Przez następne kilka tygodni Gaara i Sayuri przystosowywali się do siebie. Nie mowa tutaj o relacjach między nimi. Nie, takich problemów nie mieli, oboje cenili i lubili swoje towarzystwo. Dostosowywali do siebie plan dnia. Przed południem i nierzadko popołudniu Sayuri miała dyżury w szpitalu. Czasem jedli razem obiad, a czasem chłopak spożywał posiłek z rodzeństwem. Jednak wieczory zawsze były wspólne.
Sayuri z rozbawieniem wspominała swój strach przed jego mocą. Teraz wyglądało to inaczej. Zazwyczaj pierwszą wczesnowieczorną godzinę spędzali na rozmowie, a czasem na jakiejś grze karcianej. W takich sytuacjach musiała ukrywać niedowierzanie, że on nie znał żadnej z gier. Ale z miłym poczuciem, że i ona może go czegoś (nawet tak nieistotnego) nauczyć, patrzyła na jego uśmiechniętą twarz, kiedy razem spędzali czas. Zaczynała rozumieć jak wielką krzywdę w życiu przeżył, jak dotkliwa była jego samotność. I choć starał się nadrobić zaległości, niektórych po prostu nie był w stanie ukryć przed nią.
I to właśnie podczas tej pierwszej godziny każdego dnia, Sayuri próbowała niezauważenie przekazać mu tę wiedzę. Żeby tylko znowu nie musiał czuć się odepchnięty od społeczeństwa. Po tej pierwszej godzinie siadywała nieco oddalona od niego i obserwowała jego poczynania. Już przywykła do jego mocy i całkiem rozluźniona podziwiała jego siłę. Co prawda nadal czuła się niezwykle słaba, ale... zrozumiała w końcu, może nie całkiem, ale zaczynała rozumieć jak cenne dla Gaary było jej towarzystwo.
Kiedy kończył swój trening, odbywali sparingi. Widziała, że nawet w tej niezwykle trudnej dla niego dziedzinie, robił szybkie postępy. Szacowała, że jeszcze maksymalnie kilka miesięcy i przeskoczy ją. Ale... cóż, nigdy nie spodziewała się, by choćby w jednej dziedzinie mogłaby być od niego bieglejsza w walce. Niby pozostawało medyczne ninjutsu czy bycie sensorem, ale to przecież nie dotyczyło walki.
Gaara zdawał sobie sprawę, że właśnie przeżywał najszczęśliwsze chwile w swoim życiu. Z niedowierzaniem zaczynał dzień ze świadomością, że wieczorami albo nawet popołudniu czekał na niego ktoś. Że ktoś go zaakceptował i polubił. Zwłaszcza ta ostatnia myśl dodawała mu otuchy. Nigdy wcześniej nie liczył na tak głęboką sympatię ze strony drugiego człowieka, ale teraz... teraz przeżywał właśnie to, o czym mówił Naruto podczas ich walki. Ktoś wyciągnął go z piekła samotności, dodawał siły w walce z przeciwnościami losu. Nie wątpił już jak wielką moc potrafiłby z siebie wykrzesać, gdyby chodziło o bezpieczeństwo i życie Sayuri.
Z uśmiechem spędzał noce, rozpamiętując każdą sekundę ich spotkania. Napawał się świadomością, że tym razem nie będzie czekał kilka tygodni, bo nastąpi ono już następnego dnia. W wolnych chwilach czytał pożyczane przez nią książki i dzięki nim noce upływały mu o wiele szybciej niż zazwyczaj. Dziwił się wówczas, że wcześniej na to nie wpadł, a może po prostu nie sądził, by kiedykolwiek hamowanie mocy Shukaku mogło mu przychodzić z taką łatwością? I jedynym smutnym aspektem w jego życiu była świadomość, że Sayuri również była wystawiona na nieprzychylne opinie mieszkańców.
Chociaż... i to się powoli zmieniało. Może ciężko tu powiedzieć, by zmieniło się coś konkretnego. Oni po prostu nie uciekali już na jego widok. Koniec zmian. Ale to i tak był mały kroczek do przodu. Nie miał wątpliwości dzięki komu został on postawiony. Z całą pewnością to obecność Sayuri złagodziła nieco jego wizerunek nieprzewidywalnego potwora.
Czasem stawał przed lustrem, czego nigdy wcześniej nie robił i uważnie sobie przyglądał. Dochodził wówczas do dość neutralnych wniosków, można nawet powiedzieć, że polubił swój wygląd. Nie chodziło tutaj o urodę, na tym się absolutnie nie znał. Raczej zaczął lubić swoje spojrzenie. Nie wiało już pustką i samotnością, a czasem gdy przez przypadek przypomniał sobie coś z ostatniego spotkania z dziewczyną, nieśmiały uśmiech pojawiał się na jego ustach. Kiedy pierwszy raz dostrzegł go w swoim odbiciu, zrozumiał, jak wielką przemianę za jej sprawą przeszedł. Co prawda wątpił, by z kimkolwiek innym potrafiłby być tak swobodny w rozmowie i postawie, ale miał przynajmniej jakiś przykład co należy, a czego nie należy robić.
