sobota, 24 sierpnia 2019

Gosposia – Rozdział 44

— Wspaniała kobieta jest w końcu w moich ramionach.
Kiedy tylko Enzo i Kira wyszli, przyszedł Gaara. Kankuro domyślnie zniknął i zajął się w końcu Łatką, a Sayuri z mężem, jakby to było silniejsze od nich, zamknęli się w sypialni. To tak naprawdę były pierwsze słowa, które padły między nimi.
— Wspaniały mężczyzna w końcu trzyma mnie w swoich ramionach.
— Kochanie… Naprawdę nie wiesz, do czego pije?
Sayuri spojrzała na niego zdumiona.
— Pozwolisz, że zacytuję, bo to zdanie wyjątkowo utkwiło mi w pamięci Wtedy będę wiedział, że się pomyliłem, bo żadna tak wspaniała kobieta, na jaką wyglądasz, nie wyszłaby za taką osobą, jaką widziałem gdy myślałem o Kazekage. — Dostrzegł jej zarumienioną twarz. — Naprawdę uważasz, że trzeba się wstydzić takich słów?
— Nie do końca — mruknęła. — Moim zdaniem ty jesteś wspaniały i beze mnie. — Pocałowała go z czułością. — Oni tylko muszą pozwolić sobie to dostrzec.
— Zabiłem jego brata — powiedział cicho. — Naprawdę uważasz…
— Tak, naprawdę tak uważam. — Spojrzała na niego stanowczo. — Przerabialiśmy tę rozmowę. Nie będę przekonywała mieszkańców do wybaczenia, ale do zrozumienia, że jesteś wspaniały już tak. Kocham cię, mój wspaniały mężu. Nigdy nie pozwolę, żeby ktoś cię krzywdził. Zwłaszcza że krzywd psychicznych masz już dosyć na całe życie.
— Zrekompensowałaś mi wszystko w pełni, a nawet z nadwyżką. Nadal uważam, że jesteś moim cudem, który nieoczekiwanie pojawił się w moim życiu.
— Wiesz, że ja patrzę na ciebie bardzo podobnie. Zdaję sobie sprawę, że miałeś gorzej, ale wierz mi, ja też nie byłam zbyt szczęśliwa wcześniej. Ale to dostrzegłam dopiero po tym, jak cię poznałam i pozwoliłeś mi poznać prawdziwego siebie. Tak bardzo… nie wiem nawet do kogo składać modły dziękczynne, bo nie mam pojęcia kto byłby tak wspaniałomyślny, że pozwolił mi poznać cię. Zrobiłabym dla ciebie wszystko.
— Ty już robisz tak dużo, że nie jestem w stanie się odwdzięczyć. Choćbym do końca życia próbował, nie dam rady. Nie mówię tylko o sferze uczuć, ale… Jak mam być całkiem zdrowy na umyśle i racjonalnie wszystko tłumaczyć, kiedy ty wyczyniasz na moich oczach cuda?
— Upór i… Pozwól, że zacytuję twojego brata Niezbadana jest siła uczuć żony do męża. Może to prawda? Z twoją matką i piaskiem? — Zastanowiła się i zignorowała najbardziej prawdopodobną przesłankę, że jego matka była użytkownikiem żywiołu ziemi. — Jestem przekonana, że upór kochającej osoby jest silniejszy niż zwykła racjonalność.
Parsknął śmiechem i pocałował jej skroń.
— Ty mnie o tym przekonujesz każdego dnia, moje kochanie. — Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. — Jak oceniasz tego Kirę?
— To ja miałam się ciebie o to pytać!
Prawie wybiła mu zęby, kiedy tak gwałtownie wstała, ale zareagował szybko, by piasek nie miał szans jej zranić.
— O czym oni mówili?
— Jak byli sami?
Skinęła głową.
