sobota, 18 maja 2019

Tylko przyjaciel – Rozdział 11

Powrót do Suny nie był ani ekscytującym, ani niezwykłym wydarzeniem. Po prostu wrócili do wioski. I choć Gaara absolutnie tego nie rozumiał, ale dzięki jego małej przygodzie zmienił swój wizerunek. W końcu... — mówili mieszkańcy — gdyby był tylko demonem, nie ratowałby tej dziewczyny, prawda?; Nie można mu ufać, ale chyba chce się zmienić; Czy wydawało mi się, czy on się uśmiechał do tamtej dziewczyny?; Uśmiechał? Bogowie, do czego to dochodzi? Taki to strzępek rozmów usłyszał, kiedy wraz z Sayuri wracał z zakupów.
Chociaż zdumiał się, słysząc te słowa, nie potrafił ukryć, że ucieszył się. W końcu, po tylu latach samotności i nienawiści przeżywał coś tak miłego. Zerknął na dziewczynę kroczącą obok niego. Zdawał sobie sprawę, że i ona dobrze się czuła w obecnej sytuacji. Wcale nie żałowała, że podążała w krok za nim, że wybrała jego stronę.
Teraz już nic nie stawało mu na przeszkodzie, by snuć nieśmiałe marzenia. Że rzeczywiście kiedyś zostanie Kazekage, że ludzie go zaakceptują, że już zawsze będzie blisko Sayuri...
Któregoś dnia dokładniej niż wcześniej opowiedział jej o swoim marzeniu. Po raz kolejny wypłynął temat tego, że będą mieli wówczas mniej czasu na spotkania.
— To po prostu będzie mój rozkaz, żebyś mi towarzyszyła. — I choć powiedział to w formie żartu pewien pomysł narodził się w jego głowie.
— I myślisz, że przyjmę rozkazy od ciebie?
— Sayuri, ty mogłabyś mi towarzyszyć. — Jeszcze raz przemyślał wszystkie za i przeciw i po raz kolejny wynik był ten sam.
— O czym niby mówisz? — Spojrzała na niego zdziwiona. Jaką jego zdaniem miałaby odgrywać rolę? Towarzyszka Kazekage do kawy? Sekretarka? No... to już trochę lepiej brzmi.
— Jako strażnik.
Przez długą chwilę patrzyła na niego zdumiona, a potem wybuchła śmiechem.
— No to wymyśliłeś… Ja miałabym być Twoim strażnikiem? No... to chyba nie tylko ja, ale i Rada cię wyśmieje.
— Nie rozumiesz? — Patrzył na nią z łagodnym uśmiechem. — Byłaś w stanie opanować Shukaku i ponadto jesteś doskonałym sensorem. Zapewne znasz chakrę wszystkich shinobi w wiosce.
Po chwili namysłu skinęła głową. Nigdy nie miała zamiaru uczyć się jej na pamięć, ale chcąc nie chcąc, podczas treningów wyczuwała chakrę większości shinobi.
— Więc dlaczego nie? Kto mógłby lepiej pełnić tę rolę?
— Ktokolwiek inny — wymamrotała, rumieniąc się przy tym. — Przecież Gaara, jeśli ktoś naprawdę by cię zaatakował, to mając takiego strażnika zginiesz.
— O czym ty mówisz? — Wiele rzeczy umiał jej wytłumaczyć, w kilku sytuacjach potrafił otworzyć jej oczy na niektóre sprawy, ale kwestia jej niepewności nigdy już chyba nie miała się zmienić. — Nikt nie nadaje się do tego lepiej.
— Skończ.
Po raz pierwszy słyszał jej ostry ton i zdumiał się.
— Po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało, a ty mi za bardzo ufasz i to mogłoby cię zgubić. Czy myślisz, że chcę, żeby przeze mnie stała ci się krzywda?!
I to był koniec tego tematu, co Gaara w lot zrozumiał, choć jej zachowania nie rozumiał całkiem. Czy nie mogła pojąć, że jemu niepotrzebny był tak naprawdę strażnik? Że jedynie zależało mu na szybkim wykryciu ewentualnego agresora, nic więcej? Że właściwie nie potrzebował ochrony, a jedynie zaufanych ludzi, których właściwie w ogóle nie będzie miał, jeśli kiedykolwiek zasiądzie na tym stanowisku?
Nie, nie była w stanie tego rozumieć, bo troska o niego przysłaniała jej zdrowy rozsądek. Ale czy mógł ją o to winić? Absolutnie nie, po prostu musiał, z dziwnie przyjemnym uczuciem, pozwolić jej martwić się o niego.

***

Przez wiele następnych tygodni, miesięcy wioska powoli odzyskiwała utraconą stabilizację. Wszyscy dostępni shinobi wykonywali misje. Młodzi, nieopierzeni genini wykonywali swoje pierwsze kroki, by stać się pełnoprawnymi ninja i w zasadzie wszystko wskazywało na to, że Suna uporała się już ze wszystkim, co przyniósł nieudany atak na Konohę. Ale czy naprawdę wszystko?
Właśnie skończyła się doprawdy burzliwa dyskusja na zebraniu Rady. Można by rzec, że zazwyczaj zgodna Rada stanęła przed zadaniem, które doprowadziło do sporego rozłamu.
Minęło już półtora roku odkąd odszedł Czwarty i nie było żadnego kandydata na to stanowisko. Oczywiście część szaleńców uznała, że nie było innego wyboru, tylko przeczekać kolejne lata bez Kage, jednak dla drugiej grupy szaleńców było to nie do pomyślenia. I to właśnie ta druga grupa przedstawiła kandydata, który na chwilę obecną był jedynym wyborem.
— Czy wyście poszaleli?! — krzyczał ktoś. — Dać mu taki kredyt zaufania?! A może po prostu od razu puścimy wioskę z dymem, co?!
— To co, twoim zdaniem należy zrobić?! — Kolejna osoba dała się ponieść emocją. — Tak po prostu pokazać innym wioskom, że nie mamy shinobi na tym poziomie?! Że Suna jest niczym?! Że nie może nawet Kage znaleźć?! Przecież w końcu ktoś to zauważy i postanowi nas zaatakować! Czy jesteśmy gotowi na coś takiego?!
— A może lepiej, żeby szesnastoletni gówniarz, który morduje wszystko nami kierował?! To by dopiero była dobra wizytówka wioski, nie ma co! Jinchuuriki na Kage, tak to sobie wymyśliłeś?
— Przecież jest młody i będzie musiał nas słuchać! Nie rozumiesz tego?!
Jedyną spokojną osobą był Baki, który siedział i słuchał wrzasków innych. On jako jedyny sądził, że była to prawdziwie dobra decyzja. Nie oświadczył tego oczywiście na głos, jedynie przyznał, że można przystać na ten pomysł, ale to koniec jego wypowiedzi. Nie wyraził swojej opinii, bo nikt na sali by go nie zrozumiał.
Oni po prostu nie znali tak dobrze Gaary, jak on i nie wiedzieli, jak ogromną metamorfozę przeszedł. Nie znali go, kiedy nie posiadał żadnych, ludzkich odruchów, nie musieli podczas misji oglądać jak zachowywał się. To co robił w wiosce? Błahostka w porównaniu z tym, co wyprawiał poza nią. A teraz? Teraz też te wszystkie snobi nie dostrzegły jego zmiany. Jak spokorniał i uspokoił się. Nie obserwowali z daleka z jaką łagodnością i sumiennością przeprowadza treningi ze swoją uczennicą. Nie usłyszeli jak rozmawia ze swoim rodzeństwem, czy tą dziewczyną, która mu towarzyszyła.
Nie mieli tych informacji i nie dostrzegli jak ogromna była jego przemiana. Jednak Baki nie miał wątpliwości – nie można na wstępie mu całkiem zaufać. Z czasem, jeśli zasłuży, zdobędzie pełne zaufanie Rady, ale na początku nie miał po co się oszukiwać, że będzie inaczej.
Nagle ton obrad się zmienił. Wszyscy niezadowoleni z wyniku głosowania chcieli przeforsować odłożenie mianowania Gaary na stanowisko Kazekage, jednak po raz kolejny ponieśli porażkę. Data została ustalona. Z początkiem następnego miesiąca, czyli za sześć dni, ogłoszą to oficjalnie.
Baki został oddelegowany do poinformowania przyszłego Kage o decyzji Rady i jak najszybciej opuścił salę, by uniknąć kolejnych kłótni, które nawet po skończeniu obrad się nie skończyły. Mężczyzna nieco zatopiony w myślach szedł do pomieszczeń prywatnych i już po chwili znalazł się w wielkiej kuchni, w której dostrzegł Temari, która rozkładała naczynia na stole.
— Gdzie on jest? — Nigdy nie uznawał grzecznościowych ceregieli. Przyszedł tu z jasno postawionym zadaniem i chciał je jak najszybciej wypełnić.
— Może jakieś dzień dobry, co? — mruknęła pod nosem Temari, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że próba zmienienia nawyków dawnego senseia była z góry skazana na porażkę. — Gaara powinien wrócić za chwilę.
— Rozumiem.
Mężczyzna wcale nie poprosił o pozwolenie na pozostanie. Po prostu uznał, że musiał poczekać.
Temari była niezadowolona – już chciała usłyszeć decyzję Rady. Ona i Kankuro mieli swoje sposoby, by dotrzeć do tego, jaki będzie temat kolejnych obrad i wiedzieli, jakaż to burzliwa była tego dnia prowadzona. Nie powiedzieli Gaarze wprost o tym, jedynie dali do zrozumienia, że niedługo Rada powinna rozważyć jego kandydaturę na Kage.
Krzątała się jak zwykle i próbowała zachować pozory spokoju. Starała się odczytać z twarzy Bakiego jaką decyzję podjęli, ale jego mimika była jak zwykle nieprzenikniona. Temari westchnęła cicho i powróciła do swoich zajęć.
— Witam.
Gaara zdecydowanie zmienił się przez te lata. Właśnie nikłym uśmiechem powitał siostrę i z uprzejmym zdumieniem patrzył na swojego byłego już senseia. Jedyną brakującą osobą był Kankuro, ale ten dostał misję jakiś czas wcześniej i jeszcze z niej nie wrócił
— Rozumiem, że czekałeś na mnie.
— Tak — odparł krótko Baki.
Obrzucił młodego mężczyznę taksującym spojrzeniem. Cóż, wiek to oczywista przeszkoda. Chyba będzie najmłodszym Kage w historii. Fakt, był jest jinchuuriki? Oczywiście, że to przeszkoda, która była prawie niemożliwa do przeskoczenia. Ale w końcu dość okrutny argument został przyjęty przez Radę – jeśli zostanie Kazekage, będzie można go kontrolować... przynajmniej do pewnego stopnia.
— Podczas narad Rady zdecydowaliśmy, że zostaniesz Kazekage. Na początku przyszłego tygodnia ogłosimy to oficjalnie. Wygłosisz wtedy przemówienie do mieszkańców. Powinniśmy zaprosić także jakieś osobistości z innych państw, wiosek, ale raczej w tak krótkim czasie nikt się nie zgłosi. To wszystko co miałem do przekazania. — Przeszedł obok Gaary i wszedł na pierwszy stopień. — Gratuluję.

***

Gaara właśnie wrócił ze zwykłego już wieczornego spotkania z Sayuri i jak zwykle po nim był w doskonałym humorze. Jednak ta informacja, którą właśnie usłyszał, wstrząsnęła nim do głębi. Po słowach Bakiego tak po prostu znieruchomiał i nie był w stanie wykrztusić słowa, czy choćby poruszyć się. Tak szybko?
Kilka dni wcześniej Temari albo Kankuro wspomnieli mu coś o tym, że jego kandydatura zostanie przedstawiona, ale... jeśli miał być szczery to nie spodziewał się, by Rada kiedykolwiek miała mu do tego stopnia zaufać... a co dopiero w tak krótkim czasie. Poza tym... o cholera! On miał wygłosić przemówienie do mieszkańców? Co, na bogów, miał im powiedzieć?
— Gaara!
Spojrzał na siostrę. Miała zachwycony wyraz twarzy. Uśmiechała się i już podeszła do niego. Przez chwilę dostrzegł jak bardzo Temari się waha, ale po chwili niepewnie, prawie go nie dotykając, objęła go.
To, że zaczynał czuć więź ze swoim rodzeństwem wcale nie zmieniło faktu, że tego typu zachowanie było im całkiem obce. Żadne z nich nigdy go nie dotknęło. Nigdy. Czyżby tak bardzo miały poprawić się ich relacje?
— Gratuluję — wyszeptała Temari i nieco mocniej go objęła. — Naprawdę Gaara, zasłużyłeś na to.
W końcu po tym dość krępującym dla obojga momencie wypuściła go z uścisku i patrzyła na niego z błyszczącymi oczami.
— Dziękuję — powiedział niepewnie i nagle coś do niego dotarło. — Wiedzieliście wcześniej, że to dzisiaj będą to omawiać, tak?
Podczas kolacji, która nie została praktycznie tknięta, omawiali z Temari wiele kwestii. Już nauczyli się ze sobą swobodnie rozmawiać i nie stanowiło to większego problemu.
Opowiedziała mu jak wraz z Kankuro dowiedzieli się o szczegółach obrad i dlaczego nie powiedzieli mu tego wprost – jeśli Rada zdecydowałaby inaczej, niepotrzebnie mógł się zmartwić, ale jeśli zaskoczyliby go bez choćby odrobiny przygotowań cóż... Temari nie powiedziała tego wprost, ale choć ufała najmłodszemu bratu, to jego nieprzewidywalne zachowanie nadal czasem wypływało. Nie było to może tak niebezpieczne jak przedtem, ale nadal ono istniało i wraz z Kankuro nie mieli pojęcia jak Gaara się zachowa po takiej niespodziance.
Gaara słuchał uważnie siostry i zrozumiał, że o martwili się o niego. Zignorował spostrzeżenie, że nadal nie ufali mu w pełni. Napawał się faktem, że jego rodzeństwo, osoby teoretycznie mu najbliższe, w końcu, po tylu latach, zaczęli się o niego martwić. Nie o jego mordercze zapędy, nie o niebezpieczną broń jaką był. O niego, Gaarę.
Czy w końcu dla tak wąskiej liczby osób zmienił się? Chyba tak, w innym wypadku wprost powiedzieliby mu, że to dzisiaj zostanie omówiona jego kandydatura. Że dzisiaj zostanie podjęta decyzja, która wpłynie na całe jego życie. Ale oszczędzili mu nerwów i niepotrzebnego stresu, w pewien sposób zadbali o niego, co Gaara niezwykle sobie cenił.
To był pierwszy wieczór, który cały spędził z siostrą i słuchał jej rad i niekończących się kazań. W końcu zrozumiał, dlaczego Kankuro mówił, że Temari okazywała swoją troskę w bardzo męczący sposób.

***

Gaara został całkiem sam w kuchni, gdy Temari poszła do swojego pokoju i zaczęło powoli docierać do niego, co właśnie miało miejsce. Zostanie przywódcą wioski. Będzie podejmował decyzje, wizytował inne wioski i... w zasadzie nie wiedział co jeszcze. Dopadły go ogromne wątpliwości. Dlaczego tak bardzo tego pragnął, przecież on nic nie wiedział o byciu Kazekage. Jak miał niby sobie poradzić? Co zrobić? I przede wszystkim co miał powiedzieć mieszkańcom, kiedy stanie naprzeciw nich?
Poczuł się jakby znowu miał pięć lat i niechcąca zniknąć obręcz na klatce piersiowej coraz mocniej się zacieśniała, a dokuczliwy ból przy sercu rósł z każdą chwilą. Co z tego, że niektórzy go zaakceptowali, a większość tolerowała? Przecież nie ufali mu. Po co on to znowu sobie zrobił? Po co walczył z całym światem o akceptację? Dlaczego znowu postawił sobie niemożliwy do spełnienia cel? Znowu zostanie skrzywdzony, znowu będzie widział te wszystkie spojrzenia ludzi. Bo teraz coraz rzadziej je oglądał, ale był pewien, że kiedy dotrze do mieszkańców, kto został Kazekage, zbuntują się. Może nie oficjalnie – kto by się narażał na jego gniew? Ale z całą pewnością będą niezadowoleni i wręcz zgorszeni tą decyzją Rady. Potwór na Kazekage? Morderca, którego grzechy dotknęły chyba każdą rodzinę w Sunie? Demon, który krzywdził, mordował, nienawidził ich wszystkich miał teraz zostać ich przywódcą? O czym on, do cholery, myślał, kiedy wpadł na ten wspaniały pomysł?!
Gaara musiał się uspokoić. Czasem dziwne rzeczy się przydarzają, kiedy jest się wzburzonym i właśnie jedną z tych rzeczy doświadczył.
Tak po prostu, w niewyjaśnionych okolicznościach stał na dachu budynku znajdującego się naprzeciw domu Sayuri. Choć wiele razy próbował sobie przypomnieć jak się tam znalazł, nigdy mu się to nie udało. W jednej chwili siedział w kuchni, w posiadłości Kazekage, a jedno mrugnięcie okiem później stał, wpatrując się w okno, gdzie znajdowała się sypialnia dziewczyny.
Ze zdumieniem zrozumiał, że właściwie nigdy tam nie był. Chociaż minęły dobre dwa lata od chwili, kiedy ją spotkał i wiele dni spędził u niej w domu, nigdy nie był w jej sypialni.
Usiadł na nieco rozpadającym się dachu i oparł o wystający komin.
Kolejna rzecz dotarła do niego. Chociaż spędził na dachach Suny wiele nieprzespanych nocy, nigdy nie dostrzegł w jak opłakanym były stanie. I nagle cała prawda spłynęła na niego, wszystkie ignorowane przez lata obrazy, które wskazywały na to w jakiej kondycji tak naprawdę była wioska. Bogowie... i on w takiej sytuacji miał zostać Kazekage? Jak jego znienawidzony ojciec prowadził wioskę? To on doprowadził ją do takiego stanu, czy może heroicznym wysiłkiem utrzymywał choćby mierny poziom?
Dreszcz przebiegł mu po plecach kiedy zrozumiał, że jednak to drugie rozwiązanie było prawdziwe. Przecież Technika Złotego Pyłu gwarantowała zyski, może nie kolosalne, ale wystarczające, żeby wszystko funkcjonowało. Co więc teraz Rada robiła? Jak utrzymywała to wszystko? I najważniejsze pytanie – jak żyło się mieszkańcom?
Po raz kolejny tego wieczoru doznał olśnienia. Przecież... poza garstką osób, wszyscy ci ludzie doznali biedy. Może nie skraju nędzy, ale z całą pewnością nie było tu dobrobytu, a każdy dzień dla każdego człowieka musiał być koszmarem, by choćby te podstawowe potrzeby zaspokoić. I jeszcze... ciągły strach przed tym niewypowiedzianym złem, jakim był on sam. Nagle to wszystko na niego runęło, ta przytłaczająca prawda, te wyniszczające go wyrzuty sumienia. Siedział tak i nie był w stanie zdobyć się na nic. Przecież...
— Twoja chaotyczna chakra mnie obudziła. Co masz na swoją obronę?
Kilka sekund, w czasie których słyszał jej wesoły głos. Tyle wystarczyło, by jego samopoczucie poprawiło się. Jakby dziewczyna naprawdę miała jakąś niesamowitą moc, by wszystkie jego lęki traciły znaczenie, by ten niewytłumaczalny, przyjemny ból w całym ciele pojawiał się, a ten nieprzyjemny, okrutny znikał całkiem. Sayuri.
Zerknął na nią i kolejną rzecz zrozumiał tego wieczoru. Czyżby ta noc miała być jakąś nocą objawień? Dziewczyna, która usiadła obok niego, jeszcze bardziej wyładniała od czasu, kiedy ostatni raz, jakiś rok wcześniej nad tym myślał. Dostrzegł te zmiany, które przychodzą z wiekiem i które sprawiły, że nie siedziała obok niego drobna dziewczyna, którą tak cenił, ale jest to już powierzchownie zupełnie inna osoba. Wydoroślała i stała się bardziej... kobieca? Dziękował w duchu za to, że było ciemno i Sayuri nie widziała jego rumieńca.
— Chyba nie masz nastroju do zwierzeń, co?
Jej głos sprawił, że Gaara wrócił do rzeczywistości.
— Muszę ci chyba wiele opowiedzieć.
Nie odzywał się dłuższy czas, a kiedy w końcu zerknął na nią, dostrzegł jej przepełnione troską spojrzenie. Już dawno zaprzestał rozmyślań nad odpowiednim nazwaniem uczuć, jakimi ją darzył. Doszedł do wniosku, że prawdopodobnie nikt nie miał z drugim człowiekiem tak bliskich relacji, jak on z Sayuri i nie zostały one po prostu nazwane.
Ale kiedy Sayuri chwyciła jego dłoń i czule ją uścisnęła, ponownie rozważył samodzielne nazwanie swoich uczuć. Bo lubieniem, czy sympatią tego nazwać nie mógł. To było głębsze, bardziej... intensywne. Kiedy widział ją na ulicy, czuł, jak jego serce biło mocniej. To uczucie było... cudowne. Mógłby już przez całą wieczność siedzieć tak przy niej i pozwalać sobie na te wszystkie gesty. Delikatne uściski dłoni, czułe, pełne radości spojrzenia, te wszystkie momenty kiedy dziewczyna go przytulała, albo kiedy żartobliwie targała go po włosach. To wszystko mógł przeżywać w nieskończoność i był pewien, że nigdy by mu się to nie znudziło. Westchnął cicho i wrócił ze świata marzeń do rzeczywistości.
— Wiesz, kiedy poszedłem do domu, spotkałem Bakiego...
I opowiedział jej wszystko. Wszystkie swoje wątpliwości, wszystkie swoje obawy, opowiedział jej wszystko, bo ufał jej. Ufał jej bardziej niż komukolwiek innemu. Bo nawet jeśli jego rodzeństwo stało się jego wsparciem, to nie powinni słyszeć tego, nikt nie powinien. W końcu... jeśli ostatecznie zostanie Kazekage chyba żaden mieszkaniec nie powinien wiedzieć ile miał wątpliwości przy zdobywaniu tego stanowiska.
Ale ona nie była mieszkańcem. To była Sayuri. Jedyna osoba, przed którą nie musiał narzucać żadnej maski, nie musiał ukrywać nic, bo go rozumiała. Nie musiał przy niej ważyć każdego słowa, odpowiednio formułować myśli. Mógł być, po raz pierwszy w życiu, sobą. Ona wybaczyła mu grzechy przeszłości, rozumiała jego postępowanie, współczuła mu, zaakceptowała go i przede wszystkim... Nie bała się go, potrafiła tolerować tę najgorszą jego część.
Bez choćby lekkiego grymasu była w stanie słuchać o Shukaku, czasem jakimś żartem potrafiła zmienić ten ogromny problem w nic nieznaczącą drobnostkę. Odnalazła w sobie odwagę, by każdej pełni siedzieć wraz z nim na półce skalnej otaczającej Sunę i czekać aż wzejdzie słońce, a demon uspokoi się. Jej siła, odwaga, ufność i szczere uczucie jakim go darzyła, stanowiło dla niego opokę. Jedyny pewny punkt w jego życiu.
Podczas tak długiej i poważnej rozmowy całkiem zapomnieli o otaczającym ich świecie. Nie dostrzegli kiedy wartownicy zmienili się, kiedy pierwsze promienie słońca zawitały na ich twarzach. Chociaż spędzili wiele godzin na rozmowach, nigdy nie nudzili się swoim towarzystwem.
W pewnym momencie Gaara westchnął cicho, umościł wygodniej, zamknąwszy oczy. Tak... bardzo potrzebował jej towarzystwa, tych kojących słów i zapewnień, że wszystko jakoś się ułoży. Potrzebował jej bardziej, niż był w stanie sobie wyobrazić.
Nagle poczuł, że położyła głowę na jego piersi i automatycznie, jakby robił to od zawsze, objął ją opiekuńczo swoim ramieniem. Przez długi czas żadne się nie odzywało, tylko w milczeniu obserwowali wioskę powoli budzącą się do życia.
— Wiesz...
Gaara dziwił się sam sobie. Chociaż minęło tyle czasu odkąd Sayuri była przy nim, nadal na najdrobniejszy jej gest, na dźwięk jej głosu, czuł przyjemne dreszcze rozchodzące się po ciele. Tak... nawet teraz, po tak długiej wspólnie spędzonej nocy, nadal reagował tak samo. Uśmiechnął się pod nosem i wpatrywał w nieokreślony punkt przed sobą. Delikatnie przyciągnął ją jeszcze bliżej i nieświadomie ułożył swoją głowę na jej.
— Mam pewne dość mocne podstawy by sądzić, że będziesz wspaniałym Kazekage.
Czuł, że ona również automatyczne reagowała na jego gesty. Po tym jak delikatnie wodził dłonią po jej plecach, pieszczotliwym gestem wtuliła się w jego pierś, a jej oddech delikatnie łaskotał go po szyi.
— Tak? Może będą na tyle mocne, że mieszkańcy też w to uwierzą.
— Słuchaj mnie uważnie.
Chociaż wiedział, że Sayuri będzie mu towarzyszyć w przyszłości, nadal czuł lekki zawód, kiedy wyswobadzała się z jego uścisku. I tak było i tym razem. Usiadła naprzeciw i wpatrywała się w niego z tą samą, niedającą się ugasić pasją, jak za każdym razem kiedy perswadowała mu, że powinien zostać Kage.
— To, że byłeś, kim byłeś i robiłeś, co robiłeś ma znaczenie. Oczywiście i temu zaprzeczyć nie można. Dla wielu mieszkańców nadal będziesz tym samym człowiekiem, co lata temu i nic z tym nie zrobisz, ale dla jakiejś grupy osób będziesz jedynie Kazekage, który dba o nich, troszczy się o każdego człowieka z Suny i to dla nich musisz walczyć, bo tak szczerze – kto inny nadaje się na Kage?
Miał ochotę parsknąć śmiechem, kiedy zrozumiał, że dla niej było to pytanie retoryczne. Jakby naprawdę widziała w nim kogoś godnego tego stanowiska.
Wiele razy chciał móc spojrzeć na siebie jej oczami. Chciałby choć przez chwilę widzieć w sobie jedynie dobro, które ona widziała. Chciał choć na chwilę wkraść się do jej umysłu i zobaczyć swój doskonały obraz. Chociaż nie rozumiał tego, wiedział, że Sayuri go idealizowała, ale... czy gdyby potrafił spojrzeć na nią obiektywnie, też widziałby jedynie zalety? A może po prostu kiedy ludzie byli tak blisko, jak oni, ignorowali wady tego drugiego?
— I wiesz dlaczego ty? Właśnie dlatego, że masz w sobie tyle wątpliwości. Nie będziesz jak inni Kage, którzy mają wysokie mniemanie o sobie. W swojej ocenie nigdy nie będziesz dostatecznie dobry i zawsze będziesz chciał zmienić coś na lepsze, będziesz troszczył się o to, że nie jesteś wystarczająco godny i dzięki temu, z każdym dniem, będziesz ciężko pracował, walczył z tą całą Radą i w końcu zdobędziesz zaufanie całej wioski. A kiedy tylko ktoś zagrozi Sunie to sądzę... Nie, ja wiem, że ją obronisz. Powiedz mi, ale teraz zastanów się nad tym. Czy nie mam racji?
Rozumiał jej tok myślenia i musiał jej przyznać część racji. Nigdy nie uwolni się od wyrzutów sumienia i dlatego będzie tak bardzo się starał, na czym Suna mogła jedynie zyskać, ale czy jego wioska była gotowa mu wybaczyć? Cóż, na to pytanie nikt nie był w stanie odpowiedzieć. Musiał zrobić wszystko, by stało się to prawdą.
— Sayuri... dziękuję, że jesteś...
— Kiedy w końcu nauczysz się odpowiadać na moje pytania?
Mógł już wiecznie siedzieć na tym rozpadającym się dachu i patrzeć na nią.

6 komentarzy:

  1. Zastanawiam się, kiedy Gaara w końcu zrozumie, że jest zakochany w Sayuri?! No to przecież widać jak na nią patrzy jak się przy niej zachowuje <3 No i co to za wątpliwości? Będzie najlepszym Kazekage, a już na pewno lepszym niż Rasa x) Boję się spytać, ale chyba to zrobię. Ile jeszcze rozdziałów zostało? Nie mogę się przyzwyczaić, że te ff są tak krótkie :(

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy całej mojej niechęci do Rasy, nigdy nie byłam w stanie przyznać przed sobą, że jako Kazekage był całkiem niezły. Miał pecha, że akurat w takich czasach objął to stanowisko ;)

      "Tylko przyjaciel" ma 16 rozdziałów i jest najdłuższym z tych krótkich ff :)

      Usuń
  2. Omg Alba ma racje, przecież on nie zdaje sobie sprawy, że to miłość. Jestem ciekawa jak się zachowa, kiedy wszystko sobie uświadomi.

    Gaara na Kazekage, Gaara na prezydenta! No nareszcie. Mam jednak wrażanie, że ta funkcja przyniesie mu jeszcze jakieś problemy.

    Kurde, Sayu-chan, piszesz zbyt szybko. Trudno mi nadążyć za nowymi rozdziałami po krótkiej przerwie. Powoli wszystko nadrabiam, Gosposie zostawiłam sobie na deser. Buziaki~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Gosposia" nie ucieknie ;)

      Zaczynam obawiać się, jak zareagujesz, kiedy poznasz moje prawdziwe tempo pisania. Odkąd weszłam do blogosfery można uznać, że napisałam tylko 6 rozdziałów (z różnych ff). To jeden na miesiąc ;)

      Usuń
  3. Woaah. Po pierwsze - ciekawe przedstawienie spotkania Rady. Wyobraziłam sobie tych flegmatycznych starców wrzeszczących na siebie i pomyślałam - dobrze im tak ;) Baki był obcesowy z tym poinformowaniem "zdecydowaliśmy, że będziesz Kazekage", ale spróbuję mu to wybaczyć. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki opisałaś wątpliwości Gaary. Całkiem zwięźle, ale wymownie. I to, co powiedziała mu Sayuri... To dopiero jest kawaii. Rzeczywiście, wątpienie w siebie może być cechą dobrego dowódcy... Nie myślałam o tym wcześniej. Teraz zaczyna się ścieżka samodoskonalenia ;) Zastanawiam się, do jakiego punktu zmierza ten ff. Przeszło mi przez myśl, że będzie w nim opisana śmierć Gaary... Ale chyba nie, bo na to będzie miejsce w Gosposi. Stresuje mnie myśl o tym punkcie wydarzeń :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestań się stresować ;) W "Gosposi" nie dojdziemy do tego punktu w tym roku :P A jeżeli uda mi się zrealizować pewne cele, to może nawet nie w przyszłym xD

      Usuń