sobota, 15 czerwca 2019

Gosposia – Rozdział 34

Sayuri z rozbawieniem obserwowała Gaarę, który udawał, że wcale jej nie dostrzegał.
Jeszcze kilka godzin i udadzą się do odpowiedniego punktu strażniczego. Jak na razie byli w tym, który stał najbliżej granicy z krajem Ognia. Zapomnieli o swoich potrzebach i nie zabezpieczyli się odpowiednio. Gaara przeklinał sam siebie za gapiostwo, bo jeszcze jakieś pięć godzin zostało do rozpoczęcia drugiego etapu. Musiał być na uroczystym rozpoczęciu, ale już w przypadku miejsca docelowego nie będzie takim idiotą.
Już zaczął piaskiem budować prawdziwą twierdzę w pomieszczeniach przeznaczonych dla Kazekage i jego rodziny. Dzięki odpowiednim ilościom chakry zapieczętowanych w piasku, na pewno uda mu się zablokować Byakugana, a Sayuri obiecała coś zrobić z pozostałymi kwestiami. Na przykład z robakami Shino, węchem Kiby i innymi zdolnościami pozostałych uczestników. Pozostało jej tylko odkryć, jakie mogą mieć zdolności. Co prawda mogła się tym zająć później, skoro przez najbliższe trzy dni będzie zbijała bąki, ale…
— No spójrz na mnie.
Gaara posłusznie zerknął na nią, ale szybko odwrócił wzrok.
— Nie chcesz rozmawiać?
— Sayuri, nie dręcz mnie — jęknął. — Jestem tak wściekły, że zapomniałem o ochronie przed tymi ciekawskimi oczami.
— Zostało jakieś pięć godzin do rozpoczęcia etapu. Temari i Kankuro znowu znikną z naszymi klonami i spędzimy tu miły poranek. — Uśmiechnęła się do niego łobuzersko. — A potem przeniosę nas do odpowiedniego miejsca, pójdę się przespać, a ty zajmiesz się ochroną uczestników.
Tak… takie właśnie były ustalenia. Przez najbliższe trzy dni nie będzie miał dla niej zbyt wiele czasu. Zgodnie z obietnicą nie zajmował się sam całą misterną pracą, ale nie odpuścił i oznajmił, że skoro się zobowiązał, musiał słowa dotrzymać i nikt nie zginie na jego warcie.
— Zrobisz mi tę przyjemność?
Spojrzała na niego zdumiona.
— Przeskanuj ich i sprawdź, czy nie ma nic niezwykłego. Wszyscy powinni już być na miejscu.
Skinęła głową. Większość była w jednym pomieszczeniu, w stołówce. Poznała większość swojego rocznika i uśmiechnęła się pod nosem. Poznała też Shirę… Zmarszczyła brwi, kiedy poczuła coś równocześnie znajomego, ale i… Otworzyła oczy zaskoczona.
Gaara dostrzegł jej zdumiony wzrok.
— Co?
— Jinchuuriki.
— Kto?
— Jakbym znała imię — odparła żartobliwie. — Nie wiem… to na pewno nikt z Konohy, ani Suny. Czyli pozostali ludzie z wioski Traw — ta nieoczekiwanie wysłała bez zapowiedzi jedną drużynę — Mgieł i Wodospadu.
— Rozpoznasz go? — Choć nie powinien, zważywszy na fakt, że sam był jinchuuriki, chciał mieć tę osobę szczególnie na oku.
— Tak… — powiedziała powoli. — Ale dopiero po tym, jak spotkam tę osobę. Mógłbyś być trochę bardziej wyrozumiały — powiedziała ze śmiechem. — Kto, jak kto, ale ty powinieneś… Chouji! — wykrzyknęła nieoczekiwanie i ruszyła do okna.
Gaara zareagował w odpowiedniej chwili i przytrzymał ją. Jak na zawołanie przybyli Temari i Kankuro, którzy stacjonowali w pokoju obok i dawali im pozory swobody, ale zareagowali na wrzask Sayuri.
Kankuro wyglądał na trochę spanikowanego. Szybko ogarnąwszy sytuację, zorientował się, że Sayuri odkryła coś, dzięki swoim zdolnościom, ale Temari jak na złość nie opuściła ich towarzystwa. Nie mieli nawet szans wymienić zdania.