— Naprawdę dyskutowali o tym. W pewnym momencie ten Enzo powiedział, że może i mnie, i mojemu rodzeństwu by nie zaufał, ale ty wyglądasz na osobę godną zaufania. Dopiero potem dotarło do nich, ile mogą zyskać dla mieszkańców, jeśli zdecydują się współpracować. Mieli też wielkie plany, żeby walczyć z tobą o każdy grosz dla pracowników, o to, żeby warunki pracy były znośne, ale ty… Oczywiście spełniłaś ich oczekiwania i nawet więcej. Gdybym ci zdradził, ile chcieli zyskać, zdumiałabyś się ich okrucieństwem.
— Ja chcę poprawy w Sunie, nie wyzysku.
— Co zrobisz, jeśli zbyt wiele osób będzie chciała zatrudnienia? — Patrzył na nią uważnie. — Takiej oferty… Nie ma takich ofert w Sunie.
— Będę musiała odmówić — powiedziała z ciężkim sercem. — Albo poszukam…
— Nie — przerwał jej. — Jeżeli mam pozwolić, żebyś się tym zajmowała, twoja empatia musi być na najniższym możliwym dla ciebie poziomie. Wiem, że jest źle i sam chciałbym coś zrobić, ale nie możesz marnować sobie zdrowia. Jesteś dla mnie zbyt ważna i będę egoistą w tej kwestii. Poza tym niedługo ruszą też inne rzeczy, o których wiemy i na pewno poprawi to los większości mieszkańców.
— Pójdę wtedy na zebranie i przedstawię swoje warunki. Nie może to być wyzysk, tylko uczciwa płaca za uczciwą pracę. Nie wykorzystywanie desperacji tych ludzi.
— Słyszałem, że już mianowałaś nas jako obrońców uciśnionych. — Zachichotał. — Zauważyłaś, że nawet Kankuro się trochę wciągnął?
— Tak... Ale nawet nie żartuję sobie z tego, bo on bardzo nie lubi pokazywać, że się czymś przejął. Nie chcę go peszyć.
— Mnie możesz peszyć?
Spojrzała na niego zdumiona.
— Bogowie… nawet nie bierzesz pod uwagę, że nie chciałbym tego robić.
— Mylę się?
— Nie… Ale chodzi mi o twój sposób patrzenia na mnie. Naprawdę widzisz we mnie jedynie dobro.
— Jedynie dobro mi pokazałeś.
— Sądzę, że te ołtarzyki zaczną się pojawiać. Nawet jeśli nie ze mną, to z tobą na pewno. — Pocałował jej zaróżowione policzki. — Dziękuję, że każdy dobry uczynek przedstawiasz tym ludziom tak, jakbym w tym uczestniczył. — Westchnął cicho. — Naprawdę chcę uczestniczyć bardziej, ale…
— Ja wiem, że teraz, kiedy Rada ma tyle zagwozdek, będziesz mniej dostępny. — Uśmiechnęła się łobuzersko. — Ale jeden dzień w miesiącu wywalcz sobie całkowitego wolnego. Tylko my.
— Jak sobie życzysz, Sayuri-sama. — Pocałował ją i dopiero po dłuższej chwili oderwali się od siebie. — Twoje życzenie, droga żono, jest dla mnie rozkazem. Wiesz… nie spodziewałem się, że w Sunie są aż takie braki — przyznał. — Edukacja, jedzenie, pożyczki samurajów… Jakim cudem… Przecież to nie jest kwestia chwili, tylko od dziesięcioleci musiało tu być źle.
— Elity raczej nie zajmują się takimi sprawami — zauważyła. — W Konoha kilka lat temu niemal doszło do buntu i mieszkańców, i shinobi na tak lichwiarskie warunki. To był straszny okres. Tsunade siłą wyrzuciła ich poza bramy wioski. Najgorsze jest to, że to było legalne. Warunki były ustalane na początku, tylko nikt nie czyta tak małych druczków. Kasa wioski przez jakiś czas świeciła pustkami, bo trzeba było spłacić to wszystko.
— Myślałem w jaki sposób to rozwiązać i nie ma dobrej opcji. Jedynym ratunkiem będzie to, jeśli twoje przedsięwzięcia urosną i zatrudnisz więcej osób. Albo jeśli Fujio zapewni podobne warunki, a myślę, że mogłabyś wpłynąć na niego.