Poza tym miał niejasne wrażenie, że dziewczyna przekazywała mu jakimś tajemnym sposobem wiedzę. Czasem potrafił zachować się odpowiednio w danej sytuacji, nauczył się dostrzegać wcześniej nieistotne dla niego niuanse, a i wiedza o wielu rzeczach nagle znalazła się w jego głowie. O rzeczach, których istnienia się nie spodziewał, albo po prostu nigdy nie zagłębiał swoich myśli w tych kierunkach. Tylko jedną rzecz musiała mu dobitnie wytłumaczyć.
Z ogromnym wstydem przypomniał sobie tamten dzień, kiedy Sayuri przyszła do niego podczas treningu i z góry uprzedziła, że z ich sparingu nici, bo nie czuje się na siłach. Nic na to nie odpowiedział, niby nie miała żadnej misji czy skomplikowanej operacji, ale natychmiast spostrzegł, że nie wyglądała jak zazwyczaj. Nie tryskała humorem, tylko spokojnie usiadła, patrząc na niego z miłym uśmiechem. Już chciał wzruszyć ramionami, kiedy dotarł do niego znany zapach. Pamiętał jak zamarł i zastanawiał się skąd dobiega, ale kiedy dotarło do niego jedyne logiczne wyjaśnienie, przeraził się nie na żarty. W szybkim tempie podszedł do niej, pochylił nad nią i z niepokojem powiedział, że krwawi (przeszło mu przez myśl, że tego nie zauważyła). Wstydził się, wspominając, jak długą chwilę Sayuri milczała czerwona na twarzy i wyraźnie skrępowana przyznała mu rację. Bogowie... miał ochotę zapaść się pod ziemię na wspomnienie jak wtedy uniósł głos i zaczął mówić, że w takim razie powinna coś z tym zrobić, bo... bo to może być niebezpieczne taka niewyleczona rana. Wtedy Sayuri nie spuszczając wzroku z piasku opowiedziała mu o tych kobiecych dolegliwościach. Bogowie... przecież on doskonale o nich wiedział, ale nigdy by nie skojarzył.
Na szczęście Sayuri dostrzegła komizm sytuacji i jego urażona duma nie straciła tak bardzo, jak stracić mogła. Zrozumiał wówczas, o czym Kankuro mu napomknął kilka tygodni wcześniej i zrozumiał jego pełną niedowierzania minę... Dlaczego nie potrafił lepiej łączyć faktów, do cholery?! I choć to wspomnienie napawało go wstydem, nie potrafił się powstrzymać, by nikły uśmiech nie pojawił się na jego twarzy. To również była cenna umiejętność, której nauczyła go Sayuri – obśmiewanie problemów nieco niwelowało ich nieprzyjemne skutki.
Powoli, naprawdę powoli relacja z jego rodzeństwem ocieplała się. W pokojach wspólnych potrafił wymienić z nimi parę zdań, podczas posiłków z większą niż zazwyczaj uwagą przysłuchiwał się ich rozmowie i coraz częściej zabierał głos, a oni przyjmowali to jako coś naturalnego, za co był im wdzięczny. Raz, jakąś uwagą zdołał wprowadzić ich w wesołość. Niepewnie wypróbowywał nauki konwersacji, które nieświadomie pobierał u Sayuri i dawało to dobre rezultaty.
Kiedy Temari zauważyła, że nie jadał już zawsze obiadów w domu, odpowiedział, że czasem chodził do Sayuri. Temari stanęła na wysokości zadania i jedynie skinęła głową. Możliwie jak najbardziej naturalnie przyjęła do wiadomości, że Gaara znalazł przyjaciela. Zarówno ona, jak i Kankuro umierali z ciekawości kim właściwie była ta legendarna, dla nich, Sayuri. Nigdy jej nie spotkali, a i nie przyszło im do głowy śledzić go podczas treningu. Gdyby choćby mieli pretekst...
Tak upływały spokojne dni ich życia. Nic niepokojącego czy złego się nie działo.
Gaara zaczął żałować, że tak dobrze poznał normy społeczne. W końcu zrozumiał pewną istotną rzecz. Mianowicie, od wielu tygodni niemal codziennie bywał u Sayuri. Chyba wypadałoby, aby i ona w końcu go odwiedziła. Ale... z lekkim uczuciem niepokoju pomyślał o swoim rodzeństwie. Niby nic złego nie mogło się stać, ale... wahanie było zrozumiałe. Przez niego Kankuro i Temari nigdy nie mogli nikogo zaprosić. Kto by przecież zaryzykował spotkaniem z nim? Czy to byłoby sprawiedliwe, żeby on przyprowadził gościa?
W końcu nadszedł odpowiedni moment. Kankuro został wysłany jako jeden z ninja nadzorujących pierwszy trening grupki świeżo upieczonych geninów, a Temari już kilka dni wcześniej oświadczyła, po wielkiej awanturze z Kankuro, że ma dość ich towarzystwa i rzadko bywała w domu. W końcu miał szansę przez trzy dni, tak aby wyszło to naturalnie, przyjąć Sayuri.
Pierwszego dnia Sayuri przesiedziała w szpitalu, a nocą... czy to nie byłoby dziwne zaprosić ją w nocy? Raczej tak. Drugiego dnia nie zdobył się na odwagę. Ale trzeciego dnia już tak, poza tym były ku temu sposobności.
