Następne sześć dni Sayuri spędziła na podtrzymywaniu swojego przyjaciela na duchu. Kiedy tylko nie miała dyżuru w szpitalu, towarzyszyła mu i pomagała w psychicznym przygotowaniu się do nowej roli, jaką miał przyjąć. Przez te sześć dni zaprzestali chodzić na miejsce treningowe Gaary, wieczory spędzali u niej w domu, delektując się herbatą i prowadząc niekończące się rozmowy na te istotne, jak i całkiem banalne tematy. Oczywiście motywem przewodnim każdego ich spotkania była ta zmiana, która niedługo miała nastąpić.
Podczas ostatniego wieczoru, przed porannym wystąpieniem Gaary i oficjalnym mianowaniu go na stanowisko Kazekage, siedzieli w sypialni przyszłego Kage. Oczywiście, starym zwyczajem opadli na ogromnym parapecie i zerkając co chwilę przez okno, prowadzili luźną, niezbyt się klejącą rozmowę. Co jakiś czas jedno z nich chodziło robić herbatę i heroicznym wysiłkiem próbowali nie tylko podtrzymać rozmowę, ale też zmienić jej tor na nieco inny niż to, co miało nastąpić nazajutrz.
Sayuri zerkała co jakiś czas na młodego mężczyznę siedzącego przed nią i biła się z myślami. Teraz, kiedy miało się tak wiele zmienić widziała wyraźnie jak zmienił się przez te wszystkie lata. Przede wszystkim jego postępowanie, ale i wygląd.
Przypomniała sobie, kiedy się spotkali i po raz pierwszy była tak blisko niego – przybył wtedy do jej gabinetu przed misją zniszczenia Konohy. Był wówczas jej wzrostu, może trochę niższy, może wyższy, ale ogólnie rzecz biorąc byli sobie równi. Teraz, kiedy szli obok siebie, musiała mocno zadzierać głowę, żeby na niego spojrzeć. Jego twarz pozbyła się dziecięcych, delikatnych rysów.
Kilka detali nie zmieniło się i tak chyba już miało pozostać zawsze. Jego niespotykane oczy. Wiele razy zastanawiała się, jaką naprawdę miały barwę i nigdy tak do końca nie znalazła odpowiedzi. Czasem kiedy w nie zerkała miała wrażenie, że były jasnoniebieskie, to znów jasnozielone. Ale podczas wspólnie spędzonych nocy, podczas pełni księżyca, nie miała wątpliwości jakiego były koloru. Wówczas miały kolor intensywnie zielony, błyszczały jak w gorączce. I chociaż nie powinna nawet o tym myśleć, chyba w tym wydaniu podobały jej się najbardziej. Poza tym ta czarna obwódka dookoła oczu, która była konsekwencją braku snu, również przypadła jej do gustu. To chyba właśnie dzięki niej jego oczy były tak niespotykane i fascynujące.
Niesamowicie blada skóra wcale nie sprawiała, że w oczach Sayuri wyglądał źle, wręcz przeciwnie. Ta bladość mocno kontrastowała z jego krwiście czerwonymi włosami i tatuażem, co nieraz podziwiała i zastanawiała się, jakim cudem to połączenie mogło wyglądać tak dobrze.
A sylwetka… Sayuri raz po raz karciła się w myślach za roztrzepanie i nierespektowanie podstawowych norm społecznych. Pamiętała ten dzień, kilka miesięcy wcześniej, kiedy po skończonym dyżurze w szpitalu wpadła do posiadłości Kazekage, chcąc odwiedzić Gaarę. Kankuro, który był w kuchni, poinformował ją, że jego brat był jak zazwyczaj w swoim pokoju, więc bez uprzedniego pukania, weszła tam. Nigdy tego nie robiła, a Gaara nigdy nie upomniał jej. Ale tamtego dnia Sayuri miała nauczyć się, że jednak powinna to robić.
Do teraz rumieniła się na myśl, że widziała go niemal nagiego, przepasanego jedynie ręcznikiem. Widok jego ciała nieskrępowanego żadnymi ubraniami, zrobił na niej piorunujące wrażenie. Może nie był doskonale zbudowany, ale z całą pewnością nikt nie miałby nic przeciwko takiej budowie. Oczywiście był szczupły i drobny jak na swój wiek, ale też i umięśniony w odpowiedni sposób. Nie był chodzącą górą mięśni, ale też i nie całkiem chuderlawy. Po prostu dobrze wyglądał.
