— Znowu to samo...
Sayuri spojrzała na Kirę z wściekłością, ale ten nie wyglądał na przejętego jej stanem emocjonalnym.
— No daj spokój, Sayuri. Po co mam słuchać kolejnego monologu? Ile razy mówiłaś mi, że pójdziesz do Gaary i mu wygarniesz? — Chłopak uśmiechnął się pod nosem, gdy patrząc z góry, dostrzegł jej rumieniec. — Nie pójdziesz i nie wygarniesz, a ja i Nanami do końca życia będziemy z tobą w drużynie geninów, bo szanowny Kazekage-sama nie pozwoli ci samej nawet butów zawiązać.
Sayuri stanęły łzy w oczach, ale za nic nie chciała pokazać, jak bardzo ubodły ją słowa przyjaciela. Chciała krzyczeć z wściekłości, kiedy dostrzegła trumf w jego spojrzeniu. Nie mogła całkiem skapitulować.
— Teraz pójdę do Gaary i zażądam, żeby wyraził zgodę na nasz egzamin.
— W sumie, to może się nie ośmieszajmy — mruknął Kira i zmierzwił dłonią swoje krótkie, czarne włosy. — Kto to widział piętnastolatków, co jeszcze ani razu nie próbowali zdać na chuunina. Dzieciaki nas wyśmieją.
Zatrzymali się w miejscu, w którym zazwyczaj ich drogi się rozchodziły. Sayuri szła do posiadłości Kazekage, a Kira po wyjściu z obszarów przeznaczonych na treningi, kierował się do dzielnicy mieszkalnej. Brakowało Nanami, która jeszcze nie mogła brać udziału w treningach. Została zraniona na misji, ale prognozy były całkiem niezłe i już zapewne niedługo do nich dołączy.
Kira westchnął cicho.
— Po prostu pogódź się z tym wszystkim — powiedział z nikłym uśmiechem. — Nasz Kazekage nie pozwoli, żeby coś ci się stało, a wyższy stopień oznaczałby, że nie miałby jak tłumaczyć przed Radą, że sensor z taką ranga nie może chodzić na poważniejsze misje.
— Wiem... — wyszeptała Sayuri. — Ale ty i Nanami...
— Serio daj spokój. Ostatecznie mam płacone jak każdy shinobi, ale nie grozi mi śmierć na naszych misjach. Zawsze to pocieszenie, że dożyję starości.
— Naprawdę nie masz mi tego za złe?
— Pewnie, że chciałbym zrobić coś więcej niż patrole pustyni na granicy z Konohą. — Puścił jej oczko. — Z drugiej strony mamy więcej czasu na treningi i na sparingach z innymi widać, że wcale nie odstajemy...
— Przepraszam, Kira.
— Chyba jesteś głucha. — Chłopak przewrócił oczami. — Lepiej już spadam, zanim cię uszkodzę. Do zobaczenia!
Sayuri z ciężkim sercem ruszyła do domu. Zbyt często miała wyrzuty sumienia z powodu Kiry i Nanami. Doskonale wiedziała, że oboje byli na o wiele wyższym od niej poziomie. Znała też powód takiego doboru jej partnerów z drużyny.
Lata temu, kiedy Gaara został Kazekage, a ona naciskała, by zapisał ją w końcu na listę shinobi, ten złamał się. Tak przynajmniej sądziła, dopóki nie spotkała Kiry i Nanami. Oni trenowali na poważnie o wiele dłużej niż ona i, co najważniejsze, zdecydowanie wybijali się na tle ich rówieśników. Kiedy wykonanie podstawowych technik było dla niej szczytem możliwości, oni opracowywali własne, bojowe techniki. Kiedy miała problem z treningiem wytrzymałościowym i po przebiegnięciu kilku kilometrów nie mogła złapać tchu, oni ze zniecierpliwieniem czekali na nią.
Nie miała wątpliwości, że Gaara chciał dobrze i w tej dwójce upatrzył sobie jej strażników, ale... Nie rozumiał wielu rzeczy. Nie rozumiał, jaki wstyd towarzyszył jej przez te wszystkie lata. Nie rozumiał, jak ogromne miała wyrzuty sumienia, że hamowała ich rozwój. Nie rozumiał, że to, co w jego oczach było wygodnym fortelem, dla niej było ciężką próbą. Nawet ich sensei istniał jedynie w teorii. Na papierze zapisany był Arata-sensei i faktycznie, czasem się pojawiał, ale najczęściej robił to, co wszyscy pozostali wyżsi rangą shinobi – symulował i unikał obowiązku jak ognia.
Z tego co słyszała, Gaara był raczej surowym i skrupulatnym przełożonym. Żaden jego podwładny nie odważyłby się na takie manewry, ale w przypadku jej drużyny i bycia ich opiekunem, Gaara przymykał oko. Ba! Całkowicie zlewał fakt, że za każdym razem, kiedy jej drużyna miała misję, nie tylko Arata-sensei, ale też shinobi, którzy mogli go zastępować, nieoczekiwanie chorowali. Oczywiście bez senseia żadna misja nie mogła się odbyć. Jedynie patrole mogli wykonywać, bo ochrona granicy z krajem Ognia była jedynie iluzoryczna, a i z innymi krajami Suna miała coraz lepsze stosunki.
Sayuri próbowała ignorować skojarzenia, które nasuwały się same, gdy myślała o poprawach relacji między wioskami i krajami. Polowanie na bijuu. Wojna. Zwolniła kroku i wzięła kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. Zwalczyła te wspomnienia. Nie powinna o nich myśleć.
Mijała szpital, który był przedostatnim budynkiem przed posiadłością Kazekage. Zastanawiała się, czy nie odwiedzić Nanami, ale ostatecznie odrzuciła ten pomysł. Domyślała się, że gdyby dziewczyna chciała towarzystwa, miała lepszych przyjaciół niż ona. Nanami chyba nadal nie pozbyła się niechęci wobec niej, w przeciwieństwie do Kiry, który zaakceptował ją.
Westchnęła cicho. Spojrzała na górującą ponad innymi kulistymi budynkami posiadłość Kazekage i jak zwykle obleciał ją strach na myśl, że mogłaby się sprzeciwić Gaarze. Stała w cieniu budynku szpitalnego i sama przed sobą grała na zwłokę, byle tylko nie iść do jego gabinetu.
Nigdy nie był nawet bliski skrzywdzenia jej i to nie ten rodzaj strachu czuła. Może nawet strach nie był tak dobrym określeniem. Ona nie mogła mu się sprzeciwić w niektórych sytuacjach. Od dziecka doskonale wiedziała, kiedy nie powinna przekraczać granicy.
Gaara potrafił okazywać emocje, potrafił przy niej śmiać się, żartować, droczyć i z nią, i ze swoim rodzeństwem. Nie była pewna, choć majaczyły jej niejasne wspomnienia, że chyba raz nawet płakał przy niej, ale posiadał też jakąś wewnętrzną siłę, która paraliżowała Sayuri. Miała przekonanie, graniczące z pewnością, że czasem jego Nie, nawet jeśli niewypowiedziane na głos, oznaczało koniec dyskusji. Czasami jego spojrzenie podpowiadało coś więcej niż słowa, mowa ciała i nastrój. Od dziecka wyczuwała to i nigdy nie sprzeciwiała mu się.
Dlatego tak bardzo nie chciała konfrontacji w związku z egzaminem na chuunina, który miał się odbyć za pół roku. Kiedyś przebąkiwała coś na ten temat, a Gaara powiedział wówczas Może. Ale jego spojrzenie podpowiedziało jej, że było to to samo nieme Nie, przed którym czuła bezgraniczny szacunek, a może nawet i strach.
Z drugiej strony nie chciała być wiecznie ciężarem dla Nanami i Kiry...
Nagle wpadła na pomysł. Przecież Gaara powiedział Nie tylko dla pomysłu zdawania przez nich egzaminu na chuunina. Mogła prosić go o zmianę drużyny. Niech przydzieli jej jakieś największe ślamazary, skoro i tak nie mogła chodzić na misje albo w ogóle rzuci w diabły ten cały plan bycia shinobi! Skoro jej misje zależały od Kazekage, a tym Kazekage był Gaara, nie miała szans na rozwój.
Od razu poczuła się lepiej, kiedy wpadła na pomysł rozwiązania problemu. Nie ociągała się już i żwawym krokiem ruszyła ku posiadłości.
Wcześniej kilka lat mieszkali z Temari i Kankuro w ich rodzinnym domu, który przez wiele lat stał pusty, ale odkąd Gaara został Kazekage, na powrót wprowadzili się do posiadłości. Teraz miała nieodparte wrażenie, że głównymi mieszkańcami posiadłości była ona i Gaara. Kankuro bardzo często znikał, ku niezadowoleniu siostry, a Temari coraz częściej była w rozjazdach. Szczególnie chętnie udawała się do Konohy.
Te zmiany nie podobały się Sayuri. Tyle lat żyła z nimi, że możliwość zniknięcia któregokolwiek z jej życia, była przerażająca. Nawet odejście Kankuro, który uwielbiał jej dokuczać, przeżyłaby strasznie. O odejściu Gaary nawet nie myślała. Odkąd tylko pamiętała, był fundamentem jej życia i nie mogło być mowy o jego zniknięciu.
Weszła do posiadłości i przez chwilę rozkoszowała się chłodem, który zazwyczaj panował w tym monumentalnym budynku. Kiedy pokonała pierwszy zakręt, na głos pozdrowiła kilku strażników i zaczęła wdrapywać się na schody w południowej części budynku. Tędy najszybciej mogła dojść do gabinetu Gaary. Zawsze wczesnymi popołudniami, a nierzadko i późnymi, ślęczał nad jakimiś raportami. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że tej czynności nie znosił najbardziej i to dlatego zawsze zwlekał z wykonaniem tego zadania...
— Naucz się chodzić w końcu!
Początkowo była przestraszona, że wpadła na kogoś, ale usłyszawszy złośliwy głos Kankuro, jedynie prychnęła zirytowana.
— A ty co? Możesz chodzić z zamkniętymi oczami?
Mężczyzna uśmiechnął się do niej i dopiero wówczas Sayuri to dostrzegła.
— Bogowie, znowu masz te bazgroły na twarzy! Nikt ci nie mówił, że wyglądasz śmiesznie?
— Nikt ci nie mówił, że z tymi kitkami — pociągnął ją za włosy — wyglądasz na pięć lat?
— Przynajmniej nie zachowuję się na tyle... — mruknęła, patrząc na Kankuro ze złością. — To ja już pójdę...
— Dokąd?
Zatrzymała się w pół kroku, słysząc zdumienie w jego głosie. Spojrzała na niego z politowaniem.
— Wybacz, starcze, że zapominam o twojej ułomności. Nie pamiętasz, że twój rodzony brat ma piętro wyżej gabinet?
— Strażnicy mnie nie wpuścili. Ale rób jak chcesz, dziecinko. Młodzi muszą się uczyć na własnych błędach.
— Mnie zawsze wpuszczają.
Uśmiechnęła się z tryumfem i zignorowała ciche przekleństwo, które Kankuro rzucił w jej kierunku. Zachichotała pod nosem i pokonała ostatnich kilka schodków na następne piętro.
Kankuro nie pomylił się. Już kilkanaście metrów przed gabinetem Gaary czekali strażnicy. Uśmiechnęła się do obu z oddali.
— Cześć! Gaara jest w gabinecie, tak?
— Hai, Sayuri-san. Kazekage-sama prosił, żeby nikt mu nie przeszkadzał — powiedział wyższy z nich.
— A te zalecenia kiedykolwiek dotyczyły mnie? — spytała z butą w głosie.
Mężczyźni spojrzeli po sobie z niewyraźnymi minami.
Doskonale wiedziała, że stawiała ich w niekomfortowej sytuacji. Z jednej strony rozkazy Gaary musiały być bezwzględnie respektowane, z drugiej nikt nie chciał jej podpaść, wiedząc, że Gaara wyjątkowo ją sobie cenił. Starała się nie nadużywać tej namiastki władzy, jaką miała nad innymi, ale w tej sytuacji, kiedy znalazła w sobie odwagę, by żądać czegoś od Gaary, nie mogła myśleć o środkach.
— W takim razie wejdź, Sayuri-san — powiedział jeden z mężczyzn zrezygnowanym tonem.
— Dzięki!
Uśmiechnęła się do nich promiennie i szybko przemknęła między nimi, żeby nie zmienili zdania.
Nigdy nie pukała, to i teraz nie uprzedziła o swoim wtargnięciu, tylko pewnie otworzyła drzwi do gabinetu.
— Cześć Gaa...
Głos jej się załamał na ten widok. Ułamek sekundy wpatrywała się w te kochane przez nią oczy, aż jej własne nie zaszły łzami. Widziała, że otwierał usta, ale ona zatrzasnęła za sobą drzwi i rzuciła się biegiem w stronę schodów.
Minęła strażników i na oślep pędziła w dół. Ledwo dotarły do niej krzyki Kankuro, którego chyba staranowała na schodach. Wybiegła z posiadłości, a ostre promienie słoneczne ją oślepiły. Chciała przystanąć, przemyśleć cokolwiek, ale nie mogła. Musiała uciekać. Zostawić za sobą Sunę.
Przez łzy nie widziała, gdzie konkretnie biegła. Na oślep, przed siebie. Byle dalej. Ktoś za nią wołał. Nie odwróciła się. Dlaczego to tak bolało?
Dopadła na szczyt muru. Zbiegła. Zostawiła za sobą Sunę.
Ile biegła? Nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Biegła dalej. Chciała biec szybciej. Zniknąć gdzieś w tym pędzie.
Cholerna burza piaskowa. Widziała jeszcze gorzej. Chciała biec dalej, ale powoli jej krok stawał się wolniejszy, aż w końcu przegrała z naturą. Musiała się poddać i poszukać schronienia.
Pustynia była jej znana i nawet kiedy biegła na oślep, automatycznie podążyła trasą, którą najczęściej pokonywała. Bez trudu rozpoznała kilka charakterystycznych grzybów skalnych i wiedziała, że była w połowie drogi do pierwszej wieży strażniczej, która miała wyznaczać drogę na wschód, do Konohy. A pomiędzy tamtymi skałami, znajdowało się schronienie, stworzone na takie właśnie okazje.
Wahała się, czy nie pozostać pośród tego szalejącego piasku, ale instynkt przetrwania wziął górę nad zrozpaczonym umysłem. Walcząc z piaskiem i silnym wiatrem, dopadła do schronu. Zeszła kilka stopni po drabinie i ledwo udało jej się zamknąć właz za sobą.
Ogarnęły ją ciemności, a zapach stęchlizny nieprzyjemnie gryzł po gardle. Po omacku zeszła na sam dół i próbowała odnaleźć jakieś flary błyskowe. Choć może to zły pomysł... W tak małym pomieszczeniu jeszcze by oślepła. W końcu udało jej się znaleźć w jednej ze skrzyń świece i zapałki.
Po chwili pomieszczenie zostało oświetlone ciepłym blaskiem świec. Sayuri chwiejnym krokiem podeszła do materaca leżącego w kącie schronu. Ściągnęła z niego koc, którym się okryła. Zwinęła się w kłębek. Próbowała odrzucić obrazy, ale one zostały chyba na stałe odciśnięte w jej pamięci.
Burza czarnych loków, obcisły materiał na wyzywającym stroju. Kobieta siedząca na stole i Gaara.
Czuła ucisk na klatce piersiowej. Próbowała wziąć głębszy oddech, ale nie mogła. Dusiła się od powstrzymywanego szlochu. Dłonie jej drżały, więc zacisnęła je w pięści.
Próbowała skupić się na równomiernym oddychaniu... Odgłos nagich ciał uderzających o siebie... Nie zdołała tym razem powstrzymać szlochu.
Skąd w niej tyle żalu? Kim była dla Gaary? Czy kiedykolwiek myślała na poważnie o przyszłości? Ta świadomość nagle ją uderzyła. Była tak zaskoczona, że przestała płakać.
Kim ona właściwie była dla Gaary? Dlaczego nadal z nim mieszkała? Jako genin mogła wnioskować o kwaterunek, ale nigdy tego nie zrobiła. Było to dla niej tak oczywiste, że życie spędzi z Gaarą, że nawet nie myślała o tym, czego on chciał. A może nie chciał mieć na głowie smarkuli, która od lat pałętała mu się pod nogami? To ona się do niego przyczepiła i nie chciała odpuścić.
Przerażająca wizja, o której nigdy nie pomyślała. Jak to wyglądało z jego perspektywy?
Dla niej Gaara od samego początku jawił się jako jej osobisty, dobry duch.
Nigdy nie spytał jej, czego szukała wtedy, lata temu na półce skalnej, gdy po raz pierwszy się spotkali. Od ludzi słyszała o demonie, który jedną myślą zabijał i wiedziała, że mówili o nim. Czuła jego chakrę i o pomyłce nie mogło być mowy. W tamtym czasie śmierć nie kojarzyła jej się z niczym złym. Zostawiłaby ojca za sobą, ale poszłaby do mamy, która zmarła. To wydawało jej się dobrym rozwiązaniem. Ale kiedy spotkała Gaarę i spojrzała w jego oczy, po raz pierwszy poczuła jego Nie. Wiedziała, że jej nie zabije. Skoro nie chciał tego zrobić, musiała znaleźć inne rozwiązanie.
Słyszała, że Gaara był kimś złym. Z drugiej strony ludzie często mówili, że należy go zabić. Słyszała też, że żona Kazekage nie żyła. Połączyła jedno z drugim i doszła do wniosku, że ludzie się pomylili i Gaara nie mógł być zły, skoro życzyli mu śmierci, która dla Sayuri była czymś dobrym. Myślała, że Gaara też chciał spotkać się z mamą, tak jak i ona. Wpadła wtedy na pomysł zjazdu na resztkach z balisty z dużej wysokości. Na pewno by zginęli i spotkali się ze swoimi matkami. Ale Gaara nie pozwolił jej się nawet zranić. Ochronił ją i zaopiekował w sposób, którego nie była w stanie pojąć.
Nagle zyskała bliską osobę, której nigdy nie miała. Dzieciaki nie bawiły się z nią z powodu ojca, który był znanym w całej Sunie pijakiem. Wyśmiewali się z niej, ale odkąd zaczęła spotykać się z Gaarą... wszystko co złe odeszło.
Poznała uczucie sytości. Miała czyste ubranie. Miała z kim porozmawiać i spędzić czas. Wiedziała, że była bezpieczna przy nim. Nawet jeśli z czasem coraz lepiej rozumiała świat i zdawała sobie sprawę, że sposób życia Gaary daleki był od ideału, nie była w stanie przestać go kochać. Od zawsze czuła, że była zdolna do wszystkiego, byle tylko on był szczęśliwy.
A co on o tym myślał? Chciał ją w ogóle w swoim życiu? Pewnie tak. Przynajmniej na początku. Ale teraz? Czy nie przeszkadzała mu jedynie?
Wystawiła głowę spod koca i czuła się dziwnie odrętwiała. Nie powinna czuć się zdradzona. Gaara nie miał wobec niej żadnych zobowiązań. Zmusiła się, by usiąść. Ciało miała jakieś takie... inne, obce. Wszystko było dla niej obce. Świadomość, do której będzie musiała się przyzwyczaić, sprawiała, że miała wrażenie jakby od teraz patrzyła na wszystko z roli obserwatora, nie własnymi oczami.
Ile czasu spędziła w tym miejscu? Czy była gotowa, by wrócić? Wynająć mieszkanie? Żyć samodzielnie? Uwolnić Gaarę od niej? Wątpiła, ale nie miała innego wyjścia. Nie chciała być niepotrzebnym balastem.
Przez myśl jej przeszło, że powinna liczyć się z konsekwencjami zbiegnięcia z wioski, ale może Gaara będzie dla niej wyrozumiały ten ostatni raz.
Ledwo powłócząc nogami, podeszła do drabiny. Wspięła się na szczyt i spróbowała otworzyć właz, żeby zobaczyć, czy burza piaskowa minęła, ale ten ani drgnął. Podjęła kolejną próbę i jeszcze jedną, ale to cholerne żelastwo się zablokowało. Pięknie... Może w tym najbliższym punkcie strażniczym ktoś akurat był? Bo gdyby shinobi patrolowali, to ładnych parę godzin spędzi w tym miejscu. Ale gdyby jednak byli na miejscu, mogłaby dać znać o swoim położeniu podziemnym systemem przekazywania wiadomości, który połączony był z wieżą.
Zamknęła oczy i skupiła się na chakrze. Zamarła, gdy zrozumiała, że to nie słabość fizyczna nie pozwoliła na otwarcie włazu. To Gaara swoim piaskiem uformował jakąś pieczęć. Burza piaskowa też przepełniona była jego chakrą. Wyraźnie chciał ją zatrzymać w tym miejscu, ale po...
Nogi się pod nią ugięły, gdy wyczuła, że zbliżał się do niej. Był może pół kilometra od tego schronu. Spanikowała. Szybko wdrapała się z powrotem na materac i okryła kocem, który miał być jej jedyną zbroją w nadchodzącym starciu.
Nie wpadła na żaden dobry plan. Nie miała jak uciec, nie miała też nic na swoje wytłumaczenie dla wtargnięcia do jego gabinetu. Zachowała się jak gówniarz. Zresztą teraz, kiedy chowała się pod kocem, również nie zachowywała się specjalnie dojrzale. Najwidoczniej była jeszcze rozhisteryzowaną nastolatką.
Zadrżała, gdy wyczuła jak burza piaskowa ustała, a Gaara był o kilka kroków od wejścia. Serce waliło jej jak oszalałe, a po plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Co miała mu powiedzieć? Czy uda jej się w ogóle cokolwiek wykrztusić? W gardle miała wielką gule...
Wstrzymała oddech, gdy pieczęć zniknęła, a po chwili usłyszała głuchy odgłos, gdy Gaara, ignorując drabinę, wpadł do schronu.
Sayuri miała wielką ochotę schować się pod kocem i udawać, że wcale jej tutaj nie było. Nagle to spore pomieszczenie, stało się malutkie a atmosfera przytłaczająca. Zorientowała się, że zbyt długo wstrzymywała oddech, więc wzięła kilka raptownych wdechów, które były cholernie głośne w tym przeraźliwie cichym miejscu.
Odważyła się i zerknęła na Gaarę. Stał przy drabinie z rękoma skrzyżowanymi na piersi i patrzył na nią. Nie potrafiła nazwać tego wzroku. Jeszcze nigdy tak na nią nie patrzył. Nie była w stanie odgadnąć jego emocji, co zazwyczaj przychodziło jej z łatwością.
Chciała coś powiedzieć. Coś, co pokazałoby, że podchodziła do całej tej sytuacji z nonszalancją. Może coś w stylu: No, to trzeba znaleźć sobie mieszkanie, he, he. Ale nie mogła. Kiedy otworzyła usta, znowu zaczęła szlochać.
Jak bardzo żałosna była? Nie miała pojęcia, skąd wzięła tak wielką pewność, że będzie z nim już zawsze. Obietnica, którą złożył wiele lat temu, że zawsze będzie się z nią bawił, nie mogła przecież być prawdziwą. Jak miałby w wieku kilku lat wiedzieć, co przyszłość przyniesie? Jak mogła być tak głupia, by wierzyć, że słowa były w stanie zaklinać rzeczywistość? Nawet jako dziecko powinna być bardziej rozgarnięta.
Ze wszystkich sił próbowała się opanować, ale im bardziej do tego dążyła, tym większą ponosiła porażkę. Była wściekła na siebie, że urządziła taką scenę, ale nie mogła nic na to poradzić.
— Sayuri...
Automatycznie spojrzała na Gaarę. Nagle to wszystko wydawało się właściwe. On już wykonywał ruch, by usiąść obok niej. Za chwilę zapewne zamknie ją w swoim uścisku i powie jakieś magiczne słowa swoim spokojnym głosem. Od zawsze wiedział, co mówić, by ją pocieszyć.
Ale on w ostatniej chwili zrezygnował. Nie usiadł obok niej, choć wyraźnie miał taki zamiar. Szybko wyprostował się, a z jego spojrzenia zniknęło ciepło i znowu stał się kimś obcym. Był zdystansowany bardziej, niż kiedykolwiek sądziła, że mógł być.
Sayuri podjęła rozpaczliwą próbę powiedzenia tego, co planowała powiedzieć.
— Trzee-a... mieszkanie...
Przerwała i zamknęła oczy. Gromiła się w myślach i próbowała zmobilizować się do uspokojenia. Zajęło jej to długi czas. Gaara milczał, a jej urywany oddech był jedynym dźwiękiem w pomieszczeniu. W końcu przemogła się i spojrzała na niego.
— Złożę wniosek o przydzielenie mieszkania. — Była z siebie dumna, że głos ani razu jej nie zadrżał. — Mogę do tego czasu u was mieszkać? Czy mam...
— Nie widzę powodu, dla którego miałabyś się wyprowadzać.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem. To znowu było Nie. Czyli co? Co chciał tym osiągnąć? Równocześnie bawić się w jej opiekuna, może nawet rodzica, a po kątach, w tajemnicy przed nią, szukać mamusi? Wzdrygnęła się, gdy znowu miała ten obraz przed oczami.
Skoro raz udało jej się powiedzieć w miarę opanowanym tonem, co chciała mu przekazać i tym razem musiała to zrobić. Nie chciała wyjść na jeszcze większą gówniarę i histeryczkę.
— Nie widzę powodu, dla którego musiałbyś ukrywać cokolwiek i przyjmować... prywatnych gości... w swoim gabinecie. Od tego masz dom, a domyślam się, że w tej sytuacji jestem zbędnym elementem.
Tyle słów bez wybuchu emocji. Jak udało jej się to zrobić, kiedy serce pękało na samą myśl o przeprowadzce? Nie mówiąc już o czarnych lokach...
— Nie domyśliłem się, że będzie ci to przeszkadzać. Nie będzie już prywatnych gości.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem. To chyba jakiś żart... Ale Gaara miał śmiertelnie poważną minę. Spodziewała się, że za chwilę z włazu wyskoczy Kankuro i wrzaśnie coś w stylu Tylko takie gówniary, jak ty, nie zorientowałyby się! To na pewno łatwiej by przełknęła niż... to. Co to w ogóle miało znaczyć?! O ile wcześniej była rozżalona, zraniona, tak teraz musiała panować nad złością.
— Kim dla ciebie jestem?
Wiedziała, że trafiła z pytaniem. Gaara cofnął się o krok, a na widok jego zmieszanego wzroku, zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy poddawał to analizie. Kim dla siebie byli? Parą na pewno nie. Rodziną też nie. Przyjaciółmi? Raczej nie. W przyjaźni ludzie powinni być sobie równi, tak samo jak w związku. To był jakiś stan zawieszenia, który można było akceptować, kiedy byli dziećmi. Ale teraz, z biegiem lat, ta silna więź stawała się coraz bardziej absurdalna.
Jak miała wytłumaczyć sobie jego postępowanie? Gdyby traktował ją jak potencjalną partnerkę, raczej nie sprowadzałby sobie nikogo innego. Z drugiej strony, gdyby nie zależało mu na niej, nie zapewniałby, że to koniec z prywatnymi gośćmi.
— Nie wiem, Sayuri — powiedział cicho Gaara. — Ale na pewno bardziej zależy mi na twoim komforcie niż... — Nie dokończył. — Zależy mi też na twoim zdaniu.
Próbowała przełknąć to kłamstwo z godnością. Oparła głowę o gładką skałę, która okalała schron i zamknęła oczy. Nie mogła znowu wybuchnąć szlochem, oskarżać, powtarzać słowa, które wypowiadała lata temu. Wtedy została zignorowana, to i teraz niczego nimi nie zmieni.
Gaara rzadko przegrywał z nią, gdy chodziło o ciszę. To Sayuri zazwyczaj przeszkadzało, kiedy nie padały przez dłuższy czas między nimi słowa, jednak tym razem cisza była dla niej kojąca. Ale chyba nie dla Gaary.
— Nie wiem, co tak naprawdę o tym myślisz...
Spojrzała na niego zdumiona. Gaara stracił opanowanie. Rzadko denerwował się podczas rozmowy. Tym razem nie mówił spokojnym, miarowym tonem, tylko szybko. Nadal miał skrzyżowane ręce na piersi, ale na widocznej z jej perspektywy dłoni, zbielały mu knykcie od wbijania się w ramię.
— Wiesz, że zawsze starałem się dopasować do twoich oczekiwań, a kiedy musia...
Przerwał, gdy dostrzegł, że Sayuri zerwała się na równe nogi.
Przestała nad sobą panować. Dostosowywał do oczekiwań?!
— Kiedy tak zrobiłeś?! — Nigdy na niego nie krzyczała. Nigdy nie miała szans wylania żalów, które przez tyle lat dusiła w sobie, bo wiedziała, że w jego ocenie zrobił wszystko, co tylko mógł. Ale już dosyć. Teraz musiała chronić siebie, bo w końcu oszalałaby od wspomnień i przerażenia na myśl, że ta sytuacja znowu się powtórzy. — Może wtedy, kiedy nakazałeś mojej drużynie na siłę zaciągnąć mnie w razie niebezpieczeństwa do schronu ludności cywilnej?! Tak, faktycznie! Kiedy umierałam ze strachu, bo czułam, jak ten z Akatsuki cię zaatakował, spełniłeś moje oczekiwania! Mogłam jedynie wrzeszczeć, żeby mnie wypuścili!
Nie wiedziała, czy uzyskała zamierzony efekt, ale Gaara zmrużył oczy i patrzył na nią skupiony.
— Potem zastosowali środki bezpieczeństwa, wiesz? Próbowałam ich wszystkich przekonać, że znam miejsce twojego pobytu, ale oni nie chcieli mnie puścić! Nie dopuścili mnie do shinobi z Konohy, a moglibyśmy ruszyć natychmiast! — Obraz nagle stracił na ostrości, ale szybko starła łzy. — Dalibyśmy radę zdążyć na czas! Ja... Jak myślisz, co czułam, kiedy wiedziałam, że umarłeś?!
Była wściekła na siebie, że znowu oczy zaszły jej łzami. Chciała jak najszybciej je zetrzeć i kontynuować, ale te jak na złość nie chciały przestać spływać z kącików oczu.
Nagle poczuła dotyk dłoni Gaary na swoim ramieniu. Odskoczyła jak oparzona.
— Nie dotykaj mnie! Wiesz, co czułam, kiedy odmówiłeś mi mobilizacji podczas wojny?! — Próbowała zignorować jego zmartwiony wzrok. Znała go zbyt dobrze, by dać się oszukać. Przejmował się jej łzami i samopoczuciem, a nie słowami. — Błagałam cię na kolanach, a ty po prostu mi odmówiłeś! Za każdym razem traktujesz mnie jak dziecko! Nie mogę chodzić na misję, do drużyny przydzieliłeś mi geniuszy, co robią za moich ochroniarzy, a nie kolegów! Nie wiem, co im nagadałeś, ale Nanami, która mnie nie lubi, wolała sama zostać zraniona gdy natrafiliśmy na skorpiona, niż pozwolić, żeby coś mi się stało przez moją nieuwagę i gapiostwo! Nie mam pięciu lat, Gaara!
Przerwała. Czy był sens dodawać cokolwiek? Czy w końcu zrozumiał, że nie musiał traktować jej dłużej jak małego dziecka, którym była, gdy się poznawali? Wyglądał na zamyślonego, ale nie była w stanie odgadnąć, do jakich wniosków doszedł.
— Chciałbym móc cię przeprosić, ale nawet gdybym mógł, nie zmieniłbym żadnej decyzji. Wolę żebyś mnie znienawidziła, niż miała umrzeć.
Sayuri poczuła, jak krew zaszumiała jej w uszach. Podeszła do niego. Miała ochotę uderzyć go, wstrząsnąć nim, by w końcu dotarło do niego, że nie mógł dłużej tak na nią patrzeć, ale kiedy była tak blisko, złość wyparowała. Potrzebowała jego pocieszenia, choć to na niego była zła, choć to przez niego czuła się zdradzona.
Kiedy wtuliła się w niego i tłumiła płacz, nagle wszystko było takie, jak powinno. Ta bliskość i miłość, którą od dziecka była otoczona... Nie oddałaby tego za żadne skarby.
— A nie mogę cię kochać i żyć? — wymamrotała w jego pierś.
Nie mogła być równocześnie szczęśliwa i być z nim? Nie mógł choć raz w czymś ustąpić? W czymkolwiek, byle tylko pokazał, że mu również zależało na jej samopoczuciu.
Musiała dowiedzieć się, czy był do tego zdolny. Z mocno bijącym sercem oderwała się od niego i spojrzała mu w oczy. Nie było to Nie, którego tak bardzo obawiała się zobaczyć.
Nigdy żadne z nich nie mówiło wprost o uczuciach, bo było to zbędne. Byli świadomi, że są dla siebie istotni i nie było konieczności powtarzania tego na głos, ale teraz Sayuri przekonała się, że mogli się mylić przez te wszystkie lata. Gaarze w oczach rozpaliło się ciepło, ogromna czułość. Dostrzegła w nich obietnice. Te, które tak bardzo chciała, by się spełniły.
— Możesz — powiedział drżącym głosem. — Ja chyba też mogę, co, Sayuri?
Po raz pierwszy dał jej wybór. Wcześniej był on jedynie iluzoryczny. Nie pozwalał podejmować tych prawdziwych, istotnych decyzji. Czyżby to była kolejna obietnica, że zmieni się?
Nie mogła się opanować. Po tych kilku godzinach wyniszczających emocji, te pozytywne pochłonęły ją bez reszty. Pocałowała go w policzek. To pierwszy raz, kiedy odważyła się to zrobić.
— Ale bez prywatnych gości — powiedziała stanowczo.
Gaara parsknął śmiechem. Często tak robił, kiedy próbowała brzmieć poważnie albo groźnie. Ale ten wybuch mogła mu wybaczyć, bo zreflektował się.
— Przysięgam.
— I bardzo dobrze...
Znowu się w niego wtuliła. Bardzo nie lubiła opuszczać jego uścisku, który kojarzył jej się z tymi najlepszymi chwilami w życiu i najbardziej kojącymi emocjami. Wiedziała, że dużo czasu minie, zanim Gaara przestanie widzieć w niej dziecko, ale tym razem była przekonana, że uda mu się. Obiecał w końcu, a on zawsze dotrzymywał słowa.
******************
I tym sposobem opublikowałam już wszystkie opowiadania z młodości – z Gaarą w roli głównej. Na szczęście pisanie o Szanownym towarzyszy mi zbyt długo, żebym miała całkiem z tego zrezygnować (chyba nawet nie potrafiłabym). Planuję trochę pozmieniać w listopadzie, na rocznicę założenia tego bloga.
Na razie napiszę tylko tytuły nadchodzących opowiadań, które aktualnie tworzę: Sachiko czy Sayuri?, Kaktusowa historia i Dług. W listopadzie zacznę od publikacji Sachiko czy Sayuri? Jest to pewnego rodzaju hołd dla Temari, którą zawsze w opowiadaniach traktowałam po macoszemu.
Dziękuję wszystkim, którzy na bieżąco śledzili te historie i zapraszam do Gosposi, która będzie na razie jedynym publikowanym ff.
Miłego weekendu!
Podobał mi się ten mały bunt Sayuri. Rozumiem, że Gaarze na niej zależy, ale zdecydowanie przesądza. Z drugiej strony nie odnotowałam jaka jest między nimi dokładna różnica wieku, ale zachowanie Sayuri jest strasznie dziecinne. Może być w nim zadłużona, zakochana, ale to nadal ten Gaara, który był, według mnie, w tym opowiadaniu jako brat i właśnie opiekun. Może faktycznie coś między nimi wydarzyło w tej wyrwie czasowej, no ale jednak. Ten wątek romansu wydaję się trochę na wyrost ;p
OdpowiedzUsuńW tekście na pewno o tym było, ale może słabo zaznaczone - różnica wieku to 3/4 lata. W epilogu Sayuri ma 15 lat, więc Gaara 18/19.
UsuńNic się nie wydarzyło "romantycznego" w tej wyrwie. "Ten wątek romansu wydaję się trochę na wyrost" Muszę przyznać, że nie zrozumiałam, o jaki "romans" Ci chodzi ;) Że Sayuri traktowała przygodę Gaary jako "zdradę" (czasami właśnie określaną mianem romansu), czy że końcówka epilogu jest już wątkiem romantycznym?
Obie rzeczy. Jej reakcja na wyrost świadczy, że więcej dzieje się w jej wyobrażeniu niż w rzeczywistości. Rozumiem, że chciałaś zostawić dla nich furtkę, ale opowiadanie było bardzo dobre i bez tego. Pomyślałam, przed epilogiem, że to przyjemna odskocznia, podobała mi się ich niewinna relacja (oj Gaara taki niewinny) i może dlatego mam ambiwalentne odczucia co do końcówki.
Usuń"Wiedziała, że dużo czasu minie, zanim Gaara przestanie widzieć w niej dziecko, ale tym razem była przekonana, że uda mu się."
Może źle to odczytałam. Może faktycznie chodziło jej tylko, żeby zobaczył w niej dorosłą osobę, a nie kobietę. Tylko w zestawieniu z wcześniejszym wybuchem i obietnicą, że nie będzie innych "prywatnych gości", nie potrafię tego odebrać w ten sposób :D
Myślę, że każdy może to interpretować jak zechce i dlatego nie napisałam tego w 100% precyzyjny sposób ;) Choć, masz rację, obietnica Gaary daje pewne wyobrażenie, w jakim kierunku będzie w przyszłości zmierzała ich relacja.
UsuńJeżeli nawet idziemy tropem brat/opiekun, to nierzadko zdarza się, że młodsze rodzeństwo jest zazdrosne o starsze. Tak samo jak dzieci po rozstaniu rodziców są zazdrosne o nowych partnerów :D
Wtrącę się trochę x) Ja to odczytałam jako wstęp do przyszłej romantycznej historii bo Gaara wie, że Sayuri ejst zbyt młoda, a ta cała końcówka to uświadomienie przez oboje uczuć. Ale ja to może romantyczką jestem x)
UsuńAlba Longa
Czas na komentarz właściwy: Wielbię Cię i nienawidzę równocześnie. To w wielkim skrócie opisuje moje emocje. Jak można tak prowadzić taką historię i ją zakończyć tak szybko? Zdecydowanie najlepszy krótki fick spod Twojej ręki. Bardzo cieszę się,, że nadal będziesz pisać, no i nie mogę siędoczekać kolejnych opek. Z samych tytułów najbardziej zastanawiająca jest 'Kaktusowa historia', ale przekonałaś mnie wstawką o Temari. Najchętniej już przeczytałabym 'Schiko czy Sayuri?' Nie myśl, że zapomniałam zawód po krótkości tego fika, ale może się zrehabilitujesz w przyszłości x)
OdpowiedzUsuńAlba Longa
Raczej już nigdy nie napiszę tasiemca podobnego do Gosposi. Tam mogę bawić się w opisywanie codzienności, ale bez wyraźnego wątku głównego, a w innych opowiadaniach skupię się na opisaniu bardziej zwartej, przemyślanej historii. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że w przypadku jednego opowiadania romans będzie tylko tłem, co jest dla mnie absolutną nowością xD
UsuńCieszę się, że czekasz na moją dalszą grafomanię i dziękuję za wytrwałe śledzenie bloga :)
A więc tak: na początku zwróciłam uwagę na "płynność" tekstu, bardzo fajnie się czyta, nawet jak na Twój lekki styl. Poza tym spodobał mi się bardzo Kira. Jest względem Sayuri taki, jakim zawsze wyobrażałam sobie Kibę wobec Hinaty (manga zostawia tu sporo miejsca). To wielkie osiągnięcie, żeby stworzyć postać, która dopiero co się pojawia, i szybko znika, a tak zwraca na siebie uwagę i sympatię czytelnika.
OdpowiedzUsuńDalsze wydarzenia tak mnie zszokowały, że aż sobie musiałam w trakcie ucieczki Sasyuri przez pustynię zrobić krótką przerwę na kawę. Coby uspokoić emocje i nie zgubić połowy czytanych zdań.
Wracając do tego, jak sobie wyobrażałam zakończenie tego ff: żadne się nie ziściło. W obu gdzieś tam sobie zdawali sprawę, że im na sobie zależy inaczej niż na linii sierota - opiekun, w jednej wersji tuż po ataku Akatsuki, w drugiej trochę później. Ale nie były to tak dramatyczne wydarzenia. No i sądziłam, że będzie mowa, górnolotnie, o miłości, ale bez fizyczności. Dlatego tak mnie zszokował dramatyczny obrót wydarzeń.
Od początku przypuszczałam, że to będzie "ta" Sayuri i że pojawi się wątek uczuciowy, jednak sądziłam, że będzie ledwo zarysowany. Dlaczego? Bo wydaje mi się, że generalnie, spośród wszystkich opowieści na blogu, w tym postawiłaś sobie najwyżej poprzeczkę jeśli chodzi o temat i relację bohaterów. A chcą na końcu tak wyraźnie napisać o ich relacji romantycznej, stawiasz tę poprzeczkę jeszcze wyżej. Zastanawiałam się, czy jeśli się zdecydujesz na coś takiego, nie wyjdzie za bardzo...nie wiem, niesmacznie, kontrowersyjnie? Bo trudno zapomnieć o tym, że Sayuri była dzieckiem. Gaara też, tylko że emocjonalnie dojrzalszym, no i tym, który się nią zaopiekował, a więc była od niego w pewien sposób zależna.
I tu jest właśnie trudność podjęcia tej tematyki. MIędzy Gaarą i Sayuri nie ma dużej różnicy wieku, wa czy może trzy lata? Nie było to specjalnie podkreślane, a możnaby się spodziewać, że przygotowując sobie "bezpieczny" grunt pod takie zakończenie mogłabyś co chwilę to podkreślać. Nie zdecydowałaś się na to, co podziwiam. Całość ciężaru przedstawienia ich relacji jako zdrowej, a nie patologicznej, gdzie facet wykorzystuje swoją przewagę nad uzależnioną emocjonalnie wychowanką, spoczęła na epilogu. Moim zdaniem wyszło to świetnie. Ja czuję się przekonana, że ona naprawdę go kocha, a on ją, i dlatego nie chciał wykorzystać stawiającą ją "niżej" i w pewnym uzależnieniu od niego relacji.
Kwestia tego, że Gaara nie czuje by zasługiwał na miłość itd. też jest ważna, ale tutaj moim zdaniem drugoplanowa, bo nawet jakby nie miał demonka, miałby problem. Temat ich relacji jest bardzo "realny" i wcale nie musiałby się dziać w świecie shinobi, a poczucie winy Gaary w tym przypadku nie musiałoby mieć nic wspólnego z demonkiem. Moim zdaniem, to jest bardzo ciężka sprawa, jeśli przy bliskiej relacji przyjacielskiej pojawi się pożądanie. A już, skoro on ją przez pewien czas wychowywał, sprawa jest maksymalnie skomplikowana.
Bardzo ładne opowiadanie. Dało mi do myślenia. Chciałabym mieć takie wyczucie w dziedzinie opisywania fizycznego aspektu miłości.
Z tego wszystkiego bym zapomniała, że opis Gaary w pierwszej części rozdziału z perspektywy Sayuri, tej jego stanowczości i jednoznaczności Nie, uważam za majstersztyk. Władczy, ale nie despota. Taki powinien być.
Dalsza część komentarza, bo nie chciał przejść przez długość :D
UsuńNo i ten opis ich pierwszego spotkania z perspektywy Sayuri, jej spojrzenia na jego osobę kiedy była mała, tak świetnie uzupełnia całość historii. No i jej perspektywa po tym, jak poczuła się zdradzona, jej próba poradzenia sobie z tym oraz reakcja Gaary - rzucają zupełnie inne światło na całość. Bez żadnego pisania wprost jaka była między nimi różnica wieku i podkreślania, żę Gaara zajął się nią, gdy sam był dzieckiem, pokazuje, dlaczego jednak ta "miłość niemożliwa" była możliwa. Może to piszę na fali emocji, ale to dla mnie najlepszy epilog z ff jakie kiedykolwiek czytałam. Spodziewałam się aspektu romantycznego na końcu, ale jednak w ujęciu ogólnym historii o opiekuńczości Gaary - a tymczasem jest to epicka wręcz historia miłosna.
PS: Zajrzawszy do komentarzy widzę, że mój odbiór opowiadania wcale nie jest oczywisty. Czy to nie jest piękne w literaturze, że czytelnik je współtworzy? Powtórzę, że dla mnie romans jest oczywisty. Sayuri zachowuje się jak typowa zdradzona dziewczyna, a Gaara zachowuje się jak chłopak, w którym jest uczucie do niej, ale nie potrafi go rozpoznać i nazwać, również przez okoliczności zewnętrzne. Będę wracać do tego opowiadania, oj będę.
Te powody, które wymieniłaś (żeby nie było "niesmacznie, kontrowersyjnie"), zmusiły mnie do napisania Epilogu od początku, bez podpierania się tekstem, który znalazłam na komputerze. Wahałam się długo, w jaki sposób przedstawić ostatecznie ich relacje i to zawahanie widać. Moje ciągoty nakazywały relację romantyczną, ale z tyłu głowy miałam "Hola, hola, przedobrzysz, a to będzie śmieszne".
UsuńDziękuję za tak wyczerpujący komentarz :D Cieszę się, że podobało Ci się to opowiadanie i zgadzam się w 100% z tym stwierdzeniem ukrytym w pytaniu: "Czy to nie jest piękne w literaturze, że czytelnik je współtworzy?" Komentarze, które otrzymuję od Was cieszą mnie, ale nie dlatego, że ktoś po prostu śledzi bloga (ze statystyk wynika, że to całkiem spora liczba cichych czytelników) i napisze coś miłego albo motywującego (raczej i tak będę pisać), tylko właśnie perspektywa innych osób. Czasami odnosi się ona do moich opowiadań, a czasami do postaci, bez związku z którymkolwiek ff. Na przykład ta nasza rozkmina, jeszcze z zeszłego roku, kiedy głowiłyśmy się nad tym, czy dla Gaary było to fizycznie możliwe, żeby współżył przed wyjęciem Shukaku :D Nadal mam wyszczerz na twarzy, kiedy wracam myślami do tego typu dyskusji ;)
Napisanie od nowa zapewne bardo dobrze wpłynęło na całość, bo to, co jest najlepsze w tym epilogu to sposób opisu. W mojej opinii Sayuri rozumuje jak typowa młoda dziewczyna, zaurocona albo zakochana, którą spotkał zawód. Gaara z kolei zachowuje się bardzo dojrzale. No i ta scenka, w której on najpierw chciał do niej podejść, ale zrezygnował, daje subtelne wyobrażenie o ich relacji i co mógł myśleć. Podejrzewam, że oryginalna wersja pełna jest bezeceństw, jeśli nie masz ic przeciwko i podeślesz na mejla chętnie przeczytam ;) głównie ciekawi mnie różnica w sposobie opisu. Widać, jaki postęp zrobiłaś w czasie pomiędzy rozdziałami a epilogiem
UsuńNie wiem, czy jesteś gotowa na epilog w takiej wersji, w jakiej wisi na komputerze :P Perspektywa Gaary, a sytuacja niemal dokładnie odwrotna :D
UsuńJedynie w przypadku Odpowiedzialności nie podjęłam rękawicy z poprawą tekstu do choćby miernego poziomu. W innych ff dłubię i walczę. W Opiekunie np. nie było cały czas perspektywy Gaary, tylko wymieszana z Sayuri i te wszystkie rzeczy, które teraz zamieściłam w epilogu, były porozrzucane w rozdziałach. Oczywiście jej perspektywa nie była choćby próbą wczucia się w rozumowanie dziecka i w głównej mierze dlatego nie mogłam jej zostawić ;)
Oczywiście, wyślę Ci epilog, ale pozwól, że poprawię chociaż ortografy, szalejące przecinki, dziwne rozłożone akapity i deklinację... Tak. Kiedy wrócę z pracy to ogarnę i dzisiaj albo jutro będziesz miała wesołą lekturkę :D