sobota, 13 lipca 2019

Gosposia – Rozdział 38

Zdaniem Sayuri kolejne dwa dni były naprawdę piękne. Gaara nie musiał przejmować się obowiązkami, miała więc swojego męża na wyciągnięcie ręki. Była do tego stopnia zaaferowana nową rolą i sytuacją, że nie sprawdzała, na jakim etapie podróży znajdowała się Temari.
Trzeciego dnia, licząc od ich ślubu, przygotowywała obiad. Kankuro zasiadł przy stole i oznajmił, że musi przypatrywać się postępom jego ulubionej potrawy, choć tak naprawdę droczył się z Gaarą siedzącym na blacie, który tylko czekał na krótkie momenty, kiedy będzie miała choć ułamek sekundy wolnego i odciągał ją od zajęcia.
Najwidoczniej miała rację, że ta obrączka na jego palcu uciskała jakieś poważne nerwy, bo nie mógł się od niej oderwać. Ale dla niej nie było to przeszkodą. Za przeszkody uważała raczej swoje potrzeby fizjologiczne, jak choćby jedzenie, przez które nie mogła być nieustannie w jego ramionach. Poza tym sukienka wydawała jej się być zbędnym dodatkiem. W przeciągu ostatnich kilku dni tak wiele czasu spędziła nago, że ubrania były średnio wygodne.
Kiedy zwierzyła się… mężowi… ze swoich przemyśleń, był wniebowzięty i oznajmił, że najwyżej Kankuro będzie chodził po własnym domu z chustą na oczach. Niestety nie spełnił tej obietnicy, a sukienka nadal jej towarzyszyła.
— Dlaczego mam robić za waszego tragarza, co?!
Kankuro słysząc głos siostry, wstał jak oparzony i stanął w taktycznym miejscu, przy drugim wyjściu z kuchni. Gaara i Sayuri spojrzeli na wchodzącą kobietę. Musieli oddać jej sprawiedliwość. Była obładowana tobołami, a jeden pakunek już odłożyła delikatnie na ziemię. Resztę rzuciła bez słowa.
— Co to ma znaczyć?! Wiecie, jak się czułam, kiedy od Tsunade dowiedziałam się o waszym małżeństwie?!
— Podjąłem decyzję pod wpływem impulsu — wytłumaczył Gaara, chcąc całą złość Temari wziąć na siebie.
— Nic mi do waszej decyzji, ale brak informacji o niej… — warknęła. — Nie ufaliście mi, czy co?!
— Nie. Od jakiegoś czasu miałem ten pomysł, ale musiał być on pilnie strzeżony i jak najmniej osób mogło wiedzieć, żeby szybko nie zmienili przepisów.
Początkowo Temari wyglądała na nieco udobruchaną, ale zaraz furia ponownie zawitała w jej oczach.
Jak najmniej osób?! — wykrzyknęła i spojrzała oskarżycielsko na Kankuro, który stał sobie grzecznie i nie odzywał się. — Jemu zaufałeś?!
— Temari… — Gaara westchnął. — Wracałaś do Liścia, Kankuro miał być na miejscu, więc poprosiłem go o kupno odpowiednich rzeczy.
Temari z odległości dostrzegła biżuterię. Podeszła do Sayuri i chwyciła klepsydrę. Nadal wyglądała na nieco złą, choć łagodny uśmiech załagodził nieco jej oblicze.
— Bardzo ładne. — Uśmiechnęła, a po chwili wykrzywiła twarz w grymasie. — No nie… znowu trzeba tu będzie kogoś zatrudnić.
— Sayuri zgodziła się, że będzie funkcjonowało to na podobnych zasadach, jak do tej pory. — Gaara pocałował żonę w czubek głowy. — Przy generalnych porządkach albo kogoś zatrudnimy, albo wszyscy będziemy brali się do roboty. A gabinet… Na razie i tak nikogo nie znajdę.
— To mogę zaakceptować. Nie jesteście ciekawi co takiego targałam z Konohy?
— Bałam się zapytać.
Temari parsknęła śmiechem.
— Zwłaszcza jeden pakunek był upierdliwy. Słodki, ale upierdliwy. Nic nie poradzicie, że już skradł mi serce i nie macie traktować tego, jako prezentu tylko dla siebie.
Podeszła do przewiewnej torby, którą wcześniej ostrożnie postawiła na ziemi i położyła ją na stole. Powoli odpięła mocowania i światu ukazał się mały kotek. Zaledwie kilkumiesięczny. Wyglądał na nieco oszołomionego, ale jego czarno-biały łepek już z ciekawością rozglądał się dookoła.
Sayuri zapomniała o całym świecie i chwyciła kociaka na ręce. Nie był specjalnie zachwycony czułością, ale nie uciekał, tylko dawał się głaskać. Może jednak był zachwycony? Mruczał cicho.
— Ta cała Ino — Temari rzuciła bratowej rozbawione spojrzenie — oznajmiła, że może nie jest za późno i nadal znajdziesz czas na bycie szaloną, samotną kobietą od kotów, więc zawczasu wysyła ci jednego, bo w Sunie raczej nie ma w czym wybierać.
— Kobiety to złośliwe bestie, braciszku. — Kankuro poklepał Gaarę po plecach. — Właśnie jedna z okazji ślubu zagwarantowała wam mniej intensywne pożycie.
— Ma już jakieś imię? — Sayuri zignorowała uwagę lalkarza.
— To kotka, Łatka. — Temari śmiała się patrząc na ten rozanielony wyraz twarzy. — Zaprzyjaźniłyśmy się po drodze i już jej obiecałam niezłe kawałki, jeśli obierze sobie za cel moją sypialnie.