Wracał z zakupów i z oddali dostrzegł ją. Przyspieszył. Zanim znalazł się przy niej, odwróciła się niespodziewanie i prawie na siebie wpadli.
— Gaara! — zdumiała się. — Nie mogłeś zawołać za mną?
— Próbowałem cię dogonić.
— No cóż, w takim razie zrobię szybkie zakupy i za jakąś godzinę możesz już wpaść.
Oto była ta chwila, a słowa same nasunęły mu się na usta.
— Ja już zrobiłem, możesz przyjść do mnie.
O tak, Sayuri dostrzegła jak wiele go to kosztowało. Znała go na tyle dobrze, by zrozumieć, że dla niego był to jakiś duży krok, skoro tak się denerwował.
— Jasne, w końcu ile czasu będę utrzymywała darmozjada?
Jej typowe poczucie humoru sprawiło, że Gaara nieco się rozluźnił. Ale nawet tego typu nerwy były czymś przyjemnym. Właściwie... niemal wszystko co jej dotyczyło było przyjemne.
Po kilku dłuższych chwilach dotarli do posiadłości Kazekage. Zwyczajowa nazwa, ale owszem znajdowały się tam apartamenty prywatne Kazekage i jego rodziny. Sayuri zdawała sobie z tego sprawę, lecz nagle chwyciła ją niepewność. Co prawda była już nie raz w tym budynku, ale w pomieszczeniach przeznaczonych dla Kazekage...? Była onieśmielona, ale nie chcąc sprawić Gaarze przykrości, starała się ukryć swoje wahanie. A co jeśli spotka jego rodzeństwo?
Uśmiechnęła się pod nosem i powstrzymała chichot. Do czego to dochodzi? Bardziej krępowała się przed Kankuro i Temari niż przed nim... Ale teraz ta myśl nie wydała jej się aż tak absurdalna, jak zapewne byłaby kilka miesięcy wcześniej. W końcu musiała otrząsnąć się z myśli, bo właśnie dochodzili do odpowiedniej części budynku. Dziękowała w duchu, że nie spotkali po drodze żadnej ważnej postaci. Jak miałaby się zachować? Nagle Gaara otworzył odpowiednie drzwi. Zdziwiła się, widząc schody prowadzące w dół. Kiedy dotarli na miejsce, jej oczom ukazała się chyba największa kuchnia, jaką kiedykolwiek widziała. Miało się wrażenie, że nie wszystko do siebie pasowało i Sayuri natychmiast zrozumiała dlaczego. Przecież wiele pokoleń mieszkało w tym miejscu, zapewne to kobiety dodawały własne akcenty, chcąc podkreślić swój styl. W końcu spostrzegła, że Gaara patrzył na nią, oczekując jej reakcji
— Ładnie tu. Ale raczej wątpię, żeby ktoś poza twoją siostrą tu pracował — zaśmiała się.
— Czy ja wiem...? — Gaara odłożył zakupy na stół — Jak jestem głodny, to raczej sam sobie przygotowuje.
— To naprawdę się napracujesz. Ale skoro kuchnia jest taka ogromna, to aż boje się pomyśleć co czeka za drzwiami.
— Mogę ci pokazać. — Uśmiechnął się i wskazał, by za nim podążyła.
Posłusznie ruszyła za nim i po chwili zaczęła żałować, że zachęciła go do oprowadzania. Taki ogrom przestrzeni? Tyle pustych, nieużywanych pomieszczeń. Jakiś sypialni, łazienek, saloników. Zastanawiała się jakim cudem nie dusił się w jej malutkim domeczku. W końcu ich wycieczka, jak to w duchu nazwała, dobiegła końca.
— A tu... jest mój pokój — powiedział z wahaniem.
Widziała, że nie wie jak się zachować.
— Wyjątkowo ładne drzwi — zaśmiała się, chcąc dodać mu pewności siebie i chyba rzeczywiście tak się stało. Wpuścił ją do środka, a Sayuri nagle zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie była pierwszą osobą, poza jego rodziną, która przekroczyła ten próg. Nic dziwnego, że nie wiedział jak ją przyjąć. Przystanęła na wejściu i zamarła. Wręcz uderzyła ją pustka, która biła z tego pokoju. Niezwykle duże pomieszczenie, a w nim tylko dwa meble... może trzy, jeśli liczyć lustro w rogu. Nic, żadnego drobiazgu, ozdoby... po prostu nic. Poczuła się nieswojo, ale kiedy dostrzegła książkę, leżącą na ogromnym parapecie w końcu dotarło do niej, że był to zamieszkały pokój. — Bogowie... jak tu pusto! Ale za to aż mi wstyd za ten burdel, który widzisz u mnie. Poza tym... czy ty w ogóle możesz u mnie oddychać, nie jest ci za ciasno?
— Czy ja wiem? — Gaara wzruszył ramionami — U ciebie jest... lepiej — zakończył kulawo.
— Cóż... można się kłócić. — Uśmiechnęła się i pewnie weszła głębiej — Ile przestrzeni! Przecież tu słychać echo — zaśmiała się cicho. — I jakie ogromne łóżko! Ale ci zazdroszczę.
