sobota, 20 lipca 2019

Gosposia – Rozdział 39

Następnego dnia Łatka bardzo wyraźnie określiła, jak będzie wyglądało jej dalsze mieszkanie w tym domu. To Kankuro był jej wybrankiem. Z zadowoleniem przyjmowała dowody zainteresowania od innych, ale to Kankuro obierała sobie za cel. Podczas śniadania wskoczyła mu na kolana i zwinęła się w kłębek. Lalkarz patrzył z rozbawieniem na dwie kobiety, które zapewne zrobiłyby wiele, by być na jego miejscu. Choć w sumie i on polubił to delikatne stworzonko.
W nocy tak długo drapała w jego drzwi, że w końcu poddał się i otworzył. Dopiero rano zrozumiał, że to był wielki błąd. Po całym jego pokoju walały się silniejsze lub słabsze trucizny, ale Łatka najwidoczniej była bardziej zainteresowana jego poduszką niż tymi śmiercionośnymi broniami.
Kotek, jako jeszcze w gruncie rzeczy dziecko, był bardzo zadowolony, że aż cztery osoby próbują się z nim bawić. Nawet Gaara kilka razy pogładził tę delikatną sierść i rzucił dla własnej rozrywki jakąś zabawkę. Sayuri i Temari rozpływały się w zachwytach nad tą uroczą istotką i już podzieliły się obowiązkami względem niej. Poza tym to był chyba naprawdę mądry kot. Nie popełniła żadnej gafy i swoje potrzeby załatwiła w kuwecie i jak na razie nie niszczyła niczego cennego. Z wielkim zainteresowaniem traktowała każdy większy przedmiot i próbowała na niego wskoczyć.
Popołudniu Kankuro z oporami poprosił Gaarę, by pomógł mu ogarnąć w swoim pokoju. Uznał, że sam tego nie dokona, Temari nie dałaby mu żyć, a Sayuri… jakoś tak głupio byłoby mu prosić. Zresztą sam nie wiedział, czy podjął dobrą decyzję, bo Gaara był wyraźnie rozbawiony, gdy zrozumiał, że przed kobietami nie wstydził się swojego burdelu, jaki miał w sypialni, ale kotek sprawił, że zapragnął porządku. Próbował się wytłumaczyć, że ta puchata kulka nie dawała mu spać w nocy i wywalczyła sobie wejście do środka, a zdechłaby, jeśli znalazłaby coś nieodpowiedniego. Gaara udawał, że przyjął taką linię obrony, choć jego oczy błyszczały złośliwością.
— Jesteś cudotwórcą, moja kochana Łatko.
Temari szczebiotała do kotki znajdującej się w ramionach Sayuri. Na zmianę trzymały kociaka albo zabawiały, by nie uciekł z salonu.
— Te dwa dzikusy wzięły się za sprzątanie, no tak! Ty jesteś cudotwórcą!
— Chyba bardzo chciałabyś mieć dzieciaczka — zauważyła złośliwie Sayuri.
— Głodnemu chleb na myśli.
— Pewnie, że bym chciała — przyznała Sayuri. — Ale na razie Łatka rekompensuje mi te braki.
— Bogowie… — Temari chwyciła się za głowę i próbowała zachować powagę. — Gaara miałby być ojcem…
— Wydaje mi się, że byłby całkiem niezły. — Sayuri zastanowiła się. To mogło być dość trudne na początku, ale ostatecznie tak wiele się zmieniło w ich życiu, że i tę zmianę by jakoś przeżyli.
— Może — przyznała Temari. — Po prostu… mając w głowie niektóre sytuacje, naprawdę ciężko mi w to uwierzyć.
Sayuri zmrużyła oczy i wyprostowała, nieco oddalając się od niej.
— Że też wcześniej nie zauważyłam, że robisz się cała nabzdyczona, jak coś złego się o nim powie.
— Bo chyba nasłuchał się już dość złych rzeczy. — Sayuri omal nie warknęła, czym jeszcze bardziej rozbawiła Temari.
Łatka zeskoczyła z ramion Sayuri i zwinęła się w kłębek na kanapie między kobietami. Najwidoczniej była wykończona całodzienną zabawą.
— Sayuri… Ja naprawdę cieszę się, że zostałaś moja bratową — powiedziała Temari poważnym tonem. — Cieszę się też, że Gaara w końcu wygląda na szczęśliwego, ale nie zmusisz mnie do zapomnienia. Choć bardziej… to przebłyski, jak teraz. Zapewne kiedy już zobaczę go z waszym dzieckiem w ramionach uznam, że wiesz… Bogowie, on jest stworzony do tej roli, jak to zrobiłam, kiedy zobaczyłam was po raz pierwszy razem, bez ukrywania się.
Sayuri spąsowiała.
— Ale dla mnie to bardziej cud niż oczywistość, choć cieszę się z tego.
— Skoro już rozmawiamy o takich rzeczach. Może opowiesz mi, jak tam z moim Shiką?
— Masz wyłączność do wszystkich mężczyzn?
— Oh, Shikamaru może być twój, ale Shikę ja stworzyłam. Tak nie znosi tego zdrobnienia, że nie raz ignorował swoje lenistwo i wdawał się ze mną w awantury, że mam tak nie mówić. Ale ja na poważnie pytam.
