Tym razem przez następne tygodnie nie tylko Gaara wpadał do Sayuri niemal codziennie. Ona również odwiedzała go i nierzadko także jego rodzeństwo.
Gaara zwierzył się jej z większości swoich zmartwień czy myśli, ale o pewnych sprawach nie wspominał świadomie. Nie potrafiłby opowiedzieć o swoim najwcześniejszym dzieciństwie. Domyślał się, że starałaby się to wszystko zrozumieć, ale nie była w stanie. Nie dlatego, że uznawał ją za głupią, ona po prostu nigdy nie doświadczyła tych wszystkich bolesnych chwil, nie musiała czuć obezwładniającego strachu na każdym kroku, nie musiała rozglądać się uważnie dookoła czy przypadkiem jakaś grupa ludzi nie chce skończyć jej życie. Jednym słowem nie była jinchuuriki.
Miał pewne przypuszczenia, że kiedyś się złamie i opowie jej również o tym, tylko na razie nie potrafił. Poza tym pozostawała jeszcze jedna kwestia, o której powinna usłyszeć, ale mógł już teraz przewidzieć jej reakcję. Odkąd zbliżyli się do siebie, przez ten tydzień, kiedy miała nastąpić pełnia, Sayuri dostawała nocne dyżury. Gaara za każdym razem uznawał to za błogosławieństwo i w samotności zmagał się z Shukaku, który był naprawdę zdesperowany w próbach uwolnienia się. Czym było to spowodowane? Nie był całkiem pewny. A właściwie można rzec, że nada zaskakiwał go upór demona w te właśnie noce.
Dlatego kiedy usłyszał, że Sayuri również i tego tygodnia musiała stawiać się nocami w szpitalu, odetchnął z ulgą. Chociaż z drugiej strony, z czystego egoizmu chciał by i tej nocy mu towarzyszyła, ale zaraz rozumiał jak wielkie ryzyko to mogło dla niej być i odpędzał od siebie te myśli.
Siedział w swoim ulubionym miejscu na półce skalnej i nie mógł oderwać wzroku od ogromnej tarczy księżyca. Co jakiś czas na jego twarzy pojawiał się grymas, kiedy Shukaku wyjątkowo ostro dobijał się do jego świadomości.
W tym czasie musiał być nieustannie czujny i nie pozwalał sobie nawet na chwilę zawahania. Oczywiście po tej nocy będzie odchorowywał ją przez przynajmniej cały następny dzień, ale już przyzwyczaił się do tego.
Z cichym westchnieniem zerknął na gwiazdy. Od dłuższego czasu miał wrażenie, że patrzyły na niego z rezerwą, jakby nie mogły go poznać po tym jak zaczął przyjaźnić się z Sayuri, ale tej nocy znowu zerkały kpiąco. Jakby oczekiwały na jego fatalny w skutkach błąd. Jak najszybciej oderwał od nich wzrok i ponownie powstrzymywał Shukaku. Miał wrażenie, że tej pełni było wyjątkowo źle. Chyba ten cholerny demon zrozumiał, że jego nosiciel już nie wróci do zabijania i nigdy już nawet przez chwilę, aż do śmierci Gaary nie zostanie uwolniony. I to właśnie dlatego dokazywał tak bardzo.
— Hej, dlaczego nie trenujesz?
Gaara zamarł na dźwięk jej głosu. Miała być przecież w szpitalu, do cholery!
— No co jesteś taki tajemniczy? — zaśmiała się i opadła naprzeciw niego, a jedno spojrzenie na chłopaka powiedziało jej, że coś jest nie w porządku. Jego czarne cienie pod oczami były tej nocy wyjątkowo widocznie na jeszcze bardziej niż zazwyczaj bladej twarzy, poza tym miała wrażenie, że nieco się rozszerzyły. Jego twarz wykrzywiona była w grymasie, a oczy błyszczały jak w gorączce. — Co się stało? — spytała pełnym troski tonem.
— Sayuri, odejdź.
Zachrypnięty głos wcale nie łagodził jego wizerunku w tej chwili. Nic nie mogła poradzić, że nieprzyjemny, zimny dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie.
— Chyba nie myślisz, że dopóki nie dowiem się co się dzieje, odejdę stąd na krok?
Dlaczego musiała być tak uparta?! Uparta i pełna troski, a nie strachu. Przecież już na pierwszy rzut oka powinna uciec stąd jak najdalej.
— Dlaczego nie jesteś w szpitalu? — Zmuszał swój umysł do nadludzkiego wysiłku. Z jednej strony powstrzymywał Shukaku, a z drugiej musiał w miarę trzeźwo myśleć i reagować.
