sobota, 23 lutego 2019

Zadanie wykonane, Kazekage-sama – Rozdział 6

Minęło wiele miesięcy, a nawet lat od tamtego pamiętnego dnia, kiedy to teczka spłonęła. Gaara, jak każdej nocy, wymykał się z apartamentu Kazekage i siadał w tym samym miejscu, na półce skalnej. Oczywiście nie pierwszym-lepszym miejscu. Było to miejsce, w którym parę lat temu przywołał dziewczynę do siebie. Czy o niej zapomniał? Cyniczny uśmiech pojawił się na jego ustach. Nie. Był na to zbyt żałosny. Nie potrafi się od niej uwolnić. Chociaż nie... Najbardziej żałosne było to, że nawet nie próbował.
Przez te parę lat naprawdę wiele zmieniło się w jego życiu. W końcu po ilu...? Trzech...? Chyba tak. Po trzech latach od ich ostatniego spotkania został Kazekage. Westchnął cicho i spojrzał zamyślony w stronę księżyca.
To naprawdę miła odmiana po tylu latach nienawiści i strachu. W końcu zdobył to, na czym od zawsze mu zależało – akceptację i szacunek. Wszyscy mieszkańcy, a nawet niezbyt przychylna mu Rada, w końcu się do niego przekonali. Co prawda miał podejrzenie, które potwierdził Kankuro (a jego brat był jedną z nielicznych osób, którym ufał bezgranicznie), że Rada zrobiła to, by mieć Shukaku pod kontrolą, ale nie przejmował się tym. Każdego dnia pracował niezmordowanie z tymi piętrzącymi się papierami, każdego dnia słuchał utyskiwań wysokich rangą, każdego dnia robił wszystko, co mógł, by tylko ludzie zmienili do niego stosunek. I w końcu mu się to udało. Zdobył akceptację i szacunek. I chyba nie tylko...
Kiedy pomyślał o swoim rodzeństwie na jego ustach pojawiał się nikły uśmiech. Tak... to oni byli dla niego oparciem w każdej sytuacji. W końcu stali się dla niego prawdziwą rodziną. Czasem po prostu siedzieli obok siebie w milczeniu, a czasem kłócili się, jak na normalne rodzeństwo przystało, ale... Nie obawiali się go już. Już nie widział w ich oczach tego napięcia, które obserwował przez długi czas po walce z Uzumakim. Zaufali mu. Chociaż musiał przyznać, że nie bez trudu...

*

— O czym ty mówisz, do cholery?! — wrzasnęła Temari, lecz Gaara był przygotowany na taką reakcję.
— Temari, Kankuro, dałem wam zadanie — powiedział spokojnym tonem. Tak, planował to od dawna. Od tamtego dnia czekał na tę chwilę, bo tylko to dawało mu nadzieję. Bez tego... bez tego czuł się tak jakby znowu stracił wszystko, jakby sens jego istnienia nie istniał.
— Gaara… — Lalkarz spojrzał na niego stanowczo. — Wiem, że jesteś Kazekage i ponadto naszym bratem, ale odmawiam wykonania tego zadania.
— Nie masz wyboru — warknął Gaara, wstając i podchodząc do brata, a w jego oczach igrały niebezpieczne błyski. — To rozkaz.
— Zmuś mnie.
To był chyba pierwszy raz, kiedy Kankuro tak stanowczo sprzeciwił się bratu w takim stanie. Oboje mierzyli się rozwścieczonym spojrzeniem i w końcu Temari wydała zduszony okrzyk, lecz równie szybko uwiązł jej w gardle. Była już niemal pewna, że Gaara straci nad sobą panowanie i po tylu latach spełni groźbę, którą tak często kierował w ich kierunku. Ale kiedy tylko piasek uwolnił się z gurdy, równie szybko do niej powrócił.
Odszedł szybkim krokiem od oszołomionego rodzeństwa i stanął przy oknie swojego gabinetu. Temari i Kankuro wymienili przerażone spojrzenia. Dawno nie widzieli go w takim stanie. W zasadzie myśleli, że takie sytuacje mają za sobą, ale... Czy w takim razie mogli mu ufać?
Z niepewnymi minami zerknęli na sylwetkę brata i oboje zamarli. Jego plecy unosiły się zbyt szybko i zbyt intensywnie, a ciche odgłosy wydobywające się z jego ust, wskazywały tylko na jedno. Płakał. Patrzyli całkiem zszokowani na młodszego brata. Jeszcze nigdy nie widzieli go w takim stanie. Nigdy.
— Gaara... — powiedziała dziwnie łagodnie Temari, co zupełnie do niej nie pasowało.
— Możecie odejść. — Choć starał nadać swojemu tonowi naturalne brzmienie, nic mu z tego nie wyszło.
Oboje doskonale słyszeli, jak jego głos się łamał. Temari westchnęła cicho i podeszła do swojego młodszego braciszka. Położyła mu dłoń na ramieniu, a on zesztywniał. Długą chwilę panowało milczenie, jednak w końcu strącił dłoń siostry z ramienia, nawet na nią nie patrząc.
— Powiedziałem – możecie odejść.
— Nie, Gaara. — Tym razem odezwał się Kankuro i stanął obok Temari. — Po prostu wytłumacz nam. Dlaczego chcesz, żebyśmy to zrobili?
— Chcę ją znaleźć — powiedział po długiej chwili milczenia, a jego głos był już spokojny. — Tydzień temu do Suny wróciła drużyna Kasai.
Rodzeństwo wymieniło zdumione spojrzenia. Wszyscy byli przekonani, że podczas tego niezbyt przyjemnego wypadku, kiedy to poszukiwali kryjówki Orochimaru, cała ta drużyna została wybita.
— Powiedzieli tylko, że kiedy odzyskali przytomność, laboratorium wyglądało jak pobojowisko, a oni nie byli już pod wpływem genjutsu. Co więcej byli w doskonałej formie. — Gaara zwrócił się plecami w stronę okna i spojrzał na rodzeństwo z udręką w oczach. — Tylko ona mogła to zrobić.
Na dźwięk jego tonu zarówno Temari, jak i Kankuro zadrżeli. Wiedzieli, że zmienił się po tamtych wydarzeniach, ale żeby aż tyle emocji grało w jego głosie?
— Ja...
— Kankuro, uszykuj się, za chwilę do ciebie dołączę — powiedziała stanowczo Temari, a bracia spojrzeli na nią zaskoczeni.
— Temari... co ty...?
— Idź. — Wzrok kunoichi z Suny był na tyle stanowczy, że Kankuro posłusznie wykonał jej polecenie. Dziewczyna została z młodszym z braci sama w jego gabinecie. — Gaara... nigdy nam nie powiedziałeś, co znalazłeś w tej teczce i dlaczego ją zniszczyłeś.
— Nigdy tego nie powiedziałem — mruknął, uciekając wzrokiem od świdrującego spojrzenia siostry.
— Więc dlaczego nam jej nie pokazałeś?
— Przekazałem wszystko, co było w niej zawarte. — Nie minął się z prawdą. W miarę wiarygodnie opowiedział im o zapiskach. Pominął jedynie fakt, że napisała do niego list i że zamiast uratować jakąś cenną informację, on zajął się jej zdjęciem. — Po prostu... sama spłonęła, uaktywniła się jej technika.
— Więc zniszczyła wszelkie dowody swojego istnienia. — Temari cicho westchnęła i wpatrywała się w brata. — Gaara... wiesz, że to mało prawdopodobne, że ona tu wróci, prawda?
— Wiem... — powiedział w końcu, nie patrząc na nią. — I dlatego... dlatego kiedy znalazłem jakiś ślad...
— Gaara, powiedz mi — przerwała mu, a on w końcu spojrzał jej w oczy. — Jak ważna ona jest dla ciebie?
Już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, ale nie potrafił. Sam nie wiedział co do niej czuł. Wiedział jedno – musiała tu wrócić.
— Gaara... — Temari pochyliła się nad nim siedzącym w fotelu bratem i przytuliła go.
Nigdy tego nie doświadczył. Nie licząc tego jednego, ulotnego momentu w swoim życiu, kiedy rudowłosa odchodziła, nikt nigdy go nie dotykał w tak przyjemny i przepełniony uczuciem sposób. Oddał się woli siostry i niepewnie, nadal będąc skrępowanym, oparł głowę o jej ramię. Nie ośmielił się jej dotknąć.
— Gaara... pamiętaj, cokolwiek postanowisz musisz przede wszystkim, jako Kazekage, mieć na uwadze dobro wioski — powiedziała z uśmiechem Temari, wypuszczając brata z uścisku. — I my z Kankuro jako shinobi, którzy ci doradzają, będziemy tego pilnować. To dlatego tak zareagowaliśmy. Ale jako twoje rodzeństwo zawsze, niezależnie od decyzji, będziemy cię wspierać. Tylko dlatego wykonamy to zadanie. Ale pamiętaj... robimy to dla naszego brata, nie dla Kazekage.
— Dziękuję, Temari — wyjąkał cicho Gaara, rumieniąc się.

*

Tak, to był ten moment, od którego żadne z nich nie patrzyło na niego z dystansem czy napięciem. Od tego dnia, a w zasadzie od powrotu z misji, stali się prawdziwą rodziną. I choć nic z tego nie wyszło, rudowłosa doskonale zatarła za sobą ślady, oni zrobili to dla niego. Prawdopodobnie Temari zawdzięczał to, że Kankuro niczego nie skomentował po powrocie. Być może przytoczyła mu ich rozmowę, ale nie obchodziło go to. Dla niego najbardziej liczyło się to, że po raz pierwszy w swoim życiu poczuł prawdziwą więź ze swoją rodziną...
Gaara otrząsnął się ze wspomnień. Cóż... to miejsce jakoś dziwnie na niego wpływało. Tutaj zawsze odnajdował spokój i miał jakiś dziwny, nieco melancholijny nastrój. W końcu... ile to nocy przesiedział w tym miejscu i rozmyślał o niej? Gdzie była? Co robiła? Czy i ona nieustannie o nim myślała? Czy doszły do niej słuchy, że został Kazekage? A może... ta możliwość zawsze dodawała mu otuchy, choć wiedział, że nie było to możliwe. Jakaś mała nadzieja zaszczepiła się w jego mózgu i nie chciała odejść. A co jeśli ona nadal tu była? Co jeśli nadal z ukrycia obserwowała jego poczynania?
Zaśmiał się cicho z własnej głupoty i powrócił do zajęcia, które wykonywał niezmiennie od wielu lat. Wpatrywał się w gwiazdy, a jego myśli krążyły wokół tego jednego momentu, w którym to mógł poznać smak jej ust...

***

Młody Kazekage zmagał się z wieloma przeciwnościami losu w tym dniu. Temari nie było, została wysłana jako ambasadorka Suny do Konohy na czas przygotowań do egzaminu, niedługo powinna wrócić, ale... No właśnie ALE. Ale kiedy jej nie było ani on, ani Kankuro nie potrafili normalnie funkcjonować. Zazwyczaj lśniąca czystością kuchnia, zmieniła się w prawdziwe pobojowisko z górami talerzy i dziwnymi, trudnymi do zidentyfikowania plamami na podłodze. A obaj bracia cierpieli katusze z powodu braku odpowiedniego posiłku. Jakoś żaden z nich nie chciał przyznać się do tego otwarcie, ale obecność starszej, upierdliwej siostry miała swoje dobre strony.
— Suń się, gnojku jeden — warknął lalkarz, walcząc ostatkiem sił o jedyny czysty talerz.
Jak na Kazekage przystało, Gaara nie dał się tak zwyczajnie pokonać. Pochwycił brata piaskiem i godnym, spokojnym krokiem ruszył po obiekt kłótni, jednak nim zdążył go chwycić, talerz tak po prostu, sam z siebie, upadł na podłogę.
— Kankuro! — warknął, patrząc ze złością na nić chakry, łączącą dłonie lalkarza z resztkami tego, co z talerza zostało.
— Shinobi z Suny walczy do końca. Jeśli ja nie mogłem go dostać, to ty tym bardziej — powiedział lalkarz z pełnym samouwielbienia uśmiechem. Po chwili syknął cicho, kiedy został dość brutalnie oswobodzony z piaskowego uścisku. — Mścić, to ty się nie musiałeś i tak sam nie zrobisz sobie...
— Lepiej zamilcz — warknął chłodnym tonem Gaara, lecz w jego oczach igrały wesołe błyski.
To nie był koniec udręk Kazekage na ten dzień. Gdy jakimś cudem bracia przygotowali i zjedli posiłek, zjawiła się ona, osoba, która nie dawała Gaarze spokoju, odkąd tylko uratował ją przed Shitenshonin. Matsuri, bo tak się nazywała, każdego dnia odkąd został Kage, mimo jego łagodnych upomnień, przychodziła do apartamentów prywatnych Kazekage.
— Gaara-sama! — wykrzyknęła od progu. — W czym mogę ci dzisiaj pomóc?
Zejdź mi z oczu przemknęło mu przez myśl.
— Raczej nic szczególnego dzisiaj nie robię — mruknął cicho i zignorował rozbawiony wzrok brata. — Mam tylko spotkanie Rady. — Widział, że dziewczyna była oburzona. Widocznie chciała kolejny dzień chodzić za nim krok w krok. Tylko czego, do cholery, od niego chciała? Był co prawda jej mistrzem, ale przecież nie opiekunem! A było to tym bardziej irytujące, bo nie darzył swojej uczennicy szczególną sympatią. Co prawda nadal szanował każdą zdobytą z trudem więź, jednak tym razem chyba mógł pozwolić sobie na złośliwość. W końcu chciała mu pomóc. — W zasadzie, Matsuri, jest coś, co pomoże i mnie, i Kankuro.
Lalkarz spojrzał na niego podejrzliwie, ale dziewczyna tego nie dostrzegła. Dla niej liczyło się to, że Gaara-sama zwrócił w końcu na nią uwagę.
— Jesteśmy nieco zawaleni robotą, więc nie mamy czasu nawet pozmywać naczyń, może zajęłabyś się tym?
Początkowo wyglądała na zawiedzioną, ale zaraz rozpromieniła się.
— Oczywiście, Gaara-sama! — Aż podskoczyła i ruszyła w kierunku zlewu. — W końcu to też ważne zadanie! Skoro wy zajmujecie się wioską, ja mogę pomóc wam! — Z radosnym uśmiechem zajęła się zmywaniem góry naczyń.
Bracia wymienili rozbawione spojrzenie.

***

Tego dnia zdawało się, że wszystko pójdzie zgodnie z góry ustalonym planem. Nic szczególnego nie działo się ostatnimi czasy w wiosce, więc ani on, ani Rada nie mieli zbyt wiele do roboty. Przygotowania do egzaminu na chuunina zostały poczynione, lada moment Temari miała wrócić do Suny, misje przebiegały bez większych kłopotów czy strat, a pozycja wioski nadal się umacniała. I już Gaara myślał, że to koniec spotkania, jednak głos zabrał jeden z najmłodszych członków Rady, Yūra. Wspomniał on o zagrożeniu, jakie stwarzało Akatsuki, polując na ogoniaste demony. Cóż.. miał ku temu podstawy, ponoć sam Jiraya z Konohy, jeden z trójki wielkich sanninów, poinformował go o tym. Po jego wystąpieniu Rada jednogłośnie orzekła, że straże i patrole na pustyni muszą zostać zwiększone i właściwie był to koniec spotkania, jednak dla Gaary był to dopiero przyczynek do długich rozmyślań.
Udał się do swojego gabinetu, choć w sumie nie było takiej potrzeby. Po prostu za nic w świecie nie chciał spotkać Matsuri, a być może nadal czekała na niego w apartamencie. Oparł się o zagłówek fotela i zamyślony spoglądał na panoramę Suny. Co powinien zrobić? Wiedział, że miał ograniczone możliwości. Jako Kazekage nie mógł opuścić wioski, choć to podpowiadał rozsądek. Gdyby to on był odpowiedzialny za straże, istniało większe prawdopodobieństwo, że zagrożenie zostanie szybciej zażegnane. Niby nie był jakoś wybitnie uzdolnionym sensorem, ale pustynny teren z pewnością dawał mu przewagę.
— Jeśli boisz się wrócić do domu, to wiedz, że już jej nie ma. — Na progu gabinetu stanął Kankuro, trzymający w ręku kubek z jeszcze parującą herbatą, którą postawił na biurku. — To za ten talerz — dodał, widząc podejrzliwe spojrzenie brata.
— Rozumiem... — Gaara westchnął cicho i spojrzał na lalkarza. — Mówiłeś, że nie będzie cię dzisiaj.
— Korzystam z wolności, Temari niedługo wraca — odparł Kankuro. Oj tak... kiedy siostrzyczka była w wiosce, nie było mowy o tak częstym obcowaniu z płcią piękną. — Zobaczymy się jutro.
Mówiąc to, już wychodził z gabinetu, a Gaara znowu został ze swoimi myślami sam.
Chyba już przyzwyczaił się do tych kilku irytujących rzeczy. Przede wszystkim coraz bardziej stanowczy głos Shukaku w swojej głowie. Cóż... odkąd został Kazekage nie było mowy o wykonywaniu misji, a co za tym idzie, Ichibi coraz bardziej dopominał się o uwolnienie swojej mocy, gdyż prawdopodobieństwo malało z każdym dniem. Poza tym zdążył już przywyknąć do własnych myśli, krążących nieustannie wokół dziewczyny. Cholera... że też nawet nie znał jej imienia! Nagle jego zwykłe przemyślenia zostały przerwane przez jakiś ruch tuż za oknem. Odłożył kubek z herbatą i uważnie przyjrzał się szybko przemieszczającemu się cieniowi. Cóż... chyba Yūra miał rację...

***

Na tak mało mnie stać?! Ta myśl przewijała się przez jego umysł, gdy resztkami sił przenosił piasek znad wioski w stronę pustyni. Jak chciał kogokolwiek obronić? Jakim cudem mianowali go Kazekage? Był za słaby. Teraz jedyną alternatywą dla jego śmierci było skorzystanie z mocy Shukaku, który nadzwyczaj entuzjastycznie obiecywał, że będzie walczył jedynie z tym blondynem z Akatsuki. Ale Gaara doskonale wiedział, jak skończyłoby się uwolnienie mocy Shukaku. Wolałby zginąć, niż pozwolić, by przez niego Sunie groziło jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
Ostatni raz spojrzał na tak drogą mu wioskę. Wszyscy ci ludzie... Stali się dla niego tak ważni, a sądząc po ich okrzykach i twarzach, on dla nich również. Tak... chyba to jest śmierć godna shinobi. Szkoda tylko, że już jej nie zobaczy, że nie będzie miał możliwości spojrzeć na nią choć ostatni raz. Bo był już tego pewien. Jeśli do tej pory nie ujawniła się, nie było jej w Sunie. Z uśmiechem na ustach spadał i nim zemdlał ostatnią rzeczą, jaką widział, była ona. Siedziała w tym samym miejscu, w którym on zwykł siadywać, na półce skalnej i uśmiechała się do niego. A ten uśmiech... czy to nie szalone? W obliczu śmierci, zamiast strachu, czuł nieopisaną radość. Może jednak było coś miłego w umieraniu...

6 komentarzy:

  1. Trochę smutne, że nie ma Sayuri w tym rozdziale :< Podobała mi się rozmowa braci i ta scena z Matsuri x) Chyba dobrze pamiętam, że jej nie znosisz, nie ? No nie mogę się doczekać, co będzie dalej! Może Sayuri jednak przybędzie uratować Gaare?

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie da się ukryć, że nie znoszę Matsuri, ale jak dotąd jedynie w tym ff dałam temu wyraz ;) Choć przyznam, że planuję, w jednym z nowych opowiadań, trochę pognębić Matsuri :P

      Usuń
  2. Jestem pod wielkim wrażeniem, że jesteś taka wszechstronna *-*
    Przyjemnie czyta się twoje cudeńka. Przedstawienie postaci Sayuri jako mordercy na usługach Czwartego Kazekage normalnie wbiwb mnie w fotel! Czekam na więcej.

    Resztę opowiadań zdążyłam już przeczytać i skomentować. Dobrze wrócić ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy wszechstronna? To raczej wgląd w moje twory na przestrzeni blisko dziesięciu lat.

      Napisałam ostatnio szkice do kolejnych czterech opowiadań o Gaarze i naszła mnie refleksja. Chciałabym być tak kreatywna, gdy "twórczość" ma dotyczyć czegoś innego niż Szanowny ;)

      Usuń
  3. O rety! Ten rozdział był taki rozrywkowy, mieliśmy Matsuri (chyba jej nie lubisz ;)) i Kankuro w Twojej ulubionej wersji. Ostatni fragment był jak uderzenie obuchem w głowę. Czekam na Sayuri ;)
    Gaara w tej mocno emocjonalnej wersji jest uroczy. Sprawnie wychodzi Ci opisywanie jego przemyśleń;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choćbym próbowała, nie jestem w stanie ukryć swojej niechęci do Matsuri. O ile o niektórych postaciach z "Naruto", z biegiem lat, zmieniłam trochę zdanie, tak Matsuri pozostaje w tym samym punkcie :P Nie walczę już z tym ;)

      Usuń