Przypomniała sobie, że stanęła jak wryta i nie mogła wydusić z siebie słowa, obserwując, jak małe kropelki wody nadal spływały po jego włosach i opadały na nagie ciało.
Gaara nie widział najwidoczniej żadnego problemu w tej sytuacji, po prostu przywitał się z nią i kontynuował poszukiwania jakiś ubrań. Po chwili zrozumiał, że nie doczekał się żadnej odpowiedzi i dopiero wówczas dotarło do niego, że Sayuri wpatrywała się w niego i nie odzywała się. Oczywiście wyraził swoje zdumienie taką anomalią, jak jego milcząca towarzyszka.
Gaara nie widział najwidoczniej żadnego problemu w tej sytuacji, po prostu przywitał się z nią i kontynuował poszukiwania jakiś ubrań. Po chwili zrozumiał, że nie doczekał się żadnej odpowiedzi i dopiero wówczas dotarło do niego, że Sayuri wpatrywała się w niego i nie odzywała się. Oczywiście wyraził swoje zdumienie taką anomalią, jak jego milcząca towarzyszka.
Miała ochotę zapaść się pod ziemię na myśl, jak się wtedy zarumieniła i powiedziała pierwszą-lepszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy. Żartobliwie zauważyła, że to dziwne, że jego zbroja z piasku pozwala mu na kąpiel, przez którą był bezbronny. I to był koniec tego osobliwego dla Sayuri momentu, bo wyszła z jego pokoju, pozwalając mu na samodzielne ubranie się, bez jej pełnego podziwu wzroku.
I choć przyjaźń z Gaarą dla innych osób mogła się wydawać trudna, tak naprawdę dziękowała wszystkim siłom, że był jaki był. Przecież jakikolwiek inny mężczyzna zrozumiałby, jaka to była krępująca sytuacja, ale nie on. Dla niego nie było to nic dziwnego i nigdy żadne z nich o tym więcej nie wspomniało.
Doskonale pamiętała o wszystkich swoich przemyśleniach i dostrzegła te subtelne zmiany w ich relacji. Dawniej Gaara przyjmował jej pieszczotliwe gesty, ale ich nie odwzajemniał. Teraz, od dłuższego czasu reagował automatycznie i również potrafił objąć ją czy po prostu zmniejszyć dystans między nimi. Kiedyś ich rozmowy były na jakiś konkretny temat, poznawali siebie i swoje poglądy, teraz ich rozmowy były bardziej... intymne. Nie musieli do końca wypowiadać swoich myśli, bo rozumieli się bez zbędnych słów. Dawniej takie rzeczy, jak spotykanie się w jakimś określonym miejscu czy robienie ustalonej rzeczy, musieli omówić, przygotować się wcześniej. Teraz wszystko odbywało się automatycznie. Kiedy wychodziła ze szpitala, najczęściej już czekał na nią, kiedy Garra wracał z misji, siedziała na półce skalnej i wyczekiwała jego powrotu.
Ale Sayuri nie była Gaarą i nie miała żadnych problemów z otaczającą ją rzeczywistością. Wiedziała, jak powinna nazwać to uczucie, ale nie miała odwagi przyznać się do tego nawet przed samą sobą, bo zdawała sobie sprawę, jak trudne to będzie dla niej.
Oczywiście nie mogła zaprzeczyć, że czuła się naprawdę cudownie, kiedy była z nim. Kiedy chłopak wypowiadał jej imię, miała wrażenie, że robił to w jakiś pieszczotliwy sposób. Kiedy patrzył na nią, widziała, że jego wzrok przepełniony był trudną do opisania czułością. Kiedy przytulała go, on już zawsze obejmował ją i z czasem pozwalał sobie na jakieś delikatne, subtelne i właściwie nic nieznaczące gesty. Kiedy leżeli obok siebie na półce skalnej, podczas tych trudnych nocy, zdawała sobie wówczas sprawę, jak wielką była dla niego pociechą. W tamtych chwilach czuła się naprawdę potrzebna i uświadamiała sobie coraz bardziej, jak wiele znaczyła dla Gaary, ale...