Sayuri ostrożnie położyła nowego mieszkańca na ziemię. Kotek był bardzo ciekawski i zaaferowany wszystkim. Nie potrafili zrozumieć za czym, ale czasami, jak to młode mają w zwyczaju, biegał i zatrzymywał się bez wyraźnej przyczyny. Dokładnie zapoznał się też z zapachem braci i chyba nie był przestraszony nowym domem, bo zaraz poszedł na rekonesans do dalszych części apartamentu.
— Niech się sam ze wszystkim zapozna. Zresztą… tylko korytarz ma do zwiedzania. — Sayuri miała rację. Sypialnie każdego były zamknięte, a puste pomieszczenia w ogóle zamykane na cztery spusty. — Bogowie… trzeba kupić…
— Nic nie trzeba, wszystko kupiłam, też jako prezent. — Temari zaczęła wyciągać miski. — Problem jest tylko z kuwetą, bo u nas nie ma tych specjalnych wkładów, będziesz miała tylko do wykorzystania piasek, ale damy radę. Miski położymy na korytarzu, kuweta będzie w jakiejś nieużywanej łazience… Zapewne będzie śmierdzieć… A zabawki mam pochowane w różnych torbach.
Wyglądała naprawdę na zachwyconą, jakby ten kot miał być dla niej. Cóż… Sayuri nie przeszkadzało to. Jeżeli bycie jedynie współwłaścicielką kota miało udobruchać Temari, zapłaci tę cenę. Wymieniła rozbawione spojrzenia z braćmi, którzy objęli taktykę milczenia.
— Dostaliście sporo od twoich znajomych, ale Nara wkurwił mnie niemiłosiernie — warknęła Temari i wyciągnęła dość spory pakunek.
— Cóż takiego wymyślił?
— Masz.
Podała jej odpowiednią paczkę. Brzęczała. Sayuri parsknęła śmiechem, gdy wyciągnęła zawartość.
— Pamiętał chyba, że zaprzyjaźniliście się przy butelkach. Ale cholernik nie pomyślał, że to ja będę wszystko nieść. A to… — Temari zerknęła na małą karteczkę. — Rock Lee.
Sayuri szybko rozdarła paczkę i wyciągnęła dwa komplety strojów podobnych do tego, które nosił zarówno Lee jak i Gai. Parsknęła śmiechem, dając większy Gaarze. Ubrania nie były w zwykłym, zielonym kolorze, a dopasowane do pustynnych klimatów. Ochraniacze miały nieco ciemniejszy odcień, a na każdym ten szalony mężczyzna samodzielnie wyszył ich imiona i dopisek: Miłość jest siłą młodości.
— Błagam, przebierzcie się. — Kankuro nie mógł opanować śmiechu. Z ciekawością podszedł do Temari i razem z nią macał przez opakowanie pozostałe prezenty.
— Jasne, już widzę, jak przechadzamy się w tym po Sunie.
Kotek szybko do nich wrócił i rzucił się na szeleszczące papiery. Nikt nie miał serca go wyrzucić i siał zniszczenie wśród opakowań.
— Ten… od klanu Hyuuga? — zdziwiła się Temari. — Takie masz konotacje, że cały klan daje ci prezenty?
— Tam jest zwyczaj, że to nie wypada, aby jakiś członek osobno dawała coś od siebie i jako klan dają prezent. Zawsze ten sam. — Sayuri odpakowała pakunek i oczom wszystkich ukazała się bardzo ładna, misternie wykonana tkanina.
— Możesz z tego zrobić… piękną oprawę na ten budynek. — Kankuro wyglądał na zdumionego wielkością. — Takie macie zwyczaje? Dekorujecie budynki na jedną modłę?
— To najbardziej pożądany wzór w Liściu — wyjaśniła Sayuri. — Kobiety z tego klanu, które nie wybrały zawodu shinobi, zajmują się tkactwem, chyba z nudów, i stworzyły taki właśnie wzór, który powtórzyć mogą jedynie osoby z Byakuganem. Takie przynajmniej chodzą pogłoski, bo podróbki nawet laik pozna i nikt jeszcze nie stworzył czegoś podobnego.
— A to od… — Kankuro miał problemy z rozczytaniem pisma. — Ko… Kanh…
— Konohamaru — podpowiedziała Sayuri, rozpoznając pismo. Otworzyła prezent. Wypuściła to szybko z rąk. Wielka tarcza klanu Sarutobi, która wisiała przed wejściem do ich rodowej posiadłości, spadła z impetem na ziemię. — Bogowie… wiem, że nie można zwracać prezentów, ale ten mały idiota dał nam właśnie tarczę swojego klanu.
— Podoba mi się styl tego dzieciaka. — Kankuro próbował opanować wesołość. — Wita cię nago, daje najważniejsze dla niego rzeczy. Przemyślałaś, kogo chcesz mieć za męża? Mi ten by bardziej odpowiadał.
— Z tego, co wiem nadal jest wolny — odparowała Sayuri. — Nie krępuj się, nie będę zazdrosna.
— To od… Sakury i Ten-ten.
Temari rzuciła jej małą paczuszkę. Sayuri ją chwyciła i rozpakowała. Była to śliczna bransoletka, z delikatnym motywem roślinnym. Zdziwiła się. Zawsze, kiedy już musiała coś założyć, wolała srebro. A teraz nagle wszystkie jej dodatki były ze złota. Najwidoczniej Sakura i Ten-ten także sugerowały się stereotypem, że w Sunie nosi się złoto.
— A ten… Chouji i Kiba. — Kankuro zerknął na Gaarę, któremu udało się zachować pokerowy wyraz twarzy.
— Jest liścik. — Sayuri chwilę czytała treść. — Piszą, że Sakura pomogła im ze znalezieniem w odpowiednich sklepach te najrzadsze zioła. Ponoć po jedno sami się pofatygowali.
— Jest jeszcze coś przeciekającego — Kankuro próbował zachować poważny wyraz twarzy — od Shino.
