sobota, 11 maja 2019

Gosposia – Rozdział 29

Kolejne tygodnie przyniosły stabilizację. Temari wiedziała, że Sayuri była wybranką jej brata i nie komentowała tej sytuacji. Z czasem przyzwyczaiła się do potyczek słownych braci i śmiała się równie wesoło, co Sayuri. Niektóre pikantne komentarze nadal były dla niej nie do przyjęcia, ale wolała patrzeć na jasną stronę całej tej sytuacji. Gaara zmienił się tak bardzo, że ledwo go poznawała. Śmiał się razem z nimi do rozpuku. Nie raz to on był prowodyrem wesołości, a czasem dostrzegał więcej z ludzkich emocji niż ona. Bardzo go takiego polubiła.
Polubiła też inne aspekty. Zwłaszcza myśl, że być może kiedyś doczeka się całkiem normalnego brata. Na Kankuro postawiła już krzyżyk, ale czasem ze złośliwości komentowała jego sposób bycia. Ale Gaara… jego nie brała nawet pod uwagę, ale teraz, kiedy widziała, jak spoglądał na Sayuri, jak ją dotykał, jak mówił do niej, widziała coś, czego się początkowo przestraszyła, a potem miała mieszane uczucia. On ją pokochał. Do niej i Kankuro nie miał tak pozytywnych emocji, ale ją kochał. Była w pewnym sensie zazdrosna, ale z czasem zrozumiała, że to Sayuri była lekarstwem na uzdrowienie relacji w ich rodzinie. Z tego, co widziała, Kankuro również to zrozumiał i cieszył się ze szczęścia brata. Postanowiła nie być gorsza.
Zastanawiała się nawet, jak mogłaby pomóc, ale na nic nie wpadła. Próbowała porozmawiać na ten temat z Kankuro, który okazał się być niezwykle pomocny w tego typu kwestiach, ale wiedziała, że jej o czymś nie mówił. Zdradził tylko, że założył się o coś z Sayuri i żeby nie stracić twarzy, nie mógł jej pomóc, bo to równałoby się z wygraniem przez niego zakładu. Co miał na myśli? Nie miała pojęcia. Ale skoro było jakieś rozwiązanie, nie chciała tracić czasu na niepotrzebne zawahania i często rozmyślała nad tym.
Gaara i Sayuri pobierali treningi u Shiry. Choć ciężko to tak nazwać. Ona codziennie przychodziła do podziemnej sali treningowej i obserwowała postępy ukochanego, a potem Shira instruował ją jak miała wykonać dane uderzenie. Było w tym wiele absurdu. Shira nigdy jej nie dotknął ani nie zawalczył z nią, a jedynie instruował, jak miała wykonać cios na piaskowym klonie Gaary. Nawet jeśli myślał, że to szalone i głupie rozwiązanie, nie dawał tego po sobie poznać i instruował ją.
Sayuri początkowo naprawdę nie mogła wykonać najsłabszego uderzenia. Jej ręka zawsze się hamowała, ale w końcu coś przeskoczyło w jej mózgu, gdy pewnego razu Gaarze udało się zablokować swoją obronę. Wyglądał na zachwyconego, a ona widząc jego wzrok, zrozumiała, jak bardzo byłby szczęśliwy, gdyby i jej udało się odblokować swoje hamulce. Tego dnia przemogła się i wykonała kilka sekwencji z klonem. Nie pomyliła się, patrzył na nią wyraźnie zadowolony i szczęśliwy. Może nawet dumny z nich obojga. Z niej, bo poprawiała się, a z siebie, bo ją do tego przekonał.
Nigdy przy Shirze się nawet nie dotknęli, ale zażyłość między nimi musiała być bardzo łatwo wyczuwalna, bo Shira… Zazwyczaj starał się zwracać do niej bezosobowo, coś w stylu Należy wyżej podnieść nogę… Ten cios łatwiej wyprowadzić z linii bioder. Ale kiedy zaczęła przynosić jedzenie, by odwdzięczyć się Shirze za jego trud, musiał jej podziękować. Powiedział wtedy Sayuri-sama.
Razem z Gaarą natychmiast zrozumieli taki wybór tytułowania jej. Ona… na początku mówiła do Gaary Kazekage-sama, ale z czasem zapominała o tym, a i dla niego było to tak naturalne, że zwracała się do niego po imieniu, że umknął mu ten drobiazg.
Próbowała wytłumaczyć się przed Shirą, a na jej próby Gaara zamarł, zrozumiawszy, że część ich tajemnic była w rękach tego mężczyzny.
Shira był przerażony. Zapewne nigdy nie myślał o tym, że znajdzie się w takiej sytuacji. Na pewno nie zrobił tego celowo, tylko nie chciał urazić jej, nie wiedząc tak do końca, jaka była jej pozycja. Szybko przerwał nadal dukającej jakieś żałosne tłumaczenia Sayuri (po jakimś czasie Gaara nie dawał jej spokoju i śmiał się zwłaszcza z jednego jej argumentu, który w napadzie paniki powiedziała Gaara… znaczy Kazekage… Kazekage-sama jest tak miły, że trudno nie mówić mu po imieniu) i oznajmił, że to wszystko nie jest jego sprawą i może mówić jej po prostu Sayuri.
Zawierzyli mu, bo co mieli zrobić? Nawet Gaara nie zakładał, że pozbędzie się go tylko dlatego, że oboje byli nieostrożni.
Coraz bardziej lubili tego sympatycznego jegomościa i treningi z nim okraszone były wesołymi uwagami. Shira chyba bardzo cenił swojego Kage i oboje polubił, bo nieustannie dawał dowody swojej lojalności. Najbardziej oczywistą rzeczą było to, że Rada jeszcze nie odesłała Sayuri z powrotem do Konohy. Nie wiedzieli więc, że tak spoufaliła się z Gaarą.
Z czasem Gaarę zaczęły dręczyć słowa, które powiedziała Sayuri. Widział, że przejęła się myślami o elitach i nie miał pomysłu, jak mógłby to zmienić. Chciał z kimś porozmawiać. Ona odpadała, bo sama nie znajdowała rozwiązania. Jeżeli chodzi o swoje rodzeństwo… Temari na pewno potrafiłaby lepiej wczuć się w sytuację kobiety, ale to do Kankuro czuł większe zaufanie. Podczas zwykłej pracy w gabinecie poprosił jakiegoś shinobi, by posłali po Kankuro. Nie było w tym nic aż tak dziwnego. Czasem posyłał po ludzi, a Kankuro już kilkukrotnie wezwał, gdy miał jakieś problemy. Cóż… nawet Sayuri zapewne nie widziałaby nic dziwnego w tej sytuacji.
Kiedy brat przybył, przedłożył mu swój problem. Początkowo lalkarz śmiał się z niego, że jako Kazekage powinien przychodzić do niego z innymi problemami, ale zrozumiał, że jedynie w gabinecie mieli okazje porozmawiać bez Sayuri. Kankuro wahał się. Mógł właśnie wygrać zakład z palcem w nosie, ale postanowił być uczciwy.
Zapytał Gaarę, czy był absolutnie pewien tego, że już zawsze będzie z Sayuri. On odparł, że tak. Nie popuścił. Spytał skąd ta pewność. Miał ochotę uciec, gdy Gaara rzucił mu przerażające spojrzenie, ale w miarę spokojnie odpowiedział, że wierzył, iż Sayuri sobie tego życzy. Chcąc, nie chcąc drążył dalej. Spytał, czy to coś warte deklaracje. Kiedy widział już prawdziwą wściekłość w jego oczach, odwrócił pytanie. Jaką Sayuri miała pewność, że on będzie z nią już zawsze. W jednej chwili Gaara uspokoił się i patrzył na niego jakby coś zrozumiał. Upewnił się i spytał, czy miał na myśli formalny związek. Cóż Kankuro miał odpowiedzieć? Odparł, że tak. Gaara wyglądał na rozdartego. Widocznie bardzo tego chciał. Powiedział rzecz, której Kankuro się nie spodziewał. Że tego chyba nie mógł jej dać. Kankuro był zdumiony ponad miarę, a Gaara wyjawił mu, że przeglądał kiedyś z nudów archiwa Suny i był zapis, że na ślub i wesele nieżonatego Kazekage, który chciałby ożenić się z kimś poza wąską grupą elit, Rada musiała dać zgodę.
Kankuro nie mieściło się w głowie, że istniały takie przepisy, a sądził, że znał prawo w swojej wiosce doskonale. Pozostało mu jedynie obiecać, że ta rozmowa nie trafi do Sayuri i wyszedł, zrozumiawszy swoją zarówno klęskę jak i zwycięstwo. Zwycięstwo, bo Gaara rzadko robił rzeczy z nudów i najpewniej myślał już nad tym, ale klęskę, bo zakład nie brał pod uwagę tak restrykcyjnych przepisów.

***

Jak to w życiu bywało, nie wszystko było tak kolorowe, jakby się tego chciało. Tak właśnie myślała Sayuri, patrząc bez entuzjazmu na pełną szklankę sake. Podczas pełni tak właśnie zdecydowała, że będzie pić. Nie z jakiś małych kieliszków, tylko na szklanki.
Kankuro, który jak zawsze jej towarzyszył podczas tych nocy, obserwował jej rosnącą rozpacz z rozbawieniem. Poprzedniego miesiąca Temari jeszcze nie wiedziała, że Sayuri była wybranką Gaary i jak zawsze podczas tej nocy opuściła posiadłość z lekką obawą. W tym miesiącu wiedziała już, ale nadal umówiła się z kimś i nie miała szans zobaczyć tak niezwykłego zjawiska, jak umierająca z tęsknoty ich nie-bratowa.
— Jak do niego pójdziesz, będziesz tego żałować. — W odpowiedniej chwili zwrócił jej uwagę. — Myślisz, że jemu jest łatwo?
— Wiem, że nie — jęknęła. — Ale powiedz mi, skoro mnie kocha, to dlaczego nie jest mu ze mną łatwiej?
Kankuro wiedział, że od jakiejś godziny była pijana i to bardzo, ale nadal nie wykazywała chęci opuszczenia kuchni, a on obiecał jej pilnować. Chociaż… właściwie nie obiecał, ale to stało się już jego nawykiem, jakby był jej osobistym ochroniarzem. Zapewne ten manipulant, jego brat, tak to ukartował, że nawet nie zauważył tego. Spojrzał na zegarek, dochodziła trzecia. Zazwyczaj Sayuri o tej porze była już w łóżku i chrapała wesoło, ale w tym miesiącu było inaczej.
— Nie rozmawiał ze mną na ten temat — przyznał Kankuro i zrozumiał jak bardzo poprawiły się ich relacje, bo nie uznawał tego za niemożliwe, tylko za zapewne za krępującą rozmowę. — Ale wydaje mi się, że jest wręcz spanikowany na myśl, że mogłabyś być przy nim.
— Dlaczego?
Sayuri była pijana i sfrustrowana. To nie najlepiej wróżyło, ale z drugiej strony zawsze wtedy mówiła zabawne rzeczy.
— Ja już wszystko słyszałam o nim, poza tym mam pomysł… — Spojrzała na niego z niezdrowymi rumieńcami na policzkach. — Słuchaj… ja znam technikę teleportacji, nie?
Skinął głową i powstrzymywał się od śmiechu.
— To co to za problem? Jakby Shukaku miał się uwolnić, to raz-dwa zabiorę stąd Gaarę na pustynię i nikt się nie zorientuje.
— A przemyślałaś fakt, że może dla Gaary to nie jest zbyt miłe, kiedy całkiem traci kontrolę? — Kankuro z jednej strony był przerażony możliwością uwolnienia demona, ale z drugiej… Z trudem powstrzymywał śmiech.
Sayuri wyglądała, jakby bardzo się zmartwiła.
— No tak… — Łzy pojawiły się w jej oczach. — Ja jestem okropna, prawda?
Nie zdążył odpowiedzieć, bo kontynuowała.
— Jestem najgorsza, ostatnia idiotka… Myślę tylko o sobie, a on… jest tak wspaniały — westchnęła i zdrowo łyknęła ze szklanki.
— Sayuri… Sądzę, że też masz parę zalet — powiedział z rozbawieniem lalkarz. — Nawet więcej niż parę, skoro taki chodzący ideał, jak mój brat jest z tobą.
— Jest ideałem, prawda?
Chyba nie widziała nic niewłaściwego w tym, że właśnie rozmawiali o jego bracie. Poza tym musiał i ją, i siebie kontrolować, bo zazwyczaj mówiła zbyt dużo jak była pijana.
— Bogowie… jaki on jest wspaniały… Taki miły, zauważyłeś jaki jest wesoły?
Posłusznie skinął głową. Wiedział, że powinien jej przerywać, ale z drugiej strony… będzie miał niezły ubaw z Gaary, gdy powtórzy mu część przemyśleń jego szalonej kobiety.
— I taki troskliwy… o was też się martwi, wiesz? Poza tym… czy to normalne? — Patrzyła na niego, jakby miał pomóc jej rozwiązać jaki ogromny kłopot. — Ile razy… za jednym razem udało ci się doprowadzić kobietę do orgazmu?
Kankuro zaśmiał się w głos.
— Pani już wystarczy. — Odebrał jej szklankę. — Myślę, że będziesz tego żałować — mruknął, gdy chwyciła butelkę z sake i zagroziła gestem, że będzie piła z gwinta. Oddał jej szklankę.
— Ile razy? — Nie odpuszczała.
Był nieco wcięty, choć na pewno wypił mniej niż ona. Z drugiej strony nie mógł być trzeźwy, skoro postanowił odpowiedzieć.
— Cztery razy. — Pamiętał tę wyjątkową kwiaciarkę. Może rozstała się z mężem?
— To wiem po kim Gaara to ma. Ale uczeń przerósł mistrza. Wiesz, jaki jest rekord Gaary?
Na pewno nie był trzeźwy, bo nagle bardzo go to zainteresowało.
— Skąd mam wiedzieć?
— Sześć.
Zaśmiał się i z uznaniem pomyślał o młodszym braciszku. On sam nigdy nie poznał kobiety, dla której chciałoby mu się aż tak starać.
— To było wtedy, kiedy byliśmy już ze sobą, ale ty byłeś na misji — mówiła rozmarzonym tonem. — Była pełnia i Gaara tak mnie wykończył rano, że nie zauważyłam nawet jak zasnęłam. Potem zastałam kartkę na stole i wyjaśnienie, że za spóźnienie Rada zasypała go toną dokumentów.
— Kochany mężczyzna. Zawsze o tobie myśli. — Miał wyjść złośliwy ton, ale wyszło na to, że chwalił go. Cóż… zwali wszystko na alkohol.
— A ty go polubiłeś ostatnio? — Sayuri z zadziwiającą, jak na jej stan, bystrością umysłu patrzyła na niego.
— Ciężko byłoby go nie polubić — zaśmiał się. — Ale wydaje mi się, że lubię go od paru lat, a teraz jestem do niego niemal tak przywiązany, jak wtedy, kiedy był dzieckiem.
— Na pewno był uroczy. — Sayuri westchnęła rozmarzona.
Kankuro miał nieodparte wrażenie, że bardzo rozczulały ją małe dzieci. Cholera… że też nie mógł wymyślić jakiegoś sposobu, by wzięli ten przeklęty ślub. Wtedy bachorki na pewno rozgrzałyby jej serduszko.
— Masz jeszcze jakieś historie z nim związane? Te słodkie, nie przerażające — uściśliła.
— Czy ja wiem… — Zastanowił się. — To po prostu musiałabyś zobaczyć… Jak się razem śmialiśmy albo bawiliśmy. Raz się rozpłakał. — Widział, że bardzo chciała usłyszeć tę historię. — Pytał, jak to jest, że małe roślinki rosną tak duże. Wytłumaczyliśmy mu, że trzeba je podlewać, dać odpowiednią ziemię i tak dalej… Zasadziliśmy razem jednego kwiatka, ale kilka dni później, jakiś shinobi zdeptał go nam. Płakał, a my próbowaliśmy go uspokoić. Miał bardzo silne płuca…
— A jaka jest najbardziej przerażająca historia?
Oj, nie powinna poruszać tego tematu, choć z drugiej strony… Z większym spokojem potrafił o tym mówić.
— To wcale nie historia z Shukaku — powiedział powoli. — To było… jakieś pół roku po tym, jak staliśmy się drużyną. Byliśmy na misji i trafiliśmy na przeciwników. — Wzdrygnął się. — Była ich dobra dwudziestka. Uciekliśmy z Temari, ale z daleka widzieliśmy, jak… w sumie to chyba dobre określenie… bawi się z nimi. Wiesz, piaskiem łapał za nogi i obijał o najbliższe otoczenie.
Sayuri też się wzdrygnęła.
— A potem… Cóż, finał zawsze był taki sam.
— Jakim cudem tak go pokochałam, co? — Sayuri nadal miała problemy, by przyswoić te dwie osobowości. — Ja wiem, że to o czym mówisz, to prawda, ale…
— Nie myśl o tym. — Kankuro wzruszył ramionami. — Gdybym nieustannie o tym myślał, chyba bym zwariował. Też się do niego bardzo przywiązałem. Ale teraz… widzę, jak czasem ma taki smutek w oczach, gdy wspomnimy o jakiejś sytuacji, kiedy był właśnie taki.
— Powiedział mi kiedyś, że nie czuje się człowiekiem.
Na pewno była bardziej pijana niż zazwyczaj, bo rzadko, a właściwie jeszcze nigdy, nie zdradzała ich prywatnych rozmów.
— A właściwie, że człowiekiem czuje się od niedawna. Myślę, że to bardzo smutne. Chciałabym, żeby czuł się człowiekiem. Bo przecież nim właśnie jest... tylko z dodatkiem demona.
— Masz rację — przyznał. Nigdy się nie zastanawiał, jak to jest mieć w sobie taką potęgę i tak przerażające umiejętności. — Chyba to, co robimy, że tak go właśnie traktujemy, to… coś dobrego dla niego.
— Też tak myślę. — Sayuri wypiła kolejne łyki. — A ty naprawdę nie myślałeś nigdy, żeby być z kimś? Dłużej niż kilka nocy?
— Myślałem — przyznał. — Problemem jest to, że wiem, że będę nieuczciwy. Nie uda mi się być wiernym, choć… to byłoby miłe, mieć świadomość, że ktoś na mnie czeka w domu. — Zaśmiał się wesoło. — Ale od pewnego czasu to ty pełnisz taką funkcję.
— Ja?
— Gdyby dodać kontakty fizyczne, żylibyśmy całkiem jak małżeństwo. — Przedstawił jej swoje pijackie przemyślenia. — Zastanów się. Spędzam z tobą tyle czasu, jak jeszcze z żadną kobietą. Uwielbiam… i wcale nie przesadzam… rozmawiać z tobą, droczyć się. Pomagam nawet w obowiązkach i naprawdę przywiązałem się do ciebie. Ale nigdy nie myślałem, że chciałbym cię tak skrzywdzić. Nawet gdybyś nie była z Gaarą, nie zrobiłbym ci takiej przykrości, jak niewierny partner.
— To jestem twoją prawie-żoną i nie-bratową równocześnie. — Zaśmiali się. — Ja też cię strasznie lubię — wyznała. — Jak tak myślę, że w sumie zdradziłam Konohę, to tylko z waszego powodu.
Patrzył na nią uważnie.
— Gdyby… gdybyście okazali się być tacy, jak mi o was mówiono, to zapewne na poważniej zajęłabym się szpiegowaniem was.
— W sumie… wiesz co jest zabawne?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
— My jesteśmy tacy, jak ci mówiono. Ale to na misjach albo gdzieś poza własnym towarzystwem. Jak moglibyśmy nie być? Wychowywano nas w duchu takiego okrucieństwa, a ja i Temari całkiem nie zwariowaliśmy, bo mieliśmy siebie. Nie dziwię się, że większość shinobi z Suny to takie skurwysyny.
— A powiedz mi… bo ja chyba nie do końca pojęłam, jak to wygląda. — Wyglądała na zamyśloną. — Temari mówiła, że awansowaliście.
Skinął głową.
— To kim wy w sumie jesteście, że wiecznie siedzicie w domu?
— Temari powoli wypracowuje sobie pozycję przy dyplomacji — wyjaśnił. — To, co musi teraz robić, to przeglądać archiwa związane z kontaktami z innymi ośrodkami politycznymi, ale się z tym kryje.
— Dlaczego?
— Bo choć lubi to, co robi udaje, że chciałaby być bardziej aktywnym shinobi. A ja… na razie nie ma potrzeby, bym cokolwiek robił.
Patrzyła na niego zdumiona.
— Z rzadka pracuję na przesłuchaniach. Zazwyczaj posyłają właśnie mnie po zdrajców i przesłuchuję ich. W wiosce rzadko mam coś do roboty, inna grupa zajmuje się kontrolą nastrojów wśród shinobi.
— O kurwa… — Sayuri wyraźnie zbladła. — Ty jesteś Ibikim.
— Ibikim? — powtórzył zdumiony.
— To ty byś mnie przesłuchiwał, gdybym zbyt szybko się zdradziła.
Kankuro również wyglądał niewyraźnie. Był niezwykle skuteczny, ale to zadanie czasami mu nie odpowiadało. Na przykład przy Sayuri… Gdyby musiał to zrobić, odchorowywałby to przez długie miesiące.
— Więc lepiej nie zdradzaj mojego braciszka, bo wiesz co ci grozi — zażartował i udało mu się rozluźnić atmosferę.
— Jesteście tak pijani, że rozmawiacie o jakiejś teoretycznej sytuacji, czy mam się martwić?
Nie usłyszeli, kiedy Gaara wszedł. Spojrzeli na niego. Wyglądał na przeraźliwie zmęczonego, ale Sayuri chyba tego nie dostrzegła. Potykając się o własne nogi, rzuciła mu się w ramiona. Gaara ledwo ustał na nogach i szybko usiadł na krześle.
— Widzę, że z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej.
Wymienił z bratem rozbawione spojrzenia.
— Nigdy bym cię nie zdradziła. — Sayuri nie puszczała go. Trzymała z całą mocą swoich słabych ramion. — Choćbym miała zginąć, nie dotknę żadnego mężczyzny — przysięgła uroczyście.
Bracia wybuchli śmiechem.
— Kankuro możesz dotknąć w sytuacji życia i śmierci — zaśmiał się Gaara i zaczął zataczać okręgi na jej plecach.
— Tak duże zaufanie we mnie pokładasz. Może to mi wynagrodzi fakt, że zostałem nieoficjalnym ochroniarzem Sayuri.
— Widzę, że niespecjalnie ci to przeszkadza. — Gaara spojrzał wymownie na szklankę Sayuri i puste butelki leżące na stole. Ze zdumieniem odkrył, że jego kobieta zasnęła mu w ramionach, na siedząco. — Bogowie… co ty z nią zrobiłeś, że tak szybko zasnęła?
— Co alkohol zrobił — zakpił Kankuro. — Zapanuj trochę nad tą szaloną niewiastą.
— Co zrobiła? — Gaarze nie schodził uśmiech z ust, gdy tak tulił ją do siebie.
— Choć próbowałem ją powstrzymać, to słyszałem peany na twoją cześć. — Uśmiechnął się złośliwie. — Wiesz, że jesteś niesamowicie miłym, wesołym, troskliwym i pełnym miłości dla niej człowiekiem?
Gaara nieco się zmieszał.
— Całkiem miłe rzeczy. Myślałem, że będzie gorzej — próbował zażartować, ale widząc nie do końca trzeźwe, złośliwe spojrzenie brata, wiedział, że to nie koniec. — Co jeszcze?
— Sześć razy. — Kankuro zachichotał. — Muszę przyznać, że mi zaimponowałeś, mały braciszku.
— Cholera… — Gaara przez chwilę był zszokowany, ale w końcu wybuchnął śmiechem. — A ty całkiem dobrze się bawiłeś, jak mniemam?
— Sam mnie pchasz w jej ramiona, choć… — Zastanowił się. — Bardziej adekwatnym określeniem w tej sytuacji byłoby, że pchasz mnie wprost w jej pijackie usta.
— Wiem, że to uciążliwe. Ale nie mam jak…
— Nie musisz się tłumaczyć. — Kankuro ziewnął. — Jutro ci jeszcze trochę dopiekę, ale teraz padam z nóg. Weź ten swój skarb z dala ode mnie, bo znowu usłyszę coś, czego nie powinienem.
— Dziękuję, Kankuro — Gaara patrzył, jak jego brat wstawał, a po chwili próbował pewnym krokiem iść w kierunku sypialni.
— Nie ma sprawy.
Zanim Kankuro zamknął się w swojej sypialni, do Gaary dotarł jego rozżalony głos Mnie nikt nie zaniesie do łóżka.
Był wykończony, ale na pewno było lepiej niż kilka miesięcy wcześniej. Świadomość, że miał kogoś tak bliskiego, jak właśnie chrapiąca w jego ramionach Sayuri, dawało mu tyle siły, że nie mógł w to uwierzyć. Shukaku zdawał się być nic nieznaczącym problemem. Teraz co prawda był nieco osłabiony i wytrącony z równowagi, ale i tak regenerował się w zdumiewającym tempie. Jeszcze chwilę posiedział przy stole, próbując się zebrać i w końcu wstał, nadal tuląc do siebie Sayuri. Że też tak rozwiązał jej się język, ale… Z czułością pomyślał, że tak właśnie o nim mówiła.


**************************

Przyznam, że zastanawiałam się, czy tłumaczyć się z tych drobnych zmian na blogu, czy nie. Może nie będę zagłębiała się w szczegóły, ale wypada nakreślić choć ogólny obraz. 

Od zawsze miałam ogromny problem z czytaniem na komputerze i każdą rzecz kopiowałam do Worda, żeby sformatować tekst tak, żeby nie wypaliło mi oczu. ;) Z pisaniem było jeszcze gorzej. Kiedy próbowałam pisać poprawnie (jak ścianę tekstu), kończyło się to natychmiastowym zamknięciem dokumentu tekstowego. Lubiłam pisać i nie chciałam odpuszczać tego odprężającego hobby, więc olałam poprawny zapis i powstała wtedy ta dziwna forma, która do niedawna wisiała na blogu (w sumie nadal wisi w przypadku Odpowiedzialności).

Niedawno ktoś uświadomił mnie (błagam, nie komentujcie mojego geniuszu...), że mogę zachować te przerwy między akapitami i równocześnie zapisywać poprawnie. I oto jestem, z poprawionymi opowiadaniami. Nie jestem pewna, czy po tylu latach pisania w sposób niepoprawny dam sobie radę, więc wszelkie uwagi będą pomocne.

Miłego weekendu. :)

6 komentarzy:

  1. Czyżby zbliżał się egzamin na chuunina? O nie... to znaczy, że też koniec spisku :< Jestem ciekawa co wyciśniesz z tych fillerów x) Nie dziwię się Gaarze, że był rozbawiony wymówkami Sayuri do Shiry x) A rozmowa między Sayuri, a Kankuro - złoto. Mam nadzieje , że co pełnię będziesz wstawiała ich rozmowy. Prawie-mąż xD I te łóżkowe dodatki. Sayurka się chyba za bardzo rozgadała x) Nie, serio, ciężko mi napisać wszystkie przemyślenia, ael było naprawdę super! A co do tych zmian, to ich nie zauważyłam nawet x) W sumie jak tak teraz patrzę, to rzeczywiście wygląda to bardziej przejrzyście.

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zmiany zostały pozytywnie przyjęte :) Skoro pojawił się wątek Shiry, to i egzamin na chuunina, co? ;) Oczywiście masz rację.

      Przyznam się, że kiedy po raz pierwszy pisałam o pijackich rozmowach Sayuri z Kankuro, spodobało mi się to tak bardzo, że nie odmawiałam ich pisania w przyszłości. W nich mogłam trochę popłynąć - rzucić absurdem, niestosownym komentarzem, ale też pokazać, że ich relacja się rozwija.

      Usuń
  2. Haha... Ibiki stanął mi przed oczami i próbuję porównać go z Kankuro. Efekt jest nieco przerażający. Myślę jednak, że gdyby Kankuro dorobił się blizny na twarzy, byłby... hm, atrakcyjniejszy.
    Co zaś do reszty rozdziału, ten dialog niezwykle poprawił mi humor. Zresztą, jak zauważyła Alba - rozmowy Kankuro z Sayurką rządzą. To tego rodzaju relacja, która pokazuje, że przyjaźń jest równie cenna (oraz ciekawa w opisywaniu) co miłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że Kankuro wypada lepiej niż w pierwotnej wersji :P Przez to, że musiałam bawić się tą postacią, został trochę stonowany.

      Usuń
  3. Shira-kun! Cudowny chłopie. Śmiechłam, kiedy przeczytałam jak zwrócił się do Sayuri. Wyobraziłam sobie jego niepewną minę i rozbiegane spojrzenie, kiedy mówił Sayuri-sama.
    Jej tłumaczenia tez były niezłe Gaara… znaczy Kazekage… Kazekage-sama jest tak miły, że trudno nie mówić mu po imieniu

    Muszę pochwalić Cię za dialogi. Ostatnio są coraz lepsze. Wychodzą bardzo naturalnie. Niekiedy można trafić na takie sztuczne, sztywne teksty postaci, ale nie u Ciebie. I chwała Ci za to!

    Buziaki~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy pamiętasz szczegółowo te kilka odcinków, ale w moim odczuciu ta para, Shira i Lee, była genialna. Chyba nabrałam ochoty, żeby przejrzeć jeszcze raz fillery z nimi :D

      Usuń