sobota, 8 czerwca 2019

Tylko przyjaciel – Rozdział 14

Kolejny dzień pracy w gabinecie, który przypominał Gaarze o ojcu.
Na siłę próbował zmienić jego wystrój. Posłał kogoś po inne szafki na dokumenty, wziął od Sayuri kilka roślin i nieco zmienił nastrój panujący w tym miejscu. Nie był on już dokładnie taki sam, jak wtedy, gdy urzędował tu Rasa. Ten gabinet niósł ze sobą jedynie złe wspomnienia osoby, której się bał i którą nienawidził.
Musiał być ze sobą szczery – rozumiał postępowanie swojego ojca, który chciał go zlikwidować, ale nie rozumiał jednego. Dlaczego naraził swoją żonę na takie niebezpieczeństwo i skazał syna na taki los? Tego nie mógł mu wybaczyć, ani tym bardziej zrozumieć. Bo nawet jeśli decyzja o tym, by go zabić była słuszna, to przecież przez ojca on sam był jinchuuriki, więc to ojciec stworzył problem. Nie rozumiał też, dlaczego swoją żonę skazał na taki los. Musiał przecież zdawać sobie sprawę, że przez zapieczętowanie Shukaku w płodzie, znacząco zmalała szansa na brak powikłań. Sam nigdy nie zrobiłby tego Sayuri. Nigdy nie zrobiłby niczego, co mogłoby ją zabić czy choćby skrzywdzić, a nawet nie byli małżeństwem, tylko dobrymi przyjaciółmi.
Nie potrafił rozstrzygnąć czy jego ojciec był głupi, czy może okrutny, więc zaprzestał o tym myśleć.
Z niechęcią przeglądał spisy broni, które były mu przysyłane przynajmniej raz w tygodniu. Czy naprawdę musiał to wszystko czytać? Nie było jakiejś osoby, która mogłaby się tym zająć? Ale zamiast poddać się duchowi lenistwa i jeszcze trochę ponarzekać, wziął się za odczytywanie i przeliczanie tych wszystkich...
Zanim zdążył choćby chwycić po pióro, rozległo się ciche pukanie. Ze zdumieniem spojrzał na drzwi. Większość członków Rady czy ANBU zazwyczaj wręcz łomotało. A jedynymi osobami, które tak nieśmiało pukały, byli shinobi, którym przydzielał misję i którzy po raz pierwszy widzieli potwora na stanowisku Kazekage. Ale przecież tego dnia rozdzielił już wszystkie misje...
— Proszę. — Uważnie przyglądał się otwieranym drzwiom, a na widok osoby wchodzącej do gabinetu, uśmiechnął się promiennie. — Sayuri! — Wstał zza biurka i podszedł do dziewczyny, która niepewnie zamykała za sobą drzwi. Patrzył na nią uważnie, ale tym razem doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie on był powodem jej skrępowania i niepewności. Dlaczego wyglądała na tak zmieszaną? Co się stało?
— Trochę dziwnie patrzeć na ciebie z tej perspektywy. — Uśmiechnęła się, próbując zachować resztki pewności siebie.
Gaara wskazał jej kanapę w rogu gabinetu i sam opadł obok niej. Czekał, aż wyjawi powód przyjścia.
— Faktycznie, zmieniłeś trochę tutaj — powiedziała w końcu.
— Tak... Ale... znaczy ja bardzo się cieszę, że cię widzę, ale chyba nie przyszłaś tu oglądać gabinet, prawda?
Sayuri przełknęła nerwowo ślinę i nieco drżącymi rękoma wyciągnęła z kieszeni coś, co wyglądało na dokument i podała mu.
— Co to jest? — spytał zdumiony. Zanim zapozna się z treścią chciał od niej usłyszeć, co miała do powiedzenia.
— To... prośba od kierownictwa szpitala — wyjąkała zmieszana. — Znaczy... ja może wyjaśnię o co chodzi.
Gaara skinął głową i przyglądał jej się uważnie. Gdyby zarządca szpitala miał do niego jakąś sprawę, z pewnością osobiście pofatygowałby się do niego, lub do któregoś z członków Rady. Dlaczego to ją wysłali tutaj? Chociaż...
