Codzienną rutynę i pustkę, którą Gaara od długiego czasu odczuwał, przerwała misja, która niespodziewanie nadeszła. Rozkaz zakładał, że powróci do starej drużyny, złożonej z trójki dzieci Kazekage. Kiedy usłyszał czego ma ona dotyczyć po raz pierwszy odkąd kilka tygodni wcześniej spotkał dziewczynę poczuł, że jego umysł otrząsa się z odrętwienia i odżywa. Miał zostać wysłany na tereny Konohy, by odbić swoją niedoszłą ofiarę – Uchihę. Cóż... może będzie miał okazję przetestować swoje możliwości?
Gaara walczył z Kimmimaro. Niezbyt był z siebie zadowolony, niczego specjalnego nie dokonał. Co prawda nie przegrał, ale był przekonany, że gdyby przeciwnik nie skonał na tajemniczą chorobę, nie miałby większych szans na wygraną. No... chyba, że po raz kolejny skorzystałby z mocy Shukaku, ale to już od dawna nie wchodziło w grę. Czuł się zawiedziony, że jego usilne wysiłki podczas treningów poszły na marne. Poza tym... tak ogromnych wyrzutów sumienia nie przeżył chyba nigdy.
Kiedy spojrzał na Rocka Lee, człowieka, którego zmasakrował, a potem jeszcze na dodatek z premedytację próbował zabić, gdy ten był nieprzytomny, poczuł, jak jego żołądek kurczył się nieprzyjemnie, a jego pierś raz po raz przeszywał ostry ból. Dlaczego akurat to jego musiał ratować? Czy los musiał być tak okrutny, by nie dawać mu choćby chwili wypoczynku?
Najgorsze ze wszystkiego było to, że ten dziwny chłopak wcale nie był... pełen żalu czy gniewu. Z typowym dla siebie, nieco irytującym, sposobem mówienia doszedł do dziwnych wniosków. Oznajmił, że skoro dał się tak zmasakrować, oznacza to, ni mniej, ni więcej tylko tyle, że był zbyt słaby. I choć Gaara powinien poczuć ulgę, raczej miał ochotę wstrząsnąć tym niezbyt inteligentnym chłopakiem i wykrzyczeć mu w twarz, że powinien go nienawidzić, bo prawie go zabił, bo prawie zniszczył jego marzenia. Oczywiście nic takiego nie zrobił. Po raz kolejny zdusił w sobie wszelkie emocje i pozwolił, by chłopak zalewał go nieprzerwanym potokiem słów. Cóż innego mógł zrobić?
W końcu ta dręcząca jego sumienie misja dobiegła końca i wracał wraz z rodzeństwem do rodzimej wioski. W jego życiu nie zmieniło się nic. No... może jedynie tyle, że po każdym swoim treningu wypatrywał znajomej sylwetki. Ale dziewczyna nigdy się nie pojawiła. Czy można jej się dziwić? Powinien być wdzięczny losowi, że miał szansę przeżycia tych dwóch, miłych wieczorów w jej towarzystwie. Ale nic nie mógł poradzić na to, że jego wzrok instynktownie wypatrywał jej z oddali. Że szedł wolniej w miejscu ich ostatniego spotkania, jakby w nadziei, że znowu ją tam zobaczy i może po raz kolejny da mu kilka chwil wytchnienia od tej przerażającej samotności, jaką odczuwał.
W końcu rozstał się z Temari i Kankuro. Obiecali, że samodzielnie złożą raport. Potem planowali udać się do jakiegoś wspólnego znajomego. Gaara nadal nie wiedział, jak powinien się zachowywać w normalnych, codziennych sytuacjach, więc po prostu skinął głową i sam ruszył do posiadłości Kazekage.
Jak zazwyczaj, kiedy do mieszkańców docierała informacja, że ten przerażający potwór opuszczał wioskę, zaczynała ona nocami tętnić życiem. W końcu... jedynie nocami pustynne warunki sprzyjały na jakieś spotkania w większym gronie. Gaara ukrywał swoją obecność – raz wskakiwał na dach, to znów chował się w cieniu budynku. Oczywiście nie myślał jedynie o wygodzie otaczających go ludzi, on sam po z rozsądku unikał większych grup ludzi.
Nie irytowały ani nie złościły go już słowa, które zawsze ludzie wypowiadali na jego temat, kiedy tylko zbierali się wśród przyjaciół. Przecież i Gaara musiał być sprawiedliwy i przyznać im choćby część racji, że mieli prawo darzyć go niechęcią. Czy przez ostatnie lata nie dał im dostatecznych powodów? I tak, podczas swojej niezbyt wygodnej wędrówki z całą pewnością minąłby obojętnie dość dużą gromadę młodych ludzi, gdyby nie postać siedząca pomiędzy wysoką kunoichi, a postawnym, młodym shinobi. Sayuri. Mimowolnie przystanął i do jego uszu dotarły głosy zebranych u jego stóp ludzi.
— W końcu możemy odetchnąć, co? — Wyglądający na najstarszego chłopak oparł się wygodnie o krzesło i rozwalił na siedzisku, niby przypadkiem zahaczając o ramię kunoichi siedzącej obok.
— Twoja beztroska może się szybko zakończyć, Masaru — warknęła tamta, zrzucając jego ramię wśród śmiechów pozostałych.
— Co ty tam wiesz — zaśmiał się wspomniany wcześniej Masaru. — Spójrzcie tylko — rozciągnął ramiona jakby chciał objąć całą Sunę — kiedy tylko ten pieprzony śmieć opuszcza nas, wszyscy są szczęśliwsi. No pokażcie mi choćby jednego człowieka, który by za nim tęsknił.
Ból przeszył skroń Gaary, jednak zignorował go. Widział, jak wszyscy, niezwykle zgodnie i gorliwie popierają młodzieńca. Ale uważny obserwator, jakim niewątpliwie był Gaara, zauważyłby jak jedna osoba nie odezwała się. Sayuri...
— No ale powiedzcie mi — chłopak siedzący obok Sayuri, odłożył podejrzanie wyglądającą butelkę na stół i spojrzał na pozostałych. — Na chuj on tutaj w ogóle pozostaje? Nikt mi nie wmówi, że nie dałby sobie rady poza Suną. Chyba inni ludzie równie dobrze nadają się na jego ofiary, co? Co go tu trzyma? No bo raczej nie dobre wspomnienia.
Wszyscy zgodnie wybuchli śmiechem.
— Może dla niego dobre. — Siedząca obok Sayuri blondynka patrzyła rozmarzona na rozgwieżdżone niebo. — Co ty tam wiesz co jest dla niego dobre, a co złe?
— A ty co, nagle go bronisz? — warknął jakiś chłopak, siedzący przy skraju stołu.
— Pewnie. — Nagle ton jej głosu stał się zimny. — Zabił mi ojca. Nie ma co, chyba kupię mu kwiaty jak go spotkam.
Gaara zrozumiał, że powinien jak najszybciej odejść, ale coś go powstrzymywało. Jedno spojrzenie na Sayuri wystarczyło, by zamarł. Wszyscy po wypowiedzi tamtej dziewczyny coraz głośnie dawali upust swojej pogardy i nienawiści do niego, ale ona... Czy to nie przewidzenia? Czy ona naprawdę jako jedyna nie dała się ponieść emocjom? Fala wdzięczności zalała jego wnętrze. Po raz drugi chciał odejść z tego miejsca, lecz po raz kolejny zmarł, gdy dostrzegł jak dziewczyna otwierała usta.
— Nie zabił odkąd wróciliśmy z Konohy.
Głucha cisza, która nastała po jej słowach trwała dobrych kilkanaście sekund.
— Czy ty masz nie po kolei w głowie?! — wykrzyknął w końcu Masaru, a po chwili wszyscy dołączyli do niego, przekrzykując się nawzajem.
Gaara patrzył na dziewczynę, która wyglądała jak spłoszone, zwierzątko. Wstrząsnął nim dreszcz, kiedy zrozumiał, że przez niego doświadczała całej nienawiści, do której on już choćby odrobinę przywykł. Wszyscy ci debile krzyczeli na nią i choć nie atakowali jej bezpośrednio, dostrzegł w jej oczach strach.
— Dajcie jej spokój — odezwał się chłopak siedzący obok Sayuri i objął ją opiekuńczo ramieniem. Gaara zmrużył oczy, widząc, że dziewczyna drgnęła, najwidoczniej nie spodziewając się tego gestu. — Zbyt duża swoboda od tego przeklętego potwora może namieszać w głowie, nawet Sayu.
Napięcie opadło i wszyscy wybuchli śmiechem. Gaara widział, że dziewczyna zacisnęła dłonie, powoli zsunęła z siebie otaczające ją ramię i wstała od stołu.
— Daj spokój, Sayuri-chan — zaśmiał się Masaru. — Wracaj i zmieńmy temat. Chyba wszyscy się zgadzamy, że temat tego cholernego demona nie może być dla nikogo przyjemny.
— Gaara. Ma na imię Gaara — szepnęła i odeszła, znikając w ciemności.
Gaara z czystej złośliwości skierował odrobinę piasku ponad głowy siedzących i spowodował niewielki wybuch. Pozwolił też, by wszyscy go dostrzegli i zamarli przerażeni. Cóż, może niezbyt mądrze postąpił, dał się ponieść emocjom, ale przecież w gruncie rzeczy nawet ich nie tknął. Zanim do jego uszu dotarły okrzyki przerażenia, zniknął w chmurze piasku i pojawił się dopiero niedaleko posiadłości Kazekage. Przystanął i dopiero wówczas zrozumiał, że przecież zawsze mógł w ten sposób podróżować po wiosce.
Powinien odczuwać wyrzuty sumienia z powodu swojej głupiej reakcji, ale nic nie mogło przyćmić tego przyjemnego wrażenia. Ona... zaakceptowała go, broniła. A jednak odczuł wyrzuty sumienia, kiedy przypomniał sobie jak wiele ją to kosztowało, ale…
— Czy zawsze tak było?
Cichy szept dotarł do jego uszu i obrócił się natychmiast. W cieniu budynku siedziała Sayuri, opierając się o ścianę i patrząc smutno w gwiazdy. Gaara przede wszystkim był zaskoczony, że ją tu zastał. Skąd ona...? Czyżby wiedziała, że był tam? Poza tym jak zdołała go znaleźć? W końcu przerwał swoje wzburzone myśli i powoli zbliżył się do niej. Ostrożnie usiadł w nieznacznym oddaleniu od niej. Westchnął cicho i podążył jej wzrokiem.
— Chyba tak — powiedział w końcu, nie za bardzo wiedząc, co mógłby dodać. Nikt nigdy nie przejmował się jego punktem widzenia, nikt nigdy nie zdobył się na tego typu rozmowę z nim. W zasadzie... jedynie z nią kilka tygodni wcześniej odbył swoją pierwszą, nienasyconą niechęcią, nienawiścią, czy agresją rozmowę. Co i jak miałby jej powiedzieć?
— Myślałam o tobie — wyznała cicho, — I chociaż wielu rzeczy nie rozumiem i nie wiem... w końcu dotarło do mnie jedno.
Patrzył na nią niezwykle uważnie. To, co miała do powiedzenia, znaczyło dla niego wiele.
— Najgorsze chyba jest to, że wszyscy i mają i nie mają racji. Tak... tak przynajmniej ja to odbieram. — Westchnęła cicho. — Nie mam prawa cię oceniać, bo właściwie cię nie znam. Nie wiem co się wydarzyło, że tak... — zawahała się — tak postępowałeś. Ale to chyba nie mogło być dla ciebie naturalne. W takim przypadku nigdy nie zmieniłbyś swojego postępowania. Tak przynajmniej myślę. Bo teraz... teraz przecież naprawdę tylko głupcy nie zauważyliby, że coś się w tobie zmieniło. Ale też z drugiej strony nie można nas, mieszkańców Suny winić, że się ciebie obawialiśmy. I... nie odbieraj tego jako próby obrony, ale my, twoi rówieśnicy byliśmy po prostu wychowywani w duchu strachu przed tobą. „Nie rozmawiaj z nim, nie prowokuj...” Wiem, że to nie jest dostatecznie dobry argument, ale... no potem chyba nie dałeś nam powodu do zmiany zdania. A teraz... teraz to jest po prostu niewyobrażalnie ciężka sytuacja.
Zakończyła kulawo i nie ośmieliła się na niego spojrzeć. Ale gdyby to zrobiła, widziałaby jego zszokowaną twarz. Gaara miał mętlik w głowie i nie wiedział co powiedzieć. Pomimo faktycznie braku wiedzy o nim, o jego życiu tak trafnie zauważyła wszystko. Nie chciał takiego życia, ale ludzie obawiający się kogoś odmiennego, nieustannie przypominali mu, że nie miał w tym świecie czego szukać.
— Masz rację — powiedział drżącym głosem, chociaż on sam tego nie słyszał.
Sayuri dopiero wówczas odważyła się zerknąć na niego. Widziała jego pełen goryczy wyraz twarzy.
— To chyba było najgorsze.
Bała się nawet oddychać w obawie, że ta chwila zwierzeń minie bezpowrotnie.
— Nie... nienawiść. Strach. Ale... ja po prostu nie wiem, jak miałbym komukolwiek wytłumaczyć, że przecież nie prosiłem nikogo, żeby zapieczętował we mnie Shukaku.
— Rozumiem — wyszeptała i opuściła wzrok. — Znaczy... wielu rzeczy nigdy nie będę w stanie zrozumieć, ale to jedno dotarło do mnie tego wieczoru, kiedy odprowadziłeś mnie do domu. — Westchnęła. — Przecież... wy to dwa oddzielne byty... Znaczy... Oczywiście, że nigdy nikt nie pozbędzie się lęku przed Shukaku, ale... to chyba niesprawiedliwe, że to na tobie skupia się cała nienawiść i strach skierowany w jego stronę. Bo... wydaje mi się... ale... znaczy... Nie wiem na ile moje przypuszczenia są słuszne, ale czy przypadkiem nie ty jesteś jego największą ofiarą?
— To... to są chyba słowa powiedziane nieco na wyrost. — Uśmiechnął się sztucznie. Ale czy sam uwierzyłby we własne słowa? Od dawna zdawał sobie sprawę, że było tak jak dziewczyna powiedziała. Najgorsza była świadomość, że nie miał szans uwolnić się od tego demona.
— Ach tak? — Sayuri przesadnie uważnym spojrzeniem obrzuciła jego postać, a po chwili uśmiechnęła się wesoło.
Dłuższy czas siedzieli w milczeniu. Gaara bił się z myślami, czy powinien zadawać jakiekolwiek pytanie, ale w końcu doszedł do wniosku, że chyba nie było nic złego w takim rozwiązaniu.
— Powiedziałaś mi kiedyś, że spotkaliśmy się już. Przypomnisz mi to?
— Jasne. — Sayuri beztrosko wzruszyła ramionami. — To było... jakiś miesiąc przed atakiem na Konohę.
Gaara skinął głową, zastanawiając się nad tamtym okresem, ale niczego sobie nie przypominał.
— Każdy shinobi przed wyruszeniem na egzamin musiał być przebadany, aby móc do niego przystąpić, nie?
Ponownie skinął głową i chyba coś zaczęło mu świtać.
— Cóż... akurat wtedy jakaś pielęgniarka się rozchorowała i musiałam przejąć jej obowiązki, ale wiesz... — Z wesołym błyskiem w oku powiedziała przesadnie konspiracyjnym szeptem: — Teraz wydaje mi się, że to była raczej symulowana choroba.
Gaara uśmiechnął się pod nosem. Bogowie... jak dobrze się czuł. Ona chyba naprawdę swobodnie się przy nim czuła, skoro już teraz była w stanie żartować sobie z tych niewątpliwie niezbyt dla niej przyjemnych wspomnień na jego temat.
— No... ale ja nie byłam świadoma tego, co mnie czeka. Można wręcz powiedzieć, że byłam zadowolona z takiego obrotu spraw. Kilka godzin bezczynności i odpoczynku i tylko co jakiś czas wpadnie jakaś rozhisteryzowana matka z dzieckiem, które drze się na cały głos, że nie chce mieć pobieranej krwi. Żadnego ryzyka, tylko taka... rutyna. Niezwykle przyjemna fucha... Musisz więc zrozumieć, że kiedy wszedłeś do mojego gabinetu, zaburzyłeś tym nieco moje idylliczne wyobrażenie gabinetu pielęgniarskiego. — Zaśmiała się cicho na wspomnienie jak bardzo była przerażona jego wejściem. A właściwie jego... pojawieniem się, bo oczywiście nie słyszała jak wchodzi.
— Czytałaś coś wtedy? — Gaara zaczynał sobie przypominać, może nie wszystkie szczegóły, ale to akurat pamiętał dokładnie. Siedziała wtedy rozwalona na krześle z nogami na stole. Trzymała jakieś czasopismo, a może książkę? Stanął wtedy z premedytacją pod ścianą, czekając aż w końcu dostrzeże jego obecność. Głównie czekał na jej reakcję i nieco się zawiódł, bo wcale nie uciekła z krzykiem.
— Ta... — Zachichotała cicho, a on spojrzał na nią pytająco. — Możesz mi uwierzyć albo nie, ale czytałam akurat artykuł jakiegoś tam specjalisty o najskuteczniejszych metodach odstresowania.
Uśmiechnął się nieco zawstydzony, ale zrozumiał komizm sytuacji.
— I pierwsze co przyszło mi do głowy jak ciebie zobaczyłam, to wypróbować jedną z tych metod. Nie muszę chyba mówić, że nie była zbyt skuteczna?
Słyszał jej wesoły śmiech i nie było tam ani jednego fałszywego tonu. Rozluźnił się nieco. Przez chwilę obawiał się, że to, z pewnością straszne dla niej wspomnienie, zniszczy nastrój jaki panował między nimi, ale najwidoczniej dziewczyna inaczej na to patrzyła. Po prostu opowiadała historię, której bohaterami byli oni, a nie koszmarne wspomnienie, gdzie główną rolę grał on.
— Długo się nie odzywałaś. — To też sobie przypomniał. Jako jedna z nielicznych osób patrzyła mu w oczy i przez dobrych kilkadziesiąt sekund się nie odzywała, a on nie miał zamiaru ułatwiać jej tego zadania. Przez chwilę nawet przeszło mu przez myśl coś absurdalnego, że dziewczyna tak po prostu z przerażenia wyzionęła ducha na jego widok, ale w końcu podniosła się od stołu.
— Wybrałam metodę, w której ten przeklęty doktor mówił o tym, że należy wolno odliczać od dziesięciu w dół. Ale doszłam do wniosku, że w tej sytuacji lepsza byłaby setka. — Parsknęła śmiechem. — Kilka razy musiałam powtarzać, bo nie mogłam się na niczym skupić. Cały czas kołatała mi się w głowie taka dziwna myśl. Wiesz... myślałam sobie coś w stylu Bogowie, a co jeśli on cierpi na jakąś chorobę, co mam, do cholery zrobić?! Rozumiesz... jako medyk powinnam ci pomóc, niezależnie od wszystkiego. Ale... chyba rozumiesz moje wahanie?
Skinął głową. Tak, doskonale potrafił to sobie wyobrazić.
— Musiałam wyglądać, jakby mi ulżyło, kiedy podeszłam do ciebie i wzięłam tą kartę ze skierowaniem.
— Prawdopodobnie... — Zastanowił się. Przypomniał sobie jak dziewczyna chwiejnym krokiem ruszyła ku niemu. I choć był pozbawionym uczuć potworem w pewien sposób... nie mógł znaleźć lepszego słowa... zaimponowała mu. Potrafiła sprawiać pozory spokojnej.
— Dziwiłam się tylko, że tak posłusznie wykonywałeś moje polecenia. — Sayuri spojrzała na niego, jakby tym razem ona oczekiwała odpowiedzi.
— Chyba miałem dobry humor. — Wzruszył ramionami. Tak... zdecydowanie miał. Dzień wcześniej wrócił z misji, podczas której ostatecznie złamał jakiekolwiek resztki złudzeń swojego rodzeństwa, że może posiada jakiekolwiek skrupuły. A dla niego była to pełna ponurej satysfakcji chwila, kiedy nie musiał nad sobą panować i bez choćby zmrużenia okiem mordował wszystkich dookoła.
— Jasne... — I Sayuri dopadły niejasne domysły dlaczego też chłopak wtedy mógł mieć dobry humor. Otrząsnęła się szybko. Musiała nauczyć się ignorować te myśli. Wiedziała... była pewna, że teraz już żadna tego typu sytuacja nie będzie miała miejsca. Powinna więc swoją postawą wspierać go i zapewniać, że tamte czasy przestają mieć dla niej znaczenie. — No... to właściwie mogę powiedzieć, że byłeś dobrym pacjentem... oczywiście nie licząc tego, że dwa badania musieliśmy ominąć.
— Ominąć?
— Jak miałam ci niby zbadać krew, albo sprawdzić odruchy neurologiczne? Wątpię, żebym młoteczkiem, albo igłą przebiła się przez twój piasek.
Patrzył na nią, aż w końcu zrozumiał i zarumienił się. No tak... niektórych rzeczy po prostu nie mogła przeskoczyć.
— Ja...
— Cóż, jeśli jeszcze kiedyś będziesz potrzebował badań, to wyślę cię do kogoś innego, niech się martwią. — Posłała mu wesoły uśmiech.
Ponownie się rozluźnił. Zaczynał już rozumieć jak bardzo ktoś taki jak ona był mu potrzebny. Nie musiał się tak bardzo przejmować swoją odmiennością, a dzięki jej niezwykłemu poczuciu humoru wszystkie problemy zostają obśmiewane. Ale nie w taki... złośliwy sposób. Nie. Już zaczynał uczyć się, że kiedy wyśmiewa się z problemów, te stają się trochę mnie znaczące i rzeczywiste.
— I kończąc już swoją opowieść musisz wiedzieć, że kiedy wyszedłeś, wyrzuciłam przez okno to cholerne czasopismo. Usłyszałam jak ktoś krzyczy z przerażeniem. I stąd moje pytanie... — Uśmiechnęła się pod nosem, powstrzymując chichot. — Czy... ja wtedy w ciebie trafiłam?
Gaara patrzył na nią z niedowierzaniem. Czy naprawdę wtedy, kiedy uaktywniła się jego obrona, spowodowało to czasopismo wyrzucone przez nią? Pamiętał jak z furią rozejrzał się dookoła, jednak nie dostrzegł ani żadnego shinobi, ani żadnego kunaia czy shurikena. Słyszał jedynie kilka połączonych, przerażonych okrzyków i płacz jakiegoś bachora.
— Nawet gazeta aktywuje moją obronę? — Uśmiechnął się pod nosem na samą myśl takiego absurdu.
— To chyba dobrze, że jest niezwykle czuła — skwitowała rudowłosa ze śmiechem.
— Więc jesteś medic-ninja? — spytał w końcu, gdy przez dłuższą chwilę żadne z nich się nie odezwało.
— Nie do końca. Potrafię tropić ludzi po chakrze na naprawdę dużych odległościach — wyjaśniła. — I to dlatego Kazekage-sama zdecydował się awansować mnie na chuunina. Wydaje mi się, że był... takim... strasznym biurokratą
Gaara, choć nie miał dobrego zdania o ojcu, nigdy nie słyszał podobnego zarzutu kierowanego w jego stronę.
— Wyjaśnił mi, że genin nie powinien opuszczać swoich trzyosobowych grup, a moje zdolności raczej były przydatne na trochę bardziej wymagających misjach niż rangi D, albo C.
— Więc jesteś chuuninem? — zadał retoryczne pytanie, patrząc zamyślonym wzrokiem przed siebie.
— Ano jestem... — Westchnęła cicho. — Ale nie myśl sobie, że jestem choćby przeciętna w walce. Stanowię jedynie grupę wsparcia. Jeśli doszłoby do bezpośredniej walki między mną, a najsłabszym geninem, stawiam całą kasę na tego genina.
Gaara patrzył na nią z lekkim zdumieniem. Jakie to miało znaczenie? Dlaczego się zawstydziła? Czy... czuła się głupio przed nim z tego powodu, że nie była biegła w walce? Chociaż ta myśl wydała mu się absurdalna, miał niejasne przeczucie, że to mogła być prawda.
— To tak mnie znalazłaś? — Zmienił temat, nie wiedząc, co mógłby jeszcze dodać.
— Tak — przyznała — Ale nie wydaje ci się to dziwne, że nigdy wcześniej nie czułam twojej chakry? — Spojrzał na nią zdziwiony — W zasadzie to było wygodne, bo...
Zamarła, zdając sobie sprawę co chciała mu wyznać. Cholera! Mimo tego, że naprawdę dobrze się przy nim czuła istniały chyba jakieś granice.
Gaara patrzył na nią uważnie i widział, że przerwała przestraszona. Za nic nie chciał jej teraz spłoszyć i zmuszać do wyjaśnień.
— Jeśli nie chcesz, nie musisz...
— Nie — przerwała mu cicho, po raz kolejny podejmując spontaniczną decyzję. — Chyba... nie będzie to dla ciebie zaskoczenie... Po prostu... — westchnęła cicho, zbierając się na odwagę — kiedy wyruszałeś na misję i... oddziały ANBU ruszały za tobą... — Nie była w stanie powiedzieć wprost, że były to oddziały żądnych jego krwi zabójców, którzy nie uzyskali rozkazów z góry, a jedynie ciche pozwolenie Rady. Gaara doskonale o tym wiedział i nie sprostował jej słów, czekając na dalszą wypowiedź. — Ja miałam wtedy doskonałe wytłumaczenie dlaczego nie mogę z nimi iść. Bałam się i naprawdę nie chciałam tego... — ostatnie zdanie wypowiedziała tak cichym szeptem, że musiał domyślić się znaczenia poszczególnych słów.
— Sayuri... — Zawahał się. Co miałby odpowiedzieć na to wyznanie? Był jej jedynie wdzięczny za szczerość, której się po nikim nie spodziewał — Ja... mam nadzieję, że już to wiesz. Ja... nie chcę już nikogo skrzywdzić, ale chciałbym, żebyś wiedziała — zdawał sobie sprawę, że to wyznanie będzie go sporo kosztować, więc odwrócił wzrok — ciebie za nic w świecie, niezależnie od sytuacji nie skrzywdzę.
— Cholera, a jednak urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą.
Spojrzał na nią i po raz kolejny go zaskoczyła. Tak szybkie oswojenie się po każdej kolejnej jego wypowiedzi było czymś niezwykłym. Ona tak... lekko przyjmowała jego wyznania, by nie nastało pełne skrępowania milczenie. Jedynie jej lekko zarumieniona twarz zdradzała jak bardzo przejmowała się jego słowami. Nagle dotarło coś do niego.
— Ale... Kazekage dał ci przydział bez przejścia przez egzamin na chuunina?
Sayuri, zdziwiona ponowną zmianą tematu, skinęła głową. Gaara zdziwił się. Ojciec zrobił coś takiego? Zamyślił się, nie przychodziło mu do głowy inne rozwiązanie.
— Chyba nie doceniasz swoich zdolności.
— Czy ja wiem? — Zarumieniła się pod wpływem jego komplementu. — Znam po prostu kilka sztuczek, które na moich misjach są całkiem przydatne.
— Sztuczek?
— Nie zdziwiło cię, że dotarłam tutaj niemal na równi z tobą?
Rzeczywiście, o tym nie pomyślał. Czyżby...?
— Mam wręcz zadziwiająco mały zasób chakry. Musiałam nauczyć się doskonale ją kontrolować, żeby od nikogo nie odstawać. A z kolei dobra kontrola nad chakrą wymuszała wręcz naukę medycznego ninjutsu. Czasem podczas leczenia zmuszona jestem absorbować chakrę od osoby, którą leczę, tak skromny mam jej zasób.
Gaara skinął głową i nadal słuchał jej uważnie
— Techniki teleportacji w zasadzie życie zmusiło mnie się nauczyć. No... chyba nie muszę cię uczyć strategii różnych schematów misji.
Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową.
— Więc... jak zapewne wiesz sensor, czy tropiciel odnajduje cel i wraca do grupy... nazwijmy ją szturmowej. Ja naprawdę wcale nie przesadzam, że jestem beznadziejna w bezpośredniej walce i jak kilka razy ktoś mnie wykrył niemal umierałam ze strachu, że może jednak mnie złapią. Wolałam więc raczej skatować się treningiem tej techniki niż jeszcze raz przeżyć ten koszmar. — Dostrzegła jego nieco rozbawiony wyraz twarzy. — Tak... nienawidzę zawodu shinobi — powiedziała nieco zbyt poważnym tonem. Ale też temat był dla niej poważny. — Nigdy właściwie tego nie chciałam. Dlatego zawsze brałam wszystkie możliwe dyżury w szpitalu i miałam nadzieję, że ktoś tam na górze o mnie zapomni w końcu...
— Dlaczego nie zrezygnowałaś?
— No... — Westchnęła cicho. — Miałam wybór. Ale w sumie co to był za wybór? Wiesz, złożyłam oficjalne podanie o zakończenie służby i wtedy Kazekage-sama wezwał mnie do siebie. Zdaję sobie sprawę, że w zasadzie był to zaszczyt. Bo... kim niby jestem? Niezbyt uzdolniona, niezbyt istotna, tylko... no właśnie... — Ponownie westchnęła. — Wyjął kilka dokumentów i dał mi do przeczytania. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale wtedy... nie wiem jak jest teraz... w Sunie było na tamten moment jedynie sześciu shinobi, którzy nadawali się na tropicieli... I w sumie jak tak teraz myślę, to chyba też ty.
Gaara skinął niepewnie głową. Co prawda niemądrze byłoby go obstawiać w takiej roli, był po prostu bardziej przydatny na innych misjach.
— Ale trójka z nich miała zdolności, które raczej bardziej nadawały się do innych zadań. Więc pozostała trójka, która stricte nadawała się do tej roli, w tym ja. Więc dwójka. Potem pokazał mi inne dokumenty z ilością misji, do których niezbędna była osoba z moimi umiejętnościami. Kazekage-sama powiedział mi, że wybór należy do mnie.
Gaara zrozumiał psychiczną presję, jaką nałożył na nią jego ojciec. Ale... czy był to objaw okrucieństwa, czy może desperacji?
— Jak powiedziałam wcześniej. Nie należę do najzdolniejszych shinobi ani do najważniejszych. Nigdy nawet nie poznałam nikogo, kto choćby znał członka Rady, ale zrozumiałam problem w jakim znalazła się Suna. Odmowa wykonania kilku z kolei misji mogła skończyć się katastrofą, mielibyśmy coraz mniej klientów.
Tym razem on westchnął cicho rozumiejąc dylemat przed którym stanęła Sayuri. Gdyby skończyła z karierą shinobi zyskałaby spokój, ale Suna znalazłaby się w niezbyt ciekawej sytuacji
— Więc... nie wiem nawet jakim cudem zdobyłam się na odwagę, ale postawiłam Kazekage-sama jeden warunek. Powiedziałam, że będę wykonywała misję, gdzie jest niezbędny sensor, ale tylko takie. — Oparła się o ścianę i przeciągnęła, chcąc nieco odpędzić zmęczenie.
I właśnie wtedy Gaara zdał sobie z czegoś sprawę. Nawet nie zauważył kiedy zaczęło się robić widno. Całą noc więc przesiedzieli, rozmawiając. To była pierwsza noc, której nie przeżył samotnie.
— Cóż... chyba nie mam na co narzekać.
— Postawiłaś na swoim. — Uśmiechnął się do niej wesoło.
— Czy ja wiem... — Zastanowiła się. — Po prostu nie widzę innego wyjścia. Prędzej czy później całkiem bym się wypaliła, gdybym wykonywała niemal każdego dnia misję. To chyba jedyna opcja, żeby wszyscy byli zadowoleni.
Skinął głową. Nagle z oddali dostrzegł sylwetki swojego rodzeństwa, które w końcu zdecydowało się wrócić od znajomego. Widział jak i oni zamarli na jego widok. No tak... od kiedy on z kimkolwiek rozmawia? Widział jak wahali się, szepcząc między sobą, jednak w końcu zdecydowali się jak najszybciej wejść do posiadłości. Rozumiał ich ciekawość, kto nie byłby ciekaw z kim taki potwór, jak on, mógł uciąć sobie pogawędkę?
— Cholera! — Sayuri zerwała się na równe nogi, czym nieco zaskoczyła Gaarę. — Jaka jestem głupia! Zapomniałam! Gaara ja za jakąś godzinę mam stawić się przy wyjściu i ruszam na misję.
Chwilę stała wyprostowana jak struna, aż w końcu opadła na swoje miejsce, wybuchając szczerym śmiechem. Gaara patrzył na nią niepewnie. Jak miałby zareagować?
— To chyba moja wina — powiedział cicho, kiedy Sayuri opanowała wybuch wesołości.
Machnęła ręką ze śmiechem.
— Co tam, po prostu po drodze padnę gdzieś i to oni będą mieli problem. — Wzruszyła ramionami. — Poza tym... tak miło nam się rozmawiało... — Powoli wstała z zajmowanego miejsca, Gaara ruszył jej śladem. — Cóż... to chyba czas się pożegnać?
— Chyba tak.
— Jak wrócę, to na pewno cię odwiedzę.
Jej słowa wywołały u niego nieśmiały uśmiech.
— Tylko nie ukrywaj chakry, to cię znajdę.
Skinął głową, obserwując, jak dziewczyna coraz bardziej się oddalała.
— Do zobaczenia! — Pomachała mu i zniknęła za najbliższym budynkiem.
Gaara naprawdę długo stał w miejscu, patrząc jak powoli nastaje dzień. I chociaż spędzi go samotnie, zdawał sobie sprawę, że był to pierwszy dzień jego życia, kiedy mógł pozwolić sobie na luksus bycia szczęśliwym.
"Cholera, a jednak urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą" po tych słowach śmiałam się jak głupia :D
OdpowiedzUsuńRozumiem, że to pierwowzór "Gosposi", ale trochę za szybko (jka dla mnie) Gaara wchodzi w tą relację. Rozumiem, ze chce się zmienić i pragnie, żeby mieszkańcy wioski i jego rodzeństwo przestali patrzeć na niego jak na maszynkę do zabijania, ale dziewczyna stała się już dla niego wyjątkowa. Oczywiście wiem, ze traktuje ją tak, bo broniła go przed innymi shinobi Suny, ale jednak brak mi tu jakiegoś znaczącego wydarzenia, które poprzedzałoby słowa "ciebie za nic w świecie, niezależnie od sytuacji nie skrzywdzę".
To tyle ode mnie pozdrawiam i życzę weny!
Buziaki~
Nie kłócę się z Twoim odbiorem, co więcej, zgadzam się z nim ;) To był problem, kiedy rozpoczynałam publikowanie, zwłaszcza tych starszych ff - widziałam wady w fabule, ale znam siebie i gdybym miała porządnie przeredagować tekst (czyt. napisać od nowa), nigdy nie wzięłabym się za publikację.
UsuńTeraz przynajmniej wiem, co będę robiła w długie, zimowe wieczory, kiedy już skończę pisanie kilku nowych opowiadań i dalszych rozdziałów "Gosposi" - napiszę od nowa te ff. Zresztą ten pomysł od dłuższego czasu chodził mi po głowie i jestem ciekawa, czy dałabym radę stworzyć coś z tych podwalin, które wykreowałam jako nastolatka.
A ja tam jestem pod wrażeniem, że nastolatka to napisała. Zgadzam się z Sayuri7, że to słowa trochę z d*py, ale i tak przyjemnie mi się czytało. Jeżeli napiszesz to od nowa, to chętnie wrócę ^^ Uwielbiam Gaarę w każdym Twoim wydaniu. Tak w ogóle, to postanowiłam przeczytać te rozdziały przed jutrem,, nie chcę znowu mieć zaległości x) Nie mogę się doczekać :*
OdpowiedzUsuńAlba Longa
Nie mam nic przeciwko "spóźnieniom" ;) Miło mi, że ktoś to czyta.
Usuń