sobota, 20 lipca 2019

Opiekun – Rozdział 3

W kolejnych miesiącach Gaara spędzał coraz więcej czasu w towarzystwie Sayuri. Przy niej był wesoły, potrafił się uśmiechać, a nawet śmiać. Coraz częściej łapał się na tym, że to on proponował wcześniejsze spotkania i coraz bardziej niechętnie opuszczał ją.
Miał wrażenie, że jego niestabilna do tej pory psychika całkiem się załamywała. To jak szybko i jak znacząco zmienia się jego osobowość było nawet dla niego niepokojące. Wbrew powierzchownej ocenie Shukaku stanowił najmniejszy problem. Zawsze czaił się gdzieś w zakamarkach jego umysłu i przyzwyczaił się już do jego obecności. Największym problemem miało stać się jego podejście do… właściwie wszystkiego.
Kiedy przebywał z Sayuri nie tylko jego samopoczucie było lepsze. Cała jego postawa się zmieniała. Był troskliwy – każdego dnia przynosił jej posiłki, które wspólnie spożywali i dbał, by niczego jej nie brakowało. Kilka razy kupił jej jakiś drobiazg. Rzeczy naprawdę nieistotne, jak choćby kolorowanka i kredki czy pluszowy miś.
Zauważywszy, że jej włosy były już stanowczo zbyt długie i zaniedbane, namówił ją na wizytę u fryzjera. Co prawda nie było to zbyt mile doświadczenie. Ludzie zawsze czuli przerażenie, będąc w jego pobliżu, ale dziewczynka zdawała się tego nie dostrzegać. Usiadła w fotelu i cały czas zerkała na niego. Miał wrażenie, że upewniała się, czy na pewno nie zniknie nagle. Kobieta, która ją obsługiwała nie zdecydowała się na nic wymyślnego, po prostu przycięła nieco końcówki, wyeksponowała grzywkę, która zdecydowanie zarosła i zaplotła jej włosy w dwa spore warkocze.
Gdy płacił za usługę dostrzegł wzrok Sayuri, która przyglądała się spinkom, gumkom i innym przedmiotom. Postanowił kupić jej kilka z tych rzeczy. Pozwolił jej samej zadecydować. Kiedy się wzbraniała, sam zaczął wybierać jakieś przypadkowe ozdoby, aż w końcu złamała się i wskazywała co najbardziej jej odpowiada.
Każdego dnia przekonywał samego siebie, że zabicie jej ojca było złą decyzją. Błędem, za który szybko przyszłoby mu zapłacić. Zastanawiał się nawet, czy  nie nienawidził go mocniej niż własnego ojca. Jak można krzywdzić tak niewinne, pogodne dziecko? Rozumiał już, dlaczego Sayuri unikała tego tematu. Unikała też odpowiedzi na pytania, co to za zatarcia i siniaki na jej ciele. Zawsze uśmiechała się promiennie i znajdowała nowe wymówki, a Gaara udawał, że w nie wierzył. Próbował uwierzyć, bo w przeciwieństwie do Kazekage, jej ojca mógłby pozbyć się zbyt szybko, co tylko przysporzyłoby mu problemów.
Kiedy trenował z nią, coraz częściej łapał się na tym, że wzbraniał się przed zbyt ostrymi ćwiczeniami. Nie chciał dopuścić do sytuacji, w której byłaby zagrożona. Co prawda postępy były widoczne, ale patrząc na to, jak głodna osiągnięć była Sayuri, mogła uzyskać lepsze rezultaty o wiele szybciej, ale wcale nie wyglądała na zawiedzioną. Chyba naprawdę lubiła spędzać z nim czas i nawet jeśli uważała, że powtarzanie tych samych ćwiczeń było nudne, nie okazywała tego.
Gaara z uśmiechem obserwował jej próby poprawy. Powstrzymywał śmiech, gdy widział jak bardzo była niezadowolona, kiedy coś jej nie wychodziło. Jej naturalne zdolności do wykrywania chakry nie zmalały, wręcz przeciwnie – coraz szybciej udawało jej się odkryć odpowiednie miejsca, a także wyłapywała coraz mniejsze przejawy aktywności energii. Z innymi rzeczami radziła sobie nieźle. Wchodzenie po ścianach udało jej się opanować po zaledwie kilku tygodniach ćwiczeń. Jeżeli chodzi o wszystkie pozostałe umiejętności, Gaara był bardzo ostrożny – nie chciał jej przeciążyć. Bał się, bo wyglądała na zbyt kruchą i słabą, by odpowiednio posługiwać się bronią, a techniki wykańczały ją po kilku próbach. Dlatego łagodnie, choć systematycznie pozwalał jej na doskonalenie umiejętności.
To nie był jedyny sposób, w jaki spędzali czas. Bardzo często Sayuri zasypywała go setką, o ile nie tysiącami pytań. Lubił udzielać jej odpowiedzi. Zadowolony obserwował, jak dziewczynka się rozwijała. Uczył ją czytać i pisać. Każdego wieczoru, już po zakończonym treningu, przynosił puste zwoje, by opanowała te trudne dla niej rzeczy. Pamiętał, jak się cieszyła, gdy po raz pierwszy bezbłędnie zapisała ich imiona, jak z ochotą, nieskończoną ilość razy przepisywała wszystkie znaki, by nauczyć się robić to automatycznie.
Wiedział, że to, co dla niej robił, było jest czymś dobrym. Nie w jego pojęciu dobrym, tylko obiektywnie zachowywał się w sposób akceptowalny a nawet pożądany. Ale kiedy tylko opuszczał jej towarzystwo... Bez niej zmieniał się w sposób, którego się obawiał. Jak można było tak żyć? W jaki sposób tak szybko zachodziły zmiany w nim?
Kiedy odchodził spod jej domu, nie miał już w sobie nic z człowieka. Stawał się tym, co stworzył jego ojciec i wszyscy mieszkańcy. Nie miał żadnych zahamowań. Zastanawiał się, jakim cudem Sayuri nie dostrzegła tej strony jego natury, ale może przy niej te cechy naprawdę nie istniały?
Nie potrafił poukładać sobie tego w głowie, bo sytuacja ta nie miała logicznego wyjaśnienia. Żył jakby w dwóch światach, które poza jego osobą nie miały żadnych punktów wspólnych. Szczęśliwy, pełen radości i beztroski świat z Sayuri i okrutny, pełen przemocy, strachu i nienawiści bez niej. Ta mała dziewczynka nieźle namieszała w jego głowie i nie widział już dla siebie zbyt wielkich szans na normalność. Te wahania nastrojów sprawiały, że miał problemy z odnajdowaniem się w rzeczywistości i choć nadal miał wrażenie, że to jednak Sayuri mogła być wytworem jego wyobraźni, nie chciał tego udowadniać. Świat, w którym przebywał, gdy był z nią, sprawiał, że czuł się człowiekiem, czuł się potrzebny i odpowiedzialny za to niewinne dziecko. Gdyby okazało się, że rzeczywiście marzył na jawie, tak naprawdę zostałby z niczym.

