sobota, 2 marca 2019

Zadanie wykonane, Kazekage-sama – Rozdział 7

Czy wszystko było z góry ustalone? Jeden, niekończący się schemat miał już zawsze towarzyszyć jego życiu? A właściwie śmierci... Czy nawet po niej musiał być w tym przeraźliwie wielkim miejscu sam? A może był po prostu na samotność z góry skazany? To miejsce, choć nadzwyczaj spokojne i przyjemne, było puste. Ta wielka, niekończąca się światłość nie miała ani początku, ani końca, ani też choćby jednego stworzenia. Czy to jego osobiste piekło? Za zbrodnie, które popełnił? Cóż w sumie to logiczne... Karą za jego przewinienia powinno być to, co najbardziej go bolało i czego się bał. Więc tak wygląda miejsce dla niego przeznaczone po śmierci. Nie zdążył wymazać wszystkich grzechów z przeszłości, więc wieczność przyjdzie mu spędzić w tym najgorszym z więzień.
Ale... moment... czyżby tam w oddali...? To ona? Nie... chociaż... Nie... to nie był jej uśmiech. Ten już zdążył po tysiąckroć widzieć w swojej wyobraźni. A ten różnił się od tamtego. Ten był zbyt wesoły... radosny... beztroski...
— Naruto...? — Jasność powoli traciła na blasku, a ta jedna twarz stawała się coraz bardziej wyraźna. To był jego uśmiech. Człowieka, który już drugi raz ratuje go z tego piekła samotności. — C-co...?
— Już wróciłeś! — Uzumaki rozpromienił się jeszcze bardziej. — Niezłego stracha nam napędziłeś i mocno musieliśmy się namęczyć, żeby cię uratować, ale... udało się! — dodał, uśmiechając się szerzej.
— Zostaw go, to Kazekage!
Ten głos... uniósł nieco wzrok i już pędziła ku niemu Temari. Odsunęła Naruto i sama pochyliła się nad nim.
— Gaara! Wszystko w porządku? Nic ci nie jest?
Powoli, jakby w zwolnionym tempie, skinął głową i coraz bardziej oszołomiony rozglądał się dookoła. Tyle osób... tak wielki tłum... i to nie tylko shinobi z Suny... Widział też drużynę Kakashiego i Gaia z Konohy. Dlaczego tutaj byli?
— Gaara...
Spojrzał z powrotem na siostrę i nim zdążył cokolwiek powiedzieć blondynka po raz drugi go przytuliła.
— Nigdy więcej... na chwilę znikam z wioski, a wasza dwójka od razu pakuje się w jakieś kłopoty — dodała, wypuściwszy go z uścisku.
Chyba nadal był zbyt oszołomiony, aby cokolwiek powiedzieć, a już zwłaszcza kiedy Kankuro podszedł do niego i tak po prostu... bez słowa potargał go po włosach. Sądząc po jego wyglądzie on również nie czuł się najlepiej.
Kilka następnych minut pamiętał, jak przez mgłę. Matsuri rzucająca się na niego z uściskami i chęcią niesienia pomocy, która została szybko stłumiona przez celny cios Temari. Naruto cały czas siedzący obok niego i rozprawiający o czymś z przejęciem. Lecz oni wszyscy... żaden z nich nie rozumiał tego. On dopiero co wrócił zza grobu i za nic w świecie nie był w stanie przyswoić tylu rzeczy na raz. Otrząsnął się nieco z odrętwienia, kiedy przemówił Kankuro. Więc... więc to czcigodna Chiyo przywróciła go do życia? To za jej sprawą uwolnił się z tamtego więzienia? Z trudem wstał, korzystając z pomocy Uzumakiego i cichym głosem oznajmił, by wszyscy uczcili pamięć nieocenionej staruszki.

***

Powoli kierowali się w stronę wioski Piasku. Nadal osłabionego Gaarę podtrzymywał wiecznie uśmiechnięty Naruto i Kankuro. Kilka osób niosło na noszach ciało czcigodnej Chiyo.
Po długim marszu w końcu, w oddali, dostrzegli zarys skały otaczającej Sunę. Gaara patrzył w tamtym kierunku i coś mu się nie zgadzało. Dlaczego tylu ludzi stało w miejscach przeznaczonych dla strażników? Czyżby coś się stało w wiosce? I nagle do jego uszu dotarł coraz głośniejszy ryk zachwyconego tłumu. Odetchnął z ulgą. Najwidoczniej wszystko było w porządku.
— Niesamowite... — wyszeptał Uzumaki z nutą zazdrości w głosie.
— Witają swojego Kazekage — powiedział z uśmiechem Kankuro. — To oczywiste, że się cieszą.
— Witam, Kazekage-sama. — Jeden z członków Rady, a zarazem potężny jounin i sensei trójki dzieci Czwartego, Baki, zjawił się przed nimi. — Cała wioska na ciebie czekała. — Stanął bokiem i zrobił im miejsce.
Gaara już chciał przejść, ale...
— Nie, to czcigodna Chiyo powinna iść przodem — mruknął pod nosem, a korowód z Sakurą na czele ruszył w stronę wioski.
Gaara ze skupieniem obserwował całe to zdarzenie. A więc udało mu się? Obronił wioskę, prawda? Nie groziło jej już żadne niebezpieczeństwo. I poza tym... zdobył na tyle silne więzi, że tyle osób pragnęło go uratować. Tak... to z pewnością ogromny sukces w jego przypadku. Z nikłym uśmiechem zerknął w stronę miejsca, w którym tuż przed porwaniem widział jej postać. Zamrugał kilka razy oczami i wpatrywał się z coraz większą mocą w stronę półki skalnej. Czy... czy to ona? Jakaś kobieca postać z całą pewnością stała w tamtym miejscu. Twarz miała skierowaną w stronę niesionej na noszach Chiyo. Ale czy to możliwe, czy to...
— Gaara.
Zerknął w stronę brata, który patrzył w to samo miejsce, jednak zaraz spojrzał mu w oczy.
— Czy to...? — Oboje ponownie spojrzeli w stronę półki skalnej, lecz nikogo już tam nie było.
— Nawet jeśli... — powiedział szeptem Gaara tak, by Naruto nie słyszał — nie zjawi się. Powiedziała, że wróci za pięć lat i...
— Odprowadzimy cię prosto do gabinetu! — wykrzyknął wesoło blondyn tuż nad jego uchem. — Musimy mieć pewność, że nic już ci się nie stanie!