Sayuri nie udało się przybrać choćby neutralnego wyrazu twarzy. Była obrzydzona przez ten przeciekający pakunek. Kiedy otworzyła, jej oczom ukazała się buteleczka preparatu przeciwowadowego. Chwilę patrzyła na to zdumiona, a potem wybuchła śmiechem.
— Ma poczucie humoru — przyznała i szybko odłożyła to cholerstwo jak najdalej od siebie.
— I ostatni prezent. — Temari wyciągnęła największą paczkę. — Od niektórych jouninów, w tym Kakashiego, reszty nie pamiętam. Poza tym niektórzy wyrażali żal, że nie mogli nic tobie kupić — zwróciła się do Gaary. — Ale nie znają cię zbyt dobrze, więc miałam ci od nich życzyć cierpliwości w obliczu takiej tragedii.
Gaara parsknął śmiechem i z ciekawością zaglądał do ostatniego pakunku. Sayuri drżącymi rękoma wyciągnęła tradycyjny strój dopasowany na nią z motywami bardziej Suny niż Konohy. Dołączona była do tego złota broszka i tu już nie miała wątpliwości. Kształt liścia na pewno miał przypominać jej o wiosce.
— To się szarpnęli. Ale jak tego dokonali w tak krótkim czasie?
— Nie zdziwiłabym się, gdyby Kakashi to zrobił razem z Gaiem — śmiała się Sayuri, próbując ukryć wzruszenie. — Jak ci dwaj się spotkają i zaczną między sobą konkurować, to aż iskry lecą. Jak nic był drugi komplet i głosowaniem wybrali ten strój.
— Chyba nie mają ukrytych talentów szwaczki? — zażartował Kankuro.
— A cholera ich tam wie. Byłam święcie przekonana, że Kakashi nie potrafi wyrabiać naczyń, szybko okazało się, że to robi. Jak się go przycisnęło, to potrafił też piec, wyrabiać biżuterię i pięknie malować. — Sayuri dostrzegła ich zaskoczone miny. — A to tylko wierzchołek góry lodowej, bo to w sumie dość tajemniczy typ. Chętnie bym się dowiedziała, bo to nie wygląda na zakupione w sklepie. Raczej nigdzie nie uświadczysz pustynnych klimatów w Liściu.
— Takie talenty marnują się na zwykłego shinobi. — Kankuro westchnął z udawanym żalem. — Ej! — Chwycił kota na ręce. — Nie pozwalaj sobie.
Dopiero teraz zorientowali się, że Łatka bardzo zainteresowała się tym pięknym strojem i bawiła jednym paskiem materiału.
— Całkiem miłe to stworzenie — mruknął nieco zmieszany lalkarz, kiedy kot zaczął mruczeć pod wpływem jego dotyku.
— Bogowie… Ty niezależnie od gatunku działasz na kobiety — jęknęła Temari. — Daj mi ją, bo jeszcze coś jej zrobisz, ty zboczeńcu.
Nie przewidziała jednego. Koty same wybierały sobie właściciela, a Łatka najwidoczniej bardzo polubiła Kankuro. Ten z małymi oporami przekazał siostrze kotkę i z satysfakcją patrzył, jak ta mała szelma wyginała się w jego stronę.
— Czy ty się opryskałeś kocimiętką?
— Tak, to działa na wszystkie kobiety — odparł. — Znasz już mój sekret.
— W twoim przypadku nic mnie już nie zdziwi — warknęła Temari i przytulała kota do swojej piersi. — A jak urządziliście sypialnię?
Gaara wymienił z Sayuri zdumione spojrzenie.
— No... raczej nie jest to...
— Co to ma w ogóle znaczyć?! — Temari nie dała jej dokończyć. — Nadal macie dwie sypialnie? To niepraktyczne. Macie tam te trzy pokoje – twój, jeden pusty i Gaary, zróbcie sobie z tego jeden duży i...
— Temari — przerwał jej stanowczo Gaara. — Zapewniam cię, że jak będę potrzebował rady związanej z pożyciem małżeńskim, będziesz pierwszą osobą, do której się zwrócę. Obiecuję. Ale na razie mogłabyś nas zrozumieć, że kwestia zagospodarowania przestrzeni nie jest dla nas zbyt istotna w tej chwili.
Kankuro cicho zachichotał na widok twarzy siostry, która zarumieniła się i schowała twarz w futerku Łatki.
— Mam samych zboczeńców w rodzinie — mruknęła do kociaka. — Ale mimo wszystko kocham tych szaleńców — wyszeptała i tylko starszy z braci ją usłyszał.
— Trzeba to wszystko zgarnąć — powiedziała z żalem Sayuri. — Ale nie... to potrzebuje wyeksponowania. — Nadal nie mogła uwierzyć, że Lee wysłał im takie stroje. — Może będą nas straszyć na korytarzu?
— Daj spokój — zaśmiał się Kankuro, udając, że nie dotarły do niego wcześniejsze słowa siostry. — Jak nic będę miał przez to koszmary. Pamiętam, jak on się zachowywał i przysięgam, jeśli zobaczę, że zachowujesz się podobnie — zwrócił się do Gaary — siłą zaciągnę cię na leczenie psychiatryczne.

***

Prezenty zostały przeniesione do pustego pokoju między ich sypialniami. Sayuri z niechęcią przyznała w duchu rację Temari. Mogliby zastanowić się nad jakąś sypialnią z prawdziwego zdarzenia, ale trudno jej było o tym myśleć, bo Gaara nie dawał jej na to po prostu szans.
Kiedy skończyli jeść obiad, dał jej trochę czasu i nie komentował, gdy zajmowała się kotem, ale z chwilą, w której Łatka pobiegła pod drzwi pokoju lalkarza i drapała, by ją wpuścił, a Temari zniknęła zdać szczegółowy raport dyżurującym członkom Rady, chwycił ją i nie dał już ani chwili spokoju. Nie żeby jej to przeszkadzało, po prostu jej organizm nie nadążał z produkcją hormonów szczęścia i miała wrażenie, że jej zdolność do racjonalnego myślenia ostatecznie zniknie.