— Postaram się — obiecała i jemu, i sobie, i mieszkańcom. — Wiesz… teraz mam do ciebie sprawę… jako petentka.
Spojrzał na nią rozbawiony.
— Tak urocza petentka… Nie wiem, co moja żona o tym pomyśli.
— Kira wspomniał o tym jedzeniu przez…
— Tak nie będzie — odparł.
Spojrzała na niego zszokowana.
— Nie rób takiej miny. Żadnej petentce nie dałbym tego.
Gdyby nie dostrzegła cieniu przebiegłego uśmiechu na jego twarzy, chyba rozpłakałaby się z bezsilności. Ale teraz zrozumiała, że prowadził z nią jakąś grę.
— Mam… mam cię poprosić jak żona?
Niezbyt pewnie przejechała językiem po jego piersi i spojrzała mu w oczy. Był bardzo skupiony, by nie pokazać, że sprawiło mu to wiele satysfakcji.
— Seksem mnie nie przekupisz, moja droga. — Zachował kamienny wyraz twarzy. — To mam na wyciągnięcie ręki.
— To czego chcesz? — Co to za gra prowadzona przez tego irytującego osobnika?
— Czego ty chcesz?
— Chcę pieniędzy na jedzenie dla pracowników — powiedziała otwarcie.
— W jaki sposób chcesz je zdobyć?
— Ja… — Zawahała się. — Zakłady mogą spłacić…
— Zakłady nie są jeszcze rentowne, więc nie mam gwarancji zwrotu.
Zaintrygował ją. Czego od niej oczekiwał? O cholera… Jęknęła, kiedy się domyśliła.
Gaara uśmiechnął się łobuzersko.
— Słucham, kochanie?
— Nie… — wymamrotała. — Nie możesz… po prostu…
— Nie.
— Co jeśli wszystko przeznaczę na głupoty? — Naprawdę nie chciała mieć dostępu do tych środków. Nie chciała i już, ale on najwidoczniej miał inne zdanie.
— Trudno mi sobie wyobrazić, żebyś taką kwotę przeznaczyła na sukienki. — Parsknął śmiechem. — Ale nawet jeśli, to nasze dzieci, wnuki, prawnuki, praprawnuki i prapraprawnuki i jeszcze dalsze pokolenia będą miały przyszłość zgoła inną niż ta, którą mają zagwarantowaną w chwili obecnej.
— Nie możesz… Metoda małych kroczków — błagała Sayuri. — Na razie to nie jest prośba, tylko żądanie. Gaara, daj mi te pieniądze na jedzenie. Potem możesz zacząć… jak już oswoję się z sumami… wprowadzać mnie we wszystko.
Śmiał się pod nosem, widząc jej opory.
— Metoda małych kroczków, powiadasz…? — Udawał zamyślonego. — Dobrze, ale za dwa miesiące udasz się ze mną do posiadłości, pokażę ci o jakich kwotach w surowcach mowa, potem zaczniesz w końcu patrzeć, a nie odwracać wzrok, gdzie konkretnie tutaj są pieniądze. Pokażę, gdzie trzymamy je w posiadłości i zaczniesz nosić jakieś kwoty przy sobie.
— Żeby mnie okradli i zabili — mruknęła.
— Sądzisz, że skoro mojego domu nie ruszają, choć od lat jest niezamieszkany, to ciebie ośmielą się ruszyć?
— Czyli Kankuro jest moim zbędnym elementem w ciągu dnia? — spytała przebiegle.
— Jak to Kankuro słusznie zauważył, kiedy krzyczał coś o baranach i rogaciźnie wprost w moje wrażliwe, piaskowe oko… Do tej rodziny należą sami szaleńcy. Ja najgorsze napady mam już za sobą, ale pewna paranoja już nigdy mnie nie opuści. Musisz ją zaakceptować, żono.
— Będę się bardzo starała, mężu. — Zaśmiała się i pocałowała tego irytującego osobnika, który nawet jeśli ustępował, to i tak wygrywał.