***

W gabinecie Kazekage było nadzwyczaj tłoczno. Przy biurku, na swoim zwykłym miejscu w fotelu, siedział Gaara, a po jego obu stronach stali Kankuro wraz z Temari. Naprzeciw rodzeństwa stała cała delegacja z Konohy. Kakashi, Naruto, Sakura, Gai, Neji, Lee i Ten-ten.
— Jesteście pewni, że nie chcecie odpocząć? W końcu jesteś ranny, Kakashi — odezwała się Temari, patrząc na towarzyszy z Konohy.
— Z całą pewnością przyjaciele mi pomogą — powiedział zamaskowany jounin z uśmiechem. — Poza tym chcemy jak najszybciej udać się ze zdobytą informacją do Tsunade. Chyba w końcu udało nam się złapać trop Sasuke.
Już żaden shinobi z Suny nie oponował. Zrozumieli, że chęć doprowadzenia pobratymca do wioski w przypadku ludzi z Konohy była silniejsza niż cokolwiek innego. Tak więc wszyscy mieszkańcy wioski Liścia kierowali się w stronę wyjścia, a Gaara wraz ze swoim rodzeństwem powoli ruszyli za nimi, by odprowadzić ich aż do wyjścia z wioski. Kiedy grupa z Konohy stała już przy drzwiach, a shinobi z Suny okrążali biurko, rozległ się cichy trzask, a pośrodku gabinetu zjawiła się ona...
— To nie ma najmniejszego sensu. — Wszyscy zwrócili głowę ku rudowłosej i jak na zawołanie jej pojawienie się wprawiło wszystkich w szok. — Szpieg Sasoriego nie jest już dłużej posłuszny jego woli. To prawa ręka Orochimaru, Kabuto. Raczej nie uda wam się zdobyć jakichkolwiek informacji, nawet jeśli przyszedłby na most.
W gabinecie zapanowała głucha cisza. Ludzie z Konohy, którzy już raz ją spotkali, rozszerzali oczy ze zdumienia na dźwięk jej normalnego, przyjemnego głosu, który tak różnił się od tego, który zapamiętali. Temari i Kankuro mieli trudności z utrzymaniem równowagi i z niepokojem patrzyli na reakcję młodszego brata, a Gaara... Gaara wpatrywał się w plecy tej osoby... osoby, którą...
— Skąd masz te informacje?! — wykrzyknął Naruto i ruszył z zamiarem zaatakowania tego dziwnego przybysza. Doskonale pamiętał jak wielkim strachem go przepełniała, ale chęć uratowania Sasuke była silniejsza. Był kilka milimetrów od niej i już był pewien, że atak będzie skuteczny, ale ona... nie wykonała żadnych pieczęci, nie poruszyła choćby koniuszkiem palca, a mimo to odrzuciła go od niej niesamowita, niemożliwa do opisania siła. Blondyn zarył o ścianę gabinetu, a z kącika jego ust sączyła się krew.
— Nie radzę mnie atakować — powiedziała spokojnie rudowłosa. — Moje umiejętności raczej się poprawiły przez te kilka lat, a obrona działa intuicyjnie. Nic nie mogłam poradzić — dodała, podchodząc do blondyna.
Shinobi z Konohy już szykowali się do ataku w obronie Naruto, jednak jedno ostrzegawcze spojrzenie dziewczyny wystarczyło, by zatrzymali się w miejscu. A ona spokojnym krokiem podeszła do jinchuuriki Kyuubiego i ledwo muskając jego skóry doprowadziła do poprzedniego stanu.
— Nazywają cię najbardziej nieprzewidywalnym ninja, ale to właśnie przez to jesteś bardziej przewidywalny niż ktokolwiek inny — mruknęła cicho, pomagając mu wstać. — Jeszcze długa droga przed tobą.
— W jakim celu wróciłaś? — Rozbrzmiał chłodny głos Gaary. Był do tego stopnia zimny, że aż on sam zdziwił się jak przerażająco brzmiał. Dlaczego, do cholery?! Przecież o tej chwili marzył od równo trzech lat. Patrzył jej w oczy i dostrzegł tam zmieszanie i wstyd. Dlaczego to zrobił?! Przecież jedyne o czym marzy to to, by ona tu została!
— Wróciłam kiedy tylko dowiedziałam się, że Akatsuki cię porwało — mruknęła pod nosem.
— Dlaczego nie zareagowałaś?! — wykrzyknął Kankuro. — Skoro wiedziałaś, że...
— Tropiłam ludzi z Akatsuki, którzy powoli zbliżają się w stronę Konohy — przerwała mu. — Może odeszłam z Suny, ale dalej uznawałam nadrzędną rolę wioski i jej sojuszników. Dlatego bacznie obserwowałam całą tą organizację. I nie myśl, że dowiedziałam się o tym natychmiast. Dopiero kilkanaście godzin temu...
— Więc jakim cudem... — Kakashi rozszerzył oczy. Skoro obserwowała ludzi zbliżających się w stronę Konohy...
— Nie znacie moich możliwości — powiedziała cicho. — Trzy dni temu ludzie, których obserwowałam zastygli w bezruchu. Równo trzy dni i trzy noce nie ruszali się z miejsca i jedyne co wyczuwałam to fakt, że ich świadomość jest w zupełnie innym miejscu. Dopiero kiedy wrócili do normy i ruszyli w dalszą drogę rozmawiali o porwaniu jinchuuriki Shukaku. Musiałam się upewnić, że wszystko w porządku z wioską... Ale nie w tym celu wróciłam... Ja... — Odwróciła się w kierunku Gaary i po raz pierwszy spojrzała mu w oczy. Przez chwilę milczała i wyglądała, jakby walczyła sama ze sobą, jednak w końcu pokłoniła się przed nim. — Przyjmij mnie jako shinobi z Suny... — zawahała się. — Kazekage-sama.
Trudno stwierdzić która z osób znajdujących się w gabinecie była najbardziej zaskoczona. Wszyscy poza rudowłosą, która nadal biła niskie pokłony, mieli wręcz otwarte usta ze zdumienia. Ona korząca się przed kimkolwiek? Ona uznająca czyjąkolwiek zwierzchność? Ona...