Gaara wyglądał na równie usatysfakcjonowanego, co ona, choć pragnienie nie opuszczało jego spojrzenia, a Sayuri zrozumiała, że po prostu nie krył się już ze swoimi potrzebami. Bogowie... jak wcześniej wytrzymywał? Na jego miejscu chyba eksplodowałaby, ale on wolał udawać, że choć pod tym względem był normalny.
— Gaara... — wyszeptała cicho. Jej głos nadal nie opuściła lekka chrypka po tak długim nadwyrężaniu strun głosowych. — Dlaczego wcześniej ukrywałeś swoje zdolności, co? — Miała nieco oskarżycielski ton. — Tyle miesięcy zmarnowanych.
— Nigdy nie spodziewałem się spotkać osobę, która z taką łatwością wszystko zaakceptuje.
Uśmiechnęła się i z czułością wtulała w jego pierś.
— Zdradź mi jakieś swoje najbardziej żenujące myśli.
Sayuri nieco uniosła się na ramionach i spojrzała na niego zdumiona. Pamiętała jedną myśl, której za nic nie chciała nikomu zdradzać. Pokazywała ona jej szaleństwo i poniekąd okrucieństwo.
— Co cię tak nagle wzięło?
— Bo chcę ci o czymś powiedzieć, ale będę się czuł parszywie, jeśli pokażę pewien pierwiastek szaleństwa, a ty znowu będziesz idealna, bez skazy.
Zaśmiała się, widząc jego zmieszaną minę. Najwidoczniej coś mu bardzo ciążyło na sercu. Cóż… potrafił zrobić z nią co tylko zechciał i już od dłuższego czasu nie potrzebował nawet swoich wyrafinowanych gróźb, które wcześniej czynił na jej ciele. Od pewnego czasu mówiła mu o wszystkim, bez większych oporów.
— Zgoda. Ale jeśli ty pierwszy to zrobisz.
Tak było sprawiedliwie. To on musiał wykonać pierwszy ruch.
— Dobrze… Wiesz, zrezygnowałem ze zmieniania nocą twojego pokoju w plac treningowy.
Sayuri zrozumiała już o czym chciał jej opowiedzieć. Zazwyczaj łatwo ją rozszyfrowywał, ale tym razem nie mogła się zdradzić.
— Przeżyję prawdziwą wersję?
— Mam nadzieję. — Pocałował ją w czubek głowy. — Zauważyłaś… pewną poprawę w moim wyrażaniu emocji przez ostatnie kilka miesięcy?
Uśmiechnęła się pod nosem.
— Takie rzeczy przychodzą chyba naturalnie, z czasem.
— Nie wiem… możliwe — przyznał. — Ale ja chciałem jak najszybciej nauczyć się to robić.
— Nie wiedziałam, że wychodzę za perfekcjonistę.
— W nocy… ćwiczę sobie mówienie do ciebie.
Nie miała pojęcia, jak zareagować, więc po prostu przypatrywała mu się zaciekawiona.
— Bardzo brakowało mi twojej obecności i tak jakoś… zacząłem ci szeptać do ucha. Staram się być cicho, żeby cię nie obudzić, ale dzisiaj wydawało mi się, że prawie się zbudziłaś.
— Nie przypominam sobie...
— To dobrze — zaśmiał się. — Po prostu… pomyślałem sobie, że czas się przyznać do swoich zwyczajów, bo jakbyś się obudziła, to uznałabyś, że oszalałem. Zresztą… nie mówię, że tak nie jest, ale przynajmniej jesteś przygotowana.
— O czym mi mówisz? — O części wiedziała, ale może uda jej się poznać nieco więcej szczegółów.
— Tak, jak już wspomniałem… najczęściej próbuję znaleźć słowa, by opisać jak bardzo cię kocham, jak bardzo mnie uszczęśliwiasz. Czasami są też jakieś mniej przyjemne tematy, ale to rzadko i krótko. Bardziej zajmujące jest opowiadanie ci tych miłych rzeczy.
— Chciałabym kiedyś tego posłuchać.
— Nawet jeśli to zrobisz… Nie mów mi o tym. Jak nic się speszę. — Zaśmiał się i skradł kolejny pocałunek. — Twoja kolej.
— Bogowie… — Zapomniała, że też obiecała to zrobić. — Ty mi wyskoczyłeś z czymś tak miłym i uroczym, ja się spalę ze wstydu.
— Wiesz, że rozbudzasz moją ciekawość.
Ręka, która zawsze wędrowała po jej ciele, po raz pierwszy od tygodni ponownie stała się groźną bronią.
— Nie wiem, jak to opowiedzieć… Miewasz czasami takie… myśli, przebłyski, których absolutnie nie kontrolujesz? Które pojawiają się nagle i nagle szybko odchodzą?
— Ciężko mi powiedzieć, skoro nie wiem, co masz na myśli. — Gaara uśmiechnął się przebiegle i nadal czekał na jej wyznanie.
— Nie wiem nawet kiedy to konkretnie było — zaczęła zarumieniona. — Jak zawsze byłam zachwycona po którymś naszym zbliżeniu… Nie wiem, skąd pojawiła się taka myśl, ale to było coś w stylu… Może ci w Sunie oszaleli i to nie piasek, a feromony zbijały mieszkańców. — Wyczuła, jak Gaara zamarł. — Mówiłam, że to szalona myśl i wierz mi, zdążyłam już uznać się za osobę niezrównoważoną. To dość okrutne, ale…
— Bogowie, Sayuri… Nawet ty nie możesz być aż tak empatyczną, żeby czuć się winną moich uczynków.
