sobota, 9 marca 2019

Gosposia – Rozdział 20

— To przede mną ukrywałaś?

Gaara leżał na piasku, w grocie grzyba skalnego i przytulał do siebie Sayuri. Ten dzień miał wolny i już rano Sayuri zdecydowała, że pokaże mu swoją technikę teleportacji. Koło południa, kiedy w końcu udało im się od siebie oderwać, przygotowała prowiant. Początkowo nie rozumiał po co jej to, ale kiedy usłyszał jej wyjaśnienia, zaśmiał się. Sayuri zrozumiała, że od dawna nie był poza posiadłością i chciała wyrwać go stamtąd. Zapytała o jakieś konkretne miejsce na pustyni, gdzie nie byłoby tych cholernych podmuchów wiatru, ale też, żeby nie było ludzi.
Znalazł miejsce, w którym aktualnie nie było burzy piaskowej i wyczuł właśnie grzyba skalnego, który krył w sobie grotę. Chciał, by polubiła to miejsce. Doskonale wiedział, od pierwszych jej dni w Sunie, że nie znosiła pustyni i brakowało jej zieleni. Postanowił nadrobić te zaległości i pokazać, że na pustyni również można było znaleźć jakieś urokliwe miejsca. Nie skomentował, że zanim pozwolił jej na przeniesienie, pozbył się swoim piaskiem różnych stworzątek… Miał wrażenie, że Sayuri nie spodobałaby się możliwość spędzenia z nim czasu wolnego w towarzystwie skorpionów lub pustynnych węży.
Kiedy w końcu dał jej znać chakrą, gdzie konkretnie mają się udać, zdziwił się. Nie potrzebowała choćby dziesięciu sekund na znalezienie jego energii i zrozumiał, że doskonale poznała jego chakrę tym swoim nieustannym sondowaniem. Potem nie miał czasu na przemyślenia, bo został dosłownie porwany. Nie zdążył mrugnąć okiem i znaleźli się wewnątrz groty. Był zachwycony. Nigdy nie spodziewał się, że podróż w oddalone o kilkanaście kilometrów miejsce mogła być tak szybka. Chyba nie doceniał jej jako shinobi, zwracając jedynie uwagę na brak zdolności bojowych. Gdyby była shinobi w Sunie, Rada byłaby zachwycona możliwością korzystania z jej usług, ale nigdy nie dotrą do niej ich okrutne ręce. Nie pozwoliłby na to, choćby miał postawić swoje życie na szali albo opuścić Sunę.
Spojrzał zachwyconym wzrokiem na Sayuri i zaniepokoił się jej niezwykłą bladością i dziwną, skupioną miną.
— Co się stało? — spytał zmartwiony.
— Właśnie zrozumiałam charakter mojej techniki. — Zaśmiała się i usiadła. Wyglądała na wykończoną.
Usiadł koło niej i czekał na dalszy ciąg jej wyjaśnień.
— To… to nie problem, że przenoszę ciało albo inne przedmioty. Najbardziej wyczerpująca jest chakra.
Gaara zamarł, zrozumiawszy, że właśnie była zmuszona do tego, by przenieść jego ogromne zasoby chakry i jeszcze Shukaku. A poziomu chakry demona nie był nawet w stanie określić. Sam zbladł, zrozumiawszy, jaki to musiał być wysiłek.
— Nie przejmuj się. Teraz znam swoje możliwości i nawet wiem, jak to naprawić. — Śmiała się w głos. — W ostatnim momencie, zanim nas tu przeniosłam, musiałam zaabsorbować chakrę Shukaku. To była kwestia życia i śmierci, i udało mi się to w końcu zrobić. Nigdy się tego nie nauczyłam.
Nie wiedział, czy oszalała, ciesząc się, że właśnie otarła się o śmierć, ale jemu na pewno nie było do śmiechu.
— To zbyt ryzykowne…
— Nie, nie. Nie rozumiesz. — Nadal wyglądała na dziwnie podekscytowaną. — Zamknij oczy i skup się na chakrze Shukaku.
Posłusznie dostosował się do jej prośby i po chwili ze zdumieniem wyczuł jej bardzo słaby, ale wyczuwalny spadek. Spojrzał na Sayuri zdezorientowany i zdziwił się, widząc, że lepiej wygląda.
— Nawet kontroluję u ciebie, z jakiego źródła czerpię. Teraz znam swoje możliwości i wiem, że swoją chakrą mogłabym przenieść mały oddział... Z tobą mogę korzystać z chakry Shukaku, bo nie wpływa to na ciebie. Jedynie, jeżeli twoja chakra spada, Bijuu jest bardziej aktywny.

Teraz leżał koło tej niesamowitej kobiety i odkrył jej kolejną tajemnicę. Przez ostatnie tygodnie zachodził w głowę, dlaczego po zbliżeniu miała czasami taki wyraz twarzy, jakby podobał jej się widok. Nie był to ten sam wzrok, gdy patrzyła na niego. Z zadowoleniem przyznał przed sobą, że wtedy miała zachwycony wyraz twarzy. Ona wyglądała, jakby coś jej się bardzo podobało, ale szybko odwracała wzrok i patrzyła na niego. Topił się w jej spojrzeniu i za każdym razem zapominał sprawdzić, o co mogło jej chodzić. Ale teraz byli na pustyni i w końcu dostrzegł, jak piasek unosił się dookoła niego, tworząc dość urokliwą, migoczącą mozaikę. Sayuri najwidoczniej bardzo to polubiła.
— Tak — przyznała i patrzyła na niego w napięciu. Dlaczego wyglądała na zdenerwowaną? — Proszę, nie przerywaj tego, bardzo to polubiłam.
Słysząc jej prośbę i widząc nadal spiętą minę, nie opanował się. Ile już razy zaskakiwała go albo prowokowała do takich wybuchów wesołości?
— Martwiłaś się, że to cofnę? — Patrzył na piasek i zastanawiał się, dlaczego właściwie tak się działo. Nie czuł, by wysyłał jakiekolwiek rozkazy.
— Zawsze tak reagujesz… Za każdym razem, kiedy mówisz o swojej sile albo pokazujesz mi jakiekolwiek umiejętności, wyglądasz, jakbyś najchętniej ukrył wszystko przede mną. Nawet z tym cholernym piaskowym okiem — nadal nie mogła przeboleć swojego prześladowcy — nie byłeś zbyt pewien i dopiero kiedy zrozumiałeś, że to jedyne dla ciebie wyjście, pokazałeś mi cokolwiek. A to… — W końcu spełniła swoje małe marzenie i podniosła dłoń. Drobinki piasku przyjemnie łaskotały jej skórę. — Jest tak ładne…
— Nie panuję nad tym, więc raczej nie masz czego się bać.
Przytulił ją i wspólnie obserwowali grę piasku na tle jasnego nieba. Leżeli w grocie, dość blisko wyjścia i mogli obserwować powolną wędrówkę nieskończenie wielkich wydm piaskowych.
Sayuri jednak nie zachwycała się krajobrazem, tylko właśnie tymi drobinkami piasku. Cały czas poruszała się wśród nich dłonią i z zachwytem wyczuwała ich delikatną naturę. W końcu opadły, a Sayuri spojrzała na Gaarę z uśmiechem.
— Nie spodziewałem się, że ktoś może polubić takie widoki — przyznał nieco zakłopotany.
— Zastanawiam się…
Nie wiedział co takiego mogła Sayuri analizować, że jej mina przypominała tą, gdy mówiła o rzeczach związanymi z jej umiejętnościami.
— Woda jest dla ciebie problemem, prawda?
Skinął głową.
— Tak… Naruto coś mi o tym wspominał i zastanawiam się… Jak poruszasz piaskiem?
Zrozumiał, że nie miała na myśli tego dziwnego połączenia i zależności między nim, a Shukaku, tylko kwestie techniczne.
— Dość ciężko mi to wytłumaczyć, bo w przeciwieństwie do zwykłych shinobi, rzadko potrzebuję pieczęci — powiedział powoli.
— Mi chodzi o to… Twoja chakra jest w środku, czy dookoła ziarenka piasku?
Spojrzał na nią w ciężkim szoku. Jak wpadła na to pytanie? Nigdy tego nie analizował.
— Raczej nie zdarzyło mi się jeszcze poruszać jednym ziarenkiem.
— Spróbuj.
Zrozumiał, że znowu dostrzegła możliwość poprawy jego umiejętności. Przynajmniej raz skontrolowała jego panowanie nad chakrą i pochwaliła za postępy. Ale jeżeli udałoby jej się naprawić też kwestie związane z wodą… Nie wiedział nawet jakimi słowami opisać jej wyjątkowość. Posłusznie poruszył zaledwie jednym ziarenkiem. Czujna sonda Sayuri nieustannie go przenikała. Skupiła się, on również zastanawiał się, jak to było z tym ziarenkiem i zrozumiał.
— Chakra jest wewnątrz. — Oszacowała i potwierdziła jego przypuszczenia. — Gdybyś spróbował od zewnątrz, może piasek byłby odporny na wodę?
Leżąc z nią w ramionach skupiał się na tym jednym, przeklętym ziarenku. Choć mógł tonami przenosić piasek. Mógł sprawiać by był on twardy jak zbita skała i na odwrót – mógł sprawić, że lita skała była sypka jak piasek. Mógł dowolnie regulować twardość, strukturę i prędkość piasku, to to zadanie… Miał ochotę zaśmiać się, że Sayuri już drugi raz zmuszała go do poprawy umiejętności i takiego wysiłku. Dopiero po kilku minutach połapał, w jaki sposób mógłby zmienić swoją kontrolę.
Sayuri natychmiast to wyczuła i uśmiechnęła promiennie.
— To teraz cała garść.
Gaara nie wiedział, czy da radę wykonać to ćwiczenie, ale posłusznie próbował. Walczył z niemal każdym ziarenkiem z osobna, ale w końcu zwyciężył. Było to trudne, bo przeciwne jego naturalnym odruchom.
Sayuri wyglądała na bardzo z niego zadowoloną.
— Nie przerywaj. — Podniosła się i podeszła do koszyka z prowiantem, wyswobodziwszy się z jego uścisku. Wyjęła jedną z wielu butelek z wodą i nalała na tę malutką garstkę piasku.
Gaara zdumiony patrzył, jak woda przelewała się przez te drobinki, nie zakłócając jego umiejętności panowania nad piaskiem.
— Możesz wyeliminować przynajmniej część zagrożeń. — Patrzyła na niego, jakby właśnie osiągnął coś wielkiego.
Zakłopotał się nieco i szlag trafił jego kontrolę nad piaskiem. Opadł wilgotny.
— No… trzeba trochę poćwiczyć, ale…
— Sayuri… czy zdajesz sobie sprawę, że właśnie zniwelowałaś coś, co wszyscy uważają za moją jedyną słabość?
Tym razem ona zakłopotała się i szybko zaczęła rozpakowywać jedzenie, rozumiejąc, że właściwie ominęli posiłek. Sayuri najczęściej z rozsądku jadała, bo była tak bardzo zaabsorbowała obecnością Gaary, że zwyczajnie wypadało jej to z głowy. Spojrzała na nadal leżącego mężczyznę, który z uśmiechem obserwował jej ruchy. W końcu podszedł do niej. Usiadłszy ułożył ją sobie na kolanach i zaczęli posiłek.
Sayuri miała nieodparte wrażenie, że kiedy zerkała na niego, widziała jego wewnętrzną walkę. Nie podobało jej się to, bo to oznaczało, że nie myślał o niczym przyjemnym. Zastanawiała się, jakby go tu zająć czymś innym i pewna myśl nie dała jej spokoju. Od dawna miała na to ochotę, ale jeszcze nie odważyła się wyartykułować swojej prośby. A teraz… chyba zbyt intensywnie nad tym myślała, bo Gaara, nie zważywszy na nic, gdy tylko zobaczył, jak ostatni kęs zniknął w jej ustach, przylgnął do jej obojczyka. Cholernik… zawsze wiedział, kiedy coś chodziło jej po głowie. Nawet teraz, kiedy chciała odciągnąć go od ponurych myśli, to on wygrał tę walkę woli. Przylgnęła do niego plecami i ledwo udało jej się dosięgnąć ustami jego szyi, by odwzajemnić pieszczotę.
Zaśmiał się prosto w jej klatkę piersiową i położył na ziemi, ciągnąc ją za sobą. Odsunął się zaledwie o kilka centymetrów od jej ciała, choć Sayuri uważała, że to ogromna odległość. Już chciała naprawić to niedopatrzenie, ale coś w jego spojrzeniu podpowiedziało jej, że teraz potrzebuje trochę przestrzeni. Zdziwiła się, bo zazwyczaj równie chętnie co ona przyjmował jej bliskość.
— Wyraźnie chcesz coś powiedzieć. — Uśmiechnęła się, ale nadal nie rozluźniła.
— Dość niedawno… Powiedziałaś coś, z czego się bardzo ucieszyłem. — Uśmiechnął się, ale wyglądał na równie spiętego, co ona. — Powiedziałaś, że znam cię lepiej niż ktokolwiek inny.
— Bo tak właśnie myślę. Nie chodzi tu o historię mojego życia, tylko o mnie, jako osobę. Jeszcze nikt nie odkrył, że mam włącznik spokoju na plecach.
— Chciałbym, żebyś też mogła w pełni tak powiedzieć. — W końcu zdradził się, co kryło się za jego ponurym wyrazem twarzy. — Znasz zdecydowanie lepiej tą lepszą moją stronę niż ktokolwiek inny. Ale poza jedną, dość powierzchowną rozmową, nigdy nie spytałaś o nic dotyczącego mojej przeszłości. Widzę, jak czasem hamujesz się z jakimś pytaniem albo spostrzeżeniem, ale nie sądzę, żeby coś takiego dało się ukryć.
— Gaara… — Zawahała się, a jej twarz wykrzywił grymas smutku. — Wczoraj miałam wrażenie, że to nie twój piasek przeraził cię najbardziej, to chyba jakieś wspomnienie dręczyło — powiedziała w końcu. — Jak miałabym chcieć zaspokoić swoją ciekawość, skoro mogłoby się to odbić twoim kosztem? Kiedy po raz pierwszy to zauważyłam, zrozumiałam, że być może nie można cię fizycznie zranić albo jest to trudne, ale ty chyba byłeś poddawany najbardziej okrutnym psychicznym torturom, jakie dziecku albo młodemu człowiekowi można zafundować.
Był w szoku, że tak zgrabnie wszystko poukładała sobie w głowie. Najwidoczniej równie uważnie jak on, obserwowała każdy jego grymas, grę mięśni czy wyraz twarzy. Myślał, że nie był zbyt ekspresyjną osobą, ale najwidoczniej Sayuri potrafiła czytać z niego, jak z otwartej księgi.
— Masz dużo racji, ale chcę, żebyś dowiedziała się o mnie wszystkiego, co będę w stanie ci przekazać. — Nie rozumiał tak do końca swojej potrzeby, ale naprawdę chciał, by Sayuri stała się jego powierniczką. Tak, jak on już powoli stawał się jej powiernikiem. Zdradzała mu wszystko, co mogła w czasie tak krótkim, jak ich trochę ponad dwutygodniowy związek, że chciał odpłacić się jej tą samą szczerością.
— Rozumiem… — powiedziała w końcu Sayuri, widząc, że choć była to dla niego trudna decyzja, to na pewno przemyślana. Nie zrobił to pod wpływem impulsu, a to, co widziała podczas jedzenia, było jedynie ostatnim wahaniem, zanim zaczął wykonywać swój pomysł.
— Nie mam pojęcia, jak mam o sobie mówić — przyznał. — Ale kiedy nad tym myślałem… Może po prostu odpowiem na te pytania, które kiedyś zadałaś Temari? — Patrzył na nią z wahaniem.
Sayuri skinęła głową i przywołała w pamięci tamtą rozmowę. Pamiętała ją wyjątkowo dokładnie, bo nadal miała wyrzuty sumienia, że tak ostro potraktowała jego siostrę.
— Może zaczniesz, nieco się peszę. — Próbował rozluźnić wyjątkowo napiętą atmosferę.
— Ja?
— To miała być rozmowa, nie monolog — wytknął jej.
— Dobrze… — Przywołała w pamięci pierwsze pytanie, które zadała Temari. — Od zawsze zachowywałeś się tak, jak słyszałam jedynie z opowieści? — Ogromne napięcie i powaga chwili nagle na nią spłynęła, gdy patrzyła na jego przestraszoną twarz. Wiedziała, że chciał się przemóc, ale nie potrafił. Nie zbliżyła się do niego, ale chwyciła jego dłoń. Ten gest chyba dodał mu odwagi.
— Nie — powiedział bardzo cicho. — Byłem całkiem normalny… — Zawahał się, wiedząc, że mógłby uniknąć informacji o człowieku, który obdarł go ze wszystkiego, ale chciał otworzyć się przed Sayuri i przedstawić jej swój wcześniejszy świat. Ten pełen bólu, nienawiści, strachu i krwi. — Miałem wujka, nazywał się Yashamaru — przerwał, czując, jak wypowiedziane po raz pierwszy od tylu lat imię, nadal wypalało nowe rany na jego sercu i duszy.
— Spokojnie… — wyszeptała nieco spanikowana Sayuri. Pierwsze zdanie i tyle bólu go to kosztowało. Czy naprawdę uważał, że było warto? Delikatnie przejechała opuszkami palców po jego dłoni, dodając mu otuchy. Gdyby nie wiedziała, że to dla niego tak ważne, chciałaby, żeby odpuścił. — Jaki był Yashamaru?
— Cudowny — powiedział pełnym bólu głosem. — Miałem wrażenie, że jako jedyny w całym moim życiu mnie kochał. — Oddawał się spowiedzi, jak dziecko, którym się czuł w chwili obecnej, gdy przeżywał to wspomnienie na nowo.
Sayuri nerwowo zerknęła na jego bliznę na czole. Początkowo, jak każdy, sądziła, że to tatuaż, ale kiedy zbliżyła się do niego dostrzegła, że to blizna. Nie wiedziała tylko, jakim cudem mógł mieć bliznę, ale miała nieodparte wrażenie, że niedługo się dowie.
— Był bratem mojej matki, opiekował się mną. Zawsze potrafił uspokoić, poprawić humor.
Sayuri zrozumiała jaki będzie koniec tej historii, to on zadał mu ten najgorszy w życiu cios, ale aby go zrozumieć, musiała usłyszeć wszystko.
— Mówiłaś, że Naruto miał nieprzyjemne sytuacje.
Skinęła głową.
— To przy okazji odpowiem na pytanie, kiedy po raz pierwszy zabiłem. Nie pamiętam. Nie kontrolowałem się. Zawsze otaczali mnie ludzie, którzy patrzyli na mnie z nienawiścią, obrzydzeniem. Jakbym to ja był potworem, a nie Shukaku… jakbym był chodzącą abominacją, która nie powinna istnieć.
Współczuła mu, ale nadal nie odważyła się go dotknąć.
— Często… nie jestem w stanie wyjaśnić, jak to się działo, ale oni po prostu ginęli. Byłem tym przerażony. Nie chciałem tego robić, bo potem jeszcze bardziej się mnie bano, pogardzano mną, ale piasek wykonywał moje nieświadome rozkazy. Ale Yashamaru… On potrafił wyrwać mnie z tego morderczego szału.
Ból wypisany na twarzy był tak ogromny, że Sayuri miała ochotę wybuchnąć płaczem.
— Raz zraniłem go, kiedy próbował mnie uspokoić. Przerażenie to zbyt słabe słowo na to, co wtedy czułem. Wtedy też po raz pierwszy pomyślałem, że może naprawdę jestem potworem. Jak mogłem go skrzywdzić? Kiedy udaliśmy się do domu, w którym mieszkał, spróbowałem sprawdzić jakie to jest uczucie – czuć ból. Spróbowałem ranić się nożem. — Parsknął śmiechem, choć nie czaiła się tam ani jedna wesoła nuta. — Jakby to w ogóle było możliwe. Yashamaru powstrzymał mnie przed dalszymi próbami. Spytałem go, czy mnie nienawidzi. Odpowiedział, że jestem dla niego kimś ważnym i nie potrafiłby mnie znienawidzić. Potem spytałem go o to, czym jest ból. Odparł, że to bardzo nieprzyjemne uczucie, które nie daje człowiekowi myśleć jasno i skupia się tylko na nim. Skojarzyłem to natychmiast z tym, co czułem w klatce piersiowej. — Zamknął oczy. — Za każdym razem, kiedy tak patrzono na mnie miałem wrażenie, że moje serce… pęka, niszczeje i zrozumiałem. Oznajmiłem mu, że być może nigdy nie byłem ranny, ale wiem co to ból, bo czuje go w sercu. Wyjaśnił mi, że rana w sercu i na ciele różnią się od siebie.
Sayuri nie powstrzymywała już łez i nadal delikatnie gładziła jego dłoń.
— Na te na ciele mogą pomóc lekarze, leki, maści, ale na te w sercu jest tylko jedno lekarstwo — znowu parsknął pełnym żalu śmiechem — miłość. Chciałem ją zdobyć, ale nie wiedziałem co to jest. Wytłumaczył mi, że to poświęcenie, chęć chronienia drogiej twojemu sercu osoby. Kiedy zrozumiałem już, że to nic materialnego, spytałem, jak miałbym ją zdobyć. Odpowiedział, że ja już ją mam, bo moja mama mnie kochała. Zginęła, dając mi życie i zrobiła to, bo mnie kochała i na koniec dała swoją ochronę. Bo Shukaku jest demonem typowo ofensywnym, ale Yashamaru powiedział, że matka nigdy nie pozwoliłaby mnie skrzywdzić, więc piasek przesiąknięty jest jej miłością.
Gdyby Sayuri nie spodziewała się końca tej historii, uznałaby to za jedne z piękniejszych zdań, jakie w życiu usłyszała.
— Naprawdę… poczułem ulgę, nagle rana na sercu zniknęła. Poprosiłem, żeby Yashamaru dał mi lek. Chciałem wszystko naprawić w swoim życiu, przeprosić każdą rodzinę, którą skrzywdziłem i każdą osobę, którą jedynie zraniłem, a nie zabiłem.
Sayuri widziała jedynie jego zamazany obraz, nie była w stanie nic zobaczyć poprzez łzy, a bała się, że swoim zbyt gwałtownym ruchem speszy go i wytrąci z równowagi.
— Pobiegłem do dziewczynki, którą tego ranka Yashamaru ochronił przede mną. Byłem pewien, że ludzie zrozumieją moją próbę poprawy. Zapukałem do drzwi jej domu, otworzyła i… miała ten sam wzrok, co wszyscy. Nawet nie wiem, jakim cudem każdy mógł mieć taki sam wyraz twarzy. Takie wymieszanie nienawiści, strachu, obrzydzenia. Powiedziałem, że przepraszam za to, co zrobiłem i chciałem dać jej lekarstwo na rany, ale ta zatrzasnęła drzwi i słyszałem, jak krzyczy: Odejdź stąd, potworze! Odszedłem. Byłem załamany, ale jeszcze nie złamany całkiem. Dopiero, kiedy jakiś pijak na mnie wpadł i znowu widziałem ten cholerny wzrok… tym razem wydaje mi się, że całkiem świadomie go zabiłem… Może to mała wymówka, ale byłem naprawdę zdołowany i nie myślałem racjonalnie. Odchodząc stamtąd, dostrzegłem mojego ojca, który patrzył na mnie ze zniesmaczeniem. Cóż — znowu jego śmiech sprawił, że Sayuri włosy stanęły dęba — niezbyt udał mu się syn. Uciekłem stamtąd. Nie chciałem nikogo widzieć. Nie wiem nawet jak wylądowałem na jakimś dachu. Ból serca, który czułem był nieznośny, nie do wytrzymania. Dlaczego tylko ja jestem potworem? Dlaczego tylko mnie wszyscy nienawidzą? myślałem. I nagle nadleciały ku mnie kunaie. Piasek mnie ochronił. Odwróciłem się i spostrzegłem napastnika, poczułem furię. Wtedy na pewno świadomie go powaliłem. Ale to był shinobi, nie zwykły człowiek i przeżył mój atak. Nie miałem pojęcia co się dzieje, kto to był? Podszedłem i rozpoznałem. Ostatecznie zabrałem chustę z jego twarzy
Yashamaru powiedziała bezgłośnie Sayuri
— Yashamaru. Wariowałem, nie wiedziałem co się dzieje. Dlaczego on? Zadałem mu to pytanie. Odpowiedział, że to rozkaz, że to Kazekage kazał mnie zabić. Mój ojciec podjął taką decyzję? Nie rozumiałem dlaczego. Yashamaru odpowiedział, że byłem eksperymentem, który przerósł zamysł twórcy i należy mnie wyeliminować. Byłem naprawdę… przywiązany do niego i wręcz ucieszyłem się, że zrobił to z rozkazu mojego ojca. Powiedziałem… coś w stylu, że to dobrze, że mu wybaczam.
Sayuri serce się krajało. Nie chciała dłużej tego słuchać.
— Odpowiedział, że mógł odmówić wykonania rozkazu, ale nie chciał.
Zamarła. Ile on miał lat? Pięć? Sześć?
— Zabiłem jego siostrę. Już pierwszego dnia życia odebrałem jej ten cud, by móc rozpocząć swoje własne. To ona nadała mi imię… Zrobiła to z nienawiści, by wszyscy pamiętali, że zginęła. Jej ostatnie słowa do mnie brzmiały Kochaj tylko siebie i walcz tylko dla siebie. Miała nadzieję, że już zawsze będę znienawidzonym przez wszystkich potworem, który zemści się na ludziach, którzy za nią wybrali taki los.
Sayuri dostrzegła, że spod przymkniętych powiek Gaary w końcu wypłynęły łzy, a jego głos drżał.
— Po tym… Yashamaru powiedział Proszę, zgiń i aktywował wybuchające notki. Piasek oczywiście mnie ochronił, ale ja… Musiało to się stać w tamtym momencie, ale nie mam pojęcia jak. Od tamtej pory mam to na czole. To chyba blizna, ale nie mam pojęcia jak to się stało. A potem… cóż, Shukaku uwolnił się po raz pierwszy. W taki oto sposób z dziecka stałem się potworem.
Głos odmówił mu posłuszeństwa i otworzył oczy. Widział Sayuri, z twarzy której leciał nieprzerwany strumień łez. Ból, który widział na jej twarzy był jego własnym. Nie chciał z nią kontaktu fizycznego w chwili wyznania, bo nie mógł pozwolić, by cokolwiek z nią związanego kojarzyło mu się z tamtym dniem.
— Gaara… — wyjąkała i usiadła, a następnie z całą mocą uniosła go i przytuliła do siebie.
Szlochał w jej ciepłych ramionach, szukając ukojenia. Czuł, jak nieustannie, mokrymi pocałunkami całuje jego głowę, jak jej ręce całkiem roztrzęsione przejeżdżają na oślep po całym jego ciele. Takie nagromadzenie emocji… nie mógł się opanować. Szlochał, jakby znowu był dzieckiem i zawalił się na niego cały świat. Ukrył twarz w jej piersiach, a ramionami zmusił, by całkiem przywarła do niego. W tej chwili brak jej dotyku groził mu śmiercią albo szaleństwem. Nie zawiodła go, szeptała coś, zapewne słowa pocieszenia, ale nie słyszał ich. Potrzebował jej tak bardzo. Tak bardzo chciał, by dostrzegła wszystko, co z nim związane i zaakceptowała. I chyba tak było. W przeciwnym wypadku wyleciałaby stąd z krzykiem, a nie starała uspokoić.
— Mój maleńki… — Sayuri myślała, że serce jej pęknie, gdy usłyszała całą historię. Psychiczne tortury? To puste słowa, które nie oddawały całkowitej tragedii jego wspomnień. Zrozumiała już, jak ten dzień wpłynął na niego. Jak miał nie uwierzyć, że był potworem? — Wszystko dobrze… Cii… To tylko przeszłość… — Ale sama nie wierzyła w swoje zapewnienia. Gdyby tak było, nie miałby takiego wyrazu twarzy, a emocje nie targałyby nim aż tak. — Nie pozwolę, żeby coś ci się stało. — Przytuliła go jeszcze mocniej, on też po raz pierwszy nie kontrolował swojego uścisku. Niemal dosłownie miażdżył jej żebra, ale jeżeli taka była cena, aby znalazł ukojenie, mogła ją zapłacić, byle tylko tak nie cierpiał.
W końcu Gaara uspakajał się, choć nadal daleki był od spokoju. Rozluźnił nieco chwyt, ale wcale nie opuścił jej ramion. Nie był w stanie tego zrobić i nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie. Potrzebował wszystkiego. Jej ciała, jej emocji i przywiązania, które mu okazywała. Była jedynym dobrem, jakiego zaznał w życiu.
— T-to dlatego… — wyjąkał. — Chciałbym wiedzieć, czy ojciec był zmuszony przez Radę.
Sayuri natychmiast zrozumiała. Jeżeli to był tylko rozkaz, cały ten koszmar okazałby się nie nienawiścią połowy jego rodziny, a wyrachowaniem Rady.
— Nie wiem — powiedziała, nadal tuląc go do piersi. — Nie wiem, Gaara. Wiem tylko, że z medycznego punktu widzenia… — Zawahała się. — To nie jest możliwe, aby matka nienawidziła swoje dziecko. — Również wybuchła szlochem. — H-hormony one… nie pozwalają kobiecie… Poród… to bolesne. — Nie mogła zebrać myśli, ale wiedziała, że chciała przekazać mu coś ważnego. — Każdy człowiek czułby tylko coś złego do dziecka po takim bólu… Ale organizm dał mechanizm obronny i zmusza kobiety do miłości. Bombarduje kobietę po porodzie hormonami, żeby miała siłę troszczyć się o dziecko. — Cały czas tuliła go do siebie i drżącymi rękoma gładziła po całym ciele.
Gaara otrząsnął się z marazmu po jej słowach. Nie mógł myśleć, fragmenty wspomnień nadal niszczyły go, ale chwycił się tej nadziei, którą dała mu Sayuri. Było dużo możliwości. Może Shukaku zaburzył produkcję hormonów, matka czuła więc jedynie ból i dlatego go znienawidziła. Albo naprawdę Rada wymusiła na ojcu i Yashamaru takie zagranie, a matka go kochała. Nie wiedział, ale uzyskał choć odrobinę spokoju po słowach Sayuri.
— Jestem ci bardzo wdzięczny, że tego wysłuchałaś — powiedział cicho, nadal nie mogąc odnaleźć w sobie siły, by opuścić jej ramiona.
— Nie musisz mówić nic więcej — załkała Sayuri. — Ja wszystko rozumiem, to straszne… to nie powinno nikogo spotkać… Zrobię wszystko, żeby cię chronić. Nie pozwolę, żebyś cierpiał. — Jeszcze mocniej go przytuliła. W końcu na głos powiedziała deklarację, które wcześniej jedynie w duszy składała.
Gaara uspokoił się całkiem i uśmiechnął z czułością. W końcu, mimo oporu Sayuri, wyswobodził się łagodnie z jej objęć i patrzył z powagą w oczy.
— Ty już mnie uratowałaś — powiedział cicho. — Dzięki tobie wierzę, że nie jestem potworem.
— Oczywiście, że nie jesteś! — wykrzyknęła. — Jak mógłbyś być?!
Sayuri nie panowała nad emocjami i Gaara zrozumiał, że jeszcze nie przyswoiła wszystkiego. Wytworzył za swoimi plecami ścianę z piasku, oparł się na niej i przyciągnął Sayuri do siebie. Tak wspaniała kobieta wybrała sobie jego. Choć przeczyło to wszystkim znanym mu prawom, cieszył się z tego. Po tylu latach, po tylu ciosach, naprawdę… nawet w jego przekonaniu zasługiwał na choćby odrobinę szczęścia. Choć… ona dawała mu zdecydowanie więcej niż odrobinę. A teraz cieszył się, że się przełamał. W swojej historii zawarł tak naprawdę odpowiedź na większość pytań, które zadała kiedyś Temari. Ale może miała ochotę dowiedzieć się czegoś więcej?
— Sayuri… — Drgnęła i jeszcze mocniej wtuliła się w niego. — Chcesz zadać jeszcze jakieś pytanie?
— Nie! — wykrzyknęła i odskoczyła od niego. — Żadnych pytań! Jak w ogóle możesz tak mówić? Chyba nie widziałeś, ile bólu zadało ci opowiedzenie mi tego. — Powoli uspokajała się. — Nie teraz… nie na raz… Na pewno znajdę kiedyś jakieś pytania — powiedziała, patrząc na niego z troską. — Będę wiedziała, że mogę je zadać, ale teraz… Jeżeli usłyszę choćby jeszcze jedną historię o twojej krzywdzie więcej, to oświadczam, że zwariuję.
Gaara uśmiechnął się przyjemnie rozgrzany, gdy dostrzegł jak wielka była jej troska.
— Dobrze. — Ponownie przyciągnął ją do siebie i doskonale znanym jej ruchem, zarysowywał okręgi na jej plecach.
Westchnęła wdzięczna za to rozładowanie.
— Wiesz… właśnie w tej chwili zmieniło się moje marzenie… — Zawahała się. — A właściwie pojawiło się, bo marzenia to te szalone, trudne albo niemożliwe do zrealizowania. Ja zazwyczaj nie miałam zbyt wielkich potrzeb, nie miałam marzeń, a cele, do których dążyłam. Ale teraz mam marzenie.
— Mam nadzieję, że mi je zdradzisz.
— Tak. Chcę cofnąć się w czasie, zabrać twoją młodszą wersję z tego piekła i wychować. Patrzeć, jak dorastasz w normalnych warunkach, następnie wskrzesić tych wszystkich… — powstrzymała się, bo to w końcu jego rodzina — ludzi, którzy cię skrzywdzili i wykrzyczeć, co mam o nich do powiedzenia. Zwłaszcza twój ojciec by oberwał. Nigdy nie czułam takiej furii, jak teraz, gdy o nim myślę, bo dla niego jednego nie znajduję usprawiedliwienia.
Gaara zaśmiał się, słysząc jej pierwszy wybuch prawdziwej wściekłości.
— Z chęcią bym na to patrzył — odparł wesoło i ze zdumieniem zrozumiał, że nagle mógł myśleć o tym ze spokojem. Jakby Sayuri zamazała tamte wyniszczające go emocje.
— To oni byli potworami — powiedziała z taką pewnością w głosie, że nie odważyłby się jej sprzeciwić. — Ty jesteś jedynie ofiarą ich okrucieństwa. Nie obchodzi mnie, co ktokolwiek o tobie myśli, dla mnie zawsze byłeś i już na pewno pozostaniesz jedynie wspaniałym, skrzywdzonym przez los człowiekiem.
Sayuri znalazła nową drogę, by go rozczulać. Myślał, że to niemożliwe, by cenił ją jeszcze bardziej, ale najwidoczniej każdego dnia będzie musiał weryfikować swoje poglądy.


6 komentarzy:

  1. Szukam słów dłuższy czas i nadal mam trudność żeby znaleźć je. Ten rozdział był uroczy od początku, do końca. Kocham sposób, w jaki rozkwitają uczucia miedzy Gaarą a Sayuri <33 Tak współczuję Gaarze, że to wszystko przeżył :( Oczywiście wcześniej też o tym wiedziałam, nie wprowadziłaś w sumie nic nowego,, ale... W sumie to tak. Trochę się wzruszyłam czytając ten rozdział ;(

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi słyszeć, że wzbudzam emocje swoją pisaniną ;)

      Usuń
  2. Och! Jak ja lubię to, co się teraz dzieję w "Gosposi". Ich rozmowy są naprawdę uroczę. Gaara potrzebował kogoś takiego, kto nauczy go miłości i zaopiekować się nim.

    Zdarzenie z Yashamaru zawsze mnie tak bardzo smuciło. Uwielbiam historię pobocznych postaci w "Naruto", są mistrzowskie. Dramat Gaary, Neji'ego, Kakashi'ego i wiele innych. Żałuję, że tyle w "Naruto" i "Naruto Shippuuden" głupich filerów bez sensu. O wiele lepiej serie wyszyłby na skupieniu się na tych drugo i trzecioplanowych postaciach.

    "To oni byli potworami (...) Ty jesteś jedynie ofiarą ich okrucieństwa." So true! Rozumiem, że ludzie boją się nieznanego, ale to jak społeczeństwo traktowało Gaarę i Naruto zawsze doprowadza mnie do szewskiej pasji.

    Buziaki, Sayu-chan~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie zaczynajmy rozmowy, jak bardzo postaci poboczne zostały skrzywdzone. Raz, masz rację - przez fillery. Dwa, wojna i dramat wokół miłość/nienawiść Naruto i Sasuke właściwie zabrał połowę Shippuudena bez fillerów. Ale nic z tym nie zrobimy :( Możemy co najwyżej ponarzekać :P

      Usuń
  3. Ma nie być zbyt wielu odwołań do przeszłości, ale widzę że wyciągasz to, co najistotniejsze ;) Sayuri ze swoim zachwytem nad osobą Gaary ma szansę zlikwidować jego monologi wewnętrzne o abominacji. Z czasem ;) Trochę brakuje mi Kankuro, a jeszcze bardziej Temari. Mam nadzieję, że nie wpakowała się w kłopoty. Jej długa nieobecność mnie niepokoi, nie wiem czy pozbyłaś się jej żeby dać gołąbkom prywatność czy jej misja ma drugie dno xX

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się, Kankuro już wrócił ;)

      Co do Temari, to chyba zostawię Tobie do oceny, czy był to imperatyw, czy nie. Jak na większość rzeczy, które opisuję w "Gosposi", na rozwiązanie trzeba będzie dość długo poczekać ;)

      Usuń