sobota, 31 sierpnia 2019

Gosposia – Rozdział 45

Gdy rozpoczął się pierwszy dzień pracy zakładów, Gaara i Kankuro mieli niezły ubaw z Sayuri, która rano była do tego stopnia przerażona, że nie chciała opuścić posiadłości Kazekage choćby na krok. Gaara oczywiście motywował swoją żonę i zapewniał, że ludzie przyjmą ją jak najlepiej. Kankuro z kolei ironicznie skomentował, że to genialne posunięcie – dać ludziom posprzątać budynki i się nie stawić. To wcale nie będzie podejrzane.
Ta uwaga postawiła Sayuri na nogi. Poza tym miała też umowy, które chciała rozdać pracownikom i musiała przeszkolić osoby z linii produkcyjnej. Dopiero poprzedniego wieczoru wpadli na naprawdę dobry pomysł. Skoro te dziesięcioosobowe grupy będą robić jedynie kilka wybranych produktów, to w ich salach będą wywieszone instrukcje, jak wszystko przyrządzać. 
Mimo że nie mieli jeszcze produktów, ustaliła już ich ceny. Kirę i Enzo spytała jedynie, czy ceny tych tańszych produktów były odpowiednio niskie, czy powinna któreś jeszcze zmniejszyć. Dziwili się na głos, jakim cudem chciała zarobić przy tak niskich cenach. Kiedy Sayuri wymieniła im ceny tych luksusowych produktów, obaj zrozumieli ten plan.
Zgodnie z obietnicą nie zdradzili nikomu różnicy, którą wcześniej wymieniła. Postanowili razem z nią, że po pewnym czasie tym naprawdę najbiedniejszym ludziom, zwrócą uwagę, że może jakby rozcieńczyli to z wodą, to starczy na dłużej.
Kankuro nadal śmiał się z Sayuri bezczelnie, gdy szli do huty szkła. Tam miała mniej roboty, bo zwyczajnie nie wiedziała jak się prowadzi takie miejsce. To Enzo i jego ojciec byli prawdziwą pomocą. Wspólnie ustalili normy produkcyjne, a także ten uroczy, miły pan próbował wytłumaczyć jej meandry produkcji szkła.
Przekroczyła próg budynku i jej oczom ukazał się widok pracowników, wijących się jak w ukropie, byle tylko jak najszybciej posprzątać te pomieszczenia i móc ruszać z pracą. Była zadowolona z faktu, że zatrudniła wszystkich wcześniej zwolnionych pracowników. Niektórzy zaufali jej aż zbytnio, bo kilkunastu osobom udało się znaleźć inną pracę, ale słysząc, że mogli wrócić i patrząc na warunki pracy, zdecydowali się na powrót. Zresztą… huta szkła mogłaby nadal działać, nawet jeśli jej produkty się nie sprzedadzą. Zapewne tak o tym myśleli.
Sayuri rozglądała się dookoła i dostrzegła ojca Enzo, Kazumę.
— Sayuri-sama.
Pokłonił się przed nią i dopiero wówczas pracownicy zwrócili uwagę, że była tutaj wraz z Kankuro. Większość zaciekawiona przerwała swoją pracę.
— Dzień dobry, Kazuma — powiedziała dość głośno, a ciszej dodała: — Błagam… miałeś tak na mnie nie mówić.
Kankuro parsknął śmiechem.
— Nic nie poradzę na mój szacunek do pani — odparł mężczyzna wesołym tonem.
Sayuri usłyszawszy to, westchnęła ciężko i skapitulowała.
— Możesz zwołać pracowników? Chciałabym dać im umowy do podpisania, w dwóch egzemplarzach. Jeden trafi do mojego męża, drugi pracownicy otrzymają jako potwierdzenie warunków, na które się godzą.
Poza kwestiami, które omówili z Kirą i Gaarą, znalazł się tam zapis o stałej pensji, premii grupowej i obietnica premii indywidualnej. Ponadto w zapiskach była zamieszczona również informacja o ośmiogodzinnym systemie pracy, zmianach i przysługujących przerwach. Kazuma naprędce przeczytał wszystko i wyglądał na zszokowanego.
— N-naprawdę?
— Przecież takie były ustalenia — odparła zmieszana Sayuri.