— Bo widzisz... ludzie z zarządu sądzą, że powinni... znaczy ja z góry uprzedzam, że nie musisz się zgadzać, ani... no... Widzisz, że to trochę dziwne.
Choć to absurdalne, nieco się rozluźnił, widząc jej niepokój. Uśmiechnął się uspokajająco.
— Nie przejmuj się. — Chwycił jej dłoń. Nie odważył się na inny gest. W każdej chwili mógł ktoś tutaj wejść. Ale to wystarczyło, by dziewczyna siedząca przed nim trochę się uspokoiła.
— To może od początku? — zażartowała i wzięła uspakajający oddech. — Widzisz oni chcą otrzymać większe środki na lepszej jakości pomoce medyczne i chcieliby uzyskać dofinansowanie na kilka urządzeń ułatwiających diagnozowanie.
Skinął powoli głową. Ale dlaczego to ją tutaj wysłali? Przecież oficjalne pismo musiałby rozpatrzyć wraz z Radą na naradzie.
— I... oni już wysyłali kilka razy prośby do zarządu wioski i kilka razy przychodzili tu osobiście, ale... sądzą, że... Wiesz przecież, że tego nie chciałam! Ale... no...
— Sądzili, że zmusisz mnie? — Nie spuszczał z niej uważnego wzroku. Widział jej rumieniec i to, jak zakłopotana odwracała wzrok.
— Nie wiem, Gaara. Nie wiem, co sobie ubzdurali. — Westchnęła ciężko. — Chyba chcieli cię postawić w niewygodnej sytuacji, ale ja przecież wiem, że gdybyście mieli wolne środki, to raczej przeznaczylibyście je na jakiś dobry cel, a skoro Rada odmawiała tyle razy, to chyba znaczy, że nie ma na to pieniędzy.
— Zobaczę co...
— Nie! — szybko mu przerwała. Spojrzał na nią zdumiony — Ja... nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty. Skoro nie ma pieniędzy, niech tak pozostanie, ale jeżeli w przyszłości byłyby jakieś wolne środki, to po prostu pamiętaj, dobrze?
Skinął głową i oboje na chwile zamilkli. To jedna z nielicznych aż tak krępujących rozmów, jakie przeżyli. Gaara uśmiechnął się pod nosem, gdy zaobserwował niezwykle ciekawą rzecz. Sayuri była tak skrępowana całą tą sytuacją, że nerwowo zerkała w stronę drzwi, jakby chciała uciec z gabinetu.
— Sayuri... te urządzenia... są bardzo potrzebne?
Dziewczyna dłuższy czas milczała, a po chwili westchnęła ciężko.
— Co mam ci powiedzieć? Tak, są potrzebne. Ułatwiają diagnozowanie niektórych obrażeń wewnętrznych, które medyk może przegapić i kilka z nich jest potrzebnych do rehabilitacji. Ale no... radzimy sobie bez nich, raczej nikt przez to nie cierpi, tylko no wiesz... Można coś robić w trudny albo w łatwy sposób i nie dziwię się, dlaczego kierownictwu tak na tym zależy. Ale nie oczekuję od ciebie cudów. Wiem, że wysłali mnie tutaj, żeby nałożyć na ciebie presję, ale nie przejmuj się tym. — Uśmiechnęła się do niego wesoło. — Raczej nie zmienię do ciebie stosunku tylko dlatego, że nie mogłeś wyczarować pieniędzy.
— Te wszystkie potrzebne rzeczy są tutaj spisane? — Wskazał na nadal nie odpieczętowaną kopertę. Sayuri skinęła głową. — Więc obiecuję ci, że w przyszłości będę o tym pamiętał.
— Tyle mi wystarczy. — Nieoczekiwanie wstała z kanapy. — To nie będę ci więcej przeszkadzać.. Widzimy się wieczorem?
— Tak, ale... — To chyba najgorsza możliwa chwila. Właśnie musiał jej odmówić i jeszcze w dodatku musiał ją zmusić do czegoś, czego wiedział, że robić nie chciała. — Widzisz, mówiłem ci, że od kilku tygodni mam nowe obowiązki?
Skinęła głową, patrząc na niego zdziwiona.
