Trzy dni. Tyle dostali od losu.
W ostatniej chwili dogonili Temari i Kankuro. Byli zirytowani, ale widząc ich całych, a przede wszystkim tak szczęśliwych, nie skomentowali niczego. Temari pozwoliła sobie jedynie na złośliwą uwagę, że dla nich nigdy się nie starał i nie tworzył piaskowych podestów dla ich wygody. Ale to koniec. Żadnych wyrzutów.
Kiedy dotarli do domu, Sayuri poczuła w końcu swoje zmęczenie. Ostatnich kilku nocy nie wysypiała się, jak zazwyczaj i Gaara chyba to zauważył. Niemal siłą zaciągnął ją do sypialni i szybko uśpił. Choć chciała się sprzeciwić, czuła się jak dziecko. Poza tym… była naprawdę wykończona. Te podróże, nieoczekiwane zużycia chakry na teleportacje Gaary (nawet jeśli korzystała z energii Shukaku, samo zużycie sporo ją kosztowało) sprawiły, że jej organizm był na skraju wyczerpania.
Kiedy w końcu się obudziła, ze smutkiem zrozumiała, że Gaary nie było obok niej. Wyczuła go w salonie. Siedział tam z Kankuro. Westchnęła cicho. Czas na konfrontację.
Chcąc nie chcąc udała do braci. Kankuro siedział rozwalony na kanapie, a Gaara na fotelu. Spojrzała na niego z rezerwą i nie usiadła mu na kolanach. Wybrała miejsce koło Kankuro, który był zszokowany.
— Cóż takiego mój słodki braciszek zrobił, że wybierasz moje towarzystwo?
— Chce popełnić samobójstwo, nie mogę patrzeć na to spokojnie.
Gaara patrzył na nią z umiarkowanym spokojem.
— Wiesz, że chcę w końcu zająć się na poważnie spiskowcami — powiedział cicho.
— Ale co ci da wykurzenie spiskowców? — spytał Kankuro, automatycznie obierając w tym sporze stronę Sayuri.
— To nie tak…
— A jak nazwiesz samodzielne sprawowanie nadzoru? — natarła Sayuri. — To wcale nie sprowadzi ich na Demoniczną Pustynię po twoją głowę.
— Sayur…
— Nie! — Wyraźnie dała znać, że nie da się ugłaskać. — Chcę usłyszeć, jaki masz konkretnie plan.
Gaara westchnął cicho.
— My nie wiemy o tym spisku, a domyślamy się — powiedział, ostrożnie dobierając słowa. — Jeżeli nie będę miał możliwości choćby porozmawiać z przywódcami…
— Oszalałeś!
Kankuro chyba myślał o tym samym, ale nieco inaczej wyraził swoje myśli.
— Chyba nie chcesz wyciągać do rebeliantów dłoni?! Nic tak nie zdziałasz! Nie posłuchają cię! — Patrzył na brata bezradnym wzrokiem.
— A co?! Mam ich wybić w pień?!
Ale już nie był w stanie zastraszyć ani Kankuro, ani Sayuri.
— Nie. Jeżeli już zdecydowałeś się na tak szalony krok i nie da się go odkręcić, masz zachować wszelkie środki bezpieczeństwa, a nie porywać się na misję samobójczą.
— Sayuri… — Gaara westchnął i zamknął oczy, nie chcąc widzieć jej reakcji. — Jeżeli będę pod ochroną innych shinobi, nigdy nie spróbują do mnie dotrzeć. Jeżeli wystawię się na atak, odważą się zbliżyć, a wtedy będę miał możliwość rozmowy z nimi.
Spojrzał na nią. Kankuro również podążył jego wzrokiem. Sayuri była tak wściekła, że aż dygotała, a łzy leciały z jej oczu bez pohamowania.
— Twoja ochrona jest irytująca — warknęła, wstając. — Właśnie dostałeś ode mnie w twarz, nawet jeśli tylko mentalnie. — Widziała, że otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale nie dała mu dojść do słowa. — Nie odzywaj się do mnie! Nie dajesz mi nic zrobić, bo martwisz się o mnie, tak?! A ja mam spokojnie patrzeć, jak postanawiasz się zabić?! Wiesz co? Pierdol się! Nie znikam stąd tylko dlatego, że nie jestem taką egoistką, jak ty i wiem, że martwiłbyś się o mnie, ale nawet nie waż się do mnie zbliżać! — Wyszła. Nie miała nawet jak trzasnąć drzwiami, bo była zbyt roztrzęsiona, by utrzymać klamkę w swojej dłoni. Szybko zniknęła w swojej sypialni.
Kankuro patrzył na Gaarę. Jeszcze nigdy nie miał takiej miny, jakby naprawdę dostał od Sayuri w twarz.
— Wiesz, że ma rację — powiedział cicho. — Nawet jeśli czujesz się pewnie, to misja samobójcza. Może i wszystko się ułoży, ale nie możesz tak tego rozegrać. — Nie wiedział, jak dotrzeć do brata, zresztą on chyba nadal bardziej przejmował się wyjściem Sayuri niż swoją głową. — Gaara! — wykrzyknął i ten w końcu na niego spojrzał.
— Co?
Patrzył na niego, ale go nie widział. Takie przynajmniej wrażenie odnosił Kankuro.
— Nie możesz tak tego rozegrać — powtórzył.
— Muszę w końcu coś z tym zrobić — powiedział cicho. — Nie mogę wiecznie czekać. Siedząc tutaj, jedynie ryzykuję waszym życiem. Nie mam jak dotrzeć do spiskowców, bo dobrze się ukrywają. Nawet jeśli zdecyduję się ich zlikwidować, muszę wiedzieć kogo. Na razie działałbym na oślep. Jeżeli się nie wystawię, nie odważą się do mnie zbliżyć.
— Może źle, albo niewyraźnie to powiedziałem. — Kankuro westchnął. — Jeżeli nie chcesz wpędzić jej do grobu, musisz to inaczej rozegrać.
Gaara spojrzał na niego zaniepokojony.
— Co masz na myśli?
— A jak myślisz? — Lalkarz przewrócił oczami. — Ona jest od ciebie dosłownie uzależniona. Jest kilka możliwych wyjść. Albo padnie na zawał, albo zdradzi się i ruszy za tobą…
Gaara zbladł, bo tego nie brał pod uwagę.
— … albo nieoczekiwanie znajdzie się w najgorszym możliwym położeniu, a ciebie nie będzie w pobliżu. Nie wiem Gaara. Nie mam pojęcia, bo nie znam ich planów. Ale niewykluczone, że mają inną strategię, niż zakładamy. Wyobraź sobie, że ty się ładnie wystawisz, a Sayuri niechroniona stanie się ich celem. Przecież… w ich oczach ona jest jedynie twoją służącą.
Do Gaary nagle dotarł sens jego słów.
— To w ich oczach byłoby dobre posunięcie. Nikt ważny byłby jedynie formą ostrzeżenia, a nie prawdziwym ciosem. Przedsmak przed atakiem na przykład na Matsuri, wszyscy wiedzą, że przez lata była twoją uczennicą, albo na nas. Ona jest tu krótko, nie jest nawet mieszkanką Suny, a przed wszystkimi ukrywaliście się. Na pewno mogłaby posłużyć za pierwszy cios na ciebie. Zastanowiłeś się nad tym? — Niepotrzebnie zadał to pytanie. Doskonale widział, że dopiero teraz taka możliwość do niego dotarła. — Jestem pewien, że jeżeli zadbasz o siebie, ona nie będzie tylko na twoje otoczenie zwracać uwagę, ale też na swoje. Może to trochę…
— Masz rację — wyszeptał Gaara, rozumiejąc, jak wielkim był egoistą, a wręcz egotykiem. Jakby wszystko w jego otoczeniu miało być skupione na nim. Myślał, że też ataki mogą być przeprowadzone jedynie na jego osobę, ale całkiem zapomniał, że od niedawna w jego życiu pojawiały się naprawdę ważne dla niego postaci, o których zapomniał. — Myślisz, że będzie chciała ze mną porozmawiać?
Kankuro widząc, że udało mu się dotrzeć do Gaary, rozluźnił się i rzucił mu rozbawione spojrzenie.
— To chyba zależy od tego, co chcesz jej przekazać. Ja tam bym cię odprawił z kwitkiem, ale Sayuri ma dobre serduszko.
— To spróbuję.
Gaara wstał i ruszył powoli do sypialni Sayuri, która być może nie wyrzuci go na zbity pysk. Bogowie… miał nadzieję, że w końcu nauczy się funkcjonować w społeczeństwie. Jak na razie średnio mu to wychodziło.
Nie miał po co pukać, bo doskonale znała jego położenie. Zresztą i on wiedział dokładnie, gdzie była. Wszedł cicho i zaklął pod nosem, widząc Sayuri skuloną na łóżku i płaczącą w poduszkę.
— Sayuri… — wyszeptał i usiadł na skraju posłania. Nie odważył się jej dotknąć. — Możesz ze mną porozmawiać?
— Ostatnią wolę zapisz na kartce. — Miała wściekły, choć zapłakany głos. — Połóż na biurku, to poczytam sobie później.
Choć sytuacja była, delikatnie mówiąc, napięta, miał ochotę zaśmiać się na jej słowa. Oczywiście pozostało mu na tyle rozumu, by tego nie robić.
— Nie wiem nawet, co mam ci powiedzieć. — Ułożył się obok niej, ale nadal nie dotknął. — Cóż… chyba jestem naiwny.
— Raczej masz skłonności samobójcze.
Przynajmniej przestała płakać.
— Zarzuciłem ci kiedyś coś, ale najwidoczniej to ja sam chcę tak patrzeć na swoje życie — postanowił zdradzić jej, dlaczego tak bardzo parł do tego, by spróbować tego dziwnego planu. — Powiedziałem, że bierzesz kalkę z życia Naruto i przekładasz na moje. Ale ja też spróbowałem to zrobić i taki właśnie plan wydał mi się właściwy…
Nie wiedział co konkretnie sprawiło, że Sayuri aż zadygotała z wściekłości, ale usiadła i patrzyła na niego z taką furią, że nawet pomyślał przez ułamek sekundy o ucieczce.
— Chcesz brać przykład z Naruto?!
Nie miał wątpliwości, że jeśli Kankuro nadal był w salonie, albo poszedł kuchni, usłyszy (pomimo znacznej odległości) słowo w słowo z jej wybuchu.
— To zgłupiej! Bądź całkowitym, beztroskim idiotą, który nie patrzy na nic, na nikogo nie przez swój egoizm, tylko debilizm! Wiesz co jeszcze możesz zrobić?! Zniknąć z mojego życia, bo on tak zrobił! Ale w sumie ty masz takie plany, prawda?!
No to się wytłumaczył. W ostatniej chwili dostrzegł, że próbowała wykonać pieczęci i jej przerwał. Bogowie… Ułamek sekundy i wymknęłaby mu się z rąk.
— Nie chcę patrzeć, jak się zabijasz.
— Sayuri… — Patrzył na nią, ale ona nadal, uparcie odwracała wzrok. — Co mam zrobić, żebyś została?
— Pozbądź się tej skłonności samobójczej, bo oszaleję — wyszeptała cicho. — Nie wiem… mam wrażenie, że dbasz o mnie, martwisz się, próbujesz zrobić wszystko, co tylko jest możliwe, żeby zapewnić mi bezpieczeństwo, ale zapominasz o najważniejszej dla mnie rzeczy. — Spojrzała mu w oczy i aż zatkało go na widok takiego bólu w jej spojrzeniu. — Ja nie żartuję, że nie wyobrażam sobie świata, w którym cię nie ma. Pomyśl o sobie w inny sposób, nawet jeżeli dla ciebie najwidoczniej własne życie nie ma żadnej wartości… Nie wiem jaka analogia będzie trafiona… Po prostu… twoje życie, twoje istnienie ma dla mnie ogromne znaczenie. Tak wielkie, że wolę po prostu uciec i zniknąć gdzieś, wieść życie jako nukenin niż patrzeć, jak składasz samego siebie, jako kolejną swoją ofiarę. Jakbyś przez samopoświęcenie chciał zadośćuczynić przeszłości.
Szybko odszyfrowała jego intencje. Nawet jeśli nie było to świadome, zrozumiał, że tak chyba właśnie się czuł. Poczuł ogromne zażenowanie na widok jej bólu. Tak… zapewne mogła wyobrażać sobie, że nic dla niego nie znaczyła, skoro tak łatwo poddawał się i dążył do samozagłady, nawet jeśli nieświadomie.
— Nie zrobię tego — wyszeptał i patrzył na nią poważnym wzrokiem. — Nie dałem jeszcze żadnych zaleceń, ale wszyscy strażnicy pojawią się na egzaminie. Wszystkie środki bezpieczeństwa zostaną podjęte. — Odważył się i puścił jej dłonie. Patrzyła na niego nieufnie. — Obiecuję, że zareaguję jedynie wtedy, gdy życie uczestników będzie zagrożone. — Właśnie poddał się. Mało prawdopodobne, by przy takim scenariuszu tak dobrze skrywany ruch oporu uaktywni się, ale… Za bardzo ją cenił, by szastać swoim życiem. Nie obawiał się o siebie zbytnio, bo raczej nikt z Suny nie miał na tyle mocy, by go zgładzić, ale skoro Sayuri tak mocno to przeżywała, nie mógł pozwolić, by się zamartwiała. — W przyszłości obiecuję, że będę ryzykował jedynie wtedy, gdy Suna, albo któreś z was będzie zagrożone. Nie będę już lekkomyślny.
— Jak mam wierzyć twoim słowom? — jęknęła. — Mam wrażenie, że nadal myślisz o sobie, jak o… nawet nie wiem, jak mam to opisać… narzędziu, nie człowieku.
Przytulił ją, a ona przywarła do niego. Przejeżdżał uspakajająco dłonią po jej plecach.
— Nie myślę o sobie, jak o człowieku — przyznał. — Nie jestem nim, ale rozumiem, że ty tak właśnie na mnie patrzysz. — Pocałował czubek jej głowy. — Czasami ci wierzę. Ale… nawet jeśli nie masz racji… Nie powinienem robić niczego, co tobie nie odpowiada. — To właśnie zrozumiał. Ona starała się dopasować do jego próśb, on ignorował jej potrzeby. — Niezależnie od tego czy jestem demonem, jinchuuriki, czy człowiekiem… postanowiłaś związać się ze mną i byłbym ogromnym egoistą, gdybym nie patrzył na twoje zdanie. Postaram się bardziej stosować do tego, co do mnie mówisz. Ale te wcześniejsze zastrzeżenia chcę, żebyś ty zaakceptowała.
— Suna, ja, Kankuro i Temari? — upewniła się.
— Tak.
— Dajesz mi słowo, że tylko wtedy będziesz zachowywał się lekkomyślnie?
— Daję ci moje słowo, kochanie.
Tym zwrotem całkiem ją rozczulił. Tak mówił do niej jedynie podczas swoich nocnych zwierzeń. Uniosła się na ramionach i patrzyła mu w oczy. Nie widziała w nich kłamstwa. W końcu go pocałowała. Kiedy tak trwali przy sobie zrozumiała, że łatwiej przełamała jego opór w kwestii zdradzenia się, o nieco odmiennym, niż przeciętny mężczyzna sposobie funkcjonowania ciała, niż o fakcie, że jej zdaniem był człowiekiem. Cóż… wszystko przed nią.
— Przepraszam, że byłem takim egoistą — wyszeptał, kiedy opadła na jego pierś.
— Trochę cię rozumiem. — Parsknęła śmiechem i wtuliła się w niego, już całkiem spokojna. — Podobne przemyślenia miałam odnośnie Sasuke. — Wiedziała, że był ciekaw i nie droczyła się z nim, tylko odpowiedziała. — To całkiem wygodne iść przez życie i nie myśleć o nikim.
— Wygodne — przyznał. — Ale odkąd cię poznałem zrozumiałem, że wygoda jest niczym w porównaniu z innymi aspektami życia. Ale… jestem trochę zagubiony — wyznał. — Dlaczego tak się zezłościłaś, kiedy wspomniałem o Naruto?
— Bo mam na myśli dokładnie to, co powiedziałam — mruknęła. — Tylko na niego nie mogę się złościć, bo on naprawdę jest takim kochanym debilem.
— Nadal niewiele rozumiem.
— On też ma żyłkę do skłonności samobójczych. Wkurzyłam się, bo miałeś rację, że takie właśnie rozwiązanie przyszłoby mu do głowy. Jakby dosłownie wszyscy ważni dla mnie ludzie czuli presje opuszczenia tego świata. — Westchnęła. — Tylko raz powstrzymałam go przed tak wielkim głupstwem i zagroziłam, że jeżeli tak źle czuje się w moim towarzystwie, że chce uciekać na tamten świat, to może po prostu sobie odpuścimy naszą przyjaźń.
Gaara zamarł, gdy zrozumiał, jak to wyglądało w jej oczach. Miał ochotę równocześnie zaśmiać się i walnąć się w łeb. Tak, żeby naprawdę zabolało i zapamiętał na długo tę lekcję. Ona naprawdę nie rozumiała, że jinchuuriki różnią się od przeciętnego człowieka. Być może na poziomie uczuć nie, ale fizycznie i psychicznie na pewno. To, co ona uznawała za samobójcze cele, dla niego czy też Naruto, były zwykłymi przeciwnościami losu.
Nie miał odpowiednio mocnych słów ani dowodów, by zmienić jej sposób postrzegania go, więc poddał się i postanowił patrzeć na siebie przez pryzmat człowieczeństwa, które nakładała na niego Sayuri. Tak na pewno będzie bezpieczniej i dla niego, i dla niej.
— To wygrywam z nim, bo skończyłem z tym dreszczem adrenaliny.
— Nie dlatego z nim wygrywasz — powiedziała, bawiąc się guzikiem jego bluzki. — Wygrywasz, bo choć nie wierzysz moim słowom, uznałeś, że warto zacisnąć zęby i nie przyprawiać mnie o zawał.
W pewien sposób miała rację, więc jej nie przerwał.
— A Naruto… Naruto jest naprawdę zbyt głupi, by przejmować się takimi szczegółami. Kiedy raz dobitnie powiedziałam mu o swoich przemyśleniach, powstrzymał się, ale tylko raz i tylko po to, żebym nie odchodziła. Następnym razem całkiem zapomniał o tym albo nie połączył faktów. Ty z kolei… Tobie wierzę, że nie zawiedziesz mnie i dotrzymasz słowa. — Przeciągnęła się nieznacznie. — Muszę wstać. Mam już dość tego leżenia.
Gaara dał jej znak, naporem swego ciała, że powinna jeszcze chwilę poleżeć.
— Muszę zrobić… — Zawahała się. — Którą mamy godzinę? Ile spałam?
— Spałaś przez blisko osiemnaście godzin. — Zaśmiał się na widok jej miny. — Nie uznałem tego za zbyt normalne, ale Kankuro powstrzymał mnie przed zbudzeniem cię. Jak to on – skomentował, że gdybym cię tak nie męczył, to nie umierałabyś ze zmęczenia.
Zarumieniła się. Że też ten jego braciszek nie dawał jej spokoju i zmuszał do rumieńców nawet na odległość.
— A… — Chciała jak najszybciej zmienić ten temat. Szybko przeanalizowała i zrozumiała, że to pora obiadu. — Zrobię za chwilę…
— To może poczekać. — Jednym pocałunkiem zdradził się, co do swoich zamiarów. — Wiesz… mam dla ciebie niespodziankę.
— Jakaż to niespodzianka? — wymruczała Sayuri, przyjemnie pobudzona.
— Pamiętasz, jak sprawiłaś sobie ten wisiorek i przekomarzałaś się ze mną przez kilka godzin? — Uśmiechnął się do niej łobuzerko.
— Pamiętam. — Pocałowała go u nasady szyi.
— Żebyś w pełni zrozumiała, co wtedy przeżywałem, daję ci kilka tygodni.
Oderwała się od niego i obrzuciła go zdumionym spojrzeniem.
— Co?
— Grzecznie informuję, że czeka cię niespodzianka.
— Za kilka tygodni?
Skinął głową.
— Dlaczego mi o tym powiedziałeś?
— Żebyś miała czas zrozumieć, że nie znoszę niespodzianek. — Odegrał się na niej. Ona wtedy wykorzystała jego stan spowodowany pełnią i nie miał jak się wykłócać.
Sayuri parsknęła śmiechem.
— Jakoś wytrzymam. To miła niespodzianka?
— Dla mnie bardzo miła — powiedział przebiegłym tonem. — Dla ciebie mam nadzieję, że też będzie miła.
— Więc to dotyczy nas?
— W ogóle ostatnio bardzo wiele dotyczy nas, a nie każdego z osobna. — Naprowadził ją, ale widział, że niewiele zrozumiała.
— Nic mądrego chyba nie wymyślę. — Westchnęła. — A gdzie Temari? — spytała, bo nigdzie w Sunie nie wyczuwała jej chakry.
— Rada orzekła, że powinna udać się do Konohy i nadzorować pierwszy etap. — Uśmiechnął się pod nosem. — Nie zgadniesz kto też go nadzoruje.
— Nie… — Spojrzała na niego rozbawiona. — Shikamaru?
Potwierdził skinieniem głowy.
— Biedny Shika… Nie żebym nie lubiła Temari, ale życie pod jej dyktando zniszczy mojego i tak już zmęczonego życiem przyjaciela.
— Mam wyrzuty sumienia wobec Kankuro.
— Dlaczego?
— Bo teraz mógłby nacieszyć się brakiem obecności Temari, ale… Jego też muszę wysłać z powrotem do Liścia. — Widząc, że Sayuri jest zdziwiona, wytłumaczył: — Temari zniknęła zaledwie kilka godzin po tym, jak zasnęłaś. Potem było kolejne zebranie i ustaliliśmy wstępny zarys, jak to będzie wyglądało. Niektóre szczegóły muszą być ustalone twarzą w twarz…
— Może nacieszyć się jej nieobecnością… Chodźmy do niego, bo całkiem zwariuje przez swoją rozpacz.
— Dlaczego mam wrażenie, że bardzo chcesz się podzielić wesołą nowiną, że sobie odpuściłem? — Patrzył na nią, w lot rozszyfrowując jej zamiary.
— Bo on też bardzo się o ciebie martwi — odparła. Pociągnęła go za sobą.
Zgodził się na to z oporami. Miał lepszy pomysł, jak spożytkować ten wolny czas, ale poddał się jej woli. W ogóle ostatnio miał wrażenie, że bardzo łatwo łamała jego opory. Kiedy przekroczyli próg kuchni, czujny wzrok Kankuro omiótł ich. Uśmiechnął się rozbawiony.
— Słyszałem tylko jedną serię — przyznał z udawanym smutkiem. — Że też nie słyszałem reszty, skoro znowu jesteście jednością.
Gaara posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, a lalkarz zrozumiał, że nie powinien dawać więcej wskazówek. Aż nie mógł uwierzyć, że ta bystra kobieta nie dostrzegła zamiarów jego braciszka.
— Słyszałam, że rozpaczasz, bo nie możesz zabawić się w małego rozpustnika — przekomarzała się z nim z pozycji kolan Gaary.
— A widzę, że ty świetnie wykorzystujesz moje wewnętrzne cierpienie, ty zołzo. — Puścił jej oczko.
— Jako twoja prawie-żona i jedyna nie-bratowa nie mogę patrzeć, jak cierpisz.
Gaara zamarł i spojrzał na Kankuro trochę zły, a trochę zdziwiony takimi określeniami. Ten dał mu szybko znać, że ma nie wariować. Zapewne kiedyś się wytłumaczy z tych pijackich przemyśleń.
— Postanawiam więc, że dostąpisz zaszczytu i łaskawie przeniosę cię na odległość jakiegoś kilometra od Konohy, a potem odbiorę.
— Sa…
— Daj spokój — przerwała Gaarze, który chciał się jej sprzeciwić. — Jeżeli uważasz, że to wielkie ryzyko, sam możesz na kilkanaście sekund potrzebnych mi, żeby wyruszyć tam i z powrotem, udać się z nami.
Znowu łatwo go złamała. Uśmiechnął się pod nosem i skradł jej pocałunek.
— Naprawdę to zrobisz? — Kankuro aż oczy błyszczały. — Coraz poważniej myślę nad adopcją.
— Ze smutkiem oświadczam, że jestem już pełnoletnia. — Zaśmiała się i z cichym westchnieniem oparła o Gaarę, który równie chętnie przytulił ją. — Na co macie ochotę?
— Właściwie… Zdajesz sobie sprawę, że raczej nie będziesz już nigdy shinobi?
— Bardzo dobrze mi z rolą gosposi.
***
Kolejne dni były nieustającymi przygotowaniami. Gaara zabierał większą część pracy do domu i wspólnie z Sayuri i nierzadko Kankuro omawiał wszystko. Chciał zwłaszcza Sayuri udowodnić, że podchodził do kwestii bezpieczeństwa z całą powagą. Wspólnie odczytali list Tsunade.
Już wcześniej opowiedział Sayuri, że wraz z Hokage chcieli przetestować przy okazji reakcje wiosek. Zgodnie z ich obawami większość większych ośrodków odmówiła ładnymi słówkami, poza Tsuchikage, który po prostu odesłał zaproszenie, bez słowa wyjaśnień. Jedynie wioska Deszczu miała wysłać kilka drużyn i nieoczekiwanie malutka wioska Wodospadu wysłała jedną grupę.
Sayuri powstrzymywała złość na myśl, że każdy zignorował nie tylko sam egzamin, ale też okazję, by poszczególni władcy mogli poznać nowego Kazekage. Nie mówiła na głos swoich naiwnych przemyśleń, bo była pewna, że bracia ją wyśmieją.
Często z zaciekawieniem, zaglądała Gaarze przez ramię i czytała spisy zgłoszonych drużyn z Suny. Śmiała się z niego, że coś bardzo troszczy się o swoją uczennicę. Wcześniej nie wspomniała o niej ani słowa, bo myślała, że była dużo młodsza, ale kiedy zobaczyła jej zdjęcie na formularzu zgłoszeniowym, zrozumiała, jak bardzo się myliła.
Zgodnie z wcześniej daną obietnicą, nie tylko oni cieszyli się z wspólnie spędzonych nocy. Kankuro również używał sobie do woli, świętując nieobecność siostry. Sayuri w odpowiednim momencie, kilka godzin po przybyciu Temari do Liścia, przeniosła lalkarza w pobliże terenów Konohy i szybko powróciła do Suny. Zabrało jej to dosłownie kilka sekund, ale Gaara zajął się nią, jakby minęły wieki.
Ponadto Sayuri zachodziła w głowę, jakąż to niespodziankę przygotował dla niej Gaara. Wypytywała nawet Kankuro, ale ten nabierał wody w usta. Podejrzane… Cóż, pozostało jej jedynie przygotować się na szok. Jakoś nigdy nie myślała o niespodziance w wykonaniu Gaary.
Pewnego dnia Gaara wrócił do domu i oznajmił, że nazajutrz muszą wyruszać na Demoniczną Pustynię. Fugi, wysoko postawiona głowa rodu, pofatygował się do niego i oznajmił, że wszelkie przygotowania zostały poczynione i przy okazji oboje dowiedzieli się, że pierwszy etap egzaminu na chuunina się skończył. Jakiś shinobi przekazał informację, która dotarła do Suny jastrzębiem. Zapewne nie otrzymali tego natychmiast, więc to raczej poprzedniego dnia zakończył się ten etap.
Sayuri drżała na myśl, że przyjdzie jej umrzeć na gorących piaskach Demonicznej Pustyni i próbowała ukryć te obawy przed Gaarą, ale on wiedział swoje. W mig wszystko dostrzegł i nie pozwolił jej tego ostatniego wieczoru przed czekającymi na nich, trudnymi dniami, niepokoić się niepotrzebnie. Wykończył ją, choć rano mieli wyruszać. Sayuri była mu bardzo wdzięczna, bo udało jej się zasnąć bez większych problemów.
Następnego ranka zdumiała się małomównością i spięciem Gaary. Oznajmił jedynie, że muszą się spieszyć i przy śniadaniu będą musieli omówić pewną kwestię. Zapewne czekał na Kankuro, ale dlaczego zbywał ją? Co takiego się wydarzyło, że był taki tajemniczy? Kiedy weszła do kuchni od razu dostrzegła Temari. Wymieniły grzeczności, ale i ona, i Kankuro byli dziwnie spięci. Udając, że niczego nie zauważyła, zrobiła śniadanie i oczekiwali na Gaarę, który brał prysznic.
Kiedy wszedł, Kankuro dosłownie zabijał go spojrzeniem.
— Nic jej nie powiedziałeś — warknął.
Temari spięła się, a Sayuri obserwowała wszystko zdziwiona.
— Czekałem na was, bo też nie znam szczegółów — odparł pozornie spokojnym tonem. Chyba nie zauważył, że już nikogo tym nie nabierał.
— Co się stało? — spytała Sayuri, patrząc na rodzeństwo zdumiona.
— Spójrz sobie na okno w korytarzu, to zrozumiesz — burknął Kankuro, a widząc jej nadal nic nierozumiejące spojrzenie, westchnął. — Ktoś w nocy włamał się do apartamentu. Ruszyłem za nim i można powiedzieć, że miałem bombową noc.
— Nic ci się nie stało?
Kankuro minął podły nastrój i zaśmiał się cicho.
— Medic-ninja, jak zawsze na posterunku. — Puścił jej oczko. — Wszystko dobrze się skończyło. Kiedy rzucił się na mnie w samobójczym ataku z wybuchającymi notkami na całym ciele, Temari akurat wróciła i uprzejmie mi pomogła w tej nieciekawej sytuacji.
— A ty od tylu lat próbujesz mi wmówić, że mogę zostawić was samych.
— Mam do was prośbę — odezwał się Gaara. — Z wami, na Demoniczną Pustynię udadzą się klony. Mój i Sayuri. Będę miał rękę na pulsie i w razie…
— A daj spokój. Przyznaj, że chcesz się jeszcze nacieszyć swoją słodką Sayuri, a ten atak jest ci na rękę, bo masz pretekst, żeby się wymknąć niezauważenie.
— Jakbyś czytał w moich myślach — odparł ironicznym tonem Gaara. Miał szczęście, że Kankuro odczytał jego intencje. To nie wchodziło w grę, żeby Sayuri udało się przetrwać w tamtym miejscu, więc techniką teleportacji udadzą się do punktu strażniczego. Pojawienie się Temari było drobną przeszkodą, bo ona nadal nie wiedziała o zdolnościach Sayuri, więc musiał znaleźć jakikolwiek pretekst, by pozbyć się jej towarzystwa.
— Nie stałeś się zbyt podobny do starszego brata? — mruknęła Temari.
— Z tego co słyszałem, niektóre cechy charakteru są dziedziczne — odparł wesoło Gaara. — A jak tam Shikamaru?
Tym sposobem pozbawił ją możliwości dalszego drążenia tematu. Spąsowiała i nie skomentowała jego dociekliwości. Sayuri już oswoiła się ze wszystkimi informacjami i wymieniła z Kankuro rozbawione spojrzenia.
— Biedny Shika. — Westchnęła.
— Dlaczego uważasz, że to on jest biedny? — Temari posłała jej mordercze spojrzenie.
— Nie wyobrażam go sobie w jakiekolwiek dynamicznej sytuacji, a ty jesteś aż nazbyt żywiołowa — droczyła się Sayuri. — Jak nic padnie przy tobie na zawał. Serio… myślałyśmy kiedyś z dziewczynami, jak jeszcze byłyśmy podlotkami, z jakim zwierzęciem kojarzą się nam poszczególne osoby. — Zaśmiała się do wspomnień. — Niezbyt to dojrzałe, ale przy Shikamaru nie miałyśmy wątpliwości. To urodzony leniwiec, któ…
— Więc widać nie znasz go zbyt dobrze. — Temari zamarła, gdy napotkała trzy zszokowane spojrzenia. Jej twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora, kiedy wybuchli śmiechem. — A myślałam, że będziesz mi wsparciem. Zawiodłam się, Sayuri.
— To z niego się śmieję, nie z ciebie, jeśli nie zauważyłaś — wytknęła jej. — To już odruch. Tyle lat się z nim droczyłam, że nawet na myśl o nim staję się złośliwa. Z góry przepraszam za jego złośliwość, to reakcja obronna na moje komentarze.
— Nie ma rzeczy, której nie da się ukształtować przez odpowiednie stymulacje. — Temari z rozbawieniem spojrzała na Gaarę, który nie opanował się i od dłuższego czasu obejmował Sayuri, bawiąc się jej włosami.
Ciekawi mnie co to za niespodzianka... Przez chwilę pomyślałam, że moze postanowi ujawnić ich związek. Chociaż nie wiem, może w tej chwili to zbyt nierozważne.
OdpowiedzUsuńChyba w ostatnich kilku rozdziałach pisałam, że końcówka jest najlepsza i znowu! Dobrze, że Gaara poddał się trochę i nie odwali jakiejś głupoty x) No i dobrze, że Sayuri pogodziła się z tym, że pozostanie gospoisą. Jestem ciekawa co będzie dalej ^^
OdpowiedzUsuńAlba Longa
No, no... Przy poprzednim rozdziale naszła mnie taka refleksja: jak to możliwe, że to ju 30 notek z hakiem, a ich zwiąek jest taki idealny, pozbawiony dramatów i kłótni, i przez tyle rozdziałów tak ciekawie się to czyta? Nie wiem, jak to robisz, że piszesz o takiej "zdrowej" relacji i nie popadasz (ani my, czytelnicy) w rutynę. Tutaj już doświadczyliśmy pierwszej dramy i powiem - nie sądziłam, że w Sayuri jest taki potencjał do dramatyzowania. Ale nic dziwnego, bo Gaara jest jaki jest :/ Szczęściem szybko kryzys został zażegnany.
OdpowiedzUsuńOstatni fragment z dialogiem o Shikamaru rozłożył mnie na łopatki ;)
Wierz mi, moje serca krwawiło, kiedy musiałam opisać jakąś kłótnię ;)
UsuńShikamaru i Temari to chyba najciekawsza kanoniczna para. Niby kompletnie niedopasowana, ale domyślam się, jak zażegnują większość poważnych konfliktów :D