— Wydaje mi się, że to sprawa między nią, a Gaarą — odezwała się w końcu Temari słabym głosem. — Więc... nalegam, żebyście zostali chociażby na jedną noc. — Nie patrząc w kierunku brata, niemal siłą wyciągnęła pozostałe osoby z jego gabinetu. Z całą pewnością widok ten był niezwykle ciekawy i godny obserwacji, ale... ona wróciła tu tylko z jego powodu i nikt nie powinien im przeszkadzać w tej chwili.
W gabinecie zapadła głucha cisza. Oboje doskonale słyszeli odgłosy kroków dudniące po pustych korytarzach. Dziewczyna nadal nie unosiła głowy, tylko z pokorą czekała na jego reakcję. A Gaara? Nie mógł się poruszyć, nie był w stanie wydusić z siebie chociażby słowa, tylko wpatrywał się w nią i nie rozumiał nic. Dlaczego ona prosiła go o coś takiego? Dlaczego tytułowała go w ten sposób? Czyżby zapomniała o ich ostatnim spotkaniu? A może tamta chwila to tylko okrutne oszustwo jego umysłu, który był do tego stopnia spragniony...
— Dlaczego to robisz? — wyszeptał w końcu, nie spuszczając z niej wzroku, lecz ona nadal nie podnosiła się. — Pytam ci się o coś, do cholery! — wykrzyknął. Zapomniał, jak czuł się w jej towarzystwie. Zapomniał, w jaki sposób dominowała nad nim. Zapomniał jak to jest, kiedy nie panował nad emocjami. Kiedy emocje, które ujawniały się przy niej, pochłaniały go całego. I teraz też tak było. Nie był opanowanym, troskliwym Kazekage. Przy niej... przy niej czuł się... czuł się jakby po prostu istniał i tak czuł się jedynie przy niej.
— Mówiłam ci, Kazekage-sama, że tak będzie — powiedziała cicho.
Gaara już chciał jej wykrzyczeć, żeby nie ważyła się tak do niego zwracać, ale coś innego przykuło jego uwagę. Ona... uniosła wzrok, a widok jej... tak doskonałej, całkiem zawładnął jego umysłem.
— Mówiłam, że nie będziesz w stanie zapomnieć o tym. Że to co zrobiłam całkiem zniszczy jakąkolwiek więź między nami. — Opuściła wzrok, jakby nie była w stanie znieść jego spojrzenia. — Ale nie przybyłam tutaj dlatego, od początku wiedziałam w jaki sposób to się skończy. Ja... ja po prostu chce pomóc wam zniszczyć Akatsuki. To wszystko i...
Ale Gaara nie był w stanie tego znieść. Nie był w stanie patrzeć na nią jak miotała się, jak wstydziła tego kim była... a właściwie kim stworzył ją jego ojciec. Nie mógł oglądać jej zmieszanej, słyszeć jej niepewnego, zawstydzonego tonu. Czy ona nic nie rozumiała?!
— I tak jak mówiłam, Kazekage-sama, jestem potężnym shinobi, więc moje usługi mogą być korzystne dla...
— Przestań... — wyszeptał cicho i zaczął powoli podnosić się z fotela, a ona spojrzała na niego ze strachem. Cóż... to naprawdę wyjątkowy widok. Ona obawiająca się kogoś.
Ta chwila trwała w nieskończoność. Dla obojga odległość między biurkiem a miejscem, w którym stała zdawały się być kilometrami. Jakby dzieląca ich odległość była nie do pokonania. Jakby ta nieskończona przestrzeń wypełniała nie tylko ten gabinet, ale też ich osoby. Tak daleko... Pierwszy krok chłopaka...
— Kazekage-sama... ja wiem, że...
Drugi krok, lecz tym razem i rudowłosa zareagowała. Instynktownie cofnęła się. Doskonale zdawała sobie sprawę, że między nimi nigdy już nie będzie dobrze. Że jej przeszłości nic nigdy nie wymaże, ale dlaczego zbliżał się ku niej? Co chciał zrobić?
— Kazekage-sama... nie... nie powinnam, ja wiem...
Ostatnie kilka kroków nie przeszedł, tylko podbiegł do niej i brutalnie chwycił za policzki, lecz tym razem jej obrona nie zareagowała. Uniosła wzrok i widziała jego zazwyczaj łagodne pastelowo-niebieskie oczy, które tym razem błyszczały szaleństwem. Czyżby aż tak wpłynęły na niego informacje na jej temat?
— Nie waż się...
Zadrżała na dźwięk jego głosu. Ale czego się bała? Nie był w stanie jej skrzywdzić. Ale... doskonale zdawała sobie sprawę, że jego słowa będą bardziej bolesne niż cokolwiek, co w życiu przeżyła.
— Nie waż się nigdy mnie tak tytułować.
Ponownie odważyła się i spojrzała mu w oczy. Całe błyszczały z nieopanowanej żądzy, ale wcale nie były przepełnione złością, goryczą, czy nienawiścią.
— A-ale Kazekage-sama...
— Zapomniałaś przez te lata jak mam na imię?
Pochylił się nad nią, a ona czuła jak jeszcze chwila i nie opanuje się. Jego zapach... jego bliskość... Czyżby mimo tylu lat prób nadal nie potrafiła zniszczyć wszystkiego? Czyżby wspomnienie tamtego pocałunku było wiecznie żywe nie tylko dla niej?
— Powiedz to...
— Gaara... — wyjąkała w końcu i nie rozumiała nic. Była w stanie przetrwać wszystko, nic i nikt nie było w stanie jej zniszczyć. A mimo to... tak słabo i niepewnie czuje się w jego towarzystwie. Czy był świadomy jak wielką miał nad nią władzę? Czy był świadomy jak przez te kilka lat cierpiała nieopisane katusze, kiedy walczyła sama ze sobą, by nie wrócić tutaj? — Nie powinieneś. Dałam ci tyle czasu, tyle argumentów, żebyś mógł zniszczyć tę więź...
— To miała być moja decyzja — przerwał jej i ponownie nieco uniósł podbródek, by nie mogła mieć spuszczonego wzroku i patrzyła na niego. — A nie ma drugiej takiej rzeczy, o której marzyłbym tak bardzo jak o tym, żebyś tu została.