Mężczyzna uśmiechnął się do niej promiennie i przywołał do siebie pozostałych pięciu kierowników.
Tego dnia wszyscy pracownicy mieli przyjść na dzienną zmianę, a od następnego pojawialiby się już na dwóch.
— Spójrzcie, dostaniemy umowy.
Mężczyźni chwycili dokumenty i chyba jeszcze mniej wierzyli w to, co czytają.
— Czy wszyscy są piśmienni?
— Jest tylko dwóch, którzy nie potrafią, ale my im pomożemy, Sayuri-sama — odezwał się najmłodszy z kadry kierowniczej.
— To zwołajcie wszystkich pracowników, chciałabym im trochę wytłumaczyć pewną kwestię.
Dopiero po chwili zrozumiała, że popełniła błąd. Bogowie… to jakby przemawiała do tłumu. Nagle poczuła pot spływający po skroniach. Czy to pomieszczenie nagle się zmniejszyło, czy zwyczajnie powietrza brakowało?
Kiedy już ponad stu mężczyzn stanęło naprzeciw niej, mogła zabrać głos.
— Dziękuję, że wszyscy zdecydowaliście się tutaj zatrudnić z powrotem. — Musiała mówić głośno, ale bała się, że jej głos się załamie. — Otrzymacie teraz dwie kopie umowy. Jedną zabiorę do swojego męża, który jest gwarantem przestrzegania części warunków, drugą zachowacie dla siebie. Podpisane umowy, z wypisanymi danymi osobowymi chciałabym, żeby trafiły na ten stół. — Wskazała wcześniej przygotowany mebel. — Najpóźniej za…
— Nie możemy teraz tego rozdać? — spytał jeden z kierowników. — Chyba chciałaby pani zobaczyć reakcje.
Sayuri miała ochotę wrzasnąć na niego. Wygarnąć mu, że z jakiej racji miała znosić kolejne chwile, w których robiła z siebie... Wówczas dostrzegła jego uśmiech. Zapewne cieszył się z możliwości przekazania dobrej nowiny. Cholera...
— Dobrze, to od razu wezmę ze sobą.
Razem z kierownikami i Kankuro rozdawali umowy. Była cisza, jak makiem zasiał. Patrzyła po ich twarzach. Część miała zmarszczone brwi, kiedy z trudem odczytywali pismo, część wytrzeszczała oczy i drżącymi dłońmi trzymali kartki papieru. W końcu ktoś podniósł rękę, co cudem udało jej się dostrzec w takim tłumie.
— Przepraszam, nie znam twojego imienia. Coś jest niejasne?
Mężczyzna wyszedł przed szereg na drżących nogach.
— Takie… To nie jest pomyłka w wynagrodzeniach?
— Nie, takie przecież warunki od początku zostały ustalone.
Chyba nadal nie mógł jej uwierzyć. Zerknął na umowę i jeszcze raz na nią.
— I Kazekage-sama w razie niepowodzenia wypłaci odprawę?
Odprawa. Tak to się nazywało.
— To on zaproponował spisanie umów, byście mogli dochodzić swoich praw — przyznała.
Wywołała tym niemałe poruszenie. Szok – tak by nazwała emocję pojawiającą się na twarzach ludzi.
— Już mogę oddać. — Pracownik podszedł do niej z w błyskawicznym tempie wypisaną dokumentacją. Podał jej dwie.
— Nie, jedna dla ciebie — zaśmiała się Sayuri i spojrzała na niego wesoło. Zmieszał się i pokłonił przed nią, zanim odszedł wraz z jednym kompletem umowy dla siebie. — Czy ktoś jeszcze ma pytania? Nie? To po podpisaniu, proszę, nie rozchodźcie się. Chciałabym wam coś jeszcze powiedzieć.
Nastąpił chaos. Słyszała jak w głosach tych ludzi pobrzmiewają wesołe nuty, choć usłyszeć co konkretnie mówili, nie miała szans. Minęło dobrych kilkanaście minut, kiedy ostatnie osoby, te niepiśmienne, przyniosły do niej z dumą wypisane przez siebie dokumenty. Kierownicy pokazywali im, jak powinni to zrobić.
Nie skomentowała ich charakteru pisma, choć wywołał u niej wesołość. Każdy przy oddawaniu jej dokumentu uśmiechał się i kłaniał. Nie mieli śmiałości najwidoczniej odezwać się albo nie wiedzieli, czy to wypada, kiedy ona sama ich o to nie prosiła. Kierownicy powoli uspokoili nadal podekscytowanych pracowników i spojrzeli na nią.