Ale jej ton wcale na to nie wskazywał. Gaara patrzył na nią z uśmiechem. Czego się obawiał? Po co wzbraniał się przed zaproszeniem jej? Przecież z nią wszystko przychodziło mu z niesłychaną łatwością.
— Raczej z niego nie korzystam.
— Bo głupiś! — Sayuri zachichotała, ale przerwała, widząc jego minę. — To po co ci one? — Za odpowiedź musiało jej wystarczyć wzruszenie ramion. — To co... w ogóle cię tu nie ma?
— Jestem — odparł zdumiony.
— No to... skoro nie ma tu fotela, albo krzesła, łóżko jest nieczynne, to co? Siedzisz na ziemi?
— Zazwyczaj... siedzę tam. — Wskazał ręką na parapet.
— No to tam sobie posiedzimy. — Uśmiechnęła się i usadowiła wygodnie.
Po chwili wahania Gaara usiadł naprzeciw niej. Wiedział, że teraz on powinien odgrywać rolę gospodarza, ale miał nadzieję, że Sayuri rozumiała, że nie wiedział, jak się zachować. Jak zwykle go nie zawiodła.
— To wytłumacz mi teraz, dlaczego nie korzystasz z łóżka? Taki kaprys, że śpisz na parapecie?
Zamarł i nagle zdał sobie z jednej rzeczy sprawę. Właściwie niewiele osób wiedziało o jego bezsenności. Jakoś tak uznał, że skoro dziewczyna znała go wręcz na wylot, wiedziała też i o tym. Ale zrozumiał, że nigdy jej o tym nie wspominał.
— Ja... ja nie sypiam.
— Nie sypiasz? — powtórzyła niepewnym tonem. — No nie strój mi tu żartów. Dlaczego łóżko jest nieczynne? Jest niewygodne?
— Sayuri, ja nie mogę spać.
Tym razem dziewczyna się zawahała słysząc jego poważny ton. Może on wcale nie żartował? Ale jak, na bogów, mógłby nigdy nie spać? Przecież sama była medykiem i wiedziała, że było to absolutnie niemożliwe.
— A-ale dlaczego? — wyjąkała, nadal nie mogąc przyswoić tej informacji.
Gaara opuścił wzrok. Co prawda przez te tygodnie znajomości z nią kilka razy Shukaku musiał zostać wspominany, przecież był jego częścią, ale nie oznaczało to, że przywykł do tego typu rozmów.
— Gdybym zasnął, Shukaku by się uwolnił.
Wyraz głębokiego szoku zawitał na twarzy Sayuri. Bogowie... czy on naprawdę musiał tyle wycierpieć? Zdawała sobie sprawę czym musiały być dla niego noce. Jego dni, pełne złośliwości, nienawiści i strachu ze strony mieszkańców tak naprawdę nigdy się nie kończyły, nawet nocami był zmuszony do rozpamiętywania tego i jeszcze... ta samotność. Poza tym, czy ktokolwiek miał czelność się dziwić, że był nieobliczalny? To przecież ponad ludzkie siły cały czas zmuszać swój organizm do aktywności.
— Gaara... tak mi przykro — wyszeptała cicho.
Gaara miał wrażenie, że nie musiał wcale tłumaczyć, co oznaczało dla niego nieustanne czuwanie.
— Przyzwyczaiłem się już.
— A-ale... wtedy...
Gaara zrozumiał, że chciała mu zadać pytanie o Shukaku. Jedynie wtedy stawała się niepewna, ale nie irytowało go to. Wiedział, że prawdopodobnie do tej świadomości Sayuri mogła nigdy nie przywyknąć, ale i tak cenił, że nie traktowała tego jako temat tabu. Że choćby próbowała go zrozumieć.
— Kiedy on... Shukaku się uwalniał, ty spałeś?
Brutalna prawda czy wygodne kłamstwo? Ale wiedział, że nie powinien kłamać, nie w takiej sytuacji. Bo mógłby powiedzieć, że to były przypadki, że w takich razach zasypiał, ale Sayuri nie zasługiwała na bycie okłamywaną.
— Ja... to dla mnie trudne, żebym zasnął — powoli wyjaśniał, ostrożnie dobierał słowa, by zanadto jej nie przestraszyć. — Kiedy próbuję, mam świadomość, że Shukaku powoli... jakby... odbiera mi osobowość, żebym łatwiej poddał się jego woli. Ale żeby całkiem przejął kontrolę... jest taka technika.
— Technika? — powtórzyła zdumiona Sayuri.
— Technika fałszywego snu — wyjaśnił. — Wtedy... to jedyny zbliżony do snu stan, jaki znam.
Długą chwilę oboje milczeli. Gaara uważnie przypatrywał się twarzy Sayuri, która wyglądała na zamyśloną.
— To co?
Najwidoczniej w końcu otrząsnęła się z przemyśleń. Uśmiechnęła się do niego i był pewien, że nie powróci już do poprzedniego wątku. Bardzo cenił jej szybkie zmiany tematów. Sam nie potrafił tak płynnie przechodzić z poważnej rozmowy w wesoły ton, ale dla niej było to naturalne. Zdawał sobie sprawę, że było to spore ułatwienie, dzięki któremu był w stanie zwierzać jej się z wielu rzeczy.
— Sądzę, że powinniśmy się wziąć za ten obiad. — Zeskoczyła z parapetu, on w ślad za nią — Ale tym razem się nie wymigasz od pomocy. — Zagroziła mu palcem, on jedynie posłał jej wesoły uśmiech. Nagle przystanęła i spojrzała jeszcze raz na jego pusty pokój. — Wiesz co... tak sobie myślę, że zamówię ci tu jakieś półki na te puste ściany.
Nie zaprotestował, sam nigdy nie miał pomysłu, co mógłby zrobić z tym pokojem.
— Bo jeśli mam być szczera te wszystkie moje książki już najzwyczajniej nie mieszczą się u mnie, a tu mogłyby ładnie wyglądać, nie? I te kroniki mojego klanu damy do odnowienia, przynajmniej okładki i zrobimy im tu honorowe miejsce. U mnie tylko się kurzą.
Spojrzał na nią zdziwiony. Chciała mu przekazać te cenne dla niej zbiory?
— Oj no, nie dziw mi się tak. Wiem, że też je cenisz i poza tym u ciebie są bezpieczniejsze — zaśmiała się wesoło. — Może kupimy jeszcze jakiś mały stolik, fotele, co?
Powoli skinął głową i w końcu zrozumiał, dlaczego o tym wszystkim mówiła. Chciała sprawić, by jego pokój był przyjemniejszy. Chyba dostrzegła jego niechęć gdy na niego spoglądał.
— Ale to lustro zasługuje na jakieś inne miejsce. — Spojrzała na ich odbicie, które się ukazało gdy przed nim stanęli. — Ładnie wyglądamy. — Oceniła w końcu i spojrzała na niego z uśmiechem.
Gaara niemal się zarumienił na myśl, że oni „razem” ładnie wyglądają.
— To co, zabierzemy się jutro do pracy?
— Nie mam nic przeciwko.
— To dobrze... i tak nie masz wyboru.
Uśmiechnęła się wesoło i opuścili jego jeszcze pusty pokój. Sayuri nagle uderzyła pewna świadomość. Jego pokój był w najdalszym miejscu w tym apartamencie, odgrodzony od wszystkich innych niezliczonymi pustymi pomieszczeniami. Czy jego rodzeństwo tego nie dostrzegało? A może wszyscy się do tego przyzwyczaili?
Gaara tym razem rzeczywiście pomógł jej podczas przygotowywania posiłku. Chwilami przekomarzali się ze sobą, a kiedy przez nieuwagę prawie uciął się w palec i jego obrona zareagowała, Sayuri nie mogła opanować śmiechu i zaczęła szydzić, że mężczyźni zawsze znajdą jakąś wymówkę, by nie pomagać w kuchni. W końcu przez jego piasek warzywa, które kroił nie nadawały się do niczego. Gaara zapewne kilka tygodni wcześniej poczułby się nieswojo na takie słowa, ale teraz? Jedynie równie bezczelnie odparł, żeby lepiej pilnowała sosu, który już się przypalał.
Wśród cichych chichotów Sayuri i nie znikającego uśmiechu Gaary, posiłek był powoli przygotowywany. Tę wesołą atmosferę przerwały kroki i dźwięk głosów, dobiegający ze szczytu schodów.
— No mówię ci Temari, następnym razem po prostu zbiegnę z wioski i koniec.
— Tylko ty mógłbyś na coś takiego wpaść. Biedny, mały Kanki musiał coś zrobić. Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam!
Kiedy weszli do kuchni, cała czwórka zamarła. Ale już całkiem zszokowane były starsze z dzieci Czwartego Kazekage. Oboje patrzyli w niedowierzaniu na dziewczynę, która najwidoczniej dotrzymywała towarzystwa ich bratu. Obojgu wcześniej przeszło przez myśl, że może nie istniała, ale... mieli teraz na to żywy dowód.
Pierwsza otrząsnęła się Temari.
— Więc to ty jesteś Sayuri, tak? — spytała z miłym uśmiechem. Za nic nie chciała jej spłoszyć bardziej niż to konieczne. Widziała jej zawahanie na ich widok. Cóż... to dość komiczne, że ich najmłodszy brat nie budził u niej takich emocji.
— Więc o mnie słyszeliście? — zaśmiała się nerwowo Sayuri. Dostrzegła, że Gaara był zszokowany ich przybyciem, więc prawdopodobnie z jakiś powodów nie chciał by się spotkali, ale dlaczego? Tego zrozumieć nie mogła.
— A nawet widzieliśmy. Temari — Blondynka wystawiła rękę, którą dziewczyna uścisnęła.
— Sayuri.
— Kankuro.
— Sayuri.
— To widzę, że w końcu ktoś zagonił jednego z tych nierobów do kuchni. Jestem pod wrażeniem.
Gaara nie odzywał się, tylko z niezbyt pewną miną obserwował sytuację rozgrywającą się przed jego oczami. Właściwie poszło lepiej, niż mógłby się spodziewać.
Początkowo atmosfera była niesamowicie napięta. Głuchą ciszę przerywał jedynie szczęk sztućców. W końcu Sayuri nieśmiało spytała Kankuro o jego trening. To przełamało jakąś barierę, przez którą każdy milczał. Żadne z nich nie chciało zrobić niczego głupiego, a skrępowanie osiągało punkt krytyczny.
Ale po tym pytaniu, Kankuro zrzucił z siebie wszystkie żale, jakie miał. Czuł się wykorzystany i oszukany. Był święcie przekonany, że będzie musiał zajmować się grupką niedoświadczonych, ale jednak przeszkolonych marionetkarzy, a ostatecznie okazało się, że to jacyś całkiem nieopierzeni gówniarze. Pod koniec drugiego dnia dwójka przeżywała jakieś załamanie i musiał skrócić czas treningu.
Powoli każdy się rozluźniał, a kiedy posiłek dobiegł końca, wcale nie zanosiło się na to, że Sayuri odejdzie. Temari szybko wykorzystała okazję i namówiła pozostałych do jakiejś gry karcianej. Podczas rozgrywki dziwne dla tego domu odgłosy śmiechu, ożywiły spokojne pomieszczenia. Temari celowo przeciągała moment rozstania, nie mogła uwierzyć w zachowanie Gaary, który odzywał się częściej, a i uśmiech pojawiał się na jego twarzy. Wymieniła zdumione spojrzenie z Kankuro, ale nie skomentowała tego choćby słowem.
— No to pogadaliśmy, pożartowaliśmy, ale chyba czas na mnie. Już i tak raczej nadużyłam gościnności — powiedziała Sayuri po którejś z kolei partyjce.
Temari z całą stanowczością namawiała ją, by kiedyś jeszcze przyszła, a Gaara naturalnie, bez zbędnych słów wstał, by ją odprowadzić. Pożegnała się z pozostałymi i po chwili opuścili posiadłość Kazekage.
— Było miło — powiedziała, gdy znaleźli się na zewnątrz.
— Tak... i chyba ich polubiłaś. — Gaara patrzył na nią uważnie.
— Ale to dziwne. — Zastanowiła się. — Zawsze wszyscy myśleliśmy, że dzieci Kazekage raczej zadzierają nosa i nic nam do nich — zaśmiała się. — Jaka miła niespodzianka.
Gaara nic na to nie odpowiedział, jedynie wzruszył ramionami. Nigdy nie czuł się jak dziecko Kazekage, raczej jak niebezpieczne narzędzie, które Kazekage stworzył, poświęcając swoją żonę. To koniec jego więzi z ojcem. Oczywiście nie licząc strachu przed nim i nienawiści, którą pielęgnował przez lata.
— Zwolnię się jutro wcześniej ze szpitala. Przyjdź o trzynastej, to poszukamy ci jakichś mebli.
— Dziękuję — powiedział nieco zamyślony. Sayuri zdawała sobie sprawę, że podziękowanie nie dotyczyło jedynie kwestii dekoracji jego pokoju.
— Dobrze wiesz, że tego chciałam. — Uśmiechnęła się wesoło. — Ale powiedz mi, bo się nad tym zastanawiałam...
Gaara spojrzał na nią w oczekiwaniu.
— Co ty tak właściwie robisz jak nie śpisz? Znaczy... musisz chyba odpocząć?
— Raczej tak... — Zastanowił się. Nigdy nie uznawał tego, co robi w nocy za odpoczynek. Wieczna walka z Shukaku odpoczynkiem raczej nie była, ale od kiedy ją spotkał, rzeczywiście mógł je uznać za pewną formę relaksu. — Odkąd dałaś mi te kroniki twojego klanu czytam i czas jakoś zlatuje.
— Wiesz... — Zachichotała cicho i posłała mu rozbawione spojrzenie. — Przez chwilę myślałam, że nie czytasz tych książek, tyko oddajesz jak najszybciej, bo boisz się, że będę zła.
Uśmiechnął się pod nosem.
— Ale teraz raczej ci wierzę, w końcu skoro masz tyle wolnego czasu. — Mrugnęła do niego łobuzersko. Po krótkiej chwili doszli do jej domu. — To co, widzimy się o trzynastej?
— Oczywiście.
***
Następnego dnia po raz pierwszy w życiu Gaara mógł się poczuć jak prawdziwy mężczyzna. Ze zniechęceniem chodził za Sayuri, która z niezwykłym entuzjazmem szukała dla niego mebli. Jemu nie robiło różnicy czy będą z drewna, czy ze sklejki. Czy będą ozdobione, czy proste. Ale dla niej najwidoczniej miało to jakieś znaczenie. Wcześniej odwiedzili introligatora i ten zapewnił, że już następnego dnia wszystko będzie gotowe i na pewno będą zachwyceni z ich roboty. Potem weszli do pasażu z meblami i można powiedzieć, że przepadli.
Dla Gaary były to pierwsze zakupy, które (mimo tak boleśnie długiego czasu trwania) sprawiały mu przyjemność. Poza tym dość zabawnie było patrzeć na miny klientów i ekspedientów, kiedy Sayuri raz po raz wykrzykiwała Gaara, zobacz jakie to śliczne albo Gaara, no nie mów, że nie widzisz, że po prostu musisz to mieć. Czy tobie jest wszystko bez różnicy?! O tak... takie słowa skierowane do niego z pewnością mogły wprawić ludzi w szok, ale dla niego to było całkiem miłe, że Sayuri nawet wśród ludzi nie zwracała na nich uwagi, tylko zachowywała się jak zawsze podczas spotkań z nim.
W końcu proste, wykonane z surowego, brzozowego drewna półki były wybrane. Mały, okrągły z ozdobnymi nóżkami stoliczek również, a także ogromne, niezwykle wygodne, wyglądające na stare fotele i po dłuższym czasie wszystko znalazło się w jego pokoju.
— Ale to nie wszystko. — Sayuri, zobaczywszy przerażoną minę chłopaka, powiedziała łaskawie: — Dobra, sama wszystko załatwię, ale ty robisz obiad!
Z niezwykłym dla niego entuzjazmem przystał na ten pomysł.
Kiedy wróciła do jego domu za nic nie chciała pozwolić mu zajrzeć do tych drobiazgów, które zakupiła. Widział jedynie jakąś roślinkę, która wystawała z siatki. A właściwie z jednej z niezliczonej ilości siatek. Kiedy zjedli obiad, zabrali się za ustawianie wszystkich jego mebli. Już na samym początku okazało się, że nie będzie lekko. Próbowali przestawić łóżko, jednak to okazało się ponad ich siły. Nawet Gaara zdumiał się w duchu, że nie był w stanie tego zrobić.
— Zniszczę je po prostu i będzie z głowy — powiedział w końcu, gdy po pół godzinie starań nie drgnęło ono nawet o milimetr.
Sayuri opadła na wspomniany przedmiot zdyszana i zachichotała cicho na jego słowa.
— Jaki niecierpliwy. Cóż... może po prostu zostawimy je tutaj. Aż szkoda takiego ślicznego mebla. — Z uśmiechem pogładziła materiał narzuty.
— Jak chcesz. — Wzruszył ramionami.
Tak więc mebel postawił na swoim i pozostał na zwykłym miejscu. Wielka szafa została przesunięta na pustą ścianę obok ogromnego okna. W kącie bliżej drzwi dziewczyna postawiła ozdobną, nieco nadgryzioną przez czas, wysoką lampę, którą przyniosła ze swojego domu. Tuż obok niej trafił mały stoliczek i fotele, które razem wybrali i w końcu zabrali się za mocowanie niezliczonej ilości półek na jedynej pustej ścianie.
Sayuri z wyczuciem wybierała odpowiednie wysokości, aż w końcu było gotowe. W wolnej przestrzeni między półkami znalazło się niezwykle ładne, stare lustro. I w końcu Gaara mógł zobaczyć co dziewczyna chowała w siatkach. Kilka dywaników, które wcale nie były dziewczęce czy irytujące. Po prostu przyjemnie uzupełniały pustą przestrzeń. Zauważył, że jeden z nich, najmniejszy, okrągły, znalazł się na pustej przestrzeni przy ścianie, przy której stało łóżko, jakby było to dość przypadkowe i nieprzemyślane.
— Stawiasz tam swoją gurdę, pomyślałam, że... — nie dokończyła. Przez te kilka miesięcy ich znajomości często prowokowała go do uśmiechu, ale nie zaśmiał się nigdy. A teraz widziała go właśnie śmiejącego się. Oczywiście zamiast poczuć się urażona dołączyła do niego.
Po chwili Gaara uspokoił się i doszedł do wniosku, że chociaż jej pomysł był nieco absurdalny, to w sumie miło, że zauważyła jego zwyczaj i chciała mu dogodzić. Położył tam wspomniany przedtem przedmiot i oboje patrzyli na to dość osobliwe dzieło.
— Wygląda dobrze. — Wzruszyła ramionami i spojrzała na niego.
Gaara, nadal nie mogąc opanować cichego śmiechu, skinął głową.
— Jak ci nie pasuje mogę wszystko zabrać z powrotem — powiedziała z udawaną obrazą.
— Nie. — Spojrzał na nią i nagle spoważniał. — Jeszcze nigdy nie czułem się tu tak dobrze.
Po dwóch godzinach wszystko było gotowe i opadli na nowe fotele, podziwiając swoje dzieło. Gaara nie mógł uwierzyć, że jego pokój może sprawiać tak dobre, przyjemne wrażenie. Kilka drobiazgów dodało mu surowego uroku.
Kaktus, który stanął tuż przy drzwiach, mała roślinka na jednej z półek, kilka pudełek, które na razie były puste, ale wiedział, że z czasem czymś je wypełni, sprawiały, że pokój wyglądał trochę mniej pusto. Poza tym... z uśmiechem patrzył na jeden drobiazg, do którego kupna Sayuri na początku nie chciała się przyznać, ale kiedy w końcu wyjęła je z siatki, spojrzeli na siebie rozbawieni. Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać powiedziała. Nadal patrzył wesołym wzrokiem na dość sporych rozmiarów klepsydrę z przesypującym się piaskiem.
— Jeszcze tylko książki i będzie naprawdę ładnie — oceniła Sayuri.
