sobota, 23 marca 2019

Gosposia – Rozdział 22

Sayuri kręciła się po kuchni, a Kankuro jak zazwyczaj był jej nieodłącznym towarzyszem. Nadal, pomimo tego, że dowiedział się prawdy o niej, nie zmienił swoich przyzwyczajeń i droczył się z nią jak zawsze. Chyba polubił rolę strażnika, którą mimowolnie pełnił.
W duchu krzyczała z radości, że piaskowe oko zniknęło i to Kankuro znowu był jej prześladowcą. Z nim przynajmniej mogła porozmawiać, poza tym… Coraz bardziej dziwiła się sobie, że tak bardzo przywiązała się do obu braci. Kiedy przywoływała w myślach choćby jedną informację na temat ich zalet, zanim się tu pojawiła, miała w umyśle pustkę. Ludzie chyba naprawdę lubili zniekształcać obraz rzeczywistości i wszystko zmieniać w plotki.
— Zdradź mi gdzie to robiliście, bo nie będę mógł spać po nocach.
Widziała, że wcale nie interesował go ten temat, po prostu zmuszał ją do rumieńców.
— Nic dziwnego, skoro na twoim łóżku krzyczałam imię twojego brata. — Jej dowcip musiał stać się ostrzejszy, bo Kankuro wykonywał coraz lepsze kontry. Tym razem go zatkała. — Wygrałam!
— Wcale nie… Musieliście to robić u mnie, bo tylko o mnie nieustannie myślisz i wykombinowałaś podłą intrygę, żeby zapędzić tam Gaarę.
— Skąd pomysł, że to nie jego potrzeba bycia blisko twoich lalek? — Zamarła, a po chwili wspólnie zaśmiali się. — Cholera… Przeze mnie Gaara przegrał.
— Raz na jakiś czas trzeba ucierać mu nosa. — Powoli rozbawienie ustępowało miejsca powadze. — Aż dziwie się, że ciekawość nie wzięła górę i nie spytałaś mnie o jakieś szczegóły na jego temat.
Spojrzała na niego zdziwiona.
— Chyba nie powinnam zaciągać języka — zauważyła przytomnie.
— To ja mam pytanie, w takim razie. — Był szczerze ciekaw jej reakcji. — Nie bałaś się z nim być? Bo… teraz, kiedy mogłem cię obserwować wydaje mi się, że pytanie o czas teraźniejszy jest głupotą, ale wcześniej?
— Nie — powiedziała stanowczo. — Nie obawiałam się go.
— Wiesz… mam wrażenie, że rozmawiałaś o nim z Temari — zwierzył się ze swoich spostrzeżeń. — Musiała cię nieźle wkurzyć, bo potem Gaara stał się twoim nieodłącznym towarzyszem.
— Powiesz mi kiedyś, jak to robisz?
Spojrzał na nią, nie rozumiejąc.
— Wchodzisz ludziom do głowy?
Uśmiechnął się tajemniczo i wykonał ruch zawiązujący usta na supeł.
— Odpowiadając na twoje pytanie, to tak, rozmawiałam.
— Nadal nie odreagowała tych wszystkich lat — powiedział otwarcie. — Bo widzisz… to nie tak, że nasze relacje były złe, bo od początku się go baliśmy. Gdyby tak było, po prostu… — wzruszył ramionami — chyba miałbym go po prostu w dupie. Ale ja pamiętam. Gaara jest młodszy i nie wiem, czy w ogóle o tym pamięta, ale my byliśmy ze sobą całkiem blisko jako dzieciaki.
Rozszerzyła oczy ze zdumienia i patrzyła na niego w oczekiwaniu.
— Teraz proszę o wyraźny sygnał, że jesteś zaciekawiona.
— Kankuro… — Poczuła rozdrażnienie, rozumiejąc, że to była pułapka, aby sprawdzić jej reakcję. Nie czuła, że zdradza Gaarę, bo chciała powtórzyć mu każde jedno słowo, które padnie. — Jesteś okrutnym człowiekiem, który odkrył, że ciekawość jest jedną z najgorszych broni.
— Mądrze powiedziane. — Zaśmiał się w głos i posłusznie kontynuował. — Nie wiem ile mógł mieć lat… może trzy, cztery? Bawiliśmy się wspólnie i razem z Temari z zachwytem nim opiekowaliśmy
Sayuri nie rozumiała co w takim razie musiało się stać.
— Był całkiem zabawny jako dzieciak. Tworzył jakieś różne, wymyślone rzeczy tym swoim piaskiem, a my jako ci starsi dawaliśmy mu nowe zlecenia. — Uśmiechnął się do wspomnień, ale zaraz grymas pojawił się na jego twarzy. — A potem przyszedł ojciec z pierwszym w życiu rozkazem dla nas. Mieliśmy nie spędzać z nim czasu.
Sayuri zamarła i poczuła ogromną złość na tego człowieka. Chyba udało jej się zachować pokerowy wyraz twarzy, bo Kankuro ciągnął wątek.
— Właściwie nigdy tego nie wytłumaczył. Po prostu, z dnia na dzień mieliśmy zerwać kontakty. Tylko raz złamałem ten zakaz. To było jakieś kilka dni po tym, jak ojciec dał rozkaz. Widziałem, że Gaara siedzi w miejscu naszych zabaw i jest taki jakiś smutny. Zrobiło mi się przykro i podszedłem do niego. Wmówiłem sobie, że ojciec niczego nie dostrzeże. Wiesz… to był ostatni raz, jak widziałem uśmiechniętego Gaarę. — Spojrzał na nią i widać było, że emocje się w nim kotłują. — Kolejny raz zobaczyłem taki jego beztroski uśmiech, jakiś miesiąc temu.
Sayuri zarumieniła się, rozumiejąc, co Kankuro chciał jej przekazać.
— Nie wiem, ile minut minęło. Może dziesięć? Dwadzieścia? I zauważyłem ojca. To nie był człowiek, któremu chciałabyś się sprzeciwić. Zrozumiałem po… — drgnął nieco — rozmowie z nim, że skoro zakazał mi kontaktów z Gaarą, to nie mam kontaktów z Gaarą. Temari chyba też to zrozumiała. My zostaliśmy w posiadłości, a Gaara coraz więcej czasu spędzał z naszym wujkiem, Yashamaru. — Westchnął. — A potem wszystko się zmieniło.
— Ile to trwało? — Nie zrozumiał jej pytania, więc uściśliła: — Ten zakaz kontaktów.
— Aż Gaara nie wprowadził się znowu do posiadłości. Wiesz… jestem niemal pewny, że Temari opowiedziała ci o tej nocy w schronie.
Sayuri skinęła głową.
— To po niej znowu go spotkaliśmy. I nie wiem, czy mi uwierzysz, ale… Przedtem, słysząc, że Gaara kogoś zabił, szukałem dla niego usprawiedliwień, bo to przecież ten gnojek, który tworzył takie fajne rzeczy z piasku. Kiedy z daleka mijałem go na ulicy widziałem, że jest smutny i myślałem, że może ktoś, kto go tak zasmucił zginął. Ale kiedy zobaczyłem Shukaku… — Wzdrygnął się. — Wtedy go znienawidziłem. I przez wiele lat myślałem, że to dlatego, że Yashamaru zginął, że tylu ludzi straciło życie albo było rannych. Ale dopiero po latach uświadomiłem sobie, że znienawidziłem go w tamtym momencie, bo nadal darzyłem go ciepłym uczuciem, a on mnie zawiódł tak ogromnie, bo pokazał tego potwora, którego z Temari się baliśmy, ale ignorowaliśmy, bo przecież Gaara był naszym młodszym bratem.
— Dlaczego nigdy mu o tym nie opowiedziałeś? — spytała nieco wytrącona z równowagi Sayuri.
— Sayuri… — Kankuro przymknął oczy. — Wiesz… Myślałaś ostatnio, że ktoś próbuje cię zabić.
Powoli skinęła głową.
— Żyłaś w takim stresie, ile? Miesiąc? Półtorej? Wyobraź sobie siedem lat.
Sayuri zrozumiała nagle ciężką sytuację rodzeństwa Gaary. Bo choć nie obwiniała go o to, że zmienił się tak diametralnie, to jednak rozumiała też ich.
— Ty przynajmniej myślisz o jakiś bezimiennych osobach. Po prostu członkach ANBU czy tam Korzenia. Ja patrzyłem na brata, którego za dzieciaka kochałem, a potem znienawidziłem. — Westchnął. — Ale i tak miałem lepiej niż Temari. Widzisz… zazwyczaj unikaliśmy Gaary i on też nas unikał. Ale w takim najgorszym wieku, okresie dojrzewania, trafiliśmy razem do drużyny. On miał jakieś jedenaście lat, ja trzynaście. Niekontrolowane wybuchy hormonów, wielka wściekłość przy takim bracie, jakim wtedy był Gaara… To nie tak, że żartuję, bo chyba mnie nie do końca zrozumiałaś. Ja miałem świadomość, że on mnie zabije. Miałem stuprocentową pewność, że stanę się jedną z jego ofiar.
Sayuri przebiegł dreszcz po plecach.
— Nie byłem do końca niewinny, często wybuchały między nami awantury. Bez skrupułów raniłem go, mówiłem że jest jedynie śmieciem, potworem. On z kolei najczęściej nazywał mnie po prostu bezrozumnym workiem mięsa, a nie członkiem jego rodziny. — To aż dziwne, ale Kankuro zaśmiał się wesoło. — Temari zawsze nas rozdzielała. Nie wiem, jakim cudem docierała do Gaary, ale on nigdy… jak widzisz… mnie nie zabił. Dlatego wydaje mi się, że Temari miała najgorzej. Zawsze musiała być spokojna, opanowana, nigdy nie wyładowała na Gaarze wściekłości, co ja miałem okazję robić często. Dlatego wydaje mi się, że jest nadal taka spięta w jego towarzystwie. Oczywiście troszczy się o niego i zapewne też ma dla niego pozytywne uczucia, ale nigdy nie miała okazji pozbyć się tych negatywnych emocji. — Westchnął. — Powiedz mi… Jeszcze sześć lat temu miałem stuprocentową pewność, że mój własny brat mnie zabije. Dzisiaj mam stuprocentową pewność, że tego nie zrobi. Nawet wczoraj, kiedy był tak wściekły, wiedziałem, że co najwyżej mnie skrzyczy, może trochę pogruchocze, ale by mnie nie zabił. Dlatego powiedz mi… jak mam z nim o tym porozmawiać, skoro rozmowa będzie tylko rozdrapywaniem naszych ran?
Sayuri powoli skinęła głową.
— To dlaczego mi o tym powiedziałeś? — wyszeptała.
— Bo jesteś bardzo mądrą kobietą, która będzie wiedziała, co konkretnie i jak ma mu przekazać z tej rozmowy, żeby nie było to rozdrapywanie ran. — Uśmiechnął się do niej. — Nigdy nie widziałem Gaary szczęśliwszego — powiedział nieoczekiwanie, a widząc zdziwiony wzrok Sayuri zaśmiał się. — Naprawdę spodziewałaś się czegoś innego?
— Nie — powiedziała, choć sama zdziwiła się, jak słabo brzmiał jej głos.
— Jesteś kobietą i nie potrafisz przyjąć niektórych rzeczy do wiadomości. — Kankuro uśmiechnął się półgębkiem. — Widziałem twój wzrok, kiedy mówiłem o tym słodzeniu herbaty.
Sayuri zarumieniła się.
— Choć nie mam pewności, to wydaje mi się, że Gaara raczej nie darzył specjalnym afektem innej kobiety.
— Rozumiem. — Nieco uspokoiła się, gdy usłyszała to z ust Kankuro. Spojrzała na niego, patrzył na nią z niedowierzaniem.
— Naprawdę jesteś o niego zazdrosna — zdumiał się. — Nie masz raczej specjalnie dużo rywalek… Matsuri. Gaara przestał być jej mistrzem, jakieś pół roku temu. To jest beznadziejny przypadek. Jestem przekonany, że nawet jeśli wzięlibyście ślub, mieli gromadkę dzieci, ona i tak czekałaby na twój błąd. Jeżeli zmarłabyś przed Gaarą, a ona jeszcze by żyła, jestem pewien, że tego samego dnia zaproponowałaby mu ponowny ożenek. Ale… ona po prostu myśli, że Gaara raczej… nie ma szczególnego zainteresowania niektórymi sprawami. — Puścił do niej oczko. — W ogóle to jest tak urocze, że on sam chyba nie zauważył, jak oszalała na jego punkcie. Mamy długoterminowy zakład z Temari. Ona uważa, że nigdy tego nie dostrzeże, ja zakładam, że Matsuri się przełamie i wyzna kiedyś Gaarze uczucia. I jest jeszcze Ruri. — Spojrzał na nią z wahaniem. — Ale nie będę zdradzał wszystkich obciążających go rzeczy. Jak się odważysz i porozmawiasz z nim o swoich odczuciach, przyjdź do mnie, to ci opowiem. Albo oboje przyjdźcie, bo to w sumie zabawna historia. — Przeciągnął się nieco i spojrzał na zegarek. — Dobrze, to niech powstaną jakieś ustalenia, bo widzę, że wystarczy jedno słowo o moim młodszym braciszku, a twoje ciało daje tak wyraźne sygnały.
Rzuciła w niego złożoną chusteczką, ale śmiała się przy tym.
— Codziennie, jak Gaara będzie wracał… czyli za jakieś pół godziny… będę chodził na treningi, żebyście mieli czas… przywitać się, jak trzeba. Ale wieczorem liczę na kolację i ciasto. — Zachowywał się, jakby zaproponował układ życia. — Liczę też, że jeszcze przez ten miesiąc, jak mojej kochanej siostrzyczki nie ma, mogę do woli korzystać z sypialni i nie będziesz znowu grała roli samca alfa — powiedział nieoczekiwanie, przypominając sobie jej komentarze przy Yumi.
— Tego nie mogę obiecać. — Zaśmiała się, a widząc, że Kankuro wstawał, nie wytrzymała. — Mam jeszcze jedno pytanie.
— Tak?
— Dlaczego… dlaczego wasz ojciec tak nie znosił Gaary? — Nie wiedziała, jak łagodniej zadać to pytanie.
— Wiesz, wydawało mi się, że po prostu był bardzo rozżalony, że nasza matka zmarła podczas jego porodu… — Zawahał się. — Widzisz jakiś niepasujący element?
Sayuri zastanowiła się.
— Sam uczynił Gaarę jinchuurikim.
Kankuro skinął głową. Wyglądał, jakby bardzo głęboko zastanawiał się, czy nie powiedzieć czegoś więcej i chyba się przełamał.
— Nasza matka… z tego, co słyszałem, bo jej nie pamiętam… była bardzo miłą, ciepłą i pełną miłości kobietą. — Spojrzał na Sayuri z zastanowieniem. — Zdradzę ci teraz tajemnicę rodzinną, o której wiem tylko ja.
— Nie musisz…
— Już i tak bardziej rozwiązałem język, niż zamierzałem — zaśmiał się. — Ale tego nie chciałem mówić ani Temari, ani Gaarze, bo nie mam pewności. Kilka miesięcy temu spotkałem pewną uroczą pielęgniarkę. — Uśmiechnął się do wspomnień, rozpamiętując najwyraźniej te wspaniałe chwile.
Sayuri chrząknęła znacząco.
— Już… Okazało się, że jest położną i miała praktyki z taką starszą kobietą, która pod koniec pracy była już tak stara, że mieszali jej się pacjenci i była trochę oderwana od rzeczywistości. Ona też odbierała poród każdego z nas. Według tej mojej bogini… sprawdzano każdego z nas. — Wzdrygnął się, a Sayuri nie zrozumiała. — Każde z nas było sprawdzane na kompatybilność z Shukaku.
Sayuri zamarła.
— Ale zarówno Temari, jak i ja odrzucaliśmy jego chakrę, to Gaara miał ciało, które było w stanie wytrzymać jego moc. I tak… to chyba wtedy całkiem przestałem się go bać, bo zrozumiałem, że to przypadek, czysta biologia, a być może to ja byłbym jinchuuriki. — Westchnął ciężko i nie miał zbyt wesołego wyrazu twarzy. — Teraz w swojej głowie wiem, że się go nie boję – ani jego umiejętności, ani tego że ma Shukaku wewnątrz siebie. Jedynie reakcje ciała często nadal mnie zaskakują, że pomimo tylu lat, nadal stresuje się na wzmiankę o demonie… Wracając do wątku o moim ojcu i matce. Ponoć… według tamtej starej kobiety… moja matka była przeciwna, by którekolwiek z jej dzieci miało być jinchuuriki. Nie chciała dać nas skrzywdzić. Ale ojciec był Kazekage i taka była jego wola. Kiedy ostatecznie Gaara zaakceptował, jeszcze w łonie matki, Shukaku, doszło do szybszego porodu. Karura… tak miała nasza matka na imię… nie mogła wytrzymać tego przeciążenia. Ponoć cały czas przeklinała ojca i zmarła chwilę po narodzinach Gaary, tuląc go do siebie.
Sayuri zaczęły wypływać łzy, gdy to usłyszała. Mogła przekazać Gaarze chyba dobrą informację.
— Nie przejmuj się aż tak — powiedział Kankuro wesoło. — Ale jeżeli to prawda… a nie mam takiej pewności… to wydaje mi się, że ojciec zawsze żałował, że ostatecznie stworzył jinchuuriki. A całą złość i gniew na samego siebie wyładowywał na Gaarze, który był pamiątką po jego złej decyzji. Rozumiesz chyba, że nie mogę o tym mówić z taką pewnością.
— Rozumiem — przyznała, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Na pewno opowie o tym Gaarze, może wtedy chociażby część jego demonów zniknie.
— To dam ci trochę czasu na ochłonięcie. — Podszedł do niej i potargał ją po włosach. — Traktuj mojego braciszka tak dobrze, jak teraz, to może kiedyś poopowiadam ci więcej historii — zaśmiał się, widząc jej zdziwiony wzrok. — Ale Sayuri… ja naprawdę nie żartowałem z tą rolą samca alfa. To nie pasuje do ciebie. — Puścił jej oczko i wyszedł.
Sayuri siedziała przy stole i miała mętlik w głowie. Jak miałaby zareagować na te wszystkie informacje? Przynajmniej potwierdziły się jej dwa przypuszczenia. Po pierwsze, Gaara na pewno był uroczym dzieckiem, które nie miało odpowiednich opiekunów i przez ich okrucieństwo stał się tym, kim był przez wiele lat. Ale po drugie i najważniejsze. Matka naprawdę go kochała. Miała nadzieję, że Gaara uwierzy jej.
Spojrzała na pozostałości po obiedzie, który zjedli z Kankuro jeszcze przed tą całą rozmową. Szybko pozbyła się resztek, a te nadające się do jedzenia kawałki, włożyła Gaarze do podgrzewających się blach, żeby miał ciepłe i świeże, jak wróci.
Ze zdziwieniem poczuła, jak Gaara poruszał się i wracał nawet wcześniej, niż zazwyczaj z gabinetu. Kiedy wkroczył do kuchni, wyglądał na wytrąconego z równowagi. Czyżby coś poważnego stało się w związku z ruchem oporu? Szybko wyszukała chakrę Kankuro. Był stosunkowo blisko, a jeśli będzie potrzeba, ruszy za nim natychmiast.
Spojrzała na Gaarę, który stał w progu kuchni i patrzył na nią. Powoli podszedł do niej i bez trudu uniósł na wysokość swoich ust. Jego pocałunek jak zawsze był delikatny, pełen uczucia, ale też zachłanny. Sayuri poczuła, jak jej ciało staje się gotowe, ale opanowała ten odruch. Chciała przecież z nim porozmawiać. On chyba również nie miał zamiaru zedrzeć z niej ubrania. Usiadł na krześle, na którym wcześniej siedziała i posadził ją sobie na kolanach. Przytulił ją i wolnym ruchem zataczał kręgi na jej plecach. To już było podejrzane. Najwidoczniej też chciał z nią porozmawiać, a czując gorączkę w jej ciele postanowił uspokoić ją. Przytuliła go z mocą.
— Muszę ci wiele opowiedzieć — powiedziała w końcu i pocałowała w czoło. Odkąd wyznał jej, jak zdobył tę bliznę, nie obawiała się już jej dotykać. Wcześniej powstrzymywała się, bo domyśliła się, że zdobył ją w jakiś wyjątkowo bolesny sposób. Cóż… ból psychiczny nadal był bólem.
— Najpierw ja — oznajmił. — Muszę cię przeprosić.
— Za co?
— Gdyby… gdyby nie rozmowa z Kankuro, jaką odbyłaś chwilę temu — zamarła w jego ramionach — nadal zapewne szpiegowałbym każdy twój ruch z ukrycia. Ale teraz obiecuję poprawę i nie będę tego robił. Przepraszam. — Pocałował ją w skronie i zajrzał w oczy, by zobaczyć jak bardzo była zła.
Czy była zła? Niezupełnie. Może trochę.
— Nie nadużywaj już więcej mojej wyrozumiałości, bo w końcu ją wyczerpiesz — zażartowała, ale wiedziała, że to o czymś innym muszą porozmawiać. — Co o tym myślisz? Mam na myśli ten fragment o mamie. — Przytuliła go do siebie mocniej. — Musiała cię bardzo kochać.
— Najwidoczniej miałaś rację. Gdyby nie ty, zapewne Kankuro nigdy nie powiedziałby tego wszystkiego, co dzisiaj usłyszałem. — Pocałował ją czule. — Nie mogę uwierzyć, że taka jedna, mała kobietka mogła tak namieszać w moim życiu.
— Nie jesteś całkiem bez winy. Bez ciebie, zapewne nadal byłabym nieco ograniczona.
— Tylko jedna rzecz mi się nie zgadza.
Spojrzała na niego w oczekiwaniu. Czyżby nadal nie mógł uwierzyć, że jego matka nie nienawidziła go?
— Dlaczego jesteś o mnie zazdrosna?
Zarumieniła się. Cholera… że też Kankuro i to z niej wydusił
— Dałem ci jakikolwiek sygnał, że powinnaś być?
Potrząsnęła głową, niezdolna do mówienia. Gaara zaśmiał się cicho.
— To nie trzymaj mnie w niepewności i powiedz coś. — Jego dłoń zaczęła krążyć po jej ciele. Na razie delikatnie, jak zazwyczaj, ale Sayuri zrozumiała tę groźbę i poczuła, nawet przez materiał sukienki, te elektryzujące dreszcze.
— Jesteś zbyt doskonały, żeby nie być zazdrosną — powiedziała cicho. — Nawet jeżeli ktoś nie znałby cię, nie wyobrażam sobie, że jakakolwiek kobieta mogłaby się oprzeć tobie. Jesteś bardzo atrakcyjny.
Nie wytrzymał i śmiał się z jej naiwnych słów.
— Mówisz co najwyżej o popędzie, ja się pytam o prawdziwą zazdrość. — Patrzyła na niego, nie rozumiejąc.
— Wydaje mi się… Jestem całkiem pewna, że zazdrość może dotyczyć różnych obszarów. Masz… a właściwie ja mam szczęście, że rzadko stąd wychodzisz, bo chyba zrobiłabym się cała zielona z zazdrości. — Zastanowiła się, jak przekazać mu swoje myśli. — Jesteś moim pierwszym.
Gaara uśmiechnął się z satysfakcją.
— Nie możesz tego samego powiedzieć o sobie… Wytłumaczyłeś mi kiedyś, czym to się różniło, ale… — Nie wiedziała, jak ubrać swoich myśli w słowa. — Co jeżeli jednak znalazłaby się, jakaś kobieta, która też… którą po prostu pociągałbyś ty, a nie funkcja, którą pełnisz… fascynacja Shukaku… cokolwiek innego? Co wtedy?
Patrzył na nią z niedowierzaniem.
— Jesteś tak niepewna moich reakcji?
— Nie chodzi o pewność, a możliwość i… — Zaśmiała się. — Jestem chyba bardzo zaborcza, bo nie mogę znieść myśli, że ktoś inny był tak blisko ciebie. — Coś w jej mózgu przeskoczyło na właściwe miejsce. — O co chodzi z tą Ruri? — Zdziwiła się, jak chłodny był jej ton, gdy wymieniła to imię.
Gaara parsknął śmiechem, widząc, że Sayuri była naprawdę zazdrosna. Myślał, że może to była poza przed Kankuro, ale ona naprawdę… Była chyba równie terytorialna w stosunku do niego, co on do niej. No to się dobrali.
— Była jedną z tych… kobiet, o których ci mówiłem. — Doskonale wiedział, że był pod jej czujnym okiem. — Nie wiem tak do końca o co chodzi Kankuro… Chętnie się dowiem, ale z mojej perspektywy jedyną rzeczą w niej niezwykłą było to, że chciała powtórki w przeciwieństwie do wszystkich innych.
— Czy wszystkie kobiety w Sunie oszalały, że nie chciały więcej? — Nie zarejestrowała nawet faktu, że powiedziała to na głos.
— Też byś nie chciała.
Drgnęła, zrozumiawszy, że znowu jej myśli uciekają na zewnątrz, gdy była przy nim. Zdziwiła się na jego słowa. Posłała mu zdumione spojrzenie, a Gaara zaśmiał się cicho.
— Nie wiem… kiedy któraś przychodziła do mnie i oznajmiała, że chce sprawdzić, jak to jest z potworem… Nie czułem, że powinienem zajmować się nią. Byłem tak bardzo egoistyczny w tych zbliżeniach, bo one nie oczekiwały seksu, tylko rżnięcia. Czynności, nie wrażeń. Nigdy w życiu bym cię tak nie potraktował. — Pogłaskał z czułością jej policzek, a Sayuri chyba w końcu… tak ostatecznie zrozumiała jego słowa.
— Nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się to z bardzo dobrze mi znanym lalkarzem. — Posłał jej rozbawione spojrzenie. — Pamiętałeś o tym, o czym mówił Kankuro?
Gaara nieco przygasł.
— Nie. — Widziała zawód w jego oczach. — Nie pamiętam, żeby się ze mną bawili, spędzali czas. Nie wiedziałem też, że Kankuro miał do mnie tak silne uczucia, jak byliśmy dziećmi. Nic z tego nie pamiętam, ale przynajmniej lepiej rozumiem. — Westchnął ciężko. — Patrząc z ich perspektywy, chyba też bym się znienawidził.
— Do dzisiaj nie zdawałam sobie sprawy, że mogę kogoś znienawidzić.
Gaara spojrzał na nią w oczekiwaniu.
— Po tym co mi ostatnio powiedziałeś… Byłam wściekła na twojego ojca. Ale teraz… To wygląda, jak jakaś intryga psychopaty. Zabrał ci rodzeństwo, zabrał ci wujka, obdarł z uczuć do matki, zniszczył szansę na normalne życie. Choćby Rada naprawdę chciała cię przetestować czy wytrzymasz potęgę Shukaku… Jakim rodzicem on był?
— Nieszczególnie ciepło go wspominam. — Dla niego to była już przeszłość. Dzięki Sayuri leżącej w jego ramionach, miał szansę z dystansem spojrzeć na wszystko. Do niedawna nienawidził ojca, ale teraz było to jedynie lekkie ukłucie złości i obojętność. Nie żył, nie wróci już, by go dalej dręczyć. Nie chciał tracić energii ani zatapiać się w złości. Wtedy on by wygrał, bo nadal, zza grobu mógłby go prześladować. — Nie dręcz się. — Chciał podzielić się z nią swoimi spostrzeżeniami. — Jeżeli nadal będzie miał możliwość oddziaływania na moje życie zza grobu, wygra.
— Masz rację.
Patrzyła na niego, jakby chciała coś dodać, ale zamiast tego pocałowała go. Gaara odwzajemnił ten pocałunek, ale chciał dostać się do kolejnej jej myśli, którą próbowała ukryć.
— Nie rób tego. — Położyła mu głowę na piersi i miała bardzo poważny ton. — Ja chcę sama…
Zrozumiał, że nie miał naciskać. Cóż… jeżeli potrzeba jej czasu, da jej go, ile tylko zechce. Powolnym ruchem kreślił okręgi na jej plecach.
— Gaara… — W końcu spojrzała na niego. — Myślę… myślę, że to nie jest możliwe. — Zawahała się. — Nie spodziewałam się, że to tak łatwe. Tamte przemyślenia, o których ci opowiadałam… To naprawdę, jakbyś był dla mnie. Cały czas… od… pamiętasz, jak Kankuro wyruszył na misję?
Skinął głową, przypominając sobie tamten wieczór.
— Wtedy chyba po raz pierwszy o tym pomyślałam, ale to było dla mnie tak absurdalne… Jak można pokochać kogoś tak szybko? — Zarumieniła się i opuściła wzrok.
Gaara zamarł, zrozumiawszy, że to deklaracja, która miotała się w jej głowie od dłuższego czasu.
— Nie jestem… może masz inne wrażenie… zbyt wylewną osobą. — Zaśmiała się. — Jak będziesz kiedyś miał okazję, to spytaj Naruto, jak czasem żebrał, żebym cokolwiek powiedziała. Nie mam też najlepszych przykładów, jak takie uczucie powinno wyglądać. Ale to było tak… silne, intensywne, jakbym dosłownie rozgrzewała się od środka.
Uśmiechnął się, kiedy dopasował jej odczucia do własnych reakcji.
— To nie tak, że jestem niezdolna do rozumienia własnych uczuć, ale to było tak absurdalne… Jak można pokochać kogoś w zaledwie dwa tygodnie? Nie… zauroczenie. Nie zakochanie. Wydaje mi się, że o tym wspomniałabym wcześniej, bo to bardziej impulsy niż coś stałego. Ale kiedy powiedziałam ci o tym poczuciu odrealnienia… Tak się właśnie czułam, bo nie byłam w stanie zaakceptować tego, że cię kocham. Kiedy myślę, że jesteś smutny, mam wrażenie, że i ja cierpię. Kiedy po raz drugi kochałeś się ze mną, jedną z moich myśli było to, że jesteś poszukiwanym przeze mnie elementem mojego własnego organizmu. Czułam się pełna. Nie jestem w stanie uwierzyć w to, bo to nierealne, ale nie mogę już dłużej… To po prostu od dłuższego czasu było dla mnie męczące, że nie mogłam ci tego powiedzieć. — Wtuliła się w niego, nie oczekując niczego w zamian. Może… może chociaż nie wyśmieje jej. Gdyby wymsknęłoby się jej to wyznanie przypadkiem, nie miałaby nawet szans wytłumaczyć swoich obaw, co do absurdalności tego.
— Dlaczego uważasz, że to absurdalne pokochać kogoś tak szybko? — Ta jedna rzecz nie dawała Gaarze spokoju.
— Bo to chore. Znam cię niecałe cztery miesiące. Tak szybko można się zakochać, zauroczyć. Kochanie to coś… nie wiem… Mam wrażenie, że to jak deklaracja. Jest stałe, jakbym już podjęła decyzję na całe życie. Jak można zdecydować się tak szybko? Ale potem myślę o tym, że braknie cię chociaż na jeden dzień. Nie mogę tego znieść…
— Wiesz… ja nie jestem tak dobry w rozpoznawaniu swoich emocji. — Zawahał się. — Kiedy widziałem, jak jesteś tak zniszczona przez coś… myślałem, że oszaleję, kiedy nie rozumiałem, co ci jest. Jeżeli ty myślisz o szaleństwie, to wydaje mi się, że jestem naprawdę obłąkany, bo te reakcje… Uczucie wewnętrznego ciepła. Chęć chronienia cię za wszelką cenę… To było tej nocy, kiedy drugi raz spałaś przy mnie. Nie rozumiem tak do końca, czym jest miłość, ale wydaje mi się, że to wtedy ją poczułem. Kiedy myślę, jak jesteś bezbronna, szaleję z niepokoju. A kiedy patrzysz na mnie… nie wiem nawet jak to opisać.
Odważyła się na niego spojrzeć.
— Nie uważasz, że jestem wariatką?
— Najwidoczniej i ja jestem wariatem. — Uśmiechnął się wesoło i pocałował ją w usta.
— Dasz mi jeszcze chwilę? — Wtuliła się w niego. — Muszę to sobie poukładać…
Przez długi czas zakreślał okręgi na jej plecach. Wsłuchiwał się w jej oddech i w myślach odtwarzał słowa, które wypowiedziała. Znowu czuł to uczucie rozgrzania, jakby płonął, ale nie jak podczas zbliżenia. Ta gorączka była znacznie subtelniejsza, ale i głębsza. Czyżby to w taki sposób odczuwało się miłość? To nawet zgadzało się ze słowami Yashamaru. Nagle mógł myśleć o swojej przeszłości, o osobach które go zniszczyły i nie bolało go to już. Może lekkie ukłucia, ale gdzie im do tego bólu, który do niedawna nim targał. Sayuri… a jednak miłość to coś całkiem materialnego, bo oto leżała w jego ramionach.
— Jeżeli tak wygląda wasza gra wstępna, to jestem zawiedziony.
Gaara i Sayuri odwrócili się, jak na zawołanie i dostrzegli stojącego w progu kuchni Kankuro. Tak brutalne oderwanie od ich niemal metafizycznego porywu… Sayuri po chwili miała wrażenie, że wypluje sobie płuca ze śmiechu, Gaara wcale nie wyglądał lepiej. Tak poważne, delikatne i nieporadne deklaracje uczuć, a tu wpada Kankuro z tymi swoimi uwagami.
— J-jeszcze nie ma wieczoru — wyjąkała Sayuri.
— Sądziłem, że Gaara przyjdzie za jakiś czas. — Obszedł ich małą strefę komfortu i dostał się do blatu. — Zapomniałem zwojów. — Podrzucił swoją zdobycz i wyszczerzył się. — Przyznam, że obawiam się nieco, że tu byłeś. — Patrzył na brata z wesołymi ognikami w oczach. — Karasu i Kuroari pewnie drżą… moje biedactwa.
— O co ci chodziło z tą Ruri? — Gaara jak najszybciej chciał rozwiązać tę zagadkę.
— Jak sobie życzysz. — Kankuro usiadł na krześle i patrzył na nich z rozbawieniem.
Sayuri zdała sobie sprawę, że nadal leżała w ramionach Gaary, a jej sukienka podwinęła się niemal do pośladków. Szybko poprawiła to niedopatrzenie.
— Kiedy już raz… przestaję znajdować poetyckich zwrotów, a ty przyzwyczajaj się do tego — zwrócił się do Sayuri. — Po pierwszym waszym zbliżeniu latała po całej Sunie szukając cię… Ile to było? Trzy lata temu?
Gaara skinął głową.
— Ale nie była sama.
— Założyła fanklub?
— Zrób coś z tą jej zazdrością, bo się przegrzeje. — Kankuro zwrócił się do brata rozbawionym tonem. — Nie wiem, czy nie pogłębię jeszcze bardziej twojej paranoi, ale… Latała z Masaru. To taki urzędnik do spraw…
— Małżeństw — wyjąkał Gaara.
— Ano do małżeństw. Kupiła obrączki, miała nawet klepsydrę… to taki symbol jedności w Sunie — dodał, widząc zdziwiony wzrok Sayuri. — I mnie dopadła. Okazało się, że była w sztok pijana, jak się z tobą przespała i myślała, że to ze mną.
— Żartujesz. Nie jesteśmy nawet podobni. — Gaara zmierzył brata wzrokiem. — Nawet postury nie mamy podobnej.
Kankuro wzruszył ramionami.
— Spytała, czy jestem tym samym demonem seksu, co wczoraj — ciągnął lalkarz. — Bełkotała coś, że niepotrzebnie spłukałem farbę do włosów, bo bardziej podobały jej się czerwone i na znak tego, już zawsze miała chodzić w czerwieni.
Teraz nawet Sayuri parsknęła śmiechem.
— Wtedy skojarzyłem, że to raczej nie ze mną spędziła tę noc. Masaru chyba też, bo w tym momencie zniknął. Zostałem sam z kobietą, z którą się przespałeś, która myślała, że to ze mną i która w dodatku chciała wyjść za mnie. Zareagowałem. Mówiłem coś, że to nie ze mną, że przecież pamiętałbym. Ona znowu swoje, że wczoraj… — Zawahał się. — Daruję sobie opis tego, co mówiła. W końcu wrzasnąłem na nią, że jak chce kogoś niepoczytalnego, to ma szukać mojego brata. — Spojrzał na Gaarę z rozbawieniem. — Zanim będę kontynuował… Przyszła?
— Tak, ale nie rozumiałem co do mnie mówiła. — Zastanowił się. — Teraz ma to trochę sensu. Pytała, czy załatwię ci farbę do włosów. Przyznasz, że nie miało to sensu z mojej perspektywy.
— Nie miało — przyznał Kankuro, powstrzymując śmiech. — Więc… po tym moim rozkazie dla niej, wpadłem. Poznałem wtedy kobietę, która była równie neurotyczna, co Temari i okazało się, że jest jej bliską znajomą. Mayumi.
Sayuri wybuchła śmiechem, Gaara jeszcze nie rozumiał.
— Zaraz chciała usłyszeć, dlaczego Ruri płacze, a ja się na nią drę. Jak usłyszała jej wersję… Sądzę, że Temari niektóre określenia na mój temat podłapała u niej… Oznajmiła, że mam się natychmiast zgodzić na ten ślub. — Zaśmiał się w głos. — Szybko zakończyłem tę farsę. Rozbiłem klepsydrę, obrączki rzuciłem gdzieś daleko, mając nadzieję, że się zatopią w piasku i w dość żołnierskich słowach oświadczyłem, że nie jestem gotów do ożenku. Dodałem też, że jeżeli chociażby jeden strzępek informacji dotrze do Temari zapomnę, że są kobietami i… poszedłem. To był chyba pierwszy raz, jak upiłem się do nieprzytomności.
— Musiałeś być przekonujący, bo Temari nic nie wie. — Sayuri była niezwykle rozbawiona tą opowieścią.
— Daj spokój… — Kankuro wyglądał, jakby miał ambiwalentne uczucia do tej historii. — I dlatego tak bardzo chciała się wtedy spotkać z tobą sam na sam… Widzicie… ona do dzisiaj mnie nachodzi. Mam osobistą stalkerkę. Mam wrażenie, że namówiłaby cię do jakiegoś spisku na moją pozycję kawalera.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, a Gaara zbierał się na odwagę. Kankuro chyba to dostrzegł, bo patrzył na niego z ciekawością.
— Sayuri mówiła, że bawiliśmy się, jak byłem bardzo młody — powiedział w końcu z oporami.
— Już zdążyła wszystko powiedzieć? — Kankuro rozbawiony pokręcił głową z niedowierzaniem. — Kobiety to jednak intrygujące istoty. — Posłał jej wesoły uśmiech, Sayuri odwzajemniła go. — Ale… tak, bawiliśmy się.
— Gdzie? Jak? — Gaara miał nadzieję, że jak wysłucha większej liczby szczegółów, to coś mu zaświta.
— Na tym placu, co od lat jest zamknięty.
Gaara zastanowił się. To był teren należący bezpośrednio do Kazekage i nie pamiętał, żeby tam był kiedykolwiek.
— Jak? No nie wiem jak, chyba normalnie. Znaczy… to, że tworzyłeś swoim piaskiem… — Parsknął śmiechem. — To nie były doskonałe formy. Nie wiedziałeś, jak wygląda krowa, my próbowaliśmy ci opowiedzieć. Te twoje figurki przypominały mi próby rysunku dziecka. Mieliśmy z Temari niezły ubaw. — Kankuro wyglądał, jakby zaświtał mu w głowie szatański plan. — Nie mamy zwykłej rodziny, rodzice nie żyją, więc przejmę teraz jedną z ich ról.
— Co masz na myśli? — Gaara nie wyglądał na zachwyconego przebiegłą miną Kankuro.
— Słyszałem, że w normalnych rodzinach, jak któreś z dzieci przyprowadza swój obiekt westchnień, rodzice opowiadają jakieś historie, żeby zawstydzić potomka. Większość historii, które miałbym do opowiedzenia raczej przeraża, ale jest jedna, którą pamiętam bardzo dokładnie i chyba wpasuje się w ten kanon. — Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. — Szykuj się na słodycz w twoim wykonaniu.
Gaara miał bardzo niewyraźną minę, co on w ogóle miał na myśli?
— Bawiliśmy się w ganianego, byłeś mniejszy i czasem dawaliśmy ci się złapać. Czasem Temari udawała, że nie może cię dogonić, takie… zwykłe rzeczy.
Gaara uśmiechnął się, próbując to sobie wyobrazić, a Sayuri miała całkiem rozanielony wyraz twarzy.
— Ale kiedy próbowaliśmy nauczyć cię zabawy w chowanego… Nie mieliśmy serca tłumaczyć, że jesteś beznadziejny.
— Co robiłem? — Gaara powoli zaczął odczuwać zażenowanie, ale i radość. Właśnie miał dowód na to, że nie był okrutnym demonem od zawsze.
— Daliśmy jasne instrukcję, że ja liczę, a ty i Temari się chowacie tak, żebym was nie znalazł. — Uśmiechnął się. — Skończyłem liczyć i myślałem, że padnę ze śmiechu… Ukucnąłeś, chyba zamknąłeś oczy, zasłoniłeś twarz rękami i wydawało ci się, że cię nie widzę…
— Ojej…
Sayuri patrzyła na Gaarę zauroczona. Ten nadal był zażenowany, ale nie chciał, by Kankuro przerywał.
— Temari też wyszła ze swojej kryjówki i razem bezgłośnie śmialiśmy się. Kiedy przechodziliśmy obok ciebie i słyszałeś nasze kroki, chichotałeś cicho chyba zachwycony ze swojej przebiegłości… To tyle.
— Nie. — Sayuri patrzyła na niego ze złośliwym uśmiechem. — Widać, że jest dalszy ciąg tej historii.
— Dalszy ciąg, mógłby też mnie zawstydzić, więc nie ma szans. — Ale widząc, jakie oboje mają spojrzenia, poddał się. — No… Temari w końcu podeszła najbliżej i spytała: Gdzie jest Gaaaaraaa? Chichotałeś jeszcze głośniej, a Temari zabrała ci ręce z twarzy Tu jest! I zaczęła cię łaskotać… Miałeś łaskotki, jeśli to dla ciebie szczególnie ważna informacja… Patrzyłem na to zniesmaczony. Ja… — wypiął pierś i przybrał niezwykle poważną minę — byłem już dorosły nie były mi potrzebne szaleństwa starszej siostry. Ale Temari rzuciła się potem na mnie, a ty śmiałeś się i zachęcałeś ja, żeby mnie też dręczyła. Mówiłeś wtedy na mnie… miałeś może z trzy latka… Kanklo… Więc krzyczałeś coś takiego Telaz Kanklo!
— O matko… jakie to urocze — westchnęła Sayuri
— Naprawdę tak to wyglądało? — Gaara wyglądał na zszokowanego. Usłyszał właśnie o fragmencie własnego życia, którego nie pamiętał. Zrozumiał, że przez kilka najmłodszych lat miał tak silną więź z rodzeństwem. Oni o tym pamiętali i mieli takie wspomnienia, a on… cóż, nawet ten skrawek, urywek dawał mu nieco wyobrażeń, jak blisko musieli wtedy być ze sobą.
— Nie. Wymyślam, żebyś znał moją ulubioną ksywkę. A tak serio… no tak, tak właśnie wyglądały te pierwsze lata. — Wstał z krzesła. — To ja pójdę w końcu na ten trening. — Uśmiechnął się do nich wesoło, w progu kuchni stanął i spojrzał z przebiegłym uśmiechem na Sayuri. — Jak będziesz miała urodziny, kupię ci bieliznę. — Zniknął zanim zdążyli zareagować.
— Chciałbym to wszystko sobie przypomnieć — wyznał Gaara, ignorując ostatnią uwagę Kankuro.
Sayuri przytuliła go i z uśmiechem wyobrażała sobie czerwonowłosego malca, krzyczącego ze śmiechem Telaz Kanklo!


*********************

Możliwe, że nie wszyscy pamiętają o Ruri i Mayumi. Ruri została wspomniana w trzynastym rozdziale. Mayumi to ta, z którą Temari się upiła w szóstym rozdziale. Przyznam, że nie mam pojęcia czy chcecie, żebym zwracała Wam uwagę na takie szczegóły. Zapewne, gdyby ktoś czytał to ff jednym ciągiem, zauważenie tego nie byłoby problemem, ale minęło już trochę czasu i to mało prawdopodobne, że ktoś pamięta tak drobne wzmianki.

Zwróciłam na to uwagę, bo w tym rozdziale ma się wrażenie, że obie już kiedyś się pojawiły... Kurcze, gubię się trochę w zeznaniach ;). Dajcie znać czy mam dawać takie adnotacje, czy raczej odpuścić sobie.

Miłego weekendu!

2 komentarze:

  1. Mi to nie przeszkadza, jeśli będziesz dawała takie informacje pod koniec rozdziału. O Mayumi pamiętałam, ale do Ruri wróciłam sobie i przypomniałam. Historia Gaary z ust Kankuro była cudna <3 "Telaz Kanklo". W ogóle jest tyle rzeczy do napisania, a już nie pamiętam :( O, wyznanie uczuć było świetne. Dobrała się dwójka wariatów x) Chyba muszę zacząć pisać komentarze z komputera xD

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
  2. To było taaaakie urocze! Uwielbiam relację między Sayuri a Gaarą za to, że jest taka naturalna i przesiąknięta uczuciem. Serce się raduję. I ogromnie polubiłam Kankuro. Szczególnie za jego poczucie humoru, które wyróżnia się na tle innych postaci. Jest z niego w porządku starszy barat. Skwarek informacji z przeszłości wniósł sporo do relacji braci.

    Jeśli chodzi o informację, to przypomniaj dowoli. Nie tylko mi nie przeszkadza, ale czasami czytelnikowi pomaga. Czytamy tyle blogów, że czasami jakieś informację sprzed paru rozdziałów gdzieś nam umykają.

    Pozdrawiam i lecę dalej~

    OdpowiedzUsuń