— I od tych kilku tygodni muszę kilka misji wykluczać, Suna po prostu nie jest w stanie przyjmować wszystkich. W dodatku teraz Temari i Kankuro należą też do Rady i mają swoje obowiązki — tłumaczył pospiesznie, ale widząc minę Sayuri dotarło do niego, że zrozumiała do czego ta rozmowa zmierza. Uniosła nieco brwi i patrzyła na niego rozbawiona. — A wiesz, że nie mogę...
— Czy ty właśnie prosisz mnie, żebym poszła na misję?
— Tak... chyba tak to wygląda.
— Co to za misja? — Poszła za nim do biurka i zerknęła na dokumenty. Przeczytała, co miała przeczytać, ale nie odezwała się ani słowem.
— I? — Patrzył na nią niepewnie.
— Rozumiem jak musisz się czuć... Nie mogę odmówić, ale to już wiedziałam zanim w ogóle to przeczytałam. Po prostu wiesz, że nie lubię tego, ale rozumiem, że muszę.
— Sayuri wiesz, że gdybym miał inne wyjście nie zwracałbym się z tym do ciebie — powiedział cicho. Spodziewał się, że kiedyś ten moment nastąpi, ale dlaczego tak szybko? Wiedział, że kiedyś będzie musiał przydzielić jej misje i wiedział jak tragicznie będzie się z tym czuć. A ten niepokój kiedy jej nie będzie? Co jeśli źle ocenił ryzyko misji? Co jeśli przydzielił złych ludzi, a jej stanie się krzywda? Tego nigdy by sobie nie wybaczył, ale wiedział też, że jako Kazekage był zobowiązany do korzystania ze wszystkich możliwych środków, a Rada w końcu dostrzegłaby, że odrzuca misje, w których niezbędny był sensor, a przecież jeden wiecznie przesiaduje w szpitalu. Był w kropce i miał nadzieję, że dziewczyna to zrozumie. — Wiem, że nie lubisz... nienawidzisz chodzić na misję, ja po prostu...
— Wiem, Gaara — Tym razem ona chwyciła jego dłoń i uśmiechnęła się czule. — Myślisz, że nie zauważyłam, że data jest sprzed tygodnia, że nie widziałam jak przychodziłeś do mnie i byłeś zamyślony. To tym się martwiłeś?
Skinął głową i westchnął ciężko
— To znaczy, że starałeś się inaczej rozwiązać ten problem i w ostateczności do mnie przyszedłeś, czyli nie chciałeś mnie zmuszać. Cieszę się, że myślałeś o mnie i nie chciałeś mnie obciążać. — Uścisnęła jego dłoń i delikatnie pogładziła. — Nie lubię tego, ale będę to robić dla ciebie. Już więcej się nie zamartwiaj, tylko przychodź od razu.
— Ale ja nie przydzielałem ci misji nie tylko dlatego, że nie lubisz ich wykonywać... — Przerwał na chwilę i odwrócił wzrok. — Ja naprawdę nie chcę, żeby coś złego ci się przytrafiło. Nie chcę ryzykować, że...
— Ale na tym właśnie polega bycie shinobi. To jest to, o czym od zawsze mówiłam. Shinobi to tylko narzędzie, pionki i oboje zdajemy sobie z tego sprawę. I ja... ja wiem, że jestem tylko pionkiem dla Suny, ale nie dla ciebie i dlatego ciężko ci będzie spojrzeć na mnie w ten sposób, ale jest to konieczne, jeśli misje mają być wykonywane. Dlatego sądzę, że nie powinieneś kiedy chodzi o misję patrzeć na mnie w inny sposób niż na ninja.
— Naprawdę? — Zaśmiał się cicho. — Więc ty też przyszłaś tutaj jak do Kazekage i robiłaś wszystko, żebym zorganizował środki?
— Nie. — Miała ochotę go przytulić, ale powstrzymała się. Położyła mu jedynie rękę na ramieniu. — Dlatego będzie nam ciężko. Ale chyba nie wpłynie to na nasze relacje, prawda?
— Nigdy.
— To dobrze. — Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi. Zatrzymała się z ręką na klamce. — To widzimy się wieczorem, Kazekage-sama?

***

Gaara jak obiecał i, jak już było tradycją, przybył do Sayuri wieczorem, całkiem miło spędzili ten czas i przedyskutowali wszystko, co musieli omówić. Wiedzieli, że ich relacja zwierzchnik-podwładny będą nieco zaburzać ich dotychczasowe, ale było to konieczne. Obiecał, że będzie się zwracał do niej wcześniej, ale uprzednio zawsze sprawdzi, czy nie ma innej możliwości. Początkowo Sayuri opierała się i chciała wykonywać więcej misji, byle tylko mu nie zaszkodzić, ale doszli do kompromisu i wszystko wskazywało na to, że w przyszłości nie będzie żadnych nieporozumień i niepotrzebnych napięć.
Kiedy następnego dnia, koło południa, zebrała się drużyna, którą Gaara wysyłał na misję, zrobiło się trochę niezręcznie. Przekazał wszystkie szczegóły i właściwie mogli ruszać, ale zawahał się. Jakby to było naturalne, chciał podejść do Sayuri, objąć ją, poprosić, żeby na siebie uważała, ale nie mógł. Nie w obecności innych ludzi. Przez jego zawahanie wszyscy w gabinecie poczuli się nieswojo. W końcu, po kilku chwilach krępującej ciszy, dał rozkaz, by ruszali. Kiedy dziewczyna wychodziła z gabinetu, ich spojrzenia na moment się spotkały i Gaara natychmiast pojął, że ona wiedziała, co chciał jej przekazać. Niestety nie mogła zwlekać, więc pospiesznie ruszyła za resztą drużyny.
Gaara zapomniał na chwilę o niebezpiecznie chybocącej się stercie papierów i podszedł do okna. Chciał obserwować jak Sayuri wyrusza. Ile jej nie będzie? Według przewidywań około trzech dni. Ale oczywiście trzeba wliczyć w to jakieś nieoczekiwane okoliczności, więc na pewno nie można było nic stwierdzić. Westchnął cicho i w końcu dostrzegł jak drużyna opuszcza posiadłość Kazekage.
Początkowo patrzył jedynie na nią, ale nagle zrozumiał coś. Coś, czego nigdy wcześniej nie dostrzegał. Ona... szła z samymi mężczyznami na misję. Nie wiedział, dlaczego tak go to uderzyło. Przecież zazwyczaj tak było. Zdecydowaną przewagę mieli mężczyźni w tym zawodzie, ale... Dlaczego nagle poczuł się tak niepewnie? Kiedy spoglądał na tamtą grupkę i dostrzegł, że jeden z nich, wysoki blondyn powiedział coś i oni wszyscy wybuchli śmiechem, wliczając w to Sayuri, na moment zamarł. Miał ochotę zjawić się tam i porządnie sponiewierać tego zadufanego w sobie blondasa, ale... Dlaczego, do cholery?! Czy to przez Shukaku? Nie, raczej wątpliwe. Demon nie miał takiego wpływu na niego, by zmuszać go do czegokolwiek. Więc co? Dlaczego widząc Sayuri w towarzystwie innych ludzi, czuł się tak tragicznie? Czego była to oznaka? Dlaczego patrząc na nich, czuł narastającą złość? Przecież... w gruncie rzeczy nie zrobili nic złego.
W końcu otrząsnął się ze swoich myśli i powrócił do pasjonującej, papierkowej roboty. I chociaż sądził, że to nigdy nie nastąpi, był wdzięczny Radzie, za te wszystkie dokumenty leżące na jego biurku. Przynajmniej nie musiał myśleć o tych cholernych facetach kręcących się dookoła Sayuri.

***

Minęły cztery dni, a Sayuri nie wracała. Gaara był już porządnie zdenerwowany. Może jednak źle ocenił ryzyko? Może powinien wysłać tam jeszcze jednego jounina? Dlaczego w ogóle posłał tam Sayuri?! Obiecał sobie przecież, że nigdy nie narazi ją na niebezpieczeństwo. Więc wysyłanie ją na misję nie powinno wchodzić w rachubę. Na przemian denerwował się i obwiniał siebie. Raz chodził w kółko, to znów siadał przy biurku i otępiałym wzrokiem wpatrywał się w okno.
Temari domyślając się, co młodszy brat przeżywał, wpadała czasem do niego pod pretekstem przyniesienia herbaty czy jakiś innych drobiazgów.
— Gaara...
Zerknął na siostrę. Wiedział, że martwiła się o niego. A może o wioskę? Kto w sumie był w stanie przewidzieć, jak zareagowałby na stratę Sayuri? Nikt, nawet on sam.
— Przynieść ci coś jeszcze?
Pokręcił głową i powrócił do wpatrywania się w zazwyczaj zapierającą dech w piersiach panoramę wioski, ale tym razem jej nie dostrzegał.
— A może wrócisz do domu, co? Odpoczniesz...
— Nie jestem zmęczony — silił się na spokojny ton. Wiedział, że Temari nie miała nic wspólnego z jego paskudnym samopoczuciem, więc nie chciał sprawiać jej przykrości.
— Wiesz przecież, że prędzej czy później musiałeś ją puścić na misję.
— Tak, ale może coś przeoczyłem. — Spojrzał po raz setny na kartę zlecenia. — Przecież podróż w tę i z powrotem nie zajmuje dużo czasu, po drodze nie spodziewałem się żadnych...
— Gaara, wszystko dobrze zrobiłeś — powtórzyła po raz kolejny Temari. — Wiesz przecież, że na misji może coś wyskoczyć. Albo po prostu nie chce im się pędzić, tylko skoro wykonali dość trudną misję, to odpoczywają po drodze.
— Sądzisz, że dobrze obstawiłem ludzi? — Który raz tego dnia zadał to pytanie? Nie miał pojęcia.
— Tak, uważam, że dobrze wszystko zrobiłeś. Mógłbyś coś poprawić jedynie jeśli sam byś na nią poszedł.
— Właśnie... — mruknął. — Może powinienem wysłać grupę poszukiwawczą...
— Gaara, do cholery! — wykrzyknęła Temari. — Ile razy ja, Kankuro, czy choćby ty trochę więcej czasu spędziliśmy na misji, co?! Albo jakikolwiek inny shinobi?! Czy ktoś wysyłał za nami grupę, kiedy spóźniliśmy się tydzień? Nie! To normalne, że są opóźnienia!
Ale Gaara nie słuchał jej dłużej. Kiedy wyobraził sobie, że przez cały tydzień miałby przeżywać to samo, co tego dnia, pobladł na twarzy.
— Gaara...
Zdziwił się, słysząc łagodny głos siostry.
— Powiedz mi... co tak naprawdę między wami jest, co?
— Przyjaźnimy się. — Co to za pytanie? Przecież to chyba oczywiste, że byli przyjaciółmi, prawda?
— Przyjaźnicie — powtórzyła rozbawiona Temari. — Więc sądzisz, że tak zachowuje się człowiek, kiedy jego przyjaciel rusza na misje?
Gaara wyglądał na zbitego z tropu.
— Martwię się o nią — powiedział powoli. — To chyba normalne.
— Ty się nie martwisz, a dosłownie zamartwiasz. — Zawahała się. — Naprawdę uważasz, że to tylko przyjaźń?
— Ja... — Wpatrywał się w siostrę i po raz pierwszy tego dnia zapomniał o tym, że Sayuri nadal nie wracała. — A co innego mogłoby to być?
— T-ty tak na poważnie? — Tym razem to Temari była całkiem skołowana. Przecież to nienormalne, żeby się tylko przyjaźnili. Nawet po tym jak został Kazekage, spędzał z nią każdą wolną chwilę. Czasem ona i Kankuro widzieli młodszego braciszka jedynie na zebraniach Rady, a dla Sayuri zawsze znajdował czas, choćby w środku nocy. W końcu Temari otrząsnęła się z myśli. — To w sumie bez znaczenia co myślałam — Próbowała się uśmiechnąć i zgarnęła puste kubki. — Nie będę ci przeszkadzać.
— Czekaj, Temari.
Nie zdążyła nawet dojść do drzwi i z nieco zawstydzoną miną patrzyła na brata.
— Co miałaś na myśli?
— Wiesz co? To naprawdę bez znaczenia... Bo... Gdyby to było cokolwiek innego niż przyjaźń, to sam najlepiej byś o tym wiedział, prawda?
Po chwili wahania Gaara skinął głową.
— Więc to chyba niespecjalnie ważne co myślałam.
— Tak... chyba masz rację.
— Postaraj się wyrobić do dwudziestej. Zrobię kolację.

***

Zaczynało zmierzchać. Gaara skończył już wypełniać wszelkie dokumenty i zrozumiał, że to najgorsze, co mogło mu się przytrafić. Siedział i nie miał co ze sobą zrobić. Martwił się? Chyba jednak Temari miała racje, to było coś intensywniejszego. Miała też rację, że w przypadku kogokolwiek innego zacząłby się martwić dopiero po kilku dniach nieobecności. Ale... tu chodziło o Sayuri. Oparł się ramionami o parapet i spoglądał w stronę gwiazd.
Co Temari miała na myśli, mówiąc, że jego i Sayuri łączy coś innego niż przyjaźń? Przecież to właśnie między nimi było – przyjaźń. Bo... co innego mogło to być? Ale może miała rację?
Od długiego czasu czuł, że to coś trochę innego. Chociaż nie miał w tej kwestii żadnego doświadczenia, przeczuwał, że ich relacje były inne, niż powinny być. Byli ze sobą blisko, bardzo blisko. Ale czy przyjaciele nie znają się na wylot, nie dostrzegają każdej, najmniejszej nawet zmiany humoru, nie robią wszystkiego, by ta druga osoba była szczęśliwa? Czy przyjaciele nie spędzają ze sobą każdej chwili, czy nie czują się o wiele lepiej, kiedy są ze sobą? Chyba tak... prawda?
Przecież o tym właśnie wiele lat temu mówił mu Naruto. O tym, że kiedy ktoś wyciągnie do niego rękę i zaakceptuje go, stanie się najważniejszą osobą w jego życiu. I tą osobą była dla niego Sayuri. Z tego co wiedział, Naruto miał wielu przyjaciół, ale tymi najważniejszymi byli jego kompani z drużyny – Uchiha Sasuke i ta druga... Sakura bodajże. Dla nich był w stanie wygrać z nim. Był w stanie zrobić coś, co nigdy nikomu się nie udało – wygrać z przerażającym demonem. Gaara zdawał sobie sprawę, że jego przyjaciel z Konohy był wówczas o wiele od niego słabszy, ale był w stanie zrobić wszystko, by ochronić ważnych dla niego ludzi. Czy on nie byłby w stanie zrobić tego samego dla Sayuri? Oczywiście. Więc to chyba dowodzi, że byli przyjaciółmi, ale... Zawahał się.
Nie widział, by Naruto przytulał, czy wpatrywał się w Sakurę albo w Sasuke, jak on w Sayuri. Nie pamiętał, by drużyna siódma z Konohy spędzała ze sobą każdą chwilę, ale może... Może po prostu nie zwracał wówczas na nich uwagi? Coś jednak nie dawało mu spokoju. Wiedział, że coś mu umyka, jakiś drobiazg, którego nie dostrzegał. A może jakieś wspomnienie mu umknęło? Może ten drobiazg tłumaczyłby jakie relacje miał z Sayuri? Ale... czy było mu źle? Przecież ostatnie lata były najwspanialszymi jakie mógł sobie wyobrazić. Oczywiście z nią w roli głównej.
Przerwał swoje wewnętrzne rozterki, bo dostrzegł drużynę Sayuri wracającą z misji. Całe napięcie, które odczuwał tego dnia, opadło nagle z niego. Usiadł ostrożnie na fotelu, oparł głowę o zagłówek fotela i zamknął oczy. Dziękował wszystkim siłom, bogom, czy komu tam jeszcze za szczęśliwy powrót dziewczyny. Siedział tak dłuższą chwilę, aż pukanie przerwało mu tę chwilę beztroski.
— Proszę.
Wiedział, że musieli komuś zdać raport, a skoro jeszcze tu był, to normalne, że swoje kroki skierowali tutaj. Ale szczerze powiedziawszy, wolałby nie widzieć się z tym blondynem. Naprawdę nie był jeszcze pewien swojej reakcji. Gotował się na myśl o tym, że Sayuri spędziła z nim kilka dni.
— Widzę, że szanowny Kazekage-sama jeszcze w gabinecie.
Rozluźnił się, widząc, że dziewczyna przyszła tutaj bez towarzystwa innych członków drużyny. Nie namyślając się zbytnio, podszedł do niej i kiedy tylko zamknął drzwi, objął ją i długo nie wypuszczał z uścisku.
— No nie mów, że tak się stęskniłeś po czterech dniach — powiedziała zaczepnie, kiedy zdołała się oswobodzić.
— Już nigdy nie puszczę cię na misję.
— Nie składaj obietnic, których nie jesteś w stanie dotrzymać. — Mrugnęła do niego łobuzersko. — To co... ja jestem padnięta i mam nadzieję, że twoja siostrzyczka zrobiła coś pysznego, bo nie mam siły robić sobie cokolwiek, a głodna jestem niemożliwie.
Gaara właściwie był gotów do wyjścia, więc po prostu ruszyli w stronę prywatnych pokoi.
— To jeszcze przy okazji złożę ci raport, bo chyba o tym zapomnieliśmy...

4 komentarze:

  1. Sayuri wprasza się na kolacyjke :D

    O jeżu kolczasty, jaki ten Gaara jest nieogarniety sam ze sobą. Kochasz ją kretynie, uświadom to sobie. Czekam kiedy milisc spodnie na niego jak grom z jasnego nieba ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyczuwam, że niedługo będzie jakiś punkt kulminacyjny. No przecież Gaara nie może być tak głupi,, żeby nie zauważyć miłość kiedy prawie dosłownie siedzi mu na kolanach x) Zaniepokoiła mnie trochę ta jego zazdrość. Trzymam kciuki zeby ten blondas przeżył x)

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem, bo w naprawdę krótkim rozdziale i lakonicznej w sumie scenie pokazałaś emocjonalną nieporadność Gaary, w sposób lepszy i bardziej wymowny niż zrobiłby to najdłuższy opis. Wyobraziłam to sobie - najsilniejszy człowiek w wiosce, niepokonany shinobi, miotający się w gabinecie który jest miejscem sprawowania władzy, i nie mam słów, żeby skomentować jak to jest... smutne.
    Na szczęście pojawiła się osoba, którą mógł przytulić. I w tym ff Gaara nie ma oporów przed tuleniem, a to już jest duży krok i obietnica na przyszłość:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tutaj Gaara polubił przytulasy :D Taki tulaśny Gaara był szczytem moich marzeń w okresie, kiedy pisałam to opowiadanie ;)

      Usuń