— A co mam ci powiedzieć? — Temari westchnęła. — Gdybyśmy już do końca życia mogli nie wychodzić z łóżka, zapewne byłoby miło…
Przerwała, kiedy zrozumiała, że powoli upodabniała się do swoich braci. Nawet jeśli wcześniej miała przygody, nigdy tak nie formułowała myśli. Rzuciła szybkie spojrzenie na Sayuri, ale ta, poza złośliwym uśmieszkiem, nie dawała żadnych oznak, że rozbawiła ją ta myśl. Trochę śmielej kontynuowała:
— Jak tylko z niego wstajemy, są problemy. Nie tylko te natury komunikacji między nami… Szczerze, to chyba tylko na leżąco się z nim nie kłóciłam… Ale to chyba najmniejszy kłopot. — Westchnęła. — Jak miałoby to być na poważnie? Nawet jeśli namówię Gaarę, żeby przekonał Radę, żeby to mnie wysyłali do Liścia… Nic to nie daje, bo ja jestem tutaj potrzebna.
— Zapewne kiedyś wszystko się całkiem uspokoi, wyciszy — zauważyła ostrożnie Sayuri. Sama miała taką nadzieję.
— Jeżeli tak się stanie, to będę trochę spokojniejsza. Całkiem nieźle wpasowałaś się tutaj. Jesteś takim złotym środkiem, między ich — miała na myśli swoich braci — beztroską i głupotą, a moim zamartwianiem się. Jeżeli sytuacja całkiem się unormuje, z tym całym Akatsuki i spiskiem, być może nie będę się wahać.
— Wahać?
— Mam otwartą propozycję — wyznała Temari. — Nara uznał, że dla niego to upierdliwe robić jakieś wielkie gesty, ale jeśli kiedykolwiek uznam, że jestem gotowa, on ożeni się ze mną…
— Bogowie… — Sayuri nie wytrzymała i zachichotała. — Cały Shika. Jak rozumiem, byłaś zachwycona.
— A daj spokój… Tak mnie zirytował, że wróciłam tutaj dzień wcześniej, niż zamierzałam. Ale to zostaje między nami.
Sayuri nie mogła wprost tego obiecać, bo nie wyobrażała sobie nie podzielić się tą informacją z Gaarą… a zapewne i z Kankuro, ale to było dość naturalne. Byli na tyle zgrani, że tego typu tajemnice mogły być między nimi dochowywane bez obawy, że wyjdą gdzieś dalej.
— Wiem, że się śmiałam — powiedziała skruszona. — Ale to bardziej z powodu sposobu bycia Nary. Tak naprawdę, jeśli tego właśnie chcesz, cieszę się, że masz taką możliwość. Wydaje mi się, że twoi braciszkowie też ucieszyliby się.
— Ale najpierw nie daliby mi żyć — jęknęła Temari. — A teraz i Gaara jest jak Kankuro. Czasami mam takie wrażenie, że los pokarał mnie taką rodziną, ale potem... — Uśmiechnęła się czule. — Potem nie wyobrażam sobie zmian. Uwielbiam was wszystkich.
Sayuri lepiej zrozumiała Kankuro, który z prawdziwym żalem uznał, że nie mogli zdradzić Temari niektórych tajemnic.
Miała problem, by sformułować kolejne pytanie, które narodziło się w jej głowie. Była osobą z zewnątrz i nie wiedziała, czy wypadało o tym mówić. Ale na ten temat łatwiej jej było zwierzyć się, czy też zmusić do zwierzeń Temari niż braci, do których była bardziej przywiązana.
— Chciałabym zadać ci pytanie związane z Suną — podjęła Sayuri. — Teraz, kiedy to raczej pewne, że zostanę tu na dłużej, mam... pewne obserwacje.
— Co masz na myśli?
— Nie wiem, czy dobrze mi się wydaje, ale tu chyba jest biednie. — Nie miała pojęcia, jak łagodniej sformułować swoje myśli. — Tutaj, w posiadłości nie jest to tak odczuwalne. Produkty zawsze spisuję wieczorem i rano dostaję świeże. Czasem tylko, jak o czymś zapomniałam, chodziłam sama po wiosce i nie wydaje mi się, żeby było zbyt dobrze.
— Nie jest — przyznała Temari. — Ojciec jaki był, taki był, ale jego Technika Złotego Pyłu dawała zyski, które pozwalały na zaspokajanie potrzeb.
— Ale... nie wiem, Rada albo Gaara...
— Nie wiem, jakie masz wyobrażenia na temat Rady — przerwała jej Temari. — To są osoby od urodzenia przyzwyczajone do luksusu, są przecież członkami elitarnych rodzin. — Najwidoczniej sparodiowała ich ton. — A ludzie, tacy jak na przykład Baki, który zaczynał dosłownie od zera, szybko zapominają o swoich korzeniach i warunkach, w jakich się wychowywali. Nikt nie myśli na poważnie losie przeciętnych mieszkańców. — Westchnęła cicho. — W przypadku Gaary pochodzenie nie ma aż takiego znaczenia, to raczej fakt, że zanim się nie pojawiłaś, on nie dostrzegał wielu rzeczy. Choćbym wyglądała, jak półmartwa, nie zareagowałby.
Sayuri zastanawiała się na ile jej przemyślenia były na wyrost, spowodowane tłumionym strachem przed Gaarą. Ale chyba w tym przypadku mogła zaufać jej ocenie.
— On nie widzi tego. Zresztą teraz nie ma nawet jak tego dostrzec, skoro siedzi wiecznie w apartamencie.
— Nikomu... nie wiem… nie przyjdzie nawet do głowy spróbować coś z tym zrobić?
— Problemów jest kilka. — Temari porzuciła luzacką pozę i przybrała poważną minę. — Mieszkamy na pustyni, tu raczej nie ma zbyt wielu możliwości rozwoju gospodarki. Co najwyżej handel, ale... przez Gaarę od dawna nikt nie przecinał szlaków przez Sunę. Od jakiś dwóch lat coś się ruszyło i mamy trochę przejezdnych.
Sayuri zrozumiała, że dopóki nie wymyśli sposobu, by cokolwiek naprawić, nie mogła o tym rozmawiać z Gaarą. To znowu byłoby jedynie rozdrapywanie ran.
— Kolejnym problemem są też sami ludzie. Im... nie wiem, czy zauważyłaś, ale to shinobi w stanie spoczynku mają najgorzej. Jak jeszcze byli aktywnymi ninja, mieli lepiej od przeciętnego mieszkańca, a po czynnej służbie nikt ich nie chce zatrudnić, bo mszczą się na nich, że mieli tak dobrze przez jakiś czas.
— Słyszałam, że w niektórych wioskach funkcjonuje coś na kształt wypłacania drobnych wypłat po odejściu ze służby.
— A Liść było na to stać?
Sayuri zaprzeczyła ruchem głowy.
— To wyobraź sobie, że Suny też nie. Wracając do ludzi, wielu zapożyczyło się na wysokie procenty od tych lichwiarzy, samurajów. Nie mają już perspektyw i nie chcą się w nic angażować, bo do końca życia wisi nad nimi wizja procentów do spłacenia.
— Trzy lata temu pozbyliśmy się ich z Konohy — powiedziała Sayuri. — To było dość problematyczne.
— Problematyczne to raz, a dwa, Suna jest uzależniona od najróżniejszych wpływów, bo nie jesteśmy w stanie zapewnić wyżywienia. Te marne oazy dają naprawdę niewiele, nie mówiąc już o wodzie...
— Bogowie... — Dopiero teraz dotarło do Sayuri, jak ciężko musiało się mieszkać tu ludziom. Odkąd tu trafiła, najwidoczniej żyła w luksusie w porównaniu do innych ludzi stąd pochodzących. — A jak kasa wioski?
— Tego nie jestem do końca pewna. Ale jestem bardziej niż pewna, że skoro ojciec zostawił po sobie tyle, że kilkadziesiąt naszych pokoleń, licząc z każdym możliwym rozgałęzieniem, nawet dwucyfrowym, może sobie pozwolić na leżenie do góry brzuchem i życie w zbytku, a nas nie cenił nigdy, to wiosce zostawił tego wielokrotność. Problemem jest to, że pomiędzy śmiercią ojca, a obraniem na stanowisko Gaary minęło parę ładnych lat i nikt nie miał wpływu na nic. Te stare dziady nigdy nie przyznają się do niczego.
— I nie ma w Sunie nikogo, kto chciałby coś poprawić?
— Masz na myśli, jakieś ruchy obywatelskie?
Sayuri skinęła głową.
— Jeden już poznałaś. Każdy tak obawia się Gaary albo przynajmniej obawiał, że mogliby umrzeć z głodu, a nadal bardziej zajmowałby ich mój braciszek. Słyszałam tylko o jakimś... Jak się nazwali? — Temari zastanowiła się. — Ruch Odbudowy Suny…? Czy jakoś tak. I oni działają, ale bez poparcia rodów i Rady nie mają szans nic zmienić.
— A ciebie to nie rusza?
— Rusza. Ale ja wiem, że bez jakiejś tragedii, nic się nie zmieni. Można walczyć z jedną osobą i wygrać, ale taka sieć powiązań... Zwłaszcza, że ludzie nie rozumieją, że Rada... to lipa.
— Słucham?
— Tylko Kazekage jest polityczną postacią. Rada to nic, spotkanie dziadów. Ale każdy tak przyzwyczaił się do ich potęgi, że ludzie drżą ze strachu na myśl, co Rada może zrobić. A oni nie mają żadnego dowodu na swoją działalność. Tylko... — Parsknęła śmiechem. — Radę tworzą rody i klany, te najbogatsze oraz kilka przypadkowych osób, jak na przykład Baki, ale to tylko dla pozoru. Zakładając, że weszłabym do Rady, byłby jeszcze Kankuro i Gaara, to łącznie dałoby sześć osób, które nie są z pozostałych klanów i rodów. Nie ma szans nic przegłosować.
— A co ich interesuje?
— To, co każdego, kto nie ma tak dobrego serduszka jak my. Władza i pieniądze. Za jedną rzecz jestem ojcu wdzięczna. Wychowywał nas na wojowników, a nie na członków elit. Wbrew pozorom my... nawet Gaara... jesteśmy normalniejsi od reszty. Oni żyją całkiem oderwani od rzeczywistości. Gdyby usłyszeli, że przez kilka lat... z marnym skutkiem, ale jednak... gotowałam braciom, posłaliby po lekarza od chorób psychicznych. Fakt, że Gaara się z tobą ożenił, dla przeciętnego mieszkańca będzie to szok, ale z trochę innych powodów. Dla rodów bardziej... — Zawahała się. — Nie jest to dość dobrze widziane. Nawet jeśli przez lata próbowali się go pozbyć, w ich mniemaniu jest z innego budulca niż zwykły śmiertelnik. Nawet jeśli skażony Shukaku, to jednak po tysiąckroć lepszy od przeciętnego człowieka.
Sayuri skinęła głową.
— Ale nie kłamałam, że my raczej nie zwracamy na to uwagi. Inaczej nie byłabyś moja bratową, a ja nie cieszyłabym się, że w końcu ta rodzina zyskała kogoś normalnego. — Uśmiechnęła się do niej. — Wiesz... to dość niezwykłe, ty nigdy... nie wiem, nie zauważyłam, żebyś poza klepsydrą dostała coś od Gaary.
— Bogowie — jęknęła Sayuri. — Ja jestem jego żoną nie dziwką, która oczekuje zapłaty.
Temari uniosła rozbawiona brew.
— Przypilnuję go.
— Nie! — Szybko zaprzeczyła Sayuri. Myśl, że najwidoczniej wkradła się do rodziny bogaczy... Za co ją to spotkało? Ona chciała jedynie Gaary. W żadnej swojej kalkulacji nie wliczała majątku. — Jeśli chcesz, żeby między nami wszystko było w porządku, nie rób tego.
— Jesteś jego żoną, jak słusznie zauważyłaś — powiedziała Temari spokojnym tonem. — Widzę, że chodzi niemal jak naćpany i nie jest w stanie skupić się na niczym innym niż twojej obecności. Ale musi przekazać ci w końcu, w jaki sposób to u nas funkcjonuje w rodzinie, jak są zabezpieczone oszczędności, dobra. Ale on o tym nie myśli, a powinien. Nawet jeśli uważasz, że to niepotrzebne — powiedziała szybko, widząc wzrok Sayuri — masz prawo do tego, a na razie nikt cię z tym nie zaznajomił. Jestem bardziej niż pewna, że w końcu Kankuro zwróci na to Gaarze uwagę, ale choć raz chciałabym go ubiec. Ostatnio rozumieją się bez słów...
— To powinnaś się cieszyć.
Lalkarz wpadł do pokoju i rzucił się na kanapę obok siostry. Wyglądał na wykończonego.
Gaara również wszedł do pomieszczenia i wybrał fotel. Dał znać Sayuri, że ma przyjść. Zajęło jej to dosłownie ułamek sekundy, by się w niego wtulić. Temari bredziła. Nie chciała pieniędzy, prestiżu, pozycji. Chciała tylko jego.
Łatka, która podczas niemal całej rozmowy spała, teraz podniosła się i z cichym miauknięciem szybko wskoczyła Kankuro na kolana. Mruczała tak głośno i z takim zachwytem, że nawet z odległości między fotelem a kanapą, Sayuri słyszała to doskonale.
Kankuro parsknął śmiechem i pogładził kota po łepku.
— Wykończysz mnie, ty uroczy pchlarzu.
— Panuj nad swoimi zapędami, to tylko śliczna, niepełnoletnia kotka — szydziła Temari.
— Może w końcu powściągniesz języka. Poza tym na razie, to ty masz większe szanse na zostanie starym kawalerem z kotami. — Sayuri również nie odpuściła. — Ja już znalazłam męża. — To mówiąc pocałowała Gaarę, który był bardziej, niż szczęśliwy z takiego obrotu spraw.
— To zwierzęcy magnetyzm — odparł niezrażony Kankuro. — Wszystkie przedstawicielki płci pięknej są pod moim urokiem, poza waszą dwójką. — Udawał pełen boleści ton, ale chwilę później błysk ciekawości pojawił się w jego oczach. — W czym chcesz mnie ubiec?
Sayuri zamarła na to pytanie. Jej reakcja nie umknęła lalkarzowi.
— Sayuri się zarumieniła, to jakaś grubsza intryga.
— Skoro chcę cię ubiec, to logiczne, że nie zdradzę ci szczegółów — odparła Temari.
— A mi się wydaje, że trochę droczyłaś się z nią, a teraz... — Chciał powiedzieć coś w stylu Obawiasz się braciszka, ale w jej przypadku taka była prawda, więc zmienił nieco ton swojej wypowiedzi. — Jest ci głupio z powodu swojej buty i wstydzisz się do tego przyznać.
— Nie. To oznacza, że są sprawy, które należy poruszyć, ale nie chcę, żebyś znowu to ty zgarniał chwałę… I jak wam poszło sprzątanie?
— Łatka musi zrozumieć, że w moim pokoju nie ma kobiet. — Kankuro patrzył na kota surowym wzrokiem. Łatka znowu zwinięta w kłębek spojrzała na niego spod wpółprzymkniętych oczu i wydała dziwny odgłos. — Nie kłóć się ze mną. — Potargał ją za ucho. — Temari jest bardzo zasadnicza. Może złamie się, jak usłyszy, że nie będziemy spali w jednym łóżku.
Z trudem opanowali wybuch śmiechu.
— Serio pochowaliście te śmieci walające się po całym pokoju? — Temari spojrzała na Gaarę.
— Niestety — odparł. — Nie wiem, jakim cudem doprowadziłeś ten pokój do takiego stanu.
— Lata praktyk.
— Jak ty to robisz? — Sayuri patrzyła zdumiona na swojego szwagra. — Ty nawet nie zwróciłeś uwagi na tego kota, a tak się do ciebie przyczepiła.
— Gdybym wiedział, może ograniczyłbym to jakoś. — Jego ton i mowa ciała przeczyła słowom. Najwidoczniej całkiem zaprzyjaźnił się z Łatką przez ten krótki czas. — Ile ona w sumie ma lat?
— Lat? — powtórzyła rozbawiona Sayuri. — Raczej miesięcy, wygląda mi na jakieś cztery, może pięć.
— Taki dzieciak? Teraz nie udaje jej się wskakiwać na większość mebli, ale jak rozumiem to się zmieni.
— Twoje rozumowanie jest nadzwyczaj poprawne — przyznał Sayuri z udawaną powagą. — Po pierwszej rui trzeba będzie ją wysterylizować.
— Przez wysterylizowanie, masz na myśli, pozbawienie jej całego powabu kociej piękności?
— Nie mów tak o kotce — jęknęła Temari. — Błagam, opanuj się i skup tylko na ludziach.
Kankuro wyglądał na rozbawionego histerią siostry.
— Więc podejrzenie o zoofilie sprawia, że doceniasz mnie bardziej. Niezwykłe odkrycie. — Parsknął śmiechem. — Ale naprawdę chcesz ją tak skrzywdzić? — zwrócił się do Sayuri.
— Widziałeś kiedyś ruję u kotki?
Zaprzeczył ruchem głowy.
— Jak nie dostanie kocurka, będzie przez jakieś dwa tygodnie dawała popisy prawdziwych kocich arii. A robią to wyjątkowo głośno. Być może mój mąż byłby zachwycony darmowymi koncertami, ale my raczej potrzebujemy się wysypiać.
Gaara parsknął śmiechem i pocałował ją w czubek głowy.
— Takie to desperatki? Jak nie mają faceta, to wrzeszczą o niesprawiedliwości?
— A żebyś wiedział.
— Nigdy nie będzie miała małych?
— Bez kocura to raczej trudne — zauważyła ze śmiechem Sayuri.
— A podczas pierwszej rui może zajść? — Nie odpuszczał Kankuro.
Rodzeństwo patrzyło na niego w szoku. Spośród ich trójki, to lalkarz był jedynym zadeklarowanym przeciwnikiem dzieci. Gaara jeszcze nigdy nie wyraził swojego poglądu, a Temari uważała to za rzecz oczywistą, ale Kankuro?
— Nie wiem, raczej tak, choć bezpieczniej poczekać do drugiej, bo wtedy narządy kotki są lepiej rozwinięte.
— Ile ma wtedy mniej-więcej lat?
— To zależy... A co? Chcesz małe kociaki? — Sayuri próbowała zachować powagę.
— Zanim tak ją skrzywdzisz, może damy jej być dorosłą kotką? — odparł równie Kankuro poważnym tonem. — Może chciałaby być matką, ale pozbawisz ją tego marzenia dla własnego kaprysu.
— Nie dla kaprysu. Większość znanych mi kotek nie wyrażało werbalnej chęci na zostanie matką, a po sterylizacji ta chęć już na pewno zanika — kontynuowała absurdalne komentarze. — Jeżeli zostawimy otwartą furtkę, to jeszcze pojawią się jakieś powikłania. Może nawet ze śmiertelnym skutkiem — dodała złowieszczym tonem.
— Umierają z powodu braku seksu. — Kankuro wyglądał na zamyślonego. — Kocury nie rozumieją, co mają.
— To akceptujesz konieczność pozbawienia Łatki możliwości na potomstwo?
Wszyscy patrzyli w wyjątkowym skupieniu na lalkarza.
— Po pierwszym miocie — odparł i pogładził kotkę śpiącą na jego kolanach. — Nie chcę, żeby Temari zanadto zamartwiała się, że nie jestem w stanie stworzyć długofalowej relacji z kobietą. Będę miał nawet kociaki.
Chyba udało mu się dopiąć swego i prawie doprowadził siostrę do zawału.
— Błagam — wyjęczała Sayuri, wypluwając płuca ze śmiechu. — P-przestań.
Reszta towarzystwa nie była w o wiele lepszym stanie, Gaara śmiał się równie histerycznie, a Temari nadal wyglądała na zszokowaną.
— Nie, w sumie serio myślę o małych kotkach — przyznał w końcu Kankuro. — Nie myślałem, że polubię jakieś zwierzę, ale koty... — Zerknął na Łatkę, która słodko spała. — Są naprawdę urocze i zajmujące. Jak nic kobiety będą je uwielbiać.
To w końcu się zdradził. Choć może to tylko poza, bo chciał kociaki? Kto go tam wie.
— Mam dość — oznajmiła Temari. — Pójdę zrobić…
— Nie! — wykrzyknęli równocześnie bracia.
— Nawet nie waż się odbierać mi wygranej — dodał Kankuro, który jeszcze ponad tydzień miał wybierać potrawy.
— Jakiej wygranej? — zdumiała się Temari.
I tak upłynęło kolejne, leniwe popołudnie ich życia. Całkiem łatwo było przyzwyczaić się do takiego stanu rzeczy. To wszystko, czego Gaara był świadkiem w ostatnich miesiącach nie mieściło mu się w głowie. Do tego stopnia polubił swoje życie, że aż dziwił się w duchu temu. Z przerażeniem myślał, jak też mogłoby ono wyglądać, gdyby Sayuri nie pojawiła się w Sunie.

***

— Błagam cię, nie idź jutro — jęknęła Sayuri, wtulając się w swojego męża z całą mocą.
Ostatecznie musieli zgodzić się z Temari i stworzyli swoją sypialnię. Właściwie to Gaara stworzył. Bez większych problemów poprzestawiał piaskowe ściany w tych trzech pokojach i teraz mieli ogromną sypialnię, która została podzielona na dwie części. W pierwszej znajdowało się tylko wielkie, zakupione wcześniej łoże, spore lustro i małe szafki nocne, a w drugiej znajdowała się ich garderoba, będąca równocześnie miejscem, gdzie przechowywali książki. Nie mieli zbyt wielu ozdób, a właściwie poza dwoma kaktusami, które były słabością Gaary, żadnych. Jednak Sayuri to nie przeszkadzało, to najważniejsze dla niej znajdowało się w sypialni i aktualnie tuliło ją do siebie.
— Sayuri… — Gaara pocałował ją w skroń. — Wierz mi, gdybym miał wybór, siedziałbym z tobą tutaj już zawsze. — Zaśmiał się. — Po prawdzie, to mam nadzieję… aż wstyd o tym mówić… że już nie dadzą mi żadnych, dodatkowych obowiązków. Pogodziłem się z rolą skryby i dobrze mi z tym, że tak wcześnie kończę.
— To okrutne. — Sayuri westchnęła. — Wiem, że gdyby ci pozwolili, byłbyś świetnym Kazekage, ale jesteś równie świetnym mężem. Jak mam nie być zachłanna i wypożyczać cię choć na chwilę wiosce?
Gaara poczuł, jak Sayuri przejeżdża ręką po jego ciele powolnym, zmysłowym ruchem. Bogowie… dlaczego nadal reagował z taką przesadą? Wystarczyło, że poruszyła się, świadoma celu i już był gotów. Gdy pocałowała go, znowu nie opanował się i nie pozwolił jej na inicjatywę. Nie robił tego z czystego egoizmu, po prostu… po prostu nie mógł inaczej.
Znowu widział z góry jej piękne ciało. Delikatnie, nawet jak na siebie, ledwie opuszkiem palca przejechał jej po linii żeber. Jęknęła i wygięła się w kierunku jego dłoni, prowokując do dalszych ruchów. A ponoć to on był pobudzony. Uśmiechnął się pod nosem. Najwidoczniej dobrali się idealnie pod wieloma względami.
Jeszcze ani razu nie usłyszał, że Sayuri nie miała ochoty. Miał wrażenie, że na niego gotował była zawsze. Nie wyglądała też, by się zmuszała do czegokolwiek, jej reakcje były piękne i naturalne. Dalej chciał się z nią podroczyć, zabawić jej kosztem, ale ona też umiała stawiać warunki. Kiedy zbytnio zajął się gnębieniem jej ciała, psotna ręka żony dosięgnęła celu i groźbą robótki ręcznej, zamiast prawdziwego zbliżenia zmusiła go do posłuchu.
— Jesteś coraz bardziej śmiała. — Zaśmiał się i skradł jej pocałunek.
— To byłoby dziwne, gdybym po tylu miesiącach nie zrobiła postępu — zauważyła przytomnie. — Poza tym działasz na mnie tak mocno, że bardzo często zapominam o wstydzie.
— Lubię twój brak zahamowań.
Co prawda w jej przypadku oznaczało to jedynie podobne sytuacje, której był właśnie świadkiem. Nadal była zbyt nieśmiała, by niektóre swoje zachcianki artykułować, wielu rzeczy musiał się domyślać.
Obserwowanie jej ruchów było jednym z najbardziej fascynujących zjawisk, jakie miał okazję oglądać. Nadal nie pozbyła się tej maniery, która upodobniała ją do kotki w rui. Była bardzo wrażliwa na zbyt długie przeciąganie wszystkiego, więc dostosowywał się do jej potrzeb i szybko przechodził do finału. I tym razem tak było.
Dała mu czas jedynie na zabawę z obojczykiem i krótką rundkę z piersiami i już wiedział, że przedłużanie będzie dla niej nieznośne. Gaara nie miał czasu na myślenie. Tym razem postanowił zmienić swoją taktykę.
Nie zamykał oczu i już od pierwszego swojego ruchu w jej wnętrzu obserwował ją. Bogowie… błąd. To był błąd. Bo gdy tylko zawładnęła nią rozkosz i on się nie opanował. Wytrzymał jeszcze krócej niż zazwyczaj. Po tym, jak jego ciało się uspokoiło, parsknął śmiechem.
— Kochanie… może będziemy musieli udać się do specjalisty.
— Po co?
— Może to jakaś przypadłość? — Westchnął. — To nie jest możliwe, żebyśmy oboje tak szybko kończyli. U kobiety w ogóle trwa to zdecydowanie dłużej, żeby dojść do orgazmu, a i ja nie przypominam tego wyczynowca, którym byłem.
— Cierpimy na to samo. — Mocniej przytrzymała go przy sobie, by ani myślał jeszcze wychodzić z niej. — W sumie to całkiem dobrze, bo gdybyśmy mieli innych partnerów, jak nic byśmy z nimi zwariowali. Wyobrażasz sobie? Kobietę, którą boli głowa albo dla mnie mężczyznę, który potrzebuje tak wiele czasu na powtórkę?
— Przerażająca wizja — przyznał ze śmiechem. — Choć… jak będziesz miała udawać, że cię boli głowa, to błagam, mów wprost, bo zwariuję z niepokoju, że coś ci dolega.
— Jak sobie życzysz.
W końcu go puściła. Czuła się pusta, gdy z niej wychodził, ale dość szybko znalazła się w jego ramionach i nie była tak całkiem opuszczona.
Od dawna wieczorami wykonywała pewną czynność. Jak zawsze dbała, by żadna wpadka ich nie dotyczyła. Słyszała, że niektóre kunoichi wierzyły, że przez nieregularne aktywności i przepływ chakry można zapobiegać ciąży, słyszała też, że leżenie w linii wschód-zachód nie pozwala na zajście, że zjedzenie jagód wpływa na to. Może to był powód, przez który tak wiele kunoichi z Liścia zachodziło.
Sama była medic-ninja i potrafiła poradzić sobie z tą niedogodnością. Pilnowała, by nie był to okres dłuższy niż dwanaście godzin od stosunku. Po tym czasie mogłoby już dojść do zapłodnienia, a od samego początku wiedziała, że nie byłaby w stanie pozbyć się ich potencjalnego dziecka, nawet jeśli miałoby być jedynie zygotą, więc skrupulatnie wykonywała czynność. Mogła posłużyć się jeszcze odpowiednią mieszanką ziół, które w przeciwieństwie do większości preparatów były nieszkodliwe, ale nie dawały stuprocentowej pewności.
Tego dnia, jak już od kilku wieczorów zbierała się na odwagę, by poruszyć ten temat.
— O czym myślisz?
Cholera! A jednak w pewnym sensie wpadła. Zazwyczaj myślała nad tym już całkiem w niego wtulona i nie miał szans zobaczyć jej twarzy, a potrafił z niej wyczytać wszystko. Teraz nie mogła uciec przed odpowiedzią.
— Wiesz… polubiłam małżeństwo — zagaiła.
— Mi też przypadło do gustu. — Pocałował ją w czoło. — Ale wydaje mi się, że nie to chciałaś powiedzieć.
— Bo to wstęp — odparła i przewróciła oczami na jego niedomyślność. — Jak wiele polubiłeś z tego statusu?
— O nie — powiedział stanowczo. — Tak się nie będziemy bawić – mów wprost albo nic.
— Dasz mi nie powiedzieć nic? — spytała, choć znała odpowiedź.
Wyglądał, jak przyłapany na gorącym uczynku. Po chwilowym zmieszaniu parsknął śmiechem.
— Nie możesz powiedzieć wprost?
— Mogę, ale mogę też sprawić, że oboje nie będziemy zadowoleni z takiego obrotu spraw a nie tylko ja.
— To coś nieprzyjemnego? Ten temat, który chciałaś poruszyć? — uściślił.
— Nie wiem — przyznała. — Nie znam twojego zdania, a nie chcę robić sobie nadziei.
— Nadziei? — powtórzył niepewnie. — Bogowie… wyduś to z siebie, bo zwariuję. Tak rzadko mówisz wprost o tym, czego chcesz, że traktuję to jak błogosławieństwo, jak czasem ci się to zdarzy.
Sayuri powoli zbierała się na odwagę. Zbyt dobrze wiedziała, że cały ich związek był ciągiem decyzji podejmowanych pod wpływem emocji. Znali się i nie znali równocześnie. Nie miała szans na zadanie tych najważniejszych pytań... A właściwie miała szansę, ale przez zbyt szybki, szaleńczy bieg zdarzeń, nawet o tym nie pomyślała. To był błąd. Wielki. Wiedziała o tym i dlatego tak bardzo się stresowała.
— Co-myślisz-o-potencjalnych-dzieciach-w-przyszłości? — wyrzuciła szybko, jednym tchem.
Zgodnie z jej przewidywaniami, Gaara zamarł i wpatrywał się w nią zdumiony. Nawet jego ręka, która zawsze wędrowała wzdłuż jej ciała nie poruszała się. Czy Gaara mógł dostać zawału? Tego nie przewidziała, zadając to pytanie. Choć… bardziej wyglądało to na wylew. W sumie jako jinchuuriki było poza ryzykiem zagrożenia tymi dolegliwościami. Zwykły szok. Ale skoro zmusił ją do zadania tego pytania, nie da mu się tak łatwo wykręcić.
— Jak pytałeś mnie o rękę, mówiłeś, że całkiem miło byłoby uzyskać odpowiedź. Nagle zrozumiałam tę potrzebę — powiedziała żartobliwie.
Gaara powoli wracał do siebie, ale wyraz jego twarzy nie zmienił się.
— Nie myślałem nigdy o takiej możliwości — przyznał.
— Zawsze chciałam mieć dzieci. — Choć było to nieco spóźnione oświadczenie, postanowiła postawić sprawę jasno. — Tylko do tego potrzeba pewnych czynników, które były poza moim zasięgiem. — Uśmiechnęła się łobuzersko.
— Teraz?
Panika była łatwo dostrzegalna w jego spojrzeniu.
— Pytałam raczej o możliwość, nie o natychmiastowe spełnienie tego mojego marzenia — wytłumaczyła. — Nie chodzi mi o to, żebyśmy nagle zrobili z tego apartamentu żłobek, tylko… o możliwość.
— Zrobienia w przyszłości żłobka? — Zaśmiał się i chyba uspokoił. — Nie wiem. Jeśli mam być szczery, to nie wiem.
— To chyba najmniej satysfakcjonująca odpowiedź.
— Sayuri… — Miał poważny ton. — Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że ktoś chciałby mieć ze mną dzieci. Rozumiem, że w naszym przypadku jest trochę inaczej. Ale… dzieci? Jeśli chodzi tylko o spełnienie twojej prośby, to możemy w każdej chwili, matką zapewne byłabyś świetną. Ale jeśli pytasz mi się, czy jestem gotów zmierzyć się z rolą ojca, to nie wiem.
— Jak można uzyskać pewność, jeśli nie przez praktykę? — dociekała. Skoro chciał jej szczerości i głośnego mówienia o potrzebach, to była jedyna, którą miała od zawsze i którą tylko on mógł jej dać.
— Masz rację... Jestem pewien, że jakoś oswoiłbym się z tą sytuacją. Ale w tych… nie do końca sprzyjających okolicznościach, w takich niespokojnych czasach, nie wiem, czy to dobry czas na sprawdzanie tego.
— Daj mi jakiś wiek, po którym mogę tego zażądać, nawet jeśli czasy nie będą dobre.
Zastanowił się. To było uczciwe. Naprawdę nigdy nie myślał o swoich dzieciach. Nie istniała dla niego taka możliwość. Teraz… powstała. Ze zdumieniem zrozumiał, że nie odrzucał jej. Nie był pewien, jak miałby sprawdzić się w roli ojca, raczej nie miał zbyt dobrych wzorców, ale kiedy wyobraził sobie małe kopie Sayuri biegające po domu, wpadające znienacka do ich sypialni… Było to całkiem urocze.
— Mamy prawie dwadzieścia jeden lat — powiedział powoli. — Sądzę, że jeżeli nic się nie unormuje w przeciągu pięciu, byłby to dobry czas, jeśli chciałabyś mieć więcej niż jedno.
— Powiesz mi kiedyś chcielibyśmy, a rozkochasz mnie w sobie całkiem.
— Nie wiem, czy tego chcę, ale wiem, że nie storpeduję tego pomysłu. Nazwałbym to raczej neutralnym odczuciem. Nie wiem, jak miałbym się zachować w tej roli, to przerasta mnie, bo nie mam pojęcia, jak się zachowuje ojciec w stosunku do dzieci, w jaki sposób miałbym dawać im to, czego potrzebują. Ale jestem prawie pewien, że pokochałbym je. W końcu… to byłyby po części twoje geny. Jak mógłbym ich nie pokochać?
— Czyli za pięć lat mogę powrócić do tej rozmowy? — upewniła się.
— Jeżeli cokolwiek wyjaśni się wcześniej, jeżeli jakaś część zagrożeń zostanie zniwelowana, to zgodnie z obietnicą, możesz nawet wcześniej. Sam na pewno nie będę na to naciskał, ale nie sprzeciwię się. — Gaara zastanowił się. — Ty temu zapobiegasz… Bogowie… wiesz, że ja całkiem zapomniałem o ochronie? — Parsknął śmiechem. — Ależ zawróciłaś mi w głowie.
— Jestem taka głupia... Wystarczyło nie wychylać się, a mogłabym nazwać je wpadką.
— Szczerość to podstawa — zaoponował Gaara. — Jeżeli ta potrzeba będzie dla ciebie nie do zniesienia, po prostu porozmawiaj ze mną.
— Obiecuję.
I to miała na myśli. Zdecydowanie pokazywał, że mogła to zrobić. Że w jego oczach ich związek to nie tylko szaleństwo zmysłów i fizycznych potrzeb, ale też pewna dojrzałość. Nawet dla niej było to zdziwienie, że tak… trudna w gruncie rzeczy rozmowa została przeprowadzona z taką naturalnością.
Nikt by jej nie uwierzył, że z Gaarą mogłaby na ten temat porozmawiać. Od teraz będzie już tylko odliczać dni, aż maluchy zaczną biegać po apartamencie i siać zniszczenie w ich sielankowym życiu. Nie mogła się doczekać tego chaosu, który ze sobą wprowadzą. Aż pięć lat… Ale przynajmniej istniała dla niej szansa.

4 komentarze:

  1. Rozmowa Temari z Sayuri była strasznie ciekawa. W końcu dowiedzieliśmy się trochę wiecej szczegółów jak to w Sunie wygląda. Przyznam, że nie spodziewałam się, że są tak bogaci x) No i Sayuri się w końcu odsłoniła, że chce dzieci. Lepiej późno niż wcale ;) Gaara mnie zaskoczył. Znaczy... no bo w Boruto niby ma Shinkiego, ale jego własne dzieci? Nie mogę się doczekać, aż je wprowadzisz :D

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcale nie jestem zdziwiona, że wreszcie znalazła się ona, która owinęła sobie Kankuro wokół ogonka. To taki typ, że jak już się zaangażuje, to na całego :D Za to niezmiernie zdziwiło mnie, że Shikamaru już uczynił ten krok... I sposób, w jaki to uczynił, jest zabójczy. Bardzo w jego stylu, można nawet powiedzieć, że w samej inicjatywie jest coś uroczego. Jak będziesz chciała to się z tobą ożenię... Mam nadzieję, że jednak Temcia zmusi go do bardziej zdecydowanych działań. Kiedy była mowa o dzieciach miałam przed oczami mniejszego Gaarę i będę chyba równie niecierpliwa jak Sayuri :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytając komentarze, dziwnie się czuję, kiedy czytam coś o "Sayuri" i dopiero teraz naszła mnie refleksja, że nie powinnam nadawać sobie takiej samej nazwy, co OC we wszystkich opowiadaniach... Człowiek uczy się przez całe życie, a mi to wychodzi wyjątkowo topornie ;)

      Temcia nie może zadowolić się takimi ochłapami :D

      Usuń