— A-ale...
Dokładnie tak samo jak kilka lat wcześniej zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem. Jakby tamten czas nie istniał. Jakby nie istniało te kilka lat przerwy. Ich ciała reagowały na siebie z jakąś nieodgadnioną mocą. Na każdy, najdrobniejszy nawet ruch jednego z nich, to drugie reagowało automatycznie. A ten pocałunek... czy pocałunek mógł być aż tak niszczycielską siłą? Bo dla obojga tym właśnie był. Dziki, pełen pasji, zagarniający z nich całą moc. Żadne nie czuło się tak nigdy wcześniej. Ten moment, ta chwila ponownej euforii i pobudzenia niszczyła ich fizycznie. Ale przecież... to był tylko pocałunek. A oni spleceni w niemożliwym do przerwania uścisku trwali tak.
Każdy nerw płonął, każdy zmysł wyczuwał jedynie bliskość tego drugiego. Kiedy dziewczyna próbowała oswobodzić się z jego uścisku, Gaara przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej i brutalnie wpił się w jej usta, nie chcąc przerwać tej chwili. Tak... z żadną inną kobietą nie mógł tego przeżyć. Ta chwila... jej bliskość, jej obecność doprowadzały go do obłędu. I w pewnym momencie opadli, jakby ich ciała nie mogły nic więcej znieść. Te wszystkie emocje, tłumione przez lata żądze, całkiem ich zniszczyły. A ona opadła na jego tors nie mogąc złapać oddechu. Co się z nimi działo? Dlaczego reagowali na siebie tak intensywnie? To przecież... był tylko pocałunek.
— Przypomniałeś sobie? — spytała cichym, słabym głosem.
Gaara zerknął z ukosa na jej poważną twarz. Kiedyś taki jej wyraz twarzy przyprawiał go o dreszcze, ale teraz? Spojrzał na jej włosy i zatopił w nich rękę. Już nigdy jej stąd nie wypuści. Choćby mieli spędzić całą wieczność w tym gabinecie, nie pozwoli, by kiedykolwiek go opuściła. Bo to... bo tego by nie zniósł nigdy więcej. Ale nagle dotarło do niego, że zadała mu pytanie, a on je tak długo ignorował. Ale co miał odpowiedzieć?
— Próbowałem... Uwierz mi, próbowałem... — Chyba nigdy nie tłumaczył się przed nikim. Nie było potrzeby. Bo albo nie obchodziło go zdanie innych, albo po prostu nikt nie miał mu nic do zarzucenia. W końcu... z dnia na dzień zmienił się z potwora w potulnego mieszkańca Suny. — Tak, jak powiedziałaś, chociaż nie miałem na to najmniejszej ochoty, chodziłem na grób ojca niemal codziennie i nic mi nie przyszło do głowy. Nic... Myślałem nawet, że ze mną pogrywasz...
— Chodź. — Stała nad nim i dostrzegł jej drobną dłoń wyciągniętą ku niemu. — Spróbuję ci przypomnieć.
Gaara był jak pogrążony w transie. Chwycił jej dłoń i od tego momentu poddany był jej woli. Absolutnie i nieodwołalnie. Nie był w stanie przezwyciężyć tego, bo... nie wiedział. Po prostu nie był w stanie. Powoli prowadziła go w stronę wyjścia z posiadłości Kazekage.
Głupia to nazwa. Zwyczajowa. Po prostu mieszkał w tym miejscu Kazekage z rodziną, ale pozostałe pomieszczenia? Same biura i inne sprawy związane z zarządzaniem wioską. Dlaczego więc...? Otrząsnął się z myśli. Czyżby oszalał? Ona była tutaj! Dlaczego zajmował sobie głowę takimi sprawami?
Z nikłym uśmiechem wpatrywał się w jej drobną dłoń, którą pewnie trzymała jego własną. Czy był w stanie wyobrazić sobie coś wspanialszego? Była tutaj i nigdy nie pozwoli jej odejść. Tego był pewien. Będzie miał ją zawsze przy sobie. Nie będzie już znikać i pojawiać się w dogodnych dla niej sytuacjach. Od teraz stanie się stałym elementem w jego życiu. Tego pragnął.
W końcu, po długich chwilach wolnego marszu, dotarli pod grób Czwartego. Dziwne to miejsce na spędzanie przez nich czasu. Na grobie człowieka, który całkiem ich zniszczył. Ale oni przetrwali. Nie byli już narzędziami w rękach tego okrutnego człowieka.
— Nie przypominasz sobie? — spytała cicho rudowłosa, patrząc w jeden punkt, którym niewątpliwie był grób Kazekage.
— N-nie... — wyjąkał zmieszany Gaara. Choć wiedział, że nie będzie to miłe wspomnienie, chciał to sobie przypomnieć. Nie dla siebie – wiedział, że będzie to bolesne – ale dla niej. Bo chciał ją zrozumieć. Poznać lepiej niż ktokolwiek inny. A z całą pewnością powód jej nienawiści do niego był jednym z wielu elementów tej tajemniczej układanki.
— Na co patrzysz?
— Na grób ojca.
— Spójrz trochę wyżej.
Gaara miał prawdziwy mętlik w głowie. Ona przemawiała do niego jakimiś trudnymi do rozszyfrowania metaforami, czy tak po prostu...? Choć nadal niezdecydowany, uniósł wzrok. Ale czego innego miał się spodziewać? Skała, jak skała. Przecież dokładnie ta sama skała otaczała całą Sunę. Nic w niej niezwykłego. Trochę krusząca się, stworzona z piaskowca skała.
— Nie przypominasz sobie niczego?
— Nie... — westchnął cicho. Czyżby ją zawiódł? Doskonale zdawał sobie sprawę, że nic sobie nie przypomni. Przez ponad trzy lata przychodził w to miejsce i chyba zdążył już zapamiętać każdy jego fragment. Każdą bruzdę na nagrobku, każdy luźny element skalnego muru w tym miejscu, każdy... Nagle zamarł. Ale... czy to możliwe? Nie, przecież...