Chociaż miała niejasne przeczucie, że i on zdawał sobie sprawę, że powoli ich relacja wchodziła na zupełnie inny poziom, przez jego wcześniejsze przeżycia nie mogła liczyć na nic. Bo skąd niby miał czerpać wiedzę na te normalne dla każdego człowieka tematy? Przecież nie był wychowywany, jak każde inne dziecko. Nie był otoczony miłością opiekunów i rodziny, nie znał tego uczucia.
I choć Sayuri doskonale maskowała swoje emocje, nic nie mogła poradzić na to, że ten młody mężczyzna siedzący przed nią na parapecie, znaczył dla niej więcej, niż ktokolwiek inny kiedykolwiek mógłby znaczyć. Że tego właśnie człowieka darzyła tym pięknym uczuciem z raczej niezbyt dobrymi perspektywami na przyszłość. Bo chociaż wiele rzeczy była w stanie mu przekazać, to na ten temat nie potrafiłaby z nim rozmawiać. Bo rozmowa ta oznaczałaby przyznanie się do własnych uczuć, a tego robić nie chciała, chyba że byłaby pewna, że zostaną one odwzajemnione.
Oczywiście, domyślała się, że była dla Gaary jedną z najważniejszych osób, że darzył ją szczerym uczuciem, że był gotów zrobić dla niej wiele, ale czy był w stanie ją pokochać? Czy kiedykolwiek będzie w stanie to zrobić?
I kiedy Sayuri powracała do rzeczywistości, ta zdawała się być naprawdę okrutna. Chociaż wiedziała, że z tym człowiekiem siedzącym przed nią prawdopodobnie spędzi resztę życia, to nie miała żadnych podstaw, by sądzić, że ich relacje poruszą się choćby o milimetr z tego martwego punktu, w którym aktualnie tkwiły. A właściwie było jeszcze gorzej, bo już niedługo nie będzie mogła spędzać z nim tyle czasu, co zawsze. A może to i lepiej? Może wtedy będzie jej łatwiej udawać, że to nie dające się zgasić uczucie nie istniało, jeśli będzie z dala od niego?
— Pójdę zrobić herbaty. — Gaara z uśmiechem, którym tylko ją obdarowywał, wziął kubek z jej rąk i ostatecznie zmusił do powrotu ze świata marzeń.
— Wiesz co, Gaara? — Patrzyła przez okno i starym zwyczajem wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo. — Mimo wszystko, to bardzo dobrze, że jesteś.
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i nie odpowiadając na jej wyznanie, ruszył w stronę kuchni.
***
Nadszedł w końcu dzień, kiedy najwyższy rangą członek Rady oficjalnie przedstawił mieszkańcom ich nowego Kazekage. Zazwyczaj takie wydarzenie wzbudzały spore emocje, było związane z niekończącą się wrzawą, ale tym razem po słowach tego wysokiego, tęgiego mężczyzny zasiadającego w Radzie, nastąpiła cisza. Sayuri nie raz odtwarzała w pamięci ten moment i za każdym razem przebiegał jej dreszcz po plecach. To była naprawdę absolutna cisza, jakby cała wioska na moment zamarła. Nikt się nie wypowiedział słowa, nikt nic nie wyszeptał, tylko wpatrywali się w kierunku tych kilku ludzi, którzy stali naprzeciw mieszkańców. W miejscu, gdzie od zawsze Kazekage przemawiał do mieszkańców stał nowy Kage i Rada w nowym składzie.
Gaara wyszedł kilka kroków przed Radę i spokojnym spojrzeniem wpatrywał się w tłum. Jedynie on zdawał sobie sprawę, jak rozpaczliwe było to spojrzenie. Chciał znaleźć choćby jedną oznakę aprobaty, ale twarze ludzi były nieugięte. Po dopiero co przeżytym szoku ich spojrzenia błyszczały podejrzliwością i zimnem. Ale czy mógł spodziewać się czegokolwiek innego? I nagle dostrzegł to, czego tak rozpaczliwie szukał. Sayuri stała tam, lecz nie w pierwszych rzędach czy w tłumie mieszkańców. Stała oparta o kolumnę jednego z dalej stojących domów i patrzyła na niego z uśmiechem, którym dodawała mu otuchy.
Wiedział, że dziewczyna życzyła mu jak najlepiej, ale nie powinna mieć złudzeń co do tego, jak odbierali go mieszkańcy. Obiecał sobie, że będzie się starał. Bo dla niej był gotów zrobić wszystko.
— Jak wszyscy wiecie — nigdy nie przemawiał, nie wiedział jak powinien to zrobić, nikt nie dał mu wskazówek — przez wiele lat nie dbałem o tę wioskę, niszczyłem zarówno ją, jak i was. — Czy wystarczy mu odwagi, by powiedzieć to, co od wielu lat chciał wyznać każdemu mieszkańcowi Suny? Poszukał wzrokiem Sayuri. Przez ułamek sekundy wyglądała na zaskoczoną jego słowami, ale teraz w jej oczach igrały te same wesołe ogniki, co zawsze. Czego się bał? Nawet jeśli to wszystko okaże się katastrofą, ona będzie przy nim, a niczego innego nie pragnął. — Przez wiele lat tkwiłem w nienawiści do świata, aż zjawiła się pewna osoba, dzięki której zmieniłem się. Nie oczekuję, że mi uwierzycie. Zdziwiłbym się gdyby tak było. Nie oczekuję od nikogo, że mi wybaczy. Rozumiem, że byłoby to trudne, o ile nie niemożliwe. Nie oczekuję, że ktokolwiek z was mi zaufa. Wiem, że ciężko jest zapomnieć. Dlatego proszę was o jedną rzecz, a w zamian zrobię wszystko, co w mojej mocy, by zapewnić wiosce bezpieczeństwo i stabilizację. Proszę tylko o jedno... — zawahał się, ale ponownie odnalazł w sobie siłę, gdy jego wzrok spoczął na Sayuri — ... o brak agresji, bo na tym może ucierpieć jedynie Suna.
Jeszcze kilka sekund katował się widokiem wrogich twarzy, aż w końcu odwrócił się i ruszył w stronę posiadłości Kazekage, tuż za nim szło jego rodzeństwo, którzy zostali nowymi członkami Rady, a po chwili i reszta najważniejszych osób w wiosce poszła ich śladami.
Sayuri stała w tym samym miejscu. Nawet wtedy, gdy mieszkańcy już rozeszli się do domów. Czy Gaara dobrze postąpił? Czy jawne przyznanie się do dawnych przewinień będzie odbierane jako oznaka szczerości czy bezczelności? Czy prośba o współpracę nie była jedynie oznaką jak niepewnie się czuł w nowej roli? Westchnęła cicho.
Słyszała, co rozchodzący się ludzie mówili. Miażdżąca większość opinii była negatywna, kilka osób było chyba obojętnych na tę decyzję, jakby nie obchodziło ich kto zostaje Kazekage. I tylko jeden staruszek mówił do swojej żony, że może skoro Rada zawierzyła temu demonowi, to być może naprawdę się zmienił. Była naiwna. Ludzie tak łatwo nie zmieniali poglądów.
Wolnym krokiem ruszyła w stronę domu. Zapadał zmierzch i poczuła dojmujące uczucie samotności. Jeszcze kilka dni wcześniej właśnie teraz siedziałaby z nim i wspólnie spędzali czas. Jeszcze niecałe dwadzieścia cztery godziny wcześniej siedzieli blisko siebie i rozmawiali jak zawsze. Dlaczego tak bardzo mu dopingowała? Dlaczego nie mogła podjąć egoistycznej decyzji i zniechęcać go do tego pomysłu? Ale... co by to tak naprawdę dało? Kolejne wspólnie spędzone godziny, które prowadziły jedynie do tragicznego samopoczucia kiedy jedno z nich odchodziło, a ona musiała zmagać się z uczuciami, które nigdy nie zostaną odwzajemnione.
Z poczuciem bezradności przekręciła zamek i zrezygnowana weszła do swojego domu. Niedbale rzuciła klucze na komodę i poszła w stronę kanapy. Opadła na nią, podciągnęła kolana i objęła je ramionami, chowając głowę. Nie miała pojęcia, dlaczego czuła się tak źle. A może... wiedziała? Może jakaś mała część jej podświadomości znała odpowiedź na to pytanie, tylko jeszcze nie była gotowa, by to zrozumieć? A może...