— Ale na pewno chcesz tu przenieść te kroniki? — Poza kronikami miał zabrać od niej tę część książek, która go interesowała, a pozostałe musiał już sam zbierać, z czego się właściwie cieszył. W końcu będzie miał co zbierać, a książki chyba spośród wszystkich rzeczy zasługiwały na najwyższy szacunek. Poza tym stopniowo uzupełni widoczne pustki na półkach.
— Powiedziałam już, że tak. Bo wiesz... — zawahała się. — Wydaje mi się, że ludzie mieli rację, nie mam prawa do wyłączności do tych kronik, to w sumie część historii Suny, ale nie chcę się z nimi definitywnie rozstawać. Tutaj czuję mniejsze wyrzuty sumienia, bo twój pokój jest przecież częścią tego samego budynku, gdzie jest archiwum i mogę tu zajrzeć, jak tylko będę chciała i przypomnieć coś sobie.
Zrozumiał jej tok rozumowania, choć nie mógłby powiedzieć, że był logiczny. Ale... cóż, czy ludzie zawsze postępują logicznie? Nie. Zrozumiał to dobitnie, odkąd ją spotkał.
— Rozumiem — powiedział w końcu.
— Wiesz co? — Uśmiechnęła się wesoło. — Zaparzmy herbaty, zasiądźmy przy tych królewskich fotelach i przez chwilę poudawajmy, że znaczymy coś więcej.
Oboje już wstawali, ale Sayuri nagle przystanęła. Gaara spojrzał na nią w oczekiwaniu.
— Właściwie... ty zostaniesz w końcu Kazekage, prawda?
Zdumiał się na jej słowa. Jeszcze nie zdobył się, by wyznać jej to swoje marzenie.
— Chcę tego.
— To nie zapominaj wtedy o swojej nic nie znaczącej towarzyszce młodości i jak kiedyś dostojnym krokiem przejdziesz obok mojego domu pomyśl wtedy o mnie — zaśmiała się.
Gaara zmrużył niebezpiecznie oczy.
— Nie, Sayuri.
Spojrzała na niego zdziwiona. Czyżby wychwycił głęboko skrywaną gorycz w jej głosie? Wiedziała, że kiedy zdobędzie tę funkcję ona będzie musiała usunąć się w cień. Choć smutna była to myśl, musiała do niej przywyknąć.
— Ja... Ty chyba nie wiesz ile dla mnie znaczysz. — Opuścił wzrok. — Nigdy nie będę nikogo cenił bardziej niż ciebie, to ty potrafiłaś się do mnie przekonać w tak krótkim czasie, wspierasz mnie, a ja miałbym spędzić bez ciebie ten czas, kiedy byłbym Kazekage? Chyba zwariowałaś. — Spojrzał na nią z czułością.
Wcale nie z fałszywej skromności, czy innych pobudek zaprzeczyła.
— Gaara... — Jej głos też był poważny. — Spójrzmy prawdzie w oczy, ja jestem nikim. Myślisz, że Rada, albo chroniące cię ANBU zgodzą się, żebyś zaniedbywał obowiązki, bo chcesz się ze mną spotkać, że...
— Wtedy zrezygnuję z tej funkcji.
Widziała w jego oczach, że to najszczersza prawda i rzeczywiście miał taki zamiar.
— Poza tym Sayuri, nigdy nie mów przy mnie, że jesteś nikim — powiedział ostrym tonem, nie chciał pozwolić, by ktokolwiek, nawet ona sama ośmieliła się skrytykować, jednak po chwili złagodniał i uśmiechnął się ciepło. — Wolę być zwykłym shinobi do końca życia i móc przebywać z tobą niż zostać Kazekage i tylko z rzadka widywać cię w tłumie ludzi.
— I pomyśleć, że zwykła wzmianka o herbacie może obrać tak nieprzewidywalny obrót — próbowała się uśmiechnąć, jednak nadal była zbyt onieśmielona jego wyznaniem. — Ale Gaara... — zawahała się. Jak dziecko chciała uzyskać pewność. — Obiecujesz, że tak będzie? Że nie zapomnisz o mnie?
— Dobrze wiesz, że nie będę w stanie.
— Ale w sumie... chyba jeszcze trochę czasu mamy, nie?
— Chyba tak.
Uśmiechnął się i w końcu ruszyli do kuchni, by zrobić herbatę.
Gaara niby taki nieobyty towarzysko, a dobrze wie, jak oczarować kobietę :D
OdpowiedzUsuńTak teraz sobie myślę- nigdy nie myślałam o Gaarze w taki sposób, że robi zakupy, chodzi do fryzjera jak każdy człowiek. W każdym ff zaskakujesz, ale w tym codziennością x) W ogóle to takie słodkie, że Sayuri chce mieć pewność, że Gaara jej nie opuści :3
OdpowiedzUsuńAlba Longa
Wiesz, że uświadomiłaś mi pewną rzecz? Chyba gdyby nie to opowiadanie, to i w "Gosposi" widziałabym Gaarę jako metafizyczną postać, która nie potrzebuje wykonywać tak prozaicznych czynności xD Nadal jestem zaskoczona, jak wiele to ff znaczyło dla mojej dalszej grafomanii ;)
Usuń