— Błagam, Sayuri. — Gaara szeptał cicho do jej ucha, by nic nie dotarło do siostry. — Uspokój się, Temari tu jest.
Z trudem spełniła jego prośbę.
— Kankuro, zostań z Sayuri.
Lalkarz uśmiechnął się pod nosem i skinął głową.
— Temari, chodź ze mną. — powiedział to takim tonem, że nie oponowała, tylko posłusznie ruszyła za nim.
Kankuro podszedł do okna.
— Co takiego zauważyłaś?
— Ktoś zaatakował Choujiego — powiedziała Sayuri zbolałym tonem. — A teraz… — jęknęła. — Sakura i Ino do niego dołączyły. — Podeszła do Kankuro stojącego przy oknie, ale cholerna burza piaskowa nie dała żadnego pola do obserwacji. — Bogowie…
— Co?
— Mówiłam właśnie Gaarze, że na egzaminie jest jinchuuriki.
Kankuro spojrzał na nią zdumiony.
— A teraz właśnie ubił coś, co zaatakowało tych z Konohy. — Pospiesznie otworzyła okno.
Lalkarz spojrzał na nią rozbawiony, gdy natychmiast odskoczyła i wypluwała piasek, który szybko dostał się do środka. Obserwowali z bezpiecznej odległości szalejące podmuchy piasku porywanego przez wiatr i nagle wszystko ucichło.
— Gaara jest zdeterminowany zatrzymać cię tutaj — mruknął Kankuro i odważył się podejść do okna. Burza jak nic powinna trwać jeszcze przynajmniej dwie-trzy godziny, ale braciszek chciał im dać możliwość obejrzenia sytuacji.
— I bardzo dobrze, że to minęło — mruknęła Sayuri.
Oboje obserwowali scenę za oknem. Sakura i Ino zajmowały się swoimi ranami i tymi Choujiego, a jakaś drobna, zielonowłosa kunoichi tańczyła na ogromnym cielsku skorpiona.
— Taki skorpion się tobą zajął? — wyszeptała, przypominając sobie jego rany.
— To samiczka, samce są trochę większe — mruknął Kankuro. — Ta na skorpionie…
— Tak, jinchuuriki — potwierdziła Sayuri.
Nagle dostrzegli niewyraźny zarys trójki osób. Sayuri bez trudu rozpoznała Gaarę, któremu najpewniej towarzyszyła Temari, ale kto był tą trzecią osobą? Poza tym dość spora liczba uczestników egzaminu wyszła na dziedziniec, na którym odbywały się te wydarzenia. Sayuri w końcu rozpoznała osobę kroczącą przy rodzeństwie.
— Gai?
— Ten od tego szaleńczo zakochanego w moim bracie Lee? — spytał rozbawiony Kankuro. Sayuri wcześniej opowiedziała im historie z baru, które wydarzyły się już po tym, jak wraz z Temari wyszli.
— Tak… — Parsknęła śmiechem. — Mój Gaara jest tak atrakcyjny, że nawet mężczyźni za nim szaleją.
Kankuro patrzył na nią nadal rozbawionym wzrokiem, ale nie skomentował swoich przemyśleń.
— Gai-sensei! Gai-sensei! — Chouji podbiegł do jounina.
— Co tu się działo? — warknął Maito.
— Poszedłem po trochę jedzenia, a tu nagle…
— IDIOTO!!! — ryknął Gai. — To niedopuszczalne! — Podszedł do biednego Choujiego i dyskretnie dał mu trochę prowiantu. — Uczestnicy egzaminu nie powinni opuszczać budynku, czy to dla ciebie jasne?!
— Hai, Gai-sensei! — Chouji wyglądał na zachwyconego.
Kankuro spojrzał na Sayuri kątem oka i oboje wybuchli cichym śmiechem. Uczestnicy powoli rozeszli się do odpowiedniego budynku. Sayuri patrzyła na Gaarę, który obserwował nadal tańczącą na skorpionie zielonowłosą dziewczynę.
— Tylko ktoś o dobrym sercu pomógłby rywalowi z innych wiosek. Mogłaś się pozbyć kilku przeciwników.
Dziewczyna zeskoczyła z bestii.
— Robisz się równie zielona, co jej włosy — zauważył Kankuro rozbawiony. — Zazdrość ci nie służy.
