Kolejne dwa tygodnie wydawały się Sayuri jak ze snu. Codziennie zasypiała i budziła się w ramionach mężczyzny, który zdawał się być jedynie marzeniem. Jakim cudem Gaara był… taki. Właśnie taki. Doskonały, szczodry, wspaniałomyślny, czuły, troskliwy… Mogłaby wymieniać w nieskończoność i chyba w końcu zabrakłoby jej przymiotników. Kiedy konfrontowała w myślach fragmenty rozmów z innymi o tym, jaki był lata temu i to, co właśnie przeżywała… Czy taki dysonans mógł istnieć?
W jej towarzystwie Gaara był najweselszym człowiekiem, który tylko czekał, aż będzie mógł się z nią droczyć. Nieustannie zadziwiał ją swoją delikatnością i troską. Kiedy gorzej się czuła, jak zawsze podczas bólów menstruacyjnych, nie odstępował jej na krok i dawał dowody przywiązania. Robił to i wiele innych rzeczy z taką naturalnością, że w duchu dziwiła się, jak to w ogóle było możliwe. Może to ludzie oszaleli, że oskarżali go o te wszystkie zbrodnie? Nie mieściło jej się w głowie, że Gaara był zdolny do czegoś wykraczającego poza strefę dobra absolutnego. Jakim cudem tak się zmienił? Chyba źle zadała pytanie. Co też takiego musiał przeżyć ten z natury dobry człowiek, że został doprowadzony do stanu wpół-oszalałego, żądnego krwi psychopaty? Nie wiedziała i aż bała się go o to spytać. Nie robiła tego z wielu powodów, patrzyła na jego komfort, ale też… nie miała czasu. Gaara nie pozwalał, by zapominała o tym, że była młodą, pełną życia i pragnień kobietą.
To, co potrafił wyczyniać z nią w łóżku, było nie do opisania. Kiedy przeżyła swój pierwszy orgazm, w pierwszej chwili myślała, że oszalała. Tak duża przyjemność nie powinna być możliwa. Później, każdego dnia, udowadniał jej w jak wielkim błędzie była. Najwidoczniej definicja przyjemności w jej przypadku ograniczana była jedynie wyobraźnią Gaary. Nadal nie czuła się zbyt pewnie w intymnej sferze, ale powoli wprowadzał ją w ten świat.
Czuła się jak wariatka. Nie mieściło jej się w głowie, jak bardzo spragniona jego dotyku mogła być. Kiedy udawał się do gabinetu i spędzała tyle godzin bez niego, jedynym ratunkiem okazywała się zdolność sondowania chakry, inaczej tak zwyczajnie oszalałaby bez niego. Czy ta potrzeba bliskości była normalna? Tego nie wiedziała, ale nie mogła już wyobrazić sobie bez niej życia.
Rozmawiała też z nim. Dużo. Najczęściej w pozycji leżącej, ale i tak zaliczało się to w kanon rozmowy. Nie mogła nadziwić się, jak wielką wiedzę posiadał. Nie wiedziała czy ukrywał to wcześniej, a może nie zwróciła na to uwagi. Dopiero po jakimś czasie zrozumiała. Gdy rozmawiali o ulubionych książkach, rozgadał się naprawdę, co zdarzało mu się dość rzadko. Nie był całkiem milczący, ale nie zarzucał, w przeciwieństwie do niej, rozmówcy potokiem słów. Kiedy jednak zaczął mówić o ulubionych tytułach, nie miała wątpliwości, że odblokowała w nim ukryte pokłady zdolności krasomówczych. Początkowo była zafascynowana jego ogromem wiedzy, gdy przeskakiwał z tematu na temat i opowiadał dowcipne anegdotki związane z książkami, które naprowadziły go do tego typu przemyśleń. Ale później, nie dając nic po sobie poznać, zrozumiała co kryło się pod tym. Jak zawsze, kiedy dostrzegała coś takiego, fala współczucia przebiegała jej przez organizm. On nie miał znajomych, którzy zabieraliby mu czas. Z rodzeństwem też nie spędzał każdej wolnej chwili. Może z wrodzonej ciekawości świata, a może z nudów, sięgał po coraz to nowe książki. W takich chwilach, gdy coraz więcej fragmentów jego wcześniejszego życia docierało do niej, miała ochotę zamknąć go w swoim uścisku i chronić przed całym światem. Nie mogła znieść myśli, że jeszcze kiedyś będzie cierpiał. Co prawda fizycznie raczej mało kto mógłby go choćby tknąć, ale psychicznie… na nim musiała być przeprowadzana cała gama tortur psychicznych. Jak silny musiał być, skoro udało mu się podźwignąć i przezwyciężyć te wspomnienia?
Czasem zaskakiwał ją swoim zachowaniem. Za każdym razem, gdy myślała o jednym wspomnieniu, uśmiech cisnął jej się na usta. Raz obudziła się i nie było go w pobliżu. Poczuła narastającą panikę. Szybko rozpoczęła poszukiwania jego chakry i odkryła, że był w kuchni. Zdziwiła się swoją zaborczością i egoizmem, bo miała mu nieco za złe, że nie obudził jej. W końcu dotarło do niej, że nie musiał przecież leżeć z nią całych nocy. Sam nie spał i robił to tylko dla jej kaprysu. Zawstydziła się, ale nie zdołała opanować swoich ruchów i szybko udała się w jego kierunku. Na progu kuchni zamarła i wybuchła szaleńczym śmiechem na widok pobojowiska, które zastała.
Gaara stał wyraźnie przerażony i zakłopotany swoją nieudolnością. Wytłumaczył, że chciał zrobić jej śniadanie, podobne do tych które zazwyczaj serwowała, ale niektóre rzeczy (przynajmniej według jego słów) powybuchały, inne się porozlewały i nie mógł zapanować nad tym chaosem. Sayuri już chyba zawsze miała wybuchać śmiechem, gdy przypominała sobie ten widok. Poza tym wyglądał wtedy tak uroczo, gdy stał pośród tego całego bałaganu i próbował ratować spalony na wiór ryż, który smażył na patelni.
***
Sayuri stała przy kuchennym blacie i przygotowywała śniadanie. Choć doskonale wiedziała, gdzie znajdował się Gaara, nic nie mogła poradzić na przyjemne dreszcze, gdy myślała o tym, że zbliżał się do niej. Jeszcze kilka metrów… Przymknęła oczy i już po chwili została otoczona jego ramionami. Przygwoździł ją do mebla i jak zwykle zaczął całować jej obojczyk. Nadal nie dowiedziała się co jest tak szczególnego w obojczykach, że to im poświęcał najwięcej uwagi.
Uśmiechnęła się zuchwale i sugestywnie otarła się o jego ciało. Cichy odgłos wydobył się z jego ust. Tak, Sayuri zaczynała uczyć się, że nie tylko on na nią działa. Ona również oddziaływała na niego z niespotykaną siłą.
— Chcę się z tobą przywitać, a ty mnie tak traktujesz. Jesteś dzisiaj wyjątkowo niegrzeczna.
— Jestem szczęśliwa — odparła, przypominając sobie, że to już za dwa dni. Członkowie Rady, nie mogąc już chyba znaleźć dokumentów wymagających przepisania, przystopowali ze swoimi wymaganiami i dali mu jeden dzień w tygodniu całkiem wolnego, a już od trzech dni przychodził do domu zdecydowanie wcześniej. Chyba i dla nich byłoby absurdalne, gdyby poprawiał dokumenty, które sam sporządził. Jedynym problemem był Kankuro, choć… chodził przecież na treningi, a nocami jego pokój stał pusty. — Mogę chyba to okazywać, prawda?
Gaara zaśmiał się bezgłośnie i zaczął zjeżdżać dłońmi niżej. Zatrzymał się na pasku od jej sukienki i wyraźnie nie odpowiadał mu ten zbędny dodatek.
— Jak sobie życzysz.
Często powtarzał te słowa i chyba naprawdę tak myślał. Czegokolwiek sobie nie zażyczyła, on jej to ofiarowywał. Niezależnie od tego czy pragnęła dotyku, ciszy, rozmowy, pocałunku, a nawet i jego duszy, on jej wszystko dawał. Chyba będzie musiała przemyśleć, w jaki sposób miała mu spłacić ten dług, który u niego zaciągnęła.
Niezwykle sprawnie pozbył się jej paska.
— Kankuro będzie zdziwiony, jak zobaczy to na ziemi — zauważyła przytomnie Sayuri. Wykrzyknęła cicho, gdy Gaara poderwał ją i usadził na stole.
— Sądzę, że prędzej to zauważy. — Gaara wprawnym ruchem włożył jej rękę pod sukienkę i z zadowoleniem przyjął, że posłuchała się jego rady i przestała nosić bieliznę.
Sayuri jęknęła cicho i oparła się rękoma o stół.
— Tak… To może zauważyć.
— Gdzie jest?
Sayuri zamknęła oczy i wyczuła Kankuro daleko poza budynkiem. Uśmiechnęła się leniwie.
— Śpi, jest jakieś pół kilometra stąd.
— Skąd wiesz, że śpi? — Gaara przerwał pieszczotę, ale nie wycofał ręki. Patrzył na nią zdumiony.
— Inaczej zachowuje się chakra osoby świadomej, a inaczej nieprzytomnej.
— To mamy sporo czasu. — Ponowił delikatne ruchy palcami w jej wnętrzu, równocześnie namiętnie całując jej usta. Jak mógł być równocześnie delikatny i nieprzejednany? Chyba tylko on potrafił osiągnąć taki efekt. — Możesz sprawdzać, gdzie jest? — wymruczał jej do ucha.
— Chcesz, żebym czuła twojego brata, kiedy… — Nie dał jej dokończyć. Czyżby warknął wściekły? Aż otworzyła oczy, a widząc jego złą na samego siebie minę, zaśmiała się w głos. — Mogę sprawdzać.
— Nie. — Patrzył na nią z niezwykłą intensywnością. — Nie rób tego.
Jego ruchy były nieco mniej delikatne niż chwilę wcześniej. Przysunął ją bliżej krawędzi stołu. Sayuri zdziwiła się. Pomimo naprawdę magnetycznego wpływu, jaki mieli na siebie, nie zrobili tego w miejscu innym niż jej łóżko. Poczuła delikatne dreszcze. To zakazany owoc smakuje najlepiej, prawda? Gaara chyba był tego samego zdania, bo nie przerwał swojej gry.
***
Sayuri leżała na stole i zastanawiała się, jakim cudem jej życie zmieniło się tak diametralnie. Nie musiała zbyt długo szukać rozwiązania. To Gaara opierający się o nią i właśnie całujący jej brzuch, był tego przyczyną. Z uśmiechem dostrzegła ułamany kawałek blatu stołu. Chyba powinni przemyśleć czy niszczenie mebli powinno być ich stałym punktem dnia, skoro przed pozostałymi domownikami musieli udawać, że nic ich nie łączy.
— Ciągle mnie zaskakujesz.
— Witaj w moim świecie — zaśmiała się Sayuri.
Po chwili Gaara stanął o własnych siłach i pomógł jej unieść się do pozycji siedzącej. Patrzył na nią wesoło.
— Teraz możesz poszukać Kankuro.
Sayuri skupiła się. O cholera…
— Wraca — powiedziała nieco przestraszona i rzuciła się do szmaty. Chciała wytrzeć ślady ich nieoczekiwanego stosunku na stole.
Gaara chwycił ją, nim zdążyła wykonać choćby krok i przywarł do niej ciałem.
— Wieczorem musimy to powtórzyć — wyszeptał.
Sayuri zaśmiała się i posłusznie skinęła głową. Patrzyła, jak Gaara wyrzuca do śmieci dość sporej wielkości kawałek drewna i podnosi z ziemi pasek jej sukienki.
— To twój?
— Ktoś mi go ukradł, ale chyba ruszyły go wyrzuty sumienia.
Parsknął śmiechem i pomógł jej go zamocować. Sayuri szybkimi ruchami udało się doprowadzić kuchnię do pierwotnego stanu, a Gaara zajął swoje zwykłe miejsce. Już po chwili usłyszeli kroki Kankuro, dobiegające ze szczytu schodów. Sayuri schłodziła nieco twarz wodą, wiedząc, że nadal miała na niej nienaturalne rumieńce.
— Czy wam też się wydaje, że ten dzień był zbyt piękny, żeby być prawdziwym? — Kankuro miał ponury wyraz twarzy, co rzadko mu się zdarzało. Przez chwilę jego wzrok rozbłysnął rozbawieniem, ale zaraz powrócił do poprzedniego stanu.
— Twoje pojawienie się w progu jest naprawdę niezapomnianym przeżyciem, więc cóż mogłoby zniszczyć ten magiczny nastrój?
— Spotkałem po drodze tego śliniącego się idiotę.
— Amaru? — dopytał Gaara.
— A kto inny jest w stanie wyprodukować tonę śliny w minutę? Jakim cudem miał kiedyś żonę, tego pojąć nie mogę.
— Czego chciał?
— Misja, a cóżby innego. — Kankuro westchnął. — Zastanawiam się, czy nie odmówić. — Spojrzał na brata z troską.
— Przerabialiśmy to już przy Temari. Nie możesz odmówić.
— Wiem… ale tyle ciekawych rzeczy mnie ominie.
Sayuri wymieniła zdumione spojrzenie z Gaarą.
— Co takiego?
— Obserwowanie rozkwitu waszego związku.
Oboje zamarli i w końcu dostrzegli, że Kankuro dosłownie trząsł się ze śmiechu.
— Ależ zdziwieni. Tacy przyłapani na gorącym uczynku. Skoro wyruszam, nie mogłem milczeć.
— Skąd… — wyjąkał całkiem zszokowany Gaara.
— Wiem? To dość oczywiste. Konkretnie piętnaście dni temu zaczął się ten ognisty romans.
— Jak…? — Sayuri otrząsnęła się z odrętwienia i zaśmiała w głos. — Mówiłam ci, że zaraz zauważy moje podwyższone libido.
Gaara również dostrzegł dość groteskowy komizm tej sytuacji i uśmiechnął półgębkiem, patrząc na brata z uznaniem.
— Jak to dostrzegłeś?
Kankuro był wyraźnie z siebie zadowolony. Rozwalił się na krześle.
— Jestem pod wrażeniem, bo nie popełniliście żadnego błędu. Nawet Temari nic by nie zauważyła.
— To jakim cudem ty? — Sayuri nie mogła wyjść z podziwu.
— Gaara posłodził herbatę. — Wzruszył ramionami, a widząc zdumiony wzrok młodszego brata i on się zdziwił. — Nie zauważyłeś, że zawsze tak robisz, kiedy od dłuższego czasu… nie pościsz już? — Starał się nie być wulgarny w towarzystwie Sayuri.
— Kiedy o tym wspomniałeś…
— Tyle ci wystarczyło, żeby mieć pewność? — Sayuri coś nie pasowało. Kankuro wyraźnie coś jeszcze ukrywał. Miał jakiegoś asa w rękawie.
— Pominę twoje nikłe rumieńce. — Puścił do niej oczko. — Nie mogę się stąd ruszyć, nie przekazując braciszkowi odpowiednich wskazówek. Milczałbym, gdybyś dzisiaj zrobił wszystko, jak trzeba.
Gaara tolerował jego zbyt zuchwałe wypowiedzi i czekał, nieco rozbawiony, na ciąg dalszy.
— Kiedy kobieta nosi tak upierdliwe sukienki. — Kankuro spojrzał na strój Sayuri. — I ma jakieś paski i inne wstążeczki. — Pochylił się nieco. — To jeżeli chcesz ukryć, że poranek spędziłeś doprowadzając ją do rozkoszy przy rodzinnym stole. — Podniósł coś z ziemi. — Dobrze radzę, zawsze sprawdzaj, czy wszystko wróciło na swoje miejsce. — Położył na stół fragment kokardki z widocznym śladem, że nie spadła samoistnie.
Sayuri i Gaara patrzyli na winowajcę w milczeniu, a po chwili wybuchli śmiechem.
— Ale jak mogliście to zrobić na stole? Jak ja mam przy nim jeść, co?
— Nie masz nic przeciwko? — Sayuri miała oczywiście na myśli to, co łączyło ją z Gaarą, nie sprofanowany stół.
— To nie moja sprawa. — Wzruszył ramionami. — Ale dobrze radzę, jeżeli chcecie dalej wszystko ukrywać, to Temari będzie równie spostrzegawcza. Poza tym nie będzie raczej latała po nocach, żeby tylko was nie speszyć swoją obecnością. — Najwidoczniej nie mógł się powstrzymać i podkreślił swoje bohaterstwo.
— Skoro doskonale wiesz, jak wszystko ukrywać przed siostrzyczką, to dlaczego tyle razy wpadłeś? — spytała przebiegle Sayuri.
— Ja, w przeciwieństwie do was, nie mam takiego szczęścia i nie mieszka tutaj obiekt moich westchnień…
— obiekty…
— … więc musiałem zazwyczaj trochę ryzykować.
— Dam wam chwilę. — Sayuri wstała i spotkała się ze zdumionym spojrzeniem obu braci. Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła wesoło. Chciała dać Gaarze możliwość porozmawiania z Kankuro. Być może w jego towarzystwie powie szczerze, co o tym myśli. — Zawołaj mnie, jak będziesz ruszał — zwróciła się do lalkarza. — Chciałabym się pożegnać. — Wyszła z kuchni.
— I przytulisz mnie, jak ostatnio? — wykrzyknął za nią, ale chyba nie usłyszała go. Spojrzał na Gaarę z rozbawionym wyrazem twarzy.
— Jeśli masz jeszcze jakieś kąśliwe uwagi, nie krępuj się. — Skrzyżował ręce na piersiach. Taki gest mógłby przestraszyć Kankuro, gdyby nie wesołość czająca się w oczach brata.
— To mnie pierwszego widziała nagiego. — Czekał na reakcję i nic. Gaara uśmiechnął się półgębkiem i nadal patrzył na niego w oczekiwaniu. — To najmocniejsze, co miałem — przyznał nieco zawiedziony. — Zdumiewająca samokontrola, jestem pod wrażeniem.
— Jeśli chciałbyś przetestować ją praktyką, nie miałbym nic przeciwko.
Kankuro zaśmiał się w głos. Gaara najwidoczniej był bardzo zaborczy, skoro w zawoalowany sposób dał mu do zrozumienia, że nie powinien przekraczać fizycznej granicy droczenia się z Sayuri. Ale to sam wiedział. Zdał sobie z tego sprawę długie tygodnie wcześniej, jeszcze przed swoją feralna misją. Powoli uśmiech schodził z jego twarzy i patrzył na Gaarę poważnym wzrokiem.
— Bardzo się odsłoniłeś — powiedział. Nie chciał przeprowadzać tej rozmowy. Nie, kiedy po raz pierwszy w życiu Gaara wyglądał na naprawdę szczęśliwego. — Gaara, Rada wczoraj uchwaliła rozporządzenie, zgodnie z którym, niezależnie od twojej woli, ma ci poza Suną towarzyszyć co najmniej jeden strażnik. Zauważyłeś to w ogóle? Nie zrozum mnie źle, nie mam nic przeciwko temu, co się dzieje między wami, ale nie możesz tak…
— Wiem — przyznał Gaara.
— Nigdy nie widziałem cię szczęśliwszego — wyznał Kankuro. — To o tym, że tak dobrze się kryliście… Cóż… nieszczególnie dobrze wam to wychodziło. — Uśmiechnął się wesoło. — Czy ty kiedykolwiek widziałeś, w jaki sposób na nią patrzysz?
Gaara zdumiał się na jego słowa. Prędzej spodziewał się, że Sayuri nie opanuje się jakimś gestem, ale on?
— Nie mówię, że z Sayuri jest inaczej. — Lalkarz chyba odgadł jego myśli. — Ale ona zazwyczaj chodziła wesoła, roześmiana. Temari na pewno nic nie zauważy w jej przypadku, ale ty… To mocno dostrzegalna zmiana. — Kankuro zakłopotał się. Naprawdę widział, jak z brata emanowało szczęście przez te kilka tygodni. Aura dystansu, którą kiedyś był otoczony, zniknęła całkowicie. Był rozluźniony, nieustannie uśmiech błąkał się na jego twarzy, a kiedy patrzył, choćby kątem oka, na Sayuri… Za pierwszym razem poczuł się nieswojo, na widok pełnego czułości spojrzenia brata. Nigdy nie widział takiego wyrazu twarzy u niego. — Lepiej zastanów się, czy nie lepiej przyznać tego przed Temari od razu albo zacznijcie oboje chodzić w pokutnych szatach.
— Nie da Sayuri żyć — westchnął Gaara rozumiejąc, że misja Temari była błogosławieństwem. Jeszcze prawie dwa miesiące spokoju… — Wiesz przecież, że za nic nie odpuści i będzie chciała albo ją odesłać, albo przerobić na bratową jej godną.
Kankuro zaśmiał się, wyobrażając sobie siostrzyczkę, która dowiaduje się, że ich gosposia ma niezwykle pikantną relację podwładna-przełożony z jej rodzonym bratem.
— Nie wiem, czy zauważyłeś… — Kankuro hamował śmiech. — Mam wrażenie, że Temari jest święcie przekonana, że jesteś niewinny, nieświadomy.
Gaara spojrzał na niego zdumiony. Nigdy nie rozmawiali na temat swojego życia prywatnego. Sam zdziwił się, jak dobrze Kankuro był zaznajomiony z jego wyskokami.
— Nie powtarzaj jej tego, ale nie mogę się już powstrzymać. — Zachichotał cicho. — Prawie rok dusiłem to w sobie. Upiła się kiedyś z jakąś tam swoją znajomą i jak wróciła, musiałem jej pomóc wejść do pokoju, a ona zaczęła bełkotać, że koniecznie musi ci znaleźć jakąś kobietę, to może wtedy znormalniejesz.
Gaara uśmiechnął się nieznacznie.
— Potem znowu zaczęła coś mówić, że bardzo interesują cię moje marionetki.
Tym razem Gaara wytrzeszczył oczy.
— Więc powiedz mi… ja już rok jestem targany niepokojem. Czy Karasu i Kuroari są po jakiś traumatycznych przejściach?
— N-nawet nie wiem… jak to skomentować — wyjąkał Gaara.
— Czyli moi mali chłopcy są w niebezpieczeństwie? — żartował okrutnie Kankuro. — Muszę usłyszeć zapewnienia z twoich ust, że są bezpieczni.
— Kankuro… — Gaara przerwał, powstrzymując się od śmiechu. — Przysięgam, że nigdy nie dotknąłem twoich marionetek.
— Tyle mi wystarczy. — Lalkarz wracał do niezbyt wesołej rzeczywistości. Ostatnio aż za bardzo polubił takie przekomarzanie się z bratem. Było to bardzo miłe, ale i równie nieoczekiwane. — Musisz znaleźć równowagę. — Wiedział, że był ostatnią osobą, mogącą dawać mu reprymendy, ale nie mógł przejść obojętnie. W tej sytuacji jeden nieostrożny ruch i jego brat może stracić życie. — Nie mówię odeślij ją z powrotem, ale nie trać głowy.
— Nigdy bym się nie spodziewał, że to od ciebie otrzymam umoralniającą pogadankę na temat mojego sposobu prowadzania się — powiedział rozbawiony Gaara, ale zaraz spoważniał. — Wiem, co masz na myśli.
— Proponuję dobre rozwiązanie. Teraz przez jakieś dwa i pół tygodnia będziecie całkiem sami. — Kankuro podszedł do blatu, przy którym Sayuri przygotowywała śniadanie i przekąsił co nieco. — Wyszalejcie się dzieciaki do woli, a potem spróbuj się ogarnąć. Chociaż… — Zawahał się. — Na moje oko… gdyby to była moja sprawa… powiedziałbym, że seks wcale nie jest tu największym problemem. Na szczęście to nie moja sprawa.
— Na szczęście.
— Dasz radę?
Gaara potwierdził skinieniem głowy.
— Dobrze, a wymyśliłeś już coś? Jak mieć na nią oko, kiedy mnie nie będzie? — Nawiązał do dawnych rozmów. Najwidoczniej braciszek nie zauważył, że ich małe narady na temat stanu emocjonalnego Sayuri się skończyły, co również było dość sporym dowodem go obciążającym, nawet gdyby nie zauważył go, słodzącego herbatę.
— Tak — przyznał Gaara i uśmiechnął się w wyjątkowo perfidny sposób. Skoro Sayuri nieustannie sondowała jego chakrę i był zmuszony przyzwyczaić się do tego subtelnego wrażenia, teraz i ona będzie miała na głowie jego troskę.
— Przerażasz mnie. — Kankuro patrzył na niego równocześnie onieśmielony i rozbawiony. — Mam nadzieję, że nie chcesz zamknąć jej i trzymać w piaskowej trumnie na te kilka godzin dziennie. — Widząc zdumiony wzrok brata, zaśmiał się. — Taką właśnie miałeś minę.
— Na początku rozważam mniej drastyczne rozwiązanie — odparł wesoło Gaara i zrozumiał, że Kankuro po raz pierwszy w życiu zażartował na temat jego umiejętności.
— Ale nie wykluczasz takiej konieczności? Biedna Sayuri. — Dojadł swoją porcję, nadal stojąc przy blacie. — Jak znajdziesz czas, to przeczytaj szczegóły o mojej misji. Nie mam już za bardzo czasu i muszę się zbierać.
Gaara skinął głową.
— Może to ty po nią pójdziesz? Naprawdę chciałbym się pożegnać, ale w tej sytuacji zminimalizuje moje sam-na-sam z nią.
— Kankuro… spędzasz z nią chyba więcej czasu niż ja. Naprawdę sądzisz, że nie poradzę sobie psychicznie z pożegnaniem?
Lalkarz wyglądał na nieco zbitego z tropu, ale po chwili zrozumiał, że i Gaara czasem potrafił zaskoczyć zbyt przejaskrawionymi uwagami.
— Dziękuję za zaufanie, którym mnie obdarowałeś, Kazekage-sama. — Pokłonił się przed nim zgodnie ze wszystkimi zasadami etykiety i wyszedł, śmiejąc się w głos na widok jego zdumionej miny.
Przez Ciebie prawie zmieniłam zdanie! Kankuro tutaj jest epicki <3333 Śmiałam się ptzy tym rozdziale w głos x) Niech się dzieciaki wyszaleją! XD
OdpowiedzUsuńAlba Longa
Kiedyś muszą :D
Usuń"Niezwykle pikantna relacja podwładna-przełożony z jej rodzonym bratem" - Skąd bierzesz takie teksty!
OdpowiedzUsuńNie no, powiem, że jestem w szoku. Szesnaście rozdziałów, po których człowiek już myśli, że dobrze poznał opisane dotąd postaci, a w siedemnastym okazuje się, że Kankuro jest całkiem wrażliwy na otoczenie, choć sprawiał wrażenie - nie ujmując mu uroku - gagatka nie sięgającego wzrokiem ani myślami zbyt daleko poza czubek własnego nosa.
W scenie, w której się pojawił, aż mu współczułam - biedny, nieświadomy Kankuro wchodzi do kuchni, po raz któryś z kolei, i po pełnych przygód eskapadach myśli, jak to jego młodszy brat grzecznie siedzie przy tym stole i jakie smutne muszą mieć życie domownicy, gdy ani Temari ani jego nie ma w domu. A on rzuca takim tekstem, że zonk, szok i oko bieleje.
I jeszcze te jego braterskie porady ;) Rzeczywiście Kankuro nastukał sobie punktów w tym rozdziale, jego ocena jako interesującej postaci poszybowała w górę. Rozdział to też majstersztyk pod względem opisu. Jak już chyba nieraz pisałam, i się powtórzę, szalenie lubię Gaarę w tym opowiadaniu. Nie szkodzi, że wydaje się tak mało podobny do oryginalnego - wręcz, po przeczytaniu tego rozdziału, wydaje mi się, że to właśnie lepiej. Opisujesz go w taki sposób, że przyjemnie się to czyta, i wręcz narzuca się myśl: tak, on może się tak zachowywać za fasadą powagi i nieprzystępności. Obrazek Gaary śmiejącego się przy stole z rodzeństwem powinien budzić jakiś dysonans, a nie budzi żadnego. Nie mam wrażenia, by kłócił się z kanonicznym. Mam raczej wrażenie, że odsłaniasz w swoim ff mało znaną, prywatną część osobowości Gaary, którą zachowuje dla rodziny, a nie dla współpracowników czy czytelników mangi, niedostępną nawet dla pana Kishimoto. Jest to całkiem inna jego wersja niż wyobrażona przez mnie, ale to tylko sprawia, że jeszcze bardziej ją lubię. Tak więc Gambatte! Pracuj ciężko, widać efekty ;)
Kankuro do tej pory mógł sprawiać wrażenie lekkoducha, który patrzy tylko na przyjemności. Miałam z nim mały problem, bo kiedy wyrzuciłam jego przemyślenia, pozostał tylko ten obraz wesołego huncwota :D W jego przemyśleniach można było poznać go od innej strony, ale było tam tak wiele spojlerów (jak Ci już pisałam), że gdybym chciała się ich pozbyć, z przemyśleń Kankuro nie zostałoby nic. Zmobilizowałam się i wzięłam do pracy, żeby czytelnicy, którzy dotrwają tak do ok. osiemdziesiątego rozdziału, nie dostali zawału. Zmieniłam trochę kilka jego kwestii, żeby dać więcej wskazówek, co do jego osobowości, bo wcześniej jedyną wskazówką były przemyślenia. Domyślam się, że ten rozdział mógł być zaskoczeniem. Poza tym trochę mu współczuję, bo każdego z domowników obdarowałam czasem antenowym, z możliwością opowiedzenia czegoś o sobie, tylko biedny Kankuś był mentalną niemową :(
UsuńUff... Wiem, że Gaara bardzo różni się od kanonicznej wersji, ale cieszę się, że dałaś mu szansę. Bardzo brakowało mi Gaary jako Gaary, nie jako jinchuuriki, nie jako kazekage, tylko jako człowieka i "Gosposia" jest na to odpowiedzią. Na razie utknęłam z pisaniem, bo jak, u licha, pogodzić jego ludzkie oblicze z wielkim przywódcą? Możliwe, że znowu czeka mnie redagowanie "Gosposi", ale w późniejszych rozdziałach, więc prawdopodobnie nawet tego nie zauważysz ;)
Jutro sobota! Jak dobrze cieszyć się z weekendu, nawet wtedy gdy nie jest wolny od pracy. Czekam :P
OdpowiedzUsuńZbyt dobrze rozumiem ból pracy w sobotę :( Cieszyłabym się, że jutro mam wolne, gdyby nie choroba. Ale rozdziały pojawią się. Polubiłam koncepcję bycia obowiązkową, choćby w tym jednym aspekcie ;)
UsuńJako że przyznałaś się do ogromnej ilości rozdziałów w zapasie trudno będzie Ci się wymówić chorobą, nawet przy 40 stopniach gorączki :D Mamy zdradliwą porę roku, czas zachorowań, więc uważaj na siebie i nie chodź bez czapki :P
UsuńWiem i dlatego nie narzekam zbytnio ;) Aleś trafiła z tymi 40 stopniami. Po dwóch dniach walki, dzisiaj spadła mi do 38. Od czterech lat nie chorowałam poważnie i jestem przerażona tym osłabieniem.
Usuń