Nagle Szarak, po raz pierwszy odkąd go przygarnęła, zachował się jak każdy rozkoszny, kochający swojego właściciela kociak. Otarł się o nią i zaczął mruczeć, zachęcając do pieszczot. W ciężkim szoku chwyciła go w ramiona i wtuliła w jego drobne ciałko. Wcale nie prychnął, tylko z aprobatą pozwalał jej na to. Położyła się w nieco wygodniejszy sposób i przyciągnęła Szaraka do siebie. Chociaż bardzo rzadko to robił, mruczał przeciągle. Łzy wsiąkały w jego futerko, a młoda kobieta dochodziła do siebie.
Nagle Szarak, po raz pierwszy odkąd go przygarnęła, zachował się jak każdy rozkoszny, kochający swojego właściciela kociak. Otarł się o nią i zaczął mruczeć, zachęcając do pieszczot. W ciężkim szoku chwyciła go w ramiona i wtuliła w jego drobne ciałko. Wcale nie prychnął, tylko z aprobatą pozwalał jej na to. Położyła się w nieco wygodniejszy sposób i przyciągnęła Szaraka do siebie. Chociaż bardzo rzadko to robił, mruczał przeciągle. Łzy wsiąkały w jego futerko, a młoda kobieta dochodziła do siebie.
***
Następny dzień wcale nie przyniósł ulgi. Sayuri automatycznie wstała, zrobiła poranną toaletę, ubrała się, zjadła śniadanie, dała kotu jeść i usiadła w fotelu. Wszystkie jej ruchy były mechaniczne, wyuczone. Nie wiedziała tak do końca, co sprawiło, że była taka odrętwiała. Przecież właśnie tego chciała dla Gaary – żeby powoli zdobywał akceptację, a stanowisko Kazekage dawało mu najlepszą ku temu sposobność. Chciała, by w końcu ludzie przestali widzieć w nim potwora. Chciała, by był szczęśliwy. Tego mu życzyła. Dlaczego więc czuła się tak okropnie?
Cały dzień robiła to, co zawsze, zabrała nawet dodatkowy dyżur, ale nic nie mogło zniszczyć tego poczucia żalu, który cały czas czuła. A kiedy wracała ze szpitala i jej kroki automatycznie skierowały się ku miejscu treningowemu Gaary, przystanęła na chwilę, ale ostatecznie nie zrezygnowała z wędrówki. Usiadła w miejscu, gdzie kiedyś schowała się, gdy po raz pierwszy widziała jego trening. Uśmiechnęła się do wspomnień. Tak... nie minęły choćby dwa lata, a ona miała wrażenie, że było to całą epokę temu. Ale... czy w sumie nie minęła jakaś epoka? Czy mianowanie Gaary na stanowisko Kazekage nie było jakimś punktem zwrotnym w ich życiu? Jakiś rozdział się zakończył. Tego była pewna.
Noc nie była inna niż wszystkie poprzednie w jej życiu, ani następny dzień, ale tylko pozornie. Bo tego dnia, a może tej nocy? Nie była do końca pewna, jaka to była pora dnia, bo po prostu przegapiła moment świtu. Ale właśnie wtedy zrozumiała, dlaczego czuła się tak tragicznie. I choć wnioski były oczywiste, chciała je zignorować, by nie musieć o tym myśleć. Znajomość z Gaarą się zakończyła.
Może nie ostatecznie, ale na pewno nie będzie już tak jak dawniej. Został przecież Kazekage. O czym ona wcześniej myślała? Że będzie miał czas, żeby popołudniami przyjść na pogawędkę? Że zrezygnuje z obowiązków? Ale... jakaś mała część jej umysłu podpowiadała jej, że gdyby tylko chciał, to mógłby znaleźć choć minutę na przyjście i wytłumaczenie się. O czym ona, do cholery, myślała?! Przecież nie mógł już rzucić wszystkiego, żeby przyjść do niej. Nie mógł stawiać jej ponad innych mieszkańców. Został Kazekage. A ona nie była mu dłużej potrzebna. Wiedziała, że celowo nie wykorzystałby jej, ale tak po prostu chyba było lepiej.
