sobota, 11 maja 2019

Tylko przyjaciel – Rozdział 10

Gaara otworzył oczy i przez długą chwilę jego umysł nie był w stanie funkcjonować na normalnych obrotach. Leżał z otwartymi oczami i wpatrywał się w białą, nieco zakurzoną przestrzeń nad jego głową. Dopiero kiedy uświadomił sobie, że ową przestrzenią był sufit, przeraził się nie na żarty. Sufit?! Był w jakimś pomieszczeniu?! Co to miało znaczyć?! Jakim cudem tu trafił?! Czyżby Shukaku się uwolnił, kiedy...
Natychmiast usiadł na łóżku i jego zazwyczaj blada twarz, zdawała się być kredowo-biała. Musiał być nieprzytomny, a skoro tak, to Shukaku się uwolnił. Ale co z Sayuri?! Była w śmiertelnym niebezpieczeństwie. A co jeśli...
Chwycił się za głową i powstrzymywał całą siłą woli, by nie zacząć wrzeszczeć. Ten strach, ból, który właśnie przeżywał, świadomość, że ktoś przez niego w najlepszym wypadku cierpiał... Nie, był pewien że jeśli ją... Po prostu powinien zniknąć, przestać istnieć. Nie miałby wówczas prawa żyć.
Jednym, płynnym ruchem zrzucił z siebie koc i pospiesznie zaczął zdejmować te absurdalne szpitalne ubrania i wcisnął się w swoje równo ułożone rzeczy, które leżały na szafeczce przy łóżku. Nigdy nie spał, nie rozumiał więc dlaczego jego ciało było takie słabe, takie... powolne. Nie potrafił nad nim w pełni panować, a przecież teraz liczyła się każda sekunda. Musiał jak najszybciej... Nie mógł, po prostu nie mógł dokończyć żadnej myśli, która prowadziła go do jedynego, logicznego i okrutnego rozwiązania. Bo chociaż znał odpowiedź, musiał ją jak najszybciej usłyszeć od kogoś. Usłyszeć te słowa, które całkiem go zniszczą i sprowadzą na drogę samozagłady. Bo po co miałby dalej wegetować w tym świecie? Bez niej... łagodniejszą karą była śmierć niż dalsze życie.
Ignorując, tłumiąc w sobie wszelkie emocje, wypadł ze swojej sali. Być może gdyby zrobił to wolniej, nie tylko wyszedłby porządniej ubrany, ale także jego współlokator ze szpitalnej sali opowiedziałby mu co właściwie się stało, kiedy był nieprzytomny. Ale Gaara był do tego stopnia wzburzony, że nie zauważył, że założył spodnie na lewą stronie, że kilka bandaży ciągnęło się za nim, że jego koszulka była zapięta nie na te guziki co trzeba. Po prostu musiał już usłyszeć wszystko i przestać istnieć. Nie wiedział jeszcze na co się zdecyduje, jego myśli były zbyt chaotyczne, żeby zastanowić się nad jakimś planem. Ale... czy już wiele miesięcy wcześniej nie zdecydował się już jaki będzie jego koniec? Jak postąpi, kiedy minie punkt bez powrotu? Gdyby stracił dziewczynę w jakikolwiek inny sposób, być może potrafiłby logicznie myśleć. Być może umiałby zamknąć się z powrotem za wysokim murem dystansu i chłodu, którym wcześniej był otoczony. Ale z momentem, kiedy ona umarła z jego ręki...
Przystanął, kiedy w końcu we własnych myślach nazwał rzecz po imieniu. On ją zamordował. Resztkami woli, resztkami sił powstrzymał się, by już nie zrealizować planu, który narodził się wiele miesięcy wcześniej. Najchętniej już poddałby się woli Shukaku, który był niesłychanie cichy, jak przyczajony drapieżnik, który tylko czekał, aż jego ofiara załamie się całkiem. Gaara przechodził szybkim krokiem po szpitalnych korytarzach.
Dokąd iść? Kogo spytać? Nagle jak na zawołanie w bocznym korytarzu mignęło mu coś różowego. Różowe włosy? Tak, to ta sama dziewczyna, którą kilka miesięcy wcześniej omal nie zamordował... Bogowie czy na tym świecie istniała choćby jedna osoba, której nie skrzywdził?! Odsunął od siebie te niezwykle bolesne myśli. W szybkim tempie dopadł do niej i chwycił za ramiona, odwracając w swoją stronę.
Sakura zamarła. Wcześniej, kiedy go leczyła podczas misji, zdawał się być opanowany, zrównoważony. Ale teraz? Jego oczy błyszczały w szaleńczy sposób, jego ubiór świadczył o kompletnym chaosie poczynań, a żelazny uścisk na ramionach wcale nie słabł, tylko boleśnie ranił.
— Gdzie ona jest? — warknął, nie zważając na nic. Co z tego, że był w obcej wiosce, że właśnie straszył jedną z tutejszych kunoichi... Moment... a więc był w Konoha. Ale czy miało to w tej chwili jakieś znaczenie? Nie. Świdrował ją spojrzeniem i ignorował przerażenie malujące się na jej twarzy. Była do tego stopnia przestraszona, że nie mogła wydusić z siebie głosu. Powstrzymał się przed zabiciem tej bezużytecznej istoty. Skoro była medykiem, to musiała wiedzieć, gdzie trzymają ciała, ale... czy jakieś w ogóle zostało? — Gdzie?! — Potrząsnął nią, nie zwalniając uścisku na jej ramionach.
— A-ale... — Sakura w końcu odzyskała zdolność mówienia. — Ta... Sayuri leży na sali naprzeciw twojej
Gaara już miał puścić się biegiem z powrotem, kiedy zrozumiał sens słów tej dziewczyny.
— Żyje?
Sakura skinęła głową, a po chwili poczuła, jak żelazny uścisk słabnie. Odważyła się spojrzeć na przerażającą postać naprzeciw niej. W tej chwili widziała u niego całą gamę uczuć, a coś, co zdecydowanie przeważało, to ulga. Mogła niemal usłyszeć jak całe napięcie, agresja i paniczny strach uchodził z niego. Jego oczy przestały rzucać mordercze błyski, a on sam uspakajał się.
Puścił ją i całkiem bez sił osunął się po ścianie. Miała wrażenie, że zemdleje, ale nie. Po prostu był bezsilny.
Kiedy to niewyobrażalne napięcie minęło, nie miał już sił ustać na nogach. Taki... stres, strach. Tego nie przeżył nigdy. Nie spodziewał się, że troska o drugą osobę mogła być tak niszczycielska. Podkurczył kolana, oparł na nich łokcie i chwycił się za głowę, próbując uspokoić zarówno oddech, jak i rozszalałe myśli.
Sakura zawahała się, ale chyba powinna go uspokoić. Nie kierowała się jedynie faktem, że prawdopodobnie bardzo zależało mu w tej chwili na uspakajających słowach, myślała także o tym, jak nieobliczalne zdarzało się być jego zachowanie i powinna podjąć próbę pohamowania jego poczynań.
— Jej życiu nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo. — Pochyliła się nad nim, by nie robić widowiska i nie pozwolić innym podsłuchać tej rozmowy. — Po prostu zużyła zdecydowanie zbyt wiele chakry i straciła przytomność. Najpóźniej za kilka godzin już wszystko będzie dobrze.
Gaara uniósł głowę i Sakura widziała wypisaną w jego oczach wdzięczność za tę informację. Bogowie... kiedy tylko nie zachowywał się jak psychopata, można było dostrzec jak bardzo się zmienił fizycznie przez ten czas kiedy go nie widziała. Urósł, zdecydowanie. Ale też jakby... zmężniał. Jego rysy stały się bardziej wyraziste, już nie tak dziecinne jak wcześniej, nabrał trochę mięśni, a jego niespotykane oczy przyciągały z jakąś trudną do odgadnięcia siłą.
— Przepraszam.
— To nic...
Wysiliła się na sztuczny uśmiech. Dlaczego najdziwniejsze myśli przychodziły jej do głowy, kiedy była blisko tego przerażającego chłopaka. Ze zdumieniem dostrzegła jak wstał i na nieco chwiejnych nogach ruszał w kierunku, z którego przyszedł. Co ją podkusiło, żeby dołączyć do niego?
Gaara zdziwił się, widząc ją, idącą obok niego. Czyżby chciała mieć go pod kontrolą? Cóż... rozumiał ją, ale był już całkiem spokojny. Jeśli Sayuri absolutnie nic nie zagrażało, to czym miał się przejmować? To najważniejsze dla niego nadal istniało i podtrzymywało jego chęci do życia. Tylko to się liczyło, nic więcej.
— Jest dla ciebie ważna, prawda? — Zagaiła konohańska kunoichi, patrząc na niego z boku. Cholera! Kiedy zdążył tak się zmienić? Dlaczego nie dostrzegła tego choćby dzień wcześniej, kiedy go leczyła? Dlaczego dopiero teraz, w takiej sytuacji, widziała zmiany w jego wyglądzie? Przecież on, nawet w takim wydaniu, w kompletnie niechlujnym ubiorze, z plątaniną włosów na głowie, z tym szaleńczym błyskiem w oku był niesłychanie pociągający.
— Najważniejsza.
Jego głos zmusił Sakurę do powrotu do rzeczywistości. A słowa wylały na nią kubeł zimnej wody. W jego głosie brzmiała taka pewność, brak najmniejszego zawahania, że zrozumiała już, że nikt poza tą dziewczyną nie miał szans na bycie tak blisko niego.
Zresztą... Sakura prawie wybuchła śmiechem. Przecież tak naprawdę on jej nie interesował. Dla niej liczył się tylko Sasuke. Po prostu była zaskoczona swoim odkryciem, tym, że tak wyprzystojniał i przez chwilę zatraciła poczucie rzeczywistości. Ale czy na pewno tylko tyle? Chyba tak. Bo nawet gdyby było inaczej, bała się go zbyt mocno, by pozwolić sobie na cokolwiek poza rozmową.
— To te drzwi — oznajmiła, kiedy doszli do odpowiedniej sali. — Nie będę wam przeszkadzać.
Gaara jej nie słuchał, co Sakura odczuła boleśnie. Nie podziękował jej, nie skinął choćby głową, tylko natychmiast skierował swoje kroki w kierunku pomieszczenia, gdzie leżała Sayuri. Przez chwilę patrzyła zazdrośnie na ten widok. Gdyby Sasuke poświęcił jej choć ćwierć z uwagi, jaką ten potwór poświęcał dziewczynie, mogłaby umrzeć szczęśliwa...

***

Gaara wszedł do sali i rozglądał dookoła. Wiele łóżek, lecz wszystkie puste. Co to miało znaczyć, do cholery?! Czyżby go okłamała, by go okiełznać?
Nagle dostrzegł, że jedno łóżko otoczone było parawanem. Już chciał się tam skierować, ale kiedy znalazł się na krok od celu, zamarł. Co jeśli jednak, wbrew słowom Sakury, skrzywdził Sayuri? Co jeśli była w krytycznym stanie? Czy miał odwagę przekonać się? Z wahaniem wykonał ten ostatni krok i rozsunął nieco zasłony.
Po raz kolejny tego dnia niesłychana ulga pojawiła się na jego twarzy. Sayuri nic nie było. Nie miała choćby jednego zadrapania. Usiadł na małym, niewygodnym taborecie przy jej łóżku i dłońmi chwycił swoją głowę. Co za ulga… Jak bardzo się bał, że swoim postępowaniem skrzywdził ją, zabił... Ale... czy w takim razie miał prawo dalej z nią przebywać? Czy ona będzie tego chciała? Przecież coś musiało się wydarzyć, skoro był nieprzytomny. Sayuri musiała w końcu, po tylu latach, widzieć Shukaku żyjącego wewnątrz niego. Przeszły go niezbyt przyjemne dreszcze.
Zdanie innych go nie obchodziło, nawet jego dopiero co zdobyta uczennica go nie obchodziła. Jedynie Sayuri... Ale jak da radę żyć, kiedy odwróci się od niego? I choć była to niezbyt przyjemna świadomość, nie było to już to samo, co czuł kiedy myślał, że ją zabił. Teraz jedynie odczuwał niepokój, że ponownie będzie zmuszony wrócić do samotności. Ale wolałby już do końca życia pozostać całkiem sam, niż żyć ze świadomością, że ją skrzywdził.
— Tak się spieszyłeś, że nie mogłeś nawet zajrzeć do lustra?
Otrząsnął się z myśli i spojrzał na nią. Zrozumiał, że dziewczyna wcale się od niego nie odwróci, jakby całkiem zignorowała uwolnienie Shukaku, jakby nie miało to dla niej najmniejszego znaczenia. Kim była?
Zerknął na jej wesoły uśmiech, na oczy, które jak zwykle kryły w sobie wesołe ogniki i nie wytrzymał. Tak po prostu, pękła w nim tama, bariera, którą długo w sobie pielęgnował. Rzucił się na nią i przyciągnął do siebie, nie mogąc nad sobą zapanować. Tak rozpaczliwie jej potrzebował. Wtulił się w tę niezwykłą dziewczynę, schował twarz w jej długich włosach i po raz pierwszy od wielu długich, samotnie spędzonych lat szlochał.
Szlochał, jakby znowu miał pięć lat, jakby to wspaniałe uczucie, ten przyjemny ból całkiem wymazywał wszystko co złe, okrutne, nieludzkie. Jakby jej bliskość mogła wszystko zmienić.
Sayuri przez chwilę nie była zdolna do ruchu. Jak bardzo mogły zmienić się stosunki dwójki ludzi? Przecież właśnie w tej chwili na jej piersi leżał potwór, który zabił niezliczoną ilość osób, który nigdy nie okazywał emocji i płakał, szlochał w jej ramionach. Zmrużyła oczy i czułym gestem zaczęła wodzić dłonią po jego plecach. Delikatnie, ostrożnie jedną dłoń zatopiła w jego włosach i z czułością ułożyła swoją głowę na jego. Jak długo czekał na taką relację z kimkolwiek? Jak bardzo był samotny przez te wszystkie lata, tego nie mogła, ani nawet nie chciała sobie wyobrażać.
I chociaż ta chwila z pewnością była dla niej nieco krępująca (w końcu była niemal naga, nie licząc jakiejś szmaty szpitalnej), to nie pozwoliła by swoim zachowaniem zakłócić tak intymny moment, kiedy chłopak rozpaczliwie potrzebował jej bliskości. Ale dlaczego? Czy coś się wydarzyło, kiedy była nieprzytomna? Ale ostatecznie jakie to miało znaczenie? Po prostu jej potrzebował, a ona postanowiła, że nigdy go nie zawiedzie, w przeciwieństwie do innych ludzi.
— Cicho... spokojnie... — szeptała mu do ucha. — Gaara... co się stało?
Ale chłopak najwidoczniej nie miał zamiaru przerwać tego oczyszczającego szlochu. Nie chciał choćby na ułamek sekundy oderwać się od niej, od osoby, która jako jedyna potrafiła dostrzec w nim człowieka, którym przecież był, która potrafiła pokazać mu inny świat, od tego okrutnego i przerażającego, który tak doskonale znał. Jak mało wyrażało słowo lubić, ale jak inaczej miał określić swoje uczucia do niej?
Jakim prawem zdobył tak cenną więź? Bo teraz już był świadom, że nawet Naruto, która nauczył go, czym była przyjaźń, tak naprawdę nic nie wiedział o tym, jak blisko mogli być ze sobą ludzie. Bo gdyby wiedział, jego walka z nim byłaby jeszcze bardziej zażarta. Gdyby czuł do tej całej Sakury czy Sasuke choćby połowę tego, co on czuł do Sayuri, w jednym ułamku sekundy byłby w stanie go zgnieść, by tylko nic im się nie stało. Gaara już wiedział, zdawał sobie sprawę, że gdyby teraz ktokolwiek zagroził dziewczynie, był w stanie wykrzesać w sobie doprawdy przerażające pokłady mocy.
— S-sayuri — wyjąkał, nie odrywając się od niej. — Przepraszam... ja tak bardzo przepraszam. — Już nieco się uspokoił, ale jeszcze nie był gotów opuścić jej ramion, tego ciepła, którym był otoczony przy niej. W końcu znalazł wszystko to, czego poszukiwał od zawsze. Zrozumienie, akceptacja, poczucia wspólnoty i bezpieczeństwa. — Nie chciałem, żebyś musiała to oglądać...
— Daj spokój. Chyba wiesz, że nie jestem aż tak głupia. Już dawno ci powiedziałam, że naprawdę zdaję sobie sprawę, że ty i Shukaku to dwa oddzielne byty. Ale przecież nie jestem tak nierozgarnięta, by sądzić, że to nie jest część ciebie.
Skąd ona się urwała? Jakim cudem potrafiła go tak doskonale rozumieć? Ale... czy tak po prostu nie było? Czy jeśli ludzie byli blisko siebie, potrafili zrozumieć się bez słów?
— Dziękuję. — W końcu odnalazł w sobie siły i wypuścił ją z uścisku. Spojrzał na nią i zrozumiał, że tak naprawdę nie miał się czym przejmować. Wybrała stronę i będzie się tego trzymać. Nieśmiało uśmiechnął się do niej.
— Ale chyba nie sądzisz, że pójdę w twoje ślady i tak niezdarnie się ubiorę.
Gaara z łagodnym, ciepłym wyrazem twarzy patrzył na nią. Nie potrafił znaleźć słów, które opisałoby wszystko co do niej czuł, ile dla niego znaczyła. Ale ona chyba to rozumiała, prawda?
— Chyba nie zrozumiałeś mojej subtelnej sugestii, byś stąd wyszedł i dał mi się ubrać, co?
Uśmiechnęła się do niego łobuzersko, a on pokraśniał na twarzy, ale posłusznie wstał i wyszedł z sali.

***

Piątka shinobi z Suny ruszyła spod bram Konohy, żegnana przez leniwego, konohańskiego geniusza strategii, Narę Shikamaru. Sayuri nie mogła oprzeć się wrażeniu, że kiedy Temari się z nim żegnała, nie wyglądało to wcale na jedynie koleżeńskie stosunki.
— Gaara-sensei...
Pozostała czwórka spojrzała w oczekiwaniu na Matsuri. W końcu Sayuri zrozumiała, kto był uczennicą Gaary i można powiedzieć, że od razu poczuła dziwne dla niej ukłucie niepokoju. Dlaczego ta dziewucha wodziła za nim tak zachwyconym, pełnym uwielbienia wzrokiem? Kim właściwie stał się dla niej chłopak, kiedy tak niestrudzenie ruszył za nią?
— Czy podczas podróży możemy trenować?
Gaara wzruszył ramionami z obojętnym wyrazem twarzy. Jeśli miała na to ochotę, to nie miał nic przeciwko. A jeśli nie będzie spowalniać wędrówki, można nawet powiedzieć, że to dobry pomysł.
Nikt spośród idącej wolnym krokiem piątki nie rozmawiał ze sobą na temat wcześniejszych zdarzeń. Gaara obawiał się reakcji rodzeństwa na ponowne oglądanie drzemiącej w nim mocy, a oni po prostu uznali, że Sayuri wszystko mu wyjaśniła. Gaara czuł, że nie tylko dziewczynę powinien przeprosić, jego rodzeństwo również na to zasługiwało.
Matsuri, od niedawana uczennica już ubóstwianego Gaary, patrzyła ze zdumieniem na idących obok ludzi. Sama czuła się nic nieznacząca i dziwiła się, widząc trójkę dzieci Kazekage, którzy tak swobodnie rozmawiali z tą dziewczyną, której nie znała.
Kim była? Jak udało jej się ich odnaleźć? I przede wszystkim... dlaczego Gaara-sensei był tak rozluźniony w jej towarzystwie? Widziała z jaką swobodą z nią rozmawiał, jak szukał wzrokiem jej oczu, jak, chyba nieświadomie, zmniejszał dystans fizyczny między nimi.
Matsuri ze złością zrozumiała, że ta dziewczyna wcale nie była wniebowzięta ani dumna, tylko traktowała to jak coś normalnego, jakby właśnie takie mieli stosunki. Ale kim ona była? Niby cała wioska huczała od plotek na temat jakiejś dziewczyny, która zakręciła się w pobliżu demona, ale nikt nie miał pojęcia w jakim celu.
Późnym popołudniem zdecydowali się, by rozbić obóz na noc. Znaleźli polankę dość blisko granicy z krajem Wiatru, wiedząc, że gdyby jeszcze tego dnia weszli na pustynię, nie mogli liczyć na zbyt komfortowe warunki noclegu.
Matsuri nalegała, by Gaara przeprowadził z nią trening, a chłopak uległ jej prośbie. Zresztą... w tak dużym towarzystwie nie miał co liczyć na chwilę prywatności z Sayuri, więc przynajmniej miał jakieś wytłumaczenie dla samego siebie, by nie podejść do rodzeństwa i nie musieć zmuszać się do przeprosin, które był im winny.
Kankuro, Temari i Sayuri rozłożyli się pod drzewem rosnącym na skraju polany, ochraniając się tym samym przed słońcem i w duchu lenistwa obserwowali trening, który odbywał się przed ich oczami. Czasem któreś z nich odezwało się do siebie, czasem długo siedzieli w ciszy, ale przecież nie było potrzeby na siłę zmuszać się do rozmowy. Znali się na tyle dobrze, by nie zachowywać się sztucznie przy sobie, jak to zazwyczaj bywało z osobami nowo poznanymi.
Po dość długim treningu Matsuri była wykończona i ruszyła do nieopodal płynącego strumyka, by nieco się obmyć. Nie mogła przecież być tak czerwona i spocona podczas podróży! Sayuri z kolei, na chwilę przed zakończeniem treningu, postanowiła rozpalić ognisko w obozowisku i rozpocząć przygotowania do obiadu.
Gaara zrozumiał, że lepszej okazji, by porozmawiać z Kankuro i Temari, nie będzie miał podczas podróży. Westchnął ciężko i z trudem stanął przed nimi.
— Ja... słuchajcie. — Nie miał pojęcia jak rozpocząć. Jakimi słowami przekazać im swoją skruchę. — Chciałbym was za tamto przeprosić.
— Przeprosić? — powtórzyła zdumiona Temari. — Ale za co?
Gaara miał ochotę uciec. Czy oni specjalnie znęcali się nad nim, by musiał mówić to na głos? By zmuszał się do powiedzenia tych kilku słów, których już nigdy nie chciał wypowiadać?
— Przecież... przecież Shukaku się uwolnił. — Zauważył ich zdziwione miny, które przeczyły jego słowom. — Prawda? — dodał, patrząc na nich oczekująco.
— Więc Sayuri nic ci nie mówiła?
Zaprzeczył ruchem głowy.
— On... się nie uwolnił.
Gaara wiedział, jak bardzo byli skrępowani podczas tej rozmowy, ale przecież rozumiał ich, on też nie czuł się najlepiej.
— Wydaje mi się, że Sayuri postawiła jakąś barierę...
Gaara rozszerzył oczy ze zdumienia na słowa brata i zerknął na krzątającą się w oddali dziewczynę.
— Właściwie nie mam pojęcia co to było, ale na pewno wykonała jakąś technikę i nic się nie wydarzyło.
— Rozumiem... — powiedział powoli — Więc... więc nic się nie zdarzyło?
— Chyba byś o tym wiedział, nie? — Temari próbowała brzmieć naturalnie.
— Raczej tak. — I Gaara zmusił się do sztucznego uśmiechu. Odszedł od stojącej przed nim dwójki i skierował w stronę Sayuri, by wyjaśnić tę kwestię, jednak na jego drodze pojawiła się Matsuri, której oczy błyszczały, a rumieńce pokrywały twarz — Tak?
— Gaara-sensej… jak często będziemy mieć treningi w Sunie?
— Nie myślałem nad tym — powiedział to tonem, który kończył jakąkolwiek dalszą dyskusję i wyminął stojącą przed nim dziewczynę. — Sayuri...
Właśnie mieszała w garnku, a Gaara na widok tej dziwnej mazi poczuł jak na jego usta zakradł się wesoły uśmiech.
— Tak? — Dziewczyna uniosła się z klęczek i otarła spocone czoło, patrząc na niego w oczekiwaniu.
— Właśnie rozmawiałem z Kankuro i Temari.
— Ok... to naprawdę niezwykłe — zażartowała i już miała powrócić do wykonywanej czynności, jednak Gaara ponownie jej przerwał, nim zdążyła choćby się schylić.
— Powiedzieli mi.
— Ale co? — spytała szczerze zdumiona.
Gaara poczuł się niepewnie. Wcześniej myślał, że z jakiś niezrozumiałych powodów nie chciała mu mówić o tamtym wydarzeniu. Ale teraz? Teraz nie był pewien niczego.
— Że postawiłaś barierę, żeby Shukaku się nie uwolnił. — Patrzył na nią uważnie, ale dla niej nie był to najwidoczniej temat ani przerażający, ani krępujący.
— Cóż... właściwie bez jego chakry nie dałabym rady tego zrobić. Ale tak, postawiłam ją. — Zawahała się. — To chyba dobrze... nie?
— Sayuri... — Przymknął oczy i powstrzymał wybuch śmiechu. Kim była ta dziewczyna? Na to pytanie chyba nigdy nie uzyska wyczerpującej odpowiedzi — Tak, Sayuri, to naprawdę wspaniale, że udało ci się to zrobić.
— I chyba na tym zakończymy, co? — Posłała mu wesoły uśmiech, pochyliła się nad garnkiem i pomieszała trochę w tej niezidentyfikowanej mazi. — Głodny?
Gaara, mimo bolesnego ssania w żołądku, pokręcił głową, a na twarzy Sayuri pojawił się szelmowski uśmiech.
— Gaara-sama, ty chyba oceniasz książki po okładce.

4 komentarze:

  1. Wooooww O_O No to coraz bardziej rozumiem czemu uważasz to za demo 'Gosposi'. Te przemyślenia Sayuri i Gaary pasowałyby tam jak ulał gdyby byli mlodsi! Trochę pognębiłaś Matsuri x) Nie wiem,, czy dobrze mi się wydaje, ale i za Sakurą chyba nie przepadasz x)

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matsuri musiała w końcu otrzymać choćby prztyczka w nos ;) A Sakura... Nie wiem. Po latach nie pałam już do niej negatywnymi emocjami, ale pozytywne się nie pojawiły :P

      Usuń
  2. Haha, ten obrazek Gaary, który wyszedł nieporządnie ubrany, bardzo przemówił mi do wyobraźni. Uważam to za słodkie, żeby gdzieś wybiegł w takim nieładzie, powodowany niepokojem o dziewczynę. Pewnie tym bardziej mnie to szokuje, że ja uważam go za pedanta ;) Bardzo ciekawa jest ta scena, którą napisałaś z perspektywy Sakury. Miłą odmianą było "zobaczyć" Gaarę oczami mało (żeby nie powiedzieć wcale) eksponowanej na tym blogu postaci z Konohy. I ta jej refleksja na temat Sasuke, bardzo trafna zresztą.
    Końcowa scena mnie rozbawiła, zwłaszcza Matsuri w roli natrętnej muchy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie w tym ff Gaara jest przedstawiany jako pedant. A ta niezwykła niedbałość dość mocno kontrastowała z jego normalnym postępowaniem ;)

      Usuń