— Z tym mnie świetnie wyręczasz — odparła. — Poza tym… małżeństwo to już coś bardzo poważnego, powinniśmy dzielić się takimi rzeczami. — Widziała w jego oczach niedowierzanie, jakby naprawdę w końcu uznał ją za wariatkę. — Nie mówię, że winą mamy się obarczać po równo, ale chyba… czas, żebyś zwierzył mi się ze wszystkiego, co cię dręczy. To może być oczyszczające.
— Uważasz, że zasłużyłem na rozgrzeszenie?
Sam najwidoczniej nie był przekonany do tej koncepcji.
— Im dłużej dusisz to w sobie, tym bardziej będzie ci to przeszkadzać. Najpierw powinieneś sam sobie wybaczyć. — Widziała, że nie podzielał jej zdania. — Jak możesz aż tak krytycznie do siebie podchodzić.
— Nie wiem, może to kwestia setek, jak nie tysięcy osób, które zabiłem — mruknął.
— Zawsze chciałeś tego?
— Naprawdę chcesz poznać prawdę?
Jego wzrok był poważny, jakby zmuszała go do czegoś, wbrew jego woli.
— Gaara… Niezależnie od tego, co powiesz, masz we mnie oparcie.
Wyraźnie jej niedowierzał.
— Jeżeli to, co wcześniej robiłeś będzie taką… barierą, której nie przekroczymy, być może nic się nie stanie. Być może całe życie będziemy, jak teraz, po prostu chodzić pijani szczęściem. Ale może też się wydarzyć, że pewnego dnia jakieś skrawki twojej przeszłości wrócą do ciebie i znowu będą cię niszczyć. Jeśli nie będę wiedziała, co tak naprawdę miało miejsce, jak miałabym ci pomóc? Zwłaszcza, że mam wrażenie, że ty nie chcesz pomocy. Nie tyle mojej, niczyjej.
— Nie wiem… jak miałbym szukać pocieszenia, kiedy byłem… nawet nie wiem, jak siebie określić — wyznał. — Morderca jest chyba temu najbliżej. Bez zbytniej przesady i histerii, ale też dość trafnie określa moje zachowanie.
— Wiem już, że zabijałeś, jak byłeś dzieckiem, bo nie panowałeś nad sobą.
W jej ustach brzmiało to tak lekko… Jakby jego zbrodnie były niewinną psotą. Czy miał prawo szukać ukojenia?
— Potem opowiedziałeś mi o tym momencie, w którym całkiem… straciłeś skrupuły. — Nie wiedziała, jak inaczej to opisać. — Poznałam też twoje zachowanie, po opowieściach znajomych, jak to było w Liściu, wiem też w którym momencie zapragnąłeś zmiany. Słyszałam o kilku sytuacjach, kiedy nawet najwięksi sceptycy z Konohy nie określali cię już jakoś specjalnie krzywdząco. A potem przyjechałam tutaj i cię poznałam. Jest dość sporo białych plam — zauważyła.
Gaara wahał się. To było trudne, niezwykle trudne.
— Najczęściej… Po prostu uznałem tamtego dnia, że muszę znaleźć sobie jakiś cel — powiedział z niechęcią. — Nie mogłem już żyć złudzeniami, że w ludziach znajdę oparcie. Sam musiałem coś znaleźć, bo inaczej… nie wiem, chyba miałem wrażenie, że to tak, jakbym był martwy. Wryły mi się w mózg słowa Yashamaru. Kochaj siebie i walcz tylko dla siebie. To prawie, jak moje motto życiowe. Poza tym… — Zawahał się, to było najtrudniejsze wyznanie. A właściwie początek całego potoku. — Nadal… nadal byłem dzieckiem. Nie wiem, jak mój mózg to wszystko przekształcił, ale uznałem, że skoro moja mama chciała, żebym zabijał ludzi i dawał dowody jej nienawiści do świata, miałem wrażenie, że z każdym ciałem oddaję jej uczynki miłości.
Sayuri zamarła, zrozumiawszy, jak wielkie problemy natury psychicznej to były. Chyba naprawdę żył w całkowitym oderwaniu od rzeczywistości. Jakim cudem przezwyciężył to? I to w dodatku całkiem sam…
— Nie będzie to zbyt miła rozmowa, ale jeśli chcesz potwierdzenia, spytaj choćby Kankuro, ponoć często mamrotałem tym podobne rzeczy.
— To nie będzie konieczne. — Pogłaskała go po piersi. — Ufam ci, nie masz powodu by mnie okłamywać.
Spojrzał na nią i nie mógł uwierzyć, że zachowywała taki spokój po jego wyznaniach.
— Ale nie do końca rozumiem… Dlaczego mówiłeś o tym?
— Nie mam pojęcia — rzekł zgodnie z prawdą. — Nie wiem, jak mnie postrzegasz. Albo jak wyobrażałaś sobie tamte moje lata. To… nie było tak, że szedłem sobie i uznawałem: Dzisiaj jest tak piękny dzień, wypada zabić tę grupkę shinobi.
Nie ośmieliła zaśmiać się z tego komentarza.
— To… naprawdę byłem szalony. Choć często potrafiłem obudzić się, jakby mój umysł walczył o przejęcie kontroli. Panowałem wtedy do pewnego stopnia nad sobą, ale jak co miesiąc moje zmysły były całkiem niszczone przez Shukaku.
No tak… zapomniała o tym drobnym szczególe. Naprawdę, nie miała pojęcia, jakim cudem udało mu się podnieść z czegoś takiego.
— I znowu wpadałem w taki marazm. Nie wiem… Nigdy nie zasięgałem pomocy specjalisty, ale określiłbym to jako cykliczne nawroty psychozy. Poczucie odrealnienia, ale to ja kierowałem swoje instynkty ku zagładzie innych osób. Nie byłem w stanie zmierzyć się sam ze sobą. Kiedy byłem całkiem świadomy, liczba moich ofiar malała, ale robiłem to bardziej z wyrachowania. Ojciec próbował mnie dosięgnąć, czasem korzystałem wówczas z Shukaku. A to… Technika Fałszywego Snu rujnowała moje ciało. Nikt nie ośmielił się do mnie podejść, jak wracałem do swojej postaci, a gdybym miał opracować na siebie strategię, to był najlepszy moment na atak. Im częściej wykorzystywałem tę technikę, byłem w gruncie rzeczy słabszy, choć daleko mi było od bycia niegroźnym. Zrozumiałem, że nie mogę tego zbyt często robić. Ludzie w Sunie nauczyli się takiego stałego cyklu. Dni w miesiącu, gdzie dosłownie…
Widziała, że z trudem przychodziło mu mówienie o tym.
— Dosłownie zamykali się w domach, choć to absurd. Domy są zrobione z piaskowca i jeśli nie było dla mnie żadnej ofiary, po prostu wpadałem do środka. Potem większość dni względnego spokoju, kiedy wystarczyło mnie unikać, nie patrzeć na mnie i raczej nie kończyły się one tragedią. Ojciec oczywiście dostrzegł ten cykl. Nie rozumiem go z wielu powodów, ale jednego… Chciałbym móc wejść do jego głowy, bo to dla mnie naprawdę niemożliwe do zrozumienia. Stworzył drużynę ze swoich dzieci i posyłał Temari i Kankuro dosłownie w paszczę lwa, bo w okolicach pełni dawał mi możliwość wyładowania się poza wioską.
— Wysyłał ich wtedy z tobą? — Sayuri nie mogła uwierzyć w okrucieństwo tego człowieka.
— Też tego nie rozumiem — przyznał Gaara. — Może po prostu miał nas wszystkich dość. Nie wierzę, że myślał, że ich nie ruszę. Gdyby nie Temari… ostatnio Kankuro powiedział, że to jej nadnaturalny neurotyzm powstrzymywał mnie przed zabiciem go. Być może, sam nie odnajduję bardziej logicznych wniosków. Wiele razy byłem naprawdę na krawędzi, raz nawet chwyciłem Kankuro piaskiem. — Przyznał się do jednego z tysięcy swoich grzechów. — Ale uratowali go wieśniacy, którzy akurat przechodzili. Nie lubiłem zabijać zwykłych ludzi, to nie była dobra zabawa. — Zamarł i zamilkł, gdy w końcu na głos przyznał się jak traktował innych. — Rozumiesz chyba, że… nie mogę się po czymś takim uznać za człowieka — wyszeptał. — Ja narzuciłem tę granicę. Byłem ja i ludzie. Odrębne światy.
— Gaara… — Sayuri zawahała się. — Ja raczej powiedziałabym, że to inni narzucili tę granicę, a ty mściłeś się na nich.
Chwilę dumał nad jej słowami.
— Być może — przyznał w końcu. — Ale tak właśnie postrzegałem ludzi. Kankuro wytknął mi ostatnio, jak go nazywałem – bezrozumny worek mięsa. Tak patrzyłem na wszystkich. Istnieli dla mnie jedynie dlatego, bo potrzebowałem ofiar dla siebie, dla matki, dla Shukaku, bo i jego to nieco uspokajało.
— Naprawdę… naprawdę uważasz, że za taki stan rzeczy ty odpowiadasz?
— Nie, Sayuri. Chyba tak nie myślę. Ale jakie to ma znaczenie w ostatecznym rozrachunku? Oni ginęli, ja się bawiłem.
— Co jeszcze robiłeś?
Nie zrozumiał jej pytania.
— Gdyby było dosłownie tak, jak mówisz… nie wiem, czy w Sunie mieszkaliby jacyś ludzie.
— Czytałem — odparł. — Właściwie, jak zmieniałem się w Shukaku pilnowałem, by nie robić tego w pobliżu biblioteki. Szanowałem to miejsce.
— W jaki sposób wyglądała twoja zabawa?
Gaara czuł, że nie mógł przestać mówić.
— Temari opisała ci, jak to wyglądało. Dość wiernie, choć do takiej… wprawy… doszedłem po paru latach. Czasami nudziło mi się to. Jesteś medykiem, to może odgadniesz. — Skoro chciała prawdy, da jej całą. — Jak szybko wykrwawia się człowiek, który jest pozbawiany kończyn?
— W zależności od tego, jak szybko są mu odbierane.
— Co minutę.
— Przeżyje wszystkie.
Parsknął śmiechem, naprawdę nie doceniał jej odporności psychicznej.
— Masz rację — przyznał. — A młodzi mężczyźni czasem nawet nie tracili przytomności… Jak zachowuje się ciało bez głowy?
— Nie… — wyjąkała Sayuri po swoim krótkim śmiechu. — Przepraszam, ale… wyobraziłam sobie to.
Gaara zrozumiał. Napięcie podczas tej rozmowy było tak wielkie, że to raczej histeria, a nie wesołość.
— Jak ktoś uciekał, a szybko udało mi się pozbyć tego kogoś głowy, to biegł nadal… Może jakieś dziesięć, piętnaście metrów. Fascynowało mnie to. Tę zabawę lubiłem chyba najbardziej. Nie wiem… jak było dużo ludzi, to lubiłem po kolei każdego zabijać, ale nie szybko. To psuło zabawę. Chwytałem wtedy pierwszą z brzegu osobę piaskiem i waliłem nią, gdzie popadnie. Po drzewach, skałach, ziemi. Napawałem się strachem pozostałych ludzi. Zawsze jedną osobę zostawiałem. Czerpałem przyjemność ze świadomości, że już do końca życia będzie się bać, że powrócę.
— Kwestia przeniesienia — mruknęła, a widząc jego zdumioną minę, dopowiedziała:. — Ty się bałeś, że ktoś po ciebie przyjdzie. Ojciec czy ktokolwiek inny. Podświadomie się tego bałeś, więc robiłeś to swoim ofiarom.
— Jak możesz z takim spokojem o tym słuchać?
— Bo… ciężko mi to wytłumaczyć… Gdybym wierzyła, że nic złego nie robiłeś, to byłoby prawdziwe szaleństwo. Gdybym ciebie oskarżała o wszystko, to byłoby z gruntu niesprawiedliwe. Ja widzę to w ten sposób, że to ludzie cię wykształtowali takim, jakim się stałeś. Jak miałeś zachować zdrowe zmysły? Jak miałeś przyjąć tyle ciosów od losu? Ja cię podziwiam, bo bez pomocy kogokolwiek… takiej prawdziwej… dałeś radę przezwyciężyć to w sobie. Ja naprawdę wierzę ci, kiedy opowiadasz o tym, ale nie mówisz o najważniejszym, bo to sprawiłoby, że musiałbyś zrzucić z siebie całą winę.
— O-o czym ty mówisz? — wyjąkał.
— Jak tylko zobaczyłeś, że inny jinchuuriki wiedzie tak odmienne od twojego życie, zapragnąłeś tego. Nie chciałeś dalszych zabaw, obserwacji jak ludzie reagują na tortury, poczucia dominacji nad wszystkimi. Dopiero kiedy zostało ci uświadomione, że masz wybór, wybrałeś prawidłowo. Chciałeś być człowiekiem. To po walce z Naruto tego zapragnąłeś. Nie dalszej zabawy w potwora, a bycia człowiekiem.
Gaara nie mógł wydobyć z siebie głosu, kiedy Sayuri uświadomiła mu prawdziwą głębie dawnej decyzji.
— Mogłeś to zignorować i pozostać przy swoim obliczu. Ale ty chciałeś zmiany, bo nie byłeś z gruntu zły. Jestem pewna, że byłeś taki, jak od niedawna jesteś przy mnie, przy Kankuro czy nawet Temari. Wesoły, uroczy, troskliwy, pełen uczuć, zdolny do miłości. Tamta decyzja pokazała, że jak tylko zrozumiałeś, że możesz wybrać, zdecydowałeś się na najboleśniejszą drogę. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak ciężko musiało ci być, żeby zachować zmysły podczas pełni, albo jak reagowałeś, gdy ktoś cię atakował, a nie wpadałeś w szał. Jak mam cię nie podziwiać, mój ukochany mężu?
No to go całkiem złamała. Przez całą rozmowę leżeli sztywno, niemal bez dotyku, ale teraz opadł nieco i wtulił się w nią. Miała rację, pragnął być człowiekiem bardziej niż czegokolwiek wcześniej. A ona dała mu ten kredyt zaufania. Została jego żoną, zaakceptowała wszystkie jego przewinienia i nadal kochała. Jak jego od niedawna zdrowe serce mogło znieść tak wiele uczuć, które żywił do niej?
— Nie oferuję ci oficjalnego rozgrzeszenia, tylko to prawdziwe. Mieszkańcy zawsze podświadomie będą się ciebie bać, choć może kiedyś całkiem to zignorują. Ale to będzie jedynie ignorowanie. Prawdziwie rozgrzeszył cię Kankuro, bo widział swoją winę, bo znał cię sprzed tego najgorszego dnia. Mieszkańcy musieliby uznać swoją winę, a tego raczej nie zrobią. Poza tym oni uważają, że zmieniłeś się z potwora w człowieka, a nie, że powróciłeś do normalności — szeptała i tuliła go do siebie. — Mówiłeś mi tyle razy, że nie czujesz się jak człowiek i tylko przy mnie masz takie wrażenie. Dlaczego, kochanie?
Gaara wzruszył bezradnie ramionami.
— Bo ja cię traktuję jak człowieka, którym jesteś. Powiedziałeś mi kiedyś, że nawet kiedy po prostu rozmawialiśmy ze sobą i nic nas nie łączyło, ciągnęło cię do mnie. Dlaczego? Bo traktowałam cię normalnie. Gdybym nie widziała w tobie człowieka, nie pokochałabym cię. Gdybyś nie był człowiekiem, nie pokochałbyś mnie. To tak proste. — Pocałowała jego czoło. — Wszystko o czym mi mówisz… gdyby tak, jak ciebie potraktowali, ktoś wypróbowałby na zwykłym dziecku, zapewne po prostu nie zniosłoby tego. Albo w pełni by oszalało, albo dążyło do samozniszczenia. Ty byłeś dodatkowo jinchuuriki. Nie miałeś możliwości zrobić sobie krzywdy, choć wyobrażam sobie, że tego pragnąłeś. Musiałeś znaleźć w czymś ujście dla swoich negatywnych emocji, a tortury z matką, jakim byłeś poddany, dało ci możliwość wykreowania sobie w umyśle drogi ucieczki. Ale kiedy dostrzegłeś, że jest inna droga, sam zniszczyłeś swoją strefę komfortu. Wybrałeś niewyobrażalny ból, ale w zamian zyskałeś swoje człowieczeństwo. Mam tylko nadzieję, że było warto.
— Było — odparł natychmiast. — Mam ciebie — szeptał w jej pierś. — Jesteś całym moim światem, Sayuri. — Spojrzał jej w oczy i nie zawiódł się. Odnajdywał kolejne dowody na jej miłość. — Powiedziałaś, że nie zniesiesz świata, w którym mnie nie będzie. — Zaśmiał się cicho. — Ja nie mam innego świata, bo ty się nim stałaś. To więcej, niż kiedykolwiek liczyłem, że dostanę od losu. Jeżeli zabierasz ze mnie odpowiedzialność, po prostu to zaakceptuję. — Pocałował jej dłoń i z uśmiechem wpatrywał się w pierścionek. — Jestem szczęśliwy.