*

Jak zwykle sam. Bez możliwości zdobycia jakiejkolwiek bliskiej osoby. A było to o tyle bolesne, że już w wieku pięciu lat te myśli przychodziły mu do głowy.
Wolnym krokiem mały, czerwonowłosy chłopczyk szedł ulicami wrogiej mu wioski. Kiedy tylko pojawiał się gdzieś, wszyscy ludzie uciekali w popłochu, rzucając jakieś bolesne uwagi kierowane ku niemu. Kiedy tylko otwierał usta do jakiegokolwiek dziecka, te uciekały z płaczem, pozostawiając go samego. A nawet jego rodzeństwo przejawiało jawną niechęć. Czy to się kiedykolwiek zmieni? Czy poza Yashamaru zdobędzie kiedyś kogoś bliskiego? Zdusił w sobie chęć wybuchnięcia szlochem. Co to zmieni? Szybko otarł kilka łez, które mimowolnie spływały po jego policzkach.
Przez długi czas niezbyt przyjemne myśli gościły w umyśle małego chłopczyka. Zapuszczał się coraz głębiej w wioskę, ignorując późną porę. W końcu... kto się nim przejmował? Zresztą, po co wracać nocami do domu? I tak przez Shukaku nie mógł spać. I nagle do jego uszu dotarł czyjś śmiech. Wiedział, że nigdy tego nie doświadczy, nikt nigdy nie zaśmieje się w jego towarzystwie, ale przecież mógł chyba zerknąć jak też wyglądają szczęśliwe osoby, prawda? Niepewnie dotarł do zakrętu i w oddali dostrzegł trójkę bawiących się dzieci.
— Hej Taichi puszczaj! — Krzyczała najniższa dziewczynka z rudymi włosami, które zdawały się płonąć.— Bo jak tylko powiem pannie Matsumoto jak mnie traktujesz...
— A co myślisz, że mi zrobi?! — spytał z błyskiem w oku czarnowłosy malec. — Ucieknę jej, jak zawsze! W końcu będę Kazekage, więc panna Matsumoto nic mi nie zrobi!
— Kazekage, który wiecznie ucieka... to się Suna doczeka — zripostowała druga dziewczynka o blond włosach i obie wybuchły zgodnym śmiechem.
Chłopiec wyglądał jakby dostał obuchem w głowę.
— A, ty, siostra raz mogłabyś mnie poprzeć, a nie zawsze robisz ze mnie głupka przy niej. — Zarumienił się, patrząc na rudowłosą.
— Taichi... ona nie robi z ciebie głupka — powiedziała dziewczynka z niezwykłą powagą w swoich orzechowych tęczówkach i zbliżyła się do chłopca, jakby chciała go pocałować, lecz nagle w jej oczach zagrały złośliwe ogniki. — TO TY ROBISZ Z SIEBIE GŁUPKA! — wrzasnęła mu prosto w twarz.
Na widok miny Taichiego obie dziewczynki ryknęły zgodnym śmiechem, ale nagle zamarły. Do ich uszu dotarł również inny dźwięk, cichy chichot, wydobywający się z zacienionego zakrętu. Wszyscy z niepokojem spojrzeli w tamtym kierunku. Wiedzieli dlaczego opiekunki domu dziecka zabraniały im włóczyć się samotnie po nocach, bo przecież mogli...
— To Gaara... — wyjąkała rudowłosa z nieskrywanym strachem.
— Pustynny Gaara — wyszeptała blondynka.
Czerwonowłosy malec przeklinał w myślach samego siebie. Niepotrzebnie się zaśmiał. A mógł przecież jeszcze trochę ich poobserwować. Ale może... może uda mu się wyjaśnić dlaczego tutaj przyszedł. Że przecież nie chciał nikogo skrzywdzić...
— Ja... — młodziutki jinchuuriki Shukaku wyszedł całkiem zza zakrętu i powoli podchodził do nich, gorączkowo myśląc, jakimi słowami przekonać ich do swoich dobrych zamiarów. Przecież...
— Nie podchodź! — wrzasnął czarnowłosy chłopczyk i stanął na równe nogi.
Gaara zamarł. Znowu? Jeszcze nie zdążył nic powiedzieć, wykonać żadnego gestu, a oni już...
— Odejdź stąd potworze! Dalej Kana, bierz ją i uciekaj! — wrzasnął w kierunku swojej siostry.
Blondynka już miała wziąć swoją młodszą koleżankę za rękę, jednak zamarła na widok jej miny. Rudowłosa siedziała i patrzyła niepewnym wzrokiem na tego potwora, jakby nie była całkiem przekonana co do słuszności tej decyzji.
— No dalej, idziemy... Ale Taichi...
— Macie racje, Kazekage nie może uciekać — zaśmiał się chłopczyk. — Ale wy idźcie...
Blondynka tym razem stanowczo pociągnęła młodszą koleżankę za sobą. Obie szybko oddalały się od chłopców. A czerwonowłosy malec patrzył na to i po raz kolejny tego dnia tępy ból pojawił się w jego klatce piersiowej. Dlaczego oni...? Zerknął na chłopca, nie rozumiejąc jego zachowania. Czego się po nim spodziewał? Przecież on naprawdę nie chciał ich skrzywdzić!
— S-słuchaj, ja...
— Zostaw nas w spokoju! Nic ci nie zrobiliśmy! — wykrzyknął wojowniczo Taichi.
— A-ale ja...
— Nie myśl, że nie wiem kim jesteś! Potworem! Zabiłeś mojego tatę! — wrzasnął i ruszył ku niemu biegiem. Już chciał zadać cios, lecz piasek cisnął nim daleko. Z impetem wpadł na skałę, krztusząc się krwią.
— Taichi! — Przerażony wrzask dziewczynek odbił się echem po pustych uliczkach Suny.
Gaara już nie panował nad sobą. Ktoś chciał go zaatakować, więc obronił się, ale teraz... ta nieopisana żądza przepełniała go całego. Chciał po prostu zniszczyć tego chłopca, który go skrzywdził, który jako kolejna osoba wypełniała go przekonaniem, że jego istnienie pozbawione było jakiegokolwiek sensu. Piasek zawirował dookoła niego i już po chwili mknął ku słaniającemu się na nogach czarnowłosemu chłopcu. I już, już miał sięgnąć celu, kiedy nagle...
Ta rudowłosa dziewczynka odepchnęła przyjaciela i sama stała się ofiarą morderczego ataku Gaary. Cała zmasakrowana osunęła się po ścianie, a jej ciało... jej ciało było całkiem zmiażdżone przez piasek. Rodzeństwo wrzeszcząc, jak opętane, uciekło stamtąd. A Gaara został sam, patrząc oniemiały na swój czyn. W jednej chwili uspokoił się, a Shukaku zniknął z jego umysłu. Co on zrobił?! Znowu... znowu... Chwycił się za głowę, a jego ciało zadrżało od wydobywającego się z jego ust szlochu. Dlaczego?! Dlaczego to zrobił?! I dlaczego właśnie ją?! Jako jedyna z tej trójki nie zdawała się go aż tak bardzo obawiać. Jako jedyna spojrzała mu w oczy i poza strachem nie widział tam nienawiści.
Opadł na kolana i nadal drżąc płakał. Dlaczego on jeden był potworem? Dlaczego tylko on miał demona, zapieczętowanego w swoim ciele? Dlaczego tylko jego ludzie się do tego stopnia obawiali? Nie miał czasu na dalsze rozpaczanie. Usłyszał, że zbliżali się tutaj jacyś inni ludzie. Prawdopodobnie przywabieni krzykiem tamtej dwójki. Zniknął więc w chmurze piasku, obiecując sobie, że wyrzuci obraz tej dziewczynki ze swojego umysłu. Bo... bo gdyby tego nie zrobił wiedział, że znienawidziłby sam siebie.