***

Następne pięć dni było pasmem udręk i sukcesów. Udręk, bo okazało się, że zakład i huta pierwszego dnia będą musiały być posprzątane, żeby w ogóle ruszyć i to pracownicy będą musieli zrobić. Udręk, bo, jak Kankuro słusznie zauważył, sklep nie mógł być jeden a dwa. Wszak elity nie będą bratać się z pospólstwem. Sukcesów, bo pojawiło się rozwiązanie. Znaleźli dość spory budynek, który sąsiadował z dwoma strefami. Tą dla bogaczy i tą dla biedoty. Przy tej części dla biedoty otoczony był murem, jako miejsce oddzielające granicę między bogami i śmiertelnikami.
Sayuri namówiła Gaarę, by w nocy udał się z nią i przestawił ten cholerny mur, żeby przebiegał inaczej. Teraz wchodził on nie na tyły budynku, tylko wrósł w sklep. Dzięki temu zyskali naprawdę duże pomieszczenie, które już zostało przygotowane. Ta bardziej luksusowa na części dla elit, pośrodku mały magazyn, a po stronie dla zwykłych mieszkańców drugi sklep.
Kankuro przeklinał dzień, w którym posłali po nią do Konohy, bo musiał jej towarzyszyć i wspólnie zajmowali się umeblowaniem wszystkiego, wraz z działaczami z Ruchu Odbudowy Suny. Oczywiście Sayuri widziała, że sprawiało mu to niemałą satysfakcję, ale nie komentowała niczego, tylko dawała mu w spokoju ponarzekać.
W ogóle działacze z Ruchu dziwili się w duchu, widząc, jak żona Kazekage, tego potwora i z tytułu małżeństwa członkini elit, razem z nimi przenosi meble, maluje pomieszczenia, oklina tego czy innego dostawcę za opóźnienia. Zresztą i Kankuro dał się poznać od tej weselszej i wulgarniejszej zarazem strony.
Pierwszego dnia przeżyli szok, gdy przywitała ich drobna kobieta, z klepsydrą oznajmującą, że była żoną Gaary, patrząca na nich niepewnie i częstująca wspaniałymi ciasteczkami. Niektórzy na początku nie wierzyli Kirze i Enzo, choć byli oni znani z tego, że są zapalczywymi przeciwnikami Gaary. Nie wierzyli, że potwór i jego żona chcieli poprawy. Ale teraz… Mała nadzieja przebijała się przez ich twarze.
Puścili wici, że to wszystko mogło nie być pułapką elit, by wyzyskać pracowników. I tylko dzięki temu zyskali chętnych. Wcześniej zaledwie byli pracownicy huty i garstka, może dwadzieścia osób, się zgłosiło. Teraz mogli przebierać w ludziach. Mieli opory, ale spełnili prośbę tej szalonej kobiety. Znaleźli połowę pośród byłych shinobi. Również wtedy się zdziwili, gdy ci dziękowali im za pomoc ze łzami w oczach i bez zbędnych pytań godzili się na wszystko.
Wśród mieszkańców, nawet tych, którzy nie zyskali pracy, powstała pewna wyrwa… Jakby obudzili się z marazmu. Szeptali między sobą i głowili się nad rozwiązaniem. To oczywiste było na tyle nieprawdopodobne, że nikt nie chciał w to uwierzyć. Czyżby to naprawdę Gaara, ten okropny koszmar lat minionych, przejął się losem szaraczków? Wcześniej nikt nie pilnował, by warunki pracownicze były godne… a teraz…
Mieszkańcy czasem z ciekawości zaglądali, jak też to wszystko będzie wyglądać i w duchu modlili się, by całe te przedsięwzięcia wypaliły. Już pojawiali się miłośnicy produktów, których jeszcze nie było. Ale o tym wszystkim nie wiedziała ani Sayuri, ani Kankuro, a jedynie działacze Ruchu. Nie dzielili się zbyt chętnie tymi spostrzeżeniami, bo nie wiedzieli, czy będą mogli zaufać tej jednej, możnej rodzinie.
Ostatniego wieczoru przed ruszeniem prac, Kira udał się na spotkanie z Sayuri, które mieli odbyć przy hucie. Został on wraz z Enzo nieoficjalnym ambasadorem między Ruchem, a nimi… bardziej nią, bo z Gaarą jeszcze się nie spotkał. Wbrew swoim zapewnieniom, obawiał się tej konfrontacji, ale z uśmiechem przekonywał się, że być może wszystko będzie dobrze.
Kilka razy udało mu się spotkać z Sayuri. Głowili się nad różnymi kwestiami, które nie zostały poruszone podczas pierwszego spotkania. Najbardziej martwiącą była kwestia odpowiedzialności za straty. Wcześniej pracownicy dostawali po prostu wilczy bilet i nie znajdowali zatrudnienia. Teraz wspólnie uradzili, że straty będą odciągane z pensji. Połowa wartości surowego produktu, bez marży naliczanej w sklepach. Tak, aby jakaś kara była, ale równocześnie żeby ludzie nie chodzili nerwowi i umierali przedwcześnie na zawały serca.
W ogóle bardzo dobrze im się współpracowało. Polubił tę kobietę i powoli zaczął rozumieć, czemu jej szwagier nazywał ją szaloną. Miała w sobie coś, czego brakowało ludziom w Sunie. Nadzieje, które już rozpaliła w tylu ludziach były najważniejszą zmianą, nawet jeśli całe te plany nie wypalą. Bo dzięki temu udało mu się zrozumieć, że wystarczy dobra wola i chęci, by wywalczyć coś. Dobrą wolę odnalazł z tej najmniej spodziewanej strony. Od Kazekage, który przez lata był postrachem wszystkich.
Szedł powoli między budynkami gospodarczymi i w końcu usłyszał śmiech Sayuri odbijający się echem po pustych przestrzeniach. Miała bardzo zaraźliwy śmiech i on również uśmiechnął się pod nosem. Przyspieszył kroku, ale zamarł, gdy z oddali dostrzegł, kto jej towarzyszył.
Mówiłam ci, że będziesz zbyt leniwy. — Sayuri stanęła na palcach i pocałowała Gaarę w policzek.
Kochanie, ty nie masz pojęcia jak trudne jest przeniesienie tyle piasku na raz ­— jęknął z udawaną boleścią. — Przeceniasz mnie i chcesz wykorzystywać.
Mój drogi mężu — pociągnęła go za sobą i pokazała odpowiednie miejsce na składowanie piasku — to zaledwie kilka ton. Nie mów mi, że nie dasz rady, bo sama wystosuję prośbę o odwołanie cię ze stanowiska. ­
Gaara parsknął śmiechem.
Kazekage musi bronić wioski. Poza tym… Będę bardzo… bardzo wdzięczna.
Jak bardzo?
Tak bardzo, że nawet dam ci tylko jeden miesiąc.
Widocznie była to jakaś sprawa prywatna między nimi, której Kira nie rozumiał.
Miesiąc? Bardzo dobra oferta. Będziesz świetnie zarządzała tymi zakładami.
Z taką pomocą nie mam co narzekać. — Sayuri spojrzała na Gaarę z ogromem czułości. — Ale wiesz… przyznasz, że miałam rację.
Z tym murem?
Tęsknisz trochę za adrenalinką i ta nocna akcja była zabawna.
Jakby Rada się o tym dowiedziała, jak nic dostałbym tonę papierów i znowu przypięliby mnie do biurka. — Westchnął cicho i wyglądał na zasmuconego. — Dobrze, że mieszkańcy tego nie widzieli.
Przyzwyczają się do ciebie, bo będziesz tutaj wszystko przenosił. Nie dam cię nikomu skrzywdzić. Może będę wykorzystywała nepotyzm? Jedno złe słowo o mężu i po premii.
To mobbing. Chyba. A poza tym jak nic zyskałbym miłośników.
Masz jednego najważniejszego. Czegoś jeszcze ci trzeba? Jakbyś się wahał, przypominam, że to ja, nie oni, grzeję ci łoże.
Nie, niczego mi więcej nie trzeba. — Przytulił ją i stali tak wtuleni w siebie. — Naprawdę niczego mi więcej w życiu nie trzeba, kochanie. — Mówił bardzo cicho i Kira ledwo to usłyszał. — Najwyżej, jak wszystko się posypie, rzucę to stanowisko w diabły albo zostanę nukeninem.
Rozważaliśmy to już. Nukekagem.
Oboje zaśmiali się w głos.
Kira nie wierzył w to, czego był świadkiem. Nie tak… absolutnie nie tak wyobrażał sobie… wszystko. Jego, ich związek, relacje, sposób mówienia czy chociażby spojrzenia. Miał przed sobą młodego mężczyznę, który cieszył się życiem i smucił trudnościami. Człowieka, nie potwora. Z wahaniem, słysząc, że się nie odzywali, wyszedł z cienia budynku, w którym się schował.
Oto stanął przed nimi.
Gaara wypuścił Sayuri z uścisku i najwidoczniej speszył się nieco, że ktoś przyłapał ich na tej chwili zapomnienia, ale dlaczego wyglądał na trochę złego na swoją żonę? Ona z kolei wyglądała na bardzo rozbawioną.
— Dobry wieczór Kazekage-sama. — Kira pokłonił się przed nim. — Sayuri. — Do niej spróbował się uśmiechnąć, choć nerwy nadal go trzymały. — Miałem… spotkać się tu z pańską żoną, żeby ustalić szczegóły przed jutrzejszym otwarciem. Ale to dobrze, że jest pan tu. Już dawno obiecałem sobie, że z panem porozmawiam, Kazekage-sama.
— Jestem ciekaw tej rozmowy — przyznał Gaara. — Od początku planowałem to zrobić z przywódcami ruchu oporu.
— Przepraszam. — Kira pokłonił się głęboko. — Nie za spiskowanie, bo to uznałem za najlepsze dla Suny rozwiązanie, ale za tchórzostwo i niechęć, by wyznać to przed panem.
— Rozumiem. Możemy uznać, że teraz spróbujemy naprawić Sunę wspólnie?
— Oczywiście, Kazekage-sama. — Był wdzięczny. Nie mógł powiedzieć, że mu ufał, ale na pewno nie był dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażał.
— Wobec tego za szczerość odpowiem szczerością. — Gaara zawahał się. — Nie mam możliwości każdego z osobna przeprosić za wszystko, co w przeszłości robiłem. Nie znam twarzy... moich ofiar. Nie wiem który to twój brat. Moje przeprosiny niczego nie wnoszą, a w zapewnienia o poprawie nie uwierzysz, więc pozostaje mi jedynie zapewnić cię, że wyrzuty sumienia są nadal żywe.
— Gdybym nie wierzył w poprawę, nie byłoby mnie tutaj.
Kira nie liczył na tego typu słowa z jego ust. Gdyby słyszał od kogoś, co właśnie miało miejsce, nie uwierzyłby. Nie uwierzyłby zwłaszcza, gdyby ktoś opisał wyraz twarzy tego człowieka. Szczerze żałował za wszystko. Ale co… dlaczego? Dlaczego tak postępował? Co sprawiło, że się zmienił?
— Bogowie… kiedy indziej wygarniajcie sobie wszystko. My tu mamy dwa zakłady pracy do postawienia!
Kira widział wzrok Gaary kierowany na Sayuri. Był tak czuły, że w duchu dziwił się, że to w ogóle możliwe. Może zatem to ona? Ona zmusiła go do zmiany postępowania? Przecież była z Konohy, a plotki głosiły, że to… Ale nic się nie zgadzało. To jakiś mężczyzna ponoć wpłynął na Gaarę. Tak przynajmniej mówiła ta wariatka, Matsuri. Może coś jej się pomieszało? Patrząc na nich, naprawdę uwierzył w przemianę tego człowieka. Był zbyt… ludzki, by obawiać się go.
— Powoli przyzwyczajam się żyć pod twoje dyktando...
Oboje wzdrygnęli się w tej samej chwili.
— Zapomniałam — wyszeptała Sayuri. — Niedługo wraca…
— Co? — wyjąkał Kira. Sam się przestraszył, widząc ich miny.
— Nie poznałeś mojej siostry najwyraźniej — mruknął Gaara.
— My już wzięliśmy ślub, jak jej nie było — wyjaśniła Sayuri, widząc że Kira nadal nic nie rozumiał. — Wybaczyła nam to jakoś, ale te zmiany… — jęknęła. — Zniszcz jej wachlarz, zanim wpadnie na pomysł zrównania z ziemią tych budynków.
Gaara parsknął śmiechem.
— To nie powstrzyma Temari, jak się uprze.
— Temari-sama będzie mieć coś przeciwko temu? — wyjąkał nadal nic nierozumiejący Kira.
— Nie. Chodzi o to, że… Temari bardzo lubi wszystko kontrolować — odpowiedziała Sayuri. — Fakt, że takie zmiany zajdą za jej plecami będzie dla niej potwarzą. Przygotuj ludzi, że będziecie mieli raz na jakiś czas tyrana u siebie, choć liczę na męża, że ostudzi jej zapały.
— Jakby to było możliwe... — Gaara westchnął. — Pozostaje jedynie namówić Kankuro, żeby zrobił w końcu w pokoju prawdziwy burdel, to może odciągnie jej myśli.
— Sądzę, że będzie zachwycony tą propozycją. Może nawet kalkulacje utraty zdrowia będą tego warte.
— A kto go tam wie… — Gaara przerwał, gdy dostrzegł, że Kira gotował się z powstrzymywanego śmiechu. — Zrozumiesz, że to nie są do końca żarty, kiedy poznasz Temari.
— Więc jednak będzie poganiacz niewolników? — Kira wpadł w wesoły ton ich rozmowy.
— Ale lepszy, silniejszy, sprytniejszy i zamiast bicza z wachlarzem — przesadzała Sayuri. — Ale może… w inny projekt zostanie zaangażowana.
— To może wypalić, ale na pewno będzie chciała zobaczyć, jak to tutaj funkcjonuje...
— Co jeszcze chciałaś ze mną omówić?
— To już mój mąż musi powiedzieć. — Sayuri spojrzała na Gaarę, który wyraźnie się zmieszał.
— Pomyślałem, że pracownicy byliby spokojniejsi, gdyby obowiązywały jasne warunki zatrudnienia, ale też potwierdzone na piśmie.
Kira patrzył na niego zdumiony. Chyba naprawdę… To nie tylko przywidzenia, czy wyolbrzymienia zakochanej w nim do szaleństwa żony. Czyżby potwór z Suny zmienił się?
— Stworzyłem umowy. — Gaara podał mu dokument. — Sygnowane są moim podpisem jako Kazekage i podpisem Sayuri, jako właścicielki zakładu. Zgodnie z warunkami, nawet jeśli te projekty upadną, zostanie wypłacone wynagrodzenie równoznaczne z sześciomiesięcznym okresem zatrudnienia. W przypadku zwolnień dyscyplinarnych nic nie zostałoby wypłacone. A jeśli pracownik odejdzie przez nieprawidłowości, które udowodni, również otrzyma sześciomiesięczne wynagrodzenie.
Kira patrzył na niego w szoku. Oto miał ostateczny dowód w rękach na uspokojenie najbardziej zacietrzewionych sceptyków. A także dowód dla siebie, że ten człowiek zmienił się.
— Dziękuję, Kazekage-sama — powiedział szczerze. — Jeśli to wszystko, chciałbym jeszcze sprawdzić… niektóre kwestie. — Tak naprawdę nie chciał im przeszkadzać, bo widział, że wyjątkowo cieszyli się swoją obecnością, a w najbliższych dniach będą mieli dla siebie mniej czasu. — Dobranoc.
Pokłonił się przed Gaarą i odszedł. Ale nie uciekł, tylko spokojnie był w stanie stanąć plecami do niego i iść powolnym krokiem.

6 komentarzy:

  1. Myślę, że Temari trochę pokrzyczy i na tym się skończy. Wioska podnosi się z kolan, aż miło się na to patrzy. Tak tylko pomyślałam, że to wynagrodzenia z 6 miesięcy to w cholerę dużo dla około 200 osób. :O

    Buziaki~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za dużo, ale dla kogo? Dla wioski to byłoby nieopłacalne i na pewno by tyle nie wyłożyli. Z drugiej strony nie zapominajmy, że to dzieci Czwartego, który władał Złotym Pyłem.
      [Dalszej części nie traktuj jako spojlerów, ani wytłumaczenia, bo jeżeli tekst się nie obroni, a będzie o tym, to oznacza, że słabo to zrobiłam.]

      Rasa władał tą techniką i nigdzie nie było wspomniane, jak to się odbywało, ale najprawdopodobniej nie tworzył go samoistnie, tylko pobierał z otoczenia. Nie wiem, czy pamiętasz tę scenę podczas wojny, gdzie poprzedni Kage zostali przywróceni do życia - Rasa znikąd wytrzasnął tony złotego pyłu. Jak? Moje wytłumaczenia są dwa - albo jednak potrafił go na zawołanie tworzyć, albo złoto w uniwersum Naruto jest składowane w sporych ilościach w kolejnych warstwach ziemi, tylko skoro ma wartość, to w niedostępnych miejscach, bo gdyby było powszechnie spotykane, straciłoby na wartości.

      I właśnie - powszechność. Rasa nie mógł w pełni wykorzystać potencjału ekonomicznego swojej techniki, bo gdyby rzucił do sprzedaży tony tego kruszcu, straciłby on na wartości.

      Reszta pojawi się w tekście, ale chcę dać do zrozumienia, że "mało" czy "dużo" to pojęcie względne. I z perspektywy Gaary, Kankurou, czy Temari to raczej niewielka kwota ;)

      Usuń
    2. Właśnie myślałam o czymś podobnym. Mają majątek i to dość spory - no to fajnie. Po prostu na pierwszy rzut oka myślałam, że to Twoja nieostrożność, bo kwoty wydawały się zbyt duże. Jestem już spokojna o ekonomię Suny :D

      Usuń
  2. Nie mogę się już doczekać ciągu dalszego x) Jak Suna ostatecznie się rozwinie? Jak Sayuri poradzi soboe z tą nową rolą? No i przede wszystkim, kiedy Gaara i Sayuri znajdą czas dla siebie?! ;) Aha! Wypatruję Enzo i Hiroj'ego (Jak to zapisać?!). Mam nadzieję, że nie pojawili się tylko na potrzebę chwili :<

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem ekspertem, ale ja to imię w takiej formie zapisuję "Hirojiego". I nie musisz się martwić - będą. To dość ważne postaci drugoplanowe :P

      Usuń
  3. Rozdział z perspektywy Kiry to ciekawe zagranie. Zaczyna mnie do siebie przekonywać ;) i jak się miło patrzy na GaSayu oczami osoby z zewnątrz. Co do komentarzy - złoto mnie przekonuje. Zawsze uważałam że gdzie albo na pustyni albo gdzieś w pobliżu są złoża. Mogą się o nie albo bić albo z nich korzystać :D

    OdpowiedzUsuń