— I tak powinieneś się czuć przy swojej żonie — powiedziała żartobliwie. — Miło wiedzieć, że spełniam swoją funkcję. — Przytuliła go mocniej. — Masz rację, że coraz ładniej ci przychodzi mówienie.
— Chciałem ci podziękować za wszystko. — Patrzył na nią z uśmiechem. — Ale jest tego tak dużo, że zwyczajnie nie potrafiłbym opisać wszystkiego. Mam nadzieję, że widzisz, jak próbuję… jak staram się każdego dnia sprawić, byś była równie szczęśliwa, jak ja się czuję.
— Wystarczy, że jesteś obok mnie i już jestem szczęśliwa.  Wystarczy, że zasypiam obok ciebie, że budzę się przy tobie, a szaleję ze szczęścia. A teraz… kiedy z taką chęcią zbliżasz się do mnie, naprawdę… — Parsknęła śmiechem. — Mam wrażenie, że nie wytrzymam takiego ogromu szczęścia. Myślałam, że mam pecha w życiu, ale dopiero teraz rozumiem, jak wielką szczęściarą jestem. Gdyby jakakolwiek kobieta szybciej niż ja dostrzegła w tobie te wszystkie wspaniałe cechy, ktoś mógłby mi cię ukraść. A to byłaby prawdziwa tragedia.
— Jestem twój — odparł. — Tak długo, jak mnie zechcesz, będę twój. Teraz… kiedy tak długo jesteśmy razem, naszły mnie nawet dość absurdalne myśli. Mam wrażenie, jakby to za nas zadecydowano, że będziemy ze sobą, bo nie wyobrażam sobie, że inne pary czują coś takiego. Nie chodzi tu o uczucia, ale o… takie poczucie, że… — przerwał i parsknął śmiechem. — Nie wiem nawet, jak to opisać. Ale mam wrażenie, że nawet gdybym lata temu cię spotkał, nie potrafiłbym cię skrzywdzić. Naprawdę… kiedy po raz pierwszy cię dotknąłem… coś przeskoczyło mi w głowie. Nie potrafiłbym cię skrzywdzić.
— Skrzywdzisz mnie tylko w jeden sposób — wyszeptała. — Jeśli odejdziesz. Nie tyle ode mnie… choć to też byłoby straszne… ale jeśli umrzesz… nie wiem, czy będę miała siłę, by dalej żyć. Nie kłamałam, kiedy mówiłam, że nie zniosę takiego świata. To tak, jakby kazać mi przestać oddychać. Po prostu biologia mi na to nie pozwala.
— Nie wiem, czym sobie zasłużyłem, by spotkać cię, ale wiem, że z każdym dniem moje chody muszą maleć, bo cię zaniedbuję.
Spojrzała na niego zdumiona.
— Sayuri… znowu jest środek nocy. Nie wiem, jak mam się poprawić, nie wiem, jak mam pilnować tego, żeby dać ci odpoczynek, kiedy mój egoizm podpowiada, że przecież jedna noc nic nie zmieni. A potem przypominam sobie, że ty czasem jesteś tak zmęczona, bo zbyt krótko spałaś. — Westchnął. — To okrutne, ale powinnaś już spać, mój skarbie. — Zaczął kolistym ruchem gładzić ją po plecach.
— Będziesz mi mówił? — spytała na granicy świadomości.
— Sądzę, że tylko tak zmuszam się, by cię nie budzić. Dzisiaj będą to bardzo, bardzo miłe rzeczy, wiesz kochanie?
Sayuri niestety nie mogła odpowiedzieć, bo Gaara wcześniej miał rację. Była wykończona i potrzebowała odpoczynku, choć z drugiej strony… Może gdyby tylko zaczęła trenować niespanie, udałoby jej się przezwyciężyć tę uciążliwą potrzebę?

3 komentarze:

  1. No no, ale się romantycznie na koniec zrobiło. Choć poprzednie wyznania Gaary o szczegółach morderstw są mocno szokujące i dużo bardziej brutalne niż kanon. to bardzo ciekawa kwestia, czy Gaarę - mangowego - mogłoby radować czyjeścierpienie jako takie. Właściwie on był jak anioł śmierci, albo kosiarz, działał szybko, co ja oceniam na plus (i to poniekąd też uwiarygadnia jego nawrócenie, bo psychopatycznemu mordercy trudno jest "zrezygnować"). Wcześniej spodobał mi się motyw z kotem. Jak się zastanowić, groźna i - jak to określasz - neurotyczna Temari to faktycznie materiał na miłośniczkę kotów. Ale futrzak woli Kankuro, i to - jak się zastanowić - wcale nie dziwi :D nie zdziwię się też jeśli kot zrobi sobie z niego służącego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Walnęłam małą rozprawkę na temat tego, że Gaarę mogłaby radować śmierć ludzi z jego rąk, a dopiero kiedy już kończyłam swój elaborat, zauważyłam, że Ty zastanawiałaś się nad cierpieniem (czytanie ze zrozumieniem najwidoczniej u mnie kuleje :P). Pokornie skasowałam potok słów i w sumie napiszę, że nie wiem jak to mogłoby być "kanonicznie".

      Żałuję, że nie mam za grosz zdolności artystycznych, bo chętnie bym zobaczyła takiego fanarta z Kankuro czyszczącym kuwetę :D

      Usuń
  2. To się szarpnęli shinobi z Konohy x) Ale żeby Temarri wykorzystywać jako tragarza? xD Szaleńcy! A Kankuro z kotem... no to chyba byłby ostatecznie uroczy widok x) Opis historii przeszłości Gaary z jego ust - wstrząsający. Na szczęście znalazł Sayuri <3

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń