sobota, 6 lipca 2019

Gosposia – Rozdział 37

Sayuri czuła się dziwnie. Właśnie otworzyła oczy i widok był równocześnie znajomy i obcy. Przytulała Gaarę, jak zawsze podczas snu, ale pierścionek na jej ręce sprawiał, że wszystko było nowe. Patrzyła na niego z ambiwalentnymi uczuciami. Była szczęśliwa, że miała teraz materialny dowód na to, że będą mogli spędzić ze sobą resztę życia, ale… Gdyby nie był Kazekage i nie czuła się jak uboga krewna, byłoby lepiej.
Oczywiście Gaara wyczuł, że już nie spała.
— Witam moją ukochaną żonę.
Poczuła, że złożył na jej głowie pocałunek. Uśmiechnęła się i uniosła nieco na ramionach. Nadal miał zachwycony wzrok… Źle wszystko przekalkulowała. To tej nocy powinna słuchać jego przemyśleń. Na pewno były wyjątkowo piękne i miłe. Nic nie mogła poradzić, że przesadziła z alkoholem poprzedniego wieczoru. Nadal chciała się upić, żeby zagłuszyć głosy mówiące w jej głowie, jak wielka to była głupota, jak wielką krzywdę mu zrobiła… Ale może zaufa mu i uwierzy, że on się jedynie cieszył z takiego obrotu spraw? Chyba nie miała innego wyjścia, widząc jego minę. Uśmiechnęła się do niego łobuzersko.
— Masz pełne prawo do krytyki, drogi mężu. — Pocałowała go i opadła nadal nie do końca rozbudzona na jego pierś. — Jeżeli noc poślubna ma być wróżbą na dalsze pożycie, to masz wielkiego pecha.
Poprzedniego wieczoru… a właściwie w nocy, gdy skończyli z Kankuro opijać ich ślub, padła zmęczona. Wykończyło ją wcześniejsze czuwanie i brak jego obecności podczas nocy, więc zapadła w mocny sen, z którego prawie nic nie mogło jej obudzić.
— Nie sypiam, więc możemy zmienić zwyczaje. — I już leżała pod nim. Jego oczy błyszczały radością. — Możemy mieć pierwszy poranek poślubny. — Z wielką ochotą zaczął zabawę z jej obojczykiem. Najwidoczniej tylko czekał, aż będzie mógł się wyładować.
— Bogowie… — jęknęła cicho na tak wspaniałą pobudkę. Jej ciało szybko zaakceptowało taki obrót spraw.
Wyczuła, że coś się zmieniło. Bardzo subtelna, ale wyczuwalna zmiana. Kiedy tak przejechał dłonią po jej ciele i jak zazwyczaj bawił się jej piersią, zrozumiała. On również miał obrączkę. Chwyciła jego głowę i przyciągnęła do siebie, zmuszając, by zwolnił nieco.
Przy okazji dostrzegła błysk złota i na swoim palcu. Czy kiedykolwiek przyzwyczai się do tego widoku? Ale nie miała czasu na przemyślenia, gdy Gaara wyjątkowo sprawnie doprowadzał ją do utraty zmysłów. Jego ręce i usta były jak zawsze delikatne i zachłanne równocześnie, ale też wyjątkowe w jej przekonaniu. Nigdy nie spodziewała się, by ktokolwiek mógł działać na nią tak pobudzająco.
Kiedy poczuła palce Gaary w swoim wnętrzu, myślała, że oszaleje. Wykrzyknęła jego imię, a jej ciało, jak zawsze drżało, oczekując na dalsze jego kroki. Nim zdecydował się zrobić coś poważniejszego, zbliżył swoją twarz do niej i pocałował ją z wyjątkową czułością.
— Piękny poranek poślubny — wyszeptała do niego.
Miał twarz wypełnioną takim szczęściem, że czuła się trochę zakłopotana, rozumiejąc, że to dzięki niej tak wyglądał.
— Piękny dzień — przyznał i językiem zaczął drażnić kolejną wrażliwą dla niej strefę. Okolice ucha były naprawdę dobrym miejscem, które sprawiało z jej ciałem cuda. Wygięła się w łuk pod wpływem jego dotyku. — Piękna żona. — Powrócił ustami do jej twarzy i obcałowywał całą. — Piękne życie. A to wszystko dzięki tobie, moje kochanie.
Nie zdążyła odpowiedzieć, a już był w niej. Jęknęła i zaczęła poruszać się, z łatwością dostosowując do jego ruchów. Z chciwością brała z niego wszystko, co tylko jej zaoferował. Jak zazwyczaj dłonie musiała trzymać z daleka od jego ciała, bo nie była pewna swoich reakcji. Zapewne nieświadomie chciałaby zbliżyć się do niego, ale nauczona doświadczeniem, starała się tego nie robić.
Kiedy pierwsze fale rozkoszy ją ogarnęły, jak zawsze odpłynęła. Przy tylu bodźcach atakujących jej organizm, nie miała pojęcia kim była. Jedynym pewnym punktem zaczepienia był Gaara. Jego czuła doskonale i nawet w momencie, w którym jej umysł nie nadążał za przetwarzaniem informacji, był on znajomy. Próbowała złapać równy oddech i patrzyła w zachwycie na swojego mężcz… męża. Na swojego męża.
Jak zwykle był skupiony, jakby prowadził z sobą nieustanne zakłady woli. Za każdym razem widziała w jego oczach prawdziwą desperację, by móc jednocześnie poruszać się w niej i patrzeć na nią. Nie inaczej było tym razem.
Otworzył ostatecznie oczy. Jego spojrzenie było chyba jeszcze intensywniejsze niż zazwyczaj. Pełne takiej gamy uczuć, że zabrakło jej tchu, by zdołać utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Wyczuła dreszcz, który wstrząsał za każdym razem jego ciałem i z uśmiechem przyjmowała znajome uczucie ciepła, kiedy spuszczał się w niej. Opadł na nią.
Była zachwycona tymi wrażeniami. Zaborczo przytrzymywała go przy sobie, nie chcąc dać mu odejść. To połączenie, które zawsze odczuwała z nim po stosunku, było tak intensywne, że zamiast oswajać się z tym, chciała to jak najdłużej czuć. Zapewne oszalała, ale nic nie mogła poradzić, że była tak terytorialna wobec niego.
Z satysfakcją spojrzała na obrączkę. Może to jednak było naprawdę doskonałe rozwiązanie? Teraz miała prawa do niego zagwarantowane przez powagę administracyjną Suny.
Parsknęła cichym śmiechem.
Gaara szybko odwrócił w jej stronę głowę. Jego oczy nadal błyszczały pożądaniem, ale teraz podszyte były ciekawością.
— Właśnie zdałam sobie sprawę z kolejnego plusa małżeństwa — wyjaśniła, gładząc go po głowie. Wyraźnie oczekiwał na jej słowa. — Mam teraz prawo wyłączności do ciebie.
Uśmiechnął się ciepło i pocałował jej nadal rozgrzaną skórę na ciele.
— Też się z tego cieszę. — Powoli, nie mogąc się opanować, wyszedł z niej i leżąc bokiem, przyciągnął ją do siebie. — Jesteś moja, Sayuri. — Pocałował jej czoło. — Żaden Kiba ani nikt inny nie ma prawa cię dotknąć — zaśmiał się cicho. — Wiesz, że w Sunie funkcjonuje prawo karania osoby, która ośmieli się dotknąć żony Kazekage? Nikt już od dawna z tego nie korzysta, ale jak tak myślę o mojej zazdrości, to chyba czas powrócić do starych praw.
— Rozumiem, że Kankuro jest już martwy — powiedziała przebiegle.
— Jest wyjątkiem. Poza tym nic nie poradzę na jego immunitet przysługujący mu z tytułu urodzenia — przybrał zbolały ton, jakby nie mógł przeżyć, że takie wyjątki istniały.
Dopiero po chwili zaśmiał się i nieco mocniej niż zazwyczaj przytulił ją. Najwidoczniej jego samokontrola legła w gruzach. Sayuri bardzo cieszyła się z tego faktu i z chęcią wtuliła się w niego z całą mocą.
— Myślisz, że dobrze to rozegraliśmy z Tsunade?
Do dokumentu potwierdzającego zawarcie przez nich małżeństwa dodała małą karteczkę od siebie. Był w niej krótki napis Nawet na kłamstwie może wyrosnąć coś prawdziwego. Tym sposobem chciała dać do zrozumienia Hokage, że to nie jakaś farsa, tylko prawdziwe uczucia pchnęły ją do podjęcia takiej decyzji. Poza tym miała nadzieję, że Tsunade znajdzie jakiś sposób, by zmusić do posłuchu Homurę i Koharu.
— Nie wiem — przyznał z niechęcią Gaara. — Teraz… Ona dosłownie cię straciła. Nie ma możliwości przywołać cię już więcej do Konohy, nie jesteś już pod jej jurysdykcją. Co oznacza, że mamy związane ręce, jeśli chodzi o poznanie jej prawdziwych przemyśleń. Jak wiesz, Suna jest uzależniona do pewnego stopnia od Konohy, ale z mojej perspektywy, jeśli nie wiedziałem nic o twojej misji, nie ma nic dziwnego, że podjąłem taką decyzję. Mam tylko nadzieję, że Tsunade nigdy się nie dowie prawdy, bo to oznacza napięcia, a Rada nie byłaby nimi zachwycona.
— W ogóle Rada nie będzie zachwycona. — Westchnęła cicho. — Może ucieknij z tego zebrania?
Poprzedniego dnia, po oficjalnym ślubie, Masaru dał Gaarze do podpisania jeszcze jedną rzecz. Z tytułu ożenku przysługiwało mu prawo do urlopu. Od tygodnia do miesiąca. Wybrał najkrótsze rozwiązanie, ale to zwalniało go tylko z części obowiązków. A właściwie w jego przypadku z każdego, poza właśnie zebraniami bo Rada nadal nie dawała mu nic zrobić poza wypisywaniem dokumentów. Więc czekało go tylko dwugodzinne spotkanie z tymi ludźmi dwa razy w przeciągu najbliższych siedmiu dni. Jedno miało się odbyć tego popołudnia.
— Zasymuluję moją pierwszą w życiu chorobę. Na pewno będą oczarowani głębią moich uczuć do żony.
— To może być jakaś poważna choroba — podchwyciła Sayuri z uśmiechem. — Jako jinchuuriki nie przechodziłeś tych wszystkich dziecięcych chorób, a na przykład ospa dla osoby dorosłej jest bardzo poważnym przypadkiem — jęknęła, kiedy pocałował jej szyję. — Tak bardzo poważnym, że może nawet potrzebna będzie dożywotnia hospitalizacja. Ale na szczęście twoja żona jest lekarzem i szpital nie jest potrzebny.
— Mam wielkie szczęście, że w takim stanie mogę liczyć na moją żonę. — Gładził jej nagie ciało i z satysfakcją patrzył na obrączkę znajdującą się na jego palcu. — Rodzina to podstawa.
— Będziemy bardzo szaloną rodziną. Szaloną, ale na pewno szczęśliwą.
— Już sprawiłaś, że jestem szczęśliwy. Dzięki tobie znowu jestem członkiem jakiejś rodziny. Kankuro też jest zadowolony. Temari zapewne też w końcu zaakceptuje taki stan rzeczy.
— To była moja największa obawa — przyznała Sayuri i nieco się odsunęła, by móc patrzeć mu w oczy. — A właściwie nadal jest. Co, jeśli kiedyś się zdradzę? Z tym, w jakim celu zostałam tu wysłana?
— Temari nie ma prawa cię ruszyć — powiedział stanowczo.
— Chodzi mi o to, że namieszam tutaj, a…
— W ostateczności, jeżeli nie będzie mogła tego zaakceptować, powróci do miejsca, w którym wcześniej mieszkaliśmy. — Widząc jej zdziwioną minę, zaśmiał się. — Ten apartament przysługuje jedynie Kazekage i jego rodzinie, gdy w danej chwili urzęduje.
— Gdzie wcześniej mieszkaliście? — To było zaskakujące, że jeszcze o tym nie wiedziała. W sumie było kilka lat przerwy między śmiercią ich ojca a mianowaniem Gaary.
— Pokażę ci — obiecał. — To posiadłość rodzinna. Właściwie należy do Kankuro.
— Kankuro?
— Po śmierci ojca przypadła najstarszemu męskiemu potomkowi. Poza tym w Sunie dziedziczy się po mieczu, nigdy po kądzieli. Jeżeli jest tylko żeński potomek, dobra materialne są przekazywane na wioskę, a dziedziczce daje się jedynie znaczną część wartości majątku. Jeżeli nie ma majątku po ojcu a po matce, dobra należą do wioski albo rodziny matki z wyłączeniem dzieci.
— Rozumiem już lepiej Temari… To dlatego tak szaleje i nie znosi wszystkich przedstawicieli płci męskiej?
— Nie zastanawiałem się nad tym — przyznał. — W Sunie jest wiele oficjalnych praw, które nie są respektowane albo omijane. Na przykład to prawo dziedziczności. Do pierwokupu ma prawo właśnie ta dziedziczka, a że niewiele osób dysponuje taką sumą, jaka przewidziana jest na posiadłości, zazwyczaj to ona odkupywała swoją dawną posiadłość.
— Będę musiała poznać takie prawa. — Sayuri zrozumiała, że będzie musiała zapoznać się z wieloma rzeczami. — I tradycje, i… — zawahała się — wszystko.
Gaara parsknął śmiechem, widząc jej minę.
— Razem możemy się zapoznać z tym wszystkim. — Widział, że nie domyśliła się. — Prawo znam, musiałem poznać. Ale pozostałe rzeczy… przez wiele lat żyłem w lekkim oderwaniu od Suny i nie jestem świadom wszystkich rzeczy. Nawet o tej klepsydrze i jej znaczeniu dowiedziałem się równocześnie z tobą, kiedy Kankuro opowiadał o tej historii z Ruri.
— Najgorszy Kage w historii i jego równie zorientowana żona. Nie wiem, jak Suna zniesie tak tragiczną parę.
— Kiedy wioska upadnie, uciekniemy stąd.
— Właściwie… jak nazwać Kage, który zbiegł? Shinobi to nukenin, a Kage… nukekage?
Parsknął śmiechem na jej przemyślenia.
— Zapewne stworzą jakieś nowe słowo dla mnie. — Dalej wodził ręką po jej ciele. To był już odruch, nad którym nie do końca panował. — Mam dla ciebie pewną propozycję.
— Czym jeszcze chcesz mnie zaskoczyć?
— Shira złożył wniosek, jeszcze przed egzaminem, o przeniesienie na punkt graniczny Suny, chce być bliżej rodzinnej wioski. Chcesz go pożegnać? Mam wrażenie, że go polubiłaś.
Patrzyła podejrzliwie na jego przebiegły uśmiech. Zorientowała się dość szybko.
— Oficjalny spacer bez oficjalnej zgody Rady?
— Shira wyrusza wieczorem, więc będę zaznajomiony z reakcją Rady.
— Nie przekazuj mi jej — mruknęła. — Ja chcę się jedynie cieszyć. Ale… — Zamarła, kiedy coś do niej dotarło. — Musisz mnie i Kankuro poinformować o przebiegu egzaminu i w ogóle… o wszystkim.
— To dość ciekawe, że jeszcze żadne z was nie zadało ani jednego pytania. — Parsknął śmiechem. — Ale ja mam zdecydowanie ważniejsze powinności.
To powiedziawszy, znowu ułożył ją pod sobą. Zaśmiała się, widząc jego pełne pożądania spojrzenie. Chyba obrączka na jego palcu naciskała na jakieś nerwy związane z pociągiem, bo zazwyczaj dawał sobie większe przerwy. Ale teraz widząc jego spojrzenie, zrozumiała, że jej ciało będzie musiało przyzwyczaić się do zupełnie nowych granic wytrzymałości. Słyszała, że po ślubie ta potrzeba nieco mijała, ale chyba w ich przypadku będzie dokładnie odwrotnie.

***

— Wszyscy na nas patrzą — wyszeptała przerażona Sayuri.
Nie przesadzała. Odkąd tylko opuścili posiadłość Kazekage, spojrzenia mieszkańców były zwrócone na nich. Kłaniali się oni Gaarze i ze zdumionym wzrokiem odchodzili. Niektórzy nawet przystawali i niemal otwierali usta ze zdziwienia. Każdy z niedowierzaniem patrzył na klepsydrę przewieszoną przez jej szyję, która zaczęła parzyć Sayuri, odkąd tylko wyszli na zewnątrz.
Gaara miał nieprzenikniony wyraz twarzy, choć znała go na tyle dobrze, że wiedziała, iż pod tą maską spokoju kotłowały się same pozytywne emocje. Trzymał jej dłoń i nie pozwolił, by wyrwała się z tego uścisku, co próbowała zrobić już w pierwszej sekundzie, gdy znalazła się na korytarzu w posiadłości i jakiś niezaznajomiony z obecną sytuacją urzędnik wypuścił z rąk trzymane dokumenty.
Była przerażona, a Gaara rozbawiony.
— Przyzwyczajaj się, żono. — To słowo wyjątkowo chętnie podkreślił. Nie wytrzymał i łobuzerski uśmiech zakradł się na jego twarz. — Nie chcesz chyba sprawić mi przykrości i na oczach wszystkich uciec?
— Pomyślę nad bardziej okrutną zemstą, mężu — mruknęła, choć wiedziała, że nigdy nie spełni swojej groźby.
Częściowo udawało jej się ignorować tych wszystkich ludzi. Nie pasowała do nich. Miała nieco jaśniejszą karnację, a i ubiorem się wyróżniała. Rzadko musiała w niesprzyjających okolicznościach wychodzić poza budynek, więc jej garderoba nadal nie była dopasowana do pustynnych warunków, choć na pewno było lepiej niż w pierwszych miesiącach jej pobytu tutaj.
Jak miała być osobą z taką pozycją i tak nie pasować do tego miejsca? Bała się tej myśli. To było kolejne jej postanowienie. Chciała jak najlepiej zrozumieć tę wioskę i stać się jej prawdziwą mieszkanką. Nawet jeśli nie znosiła pustyni, mogło jej się to udać. A przynajmniej mogła ignorować te nieprzyjemne aspekty.
Sondowała otoczenie i wyczuła przynajmniej o połowę mniej ludzi z ANBU niż zazwyczaj. Będzie musiała poinformować o tym Gaarę.
Spokojnym krokiem udali się do wąwozu prowadzącego poza Sunę. Tam właśnie mieli pożegnać się z Shirą. Tak przynajmniej przedstawił jej to… mąż… ale po prawdzie musiał jeszcze zapewne dać mu przepustkę i to właśnie trzymał w drugiej, wolnej ręce.
W końcu z daleka dostrzegła zarys trzech osób. Panika narastała, bo oto po raz pierwszy miała stanąć przed kimś jako żona Gaary. On chyba był bardziej spokojny. Zerknęła na niego. Pomyłka, był zachwycony. Zatoczył okrąg kciukiem we wnętrzu jej dłoni, a Sayuri naszła ochota, by wybuchnąć śmiechem. Znalazł kolejne miejsce w jej ciele, dzięki któremu uspakajała się natychmiast.
Jeszcze tylko kilkanaście metrów… Widziała już kto żegnał Shirę, to jego towarzyszki z drużyny. Sen i Yome. Pokłonili się przed nimi.
Sayuri miała ochotę zapaść się pod ziemię, ale Gaara tym razem nie odczytał jej potrzeby i nie pochwycił piaskiem pod powierzchnię.
— Witam, Gaara-sama. — Shira mógł zwracać się do niego swobodniej, niż przewidywała etykieta. Cała jego drużyna zwróciła uwagę na klepsydrę zwisającą z jej szyi i obrączki. Nawet jeśli byli zdumieni, nie okazywali tego. Mężczyzna zawahał się i pokłonił też przed Sayuri. — Sayuri-sama…
— Nie.
Nie powstrzymała się, a Gaara parsknął cichym śmiechem.
— Sayuri — poprawił się Shira i uśmiechnął do niej. Tak, on na pewno był jedną z tych osób, które dobrze im życzyły.
— Oto wasze dokumenty.
Gaara przekazał papiery Shirze i… Yome? O tym Sayuri nie wiedziała. Spojrzała na tę drobną… myślała o określeniu dziewczynka, ale była przecież od niej starsza.
— Dziękuję, Kazekage-sama — zapiszczała Yome i rzuciła tryumfalne spojrzenie na Shirę.
Sayuri w lot zrozumiała, jaka gra była prowadzona przed jej oczami. Zdumiała się, że dopiero teraz zauważyła pewien drobny, ale jakże znaczący szczegół. Była tak spanikowana nową dla niej sytuacją, że nie dostrzegła ubioru Shiry. Wybuchła śmiechem, który rozniósł się echem po dość cichych uliczkach Suny.
— Skąd masz to ohydztwo?
Shira nieco się zmieszał.
— Lee-san dał mi to podczas egzaminu — wyjaśnił.
Sayuri próbowała zachować powagę. Zapewne takie wybuchy wesołości nie przystały jej pozycji.
— Wciska to każdemu, kogo polubi. — Posłała mu rozbawione spojrzenie. — Przyznam, że swój egzemplarz spaliłam pierwszego wieczoru i udawałam, że to wina świeczki. Był niepocieszony.
— Jest wygodny — odparł Shira i poruszył nieco rękoma. — Na pewno jest dostosowany do osób korzystających z taijutsu.
— Zapewne — przyznała. Zamarła i miała nieco spłoszony wyraz twarzy, kiedy dotarło do niej, że na pewno zachowała się nieodpowiednio.
— Zmierzyliśmy się i ze smutkiem stwierdzam, że jeszcze mu nie dorównałem.
W przeciwieństwie do kobiet był bardzo rozluźniony w ich towarzystwie. Choć i one pozwalały sobie na uśmiechy i z zainteresowaniem, a nie oburzeniem w milczeniu kontemplowały atrybuty świadczące o ich małżeństwie.
— Mam nadzieję, że znajdę trochę czasu na treningi.
— Pomogę ci! — Yome zarumieniła się, a Shira uśmiechnął do niej wesoło.
— Powinniśmy ruszać, jeszcze raz dziękuję za fatygę, Gaara-sama.
Rzeczony skinął głową i uśmiechnął się.
— Czy… wypada mi pogratulować?
— To byłoby całkiem miłe — przyznał Gaara. — Zapamiętam to, bo jesteś pierwszym.
Shira już dawno przyzwyczaił się do jego w sumie całkiem żartobliwego usposobienia, ale jego towarzyszki… Szok ich nie opuszczał.
— Wobec tego gratuluję. — Shira zawahał się. — Nie było oficjalnej ceremonii.
— Nie będzie, ponieważ Sayuri nie należy… należała do najwyższych elit i klanów Suny. — Szybko naprawił swój błąd.
— Również gratulujemy, Kazekage-sama. — Sen odezwała się po raz pierwszy i lekko ukłoniła.
— Czas na nas Yome. — Shira po raz ostatni pokłonił się przed nimi, a drobna kobieta ruszyła w ślad za nim.
— Jak nic, ta mała dopnie swego — westchnęła Sen z uśmiechem i wzdrygnęła się, kiedy zrozumiała przy kim jej się to wyrwało. Nieco przestraszona omiotła ich spojrzeniem.
— Shira musiałby być ślepy — zaśmiała się Sayuri.
Gaara uśmiechnął się półgębkiem na widok zmieszania na twarzy kunoichi.
— Dziękuję za wyrozumiałość, Kazekage-sama… Sayuri-sama.
Sen szybko odeszła, zostawiając ich samych.
Sayuri czuła się nieswojo. Nie tylko na ten niespodziewany tytuł, ale też całą otoczkę dotyczącą jej osoby. Spojrzała z wahaniem na Gaarę, który patrzył na nią rozbawiony.
— Przepraszam — wyjąkała.
— Za co?
— Ja naprawdę nie wiem, jak mam się zachowywać. — Opuściła wzrok. — Na pewno nie przyzwyczaję się do tego… udawanego szacunku. Nie mam pojęcia, w jaki sposób rozmawiać w mojej obecnej sytuacji z kimkolwiek.
— Gdybym miał taką wiedzę, zapewne byłoby mi w życiu łatwiej.
Odważyła się na niego spojrzeć. Łagodny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
— Dość szybko przeskoczyłem ze stadium oszalałego psychopaty do stanowiska Kazekage. Poza tym nigdy nie rozmawiałem tak, jak teraz z Shirą, z mieszkańcami, więc ci nie pomogę.
Widziała, że powstrzymywał się przed jakimś gestem. Tyle chyba nawet on rozumiał, że nie powinien być zbyt wylewny poza prywatnymi pomieszczeniami.
— Chcesz zobaczyć tę posiadłość?

***

Kiedy wrócili do apartamentu, Sayuri zrozumiała, że Gaara chciał jedynie wykorzystać okazję i pochodzić sobie z nią po wiosce, by wbrew nieoficjalnym zaleceniom Rady, oswoić mieszkańców Suny z tą świadomością, a nie pokazać jej dawne miejsce zamieszkania. Wpadł po tym, kiedy zorientował się, że nie miał kluczy.
Kiedy wrócili, Sayuri czekało dość trudne zadanie. Jedno z wielu zresztą. Aktualnie musiała przygotować kolację na życzenie Kankuro, ale jak to zrobić, kiedy Gaara dosłownie wrósł w nią i nieustannie przytulał albo całował od tyłu? Niemożliwa do wykonania misja, trudniejsza od wszystkich, które do tej pory wykonywała.
— Słyszałem, że niektórzy nazywają wyjątkowo przywiązane do siebie pary w jakiś zmyślny sposób, łącząc ich imiona. — Kankuro wpadł do kuchni. — To co… wy jesteście Sa-Gaa, czy Gaa-Sa?
Gaara poddał się i wybuchnął śmiechem, puszczając w końcu Sayuri. To pierwszy raz od kilku godzin, kiedy nie czuł jej dotyku.
— Sa-Gaa brzmi chyba mniej absurdalnie — powiedział i usiadł naprzeciw brata. Ten miał przebiegły uśmiech.
— Ile jeszcze zniesiesz złośliwych komentarzy, co? Kończą mi się pomysły.
— Nie poddawaj się — motywował go Gaara. — Tak się do nich przyzwyczaiłem, że to byłaby naprawdę przerażająca wizja, mieć normalnego brata.
— I kto mi tu wytyka brak normalności? Jak nic, Temari musi częściej chodzić na misje.
— Po części myślałem już o tym. — Świeżo upieczony mąż zignorował złośliwe spojrzenie Kankuro. — I tak miała pracować przy dyplomacji, teraz dodatkowo bardzo ciągnie ją do Konohy. Mogę, udając troskę o nią, wysyłać ją tam, a ona będzie jedynie wdzięczna za moją wspaniałomyślność. Rada chyba nie będzie widziała w tym nic podejrzanego, jeśli to zaproponuję.
— I w końcu jest. — Kankuro udawał wzruszenie. — Syn marnotrawny powrócił. Rodzinne cechy uaktywniły się i w najmłodszym z nas. Twoja złośliwość, egoizm i wyrachowanie w końcu w pełni wypłynęły. Jestem taki dumny.
— Niezłe cechy rodzinne, mężu — zaśmiała się Sayuri, roznosząc posiłek.
Gaara szybko wykorzystał okazję i posadził ja sobie na kolanach. Czuł się nieswojo bez niej, nawet jeśli była na wyciągnięcie ręki.
— I w dodatku dziedziczne. — Kankuro brnął dalej. — Całe pokolenia tak fantastycznych ludzi. Nie przemyślałaś chyba swojej decyzji o zamążpójściu.
— Przypominam, że jesteś moim prawie-mężem, prawie-mężu — wytknęła mu. — Chcesz zrezygnować ze swojej roli?
— Ależ gdzież tam, Sayuri-sama. — Uzyskał spodziewany efekt, bo w końcu odsłoniła się i zarumieniła. — Jako żona Kazekage, powinnaś być zadowolona z wyrazów szacunku.
— A idź do diabła — mruknęła.
— Co cię tak mierzi w tym zwrocie? — To było naprawdę zastanawiające. Nigdy nie zwrócił uwagi, że Sayuri nie znosiła tytułów. Zanim jeszcze dostała pozwolenie, by mówić do Gaary po imieniu, była chodzącą doskonałością znajomości etykiety.
— Zawsze mnie irytował — przyznała. — Po prostu wydawało mi się to nielogiczne. Szacunek należy się wszystkim. Byłam w stanie zrozumieć jedynie szacunek wobec władcy albo jego namiestników, ale… konkretne osoby? Nigdy nie trafiała do mnie ta retoryka.
— Kompleks? — odgadł Kankuro, ignorując wściekłe spojrzenie brata.
— Po części... Ale mnie strasznie irytowały wszystkie tytuły. Te sany, kuny, chany czy inne dono. Jak byłam młodsza i źle trafiłam, to zawsze miałam takie reprymendy od starszych, że w ogóle stałam się milcząca i poza znajomymi mam raczej opinie ponurego milczka.
— To rozwiązała się zagadka. — Kankuro parsknął śmiechem. — Zanim przekonałaś do siebie Temari… czyli jakieś dwadzieścia cztery godziny… wyraziła swoje zdumienie, czemu tak bezpośrednio się do nas zwracasz.
Przez chwilę jedli w milczeniu, aż Kankuro wpadł na pomysł kolejnego pytania.
— Twoje pierwsze myśli? — Spojrzał na Sayuri.
— Zapewne, że jestem głodna. Niemowlaki nie mają zbyt wielu potrzeb — odparowała.
— Uściślę – na temat Suny i nas.
Sayuri zastanowiła się.
— Na temat Suny raczej zbyt wiele się nie zmieniło. Uznałam za szaleństwo pomysł waszych przodków, żeby na pustyni stworzyć sobie dom.
— Ładnie wybrnęłaś, a na nasz temat?
— To przesłuchanie? Liczę na wzajemność.
Bracia niezbyt chętnie przystali na to.
— Ty i Temari… byliście ubrani w swoje bojowe stroje, więc pomyślałam, że nie jestem tu mile widziana, skoro witacie mnie jako nieprzystępni wojownicy. A Gaara… w sumie, to dopiero jak czytał te dokumenty… — Zarumieniła się. — Myślałam o wyglądzie mojego męża i przyznam, że dość dobrze ci wyszło nastraszenie mnie.
— Co zrobiłem? — Uśmiechnął się pod nosem i pocałował ją w tył głowy.
— Byłam święcie przekonana, że jak tylko wejdę do Suny, wszyscy się zorientują i wpadnę od razu. Byłam nieco wytrącona z równowagi i żeby się uspokoić kontemplowałam wasz wygląd. Jak spojrzałam na ciebie, to w końcu dotarłam do oczu. Myślałam coś w stylu Te cienie są konsekwencją braku snu, bo gdyby tylko zasnął… I spojrzałeś na mnie, jakbyś czytał mi w myślach.
— Niezłe wyczucie czasu, braciszku — pogratulował lalkarz.
— Teraz wy.
— Kiedy zamarłaś na progu na nasz widok, pomyślałem… co nie jest zaskoczeniem… że jesteś wyjątkowo atrakcyjna i już knułem intrygi, jakby tu przed Temari wszystko ukryć — powiedział bez oporu Kankuro i spojrzał z zaciekawieniem na Gaarę.
— Uznałem, że wyglądasz, jak zwierzątko pochwycone w pułapkę, taki miałaś przestraszony wzrok.
— Wiecie dlaczego?
Zgodnie pokręcili głowami.
— Ja zapukałam, ale… W sumie nie wiem dlaczego mi nie otworzyliście.
— Kłócili się — wyjaśnił jej Gaara. — Nie usłyszeli tego.
— No… I tak sobie stałam za tymi drzwiami i usłyszałam tak wyraźne słowo szpieg, że prawie zemdlałam za tymi drzwiami.
— Ostatecznie wyszło na moje — zauważył rozbawiony Kankuro. Przypatrywał się im i w końcu nie wytrzymał. — Nie jesteście ciekawi?
— Czego?
— Jak też mieszkańcy zareagowali?
Gaara patrzył na niego z zainteresowaniem. Skoro chciał się podzielić przemyśleniami, musiał być zadowolony ze swoich obserwacji.
— Nie chcę wiedzieć — mruknęła Sayuri.
— Całkiem miłe to były komentarze. — W końcu spojrzała na niego. — Właściwie to dość zabawne, bo role się trochę obróciły. Z tego, co udało mi się wywnioskować, ci, którzy od początku byli tobie przeciwni — spojrzał na brata — są zaskoczeni, że masz ludzkie odruchy, potrzeby i nieco się uspokoili. Z kolei grupa, która od początku udawała albo naprawdę była ci przychylna, podzieliła się na dwa obozy. Jeden, jest całkiem zadowolony, drugi uważa, że mogłeś wybrać sobie kogoś z Suny. Moje małe ptaszki nie wykryły niczego naprawdę niepokojącego. — Uśmiechnął się zadowolony. — A jak Rada?
Gaara już wcześniej opowiedział im o egzaminie, jego przebiegu i dodatkowych komplikacjach, które w międzyczasie wyniknęły. Zaraz po zebraniu wyszli na ten spacer. Swoją drogą niezwykle szybkie były te ptaszki Kankuro.
— Jak to Rada. — Westchnął. — Są moim światełkiem nadziei w tych mrocznych czasach… A tak na poważnie, to odbyło się nawet głosowanie nad usunięciem mnie ze stanowiska.
Sayuri rozszerzyła oczy ze zdumienia.
— Ja nie brałem udziału, wyszło pięć do dziewięciu na moją korzyść. Oznajmili, że w przyszłości każdą decyzję mam z nimi konsultować. Odparłem, że nie znam zapisu sugerującego o konieczności zwierzania się z prywatnych spraw Radzie. Poszło kilka ostrych komentarzy, ale zostawili to w spokoju.
— Nie zapraszają już mnie i Temari na obrady — zauważył Kankuro. — Na pewno za kilka miesięcy będą musieli zacząć to robić, bo na razie wykręcają się tradycjami… przesądy o odpowiedniej liczbie osób obradujących — dodał, widząc spojrzenie Sayuri. — Jeden z nich przechodzi oficjalnie na emeryturę, a drugi tylko patrzeć, jak umrze… jest śmiertelnie chory. — Znowu zwrócił się do Sayuri, która posłała mu karcące spojrzenie na tak jawne bagatelizowanie stanu zdrowia kogoś, ale on jedynie wzruszył ramionami. — Nie mają wyjścia i mnie muszą tam obsadzić. Przy Temari będą się wahać, bo jest kobietą. — Uśmiechnął się pod nosem. — Ale to z drugiej strony nie wypada, żeby zaprosili kogoś spoza naszej rodziny przed Temari. To byłaby potwarz, a oni są czuli na takie bzdury. Intryguje mnie tylko to, że ja byłem zaproszony dwa razy a Temari raz.
— Chcieli zobaczyć wasze reakcje — zawyrokowała Sayuri. — Ten pierwszy raz, o którym wiem, był jeszcze przed tym, jak wiedzieliśmy o tym ruchu oporu. To wtedy poszliście we dwójkę, prawda?
Kankuro przyznał jej rację skinieniem głowy.
— Musieli was obserwować pod kątem reakcji na Gaarę. Chyba nie są zachwyceni, że będą przynajmniej dwie dodatkowe osoby, które będą mu przychylne w Radzie.
— Tak to sobie poukładałaś. — Kankuro zawahał się. — Możesz mieć rację, ale chyba Temari musimy wykluczyć.
— Dlaczego? — zdumiał się Gaara.
— Jeżeli na poważnie chce się zająć dyplomacją, będzie w wiecznych rozjazdach, a to nie wypada, żeby omijała tyle spotkań. Mnie w miarę trzymają w wiosce i rzadko jestem posyłany na misje. Problemem jest tylko to, że nie mam pomysłu, kto może być przydzielony na jej miejsce. Elity nie popisały się w naszym pokoleniu.
— Dlaczego?
— Same nieudane bachory albo kobiety — odparł. — Tylko sześć męskich potomków i co jeden to lepszy. — Widząc zaciekawione spojrzenie Sayuri opowiedział. — Ta dwójka, o której wspominałyście z Temari – siostrzeniec Kenzo i jego kumpel. Mają… bękarty.
— Liczba mnoga?
— A żebyś wiedziała. Cztery lata temu wybuchł prawdziwy skandal obyczajowy. Teraz są poza pulą do ożenków i możne rodziny prędzej przyjmą bezdomnego niż osoby z taką przeszłością. Młodo zaczęli. — Uśmiechnął się złośliwie. — Mieli po piętnaście lat.
— Bogowie… — Sayuri prawie płakała ze śmiechu. — Albo w Konoha jest spokój, albo nie docierały do mnie takie ploteczki.
— To nie koniec. Jest jeszcze jeden, co… — Nie powstrzymał się i sam się zaśmiał. — Jest oskarżony o prowadzenie nierządu.
— Co?!
— Nikt nie zna szczegółów, ale jakimś sposobem członkowie Rady dowiedzieli się o tym, że nie jest klientem burdelu, tylko personelem. — Kankuro powstrzymywał chichot. — Problem jest jeden. Jak to wyszło?
Sayuri zamarła, zrozumiawszy powagę sytuacji.
— Elity są bardzo… nieugięte, jeśli chodzi o zasady moralne pożycia i teraz jest problem. Nikt poza wąską grupą osób nie mógłby rozpoznać tego idioty w przebraniu, w którym ponoć dawał swoje usługi. Zostają rodziny zaprzyjaźnione ze sobą, które mogłyby to zrobić, ale to oznacza…
— Że ktoś poszedł do burdelu w czasie trwania małżeństwa…
— Dokładnie. — Kankuro widział, że nawet Gaarę rozbawił tymi ploteczkami. — Kolejna męska nadzieja Suny to… w sumie biedak, chory na wszystko od urodzenia i my. O Gaarze już dostatecznie usłyszałaś. — Puścił jej oczko. — A ja mam zakaz zbliżania się do kobiet z tych najwyższych kręgów. Mam nietuzinkową opinię. — Wypiął dumnie pierś. — Ponoć rozdziewiczam samym spojrzeniem, a bycie dziewicą jest wymagane przy mariażach.
— Marnie widzę przyszłość tej wioski. — Sayuri próbowała zachować powagę. — A ile w sumie jest takich najważniejszych rodzin?
— Pięć rodów, trzy klany — odparł Kankuro. — I nasza rodzina, ale przez pewne braki, jak na przykład brak nazwiska, nikt nie potrafi nas dopasować do odpowiedniej grupy, więc ogólnie mamy dziewięć. W Konoha zapewne funkcjonuje to na podobnych zasadach.
— Tak i nie. Ale nie znam tak fascynujących historii.

5 komentarzy:

  1. Ja tez mam nadzieje że Sayuri jakoś się odnajdzie. Lepiej też rozumiem Temari, ale dlaczego dałas taki prztyczek w nos kobietom? Mają pod górkę w Sunie xD W ogóle coraz bardziej irytuje mnie cała ta sytuacja w Sunie, jak tu lubić tę osadę? Z drugiej strony jak jej nie lubić z takimi bohaterami? x) Kankuro miał wielkie wejście i coraz bardziej go uwielbiam. I te teksty o "sześciu męskich potomkach" x) Chyba tylko ten chory ejst normalny x) I jak tu teraz zrobić, żeby tydzień szybciej zleciał?

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż poradzić, tak widzę Sunę :P

      Ty chcesz, żeby czas szybciej leciał, a ja chcę znaleźć sposób na zatrzymanie go. Nie mam pojęcia, jakim cudem mamy już lipiec ;)

      Usuń
  2. Cóż... Kilka rzeczy przyciągnęło moją uwagę. Ale rodziewiczający spojrzeniem Kankuro położył wszystko na łopatki.
    Tak sobie myślałam, czy teraz nie będzie tajemnicy, ale nie - Gaara wziął ją za rękę i dawaj przez wioskę pochwalić się żoną. Genialne i słodkie :D Członkami rady musiało tam ładnie trząść, nie dość że wywinął im numer za plecami, mając w poważaniu oficjalne zgody, to jeszcze obwieścił to w całej wiosce.
    Takiego męża tylko pozazdrościć xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten mały bunt musiał się w końcu pojawić, jeśli Gaara na poważnie miałby myśleć w przyszłości o przejęciu steru. Na razie był zbyt grzeczny i potulny :D

      Usuń
  3. Mi bardziej pasuje Sayu-Gaa. No i to brzmi jak prawdziwe imię Sayuga xD

    OdpowiedzUsuń