— Dobrze, to cieszę się, że tak szybko udało nam się to załatwić. Od teraz jesteście już moimi oficjalnymi pracownikami. Zmiany ustalicie ze swoimi kierownikami. Ostatnią rzecz, którą chciałam wam przekazać…
Podeszła do sporych drzwi i wzrokiem poprosiła Kankuro, by jej pomógł. Ten przewrócił oczami i pociągnął za klamkę.
— Wiem, że przez pierwszy miesiąc wszystkim może być ciężko, dlatego Ruch Odbudowy Suny poprosił mnie i mojego męża, byśmy zajęli się jakimś jedzeniem pracowniczym.
Ci w pierwszych rzędach otworzyli usta, widząc, jakie to były ilości.
— Przez ten pierwszy miesiąc, kiedy jesteście bez wypłaty, w tym pomieszczeniu będą wystawiane ciepłe posiłki. — Wskazała dłonią odpowiednie miejsce. — A także są jakieś przekąski czy napoje… Nie musicie na tym oszczędzać, już zostały podpisane umowy na najbliższe dwadzieścia dni. Każda zmiana będzie otrzymywała osobno, żeby wszyscy mieli świeże. Moja prośba jest taka, żeby to jedzenie zniknęło, a nie marnowało się tutaj. Możecie zabrać resztki ze sobą.
Kilku mężczyzn stojących na przedzie miało łzy w oczach. Stała teraz, kiedy podeszła do tych drzwi, na niewielkim podwyższeniu. Chciała dać jakieś słowa zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, że nie da ich skrzywdzić, ale nie miała pomysłu jak to zrobić. Skłoniła się przed nimi krótko.
— Mam nadzieję na dobrą współpracę z wami — powiedziała po prostu. Zarumieniła się, gdy usłyszała oklaski. Najwidoczniej to był ich sposób podziękowania. Szybko uciekła stamtąd i podeszła do kierowników. — Muszę teraz iść na linię produkcyjną — powiedziała do mężczyzn. — Tam mogę bardziej pomóc, o hucie nie wiem zbyt wiele, ale liczę, że wszystkiego dopilnujecie.
— Nie ma obaw, Sayuri-sama — odezwał się Kazuma. — Już dzisiaj pierwsze produkty będą gotowe. Magazyny zostają odgruzowywane i już wieczorem będzie mogła pani patrzeć, jak wszystko pięknie gra.
— Bogowie… Zapomniałam, że tutaj też trzeba zatrudnić…
— Na razie nie — przerwał jej jeden z kierowników. — Teraz nie ma aż tyle zleceń, a ludzie nie mogą po prostu siedzieć na tyłku i nic nie robić. Znaczy… — Zarumienił się. — Przepraszam za wyrażenie, Sayuri-sama…
— Wbrew pozorom, ja również mam tyłek... Czyli na razie nie trzeba nikogo nowego?
— Sayuri-sama, to pierwszy dzień — powiedział Kazuma. — Nie ma najmniejszej potrzeby.
— Dziękuję za pomoc. Sama nie dałabym rady postawić tego na nogi. — Już miała odejść, ale przypomniała sobie o czymś. — Błagam, dopilnujcie, żeby to jedzenie znikało.
— Nasi pracownicy nie dadzą rady tyle…
— Można zabierać to do domów, dla rodzin czy sąsiadów — powiedziała stanowczo. — Później nie będę już tego gwarantowała, to tylko na te najbliższe dwadzieścia dni, do pierwszego.
— Rozumiem, Sayuri-sama — wyjąkał jeden z kierowników. — To my się już…
— Tak, ja też muszę już lecieć. — Uśmiechnęła się do nich i wyszła razem z Kankuro.
— Sayuri… — Jej szwagier walczył, by zachować poważny wyraz twarzy. — Nie wiedziałem, że aż tak ci zależy na tych ołtarzykach. Robisz wszystko, żebyście z Gaarą stali się parą boską dla tych ludzi.
— Zamknij się — mruknęła zarumieniona, ale wiedziała, że i Kankuro nieźle się czuł w tym wszystkim. Narzekał, ale nigdy nie próbował się wymigać od tych dodatkowych obowiązków. Przeklinał ją, ale robił wszystko, by się jak najmniej namęczyła.