***

Pełnia. Okres, w którym nie panował nad sobą w żaden sposób. Nie tylko on, ale też Shukaku był bardzo niespokojny w tym okresie. O ile dla siebie znajdował wyjaśnienie, skąd brał się tak niebezpieczny nastrój, o tyle dla demona nie odnajdował wytłumaczenia. To właśnie podczas pełni Yashamaru zmienił go z dziecka w potwora, ale dlaczego Shukaku w te noce nie dawał mu chwili wytchnienia? Na to nie potrafił znaleźć odpowiedzi.
Każdego miesiąca, gdy ten niespokojny dla niego czas się zbliżał, pouczał Sayuri, że nie powinna się do niego zbliżać ani w dzień poprzedzający pełnię, ani dzień później. Dwa dni, w ciągu których nie widział jej, zdawały mu się nieskończonością, ale robił to z poczucia odpowiedzialności.
Dziewczynka, choć wyraźnie niezadowolona, nie protestowała i stosowała do jego zaleceń. Zazwyczaj potrafiła się z nim sprzeczać, ale najwidoczniej coś w jego spojrzeniu mówiło jej, że nie powinna lekceważyć jego słów. W duchu dziękował bogom, że słuchała go, bo w czasie pełni naprawdę nad sobą nie panował. A na samą myśl, że mogło jej zabraknąć, czuł niemal fizyczny ból. Kiedy pomyślał, że to on mógł pozbawić ją życia, szalał z niepokoju i jeszcze ostrzej dawał jej do zrozumienia, że nie powinna pojawiać się przy nim w tym okresie.
— Co zrobiłam źle?
Sayuri była bardzo niezadowolona z niedostatecznie dobrej kopii. Poprzedniego dnia niemal jej to wyszło, ale tym razem, pomimo wielu prób, nie ruszyła się z miejsca, a nawet wyszło jej to gorzej. Spojrzała na niego.
— Zbyt szybko wykonujesz pieczęci, przez to wychodzi to niedokładnie. Najpierw naucz się ich na pamięć i potem próbuj zwiększyć tempo – oszacował spokojnym tonem i uśmiechnął się uspakajająco, widząc jej zatroskany wzrok.
Domyślał się, że musiał wyglądać na zmęczonego, bo Sayuri nagle wyraźnie posmutniała. Rano przypomniał jej, że przez dwa dni nie będą się widzieć. Miał wrażenie, że co jakiś czas to sobie przypominała, bo jej usta nieoczekiwanie składały się w podkówkę, a w kącikach oczu pojawiały się łzy. Za każdym razem samodzielnie otrząsała się z tego przygnębienia i próbowała uśmiechać się wesoło.
— To jeszcze poćwiczę pisać! — wykrzyknęła i już chciała rzucić się biegiem do miejsca, w którym trzymali rzeczy, ale Gaara chwycił ją za ramię.
— Sayuri, powinniśmy już iść.
Z nikłym uśmiechem obserwował jej zaciętą minę, kiedy zbierała nieliczne zabawki i zwoje do pisania. Przestał się uśmiechać, gdy wróciła do niego i wyglądała na bardzo przybitą. Nie podeszła nawet zbyt blisko ani nie chwyciła, jak zazwyczaj, jego ręki. Westchnął cicho i kucnął przy niej.
— Sayuri, pamiętasz co ci mówiłem miesiąc temu?
Skinęła głową i wyraźnie powstrzymywała napływające łzy. Wpatrywała się w piasek nie w niego.
— To bardzo ważne, żebyś nie przychodziła teraz do mnie. Nie szukaj mnie, dobrze?
— Ale za dwa dni się spotkamy?
W końcu na niego spojrzała. Nie pomylił się, w jej oczach szkliły się łzy. Prawie udało mu się uśmiechnąć, ale szybko musiał powstrzymać Shukaku, który w tym okresie każdą jego chwilę zawahania, próbował wykorzystać na swoją korzyść.
— Tak — udało mu się wykrztusić i zamknął oczy. Kilka sekund zajęło mu na zażegnanie tego małego kryzysu, ale ostatecznie Shukaku wycofał się. Kiedy otworzył oczy, dostrzegł, że Sayuri patrzyła na niego niepewnie. Wycofała się nawet o krok, ale chyba zobaczywszy, że wszystko wróciło do normy, znowu podeszła bliżej. Ile mogła zrozumieć z całej tej sytuacji? — Za dwa dni znowu się spotkamy. — Zmusił się, by na jego twarzy zawitał grymas zbliżony do uśmiechu.
— To dobrze, będę bardzo tęsknić! – zapewniła gorliwie i w końcu chwyciła jego dłoń.
Gaara doceniał fakt, że nie zadawała zbędnych pytań w odpowiednich momentach. Zazwyczaj nie miałby nic przeciwko choćby setce, ale w takie dni jej domyślność była błogosławieństwem. Nie zmuszała jego i tak już nadwyrężonego umysłu do większego wysiłku. W ciszy odprowadził ją do domu. Zanim odszedł, mocniej uścisnęła jego dłoń.
— Gaara, ja naprawdę będę tęsknić.
— Ja za tobą też, Sayuri.
Widząc jej zmartwiony wyraz twarzy, udało mu się uśmiechnąć bez wysiłku. Mimo że nie zasłużył sobie na jej troskę, cieszył się, gdy widział jak bardzo jej na nim zależało.
Nie chcąc niepotrzebnie przedłużać momentu nieuniknionego rozstania, tym razem to on pomachał jej na do widzenia i zniknął w chmurze piasku.

***

Gaara krążył już którąś godzinę po pomieszczeniu, które nazywał swoim pokojem. Nie czuł się tu jak u siebie, a w tym niebezpiecznym dla wszystkich okresie poczucie uwięzienia doskwierało mu jeszcze bardziej. Miał wrażenie, że coraz mocniej wariował, gdy był zamknięty, ale był przekonany, że wyjście na nocne powietrze wcale mu nie pomoże. Prawdopodobnie jeszcze bardziej wszystko pogorszy, bo zabójstwa mogły jeszcze intensywniej pobudzić już i tak bardzo niespokojnego Shukaku.
Ze złością uderzył ścianę. Nie uzyskał zamierzonego efektu. Piasek nie pozwolił mu się zranić. Choć zdawał sobie z tego sprawę, fakt ten zirytował go, jakby dopiero teraz dowiedział się, że nie można go było fizycznie skrzywdzić. Miał ochotę wrzasnąć z wściekłości, ale nie zrobił tego. Nic nie było w stanie ukoić jego nerwów w tym okresie.
Noc była koszmarem, dzień nie przyniósł żadnej ulgi. Gdyby chociaż miał jakiś odpoczynek od swojego umysłu, być może łatwiej byłoby mu panować nad Shukaku. Jedyne co robił w tych dniach, to dbał o swoje potrzeby fizjologiczne i próbował rozładować energię podczas chodzenia. Nigdy nie wpadł na lepszy pomysł, bo taki po prostu nie istniał. Albo jeszcze go nie odnalazł.
Spostrzeżenie to zdenerwowało go jeszcze bardziej. Być może istniał jakiś sposób, by ukoić jego nerwy, ale on go nie znał. Długo walczył ze sobą, ale i w tym miesiącu poniósł porażkę. Gdy ta wyjątkowa noc się rozpoczęła, ruszył na ulice Suny, jakby miał to zaprogramowane. Jakby w jego chorym umyśle nie było miejsca na nic innego, tylko naturalne dla niego, zabójcze instynkty, nad którymi nie miał żadnej kontroli.
Choć szedł spokojnym krokiem, wszystkie jego zmysły były wyostrzone. Większość mieszkańców doskonale wiedziała, że nie powinni nocami, a tym bardziej podczas pełni, opuszczać względnie bezpiecznych domów, ale zawsze znajdzie się jakiś głupiec, który służył za doskonałą ofiarę dla jego matki. Którego wnętrzności będą ostatecznym dowodem jego miłości i przywiązania dla ukochanej kobiety.
Nie był w stanie nad sobą zapanować. Jedyne czego pragnął, to wspaniałe przedstawienie z czerwienią w roli głównej. Nie wierzył we własne szczęście. Na jego drodze pojawili się shinobi. Przypadkowo? Zapewne ten głupiec posłał za nim grupę zabójców. Który to już raz? Trzeci. Zresztą liczba nie miała znaczenia. W tej chwili liczyło się tylko to, by dostarczyli mu dostatecznie dobrej zabawy.
Połowa małego oddziału wesoło rozbryzgała się po najbliższym otoczeniu. Gaara pełen dumy dostarczał matce tego, czego potrzebowała. Ale dalej nie miał dosyć. W dalszym ciągu uważał, że należało jej się więcej. Przekroczył już moment, w którym kontrolował swoje zachowanie. Teraz liczyły się tylko najbardziej mroczne instynkty.
Zanim jego umysł skonstruował krytykę wobec tego planu, już sformułował odpowiednie pieczęci.
— Tanuki Neiri no Jutsu – wywarczał, patrząc na skamieniałych ze strachu shinobi.
Takie ścierwo ośmieliło się spróbować go zabić?

***

Świat wirował.
Pomimo tego, że użył techniki, która dawała mu fałszywe poczucie snu, jego umysł nie był po niej ani odrobinę bardziej wypoczęty. Może to i lepiej? Wtedy na pewno wypuszczałby Shukaku częściej.
Miał nieco zdrętwiałe ciało. Za każdym razem, gdy demon uspakajał się i znowu panował nad swoimi poczynaniami, jego ciało nie było w najlepszej formie. Nie oznaczało to jednak, że był bezbronny.
Usiadł, opierając się o ścianę i szacował, jakie straty tym razem przyniosło uwolnienie Shukaku. Czy to już ten moment, w którym ojciec samodzielnie go zniszczy? Poczuł ukłucie obezwładniającego go strachu, gdy dotarła do niego pewna informacja. Co z mieszkańcami? Co z Sayuri? Czy i tym razem udało się ewakuować mieszkańców?
Zadrżał. Tego nie przewidział. Nie myślał w tamtym momencie racjonalnie. O ile był w stanie, choćby w najmniejszym stopniu, kontrolować się, nawet podczas pełni i był pewien, że dziewczynka nie zostanie jego ofiarą, o tyle gdy chodziło o Shukaku, nie mógł być niczego pewien.
Chciał wstać i pójść, by upewnić się, że wszystko było z nią w porządku, ale jego ciało najwidoczniej jeszcze nie odzyskało pełni sił. Siedział więc, zmuszony do bezczynności i strachu. Chciał działać, mieć pewność, że…
Zmrużył oczy. Ktoś się do niego zbliżał. Czy ci cholerni debile mieli za nic swoje życie? Wątpił, by Kazekage się do niego zbliżał. On najpewniej nie dałby mu możliwości usłyszeć swoich kroków, a tylko jego się obawiał. Tylko on mógł zakończyć tę farsę, jaką było jego życie. Wsłuchiwał się w kroki, ale były one zbyt ciche, by należały do uzbrojonego shinobi.
— Sayuri…?
Zbyt wiele emocjo gotowało się w nim. Przede wszystkim ulga, bo najwidoczniej jej nie skrzywdził. Strach i przerażenie, że widziała w końcu, do czego był zdolny. Złość, że zamiast posłuchać go, przyszła do niego i to mogło się dla niej skończyć tragicznie.
— Gaara! — wykrzyknęła Sayuri, ciągnąc go za rękę.
Próbowała go podnieść, była przerażona, ale on nie był jeszcze w stanie się poruszać, a widząc jej strach, zastanawiał się nad źródłem jej niepokoju. Gdyby bała się Shukaku, za nic nie podeszłaby do niego. Co więc było dla niej bardziej przerażające niż uwolniony demon?
— Oni tu przyjdą! — Płakała, próbując zmusić go do wstania. — Wstawaj! Proszę, masz mało chakry, a oni tu idą! Uderzą cię!
Przez ułamek sekundy zwątpił w realność tej chwili. Czyżby Sayuri właśnie zmuszała go do ucieczki, bo wyczuła, że po uwolnieniu Shukaku stracił znaczne pokłady chakry, a zabójcy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa? Poza tym, mimo niesprzyjających okoliczności, miał ochotę wybuchnąć śmiechem na taki dobór słownictwa. Uderzą? Raczej zamordują, wyrżną, jak on ich kolegów kilka chwil wcześniej. Ale nie chciał jej poprawiać. Nie wiedział, w jaki sposób radziła sobie z tą całą sytuacją, ale najwidoczniej tak to sobie wyobrażała, więc nie zamierzał jej wyprowadzać z błędu.
Zrozumiał, że sytuacja była poważna. Nie mógł z nimi walczyć na oczach Sayuri. To byłoby niedopuszczalne, by w swoim krótkim życiu doświadczyła jeszcze więcej przemocy. Dlatego też, pomimo że jego ciało było całe obolałe, zmusił się do nadludzkiego wysiłku i wstał, kiedy dziewczynka znowu go pociągnęła. Ledwo utrzymywał się w pionie.
— Musimy uciekać!
Nie miał siły się sprzeciwiać. Zbyt wiele wysiłku wkładał w samo chodzenie, by jeszcze się odzywać.
Sayuri ciągnęła go w stronę ich bezpiecznej przystani, azylu, który już tak długo służył im za miejsce spotkań. Najwidoczniej zrobiła to instynktownie – tam czuła się bezpiecznie, gdy spędzała z nią czas najniebezpieczniejsza postać w Sunie, która za priorytet postawiła sobie opiekę nad nią właśnie.
Kiedy dotarli na miejsce, Gaara bezwładnie opadł przy pierwszej z brzegu skale. Nie miał już na nic siły. Ta wędrówka całkiem go wyczerpała. Gdyby teraz przybyli za nimi zabójcy, nie był pewien, czy byłby w stanie ich wykończyć.
Spojrzał na Sayuri, która drżała, chyba powstrzymywała się, by nie wybuchnąć szlochem. Kiedy i ona na niego zerknęła jej wzrok… Była równocześnie przestraszona i zatroskana, ale przede wszystkim wykończona tą nocną przygodą. Gaara wątpił, by kiedykolwiek miała mu ponownie zaufać. Nie miał jej tego za złe, zapewne i on przestraszyłby się Shukaku, gdyby widział go z perspektywy potencjalnej ofiary.
Ale Sayuri rzadko zachowywała się zgodnie z jego przypuszczeniami. Zamiast zostawić go tutaj i uciec, usiadła po jego lewej stronie i z całej siły wtuliła w jego ramię, jakby miało to jej przynieść spokój. Czuł, że drżała i chyba bezgłośnie płakała. Co miał zrobić? Na tę chwilę jeszcze nie był w stanie poruszyć choćby ręką. Siedzieli tak i Gaara czuł, że powoli uspakajała się.
Uśmiechnął się pod nosem na myśl, jak bardzo nierzeczywiste było to przeżycie. Zaprzestał już jednak rozmyślać nad realnością Sayuri. Dla niego istniała i tylko to powinno się liczyć.
— Wschodzi słońce — odezwał się w końcu, widząc złocistą tarcze, która rozpoczynała swoją wędrówkę po niebie.
— Ślicznie to wygląda — wyszeptała Sayuri, obserwując wskazany przez niego widok.
Nadal nie oderwała się od jego ręki. Chyba nie chciała, by ją opuszczał.
— Spotkamy się dzisiaj?
Gaara nie wiedział, co odpowiedzieć. Na chwilę obecną czuł się w miarę spokojny. Było to spowodowane uwolnieniem Shukaku, który da mu choćby kilka chwil wytchnienia od swojej obecności. Ale on sam musiał odpocząć. Zazwyczaj, zanim spotkał Sayuri, przez kilka dni po pełni dawał sobie czas na odpoczynek i regenerację. Te chwile naprawdę go wyniszczały, ale jak miałby wytłumaczyć to dziecku?
— Jutro — obiecał.
Sayuri nie wyglądała na przesadnie obrażoną. Skinęła głową i najwidoczniej nie zamierzała się kłócić.
— Jutro na pewno się spotkamy. Jeśli… — Zawahał się. — Jeżeli jeszcze masz ochotę — wyszeptał cicho, nie patrząc na nią.
— Gaara, mam bardzo dużą ochotę! — wykrzyknęła, odrywając się w końcu od jego ręki. Spojrzała mu prosto w oczy. — My musimy się jutro spotkać! Będzie mi bardzo źle, jak nie przyjdziesz. Bardzo chcę się z tobą zobaczyć!
Gaara uśmiechnął się pod nosem, nie mogąc uwierzyć, że ta scena miała miejsce w rzeczywistości. Jaka osoba byłaby skłonna zamienić z nim chociażby jedno zdanie po tym, co zobaczyła?
— Dziękuję Sayuri... Powinienem cię odprowadzić.
Wstał już bez większych problemów, a Sayuri jak zawsze chwyciła jego dłoń.
Kontrast pomiędzy tym, co miało miejsce w nocy, a tą spokojną, sielankową sceną był zbyt ogromny, by Gaara był w stanie to przeanalizować. Postanowił nie drążyć z Sayuri tego tematu w obawie, że w końcu dziewczynka zniknie, a to powoli stawało się dla niego większą groźbą niż cokolwiek innego.

1 komentarz:

  1. Bardzo mocne opisy. Gaara przypomina tego kanonicznego x) Podobało mi się, że tak troszczy się o Sayuri i jest dla niej taki łagodny. No i tak przysszło mi do głowy, że czuć w tym opowiadaniu, że maczałaś w nim palce, jak byłaś trochę starsza. Nadal trzymam z całych sił kciuki, żeby Sayuri okazała się prawdziwa!

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń