że ryzyko jest trochę inne. Między udawanie się między wrogów, a produkcję szamponu.
Kira parsknął śmiechem.
— Jeżeli w przyszłości okazałoby się, że trzeba rozszerzyć działalność, nadal status quo się utrzyma? Maksymalnie pięćdziesiąt na pięćdziesiąt?
— Tak.
— To nadal jest niesprawiedliwe — mruknął. — Mieszkańców jest więcej, ale nie narzekam.
— Znajdziecie tych ludzi? Wasz Ruch?
— Tak — obiecał Kira. — Czyli za sześć dni?
— Tak, wpadaj do mnie codziennie, koło trzynastej. Jak będę, to wymienimy uwagi, jak nie, to pocałujesz klamkę. Będę miała teraz sporo latania, ale w tych godzinach postaram się być i postaram się, żeby mojego męża nie było…
— Nie — przerwał jej Kira. — Rozumiem, co chcesz zrobić. Te plany, żeby shinobi pracowali razem z mieszkańcami, nie uwypuklasz wkładu tej rodziny… I wierz mi, jeżeli produkcja okaże się rentowna, jeżeli nie będziesz oszukiwała pracowników i spełnisz chociaż połowę obietnic… Kazekage… Wtedy będę wiedział, że się pomyliłem, bo żadna tak wspaniała kobieta, na jaką wyglądasz, nie wyszłaby za taką osobą, jaką widziałem gdy myślałem o Kazekage. Wbrew temu co mówiłaś, postaram się sam do niego dotrzeć, żeby móc wyznać winy i porozmawiać z nim. Przyszedłem tutaj, bo chciałem cię ocenić i jestem naprawdę zdumiony odkryciem. Mam nadzieję, że poznanie twojego męża będzie równie miłą niespodzianką.
Zapadła niezręczna cisza. Kankuro w duchu gotował się ze śmiechu, patrząc na zmieszanego Kirę i zarumienioną Sayuri. Z czystej złośliwości nie włączał się do rozmowy, tylko obserwował swoją bratową. Nie była osobą skłonną do ryzyka. Owszem, w krytycznych sytuacjach, jak wtedy gdy go uprowadziła sprzed nosa drużyny, potrafiła podjąć decyzję, ale brał ją za osobę na ogół zachowawczą. Dopiero w połowie tej rozmowy zrozumiał, dlaczego tak się zachowała – chciała zatrudnić masy ludzi, zaproponowała śmiesznie wysokie stawki, szalała z ilością produktów i chyba przegięła z czasem realizacji. Nawet jeśli nie świadomie, to podświadomie miała z tyłu głowy pewność, że będzie w stanie ich opłacić.
Uśmiechnął się półgębkiem. Gaara zaklinał się, że Sayuri wzbraniała się przed rozmową na temat pieniędzy, ucinała wszelkie próby napomknięcia na ten temat, ale równocześnie stanowiło to dla niej wentyl bezpieczeństwa przed ewentualną porażką w zakładach. Tylko dlatego chciała zaryzykować.
Ciszę przerwała Sayuri, udając, że nie słyszała słów Kiry.
— Dobrze, to jeszcze ostatnia kwestia… a właściwie kwestie. Pierwsza to, w jaki sposób widzę członków waszego Ruchu, a druga to, w jaki sposób wy możecie widzieć mnie i mojego męża na przyszłość.
— Masz na myśli zasadę wzajemności? — spytał Kira.
— Nie do końca, ponieważ ja i Gaara naprawdę chcemy, żeby tutaj żyło się lepiej. Różnica między nami jest taka, że on ma większe możliwości, ale musi oddzielić czas na różne kwestie, a ja mam mniejsze możliwości, ale skupię się tylko na tym. Ruch widziałabym jako moje wtyki wśród pracowników.
Zarówno Kira jak i Enzo nie wyglądali na zachwyconych.
— Mogłam to nazwać ładniej i na pewno nie oburzylibyście się, ale ostatecznie chodzi o to samo. Nie mam na myśli donosicieli, którzy będą sprawdzać, czy każdy mieszkaniec ma w domu ołtarzyk ze mną i Gaarą na swoim biurku.
Kankuro parsknął śmiechem. Sayuri rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie i zignorowawszy jego rozbawiony wyraz twarzy, kontynuowała:
— Tylko o to, żebyście pilnowali, jakie są nastroje, czy robotnicy są zadowoleni. Jeśli pojawią się głosy niezadowolenia, to żebyście odpowiednio reagowali. Jeżeli byłyby to absurdalne żądania, to po prostu łagodzić takie napięcia, a jeśli byłyby to dobre rozwiązania, przekazywać je dalej, a ja albo Gaara postaramy się to naprawić.
— Chcesz nam bardzo zaufać — zauważył Kira.
— Wbrew wszystkiemu, wasz plan, nawet związany z zabiciem mojego męża, pokazywał jedno – chodziło wam o dobro Suny. Z waszej perspektywy to on był tym złym ciemiężycielem, ale teraz poznaliście mój sposób na zmiany w Sunie. Mieliście czas na zastanowienie i przyjęliście moje założenia. Oznacza to… mam nadzieję… że z równie wielkim zaangażowaniem, co ścigaliście Gaarę, zajmiecie się teraz poprawą wszystkiego, co tylko jest w naszej mocy. Wspólnie, bo mam nadzieję, że zaufacie mi i rodzinie, do której weszłam.
— Już ci zaufaliśmy, bo nie uciekliśmy stąd — powiedział poważnym tonem Kira. — Kazekage-sama zamordował mojego brata, gdy był jeszcze dzieckiem.
Sayuri zachowała pokerowy wyraz twarzy.
— Z drugiej strony od lat widzimy zmianę, to nie tak, że i my jesteśmy ślepi. Nie uważałem jedynie, że to jest stan stabilny i chciałem mieć pewność, że takie masakry, jak lata temu się nie powtórzą. Jeżeli nawet może się coś takiego zdarzyć, ale przy okazji mieszkańcy poprawią swoje warunki bytowe… Mam nadzieję, że będzie to w dalekiej przyszłości albo nigdy. Od blisko sześciu lat nie słyszałem, by Kazekage-sama stracił panowanie nad sobą, a teraz moje obawy zmalały widząc, że ktoś… najwidoczniej zna go i zaufał mu, jak ty to zrobiłaś, a nie jesteś nawet shinobi.
Nie były to miłe słowa. Ale Sayuri zrozumiała – szczerość za szczerość. Umiarkowane zaufanie to na razie wszystko, co mogła ugrać, ale to i tak dużo.
— Kocham swojego męża — powiedziała po prostu. — W innym wypadku nie byłoby mnie tutaj i nie chciałabym zmian w Sunie, bo to on ceni te wioskę, a ja… Może ludzi cenię, ale to nie jest mój klimat. Czuję się paskudnie na pustyni.
Wyglądali na rozbawionych tą uwagą.
— Jeszcze coś… Chciałabym, żebyście powoli, ale naprawdę powoli przygotowali pozostałych, nadal bezrobotnych mieszkańców, na zmiany.
— Planujesz rozszerzyć działalność?
— Nie. Wiem, że będą planowane pewne inwestycje. — Zawahała się. — Spore. Ale nie jest to nic pewnego, więc nie chcę dawać wam złudnej nadziei. Nie wiem też, jakie warunki będą proponowane pracownikom, ale chciałabym, żeby wasz Ruch zrekrutował zawczasu jeszcze kilku członków, żebyście mogli zatrudniać się tam i dawać mi z pierwszej ręki informacje.
— Dlaczego? — spytał Kira.
— Ponieważ, jeśli to będą odpowiednie osoby z wielkich rodów… na niektóre można wpłynąć i zaproponować bardziej ludzkie rozwiązania. Pracownicy nic nie wskórają, ale któreś z nas już tak.
— Więc i wy będziecie naszymi wtykami w elitach — zauważył z uśmiechem Enzo.
— W pewien sposób tak. Na tyle, na ile to możliwe. Teraz to naprawdę ostatnia rzecz… Bogowie… co ze mnie za gospodyni? Częstujcie się. A co, ty jesteś tak spięty, że nawet ciasto ci nie smakuje?
Kankuro spojrzał na nią z łobuzerskim uśmiechem.
— To kruche ciasto, jeszcze nie słyszałbym twoich szalonych planów i jak mógłbym to znieść? Jesteś okrutną kobietą, która mnie dręczy swoim szaleństwem. Wyobrażacie sobie? — Spojrzał na mężczyzn. — Jestem odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo, a ta nic, tylko latałaby po Sunie. Jesteś gorsza do upilnowania niż Łatka.
— Łatka? — powtórzył zaintrygowany Enzo.
— Mamy kota. A właściwie kotkę, ale jest teraz śmiertelnie na nas obrażona, bo nie wpuściliśmy jej do kuchni.
Mężczyźni wybuchli śmiechem. Naprawdę… nie tak wyobrażali sobie to spotkanie.
— Jeśli nie chcecie mnie obrazić, jedzcie — oznajmiła Sayuri i sama też sięgnęła po kawałek.
— Bardzo dobre — powiedział Kira.
— Tak właśnie skradła nam serca. — Kankuro patrzył z satysfakcją na rumieńce Sayuri. — Ale mój brat był szybszy i skuteczniejszy. Wyobrażasz sobie, jaka świetlana przyszłość by nas czekała?
— Ty, ja i Łatka? Nie życzę sobie trójkątów. Łatka klei się do Kankuro, jakby był jedynym na świecie człowiekiem wartym jej uwagi — wyjaśniła, widząc ich zdumione miny. — To ta ostatnia kwestia, którą chcę omówić… Nie życzę sobie dyrektorów, czy kierowników placówek.
— Dlaczego?
— Takie osoby zazwyczaj chcą się wybić. Zarobić jak najwięcej kosztem pracowników. Ja będę honorowo pełniła tę rolę i reprezentowała zakłady na odpowiednich spotkaniach. Dlatego tak ważne jest, żebyście znaleźli nie tylko kompetentnych, ale też godnych zaufania ludzi na kierowników zmian. To oni pełniliby dużo funkcji decyzyjnych, jeżeli mnie nie byłoby na miejscu. Najważniejsze jest to, by pracownicy czuli, że to jest ich, nawet jeśli na papierze ja będę właścicielką. Planuję przez pierwszy miesiąc codziennie pojawiać się i w hucie, i na linii produkcyjnej. Potem również często, ale coraz rzadziej. Jak już sklep zostanie uruchomiony, wszystkie zyski byłyby przechowywane w sejfie, który będzie znajdował się w… — Zawahała się. — Ale to na razie tylko wynajmowany budynek, a Radzie nie zaufam z tym.
— Mamy sejfy, w naszej posiadłości. Część środków z posiadłości przeniesiemy tutaj i jeden wam udostępnimy. Nikt nie odważy się okraść domu Gaary — zauważył złośliwie Kankuro. — Nawet jeśli nikogo nie ma na miejscu sądzę, że będzie bezpieczniej niż w większości znanych mi miejsc. Przypomnij mi, że mam cię uraczyć, jak oni pójdą, pewnym złośliwym komentarzem, bo zapomnę.
Sayuri domyślała się, co to może być za komentarz i zawczasu zarumieniła się.
— Jak będzie wyglądała kwestia księgowości?
— Księgowe musiałyby być w budynku linii produkcyjnej — powiedziała powoli Sayuri. — Ktoś bardzo zaufany musiałby być odpowiedzialny za przenoszenie środków… Jak się będą dostawać do środka, geniuszu? — zwróciła się do Kankuro.
— Moja słodka, naiwna bratowo. — Bezczelnie peszył ją lalkarz. — Czy ty myślisz, że my w ogóle zamykamy ten dom? Od dobrych pięciu lat zamek nie jest nawet ruszany, a i tak nikt się nie zbliża. Jak coś zginie, zrzucę to na was — powiedział, patrząc na mężczyzn. — Tylko wy wiecie o tym. Ale za pierwszym razem pójdę z tym bardzo zaufanym człowiekiem, żeby mu pokazać gdzie może to składować i dam odpowiednią kombinację.
— Jeżeli i tak nam grozi za kradzież stryczek, lepiej żebyśmy to my, ja i Enzo, chodzili na zmianę odkładać pieniądze. Lepiej już zginąć za własne przewinienia niż czyjąś głupotę.
— Dobrze. Będę robiła odpowiednie wyliczenia, ile będzie przeznaczane na wypłaty, z kierownikami będę ustalała wysokość ewentualnych premii uznaniowych. Z czasem będziemy musieli otworzyć osobny dział do wypłat tych funduszy, o których wspomniałam, ale na razie to tylko plany. Co jeszcze… I jeden pokój przeznaczymy na przyszłe pomieszczenie dla przynajmniej kilku więcej księgowych, które odpowiadałyby za pilnowanie pożyczek i nanoszenie poprawek do kwitów wypłaty... Pierwszego w każdym zakładzie pracy ustalimy, w jakich godzinach poszczególne grupy pracowników chodziłyby po pieniądze, żeby nie było przestojów. Tym też będzie musiał się zająć jakiś zaufany człowiek, żeby nie było nieprawidłowości.
— Masz rację — przyznał Enzo. — Nieraz w hucie, były wręcz wymuszenia, żeby pracownicy oddawali część tych swoich nędznych wypłat. — Westchnął. — Jeżeli to wypali, mieszkańcy będą robili prawdziwe bitwy o możliwość zatrudnienia u ciebie.
— U nas — poprawiła go. — Naprawdę mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.

***********************************

Pojawił się w końcu mój włoski imigrant. ;) Mam pytanie, związane z pieniędzmi. W uniwersum Naruto pieniądze mają (najprawdopodobniej) wartość zbliżoną do japońskiej waluty. W Gosposi, kiedy pisałam dla siebie, nigdy nie zwracałam na to uwagi i nie bawiłam się ani w dokładne kwoty, ani w przeliczenia na złotówki. Zapisywałam to tak, jak widzieliście w tym rozdziale – coś w stylu: podała kwotę, kwota dwukrotnie wyższa od czegoś itd. Jeżeli uważacie, że powinnam pisać konkrety, to dajcie znać jaką drogą podążać – wartość złotego czy jena.  

Miłego weekendu!

10 komentarzy:

  1. Skłamałabym gdybym nspisała, że rozpłakałam się, ale miałam gule w gardle, kiedy czytałam o sytuacji w Sunie. Twardzi ludzie tam muszą mieszkać x) Ogólnie ten weekend jakoś na smutno, 'Opiekun' się kończy, w 'Gosposi' poznajemy wstrząsające kulisy,, co jeszcze? Nie zapominam oczywiście o pozytywach. Kankuro jak zawsze trzyma poziom, no i może xoś się zmieni w mojej ukochanej wiosce. Będę trzymać kciuki!

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tym komentarzu zastanawiam się, czy nie za bardzo wstrząsające, ale tak widziałam Sunę. Z jakiegoś powodu Rasa dał radę zmobilizować shinobi do szalonego planu ataku na Konohę, a gdyby było tam kolorowo i dobrze, nikt nie chciałby stracić komfortowych warunków. Uważam, że to desperacja popchnęła sunijczyków do tak gwałtownych działań, a członków Rady nigdy nie widziałam jako tych "dobrych", wiec raczej losem mieszkańców się nie przejmowali.

      Usuń
  2. Przypomniało mi się, co pomyślałam czytając rozdział (albo dwa) wstecz. Łaskawa ta rada, bo przyznali ludziom jednorazową pomoc. Innymi słowy rzucą czasem rybę zamiast dać wędkę^^ Miło, że Sayuri zauważyła, że jednak lepsza jest wędka - i że wybrała tę metodę świadomie ;).
    Kurczę, jak mi się podoba kiedy Sayuri mówi o Gaarze "mój mąż" :P Dobrze, że wzięli ślub długo przed końcem opowieści.
    Czy ja dobrze rozumiem, że Sayuri nie chce posady kierowniczej żeby mieć czas na zabawianie się z mężem? Sodoma :D
    Jak dla mnie nie ma potrzeby ukonkretniać sprawy pieniędzy, i tak dialogi czyta się bez zgrzytów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim skromnym zdaniem Sodoma (choć i tak obostrzona) była w ostatnich rozdziałach :P A Sayuri na tym etapie uważa, że najprawdopodobniej nie nadaje się do tej roli i chce, żeby to mieszkańcy przejęli zakłady. Tak przynajmniej brzmi oficjalna wersja, bo ten mąż... :D

      Muszę przyznać, że odetchnęłam z ulgą, w związku z pieniędzmi. Musiałabym wtedy w wielu miejscach dać krótkie, dodatkowe dialogi, w których tłumaczę jaką wartość nabywczą ma pieniądz, a tak patrząc na następne rozdziały, byłoby to karkołomne zadanie ;)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. PS. Gdybyś chciała pisać o konkretnych kwotach (choć sądzę, że zwykle nie ma takiej potrzeby), to sugerowałabym jednak jeny oznakowane gwiazdką, a pod wpisem przelicznik na złotówki.

      Usuń
  4. *rozsypuję dookoła płatki róż i cukierki*
    Moja kochana, całuję Cię w oba policzki i ściskam mocno. Wszystko najlepszego w dniu Twojego święta (no dobra, dzień po ;p)

    Wiedziałam, że Sayuri weźmie się za sprawy Suny, ale nie myślałam, że od razu ruszy z grubej rury. Chwała jej za to! :D

    Co do kasy, to też bym wzięła jeny. Wiesz, że uniwersum Naruto ma własną walutę? To Ryo.
    Cyt. "Ryō (両) jest walutą w świecie Naruto. Oparta jest na starej japońskiej złotej monecie, która używana była w Japonii przed upływem okresu Meiji. Później waluta ta została zastąpiona Jenem. W oficjalnym Fan Booku: Hiden: Hyō no Sho, Masashi Kishimoto podał kurs wymiany 10 jenów do ryō."
    Ale... No sama nie wiem. Bo na przykładowym zdj z Wiki mają na sobie herb Konohy, więc to raczej nie ogólna kasa.

    Buziaki~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia! :)

      O samej nazwie waluty nawet nie myślałam, ale skoro ryō ma symbol Liścia, odpada w przedbiegach, bo nie pozwolę mojej Suny jeszcze bardziej tłamsić ekonomicznie i zmuszać, żeby używali tam waluty z obcej wioski ;) Na razie spróbuję bez konkretnych kwot, a jeżeli będzie to uciążliwe, dopiero wówczas pobawię się w zmiany :D

      Usuń
  5. Jak odzyskałem mojego byłego męża ... Tak się cieszę, że mogę podzielić się zeznaniami o prawdziwym rzucającym zaklęcia, który przyprowadził do mnie męża. Mój mąż i ja jesteśmy małżeństwem od około 6 lat. Pobraliśmy się szczęśliwie z dwójką dzieci, chłopcem i dziewczynką. 3 miesiące temu zacząłem zauważać jakieś dziwne zachowanie od niego, a kilka tygodni później dowiedziałem się, że mój mąż widuje się z kimś innym. Zaczął wracać do domu późno z pracy, już nie obchodzi mnie ani dzieci, czasem wychodzi i nawet nie wraca do domu przez około 2-3 dni. Zrobiłem wszystko, co mogłem, aby rozwiązać ten problem, ale wszystko bezskutecznie. Bardzo się martwiłem i potrzebowałem pomocy. Kiedy pewnego dnia przeglądałem Internet, natknąłem się na stronę internetową, która sugeruje, że Dr.Wealthy może pomóc rozwiązać problemy małżeńskie, przywrócić zerwane relacje i tak dalej. Więc czułem, że powinienem spróbować. Skontaktowałem się z nim i powiedziałem mu o moich problemach, a on powiedział mi, co mam robić, i zrobiłem to, a on rzucił na mnie zaklęcie. 48 godzin później mój mąż przyszedł do mnie i przeprosił za wyrządzone krzywdy i obiecał, że nigdy więcej tego nie zrobi. Od tego czasu wszystko wróciło do normy. Ja i moja rodzina znów żyjemy razem szczęśliwie .. Wszystko dzięki Dr.Wealthy Powerful Love Spell, które naprawdę działa. Jeśli masz jakikolwiek problem, skontaktuj się z nim, a gwarantuję ci, że ci pomoże. On cię nie zawiedzie. Wyślij mu wiadomość e-mail na adres: wealthylovespell@gmail.com. lub whatsapp go na: +2348105150446

    OdpowiedzUsuń
  6. ZNAJDŹ SIĘ Z pustą kartą bankomatową ... WhatsApp +1 331 278 5948

    Chcę zeznać o oficjalnych hakerach, pustych kartach bankomatowych, które mogą wypłacać pieniądze z dowolnych bankomatów na całym świecie. Przedtem byłem bardzo biedny i nie miałem pracy. Widziałem wiele zeznań o tym, jak oficjalni hakerzy wysyłają im pustą kartę bankomatową i używają jej do zbierania pieniędzy w dowolnym bankomacie i stania się bogatym. (;officialhacks1234@gmail.com) Ja też do nich wysyłam e-mailem, a oni wysłali mi pustą kartę bankomatową. Używam go, by zdobyć 250 000 dolarów. wypłacić maksymalnie 5000 USD dziennie. oficjalni hakerzy rozdają kartę tylko po to, by pomóc biednym. Hakuj i pobieraj pieniądze bezpośrednio z dowolnego sejfu bankomatu za pomocą zaprogramowanej karty bankomatu, która działa w trybie automatycznym.

    E-mail: ;officialhacks1234@gmail.com

    Whatsapp ; +1 331 278 5948

    OdpowiedzUsuń