***

Na linii produkcyjnej podpisanie umów zajęło więcej czasu, bo zostały zatrudnione osoby z różnym stopniem wykształcenia. Byli shinobi i znaczna część mieszkańców była piśmienna, ale naprawdę duża grupa ludzi była analfabetami albo półanalfabetami.
Nie narzekała, tylko czekała cierpliwie wraz z Kankuro. Tutaj warunki sprawiły, że znaczna część ludzi otwarcie płakała, czytając to wszystko. No tak… pracownicy huty byli wykwalifikowaną kadrą i na pewno łapali jakieś prace dorywcze. Ci tutaj to ludzie bez perspektyw.
Sayuri przemówiła do nich, tymi samymi słowami, co do pracowników huty i tutaj również została bardzo ciepło przyjęta. Potem zaczęli chodzić po odpowiednich pomieszczeniach. Wszystko zostało już wcześniej posprzątane w czasie, który spędziła w hucie i wcześniej, więc mogli zaczynać tak naprawdę od razu.
Piętnaście dziesięcioosobowych zespołów – tyle osób miało pracować na samej linii. Wytłumaczyła każdemu zakres jego obowiązku. Były dwie osoby odpowiedzialne za przynoszenie produktów, pięć do samego przygotowywania, dwie osoby miały przenosić wszystko do magazynów, a jedna osoba była czymś w rodzaju kapitana drużyny. Miała sprawdzać jakość produktu, nadzorować pracę i sprawdzać, czy postępują zgodnie ze wszystkimi zasadami. Na ścianie każdego pomieszczenia produkcyjnego Sayuri wspólnie ze swoimi pracownikami wywiesiła odpowiednie instrukcje. Starała się, by były one czytelne i zrozumiałe. Kapitanowie zapewnili, że wszystko zrozumieli i że zaczną samodzielnie szkolić te osoby, które nie potrafiły czytać, by mogli upewniać się, że wszystko będzie należycie przygotowywane.
Po krótkiej wycieczce z każdym zespołem z osobna, powrócili do największego pomieszczenia i przyszła pora na pytania. Nikt nie miał żadnych. Zaprowadziła ich wówczas do wcześniej zamkniętego pokoju, gdzie, jak w hucie, przygotowany został posiłek. Kilka kobiet szlochało w głos.
Sayuri była jeszcze bardziej zmieszana niż w hucie, a kiedy oznajmiła, że wszystko ma znikać każdego dnia i będzie to trwało do pierwszego, następnego miesiąca, miała wrażenie, że ludzie powstrzymywali się, żeby nie rzucić się na nią z uściskami. Cały tłum przekrzykiwał wyrazy wdzięczności.
Kankuro nawet zastanawiał się, czy nie będzie musiał stać się żywą tarczą między bratową, a zachwyconym tłumem, ale na szczęście kapitanowie i kierownicy wczuli się w rolę i powstrzymywali ludzi.
Przez kilka godzin razem z Kankuro chodziła po salach i sprawdzała wszystko. Rozmawiała też z kierownikami zmian. Czwórka mężczyzn i dwie kobiety. Wytłumaczyła, na czym miała polegać ich praca. Musieli nie tyle popędzać pracowników, co raczej upewniać się, czy praca szła do przodu, kontrolować samodzielną pracę zespołów i, co najważniejsze, sprawdzać jakość produktów. To Sayuri kilka razy podkreśliła, bo dzięki jakości będą mogli liczyć na klientów. O pomyłce nie mogło być mowy. Kierownicy upewnili się również, jakie będą kary za szkody i przyjęli to ze zdumieniem. Sayuri błagała ich wówczas, żeby tego nie wykorzystywali, ale wszyscy zapewnili, że im również zależało na możliwości dalszej pracy i będą robić wszystko, co tylko mogli, by jakość została zachowana.
Poszła również do magazynierów i pakowaczy. Obie grupy tego dnia nie mogły jeszcze zacząć pracy, ale obiecali, że wieczorem udadzą się do huty i sprawdzą, czy jest już możliwość odbioru opakowań. Ucieszyli się, widząc przystosowane do pustynnych warunków małe pojazdy, w których będą mogli przewozić produkty. Początkowo obawiali się swojej roli, ale Sayuri dała im bardzo konkretne instrukcje. Każdemu wręczyła małą książeczkę i mieli tam wszystko spisane – jaki produkt włożyć do jakiego opakowania, a na samych butelkach będą mieli dyskretnie zaznaczone przez pracowników huty, dokąd mają wlewać.
Trójka kobiet, które miały być księgowymi, kiedy zobaczyły swoje biuro, odjęło im mowę. Sayuri wraz z Gaarą wywalczyła, by Rada zgodziła się udostępnić niektóre artykuły biurowe i stare regały na dokumenty. Sayuri udostępniła im listy z nazwiskami. Dla ich wygody przygotowane zostały obszerne teczki każdego z pracowników, w których spisywane byłyby wszystkie dane związane z wynagrodzeniem i ewentualnymi pożyczkami pracowniczymi. Sayuri prosiła, by wszystko zawsze wykonywały w trzech kopiach. Na potrzeby zakładu, na potrzeby sprawozdań do Rady i na potrzeby jej i jej męża. Te rezolutne kobiety nie narzekały i już mówiły, że jak tylko będą miały mniej pracy, na zmianę będą chodzić i pomagać pakowaczom albo magazynierom. Najwidoczniej bardzo chciały pokazać, że im również zależało na tym, aby produkcja ruszyła pełną parą.
Sayuri była zachwycona. Nie liczyła na takie zaangażowanie wszystkich. A już całkiem się rozpłynęła, kiedy dostrzegła dziesięć ekspedientek, które kręciły się wszędzie, gdzie tylko mogły i sprawdzały jakie zioła i inne substancje były dodawane, jakie konsystencje miały poszczególne produkty i wspólnie zastanawiały się, jak zachęcić klientów do zakupów. Ustaliła z nimi kilka kwestii.
Sklep miał pracować w godzinach między dziesiątą a osiemnastą, ale one zaprzeczyły. Mówiły, że chcą dłużej, przynajmniej te dziesięć godzin, żeby czuły, że równie mocno uczestniczą we wszystkim. Mogły to robić w ramach wolontariatu, albo… Sayuri śmiała się na widok ich przebiegłych min, gdy wpadły na pomysł. Po obu stronach sklepu, który już wcześniej sobie wypatrzyły, znajdowały się cztery stanowiska dla kasjerek. Sayuri nie zakładała tłumów, po prostu po tej stronie dla bogaczy, minimum trzy kasy były wymogiem, by nie było kolejek, a nie chciała, by zwykli mieszkańcy czuli się gorzej, więc po obu stronach to zakomenderowała. Kobiety wpadły na plan, by sklep był czynny od dziewiątej do dziewiętnastej i już obmyśliły jak obejść przepis umowy o ośmiu godzinach. Po prostu… skoro kas było cztery, robiłyby sobie wymiennie przerwy, które trwałyby te dwie godziny. Na zmianę jedna z nich siedziałaby z tyłu i piła kawkę. Tym sposobem, przy rotacji, każda kobieta miałaby dwie godzinne przerwy. Poza tym mogłyby wtedy pomóc tej czwórce, która zatrudniona zostałaby do dokładania towarów i odbierania paczek z linii produkcyjnej.
Kankuro trochę śmiał się z Kiry i Enzo, bo poczuli wielką odpowiedzialność za te pieniądze, kiedy zrozumieli, że to od nich zależało i to ich głowy były gwarantem prawidłowego przepływu gotówki. Zapewne chcieli trzymać rękę na pulsie i móc zareagować. Sayuri nie chciała posądzać pracowników o kradzieże, ale rozumiała, że zasada umiarkowanego zaufania była konieczna tak do Gaary ze strony mieszkańców, jak i jej do swoich pracowników.
Kiedy wychodziła z budynku produkcyjnego, żegnały ją bardzo miłe i ciepłe słowa. Wszyscy zapewniali, że zrobią absolutnie wszystko, co w ich mocy, żeby ten projekt wypalił. Kankuro śmiał się na widok rumieńców na twarzy Sayuri.
— Jestem pewien, że w końcu mieszkańcy stworzą ci jakiś pomnik przed tymi zakładami — dręczył bratową. Po kilku chwilach ciszy, zrzucił z siebie maskę lekkoducha. — Bogowie… nie sądziłem, że tak mało wystarczy, żeby poprawić choć trochę sytuację mieszkańców.
— Byli przez lata zaniedbywani. Ale wracajmy już, chcę się natychmiast zobaczyć z moim mężem.

***

Dwa dni zakłady pracowały na pełnych obrotach, by trzeciego dnia sklep mógł się otworzyć i zacząć na nich zarabiać. Sayuri w duchu dziwiła się, że nie miała zbyt wiele do roboty. W hucie królowała atmosfera swobody, bo kadra była naprawdę mocna i nie musieli wkładać zbyt wiele wysiłku, by praca była wykonana.
Na linii produkcyjnej sprawy miały się trochę inaczej. Panowała powaga, bo to wszystko było dla nich nowe. Sayuri sprawdzała, czy produkty na pewno były dobre, upewniała się, czy pakowacze odpowiednio wszystko przelewali i czy dobre naklejki były przyklejane do produktów, ale na razie nie znalazła choć jednej rzeczy, by móc narzekać.
Kira i Enzo często pojawiali się w jej pobliżu i wyglądali na zachwyconych widokiem tak sprawnie posuwających się prac.
Jedynym problemem miało być otwarcie sklepu. Wszystko zostało przygotowane, wysprzątane na błysk, a produkty powoli pojawiały się na półkach. Kasjerki i cztery panie na tyłach sklepu stresowały się, bo miały obsługiwać też możnych albo ich służące. Sayuri je uspakajała i mówiła, że gdyby były prawdziwe problemy, mają dyskretnie dać znać i o każdej porze posłać po nią, by w razie potrzeby zajęła się tymi najbardziej uciążliwymi klientami.
Na dzień przed otwarciem Sayuri pojawiła się tam wraz z Gaarą, który był temu przeciwny. Nie chciał jeszcze bardziej denerwować ludzi niż to konieczne, ale jego żona potrafiła być stanowcza. Wspólnie weszli do sklepu. Nie tylko pracownice były w środku, Enzo i Kira również się tam kręcili.
Po pierwszym szoku, gdy dostrzegły Kazekage, te niezłomne kobiety dziękowały mu za tak dobre warunki umowy i w ogóle… Były całkiem bezpośrednie.
Kankuro udał się z nimi i choć udawał, że chciał tylko sprawdzić, jak miała się ta katastrofa planowana nazajutrz, tak naprawdę przyzwyczaił się do pomocy tym ludziom, ale teraz patrzył ze złośliwym uśmiechem na brata, który jeszcze nigdy wcześniej nie wyglądał na tak zmieszanego, jak w tej chwili, gdy słuchał słów podziękowania. Nie mógł wykaraskać się z tego i powaga stanowiska Kazekage została zachwiana, ale najwidoczniej nikt się tym nie przejmował.
Sayuri przezornie zmieniła temat na inny niż pochwały kierowane w stronę męża, który niemal pąsowiał. Kankuro już szykował w myślach złośliwe komentarze, ale kiedy napotkał spojrzenie brata, zrozumiał, że nie powinien się na to ważyć. Zaśmiał się w duchu i po prostu obserwował dalszy rozwój sytuacji.
Sayuri przygotowała osiem kasetek z pieniędzmi i instruowała jakie kwoty w jakich nominałach mają zostawać na następny dzień, by móc wydawać resztę, ale kobiety najmniej to obchodziło. Dla nich prawdziwym problemem był ubiór. Kankuro parsknął śmiechem, gdy to usłyszał.
— Bo wie pani, Sayuri-sama — odezwała się jedna z nich. — Pomyślałyśmy, że powinnyśmy się podobnie ubrać i…
— O nie... — jęknęła właścicielka tego całego bałaganu. — Powinnam pomyśleć o jakiś strojach i tutaj, i…
— Proszę się tym nie przejmować!
— Proszę zobaczyć, znalazłyśmy rozwiązanie i chyba nie jest tragicznie, prawda? — spytała inna pracownica.
Sayuri patrzyła na nie – były schludnie ubrane w białe bluzki i ciemne spódnice. Płaszcze chroniące przed piaskiem zostawiły w tym magazynie pośrodku sklepu.
— Bardzo ładnie — powiedział uprzejmie, milczący do tej pory Kankuro.
Sayuri spiorunowała go spojrzeniem.
— Ładnie, ale i tak sądzę, że powinnam to zagwarantować. Na początku wy, w te wolne dni, otrzymacie odpowiednie sumy i kupicie coś sobie. Macie się dogadać, bo w sumie to racja, że w szczególności w tej drugiej części sklepu powinnyście być ubrane podobnie. Reszcie pracowników zagwarantujemy coś na przyszły miesiąc. Od jutra jesteście naszą wizytówką.
Ekspedientki wymieniły między sobą speszone spojrzenia, ale nikłe uśmiechy na ich twarzach były podpowiedzią, że słowa Sayuri wywarły na nie pozytywne wrażenie.
— Obiecuję, że jutro głównie z wami posiedzę. Zwłaszcza, że mój mąż już całkiem nie ma dla mnie czasu.
Spojrzała na Gaarę z łobuzerskim uśmiechem. Chciała wprowadzić atmosferę swobody między pracownikami a nim. To niby niewielki krok, ale wszystko mogło potoczyć się lawinowo i wypełniłaby swoje plany, co do zjednania mieszkańców Gaarze. Jak na razie szło to całkiem dobrze.
— Przykro mi, że cię nie zadowalam, droga żono.
Gaara doskonale wiedział, co chodziło Sayuri po głowie i nie miał innego pomysłu niż poddać się jej planom. Jak na razie nie potrafił się jej sprzeciwić. Jedynym wyjątkiem była sytuacja, gdy ta szalona kobieta próbowała pomóc mu w walce ze spiskiem, ale to i tak niewielkie zwycięstwo, skoro wygrywała z nim na każdym innym polu.
Ekspedientki jak zauroczone patrzyły na spojrzenie, jakim się obdarzyli. Kankuro niemal wyczuwał feromony wiszące w powietrzu.
— Muszę zadbać o swoją rodzinę i z przykrością kradnę wam ich — powiedział do kobiet z lekkim pokłonem. — Ale jutro obiecuję, że przynajmniej moja urocza bratowa będzie na stanowisku.
Kobiety zachichotały, a Sayuri posłała mu karcące spojrzenie.
— My wszystko przygotujemy, Sayuri-sama — rzekła jedna z nich. Reszta potwierdziła milcząco, kiwając głowami.
— Jeszcze raz bardzo dziękujemy, Kazekage-sama — wykrzyknęła któraś, gdy wychodzili ze sklepu.
— Braciszku, twoja żona powinna zostać jakimś strategiem — śmiał się Kankuro. — Jeśli patrzeć na te dwa projekty ze strony taktycznej… Morale zapewnione, zapasy przygotowane, zaangażowanie na maksymalnym poziomie, a duch walki przekracza moja skalę. Wojnę z klientami i późniejszymi dostawami wygrywacie na wstępie.
Gaara zaśmiał się i patrzył na zaróżowioną Sayuri.
— Masz rację, ale już widzę, że będzie się dręczyć, że przy tylu sprawach na głowie, zapomniała o tej jednej.
— Stroje to bardzo ważny element, a…
— A te kobiety pomyślały za ciebie i zrobiły wszystko, żebyś tylko nie czuła się winna — przerwał jej Gaara. — Zamiast się obwiniać, pomyśl o tym, jakich masz oddanych pracowników i doceń to.
— Masz rację. — Sayuri się uśmiechnęła i przystanęła, zmuszając go do tego samego. Uniosła się na palcach i skradła mu szybki pocałunek. — Mądry mąż to skarb żony.
— Jesteś na przegranej pozycji, jeśli chodzi o znalezione skarby.
— Skoro już jesteś z nią, chyba pójdę się pokręcić po barach — powiedział Kankuro rozbawionym tonem. — Patrząc na was, przypomniałem sobie o wielu potrzebach. — Mrugnął do nich i zniknął w kłębach gęstego dymu.
— Na pewno poderwie jedną z tych ekspedientek. Nie wiem, czy potrafię się na niego złościć. — Już wcześniej ruszyli, ale teraz Sayuri znowu zwolniła kroku i zmarszczyła brwi. — Ej… A dlaczego Kankuro zawsze ryzykował wykryciem przez Temari, skoro macie wolny dom?
— Mamy — poprawił ją Gaara. — A właściwie, zgodnie z prawem, on ma… Jutro pójdziecie tam po inwentaryzacji, prawda?
Skinęła głową.
— To zobaczysz.
— Ale co?
— Wierz mi, nie jestem w stanie opisać tego słowami, ale to raczej grobowiec, a nie dom. — Westchnął cicho. — Nie zdradzę ci nic więcej, a jutro opowiesz mi o swoich wrażeniach.
Sayuri była zaciekawiona, ale zrozumiała, że już następnego dnia rozwiąże się ta zagadka, więc nie naciskała.
— W bardzo dobrym momencie oboje mamy dużo na głowie. Zauważyłaś?
— Gdyby nie te dwa zakłady… Jak nic wpychałabym się do was na zebrania i dawała darmowy popis z widownią.
Ostatnio Rada wykorzystywała Gaarę do granic absurdu. Wiedzieli, że nie odczuwał zmęczenia z taką mocą jak przeciętny człowiek, więc był obecny na dwóch sesjach Rady, które odbywały się już codziennie. W przerwach to on i jakiś rotacyjny członek zlecali misje. Nikt nie miał do tego głowy, bo kwestia kupna i dzierżawy ziem była coraz bardziej realna.
Otrzymali odpowiedź od wioski i ucieszyli się, widząc, że negocjowali cenę dzierżawy. Zgodzili się wcześniej z Sayuri, że zbytnia uległość byłaby podejrzana, ale teraz ostatnie kwestie były dopinane. Tym razem dali propozycję tak dobrą dla obu stron, że jeżeli tamten kraj by ją odrzucił, wiedzieliby, że coś było na rzeczy.
— To jest pomysł na pozbycie się ich — przyznał Gaara. — Na widok twojego wspaniałego ciała, niejednemu mężczyźnie w sile wieku zabrakłoby tchu, a serce wyskoczyło z piersi, a co dopiero takim dziadygom, jak niektórzy z Rady.
— Więc uważasz, że tylko jinchuuriki jest bezpieczny w obliczu potęgi mojego powabu? — Sayuri walczyła ze sobą. Widziała rozbawiony wzrok męża i doskonale zdawała sobie sprawę, że lubił prowokować ją do rumieńców, więc próbowała dotrzymać mu kroku i nie dać się zmieszać. Zazwyczaj przegrywała z kretesem.
— Ma tylko największe szanse na przeżycie. Nie zakładam, że dłużej narażony wytrzymam taką moc.
— Chcę być już w domu.
— Bogowie… czy jest coś, jakikolwiek obszar, w którym nie jesteś doskonała? Bo od dawna się nad tym zastanawiam. Taka prawdziwa wada, defekt, coś co nie byłoby kwestią subiektywną.
Sayuri otwierała usta, ale Gaara nie dał się uciszyć.
— Zastanów się, kochanie. To ma być coś, czego nie będę w stanie podważyć, a przy moim stadium zauroczenia to ciężka sprawa.
— Nie potrafię tańczyć — powiedziała, wzruszając ramionami.
Gaara wybuchnął śmiechem. Jednak znalazła coś, czego nie był w stanie zanegować.

5 komentarzy:

  1. Mnie poziom wdzięczności pracowników aż niepokoi, Sayuri powinna uważać żeby nie ukradli jej serca ze złota. Zabawne jest podejrzenie, że Kankuro poderwie ekspedientkę. Jak to, tylko jedną? :D notabene Sayuri to taki kopciuszek, z gosposi zamieniła się w damę, co w tym rozdziale jest szczególnie widoczne;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tych dwóch komentarzach zastanawiam się, czy puścić jeden rozdział w przyszłości ;) Z drugiej strony nigdy nie ukrywałam, że to jest dość specyficzny ff i choć zgadzam się z komentarzami, nie zmienię tego ;) Może dlatego nie mogę się doczekać puszczenia tych nowych ff, bo tam nie będzie buforów bezpieczeństwa w postaci wymówek - to pisałam dawno, to jest specyficzne opowiadanie i tak będę je pisać, to coś tam... I chyba dlatego przełożyłam publikację aż na listopad, żeby mieć czas na dopracowanie :)

      Kochana, Ty nawet nie próbuj się domyślać, jaki los czeka Kankuro, ekspedientki i inne postaci :P

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, te nastawienie pracowników jest trochę... Przerysowane? To znaczy rozumiem, że wcześniej nie mieli żadnych perspektyw i żyli w "dziurze w ziemi" czy coś, ale za bardzo gloryfikują Sayuri. Ludzie są dziwni, zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie odpowiada, albo jest zbyt podejrzliwy i widzi w dobru ukryte motywy. Chyba, ze to dopiero przed nami :D

      Ach, Sayuri i Gaara są tak uroczy razem. Mordka mi się cieszy, jak czytam te sceny pełne czułych słówek :D

      Buziaki~

      Usuń
    2. Przerysowane? Chyba tak to faktycznie można nazwać i nie będzie przesadą ;)

      Zagubiłam się trochę z dozowaniem informacji i teraz wygląda to zabawnie, później będzie pewnie jeszcze bardziej wesoło. Nie lubię tłumaczyć niektórych rzeczy w komentarzach, bo moim zdaniem wszystko powinno wynikać z tekstu, ale fakt, że jest aż tak kolorowo, jak to z perspektywy Sayuri wygląda, wynika też z tego, że większość rozdziałów jest z jej albo Gaary perspektywy. Musiałam całkiem uciąć perspektywę Kankuro, który dałby trochę głębi całemu opowiadaniu. Kiedy pisałam to dla siebie, znałam historię, ale kiedy zaczęłam publikować ten ff, doszłam do wniosku, że to perspektywa Sayuri powinna być dominująca i czytelnicy nie powinni poznawać faktów przed nią. Na razie, na tym etapie pisania, na którym jestem, Sayuri nie poznała jeszcze "całej" prawdy. Wiadomo, czasem bawię się w narratora wszechwiedzącego, ale to jednak moja OC jest dominująca, a ona na razie ma na nosie różowe okulary ;)

      Usuń