— Nic się nie działo, to zostawili tylko jednego medyka. — Wzruszyła ramionami. — Ale nie odpowiedziałeś.
— Odpuść — warknął. Wcale nie zamierzał tak ostro reagować, ale nie potrafił nad sobą zapanować. I ten cholerny chichot wewnątrz niego... Będziemy mieli z nią zabawę, co?
— Dlaczego niby? — Udała, że nie słyszała jego tonu. — Gaara, przecież widzę, że coś jest nie tak. Myślałam, że...
— Tak?! — wykrzyknął. Nie panował nad sobą i stanął na równe nogi. — Co myślałaś?! Że chcę, żebyś odeszła z mojego życia?! Nie! Ja cię proszę, Sayuri, błagam, żebyś dzisiaj dała mi spokój! — Podszedł do niej i potrząsnął za ramiona. — Bo dzisiaj nie panuję nad sobą, nie chcę cię narażać, a on za nic nie odpuszcza! To chciałaś usłyszeć?! Shukaku za nic nie odpuszcza! Zadowolona? — warknął na koniec i opadł na swoje miejsce, zamknąwszy oczy.
Czuł pulsujący ból w skroniach i nagle dopadły go wyrzuty sumienia, mógł to inaczej... Nie, wcale nie mógł. Doskonale wiedział, że zareagował najłagodniej jak potrafił. Tak naprawdę powstrzymał się w ostatniej chwili przed pochwyceniem ją piaskiem i dość brutalnym przetransportowaniem do domu. Byle tylko stąd odeszła, żeby nie istniał choćby cień szansy, że ją skrzywdzi. Cholerny Shukaku.
Usłyszał jej ciche kroki. Odetchnął z ulgą. Miał nadzieję, że już jutro będzie w stanie przyjąć jego przeprosiny i wyjaśnienia. Zamarł, kiedy poczuł, że opadła obok niego. A jego mózg całkiem skapitulował, kiedy jej drobna, ciepła dłoń odnalazła jego rękę i uścisnęła.
— Rozumiem — wyszeptała cicho i jeszcze bardziej zacisnęła uścisk dłoni. — Po prostu posiedzę z tobą i razem pomilczymy, co? Chyba nie będę ci przeszkadzać?
W stanie kompletnego otępienia skinął głową. Takiej reakcji się nie spodziewał. Kontakt fizyczny, choć nic nie znaczący, ale tak... intymny, pełen zrozumienia i ciepła całkiem go zaskoczył. Coś go mocno ścisnęło za gardło i po prostu poddał się jej woli.
Plecami oparł się o kawałek skały za sobą i starał ponownie skupić na powstrzymywaniu Shukaku, który szydził z niego, przeklinał i co jakiś czas podejmował próby podporządkowania sobie jego umysłu, ale... w tych najgorszych momentach ściskał dłoń Sayuri, rozpaczliwie potrzebując jej spokoju i siły, którą mu przynosiła. W takich sytuacjach ona reagowała tak samo, odwzajemniała uścisk i przez chwilę łagodnie gładziła palcami zewnętrzną część jego dłoni.
Bogowie... jakim prawem spotkał kogoś takiego jak ona? Jakim prawem taki potwór, jak on, zasłużył sobie posiadać w tej niezwykłej dziewczynie przyjaciela? Oczy zaszły mu łzami, ale nie wstydził się ich. Spłynęło na niego niezwykłe szczęście. Wiedział, że tak naprawdę nic nie rozumiała, niby jak miałaby zrozumieć tę nieustającą walkę wewnątrz niego? Ale swoją postawą pokazywała mu, że niezależnie od wszystkiego będzie dla niego oparciem.
Poczuł jak jej głowa delikatnie opadła mu na ramię, ale jeszcze nie spała. Jej oddech był zbyt płytki. Jednak po godzinie w tej pozycji prawdopodobnie nie mogła już odżegnać snu i Gaara zrozumiał, że zasnęła.
Kiedy słońce zaczęło nieśmiało wychylać się znad horyzontu, Shukaku poddał się. Gaara odetchnął z ulgą. Nie wiedział ile jeszcze dałby radę sprzeciwiać mu się. Z czułością zerknął na Sayuri śpiącą na jego ramieniu.
Bogowie... jak wiele mógł znaczyć drugi człowiek? Delikatnym ruchem odgarnął kilka kosmyków jej rudych włosów, które w tej chwili, w tym świetle, zdawały się płonąć. Dotarła do niego pewna rzecz, której nie widział przez cały ten czas, odkąd ją spotkał. Ona była... ładna. Zrozumiał teraz wzrok swojego starszego brata, kiedy ten na nią patrzył. Poczuł ukłucie zazdrości, ale przecież wiedział, że Kankuro na nic by się nie poważył. Sayuri była jego przyjaciółką. Koniec.
Ostrożnie, nie chcąc zbudzić dziewczyny, podniósł się ułożywszy ją uprzednio na piasku. Przez chwilę poruszał zesztywniałymi mięśniami, aż w końcu niezwykle delikatnie, chwycił śpiącą w ramiona i mocniej do siebie przycisnął. Przez chwilę stał tak i jedynie napawał się jej bliskością.
Powoli słowo, którego używał w odniesieniu do niej stawało się zbyt słabe. Lubił ją, to oczywiste, ale nie całkiem wyczerpujące ten temat.
Z uśmiechem ruszył w stronę łagodnego zejścia z półki skalnej. Niby był shinobi i mógłby zejść po każdej ścianie, ale był przecież wykończony po całonocnej walce z Shukaku, a i w ramionach miał coś niebywale istotnego, czego za nic w świecie nie chciał skrzywdzić. Wybrał więc dłuższą, ale za to bezpieczniejszą drogę. Powoli zszedł ze skały i ruszył w stronę domu dziewczyny. Miał nadzieję, że wszyscy mieszkańcy jeszcze spali, bo ten widok z pewnością zainteresowałby wszystkich.
— Gaara...
Spojrzał na nią i widząc jej pełne radości spojrzenie, łagodny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
— Wiesz... — odchrząknęła cicho, chcąc pozbyć się porannej chrypy — wydaje mi się, że skoro nie śpię całkiem nieźle poradzę sobie w chodzeniu.
Dopiero wtedy dotarło do niego, że nadal trzymał ją w ramionach. Pospiesznie wypuścił ją z uścisku.
— To co, chyba ci się udało?
— Tak... Sayuri, ja dziękuję i... przepraszam — powiedział cicho. Szedł obok niej, jak zawsze, ale teraz miał wrażenie, że coś się zmieniło.
— Głupek... — zaśmiała się. — Dziękować raczej nie masz mi za co, pewnie chrapałam i nie dawałam ci się skupić.
Jej wesoły ton był dla niego jak balsam po tej strasznej nocy.
— A przepraszać? Czy naprawdę masz za co? Chciałeś po prostu żebym stamtąd poszła, a ja niezwykle uparcie postawiłam na swoim.
Jak miał przekazać co czuł? Jak miał wytłumaczyć ile dla niego znaczyła? Jakimi słowami opisać ten niesamowicie przyjemny ból, który odczuwał, kiedy na nią patrzył? Przez długi czas milczeli, aż w końcu dotarli do jej domu. Wyraźnie chciała odejść i pożegnać się z nim, ale w ostatniej chwili chwycił jej rękę i podjął próbę powiedzenia choćby części tego, co czuł.
— Wcale nie przeszkadzałaś. Przeciwnie, dzięki tobie było mi o wiele łatwiej niż zazwyczaj. — To nie było kłamstwo. Wiedział, że tej nocy Shukaku jeszcze mocniej niż zazwyczaj walczył o wolność, a jej obecność nieco załagodziła jego samotność i strach który odczuwał podczas każdej pełni.
— To dobrze. To co... następnym razem wezmę jakiś koc, bo zmarzłam niemożliwie.
Wydawało mu się, że waha się nad czymś i w końcu zrozumiał co to było. Uniosła się nieco na palcach i ostrożnym ruchem objęła go, wtulając w jego pierś. Gaara, który nigdy nie doświadczył takiej bliskości drugiego człowieka przez chwilę stał jak sparaliżowany, nie rozumiejąc niczego. W końcu dotarło do niego, że Sayuri go przytuliła.
Po długiej chwili wahania zdobył się na odwagę. Delikatnie, powoli jedną rękę położył na plecach dziewczyny. Nie zaprotestowała, więc trochę ośmielony położył drugą rękę i tak jak ona nieco przycisnął mocniej. Ten gest także został zaakceptowany. W końcu oparł swoją głowę o jej i zastygł tak, wsłuchując się w głośne bicie swojego serca.
Co to było? Ten przyjemny ból rozchodził się po całym ciele. Nie był w stanie skupić na niczym myśli, tylko z zamkniętymi oczami każdą cząstką swojego ciała odczuwał jej bliskość. Czuł, jak kilka kosmyków delikatnie łaskotało go po twarzy. Bogowie... ile dziwnej radości mógł spowodować zwykły uścisk. Nigdy w ten sposób na to nie patrzył. Sądził, że to nie było dla niego przeznaczone i nigdy za tym nie tęsknił, ale teraz...
Czuł wszechogarniający go spokój, jakby Sayuri miała być odpowiedzią na wszystkie jego troski i lęki, jakby jej dotyk mógł wyleczyć głębokie rany, które tkwiły w jego sercu i duszy. Ale teraz ich nie czuł. Właściwie nie czuł nic poza jej bliskością. Zarówno tą psychiczną, jak i fizyczną.
W końcu zrozumiał co się zmieniło. Kolejny obszar relacji dzięki niej nagle otwarł się przed nim. Kontakt fizyczny. Teraz wiedział, że było to równie przyjemne, jak świadomość, że miał ważną dla siebie osobę.
— Wiedziałam, że dasz sobie radę. Wyglądałeś strasznie. Byłeś taki zmęczony i zniechęcony... jak mogłabym cię samego zostawić?
Nie był w stanie wydusić z siebie choćby słowa. Za odpowiedź musiało wystarczyć jej to, że jeszcze mocniej przyciągnął ją do siebie.
— Sayuri... kim ty jesteś? — Zrozumiał, że wypowiedział te pytanie na głos. Dziewczyna nagle odsunęła się od niego i spojrzała mu z uśmiechem w oczy.
— Głupią, upartą, słabą kunoichi, która była na tyle szalona, by zaprzyjaźnić się z tobą. A co? Coś ci nie odpowiada?
— Chyba byłbym ostatnim głupcem, gdyby coś mi nie odpowiadało — odpowiedział z równie wesołym uśmiechem i zrozumiawszy, że dziewczyna nadal jest niewyspana i potrzebuje odpoczynku, pożegnał się i ruszył do domu z pewnym głębokim przeświadczeniem. Miał wrażenie, że jeszcze wiele może przy niej odkryć i doświadczyć, że to nie był ostatni etap ich relacji. Ale co będzie dalej? Na to pytanie nie potrafił sobie odpowiedzieć. Musiał czekać na to, co mu los przyniesie, a był on ostatnio niezwykle dla niego łaskawy.
Ten wybuch Gaary spowodował, że spodziewałam się dramatycznego rozwoju sytuacji. Ale szybko się opanował. Można zaryzykować stwierdzenie, że ściana z piasku runęła, Sayuri dowiedziała się o nim czegoś czego nie chciał jej zdradzić i teraz chyba już wie, że może jej w większym stopniu ufać. Ale ten Shukaku i "będziemy mieli z nią zabawę" z jakiegoś powodu nasunął mi skojarzenie z Orochimaru. Nie mam pojęcia dlaczego ;)
OdpowiedzUsuńOrochimaru zawsze mi imponował swoimi metodami (brzmi to strasznie, mając w pamięci co robił xD). Większość rzeczy załatwiał w białych rękawiczkach, by pod koniec się ujawnić, kiedy ofiara nie miała już szans na reakcję.
UsuńMnie on nieskończenie odpychał dlatego nie zostało miejsca na podziw. Ale wiem o czym mówisz, przewyższał inteligencją większość czarnych charakterów ^^
UsuńAle współczuję Gaarze! Na szczęście ma Sayuri, która nie pozwoli na jego krzywdę i mu pomoze! A scena z przytuleniem mnie rozczuliła *__*
OdpowiedzUsuńAlba Longa
Sayuri marnotrawna powraca. Zaraz, gdzie mój pokutny worek po ziemniakach?
OdpowiedzUsuńParę słów tylko, bo lecę dalej. Bałam się, że wybuch Gaary będzie wydarzeniem, które odsunie ich od siebie, ale na szczęście okazało się inaczej.
Buziaki~
Miło widzieć Cię z powrotem :)
UsuńOdliczanie do rana!
UsuńA może zaskoczę i wstawię po północy? ;)
UsuńTo może posiedzę jeszcze w internetach :D
UsuńNie, nie - nie ma potrzeby, jeżeli tylko dlatego miałabyś się poświęcać. To musi być stały rytuał, że po przebudzeniu to robię. Inaczej wszechświat mógłby eksplodować xD Nie mam pojęcia, jakim cudem udaje mi się utrzymać taką dyscyplinę, ale wolę nie tykać tej jednej rzeczy, którą udało mi się wypracować i robię coś systematycznie ;)
Usuń