sobota, 30 marca 2019

Gosposia – Rozdział 23

Sayuri leżała całkiem bez sił na materacu swojego łóżka. Jak nic miała jakieś obrażenia strun głosowych, porozrywane płuca, a ta rozkosz, którą odczuwała, rekompensowała jedynie inne braki w jej organizmie. Doszła któryś raz z rzędu, a Gaara dopiero teraz pozwolił sobie na równie silne doznania. Nie wyszedł z niej, doskonale wiedząc, że lubiła to uczucie wypełnienia i położył się na jej drobnym ciele. Początkowo nie wytrzymywał zbyt długo w tej pozycji, ale Sayuri dała mu wyraźny sygnał, że była to dla niej przyjemność, a nie ogromny ból, jak to sobie wyobrażał. Więc leżał tak, czując dłonie Sayuri wędrujące po jego plecach.
— Zwróciłem na coś uwagę.
Sayuri nie przerwała pieszczoty.
— Na co?
— Masz tylko cztery sukienki. — Pocałował wyczuwalne pod skórą żebra. — To moje niedopatrzenie, trzeba to naprawić.
— Gdybyś nie rozerwał pięciu, miałabym dziewięć. — Kiedyś sukienki były przez nią równie często ubierane, co zwykły strój – spodnie i bluzka. Ale teraz nie pamiętała, jakie to uczucie, mieć na sobie spodnie. Sukienki były bardziej praktyczne.
— Pozwolisz mi to zrekompensować?
Sayuri zdziwiła się. Niby to nic niezwykłego. I tak była w dużym stopniu jego utrzymanką.
— Z dziką chęcią, ale dlaczego mam wrażenie, że tylko kluczysz dookoła jakiegoś tematu? — Bardziej poczuła na skórze niż usłyszała śmiech Gaary.
— Mam pewien plan.
— Plan?
— Tak, zaczął się festiwal w wiosce leżącej na granicy kraju Wiatru i Ognia. Może chciałabyś się tam wybrać? Na pewno zjadą się kupcy i będziesz miała dużo rzeczy do wyboru.
— Naprawdę? — Była szczęśliwa, że jej to zaproponował. Co prawda nie wiedziała, jak wytłumaczy Radzie swoją nieobecność. Chociaż... Gdyby tego popołudnia się tam się udali przy pomocy techniki teleportacji... To mogło się udać, choć trochę obawiała się. To byłby pierwszy raz, gdyby gdzieś razem poszli, wśród ludzi. Zapewne będą musieli zmienić swój wygląd. To trochę... dziwne, ale i ekscytujące.
— Cieszysz się?
Skinęła głową.
— To tylko namówię teraz Kankuro i cię zabierze.
Sayuri zamarła. Gaara chyba wyczuł jej niezadowolenie.
— Nie mogę przecież udać się na tak długo poza wioskę, ale pomyślałem, że...
— Technika teleportacji skraca nieco czas podróży — powiedziała, nadal nie rozumiejąc tej potrzeby... Pozbycia się jej. Zrozumiała. Może miał ochotę choć na chwilę pozbyć się jej towarzystwa. Może naprawdę była zbyt nadopiekuńcza w stosunku do niego? Kiedy ostatni raz spędzili wolny czas osobno? Cóż... rozumiała tę potrzebę, ale... Było jej przykro, miał przecież powiedzieć jej, gdyby przesadzała. — Rozumiem — powiedziała drżącym głosem. Nie chciała robić scen, tylko zaakceptować tę jego potrzebę uwolnienia się choć przez chwilę od niej.
Gaara słysząc jej ton zerknął na nią. Natychmiast odwróciła głowę. Dziwne... to nie byłby pierwszy raz, kiedy nie artykułowała swoich przemyśleń albo odczuć, ale tym razem czuł się dziwnie winny. Delikatnie wyszedł z niej i zawisł nad jej twarzą. Choć próbowała się opanować, widział łzy kłębiące się w jej oczach.
— Mam dziwne wrażenie, że zrozumiałaś coś nie tak. — Uśmiechnął się do niej. Nadal nie chciał rezygnować z planu, bo spodziewał się, że jeżeli Sayuri usłyszy prawdziwy powód, za nic nie pójdzie.
— Miałeś mi mówić o swoich odczuciach
— Staram się, ale... nie widzę za bardzo związku między festynem, a moją niedojrzałością emocjonalną.
— Jakiś czas temu mówiłeś, że nie przeszkadza ci moja nadopiekuńczość, ale ja sama wiem, że jestem z tym upierdliwa. Nie wiem, dlaczego silisz się na taką intrygę.
Gaara był pod wrażeniem jej zdolności do przesady, gdy w grę wchodziło cokolwiek z nim związanego. Już chciał się zaśmiać, ale przypomniawszy sobie imię Kiba omal nie warknął. I to ostatecznie wytrąciło mu argument z ręki.
— Możesz po prosu wyjść stąd, nie będę przecież robiła scen. Możesz powiedzieć cokolwiek, a postaram się być mniej... Nie będę aż tak dążyła do twojej bliskości.
— Sayuri... ja naprawdę bardzo lubię to, że dążysz do mojej bliskości. — Uśmiechnął się do niej i pocałował w chwyconą chwilę wcześniej dłoń. — To nie ma nic wspólnego z twoją nadopiekuńczością, którą naprawdę sobie cenię. Poza tym byłbym hipokrytą, bo ja raczej też nie daje ci zbyt wiele przestrzeni.
— To dlaczego chcesz się mnie pozbyć z Suny?
Zazwyczaj podziwiał jej bystry umysł, ale teraz był przeszkodą.
— Nie możesz założyć po prostu, że chcę sprawić ci przyjemność? Poszłabyś sobie, kupiła co tylko zechcesz, na pewno będą jakieś atrakcje, a na następny dzień wszystko mi opowiesz.
— Mogę tak założyć... — Zbladła.
— Co się stało?
— Chcesz, żebym spędziła noc poza Suną? Z Kankuro?
Wyraźnie dostrzegł w jej wzroku panikę. Co mogła sobie pomyśleć? Postawił się w jej sytuacji, a wnioski, do których doszedł nie napawały optymizmem. Cóż... może jeżeli powie jej prawdziwy powód, dla którego był w stanie znieść fakt, iż spędziłaby tyle czasu z jego bratem, zgodzi się.
Sayuri zmienił się wyraz twarzy, chyba dostrzegła coś na jego obliczu, co pozwoliło jej na samodzielne uspokojenie się.
— Mam dziwne wrażenie, że ty naprawdę mi czegoś nie mówisz, ale nie ma to zbyt wiele wspólnego z twoimi emocjami.
— Poniekąd ma. — Nie próbował się droczyć, ale chyba wchodziło mu to już w nawyk. Ostatnio przekomarzał się zarówno z nią, jak i z Kankuro i chyba ten przekąs stanie się jego manierą. — Dzisiaj jest pełnia i nie chcę, żebyś była w moim pobliżu. — Sayuri patrzyła mu w oczy. Dostrzegł tam troskę, ale po chwili wyglądała na zamyśloną. Zapewne zrobiła w myślach szybką rachubę. Uśmiechnął się pod nosem, widząc jej minę. Pełną równocześnie oburzenia i rozbawienia.
— Wtedy nie miałeś pod ręką Kankuro, to próbowałeś mnie zabić. — Sayuri doskonale pamiętała, że to, co tamtego ranka wyczyniał z jej ciałem, było ponad ludzkie siły. Padła zmęczona. Kiedy się obudziła, było grubo po osiemnastej, na stole kuchennym leżała kartka z notką, że nieco spóźnił się na spotkanie Rady, przez co zarzucili go toną dokumentów i raczej nie skończy wcześniej niż w środku nocy. Następnego ranka wyglądał na wykończonego, ale Sayuri skojarzyła to raczej z pracą, którą w nocy wykonywał. — To, ile razy... mogło mnie dosłownie zabić.
— Pamiętam, że jak spytałem, czy mam przestać... — Uśmiechnął się do wspomnień. — Powiedziałaś mi, że śmierć z rozkoszy jest dość kusząca. — Pocałował ją u nasady szyi, ale jak zawsze – to obojczyk stawał się ostatecznie obiektem jego zainteresowania.
Sayuri nie miała możliwości sprzeciwu, ale nie mogła przerwać tej rozmowy. Miała wrażenie, że dokonywała rzeczy niemożliwej, gdy udało jej się zachować trzeźwy umysł. Dała znać Gaarze, że nie powinien jej tego znowu robić.
Ten z niechęcią oderwał się od niej i posłusznie położył na boku, patrząc na nią z uśmiechem. Próbował odpokutować za swój występek i zaczął wolno kreślić kręgi na plecach Sayuri, by ta mogła się uspokoić.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś?
— Mam wrażenie, że moje racjonalne argumenty nie zagłuszą twojej troski. Myślałem, że może jakbyś miała jakieś zajęcie, nie zwrócisz na to uwagi — powiedział szczerze.
Sayuri wybuchła śmiechem.
— Gdyby nie fakt, że tylko jedną noc spędziliśmy osobno, może by to wypaliło. — Z czułością pogłaskała go po policzku. — Dlaczego nie chcesz mnie przy sobie przez ten czas?
Przewrócił oczami, doskonale wiedząc, że tak to się skończy.
— Nie zrozum mnie źle, ale jeżeli dasz mi jakiś argument poza Bo tak. Bo to potencjalnie niebezpieczne — przedrzeźniała jego zmartwiony i pełen niepokoju ton, którego zawsze używał, kiedy poczuł choćby najmniejsze uczucie strachu, że jakieś jej działanie może być dla niej zagrożeniem — to uszanuję twoją prośbę, jak ty wielokrotnie szanowałeś moje. Ale ja zawsze wszystko tłumaczyłam.
Gaara zastanowił się. Jej propozycja wydawała mu się uczciwsza.
— Powiedziałem ci kiedyś, że Shukaku jest wtedy bardzo niespokojny. — Dała mu znać ruchem głowy, że pamiętała. — Nie... nie wytłumaczyłem tego do końca, bo sam nie wszystko rozumiem. Chciałbym wiedzieć, dlaczego akurat tej nocy od zawsze wariował, ale nie wiem. Zawsze wtedy... To jest jedyny dzień w miesiącu, kiedy naprawdę go czuję. Zazwyczaj jest jakby... może nie uśpiony, ale musiałbym się na nim skupić, żeby docierały do mnie jakiekolwiek sygnały z nim związane. Ale podczas pełni... Słyszę jego głos, niemal widzę, jak zbliża się do mnie, choć to absurdalne. Jest przecież we mnie. Jego chakra nieustannie zwalcza moją i próbuje przejąć kontrolę. Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł, abyś mi towarzyszyła z dwóch powodów. Jeden jest oczywisty. Bo to potencjalnie niebezpieczne — przedrzeźnił jej parodię i pocałował w te roześmiane usta. — Ale to też wiąże się z tym, że muszę być niezwykle czujny. Przy innych potrafię się kontrolować, nawet podczas pełni, ale... z tobą reakcje mojego organizmu nie zawsze są... przewidywalne. — Uśmiechnął się do niej. — Poza tym to naprawdę niebezpieczne i raczej od zawsze unikałem w te noce czyjegokolwiek towarzystwa.
— Rozumiem. Od której zazwyczaj unikałeś ludzi?
— Zazwyczaj skoro świt. — Patrzył na nią czule. — Ale od niedawna w moim życiu pojawiła się taka osoba, którą bardzo ciężko mi się opuszcza.
Sayuri wtuliła się w niego.
— O której wszystko wraca mniej-więcej do normy?
— Jak tylko wzejdzie słońce. — Nadal tego nie rozumiał, ale od lat nie poddawał już tego analizie. Przyzwyczaił się do takiego stanu rzeczy.
— Będę dzisiaj wyjątkowo upierdliwa dla Kankuro.
— Jednak pójdziesz na ten festiwal? — spytał z nadzieją.
— Nie... naprawdę, wolałabym kiedyś z tobą się udać.
Mimo, że w tej sytuacji działało to na jego niekorzyść, ucieszył się z jej słów.
— Po prostu... rzeczywiście pójdę do tych sklepów, ale w Sunie... Nie myślałeś chyba, że zapomnę o przekupstwie.
Zaśmiał się i pocałował ją w czubek głowy.
— Kankuro będzie zachwycony... Potem zrobię obiad, na który przyjdziesz. — Odsunęła się nieco od jego piersi i spojrzała na niego z mocą. — Pożegnasz się ze mną w odpowiedni sposób i nie będę cię zatrzymywać. Może namówię Kankuro, żeby upił się ze mną.
— Chyba nie będziesz musiała go jakoś specjalnie przekonywać. — Gaara był pewien, że jego brat darzył Sayuri jakimś uczuciem. Kiedy pierwszy raz o tym pomyślał, poczuł zazdrość, ale zbyt wiele rzeczy mu nie pasowało, by mógł być tak po prostu zazdrosny. Dopiero potem zrozumiał, że w przeciwieństwie do Temari, Kankuro jak on wybrał życie samotnika. Miał zdecydowanie weselszą naturę i jak chciał, potrafił zjednywać do siebie ludzi, ale byli oni jedynie przez chwilę obecni dookoła niego. Sayuri była najwidoczniej dość ważną dla niego osobą, bo nie traktował jej jak innych kobiet i miała szansę na dłużej zatrzymać się w jego życiu, więc z szacunkiem traktował te relację.
— Nie żebym uchodziła za ekspertkę w tej dziedzinie, ale wydaje mi się, że odkąd wrócił z misji jest dość zajęty obsługą swoich wyznawczyń. — Sayuri już nieraz droczyła się o to z lalkarzem. Kiedy spotykała jego towarzyszki, zachowywały się tak, jakby jakiś bóg sprawił, że dostąpiły zaszczytu i mogły z nim obcować. Kankuro zawsze odpowiadał, że jeżeli jest ciekawa, jakież to rytuały wykonują... Ale nigdy nie kończył, tylko puszczał jej oczko.
Gaara, choćby chciał, nie potrafił naprawdę zezłościć się na niego za te teksty. Nie chodzi nawet o ich relację, która uległa tak diametralnej poprawie, a raczej o wyraz twarzy. Zawsze mówił wszystko z takim rozbawieniem, wesołością, że chyba nawet Temari nie potrafiłaby się do niczego przyczepić, gdyby to słyszała.
— Ale może dzisiaj zrobi wyjątek.
— Naprawdę nie masz nic przeciwko, żebym nie wracał na noc? — Poszło mu podejrzanie łatwo. Kiedy zobaczył jej przebiegły uśmiech, zrozumiał, że miał rację.
— Dziesięć minut temu miałam alternatywę, że już wyruszam na jakiś głupi festyn. Teraz mam w perspektywie poranek. — Zaczęła przejeżdżać dłonią w okolicach jego pośladków. — Poza tym... wywalczyłam też popołudnie. — Zaczęła całować go po piersi. — To mi brzmi, jak całkiem dobre negocjacje.
Gaara zaśmiał się w głos i przewrócił ją na plecy.
— Nazwałaś mnie chwilę temu intrygantem. — Może nie wprost, ale to miała na myśli. — Jak siebie nazwiesz? — I jeszcze się bezczelnie śmiała! Z premedytacją chwycił jej lewą pierś i nieco uścisnął. Odkrywał coraz więcej miejsc, które sprawiały z jej ciałem cuda. Teraz wygięła się i czuł, jak zaledwie jednym ruchem doprowadził ją do stanu, który na początku zajmował długie minuty odpowiedniej stymulacji. Nie oznacza to, że nie lubił się bawić... Nie, ale miał więcej ruchów, gdy chciał wydusić z niej jakieś wyznanie albo odpowiedź, jak choćby w tej chwili. — Jak?
— Bardzo mądrą kobietą, która bardzo kocha swojego mężczyznę i chce zatrzymać go jak najdłużej przy sobie.
Jak mógł się z tym kłócić?

***

Sayuri z lekkim rozbawieniem przyjęła postawę Kankuro, który dzielnie znosił zakupy. Skomentował jedynie, że to może podpaść Radzie, że szasta tak pieniędzmi, ale ona wiedziała swoje. Im większa liczba sukienek, tym większe prawdopodobieństwo, że w przyszłości nie zostanie całkiem bez ubrań. Bo o ile Gaara nadal traktował jej ciało, jakby było stworzone z najdelikatniejszych budulców, to ubrania… Były jedynie zbędnym utrudnieniem. Poza tym kupowała bardzo tanie szmatki, których nie byłoby jej szkoda. Zresztą… Kankuro chyba nie zdawał sobie sprawy, że wywalczyła zdecydowanie mniejszą sumę niż tę, którą początkowo Gaara chciał jej dać. Ale wtedy zagroził, że ma na siebie wydać wszystko, co do grosza. Cóż… spełniła tylko jego zachciankę.
O ile same zakupy były przyjemne, tak spacer po wiosce sprawiał, że zgrzytała zębami. Miała szczęście, że podłoże było choć odrobinę bardziej stabilne niż na pustyni i nie zatapiała się co chwilę w piasku, ale klimat… Jak ludzie do niego przywykli? Zrozumiała już, dlaczego domy w Sunie wyglądały w ten sposób – kuliste budynki z grubymi ścianami sprawiały, że żar lejący się z nieba, nie przedostawał się do środka. Kankuro miał z niej niezły ubaw, gdy co chwilę przecierała czoło, a już całkiem nie wytrzymał, kiedy wyłaniali się zza zakrętu i nieoczekiwany podmuch wiatru przyniósł ze sobą tumany piasku. Prychała, próbując się go pozbyć, a Kankuro zwijał się ze śmiechu obok.
Naprawdę rzadko wychodziła na zewnątrz, bo nie mogła znieść tego nieprzyjaznego klimatu. Zazwyczaj jej spacery po Sunie kończyły się na jak najszybszym wykonaniu określonego zadania i powrocie do posiadłości. Ale nawet wówczas miała okazję dostrzec dość zastanawiające rzeczy. Wioska miała jakąś niezaznaczoną granicę, z jednej strony budynki były w opłakanym stanie, z drugiej zachwycały wyglądem. Nigdy nie zapuściła się w kierunku tych najbardziej okazałych miejsc. Nie miała pojęcia, czy może, a jakoś tak głupio było jej zapytać kogokolwiek o tę kwestię. Poza tym miała wrażenie, że po tej części, po której zazwyczaj chodziła, ludzie… Nie byli zbyt zachwyceni życiem. Nie odważyła się rozpocząć z kimkolwiek rozmowy na ten temat. Nie była stąd, nie miała prawa wtrącać się w te sprawy.
Kiedy wracała z Kankuro do posiadłości, miała przy sobie jeszcze jakąś połowę sumy, którą ofiarował jej Gaara. Wstąpili do sklepu z ziołami, gdzie uzupełniła zapasy tych najrzadszych, których nie mogła dostać od ręki. Nadal zostały jej pieniądze, które ciążyły nieprzyjemnie w portfelu, ale mijali właśnie jubilera. Sayuri zapewne minęłaby witrynę bez zainteresowania, ale jej wzrok przykuł dość nietypowy naszyjnik. A właściwie pusta, czerwona bańka na złotym łańcuszku. Przystanęła i wpatrywała się w to szkaradztwo. To mógłby być kompromis. Gaara widziałby i równocześnie nie widziałby wszystkiego gdyby to tam trzymał to swoje przeklęte oko. Trzymałby rękę na pulsie, ale nie obdzierał całkiem z prywatności. Widząc cenę uśmiechnęła się w duchu. To było tak paskudne, a tak drogie. Cóż… właściwie zostaną jej jakieś nędzne grosze, więc Gaara powinien być zadowolony z jej dobrze spełnionego zadania.
Zgodnie z obietnicą, Gaara był obecny na obiedzie, a potem zaciągnęła go niemal siłą do sypialni. Nawet jeżeli nie mógł się do niej zbliżyć z obawy, że straci kontrolę, mógł chyba poleżeć z nią, chociażby godzinę. Tylko tyle… Bo następne godziny będą dla niej katorgą, dla niego zresztą też. Widziała, że był zdumiony jej samokontrolą kiedy tak leżeli. Ale ona naprawdę potrzebowała jedynie odrobiny jego bliskości. Przytulenie, nieśmiały pocałunek – tylko tyle.
Kiedy minęło już dobre półtorej godziny takiej niewinnej pieszczoty, Gaara poczuł pierwsze poważne symptomy swojego stanu. Wcześniej dotyk Sayuri łagodził jego zszargane nerwy, ale w tym momencie… Sayuri wystarczyło jedno spojrzenie. Pocałowała go ostatni raz i powiedziała, że jeśli będzie grzeczny i wróci do niej jak najszybciej, to dostanie niespodziankę. Choć próbował przekonać ją, że przecież już mogła się zdradzić, nie zrobiła tego. Powiedziała jedynie, że znalazła rozwiązanie na jego nadwrażliwość w aspekcie zapewnienia jej bezpieczeństwa. To najwidoczniej nieco rozbawiło Gaarę i nie ponowił pytania, akceptując konieczność bycia cierpliwym. Pocałował ją ostatni raz w czoło i szybko wyszedł, nie chcąc kusić losu.

***

— Wiesz… myślałam, że jestem wybrakowana. — Sayuri właśnie opowiadała Kankuro o swoich przemyśleniach z nim związanych. Było dość wcześnie, a wypili już tyle… Jak nic następnego dnia będą żałować swojej szczerości.
— Właśnie nie i tu był problem. — Kankuro też wiedział, że nie powinien mówić niektórych rzeczy, ale alkohol aż za bardzo sprzyjał zwierzeniom. — Widzisz, byłaś taka… nie wiem… wyjątkowa chyba. Jak myślałem, że mam włączyć ten swój urok osobisty, wcisnąć tanią gadkę i spróbować zabawić się twoim kosztem… coś mnie odrzucało. Tak dobrze się z tobą bawiłem, a miałbym to zepsuć. Bo… wybacz mi moją szczerość… kobiety raczej nie intrygują mnie swoim bogatym wnętrzem. — Puścił jej oczko. — Ale ty właśnie to zrobiłaś i nie potrafiłem wyobrazić sobie, że to tylko seks miałby z tego wyjść. A że raczej nie nadaję się do związków, to postanowiłem nie krzywdzić cię.
— Jaki bohaterski — zaśmiała się Sayuri i nalała kolejną kolejkę. Nie chciała być trzeźwa, bo to pierwsza od dawna jej noc bez Gaary. — Ale nie rozumiem, dlaczego mnie tak polubiłeś?
— Jesteś mądra, dowcipna i taka… ciepła. — Nie potrafił lepiej dopasować żadnego słowa. — W sensie, że życzliwa, choć… gorąca też jesteś. — Parsknął śmiechem. — I takie połączenie jakoś mnie rozczula. Poza tym, naprawdę rzadko spotykam tak inteligentne kobiety. Raczej ich unikam.
— Bo od razu przejrzą twoją grę?
— Bo obawiam się, że właśnie nie przejrzą i po czasie zrozumieją swój błąd. — Poprawił jej tok rozumowania. — Nie jestem bydlakiem bez serca i nie oszukuję ich. Szukam takich, które oczekują jedynie rozrywki, bo tylko to jestem w stanie im dać. Gdyby jakaś poukładana dziewczyna kręciła się koło mnie, raczej zrobiłbym wszystko, żeby sobie odpuściła i nie marnowała swojego życia. — Westchnął i po chwili spojrzał na Sayuri. — A ty? Co sprawia, że mnie lubisz?
— Wcześniej odpowiedziałabym, że to twój humor, pewien przebłysk inteligencji przebijający się przez rubaszne żarty i może jeszcze… zajmowałeś się mną w taki… naprawdę miły sposób. — Przypomniała sobie w myślach ich pierwsze pójście do oazy. — Ale teraz dodałabym jeszcze troskę. Wiesz… nie wiem, czy Gaara ma takie same odczucia, ale ja mam wrażenie, że nam bardzo kibicujesz. — Sayuri miała wrażenie, że przez jego twarz przebiegł grymas, ale chyba musiała zarzucić to na karb zamroczenia alkoholowego. To przecież niemożliwe, żeby tak szybko zmienił się komuś wyraz twarzy, a dosłownie ułamek sekundy później wyglądał na rozbawionego.
— Mało razy zachowywałem się, jak na starszego brata przystało — powiedział szczerze. — Nie spodziewam się, że Gaara dostrzegł nasze… moje i Temari… wcześniejsze działania. Teraz postarałem się to zrobić w bardziej widoczny sposób i są tego efekty. — Uśmiechnął się wesoło. — Znowu mam brata.
— Co wcześniej robiliście?
— Lataliśmy za członkami Rady, żeby przestali posyłać zabójców za nim. To był błąd, że wtedy się rozstaliśmy, a nasza drużyna rozpadła, ale… nic nie mogliśmy poradzić na jego ośli upór. — Zaśmiał się. — Próbowaliśmy przez naprawdę długi czas i ostatecznie udało nam się doprowadzić do tego, że zostały zaprzestane ataki na niego.
— To było dość krótko po waszym ataku na Konohę, prawda?
Kankuro skinął głową.
— Co właściwie się stało, że chcieliście spróbować coś dla niego zrobić?
— Po tym nieudanym ataku… Gaara w pewien sposób przegrał z tym całym Naruto, bo w jego przypadku remis był przegraną. Był wykończony, użył już tego dnia Shukaku, nie mógł się samodzielnie poruszyć — wspominał. — Przewiesiłem go sobie przez ramię i przeklinając go zbiegliśmy. Wtedy on powiedział Przepraszam. Nie chcesz sobie nawet wyobrażać, jak bardzo się wkurwiłem.
Zdziwiła się.
— Nie rozumiesz?
Potrząsnęła głową.
— Tyle lat niszczył moje i Temari życie, a on przypomina sobie o tym słowie, bo nie zniszczył Konohy. Ale kiedy spojrzałem na niego, zrozumiałem. On przepraszał za te wszystkie lata.
— To od tamtego czasu znowu mu zaufałeś?
— Tak i nie. — Zastanowił się. — Jeszcze trochę czasu minęło zanim uwierzyłem, że opanuje się. Ale… to nie było to, co teraz. Naprawdę musiał walczyć ze swoimi instynktami, ale widząc, że w końcu robi coś z tym, dałem mu kredyt zaufania i próbowałem znowu traktować jak brata, a nie jak potencjalne zagrożenie.
— Instynktami?
— Może inaczej ci to opisywał kiedy mówił o swojej przeszłości, ale ja zawsze miałem wrażenie, że to jakiś instynkt, impuls zmusza go do robienia tego wszystkiego. Zazwyczaj potrafił się opanować. Zabijał, ale… nie czerpał z tego jakiejś specjalnie dużej satysfakcji. Ale czasem… zwłaszcza, kiedy dookoła było dużo przeciwników widać było jak zmienia mu się wyraz twarzy. Wycofywaliśmy się wtedy z Temari i po prostu obserwowaliśmy. Gdybyśmy podeszli, zabiłby nas. Nie rozpoznawał nikogo, liczył się tylko ten instynkt. Przez kilka lat po tym jak nas przeprosił, nadal widzieliśmy takie przebłyski w jego oczach, ale już zawsze panował nad sobą. Zawsze się nad tym zastanawiałem… Jak wielką musiał mieć samokontrolę? — Westchnął cicho. — Naprawdę to doceniam, bo znałem go w tym najgorszym okresie, byłem przy większości jego napadów szału, a potem obserwowałem jak próbuje opanować te odruchy. To musiało być niesamowicie trudne.
— Też mi się tak wydaje. — Sayuri przechyliła kieliszek. — Ale mam wrażenie, że on nigdy nie pozbędzie się wszystkich swoich wyrzutów sumienia. Bo… to nie tak, że jestem zaślepiona swoim uczuciem do niego. Rozumiem mieszkańców Suny, dlaczego tak na niego reagują, tylko… — Zarumieniła się. — Nie jestem w stanie objąć tego swoim umysłem.
— Czego? — Skoro ona wyciągnęła z niego tyle informacji, czas na niego.
— Jak… Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że ten mój Gaara, ten delikatny, troskliwy, dobry i czuły był kiedyś żądnym krwi, wpół-oszalałym psychopatą. Jak?
— Zmienił się — odparł Kankuro. — A właściwie źle powiedziałem. Powrócił do normalności. Bo taki właśnie był za dzieciaka. Potem… mam wrażenie, że ty znasz ten brakujący element jego historii.
Sayuri zamarła. Zapomniała, jak dobrze Kankuro potrafił wyciągać wnioski.
— Widzę, że nie chcesz o tym mówić… Ale czy możesz odpowiedzieć mi, choć na jedno pytanie z tym związane?
— Nie powinnam zdradzać czegoś, co opowiadał mi z takim… To naprawdę bolesne dla niego wspomnienie.
— Rozumiem… — Kankuro zastanowił się. — To powiedz mi chociaż czy dobrze rozumuję, bo tak to sobie wytłumaczyłem, ale nie wiem, czy mam rację. Nie oczekuję, że cokolwiek dodasz, ale chociaż potwierdzisz moje przypuszczenia?
Na to Sayuri mogła się zgodzić i skinęła głową.
— To, że byliśmy tamtej nocy w schronie… dość jasno wskazuje, że to było ukartowane.
Sayuri potwierdziła, a Kankuro zawahał się.
— Temari nigdy nie zastanawiała się tak bardzo jak ja, bo jak mówiłem, ona nadal nie potrafi w pełni rozluźnić się przy Gaarze i chyba zawsze podświadomie będzie traktowała go jak zagrożenie. — Westchnął cicho. — Ale ja… to mi nie dawało spokoju. Jak taki wesoły, uroczy dzieciak mógł tak skończyć? I wtedy trochę poukładałem sobie w głowie. To nie był przypadek, że ojciec zmusił nas do zerwania kontaktów, a Gaara spędzał coraz więcej czasu z Yashamaru. Żeby wyprowadzić z równowagi Gaarę, jakim go zapamiętałem… to musiało być naprawdę coś mocnego, coś wykraczającego poza zwykłe ramy okrucieństwa. Więc pomyślałem sobie, że skoro Gaara nie postrzegał już mnie i Temari, jako swoje rodzeństwo, tylko całkiem obcych, choć spokrewnionych z nim ludzi, to kto mu został? Yashamaru. Tamtej nocy wszyscy mieszkańcy mieli schronienie, to na pewno nie mógł być przypadek. Mam wrażenie, że albo ojciec, albo Rada chcieli sprawdzić, jak Gaara zachowa się w ekstremalnej sytuacji. Czy zdoła powstrzymać Shukaku? I zrozumiałem, że gdyby go tak po prostu zaatakowali, to na pewno by się powstrzymał. Może zabiłby ich, cierpiałby dalej, ale nie dałby Shukaku przejąć kontroli. To musiał ktoś bliski zadać mu cios, więc został Yashamaru. — Patrzył na nią, Sayuri przemogła się i skinęła głową. — Co on takiego musiał mu powiedzieć, albo zrobić? — Dumał nad tym chwilę. — Nie powiesz mi tego?
— Nie powinnam — powiedziała stanowczo Sayuri.
— Rozumiem… — Westchnął cicho. — Ale nie wiem… Dość ciężko przychodzi mi zaakceptowanie faktu, że ojciec… był jaki był i nie darzę go specjalnie dużym uczuciem, ale rozumiesz – to był jego syn.
— Gaara próbował przekonać mnie, żebym się nie zadręczała tym. — Sayuri chwyciła ołówek i zaczęła kreślić na kartce jakieś przypadkowe kreski. Mieli z Kankuro przeanalizować wszystkich członków Rady i zapisywać swoje przemyślenia, ale pojawiały się coraz to nowe tematy. — Ja naprawdę nie potrafię przestać odczuwać… Nigdy nie spodziewałam się, że można kogoś nienawidzić z taką siłą.
— A może bardziej kochać kogoś z taką siłą, że nie można znieść myśli, że cierpiał? — podsunął jej lalkarz z przebiegłym uśmiechem.
Sayuri zarumieniła się. Najwidoczniej Kankuro widział zdecydowanie zbyt wiele. Nie miała nawet jak zaprzeczyć, bo czułaby się strasznie. Nie chciała dać mu satysfakcji, ale zapędził ją w kozi róg.
— Może to też pasuje — przyznała.
— Myślisz, że nie zrozumiałem tej intrygi z upiciem mnie? — Patrzył na nią z łagodnym uśmiechem. — Dzisiaj jest pełnia, od lat nie widziałem Gaary o tej porze cyklu księżycowego. A teraz przyszedł na obiad, choć najwidoczniej nie było mu z tym najlepiej. Takich poświęceń nie robi się dla osoby, z którą uprawia się seks i nic więcej.
Coraz większe rumieńce na twarzy Sayuri zdradzały, że nie ignorowała jego słów.
— Nigdy też nie widziałem, żeby jakakolwiek kobieta z tak szaleńczym uporem próbowała dogodzić jakiemukolwiek mężczyźnie. Nie chodzi tylko o kwestie łóżkowe. Czy analizowałaś kiedyś, jak zachowujesz się przy nim?
Oderwała wzrok od powoli tworzącego się pod jej ręką rysunku i spojrzała na niego zdziwiona.
— Ty dosłownie odczytujesz jego myśli. Kiedy ostatnio jedliśmy tę pieczeń, nie wiem jak, ale odgadłaś, że chciałby trochę tamtej ostrej przyprawy i zanim zdążył choćby unieść wzrok, podałaś mu ją. Kiedy idzie do gabinetu uśmiechasz się do niego, jakbyś była całkiem zadowolona z życia, a kiedy znika masz przez chwilę taki wzrok, jakbyś uczestniczyła w wyjątkowo smutnym pogrzebie i dopiero po chwili zyskujesz równowagę. Ale coś, co mną wstrząsnęło… Załatwię sobie aparat i zrobię wam kiedyś zdjęcie, jak patrzycie na siebie. Kiedy jeszcze ukrywaliście przede mną to, co was łączy, to właśnie ten wzrok dał mi stuprocentową pewność. Nigdy nie widziałem Gaary takiego.
— Ja się cieszę, że trochę się przełamał. — Musiała przerwać ten potok skojarzeń Kankuro, bo jak nic rzuciłaby się do gabinetu. Doskonale wyczuwała gdzie był Gaara i najwidoczniej to tam stworzył sobie tej nocy twierdzę, której obiecała nie zdobywać. — On nigdy… nawet słowem nie wspomniał o swoich umiejętnościach. Jak był zmuszony pokazać cokolwiek… choć odrobinę… robił to w taki sposób, żebym niczego tak naprawdę nie dostrzegła. Jakby chciał udawać, że jest normalny, że nie jest wcale nosicielem Shukaku.
Kankuro zaśmiał się cicho, ale był w stanie zrozumieć tę potrzebę brata.
— I chyba… właśnie wtedy, kiedy opowiedział mi o tej nocy, gdy zmienił się w Shukaku… Nie wiem, czy fakt, że nie uciekłam z krzykiem… Nie wiem tak naprawdę co, ale coś się zmieniło i nie udaje już, że wcale nie ma zdolności panowania nad piaskiem.
— Sayuri… mam cię jeszcze bardziej upić, czy już odpowiesz na żenujące pytanie?
Sayuri z przerażeniem zrozumiała, że właśnie narysowała niemal doskonałą podobiznę Gaary na kartce. Musiała jak najszybciej schować to przed wzrokiem Kankuro, bo naprawdę uznałby ją za wariatkę. Ledwo zarejestrowała jego pytanie, wkładając kartkę za pasek sukienki.
— Nie wiem, możesz próbować.
— Zazwyczaj żartuję sobie, pytając o szczegóły waszego pożycia. — Mrugnął do niej. — Ale jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. Może jestem okrutny, ale tak naprawdę zadając pytanie i patrząc na twoją reakcję, będę znał odpowiedź, dlatego powiedz mi – będziesz bardzo zła, że próbowałem?
— Dotyczyć to będzie seksu, jak mniemam?
— W sumie nie. To już byłoby przegięcie nawet jak na mnie.
— To o co ci chodzi?
— Ma zbroję?
Wpadła, bo zarumieniła się. Tak, zrozumiała już, że Kankuro z samego jej wyrazu twarzy mógł odczytać odpowiedź. Gdyby nie wiedziała o czym mówił, nie zareagowałaby w żaden sposób, ale teraz jakakolwiek jej reakcja zdradziła ją.
— To może pomówmy o Temari. — Dała mu znać, że udaje, iż nie domyśla się, że Kankuro ją przejrzał. On też nie skomentował tego. — Nie rozumiem czemu ma taki charakter.
— Gdybym to wiedział, lata temu próbowałbym ją naprawić. Była najstarsza, miała dwójkę agresywnych braci, którzy dosłownie rzucali się na siebie i próbowała wszystko kontrolować, żeby nie skończyło się to tragedią. To chyba tylko nasiliło jej neurotyzm.
— Jak… jak ja mam przed nią udawać? — To napawało Sayuri przerażeniem i całkiem zapomniała, że to był tylko temat zastępczy. — Mówisz mi, że całkiem nie panuję nad sobą przy Gaarze, jak to ma się udać?
— Będę trochę kontrolował jej zapędy — powiedział lalkarz. — A w stosownym czasie zwrócę jej uwagę, że Gaara wygląda na tak szczęśliwego, a i ty trochę się zmieniłaś, ale będę udawał, że nic nie wiecie, że ja wiem. Wydaje mi się, że to ona sama wyjdzie z propozycją, żebyśmy zachowywali się, jakbyśmy nic nie wiedzieli, żeby was nie speszyć. — Wyglądał na zamyślonego. — To chyba odbierze jej część zmartwień, bo ona naprawdę nie widziała przez tyle lat, że Gaara interesuje się kobietami i może to nie zaburzy całkiem jej wizji przyszłości. Żona, dzieciaki… to wszystko ze mnie może przejść na Gaarę. — Zaśmiał się łobuzersko, a Sayuri zrozumiała jego szatański plan.
— Chcesz żeby odpuściła sobie ciebie i Gaarę tym dręczyła… moim kosztem. — Mimo tego, że powinna czuć się urażona, śmiała się razem z nim z jego przebiegłości. — Ale to przecież nie wypali…
Kankuro spojrzał na nią zdziwiony.
— Ta wizja ze mną.
— Tu mnie zastrzeliłaś. — Patrzył na nią w ciężkim szoku, nie wiedząc jak sformułować tak osobiste pytanie. Na odwagę wychylił kieliszek i zaraz nalał następnego. — Jesteś… bezpłodna?
Sayuri przez kilka długich sekund patrzyła na niego, nie rozumiejąc, co do niej powiedział, a potem wybuchła histerycznym śmiechem.
Kankuro przeklął i wypił kolejnego kieliszka.
— Kobiety…
— Nie sprawdzałam tego, jakoś… — Powstrzymywała chichot. — Jakoś szczególnie dokładnie, ale jako jedyny nie-szwagier rozumiem, że masz ogromną chęć zapoznania się z moim układem rozrodczym pod nieco innym kątem niż twój brat i odpowiedź brzmi… Raczej wszystko w porządku.
— To dlaczego może nie wypalić ta wizja? — Kankuro nieco zarumienił się na wcześniejsze słowa Sayuri, ale trzymał fason. Patrzył na nią i dostrzegł jej pełną niedowierzania minę. Jakby odpowiedź była oczywista.
— Kankuro… ja nawet w Konoha nie byłam jakość szczególnie dobrze urodzona, a co dopiero porównywać moją pozycję, do pozycji Gaary. Rola szpiega też raczej nie jest ułatwieniem. Nie łudzę się na ślub i dzieci. Cieszę się po prostu z niego.
Ale Kankuro widział, że trochę bolały ją jej własne słowa. Zwłaszcza przy wspomnieniu o dzieciach zrobiła się nieco przygaszona.
— Naprawdę uważasz, że to byłby dla niego kłopot? Już udowodnił, że historię ze szpiegostwem olał w sposób absolutny, niegodny wręcz pozycji Kazekage, ale w grę wchodziłaś ty. Poza tym… powiem szczerze, że nawet dla mnie pochodzenie nie odgrywałoby większej roli, a Gaara chyba w ogóle nie czuł się nigdy, jak członek elit. Myślisz, że to ma dla niego znaczenie?
— Nie wiem… — Zawahała się. — Nigdy z nim na ten temat nie rozmawiałam. Wydaje mi się, że możesz mieć rację. Że dla niego nie miałoby to znaczenia, ale co na to Rada? Konoha? Umowy międzynarodowe?
— Nie przypominam sobie, żeby osoba na dożywotniej wymianie nie mogła wziąć ślubu w nowym miejscu zamieszkania… — Zastanowił się. — Jedynie dzieci, które byłyby nieślubne miałyby jakieś problemy, ale poza tym nadal nie widzę problemu.
— I chcesz mi wmówić, że nie miałby kłopotu przez ewentualny ślub ze mną?
Tu go miała. Na pewno wiązałoby się to z nieprzyjemnościami, ale…
— Dla Gaary nie miałoby to żadnego znaczenia — odparł z pewnością. — Moim zdaniem nie zaproponował tego tylko z jednego powodu.
Patrzyła na niego uważnie.
— Bo nigdy nie brał takiej opcji za możliwą i dopóki nie uświadomi sobie tego, będzie milczał. Ale… ja już dość namieszałem między wami. — Puścił jej oczko. — Nie będę dawał mu rozwiązania jak na tacy, a ty raczej będziesz milczeć, bo uważasz, że to mu zaszkodzi. Ale jestem przekonany, że jak mój braciszek się uprze, nic z tym nie zrobisz.
— Dlaczego tak napierasz na to ewentualne małżeństwo? Ty przecież prędzej odciąłbyś sobie penisa, żeby tylko nie być przykutym do jednej kobiety i jeszcze to poczucie obowiązku. — Udawała, że się wzdrygnęła z przerażenia. — Czemu taki los chcesz zgotować braciszkowi?
— Bo znalazł ciebie — odpowiedział z powagą. — To nie jest tak, że tak dopingowałbym mu z każdą kobietą. Po prostu jesteś… takie mam wrażenie… dokładnie tym, czego potrzebował, żeby samodzielnie uwierzyć, że może normalnie żyć, że ma prawo do bycia szczęśliwym. Poza tym… bardzo chciałbym mieć taką jedną, w miarę normalną osobę w rodzinie.
— Ale na razie pozostajesz moim jedynym nie-szwagrem.
— Możesz zrobić ze mną zakład. — Patrzył na nią z przebiegłym uśmiechem. — Ja daję… rok.
— Rok na co?
— Rok, że już będziesz jego żoną.
Patrzyła na niego w niedowierzaniu.
— Obiecuję, że nie będę robił żadnych tanich chwytów, nie będę naprowadzał go… Zastrzegam sobie jedynie prawo do szczerej odpowiedzi na jego pytania… Ale ty możesz robić, co zechcesz… Udawać, że nie chcesz małżeństwa, rodziny, dzieciaków, a i tak zostaniesz jego żoną w przeciągu roku.
— Jeżeli ty zapewniasz, że będziesz grał czysto… — Patrzyła na niego rozbawiona. — Ja też będę szczera w swoich odpowiedziach. O co ten zakład?
— Jeżeli ja wygram… — Zastanawiał się nad czymś dość podłym, ale możliwym do zaakceptowania. — Przez dwa tygodnie po waszym ślubie będziesz gotowała i piekła tylko na moje życzenie. Ani Temari, ani nawet twój świeżo upieczony mąż, nie będzie mógł się wtrącać.
— Dobrze, przyjmuję… Ale jeżeli ja wygram… też przez dwa tygodnie… pościsz. — Uśmiechnęła się złośliwie. — W dwóch znaczeniach tego słowa – nie masz mieć żadnej styczności z kobietami w celach seksualnych, ale też przechodzisz na dietę bezciastową.
Kankuro miał pewne opory, ale był naprawdę pewny swojego zakładu.
— Przyjmuję.

6 komentarzy:

  1. Hmmm, trudno mi zdecydować jak to będzie odbierane z ewentualnym ślubem przez Piasek. O ile w kanonie nigdy nie było żadnych wzmianek, że Hokage (najpierw na celownik wezmę Konohe) musi sobie wybrać kogoś odpowiedniego (urodzeniem, tytułem etc.), to jestem ciekawa jak to było naprawdę. Mam wrażenie, że małżeństwo pierwszego Hokage było czysto polityczne. Mito jako przedstawicielka klanu Uzumaki, kraju wiru była wyraźnie wybrana do pełnienia roli nie tylko jinchuuriki Kyuubiego, ale i żony Hashiramy (czytaj ustawione małżeństwo). O żonie Trzeciego, Biwako Sarutobi, wiemy niewiele. Dalej Kushina, mimo uczucia, które połączyło ją z Minato, też była dobrą kandydatką ze względu na politykę. Jako ostatnia z kraju wiru i kolejny jinchuuriki. Na samym końcu Hinata również współgra z moją teorią. Była przedstawicielką najpotężniejszego klanu Liścia (kiedy wybito Uchiha). Teraz nasuwa się pytanie, czy w Sunie było podobnie? Zawsze miałam wrażenie, że Piasek jest taki... Mniej upolityczniony. Tzn Czwarty Kazekage robił co chciał takie odniosłam ważnie. Oczywiście często przedstawiano różne zebrania rady itp, ale zawsze wydawało mi się, że kage mają tam o wiele większą swobodę ruchu.

    Okay, to tyle jeśli chodzi o moje wywody odnośnie polityki w Naruciaku. Wiadomo, że w naszych ff'ikach to zawsze może wyglądać inaczej :D
    Też jestem tego zdania, co Kankuro, daję im góra rok! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja też się rozpiszę ;)

      W przypadku Konohy właściwie podzielam Twoje zdanie, ale rozbudowałabym to jeszcze o kulturę Japonii. Nie jestem wielkim znawcą, ale tam dość późno został odrzucony feudalizm. Nawet jeśli społeczeństwo przejmowało (albo były mu narzucane) rozwiązania z Zachodu, przerobili to trochę na swoją modłę. W "Naruto" jest to dość wyczuwalne, choć niejasne. Choćby kwestia funkcjonowania Ukrytych Wiosek i ich zależności od Lorda. Tak samo jak (zapewne) kazirodztwo wśród klanów (czy nie wszyscy z klanu Hyuuga wyglądali podobnie?), wskazuje, że to dość hermetyczne kręgi.

      Jeżeli chodzi o Sunę, moje spojrzenie na nią zostanie przedstawione nieco później. Na razie Sayuri nie wie zbyt wiele, ale ma kilka poszlak (które i czytelnicy mają, żeby nie było, że znowu sypie spojlerami xD). Po pierwsze, ta niepisana granica, którą opisała w przemyśleniach na spacerze w tym rozdziale. Po drugie, na przesłuchaniu podkreśliłam, że nawet wśród Rady trzeba przestrzegać etykiety i Baki był postrzegany jako ten trochę gorszy przez tytuł "dono", a nie "sama". Po trzecie, Kankuro i Temari też byli tytułowani poprzez "sama", co Sayuri mogło dać do myślenia, że jednak jest jakiś podział społeczny. Przecież oni są "tylko" dziećmi Kazekage, a swoimi czynami nie zasłużyli jeszcze na takie wyróżnienie.

      Wydaje mi się, że to moje spojrzenie nie jest 1:1 zgodne z kanonem, ale to będzie można ocenić, jak już je przedstawię dobitnie w późniejszych rozdziałach. Wydaje mi się, że mimo wszystko Rasa nie miał tak do końca swobody ruchu. Choćby ten fragment, kiedy członkowie Rady naciskali, żeby Gaara został przetestowany. Nie wiemy, co prawda, czy Rasa przypadkiem nie był pomysłodawcą, ale można było odnieść wrażenie, że był przyparty do muru i dlatego narzucił to zadanie Yashamaru (co nie usprawiedliwia go w moich oczach). Gdyby jakieś rody/klany nie miały mocnej pozycji, nie mogłyby tak naciskać na Kazekage.

      Usuń
    2. Skasowało mi komentarz :/ no nic, to tak w skrócie - przypuszczam, że że ze ślubem czy w ogóle "oficjalnym związkiem" nie będzie łatwo. Po pierwsze - podejrzewam, że w Twoim wydaniu Sunagakure nie jest tak wiele bardziej wyluzowana od mojej ;) [ja tam zawsze mam wizję musztry, co nie wynika bezpośrednio z mangi, ale tak to zawsze widziałam: Konoha bliska Atenom i Suna jako japońska Sparta ;)]. Po drugie starsi cały czas chcą kontrolować Gaarę i póki co go mocno ograniczają, a pozwolenie władcy / dowódcy czy komuś na jednym z najwyższych stanowisk na całkowicie samodzielne decyzje matrymonialne jest ryzykowne i chyba też godzące w ambicje elit chcących rządzić zza kulis. Co prawda Sayuri daleko do silnej czy ambitnej kobiety, która miałaby być szyją kręcącą głową państwa, ale tu nawet nie chodzi o to, kto rządzi, lecz na ile ten rządzący sobie pozwala. Spodziewam się, że rada chciałaby stłamsić Gaarę każdym dostępnym sposobem. Ale jak to będzie dopiero się przekonamy ;)

      Usuń
    3. Na porównanie Suny do Sparty jeszcze nie wpadłam, ale nawet pasuje do moich wyobrażeń. [Jeśli oczywiście wyrzucę z głowy naukowe przedstawienie Aten, bo tam pod koniec z demokracją miało to tyle wspólnego, co we współczesnych czasach; ale rozumiem, że chodziło Ci o trochę większą swobodę]

      Masz rację, "moja" Suna nie jest wyluzowana, a elity nie różnią się od większości elit i nie są tak chętne, by wypuścić władzę i przywileje z chciwych rąk.

      Jak tak czytam te nasze wyobrażenia, to nawet jeśli teoria wszechświatów równoległych okazałaby się słuszna, nasi bohaterowie nie czuliby się zbyt zagubieni w różnych Sunach ;)

      Usuń
  2. Jak tak czytam o rozwijającej sie relacji Gaary i Sayuri, to się dziwię. To trochę tak jakbym tam była z nimi,, przeżywała to samo. Super Ci to wychodzi #__# Kankuro jak zawsze na propsie :D Czytając 'Gosposię', trochę głupio byłoby mi rozmyślać o Gaarze, skoro ma tak dobre relacje z Sayuri, ale zawsze zostaje mi władca marionetek xD

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmiechłam, jak przeczytałam Twój komentarz xD Po tak koszmarnym tygodniu było mi to potrzebne :)

      Usuń