*

Gaara stał i z rozszerzonymi oczami wpatrywał się w to miejsce. W miejsce, w którym zabił dziewczynę stojącą obok niego wiele lat temu. Ale jak... jak to możliwe? Czyżby przeżyła tamten atak? Nie, to niemożliwe. Przecież już wtedy, mimo młodego wieku, był w stanie zmiażdżyć dowolną osobę, a mała dziewczynka z całą pewnością nie miała szans przeżyć.
— Widzę, że przypomniałeś sobie — wyszeptała cicho rudowłosa, patrząc na niego z nikłym uśmiechem. — Chyba już rozumiesz dlaczego nienawidziłam cię tak długo...
— A-ale jak? — wyjąkał Gaara i spojrzał na nią z przerażeniem w oczach. — Przecież... przecież ja ciebie...
— Zabiłeś — dokończyła za niego i westchnęła cicho. — Tak, raczej każdy by tak pomyślał, gdyby spojrzał wtedy na mnie.
— To niemożliwe... jestem pewien, że...
— A jak myślisz, dlaczego twój ojciec zainteresował się mną? — Jej oczy pociemniały na wspomnienie tamtego człowieka. — Dlaczego zdecydował się na trenowanie mnie? Kiedy odszedłeś, przybiegło wiele ludzi. Kilkoro zwykłych mieszkańców, kilkoro shinobi i Kazekage.
Uważnie słuchał jej słów i miał nadzieję, że jakoś wytłumaczy te niemożliwą do zrozumienia sytuację.
— Wszyscy oni krzyczeli coś, odgrażali się i przeklinali cię, ale jedyny Kazekage zauważył to. Zmusił innych, by opuścili to miejsce i czekał.
— Ale na co? — wyjąkał Gaara.
— Dostrzegł, że moje ciało samo się regeneruje — powiedziała cicho i opuściła wzrok, patrząc na grób Czwartego. — Taka już moja zdolność. Przeżyję wszystko. Każdy atak. Nie ważne czy przeciwnik użyje taijutsu, ninjutsu, czy genjutsu, ja przeżyję wszystko.
Gaara spojrzał na nią, sam będąc w szoku.
— Jesteś... nieśmiertelna? — Zamiast odpowiedzi usłyszał jej śmiech. W końcu udało jej się opanować i spojrzała na niego z nadal wesoło błyszczącymi oczami.
— Nie, Gaara, nie jestem nieśmiertelna. Przecież starzeje się, nie?
— Ale... ale to niemożliwe, żeby jakakolwiek osoba przeżyła tamten atak — wyjąkał całkiem skołowany. — Jeśli udało ci się to, to przecież znaczy, że musisz być nieśmie...
— Głupi jesteś, wiesz? — Spojrzała na niego rozbawiona. — Po prostu... proces regeneracji mojego ciała jest szybszy niż możliwość śmierci. To mniej-więcej tak, jakbyś obcinał mi głowę, ale tuż za ostrzem rozpoczynał się już proces regeneracji. Po prostu, natychmiastowa regeneracja, niezależnie od obrażeń. — Westchnęła cicho i spojrzała z lekkim grymasem na twarzy na grób Czwartego. — A ja... nie nienawidziłam cię dlatego, że omal mnie nie zabiłeś, tylko dlatego, że Kazekage mnie odnalazł tamtego dnia. Doskonała broń. Niezniszczalna. Czytałeś zresztą opisy moich misji. Nieważne jak potężna byłaby osoba, która próbowałaby je wykonać, musiałaby polec. Ale nie ja i to dlatego Kazekage wyznaczył mnie na twojego kata, bo przekonał się, że nawet twój piasek nie jest w stanie mnie trwale unieszkodliwić.
Przez długi czas panowała cisza, a oni trwali pośród niej zatopieni we własnych myślach. W końcu, w pewnym momencie Gaara ponownie wzmocnił uścisk na jej dłoni i zerknął w jej oczy. To wszystko było nieważne. Bo skoro ona mu wybaczyła tamten moment, nie musiał się nim zadręczać więcej. A i jego absolutnie nie obchodzi ta jej niesamowita zdolność. Co z tego, że nie da się jej zabić? Nie stanowiła przecież zagrożenia. A przynajmniej nie wobec Suny. Widział jej niepewny wzrok. Nie była pewna jego reakcji, ale jego nikły, pełen uczuć uśmiech zdradził wszystko. I już po chwili dostrzegł to, na co tylko czekał, odkąd się pojawiła w jego gabinecie. Jej uśmiech... ten, który okalał go całego i miał wrażenie, że zanurzał się w jego blasku, który całkiem wypiera otaczający go świat. Bo w tych chwilach istniał tylko on i jego blask.
— Wiesz... — wyszeptał cicho, zatapiając palce w jej długich, zachwycająco pięknych włosach. — To dziwne, ale ja nadal nie znam twojego imienia...
— Tak szybko chcesz poznać wszystkie moje tajemnice? — Zaśmiała się cicho i wyrwała z jego uścisku, biegnąc w bliżej nieokreślonym kierunku. — To chyba zniszczy całą tą aurę, w której tak miło nam się żyło.
— Więcej mi już nie uciekniesz!
Po kilku minutach pościgu w końcu dopadł ją i oboje ze śmiechem opadli na piasek. Ich twarze dzieliły centymetry, a oni wpatrując się w siebie zanosili się śmiechem. Lecz im dłużej leżeli w tej pozycji śmiech milkł, a na ich twarzach zagościła powaga. Lecz nie ta... zwykła powaga. Był to poważny wzrok, jednak zarazem przepełniony uczuciem, które nie powinno być dla nich przeznaczone. Które nie powinno ich dotyczyć, bo nie zasłużyli na nie. Ale nic nie mogli poradzić, że leżeli tak, a to głębokie uczucie za nic w świecie nie mogło ich opuścić. W końcu Gaara nie wytrzymał i delikatnym ruchem przybliżył dłoń do jej twarzy.
— Mam na imię Sayuri — powiedziała w końcu rudowłosa, a Gaara natychmiast pokochał brzmienie tego imienia.


******************

To koniec kolejnej historii o Gaarze. Już zapraszam na następne ff, które zacznę publikować w przyszłym tygodniu.

14 komentarzy:

  1. Czytam i nie wierzę. Zakończone?! :O Jak?! Tak szybko :( Ale w sumie prawie wszystko się wyjaśniło , a Sayuri i Gaara w końcu są razem. Podziałaś mi na wyobraźnię. To muszę poczekać na przyszły tydzień :( Kolejne opowiadanie też jest tak krótkie?

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem jakim cudem uciekło mi zakończenie tego opowiadania! Wydawało mi się, że sprawdzałam dość regularnie blogi, które czytam odkąd wróciłam. Eh, jak zwykle jestem roztrzepana.

    Trochę za szybko się to rozwinęło jak dla mnie. Jeden rozdział to za mało. Wielki plus za historię Sayuri. Naprawdę byłam pewna, że te "przypomnienie" będzie polegać na tym, że kiedyś do niego podeszła i raz czy dwa rozmawiali albo że zabił kogoś bardzo ważnego dla niej... A tu niespodzianka. Zabił ją! Co prawda przeżyła, ale wiesz o co chodzi. Niespotykane i zaskakujące rozwiązanie. Może dlatego, ze było takie inne, nie pasuję mi zakończenie. Tzn nie zrozum mnie źle, ale zastanawiam się, jakby to wyglądało gdyby jednak mu nie wybaczyła. No ale wtedy wiele rzeczy w opowiadaniu by nie pasowało do siebie. Takie moje rozmyślenia.

    Buzki~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym w pewien sposób nawet powiedziała, że nie tyle, że szybko się rozwinęło, co się nawet nie zaczęło. Bo widzisz, to był jedyny mój ff przemyślany. Jak wcześniej podejmowałam próby napisania opowiadania, przy "Odpowiedzialności" czy "Tylko przyjaciel", ponosiłam porażkę, bo nie byłam w stanie wymyślić fabuły, wymyślić, co się stanie po magicznym wyznaniu uczuć. Tutaj jedynie dałam znak, że Sayuri nie zniknie więcej z życia Gaary i to wszystko.

      Pisałam zawsze do szuflady i ten zabieg nie tyle miał zmusić czytelnika do samodzielnego dopowiedzenia sobie historii, co raczej był furtką dla mnie przygotowaną, jeśli chciałabym kontynuować "Zadanie wykonane, Kazekage-sama". Bo w takiej formie można to uznać za zakończenie, ale też, jeśli bym się zdecydowała, mogę puścić kolejną serię. Bezpieczne rozwiązanie ;) Ale raczej nie zanosi się na kontynuowanie tego ff :P

      Usuń
  3. O-M-G.
    Jako, że lubię się czepiać napiszę, że po lekturze pierwszych zdań przypomniała mi się moja nauczycielka polskiego, która mawiała, że w przeciągu możemy sobie stanąć. Usilnie próbowałam znaleźć więcej błędów, ale albo ich nie ma albo treść mnie tak oślepiła swym blaskiem, że je przegapiłam.
    Ten rozdział jest bardzo dobry stylistycznie i teraz się zastanawiam - czy tak się wybija spośród poprzednich czy to ja przez dwa tygodnie zdążyłam odwyknąć od Twego stylu? Może to pomieszanie tych 2 czynników ;)
    Pamiętam jak się jarałam, że może Sayuri jest jakąś mitologiczną postacią a Ty mi napisałaś bym nie miała wygórowanych oczekiwań. No, ale jak ich nie mieć, gdy poprzeczka od początku jest wysoko :D ta super regeneracja mnie zaskoczyła, ale jednocześnie jest bardzo trafiona. W ogóle, Sayuri miała tu epickie wejście rzucając Naruciakiem po ścianach... Jaką ta parka jest zachwycająca :D Jak nic mogą nie tylko rządzić Piaskiem, ale i ruszyć na podbój innych wiosek i zostać imperatorami. Może gosposia też się tak rozwinie ciężką pracą, że zostanie półboginią i razem z Gaarą podbiją świat? Nie miałabym nic przeciwko temu :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poszukałam i "w przeciągu" nie jest błędem, ale doradza się pisownię "w ciągu". Już zmieniłam to zdanie ;)

      Imperator Gaara xD Jak pięknie to brzmi. Jeżeli kiedyś zdecyduję się walić kanon i usadzić Gaarę w roli zdobywcy, tak będzie tytułowany.

      Usuń
  4. Zadanie wykonane, Kazekage-sama.

    Piszę komentarz zbiorczy z całego opowiadania i piszę na bieżąco, więc droga autorko, nie zdziw się, że niektóre zdania będą od siebie odstawać. Lubię pisać moje myśli na dany fragment tekstu ;)

    Na początku czuję nienawiść głównej bohaterki do Kazekage. Jest wspomnienie, kiedy go obserwowała. To ona miała zabić Gaarę po ataku na Wioskę Liścia. Bohaterka miała stać się katem, wisieć nad Gaarą niczym śmierć. I pilnować daty.

    ,,Uzumaki Naruto, czy wiesz, że jego życie jest w twoich rękach? Czy gdybyś wiedział, jakie spoczywa na tobie brzemię, nadal potrafiłbyś tak niezmordowanie walczyć?" - to niesamowicie smutny fragment...

    Bohaterka zobaczyła uczucia w kamiennym Gaarze. Coś takiego ją złamało. Zadanie niewykonane, Kazekage-sama...
    Gaara później musiał się otrząsnąć. Znalazł informację o oprawcy, ale bez imienia...
    Nawet morderca ma sumienie, które może się obudzić. Co jeśli się obudzi?
    Główna bohaterka stała się bohaterką. Uratowała dziecko.

    W Gaarze obudziła się mała obsesja.
    ,,Ta... więź, połączenie... jakkolwiek by tego nie nazwać nie jest dla ciebie dobre. Musisz się tego wyzbyć, musisz się od tego uwolnić... i ja też." - bardzo urocze ;)
    Bohaterka wyjawiła datę, pięć lat na kolejne spotkanie.

    ,,— Kazekage-sama...
    — Nie waż się nigdy mnie tak tytułować." - Taaaak, czekałam na ten moment! I to napięcie, aż będzie wreszcie ten pocałunek. I wspomnienie, domniemane zabójstwo. I niesamowite zdolności regeneracyjne.

    Sayuri - a jednak!

    Pozdrawiam serdecznie,
    Sharona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miło, że ktoś po takim czasie zagląda na te starsze opka.

      Serdecznie dziękuję za tak wyczerpujący komentarz i życzę miłego dnia. ^^

      Usuń
    2. Spokojnie, zabieram się na czytanie kolejnych opowiadań, ale teraz zrobię sobie chwilę przerwy. Które opowiadanie mi proponujesz w następnej kolejności?

      Usuń
    3. Czytaj Sachiko i Sayuri i razem z nami marudź o nowe rozdziały:D

      Usuń
    4. Pff! Ja polecam "Odpowiedzialność"! :3

      Usuń
    5. Stanowczo odradzam Odpowiedzialność i Tylko przyjaciel. Reszta względnie nadaje się do czytania. ;)

      [Kareena, obiecałam przecież, że będzie jeszcze w lipcu! xD]

      Usuń
    6. Gwarancja jednego rozdziału to mało, dlatego trzeba się postarać o stworzenie lobby :D

      Usuń
    7. Uroczyście przysięgam, że po rozdziale Gosposi, po tygodniu pójdzie Sachiko czy Sayuri? :D

      Usuń