Sayuri zignorowała go i w napięciu obserwowała scenę.
— Ale ja nie dzielę ludzi na rywali i przyjaciół. — Nieznajoma podeszła bliżej Gaia, Temari i Gaary. — Czy zostaniecie moimi przyjaciółmi? Zagramy w karty? Albo w trykata? A może weźmiemy wspólną kąpiel?
Kankuro przytrzymał Sayuri, która najwidoczniej miała ochotę tam zejść. Zauważył też, jak Gaara uśmiechnął się półgębkiem. Najwidoczniej doskonale orientował się w sytuacji i chyba był zadowolony, że Sayuri reagowała w taki właśnie sposób.
Nagle znikąd wyskoczyła dwójka mężczyzn. Szybko podeszli do tajemniczej dziewczyny.
— To Kazekage i jounini nadzorujący. Zważaj na słowa!
Nie wyglądała, jakby ją przekonali. Zaczęli zaciągać ją siłą w stronę budynku dla uczestników.
— Ja chcę stu przyjaciół! — wrzasnęła.
— Dosyć! Wracamy!
To ostatnie, co usłyszeli z tej małej kłótni.
— Chyba będzie już spokój. — Kankuro wypuścił w końcu Sayuri z uścisku. Patrzyła na niego wściekła. — Co? Myślisz, że Gaara udałby się z nią, Temari i tym całym Gaiem na wspólną kąpiel? — Uniósł rozbawiony brew, gdy do Sayuri docierała jej własna przesada. Wyraźnie się zarumieniła.
— Nie — mruknęła. — Ale mógłby…
— Sayuri, mogę ci zdradzić pewną tajemnicę? — Nie czekał na jej reakcję. — Gaara cię kocha.
Spojrzała na niego zdumiona. Niby już wcześniej, podczas pełni, o tym wspominał, ale nie rozumiała po co teraz również podjął ten temat.
— Ty chyba nie rozumiesz, jak to działa, prawda?
— A ty lepiej rozumiesz… — Patrzyła na niego powątpiewająco.
— A żebyś wiedziała — zaśmiał się. — Przynajmniej mogę mieć jakieś porównanie na przykładzie Gaary. Mówiłem ci to już – nigdy tak się nie zachowywał, jak przy tobie.
Jak zwykle zarumieniła się pod wpływem jego słów.
— Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. Wystarczy, że pojawisz się w pomieszczeniu, a on się uśmiecha i patrzy na ciebie… w ten sposób. — Nie znalazł odpowiednich słów, by opisać spojrzenie brata.
— To dlaczego mnie dręczy? — Naburmuszyła się Sayuri.
— Dręczy? — powtórzył rozbawiony Kankuro. — A jak myślisz, jak się czuł, kiedy przytuliłaś Shikamaru? Jak ten dzieciak rzucił się na ciebie albo Kakashi dotknął cię? A on jedynie sobie rozmawia i z tego, co zauważyłem wymienili tylko jedno zdanie.
— To jest nienormalne, prawda? — Sayuri chciała upewnić się w swoim przekonaniu. — To, jak na siebie reagujemy jest zbyt mocne. Nie mogę znieść myśli, że jest tam, a ja nie mam nawet prawa…
— Nie musisz mieć praw — zaśmiał się Kankuro. — On oszalał na twoim punkcie i mam wrażenie, że ty dobrze o tym wiesz, ale jesteś kobietą i nie chcesz w to uwierzyć.
— A daj mi spokój. — Usiadła na kanapę i zwinęła się w kłębek. — Chcę, żeby coś przeskoczyło w moim mózgu, żebym znowu mogła być normalna, bez tej cholernej zazdrości.
Kankuro patrzył na nią i uśmiechał się łagodnie. Usiadł obok.
— Nie widziałaś, że się uśmiechał?
Spojrzała na niego zdziwiona.
— Moja ty prawie-żono i nie-bratowo, on był zachwycony, że tak reagujesz. Wydaje mi się, że bardzo polubił twoje reakcje. — Westchnął cicho. — Jeszcze ci nie podziękowałem… — Przewrócił oczami, widząc jej zdumiony wzrok. — Ty wiesz za co. Że mój braciszek postanowił zmądrzeć i zachował środki bezpieczeństwa.
