sobota, 23 marca 2019

Tylko przyjaciel – Rozdział 3

Sayuri obudziły jasne promienie pustynnego, ostrego słońca. Ze zniechęceniem otworzyła oczy i skrzywiła się nieznacznie. Nie znosiła wstawać z tego niezwykle wygodnego łóżka. Chociaż w sumie... było nieco zbyt małe, ale nie miała serca go wyrzucać. Tyle lat wiernie jej służyło. Zaśmiała się, zdając sobie sprawę, że zabrzmiało to co najmniej dziecinnie. Z ciężkim westchnieniem wstała i zabrała się za poranną toaletę.
Kiedy była gotowa stawić czoła kolejnemu dniu, ruszyła w stronę kuchni, by przygotować sobie śniadanie. Mijała korytarz i jej wzrok przykuły drzwi wejściowe. Zawsze rankami jej umysł budził się nieco później niż ciało i nie rozumiała co dziwnego mogło być w tych drzwiach. Już, już chciała wejść do kuchni, ale nagle jej mózg zaskoczył i przez jej ciało przebiegł niezbyt przyjemny dreszcz. On tutaj był. Zamarła. On tutaj był. Przerażający potwór był tutaj i... pomógł jej? Dziwne to połączenie. Pomagający potwór?
Wzięła kilka głębszych wdechów. Czy to prawda? A może to tylko niezbyt normalny sen, ale... nie. Czegoś tak dziwnego nawet jej umysł nie potrafiłby stworzyć. Bogowie! Momentami zdecydowanie zbyt swobodnie się przy nim zachowywała. Dlaczego?! Czyżby jednak oszalała? Ale... zatopiła się we wspomnieniach. Gaara wcale nie zachowywał się groźnie, wręcz przeciwnie... można chyba uznać, że był przyjaźnie nastawiony. A nawet więcej. Przypomniała sobie, jak omal nie wybuchła śmiechem, kiedy pomyślała, że był nieśmiały. Rozszerzyła oczy ze zdumienia. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Naprawdę momentami wyglądał na nieśmiałego i jakby... zagubionego?
O nie, Sayuri, dość tego. Czyżby zapomniała kim on jest? Ale... chociaż broniła się przed tym, kolejne myśli pojawiły się w jej umyśle. A może on jednak nie był... No właśnie, czym? Potworem? Doskonale wiedziała o Shukaku. Chyba nie istniał w Sunie człowiek, który by o tym nie wiedział, ale... Wstrzymała oddech kiedy dotarło to do niej. Jakby to było największe odkrycie na świecie, nie śmiała się bodaj poruszyć, aby nie zakłócić procesu myślowego. Przecież, co oczywiste, to są... jakby dwa oddzielne byty, prawda? Shukaku i Gaara. Tylko... tylko tak trudno po tylu latach nienawiści i strachu inaczej na to spojrzeć.
Serce jej łomotało jakby przebiegła wiele kilometrów. Chyba nigdy w ten sposób na to nie spojrzała i wątpiła, by ktokolwiek to zrobił. Potwór... Potwór to złe określenie... on... on po prostu miał w sobie demona, potwora, mściwego ducha. Gaara sam nim nie był. Ale... w takim razie dlaczego przez tyle lat zachowywał się w ten sposób? Dlaczego mordował, krzywdził i niszczył innych ludzi? Bo tego też była świadoma. Chociaż główkowała nad tym jeszcze podczas śniadania i później, kiedy machinalnie sprzątała w domu, nie doszła do żadnych wniosków. Dlaczego tak się zachowywał? Dlaczego tak postępował? Tym razem nie miało miejsca żadne cudowne olśnienie, objawienie. Miała jedynie niejasne przeczucie, które schowała na dnie duszy, bo ciężko jej było o tym myśleć. Mianowicie może to ludzie, przez swoją nienawiść i strach, zmusili go do tego, ale... Sayuri była jedynie człowiekiem i nie chciała dopuścić do siebie myśli, że mogła być czemuś winna. Bo wtedy oznaczałoby to, że najgorszymi potworami są sami ludzie. A do tej myśli dziewczyna z pewnością jeszcze nie dojrzała.
Przez cały dzień Gaara nie mógł wyjść z jej głowy. Zastanawiała się nawet, czy nie podzielić się z kimś swoimi przemyśleniami, ale natychmiast odrzuciła ten pomysł. Jej znajomi z pewnością stwierdzą, że (zresztą może słusznie?) zwariowała. Poza tym... przecież to był nic nie znaczący moment w jej życiu.
Ale z chwilą, kiedy uświadomiła sobie jeszcze jedną rzecz, okazało się niemal niemożliwe, by zapomniała o ich spotkaniu. Kiedy dotarło do niej, dlaczego wydawał jej się być zagubionym, fala współczucia przebiegła przez jej umysł. Nie zwróciła wcześniej na to uwagi, bo nie chciała, a może nie mogła w to uwierzyć. Ale teraz w końcu dopuściła do siebie tę myśl. On miał... głęboką samotność wypisaną w oczach.

***

Gaara od dnia, w którym przez przypadek wpadł na dziewczynę, walczył sam ze sobą. W każdej wolnej chwili miał ochotę skierować swoje kroki w stronę jej domu. Chciał sprawdzić, czy może ona... co? I znowu rezygnował. Przecież z pewnością nie miała najmniejszej ochoty ponownie się z nim spotkać. Starała się być po prostu miła, z czego był jej niezwykle wdzięczny. Wspomnienie tej ulotnej chwili wspólnoty pomagało mu dalej brnąć na jego bolesnej drodze.
Poza tym jednym epizodem nic nie wskazywało na to, by miało być mu lżej. Opuścił swoje rodzeństwo i dołączył do podstawowych Jednostek Wioski Piasku. Był to oczywisty błąd, ale nic nie mógł poradzić na głupotę ludzi. Po raz nie wiadomo który rozpamiętywał tamtą tragiczną chwilę, gdy znowu wysłano za nim grupę zabójców. Co miał, do cholery, zrobić, żeby ludzie mu uwierzyli, że chciał się zmienić?! Nawet jego rodzeństwo patrzyło na niego nieufnie, jakby w ciągłym napięciu, że ponownie ujrzą jego dawny wyraz twarzy, że ponownie będą świadkami jego nieobliczalnego zachowania.
Czuł się bezsilny. Czuł, że nieważne jak mocno by walczył, nie miał szans na wygraną z losem, ale nie chciał się poddawać. A może... już po prostu nie potrafił? Może walka z Naruto odmieniła go naprawdę. Tylko... to chyba najboleśniejsze... nikt mu w to nigdy nie uwierzył. A on już nie potrafi zamordować kogoś, nie potrafi być okrutny. Nie miał sił na dalszą walkę, nadal był tak samo samotny, nadal tak samo boleśnie odczuwał, kiedy ludzie odrzucali jego próby zdobycia akceptacji. I choć nie potrafił już być taki, jak dawniej, inne rozwiązania wpadały mu do głowy. Może powinien następnym razem poddać się i nie podejmować walki z napastnikami? Przestałby istnieć, ale czy dla kogokolwiek byłoby to smutne? Bogowie! Po co się dręczył tym pytaniem?
Czasem też coraz poważniej myślał nad permanentnym wypuszczeniem mocy Shukaku, ale zbytnio się bał. Co by się wtedy z nim stało? Istniałby w jego umyśle, jak teraz Ichibi w nim? A co z tak prozaicznymi rzeczami, jak jedzenie czy inne fizjologiczne potrzeby? Poza tym... czy był w naprawdę tak beznadziejnym stanie, by poddać się i przestać istnieć? Jeszcze chyba, wbrew swoim przypuszczeniom, miał odrobinę siły by dalej walczyć. Ale kiedy minie ten punkt bez powrotu?
Ze zniechęceniem myślał o obiedzie. Chwile, które spędzał z rodzeństwem były... niezbyt miłe. I po raz kolejny doszedł do wniosku, że najgorsza była świadomość, że oni, oboje, bardzo się starali. Każde na swój sposób.
Temari troszczyła się o niego. Dbała, żeby miał zapewnione wszystko, raz nawet widział, jak chciała wejść do jego pokoju z zamiarem posprzątania, jednak dość szybko wyszła. No tak... przecież nudził się do tego stopnia, że w jego pokoju było wręcz sterylnie czysto. Kankuro z kolei zaprzestał już, jak to miał w zwyczaju, obdarzać go pogardliwym spojrzeniem, kiedy myślał, że go nie widzi. A kiedy mijali się w jakimś pomieszczeniu wspólnym, nie udawał, że go nie dostrzegł, tylko witał się z nim z niezbyt pewną miną.
I chociaż to tak niewiele Gaara doskonale wiedział, ile ich to kosztowało. Zresztą on sam starał się również. Obserwował ich uważnie i powoli uczył się, jak należy zachowywać się w danej sytuacji. Czasem, choć trzeba przyznać, że rzadko, pomagał w jakiś drobnych domowych obowiązkach. Poza tym raz w tygodniu trenowali wspólnie. Wtedy nie ruszał w swoje zwyczajne miejsce na skraju wioski, tylko szedł z nimi na plac treningowy. Jedynie wtedy czuł się naprawdę przydatny. Mógł przecież uczyć ich wszystkiego, co przekazał mu Kazekage. Tak... wtedy naprawdę był potrzebny, a oni to doceniali i dziękowali za jego poświęcony czas... I właśnie to również go bolało. Przecież był świadom, że skoro byli rodziną, oni nie powinni nawet pomyśleć, żeby mu w ten sposób dziękować, ale.. no właśnie, robili to, bo żadne z nich nigdy naprawdę nie czuło, że byli rodziną.
Szedł wolnym krokiem po pustych o tej porze uliczkach Suny. Wracał z treningu. Sam dostrzegł, jak bardzo się poprawił, ale... zrozumiał, że ta świadomość mogła być dla ludzi przerażająca. Dlatego właśnie odbywał treningi z dala od wszystkich, by niczego niepokojącego nie zauważyli. Jak zazwyczaj spoglądał w niebo, a te przeklęte gwiazdy błyszczały do niego złośliwie.
Niczym niezmąconą ciszę przerwał odgłos szybkich kroków, ktoś wyraźnie biegł w jego kierunku. Ale chyba nie był tego świadom, kto ośmieliłby się po zapadnięciu zmroku zbliżać się do niego? A może... jego klatkę piersiową przeszył ból. Może oni znowu wysłali jakiegoś wątpliwego bohatera, by uwolnił Sunę od niego? Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że chyba jednak nie. Tamta osoba schowana była między budynkami, więc nie mogła go dostrzec. Co prawda napastnik mógł najpierw z oddali określić jego pozycję i zaatakować z zaskoczenia, kiedy będzie mijał kolejny budynek, ale... nie. Przecież zabójca nie robiłby tyle hałasu, raczej próbowałby wziąć go z zaskoczenia. Kto więc to był?
Ze zdumieniem zrozumiał, że jeśli będzie poruszał się właśnie w tym tempie minie się z tym tajemniczym człowiekiem na skrzyżowaniu dwóch uliczek. Niby nie miał ochoty prowokować kolejnej, nieprzyjemnej sytuacji, ale chyba ciekawość, kto o tej porze wyszedł z względnie bezpiecznego domu, wzięła górę. Szedł, przyspieszając nieznacznie. Chciał wyjść temu człowiekowi jak najszybciej na spotkanie, żeby mieć już za sobą ten cały cyrk z przerażonym spojrzeniem i szybką ucieczką, która była nieunikniona, gdy ktoś go spotykał, ale...
Zanim zdążył choćby skierować głowę w stronę prostopadłej uliczki, uaktywniła się jego piaskowa ochrona. Usłyszał zduszony jęk, kiedy tamta osoba upadła z impetem na ziemię. Cholera... teraz z pewnością nie miał co liczyć, że tamten człowiek nie zacznie krzyczeć. Po chwili zbiegną się tutaj shinobi z patrolu, a on po raz kolejny poniesie porażkę. Ale czy już nie przywykł do tego? Czy już nie powinien stać się obojętny na takie sytuacje?
— Patrz jak łazisz, do cholery!
Znajomy głos... słyszał, że poza niewymuszoną wesołością krył się w nim strach. Zanim piasek opadł, ujawniając jego oblicze, uśmiechnął się pod nosem. To już drugi raz, kiedy witała go w ten chyba zarezerwowany wyłącznie dla niego sposób.
— Przepraszam.
Tym razem cisza niezbyt długo zawisła między Gaarą, a Sayuri. Przynajmniej nie tak długo, jak za pierwszym razem. Chłopak przez ułamek sekundy wahał się, ale w końcu zdecydował się dodać cokolwiek.
— Ale tym razem chyba to nie moja wina.
Na jego słowa siedząca na ziemi dziewczyna, uśmiechnęła się niepewnie. Bogowie! Jak bardzo chciał jeszcze kiedyś zobaczyć jak ktokolwiek się do niego uśmiecha. Co z tego, że jej uśmiech był niepewny? Przynajmniej miał pewność, że był szczery.
— No nie wiem. Zazwyczaj w takich sytuacjach dwie strony cierpią niewypowiedziane męki z powodu bólu i upokorzenia, jaki niesie za sobą żałosny dla każdego shinobi upadek. — Wstała i otrzepała ubranie z piasku. — A ty trzymasz się niespodziewanie dobrze.
Gaara przez chwilę miał wrażenie, że się przesłyszał. Czy to możliwe, żeby ktoś tak swobodnie się przy nim odezwał? I... to w dodatku bezpośrednio do niego? Chociaż nie mógł w to uwierzyć, uśmiechnął się do niej. Nie zdawał sobie sprawy, jak naturalny i pełen wdzięczności był to uśmiech.
— Chyba nic na to nie poradzę. — Wzruszył ramionami i nieświadomie zaczął iść w tę samą stronę co ona. Sayuri nie zaprotestowała. Nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Ona wcześniej biegła, a teraz szła wolno obok niego. — Spieszyłaś się chyba — zauważył.
— Tak...
Sayuri miała ochotę zdzielić się w łeb. Wcześniejsze kilka tygodni żyła w ciągłej niepewności. Cały czas zastanawiała się, czy jej wspomnienia nie były jedynie dziwnym snem. Potem znów była całkiem pewna, że spotkanie z przerażającym potworem było prawdziwe. Na przemian obawiała się go i współczuła mu. Jej nerwy były zszargane, a kiedy spotkała się ze znajomymi i po raz kolejny cichym szeptem powtarzane były słowa przepełnione nienawiścią do chłopaka, była całkiem rozdarta. Mieli rację, ale... czy całkowitą? W końcu postanowiła choćby z oddali spojrzeć w jego oczy i ponownie przemyśleć wszystko. Ale łatwiej pomyśleć, niż zrobić. Jak miałaby go znaleźć? Cóż... doskonale wiedziała gdzie mieszkał – posiadłość Kazekage. Ale przecież nie uda się do pomieszczeń prywatnych i nie spyta jego rodzeństwa czy przypadkiem nie zastała ich najmłodszego brata. Była przekonana, że nawet w największej desperacji, nie zdecydowałaby się na to. Co więc jej zostało?
I tak przez kolejne tygodnie wahała się, co powinna zrobić. Sama nie wiedziała, co pchało ją do podjęcia tak głupiej decyzji, a może... może jednak to był tylko dziwny sen i szła po pewną śmierć? Kiedy usłyszała jak jej była towarzyszka z drużyny, Hana, wspominała o tym, że od kilku miesięcy bała się zasnąć, bo ten potwór upodobał sobie nocne spacery obok jej domu, zamarła. Po kilku ostrożnych pytaniach (nikt nie mógł się przecież domyślić co chodzi jej po głowie!) zrozumiała, że codziennie, kilka chwil przed północą, Gaara chodził pod oknem jej koleżanki. Zawsze w tym samym kierunku.
Przemyślała wszystko i podjęła decyzję. Nie było możliwości, aby zaszedł gdziekolwiek indziej, tylko w pobliżu skupiska sklepów, co było nadzwyczaj bezpieczne i wygodne. Nikt jej tam nie zobaczy. Poza tym domyśliła się, że raczej po wyznaniu Hany żaden z jej znajomych przez długi czas nie zapuści się w tamte strony.
Tego dnia długo oczekiwała zapadnięcia zmroku, jednak kiedy już szykowała się do wyjścia, przerwał jej Koharu. Chciał coś tam pożyczyć, a może chodziło mu o cokolwiek innego? Naprawdę nie zwracała uwagi na jego słowa. Kiedy tylko go pożegnała wybiegła z domu i, nie zatrzymując się, pędziła do tamtego miejsca, gdzie, jak się spodziewała, mogła spotkać Gaarę. Co prawda niespodziewanie wyrósł przed nią nieco zbyt wcześnie i nie była przygotowana, ale... nie to było najgorsze.
Najgorsze było to, że teraz absolutnie nie wiedziała, co odpowiedzieć na jego pytanie. Chyba wyjaśnienie, które wcześniej planowała, nie było już aktualne. Chciała powiedzieć, że nie mogła zasnąć i wyszła na spacer. Ale... zaśmiała się w duchu. Coś pospieszny był ten jej spacer. Przez kilka ułamków sekundy wahała się nad odpowiedzią i w końcu znalazła! Błogosławiła wszystkie siły, że kilka lat temu przygarnęła do domu tego przeklętego sierściucha.
— Szłam akurat koło poczty — bezpieczne kłamstwo — i zobaczyłam mojego kota, ale chyba widzisz, że niezbyt mnie lubi, bo uciekł na mój widok. — Zaśmiała się wesoło. — I tak jakoś zaczęłam go gonić. Może go widziałeś gdzieś tutaj?
Gaara patrzył uważnie na dziewczynę. Chociaż nie zmieniła tonu rozmowy, nadal był niezwykle przyjemnie swobodny, wyczuwał, że nie była z nim szczera. Ale... czy musiała mu powiedzieć prawdę? A skoro nie chciała, to dlaczego w ogóle podjęła się tłumaczenia zamiast powiedzieć, że nie chce mu niczego zdradzić? W końcu zrozumiał. Gdyby tak powiedziała, z pewnością poczułby się niezbyt przyjemnie, a to nic nie znaczące kłamstwo, miało po prostu ułatwić dalszą pogawędkę. Spuścił z niej wzrok i patrząc przed siebie, uśmiechnął się pod nosem. Nie chciała sprawić mu przykrości i dlatego skłamała? Bogowie... co za wspaniałe uczucie. Ktoś się przejął takim drobiazgiem, jak jego samopoczucie i wygoda.
— Nie, raczej nie — rzekł w końcu. — Ale mogę pomóc ci szukać. — Właśnie zaoferował pomoc w odnalezieniu prawdopodobnie nieistniejącego kota. Co jeszcze gotów był zrobić, żeby choćby przez chwilę nie czuć tego przytłaczającego uczucia samotności?
— Cóż, zawsze o jedną parę oczu więcej. — Sayuri odetchnęła z ulgą. A więc nic nie zauważył. Ani przyspieszonego bicia jej serca, ani pełnego niepewności spojrzenia, kiedy czekała na jego reakcję. Cóż, może jednak jego spojrzenie wcale nie przeszywało tak dokładnie, jak myślała? Miała wrażenie, że chłopak w lot wychwyci nawet cień kłamstwa, a jednak proszę, jaka niespodzianka. Z nikłym uśmiechem ponownie szła obok tego przerażającego potwora i już niemal nie odczuwała strachu. — A co ty tu robiłeś?
— Wracam z treningu — powiedział Gaara po chwili wahania. Zareagowała niemal dokładnie tak, jak przypuszczał. Przez ułamek sekundy przez jej twarz przebiegł niezbyt przyjemny dla niego grymas strachu. Wyczuwał doskonale jak cała jej postawa zmieniła się, by być gotową na ewentualną ucieczkę. A to wszystko tylko dlatego, że wspomniał o czymś, co chociaż odrobinę zahaczało o jego przerażające zdolności. Ale... nie uciekła, jak zakładał w najgorszym scenariuszu. I tylko dlatego, że opanowała się, udawał, że nie zauważył zmiany jej postawy.
— Rozumiem.
Sayuri sama usłyszała, jak mocno drżał jej głos. Przez chwilę oboje milczeli, a Sayuri zbierała się w sobie. Przecież właściwie nie powiedział nic złego, a sam fakt, że trenował, nie był przecież straszny. W końcu... każdy shinobi kiedyś trenuje, prawda? Tylko... świadomość, że ktoś taki jak Gaara mógł być jeszcze potężniejszy, był naprawdę porażający. W końcu opanowała się całkiem i przekonała sama siebie, że to nic strasznego. Zresztą, co za różnica? Nie ważne na jakim poziomie ona nawet w snach nie przypuszczałaby, że mogłaby z nim wygrać.
— Ale właściwie, czy nie jest to bezcelowe? — spytała i z ulgą zauważyła, że w jej głosie pobrzmiewa zwykła swoboda. — Gdzie mógłbyś sobie znaleźć równego przeciwnika? Chyba tylko niepotrzebnie się męczysz.
Sayuri była już sobą. Spojrzała na niego z wesołym, nieco zawadiackim uśmiechem i po raz kolejny dostrzegła jego tak dziwny... niepewny wyraz twarzy.
A Gaara... cóż, słowa zaskoczony czy zszokowany były zdecydowanie zbyt słabe. Prawdopodobnie to był najbardziej zdumiewający moment jego życia. Kim ona była? Jakim cudem zareagowała z taką swobodą i naturalnością? W końcu dotarło do niego, że przystanął i patrzył na nią, nie mogąc wykrztusić słowa. Zastanawiał się przez chwilę, co mógłby powiedzieć.
— Przegrałem. — Zdecydował się powiedzieć cokolwiek o sobie. Bo to chyba jedyna osoba, która przynajmniej sprawiała wrażenie, że miała ochotę go wysłuchać.
— Przegrałeś? — powtórzyła głucho Sayuri. Była pewna, że jeszcze chwilka, a jej umysł eksploduje i się podda. Tak najzwyczajniej w świecie przestanie funkcjonować. On przegrał?! Bogowie! W takim razie cały jej światopogląd runął w gruzach. W takim razie z przerażeniem musiała myśleć o innych, jeszcze od niego potężniejszych ludziach.
Gaara patrzył na nią i po raz pierwszy w życiu miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Czuł, że dziewczyna wręcz się pali, aby poznać jakieś szczegóły. Zawahał się po raz kolejny tej nocy. Czy powinien cokolwiek dodawać?
— Słyszałaś jak zginął Kazekage?
Sayuri skinęła głową i ze zdumieniem dotarło do niej, że nie powiedział czegoś w stylu mój ojciec, tylko właśnie Kazekage. Czy... wobec tego ich relacje nie były zbyt dobre?
— Więc słyszałaś o misji, jaką wtedy mieliśmy wykonać...
— Byłam tam przecież!
Spojrzał na nią z nieskrywanym zdumieniem.
— W Konoha... podczas tej feralnej misji.
Gaara w końcu zrozumiał w jakim celu tam była. Patrząc na nią, całkiem zapominał, że była shinobi, jej wygląd kompletnie temu przeczył. Miał wrażenie, że nie wytrzymałaby najlżejszego ciosu. Ale przecież widział ochraniacz z symbolem Suny, który powiewał wśród jej luźnych, czarnych szat.
— Rozumiem... Więc to właśnie przez to, że przegrałem misja upadła.
Sayuri była jedynie zwykłym chuuninem i nie znała szczegółów. Nie wiedziała, dlaczego nagle miała opuścić swój punkt medyczny, ale posłusznie wykonała rozkaz, uciekając jak najszybciej z terenów Konohy.
— Aha...
Gaara zauważył, że kiedy tylko głębiej nad czymś myślała jej wzrok automatycznie szukał nieba. Teraz też tak było. W głębokiej zadumie, z niezbyt pasującą do niej, poważną miną, spoglądała w gwiazdy.
— To chyba była niesamowita walka.
— Nie wiem.
Nie pamiętał zbyt wielu szczegółów. Przede wszystkim był tak ogarnięty żądzą mordu, że nie zwracał uwagi na nic, poza swoją zdobyczą, Sasuke Uchihą. Później walczył z Naruto, ale i to pamiętał, jak zza mgły. Poza tym wykonał też Technikę Fałszywego Snu, więc... ten okres też był dla niego niejasny. Szczególnie wyraźnie pamiętał jedynie słowa, które zmieniły jego życie. Słowa, które wypowiedział najżałośniejszy chyba ninja, jakiego kiedykolwiek spotkał. I mimo wszystko był w stanie z nim wygrać. Poza tym był jinchuuriki, tak jak on. Ale jakże się od siebie różnili! Skąd Naruto czerpał siły? Jakim cudem zawsze był zadowolony, pomimo bolesnych wspomnień?
— Chyba ci przeszkadzam — powiedziała Sayuri rozbawionym tonem.
Gaara nieco zmieszany zrozumiał, że milczał długi czas, rozpamiętując tamte chwile. Spojrzał na nią zaniepokojony, może uraził ją tym przedłużającym się milczeniem? Jednak poza jej zwyczajną, jak już zdążył zauważyć, wesołą miną, nie dostrzegł oznak zniecierpliwienia, czy gniewu. Już otwierał usta, żeby przeprosić za chwilę niedyspozycji, kiedy przerwał mu jej zdumiony okrzyk.
— Szarak?!
Z cienia budynku dumnym krokiem wyszedł nieco poobijany kot, który łypał na nich jakby z pogardą. Gaara spostrzegł, jak zdumiona zdawała się być jego towarzyszka. A co dopiero on? Był przekonany, że ten kot nie istniał. Odwrócił głowę, aby ukryć pełen wesołości uśmiech, który był wywołany jej dziwną reakcją. Tak zdumiała się na widok kota, którego przecież szukała w tej okolicy? W końcu opanował się i uważniej przyjrzał zwierzu. Zasiadł na jednym z wielu w tych okolicach straganów i z dumnie uniesionym pyszczkiem przypatrywał im się.
— No chodź do mnie, ty przeklęty sierściuchu!
Kot obrzucił dziewczynę pełnym wyniosłości wzrokiem i miauknął jakby karcąco. Zeskoczył płynnym ruchem i, wbrew przypuszczeniom chłopaka, podszedł do nich. Sayuri chwyciła go na ręce, a kot łaskawie pozwolił jej się pogładzić po nieco zakrwawionym futerku.
— Prawie każdej nocy ucieka mi, zanim w ogóle zdążę pomyśleć, żeby go zamknąć. I każdej nocy wysłuchuje jak walczy z innymi. Chyba po prostu za bardzo mu się nudzi w domu. — Ze śmiechem wypuściła kota z objęć, kiedy prychnięciem dał jej do zrozumienia, że czas audiencji skończył się dla niej. — Poza tym mam takie wrażenie, że to on prowokuje wszystkie bójki.
Gaara mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, patrząc na dumnego zwierzaka, który jeszcze nie odszedł, tylko patrzył mu prosto w oczy. Nie mrugał, a jego świecące oczy błyszczały w ciemności. Nie mogło opuścić go jakieś dziwne wrażenie, że ten kot przeszywał go na wylot, widział wszystko, co tylko chciał ukryć. W końcu Szarak uniósł się na łapach, podniósł wysoko ogon i otarł się o jego nogi, najwyraźniej oczekując pieszczoty także od niego. Spojrzał niepewnie na Sayuri. Czy życzyła sobie, by dotykał jej zwierzaka?
— Spotkał cię wielki zaszczyt. — Zaśmiała się na widok jego miny. — Raczej niewielu z moich znajomych mogło dotknąć jego pełnego dostojeństwa oblicza.
Tym razem i Gaara uśmiechnął się i nieco pochylił, by pogłaskać kota. W zasadzie... ze zdumieniem zrozumiał, że to pierwszy raz kiedy głaszcze jakiekolwiek stworzenie. Usłyszał chyba gdzieś, że zwierzęta intuicyjnie wyczuwały komu mogą zaufać i był przekonany, że każde żywe stworzenie ucieknie na jego widok. A tu proszę, taka niespodzianka. Nagle zamarł i był bardzo wdzięczny, że jest pochylony, a Sayuri nie widziała wyrazu jego twarzy. Dotarło do niego, że określiła go jako znajomego. Może nie był to najpiękniejszy rodzaj relacji, ale... Czy mógł kiedykolwiek liczyć na coś więcej? Przecież i tak to graniczyło z cudem. Był w końcu jedynie potworem, który miał zostać pozbawiony wszelkich relacji, wszelkich więzi, a ona... tak naturalnie, bez większych trudności zaczynała go akceptować. Niezwykle przyjemne dreszcze przebiegły po jego ciele.
Bogowie... niech tylko nie zrobi przy niej niczego głupiego. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby swoim nieobliczalnym zachowaniem zniszczył tę cieniutką więź, którą z trudem udało mu się zdobyć. Nagle powrócił do rzeczywistości, kiedy kot odskoczył od niego z cichym sykiem i wraz z Sayuri patrzył jak nieustraszony Szarak znika w ciemności. Po chwili usłyszeli pełne furii prychnięcia i syki dwóch walczących kotów.
— Chyba miałaś rację — powiedział, prostując się i z trudnym do określenia wyrazem twarzy spoglądał na miejsce, w którym zniknął kot.
— Pewnie jutro rano wróci cały poobijany i zakrwawiony, ale za to jak dumny!
— Skąd to imię?
— Nie miałam zbyt wiele wyobraźni jako dziecko. Ma szare futerko i nic innego nie przyszło mi do głowy. — Wzruszyła ramionami. — Nie wiedziałam wtedy jeszcze jakie dzikie zwierzę wprowadzam do domu. Musiałbyś widzieć jakie pobojowisko mam w domu, kiedy tylko uda mi się go zamknąć. Właściwie nie mam pojęcia po co do mnie wraca, ale chyba nawet zwierzęta potrzebują czasem odrobiny troski. Nawet tak postrzelone, jak mój kochany kotek.
Choć słowa temu przeczyły, Gaara zrozumiał, że dziewczyna była niezwykle przywiązana do tego przeklętego sierściucha. Poza tym... jak ogromna mądrość wypłynęła z jej ust. Tak, każdy potrzebuje odrobiny troski.
— Chyba masz rację — powiedział z cichym westchnieniem.
— Cóż... to skoro już go znalazłam i widzę, że jeszcze żyje... to chyba wracam do domu.
Czy dobrze usłyszał, że mówiła to jakby z żalem. Nie, to już z pewnością nadinterpretacja. Po prostu był rozpaczliwe spragniony akceptacji. Nie pozwolił jednak choćby jednym gestem, słowem dać jej do zrozumienia jak bardzo żałował, że już muszą się rozstać.
— Chyba też powinienem — powiedział to jedynie po to, by po raz kolejny podczas ich pożegnania nie nastała ta dziwna cisza.
— Do zobaczenia!
Pomachała mu na pożegnanie i wolnym krokiem ruszyła w kierunku swojego domu.
Gaara nie odpowiedział, tylko jeszcze przez chwilę wpatrywał w jej oddalającą się sylwetkę. Zrozumiał, że to koniec najprzyjemniejszego wieczoru (a może nocy?) jego życia i powinien wrócić do rzeczywistości. Do pełnych nienawiści spojrzeń, do strachu malującego się na twarzy każdego napotkanego człowieka. I choć powinien być zadowolony, że zdobył pierwszą osobę, która nie ucieknie od niego ze strachem, nie potrafił się z tego cieszyć. Z goryczą pomyślał o nadchodzących, samotnych dniach, tygodniach... Jakże wielkie miał szczęście, że akurat tego wieczoru akurat o tej godzinie, akurat tędy wracał ze swojego treningu.

***

Sayuri w dobrym humorze wracała ze swojej nocnej przechadzki. Cóż, przynajmniej upewniła się, że tamto wspomnienie było prawdziwe. Poza tym... czy już mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że darzyła go sympatią? Chyba tak. Z całą pewnością nie nienawidziła już go jak wcześniej i nawet strach, który momentami odczuwała, będąc przy nim, zmalał, a może całkiem zniknął? Nie, tego jeszcze nie była pewna. Po prostu zaczynała przekonywać się do niego. Z niezbyt wesołym wyrazem twarzy zrozumiała, że jej znajomość z chłopakiem nieco zaburzy jej świat. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że podświadomie każdy mieszkaniec Suny miał to niejako we krwi, żeby go nienawidzić. Każde spotkanie towarzyskie, poza miłymi momentami, okraszone było dyskusją na temat tego, jak powinien zostać ukarany. Głośno, w bezpiecznych domach wykrzykiwali o tym, że to cholerne ANBU wcale nie starało się zgładzić tego niebezpiecznego potwora. Bezlitośnie szydzili, przeklinali go, a gdy tylko spotykali na ulicy, uciekali w obawie o własne życie.
Przystanęła. Zaczynała rozumieć coraz więcej, co nie było zbyt miłe, z całą pewnością łatwiej było żyć w nieświadomości. Bogowie... przecież ona również była jedną z tych, którzy nienawidzili go z całego serca. Wyklinała go chyba na wszystkie możliwe sposoby, a podczas ich pierwszego spotkania, kilka miesięcy wcześniej, omal nie padła na zawał, kiedy tylko uświadomiła sobie, kto przed nią stanął. Zarumieniła się na to wspomnienie.
Ale czy ktoś powiedział, że zmiany są przyjemne? Nie. A już z pewnością nie tak fundamentalne zmiany w postrzeganiu kogoś. Jak miała się zachować w towarzystwie znajomych? Czy nadal będzie potrafiła dostosować się do nich i z tym samym zapałem wykrzykiwać pełne pogardy słowa?
Ogarnęła ją fala współczucia, gdy nagle z całą mocą uświadomiła sobie z jak wielką nienawiścią i niechęcią ze strony mieszkańców Gaara musiał się mierzyć od zawsze. Westchnęła cicho. Ale co ona jedna mogła na to poradzić? Nawet gdyby odważyła się zaprotestować, to czy nie naraziłaby się jedynie na szyderstwa? Przecież nie zmieni tym niczego. Wiedziała, że nie da rady nikomu wyperswadować, aby zmienił stosunek do Gaary, który stał się dla mieszkańców Suny ucieleśnieniem najgorszych koszmarów.
Z niezbyt miłym poczuciem, że jej życie wchodziło w nowy, nieco trudniejszy etap, ruszyła niechętnie w stronę domu.

4 komentarze:

  1. Nie wiem czy zmieniłaś to dzisiaj, czy może wcześniej tego nie zauważyłam, ale masz inny avatar! Strasznie słodki :3 Rozdział jest naprawdę super. Jestem ciekawa, ile w nim zmieniłaś xD Nie mogę się nadziwić, jak lekko wypadają dialogi. Dużo zmieniłaś? Nie mogę się doczekać aż Sayuri i Gaara zbliżają się do siebid jeszcze bardziej :D

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Avatar zmieniłam kilka dni temu :)

      Co dziwne, w dialogach bardzo mało zmieniałam zarówno w tym ff, jak i w "Odpowiedzialności". Ot, tylko błędy stylistyczne, interpunkcyjne i czasem zła deklinacja ;) Ale sam sens został zachowany i właściwie go nie naruszałam.

      Usuń
  2. Ja też bym była przerażona gdyby Gaara chadzał pod moim oknem. Ale jest w tym przyjemny dreszczyk emocji;) Scena z kotem to następny dowód jak bardzo różni się nasz punkt widzenia na Gaarę. Dla mnie on musiałby darzyć niechęcią zwierzęta. Tutaj, jak widać, kot go polubił i sprawiło mu to przyjemność. To prawda, że Gaarę musiałoby zaskoczyć to że ktokolwiek od niego nie ucieka. I pewnie mile zaskoczyć, nawet w przypadku zwierzęcia. A tutaj jest dwoje, dziewczyna i kot :P z jednej strony to smutne, jak Gaara postrzega siebie, jednak scena napawa optymizmem. Jestem bardzo ciekawa jak będzie się rozwijać ta znajomość. Łagodnie czy dramatycznie? Gaara w tym ff wydaje się jezcze bardziej bezbronny (wobec ludzkiej nienawiści) niż w Gosposi. Widać że to jego młodsza wersja. Aż chciałoby się go przytulić xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to mi mniej-więcej chodziło, kiedy pisałam o tym, że to ff jest wersją demo "Gosposi" ;) Wiadomo, byłam młodsza, inaczej wykreowałam świat i fabułę, ale wydaje mi się, że nieświadomie wiele czerpałam z tego opowiadania, kiedy powstawała "Gosposia".

      Cóż... ciężko mówić o stuprocentowej oryginalności, kiedy w grę wchodzi ff ;)

      Usuń