Oboje musieli przyjąć, że nie byli uzależnieni od siebie, że mogli samodzielnie żyć, że świat się zmienia, a tym bardziej ich życie. I on chyba nie miał z tym problemów, ale ona...?
Oczywiście, że Sayuri czuła się strasznie. Że kiedy tylko nie miała nic konstruktywnego do roboty myślała o Gaarze, że tęskniła za ich rozmowami, za tymi drobnymi, czułymi gestami. A może...?
A może też powinna tak po prostu odciąć się od tego? Cóż z tego, że ostatnie dwa lata były najbardziej fascynującymi w jej życiu? Że możliwość obcowania z nim, rozumienia jego świata było najlepszym co mogło ją spotkać. Może powinna zapomnieć, potraktować to jak przygodę i powoli wrócić do dawnego życia? Tak może być nawet lepiej, przynajmniej tak próbowała to sobie wytłumaczyć.
Bo niby co mogła mu zaoferować? Jako shinobi nie przedstawiała żadnej wartości, jako kobieta co najwyżej dorównywała innym. Może jedynie byłaby mu kulą u nogi, kiedy zainteresowałby się kimś innym. Bo kim właściwie dla niego była? Przyjaciółką. Gdzieś, kiedyś słyszała, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje, że prędzej czy później jedna ze strona zaczynała czuć coś, czego nie powinna i wszystko się rozpadało. Więc skoro ona niemal otwarcie przed sobą przyznała się do tego, to oznacza, że ich rozstanie (jakkolwiek tego nie pojmować) było nieuniknione. Bo gdyby był nią zainteresowany już dawno mógłby to okazać. Tak... tak będzie lepiej. Po prostu spróbuje zapomnieć, a może z czasem przestanie ją to boleć.
Jednak nie mogła oszukać samej siebie i jej uczucia wcale nie zmalały przez racjonalizacje emocji. Dlatego, kiedy we śnie usłyszała, jak Gaara cicho ją woła, kiedy słyszała ten czuły, przyjemny dla ucha głos, poddała się. Chociaż przez ten głos zbudziła się, nie miała zamiaru opuszczać łóżka. Chciała spróbować jeszcze raz zapaść w sen i być może jeszcze raz go usłyszy.
— Sayuri...
To dziwne, była pewna, że jeszcze nie zdążyła zasnąć.
— Sayuri...
Poczuła, że ktoś delikatnie potrząsał jej ramieniem. Otworzyła oczy i widok Gaary siedzącego na jej za małym, niezbyt wygodnym łóżku z całą pewnością zwaliłby ją z nóg, gdyby tylko nie fakt, że aktualnie leżała.
Cooo?! Nie... Nie wierzę... Serio?! Gaara sfriendzonował Sayuri?! x) Biedna :( Ale wierzę, że uda jej się wyrwać z tego. Trochę przygnębiające były te fragmenty o uczuciach Sayuri pod koniec, ale na szczęścei w końcu Gaara się pojawia x)
OdpowiedzUsuńAlba Longa
Może trochę usprawiedliwi go fakt, że zrobił to nieświadomie ;)
UsuńBardzo podoba mi się sposób opisu ich relacji. Kurczę, jest taka... Słodko-gorzka. Gorzka oczywiście dla Sayuri. Gaara nie domyśla się zapewne jakie dziewczyna przeżywa katusze. A gdyby wiedział? Z innego ff wiemy że nie jest bynajmniej beznamiętny :P jestem bardzo ciekawa czy w następnym rozdziale zobaczymy rzeczywistość jego oczami i okaże się że Sayurka po prostu nie dostrzega ;) tego co on ma w duszy i serduszku czy też Gaara sam z zaskoczeniem odkryje jak dziewczyna na niego działa - bo że działa wiemy z liczącego obecnie 30 rozdz. spojlera xD ostatnia scena to suspense niemal w stylu Hitchcocka. Ciekawe po co on ją odwiedza w sypialni ;) może jej się to śni?
OdpowiedzUsuńGdyby Gaara odwiedził Sayuri w sypialni w "Gosposi", to nikt nie miałby wątpliwości po co się tak zakradał, co? ;)
UsuńSpojler alert! Cholera... trochę za późno. O jakieś pół roku xD