— Jemu podziękuj. Nie, żebym zrobiła coś specjalnie wielkiego.
— To najwidoczniej jeszcze go nie znasz. Jego upór jest nadnaturalny. Jak się na coś uprze, zrobi to. To chyba pierwszy raz, kiedy widziałem, jak zmienia zdanie. Nie wierzę, że zrobił to, żeby mnie zadowolić. — Zaśmiał się i potargał ją po włosach. — Uwierz w końcu, że nie ma ważniejszej rzeczy dla niego niż ty, a będę miał o połowę mniej zmartwień. A i nasze rozmowy będą ciekawsze niż wieczne utwierdzanie cię w przekonaniu, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

***

— Nie idź jeszcze — jęknęła Sayuri, gdy poczuła, że Gaara próbował wstać.
Zaśmiał się i przytulił ją. Kilka godzin wcześniej dotarli do odpowiedniego punktu strażniczego, gdzie dotrzeć mieli uczestnicy. Choć pracę miał zacząć od zaraz, a Sayuri miała iść spać, nic nie mogli poradzić, że ich plany nie wypaliły. Ledwo wylądowali w odpowiednim miejscu i dostrzegli łóżko, a już je zajęli.
— Sayuri… Obiecałem, że zajmę się tym egzaminem.
— Wiem. — Westchnęła. — Ale te trzy dni będę chodziła, jak w majakach, jeśli cię nie będzie.
— Już dwa i pół dnia. — Nadal nie mógł uwierzyć, że leżąca pod nim kobieta była prawdziwa. Jakim prawem zasłużył sobie na nią? Był rozdarty, kiedy tak trzymała jego ramienia, jakby nie miała ochoty go wypuszczać. Wiedział, że jednym ruchem mógł się wyswobodzić, ale to było dla niego cięższe zadanie niż cokolwiek, co wcześniej musiał zrobić.
— Zrób z tego dwa i jedną czwartą dnia — negocjowała. — A potem… możesz przecież tutaj — ręką wskazała na małe, prywatne mieszkanie Kazekage — pracować. Przynajmniej…
— Dwa i jedna trzecia dnia brzmi sprawiedliwie — powiedział w końcu. Znowu złamał się pod jej prośbami. — Potem, jak w Sunie, będę chodził do innego pomieszczenia na kilka godzin. Po jakimś czasie będę wracał i dawał sobie przerwy. — To zupełnie nie tak miało wyglądać, ale nic nie mógł poradzić, że ta aktualnie uśmiechnięta kobieta, która skradła mu serce, była tak świetną negocjatorką. Przynajmniej jeśli chodziło o niego, potrafiła wywalczyć wszystko.
Gaara posłusznie położył się z powrotem obok niej i z czułością pocałował ją w czubek głowy. Wtulała się w niego i choć absolutnie nie odczuwał tego jako mocny uścisk, wiedział, że robi to z całą mocą. Ta dysproporcja sił na początku robiła na nim ogromne wrażenie, ale teraz przyzwyczaił się do niej. Zresztą na swój sposób była potężna. Zapanowała nad nim, a to było imponującym osiągnięciem.
Nieco mocniej, choć nadal myśląc o jej bezpieczeństwie, przyciągnął ją do siebie. Jak miał ją opuszczać na całe dnie? Uśmiechnął się i ponownie pocałował czubek jej głowy. W Sunie nie martwił się tym zbytnio. Mógł się skupiać na swoim piaskowym oku i w każdej sekundzie dnia kontrolować ją. Ona sondowała jego chakrę, a w razie najmniejszego uczucia niepokoju, mogła wpaść do jego gabinetu. Teraz liczył na Kankuro. Zaufał mu i Sayuri powierzył jemu. Niby codziennie tak robił, ale tym razem nie będzie skupiał się na Sayuri. Przez najbliższe doby nie będzie mógł sobie na to pozwolić.
Czuł wyrzuty sumienia, bo już powinien zaczynać, ale ona najwidoczniej była przerażona tak długą rozłąką. Nawet jeśli za kilka godzin się spotkają, rozumiała, że teraz nie mogła do niego przychodzić, żądać uwagi. Bardzo się cieszył, że miał starszego brata, o którego nie był zazdrosny, który był dostatecznie potężny by chronić Sayuri i którego tak cenił.
— Przepraszam — wyszeptała wtulona w niego Sayuri. — Miałam być grzeczna, ale…
— Sayuri… — zaśmiał się. — Gdybym był bardziej odpowiedzialny albo gdyby mniej mi na tobie zależało, już od kilku godzin pracowałbym.
— Obiecuję poprawę.
Jej drobne ramiona zacisnęły się dookoła niego jeszcze mocniej, co całkiem przeczyło jej słowom. Uśmiechnął się pod nosem. Jak miał się stąd wykraść, kiedy widział, że ona tak bardzo tego nie chciała?
— Wiem… wiem, że mi obiecałeś, że nie będziesz lekkomyślny, ale też oznajmiłeś, że będziesz chronił uczestników. Postaram się nie reagować w razie potrzeby.
— To są słowa, które chciałem z ciebie wyciągnąć. Dobrze, że nie musiałem tego robić.
— Ale błagam, Gaara. — Uniosła się na ramionach i patrzyła na niego zmartwiona. — Postaraj się nie ryzykować. Zwariuję, jeśli coś ci się stanie.
Znowu go rozczuliła. Nikt się o niego nie martwił przez całe jego życie.
— Mam teraz coś, o co chcę zadbać — wyszeptał, kiedy przerwała pocałunek i nadal z mocą wpatrywała się w niego. — Kiedy w końcu jestem tak szczęśliwy, nie chcę tego stracić. W to możesz uwierzyć.
Uśmiechnęła się do niego, a jej spojrzenie zaczęło być rozkojarzone, kiedy ukradkiem zerkała na jego nagą pierś. Zachwycał się jej rosnącym pożądaniem. Nadal nie mógł uwierzyć, że ktoś uznawał go za godnego partnera. Ale przy Sayuri wszystkie takie obawy odchodziły na dalszy plan. Zbyt chętnie przekonywała go o tym. Delikatnie przejechała palcem po jego torsie i z łobuzerskim uśmiechem nieco mocniej ścisnęła sutek. Jak miał nie reagować?
— Miałaś być grzeczna — zauważył i już po chwili leżała pod nim.
Śmiała się w głos.
— Jestem bardzo niegrzeczną dziewczynką.
Choć miał to być sprośny tekst, zabrzmiało to jak żart. Gaara parsknął śmiechem i pocałował jej roześmiane usta.
— Miałaś już więcej mnie nie demoralizować.
Sayuri zaśmiała się cicho i przyciągnęła go do siebie.
Gaara patrzył z zachwytem, który najwidoczniej nigdy nie miał minąć, na jej nagie ciało. Położył dłoń na jej piersi. Była idealna, jakby stworzona na rozmiar jego ręki. Poczuł, jak Sayuri przeszedł dreszcz. Nadal obserwował zafascynowany jak działał na nią. Pochylił się i musnął językiem jej szyję. Jęknęła.
Uśmiechnął się pod nosem. Naprawdę wystarczyło kilka jego ruchów, a już była chętna. Ustami zjeżdżał coraz niżej. Był bardziej niż gotów do zbliżenia. Ale na to przyjdzie jeszcze czas. Zmysłowym pocałunkiem dręczył ją, zajmując się jej obojczykiem. Wyjęczała jego imię, dając mu do zrozumienia, że powinien się pospieszyć. Ale on miał inne plany.
Jedną dłonią utrzymywał ciężar ciała, a drugą wodził w stałym rytmie po jej ciele. Kiedy poczuł, że Sayuri już dłużej nie wytrzyma, musiał zrezygnować ze swoich pomysłów i dość szybko przeniósł się niżej. Zachłannie całował jej piersi, talię i prędko dotarł do celu. Nie musiał sprawdzać, była aż nadto gotowa. Ale miał plan, by wielokrotnie dać jej poczucie spełnienia. Z przebiegłym uśmiechem zbliżył się ustami do jej nabrzmiałych warg i zaczął prawdziwy popis swoich możliwości oralnych.
Nie musiał wcale długo zajmować się tą jakże przyjemną czynnością. Sayuri równie szybko, co on, docierała do stanu ekstazy. Uniósł głowę i z satysfakcją patrzył, jak orgazm przetacza się przez jej ciało. Kiedy udało jej się złapać oddech spojrzała na niego z mieszaniną zachwytu i lekkiej złości.
— Znowu chcesz mnie wykończyć.
Parsknął śmiechem. Łatwo go przejrzała.
— Muszę w końcu zacząć pracę.
Uwielbiał obserwować reakcje jej ciała na jego bliskość. Dał jej chwilę czasu na powrót do rzeczywistości. Doskonale znanymi ruchami wprowadzał nieco spokoju w jej ciało. Gdyby teraz kontynuował, zwycięstwo byłoby zbyt łatwe. Dał Sayuri możliwość powrotu do normalności i kiedy ostatnie pozostałości po niedawno przeżytej rozkoszy zniknęły z jej twarzy, powrócił do gry, którą toczył na jej ciele.
Jego pocałunki nigdy nie napierały na nią zbytnio. Sam, kiedy był stanie pobudzenia, nie potrafił określić, jak mocno mógł na nią naciskać, więc nigdy nie podejmował ryzyka. Jego dotyk był równie delikatny.
Z premedytacją, bez najmniejszego ostrzeżenia co do swoich zamiarów, włożył w nią dwa palce.
Uzyskał zamierzony efekt, bo wykrzyknęła jego imię, a jej ciało ocierało się o niego, żebrząc o uwagę. Pocałował ją w usta, kradnąc ostatnie dźwięki swego imienia i zabrał się do pracy. Jak zawsze, jego ruchy były przemyślane. Nadal nie miał do siebie zaufania, by stracić kontrolę nad swoimi poczynaniami.
Choć minęły zaledwie sekundy, był już na skraju finału. Zamknął oczy i jak zawsze postanowił, że tym razem uda mu się prowadzić długą, zmysłową grę. Sayuri od dawna nauczyła się brać wszystko z niego, robić co tylko zechciała w tej sytuacji. Kiedy usłyszał, że jej oddechy były coraz szybsze i płytsze, uśmiechnął się z satysfakcją. Wystarczyło zaledwie kilka jego pchnięć i strącił ją z granicy świadomości. Ale tym razem nie mógł się nią zająć. Sam brał z niej rozkosz, która od tak dawna towarzyszy mu w życiu. Był tak zaznajomiony z jej wnętrzem, że aż dziwił się sobie, że jego zmysły szalały, czując tak znaną mu bliskość.
Miał wrażenie, że tym razem uda mu się. Chciał patrzeć na nią i poruszać się w niej. To była potrzeba tak silna, że zawsze przegrywał w tej walce ze sobą, choć wiedział jak to się skończy. Otworzył oczy i widząc jej spojrzenie, pełne tak głębokiej miłości, tak zachwycone jego widokiem, po raz kolejny spuścił się w niej niemal natychmiast. Jak zawsze opadł z sił.
Wykańczała go i równocześnie napełniała tak wielkim spokojem, że zazwyczaj po zbliżeniu miał wrażenie, jakby był na granicy snu. Tulił się, jak zawsze do jej piersi i poczuł tak znajomy dotyk jej drobnej dłoni na swoich plecach.
Zamknął oczy. Tak zapewne wyglądały marzenia senne. To wspaniałe uczucie ociężałości, resztki rozkoszy toczącej się w jego żyłach… Czegoś tak wspaniałego nie można przeżyć. Tego był pewien jeszcze kilka miesięcy wcześniej. A teraz żył swoimi marzeniami, które miał nadzieje, nigdy się nie skończą.
Odwrócił nieco głowę i spojrzał na sprawczynię wszystkich dobrych rzeczy, jakie go w życiu spotkały. Patrzyła na niego z miłością, jedynie dla niego przeznaczoną. Zapewne miał bardzo podobne spojrzenie. Dał jej jeszcze chwilę nacieszyć się tym poczuciem jedności. Wiedział, że bardzo to polubiła, więc dostosowywał się do jej życzeń. Ona z kolei wiedziała, że bardzo lubił trzymać ją w ramionach, więc nie naciskała na zbyt długie sesje.
W końcu z niej wyszedł i położył się obok. Sayuri szybko wtuliła się w niego, nie dając mu odejść. Uśmiechnął się i pocałował jej głowę.
— Jesteś zmęczona — powiedział przebiegle. Wiedział, że nie miała jak zaprzeczyć.
— Nie słyszałam, żeby ktoś umarł z braku snu — odparowała, choć jej głos wskazywał na skrajne wyczerpanie.
Wyciągnął po swoją ostateczną broń na jej upór. Zaczął gładzić ją po plecach kulistymi ruchami i już po chwili poczuł pierwsze symptomy zwycięstwa. Rozluźniła się i doskonale wiedział, że za chwile zaśnie.
— Jesteś potężnym przeciwnikiem — wymruczała w jego pierś.
Zaśmiał się cicho i nie przerwał tego dotyku. Zresztą sam musiał dojść do siebie. Minęło parę minut, nim uzyskał pewność, że spała. Dał sobie jeszcze chwilę czasu na odpoczynek i z oporami wydostał się z jej uścisku. Rzadko ją opuszczał, kiedy spała. Wtedy miał największe obawy zostawiać ja tak bezbronną, ale wiedział, że w przeciwnym wypadku do końca egzaminu nie opuściłby tego pomieszczenia.
Szybko znalazł swoje rzeczy i ubrał się pospiesznie. Jego umysł powoli powracał do normalnych obrotów i wiedział, że powinien zacząć działać. Ale nie mógł jej tak po prostu zostawić. Zamknął drzwi, dobrze sprawdzając, czy zamki działają jak powinny i udał się do pokoju, który zajmował Kankuro.
Na szczęście wywalczyli, by shinobi z Suny trzymali straż przy wejściu do apartamentu, a nie wewnątrz, bo nie miałby okazji spędzić tak uroczego południa w towarzystwie Sayuri.
Zapukał do odpowiedniego pokoju.
— Wejdź.
Naparł na klamkę. Uśmiechnął się, widząc pobojowisko. Kankuro miał naturalną zdolność do tworzenia chaosu wokół siebie. Na szczęście ograniczał te wyjątkowe umiejętności do swojej sypialni, bo Temari nie dałaby mu żyć.
Gaara mimo wszystko był pod wrażeniem jego zdolności. Przebywał w tym pomieszczeniu zaledwie kilka godzin, a już wyglądało, jakby wybuchła w nim mała bomba.
— Sayuri w końcu dała się przekonać, że możesz wyjść?
— Zasnęła — mruknął Gaara nieco zażenowany wybuchem wesołości Kankuro.
— Mówię ci, lepiej jak najszybciej spraw jej tą niespodziankę, bo jak nic zginie z tej zazdrości.
Gaara wszedł do środka i usiadł na krześle, które jakimś cudem wyglądało porządnie.
— Dzisiaj dosłownie pozieleniała, jak gadałeś z tamtą dziewczyną.
— Z jednej strony masz rację. — Westchnął. — Ale z drugiej…
— Lubisz, że tak reaguje, co? — Lalkarz spojrzał na niego pobłażliwie. — Nie, żebym jakoś specjalnie się dziwił, ale to dość krępujące zapewniać ją o uczuciach swojego brata.
— Odnoszę wrażenie, że dobrze się bawisz. — Gaarze łatwo udało się go rozszyfrować. — Lubisz, jak wymsknie jej się coś nieodpowiedniego. A ona nie wie, że mnie potem dręczysz.
Kankuro przybrał twarz niewiniątka.
— Ja dręczę? No sam przyznaj, że to całkiem miłe słyszeć ode mnie, jak bardzo cię chwalę, że jesteś taki miły, taki wrażliwy, taki… — Zrobił unik, gdy jakaś niezidentyfikowana czarna szmata poleciała w jego kierunku. Zaśmiał się, kiedy uzmysłowił sobie, że to pierwszy raz, kiedy Gaara go zaatakował i zamiast srać ze strachu, poczuł rozbawienie. — Ale te napady agresji daruj sobie. To nie pasuje do twojego wizerunku czułego romantyka.
— To nienormalne. Kankuro… Wiem, że kiedyś cię przeprosiłem, ale nadal…
— Daj spokój. — Lalkarz przybrał poważny wyraz twarzy. — Gdybym był całkiem w porządku, może mógłbyś mieć wyrzuty sumienia, ale ja też nie dawałem popisu dobrych manier… śmieciu. — Odważył się to zrobić i uśmiechnął na widok zszokowanej miny Gaary.
— Jak ja…? — Gaara zastanowił się. — Nie ma sprawy, bezużyteczna kupo mięsa? — Patrzył na Kankuro, który wyglądał, jakby nie dowierzał.
— Bezrozumny worek mięsa — poprawił go z wyrzutem. — Nie pamięta nawet jak nazywał brata, też mi rodzina — prychnął, udając złość. Po chwili wspólnie zaśmiali się z tej groteskowej sytuacji. — Cieszę się, że cię odzyskałem — wyznał.
— Nie mam takiego wrażenia, bo nic nie pamiętam — powiedział cicho Gaara, nadal żałując, że nie ma choćby najmniejszych przebłysków tych najmłodszych lat. — Ale też się cieszę, że tak to teraz wygląda, bezrozumny worku mięsa.
Kankuro zachichotał.
— Ale dajmy spokój temu braterskiemu zjednoczeniu, bo Temari padnie na zawał, jak to usłyszy.
— Zdenerwowałaby się, prawda?
Kankuro westchnął cicho.
— Mam wrażenie, że to ona miała wtedy najgorzej — powiedział z oporami. — Nie mam pojęcia, jak udawało jej się zachować spokój… — Nagle parsknął śmiechem, a widząc, że brat nie zrozumiał z czego, szybko wytłumaczył. — To wtedy uznałem, że jej neurotyzm jest jej jakąś ukrytą umiejętnością. Nie mieliśmy się pozabijać — z grzeczności nie uściślił, że to Gaara miał nie zabić jego — to się nie pozabijaliśmy. Ale teraz to się staje upierdliwe. Nie wiem, jak ją zniosę na stare lata. Jeżeli mój nowy plan, z tym całym Shikamaru nie wypali, to chyba posłucham się rad konoszańskich kunoichi i sprawię jej jakieś zwierzątko. Kotek może nie przeżyć w jej otoczeniu, ale taki skorpion…
— Biedne stworzenie.
— A żebyś wiedział. Najbardziej przerażające jest to, że ja zdaję sobie sprawę, że ona z tym swoim charakterkiem zmusiłaby go do posłuchu.
Wymienili się uśmiechami. W końcu Gaara westchnął ciężko.
— Wcale nie mam ochoty, ale muszę już iść. Nie muszę chyba…
— Sayuri jest pod moją pieczą — powiedział z powagą Kankuro. Automatycznie chwycił klucz, który Gaara mu rzucił. — Serio ją zamknąłeś?
— Śpi — mruknął Gaara. — Nie wydaje mi się, żebym jakoś bardzo przesadzał.
— Zgodziłbym się z tobą, gdyby to nie był jedyny klucz do waszego pokoju. — I tym sposobem zmusił młodszego braciszka do rumieńców. Całkiem dobrze się bawił, robiąc za powiernika tej pary.

3 komentarze:

  1. Jakoś nigdy nie przepadałam za Fū. Nie żebym żywiła jakieś skrajne uczucia jak w niektórych wypadkach (niech cię piekło pochłonie, Uchiha!), ale nie, po prostu nie. Szukaj przyjaciół gdzie indziej, mała!

    Wymiana zdań między Kankuro, a Gaarą była rozkoszna. Wiem, że to słowo nie pasuje do ich wyminany zdań, ale kiedy czytalam pomyślałam "awwwww, braterska miłość".

    My wszyscy, czyli ja i moje alter ego i zły brat bliźniak mojego alter ego, chcemy wiedziec co to za niespodzianka! No jak jeszcze parę rozdziałów to przeciagniesz to cię pogryzę xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam Was wszystkich (Ciebie, Twoje alter ego i złego brata bliźniaka Twojego alter ego). Na szczęście chyba nie będziesz musiała mnie gryźć ;)

      Usuń
  2. Możliwe że kiedyś już to napisałam, ale to chyba najlepszy rozdział #__# Jest wszystko: akcja, romans i uwielbiane przeze mnie rozmowa braci <33 Tak jak i Sayuri7 zastanawiam się co to za niespodzianka (moje podejrzenie to oświadczyny), ale gryźć nie będę. Nadal za bardzo niszczy mnie zagadka z Kankuro i mam nadzieję, że jakoś dotrwam do rozwiązania w rozdziałach. Do jutra! :*

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń