sobota, 16 lutego 2019

Zadanie wykonane, Kazekage-sama – Rozdział 5

Gaara trwał. I to chyba wszystko, co można powiedzieć o jego życiu. Trwał. Żył? Niby wszystkie funkcje życiowe podtrzymywał, ale czy żył? Od tamtego dnia, od dnia, w którym niemal się z nią spotkał, popadł w odrętwienie. Wiedział, że drugi raz nie wywabi jej z roli obserwatora. Że nie ważne jakimi słowami by zachęcał, ona nie pojawi się ponownie.
I trwał tak. Bardzo długo, aż w końcu do jego życia zakradło się nagłe ożywienie. Misja, która wymagała skupienia i była niezwykle intrygująca. Uchiha Sasuke. Ten którego miał zabić. Ten, który miał wszystko, o czym on marzył, ośmielił się uciec z Konohy, a grupa nieopierzonych geninów z Naruto i Shikamaru Narą na czele, próbowała zmusić go do powrotu. To zadanie było trudne i dlatego Rada, w porozumieniu z nim i jego rodzeństwem, postanowiła, by stara drużyna na tę jedną misję znowu się połączyła. Cóż... musiał przyznać, że w takich sytuacjach lepiej było mieć ze sobą osoby, którym może zaufać.
Ruszyli. Gaara, choć nieco ożywiony, nadal nie mógł całkiem otrząsnąć się z tego marazmu, w który popadł. Dopiero widok Rocka Lee, który znalazł się w tragicznej sytuacji, zmusił go do trzeźwości umysłu. Bo gdyby pozwolił sobie na dalsze pozostanie w tym stanie, chłopak byłby martwy. Zignorował jego zdumienie faktem, że mu pomagał. Liczyło się tylko to, by odpokutować swoje grzechy i zniszczyć przeciwnika, który sprawiał tyle problemu. Jego oczy rozbłysły. Tak... w końcu, po tylu długich miesiącach mógł pozbyć się wszelkich hamulców. W końcu jakaś walka mogła go pochłonąć równie mocno jak jej oczy... Cholera! O czym on myślał?!
Gaara z każdą chwilą walki był coraz bardziej z niej zadowolony. Nie liczyło się to, że jego życie zostało zagrożone, że ten dziwny... Kimmimaro...? chyba tak... nic nie robił sobie z jego ataków. Nawet kiedy znalazł się w z pozoru beznadziejnej sytuacji, nic sobie z tego nie robił. W końcu może pokazać na co go stać. Wiele skomplikowanych technik, wiele chakry zostało zużyte, ale jakie to miało znaczenie? Przecież walczył tak, jak tego chciał od bardzo dawna. Na śmierć i życie. Ignorował zdumione spojrzenia Lee. Zapewne zastanawiał się skąd on czerpie siłę, jakim cudem tak bardzo poprawił swoje umiejętności, ale... co go to obchodziło?
Otrząsnął się z tego bitewnego szaleństwa dopiero wtedy, gdy Kimmimaro uwięziony dwieście metrów pod ziemią i ściśnięty jego piaskiem, nadal zdołał zaatakować. Wtedy powrócił do normalności i zrozumiał dwie rzeczy. Po pierwsze, z tak potężnym przeciwnikiem walczył po raz pierwszy. A po drugie, jeśli szybko czegoś nie zrobi, Lee może być w poważnych tarapatach. Resztkami chakry uformował piaskowy podest i uniósł na nim siebie i Rocka, a po chwili tysiące grubych, wysokich niczym drzewa kości wyrosło spod ziemi. Zaprawdę... potężny przeciwnik.
— Uratowałeś mnie... Doprawdy, zaskakują mnie twoje czyny — powiedział Lee, uważnie mu się przyglądając. No tak... zaledwie kilka miesięcy wcześniej niemal zmasakrował go na arenie.
— Po prostu osiedliśmy na piasku, który mnie ochrania — odparł krótko Gaara. — Zawzięty skurczybyk, ale już po wszystkim — mruknął, komentując przeciwnika. — Więcej nam znikąd nie wyskoczy. — Nagle poczuł jak bardzo był zmęczony. Jego ciało odmówiło posłuszeństwa, a przeszywający ból pojawił się w skroniach i resztkami sił opanował Shukaku, wkradającego się do jego umysłu. — Ja mam już dosyć... Zejdźmy stąd...
— Tylko nie pranie mózgu! On jeden... Jeden Orochimaru-sama mnie rozumie!
Za ich plecami rozległ się ochrypły szept, który nawiązywał do słów Gaary. Młodzi shinobi natychmiast obrócili się, a widok ich wcale nie nieżywego przeciwnika, wstrząsnął nimi do głębi. Wystawał jakby stopiony z kością, którą sam stworzył, ale jakim cudem...?
— Co wy możecie o tym wiedzieć?! — wrzasnął i już lśniąca dłoń, uzbrojona w ostrą jak brzytwa kość zbliżała się z zawrotną prędkością, ku bezbronnemu Gaarze.
Lee wydał z siebie zduszony okrzyk, a Gaara wpatrywał się bezradny w śmiercionośną broń. Co zrobić?! Piasek tym razem go nie uratuje... Przymknął oczy, lecz...
— Kto to?! — Wydarł się Lee.
Gaara spodziewał się zobaczyć wiele rzeczy, gdy otworzył oczy, ale ten widok całkiem go zaskoczył. Kilka centymetrów przed nim zastygło w bezruchu ciało Kimmimaro pozbawione głowy, która opadła z cichym łoskotem na ziemię. Rozejrzał się we wszystkich kierunkach i w końcu podążył za wzrokiem Rocka.
Dwa, może trzy metry za nimi, na jednej z wielu ogromnych kości, stała ona i patrzyła beznamiętnym spojrzeniem na nadal stopione z kością truchło. Jej oczy ponownie były śmiertelnie poważne, a z dłoni powoli spływała krew ich przeciwnika. Moment... Gołą dłonią pozbawiła tego potwora głowy?! Przecież całe jego ciało pokrywały niemal niezniszczalne kości. Obrona skuteczniejsza od jego własnej. A ona z taką łatwością ją przebiła?!
— Kim jesteś?! — Lee poderwał się z piasku i z błyskiem w oku patrzył na nowo przybyłą.
— Nie mam zamiaru z wami walczyć.
Jakby nie było tej cienkiej nici porozumienia sprzed miesięcy, jej głos... był tak chłodny, nieprzystępny. Zerknął w jej oczy i ich otchłań go pochłonęła, ta pustka... nicość... Nagle razem z Lee poruszyli się niespokojnie, gdy zbliżyła się do nich i położyła dłoń na piasku.
— Porozmawiamy — powiedziała cicho, patrząc wprost w jego oczy, a on...
Już nie wiedział co zrobić, co myśleć, co czuć. Zerknął jak jej dłoń zajarzyła się dziwnym blaskiem i po chwili zamarł. Piasek już nie działał zgodnie z jego wolą, zaczął się przesypywać jakby był całkiem pozbawiony jego chakry i gdyby nie szybki refleks, runąłby wraz z Rockiem na ziemię. Wylądowali i zerknęli na postać, która stała kilka metrów przed nimi w gęstwinie kości.
— Chodź — powiedziała, patrząc na niego, a on posłusznie ruszył za nią. W końcu może w końcu rozwieje jego wątpliwości.
Lee patrzył nieufnie na obu shinobi z Suny.
— Znasz ją? — spytał cichym szeptem Gaarę, lecz ten uciszył go jednym machnięciem ręki i ruszył za tą dziwną postacią. Biedny Lee całkiem oniemiał, patrząc na ich zachowanie i nie wiedział co ze sobą zrobić. Ruszyć za nimi, czy pozostać tu, by im nie przeszkadzać? I już chciał zostać na miejscu, jednak jego wzrok spoczął na oderwanej od ciała głowie, która wpatrywała się martwymi oczami w niebo. Podskoczył ze strachu i stwierdził, że jednak towarzystwo tamtej przerażającej dwójki bardziej mu odpowiadało.
Gaara przedzierał się przez ten istny las stworzony z kości i nie spuszczał z dziewczyny wzroku. Szła kilka metrów przed nim i co chwilę, na dosłownie ułamki sekundy znikała mu z oczu, a on za każdym razem zastanawiał się, czy i tym razem nie zniknie niczym duch. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
Wyszli na cichą polankę, a Gaarę aż zatkało na ten widok. Po raz pierwszy widział ją. Nie przez ułamek sekundy, czy gdy przepełniony był strachem. Po raz pierwszy widział ją, a widok ten zaparł mu dech w piersiach. Stała bokiem, a jej długie, rude włosy powiewały na nikłym wietrze. Całe mieniły się w istnej kaskadzie barw i blasków. Kiedy tak okalały jej ciało, sięgając niemal do pasa, zdawała się stać w żywych płomieniach. Jej sylwetka, którą nadal miał w głowie była jeszcze doskonalsza niż ją zapamiętał. Ubiór... niby zwyczajny, czarny strój, a jednak... jednak na niej wszystko wyglądało perfekcyjnie. I w końcu odważył się spojrzeć na jej twarz. Blada skóra, niemal jak jego własna, mocno kontrastowała z tak intensywnymi, czerwonymi, pełnymi ustami, które wykrzywione były w trudnym do zidentyfikowania grymasie. Zerknął wyżej... jej oczy, otoczone rzędem długich rzęs. Delikatne rysy twarzy dopełniały tej doskonałości.
— To nasze ostatnie spotkanie — powiedziała cichym głosem, patrząc niewidzącym wzrokiem w przestrzeń.
— C-co? — wyjąkał cicho, patrząc na nią oniemiały. Miała przecież z nim porozmawiać, a nie oznajmić, że całkiem znika z jego życia.
— Masz dużo pytań — powiedziała po długiej chwili milczenia, nadal na niego nie patrząc. — A ja albo nie znam odpowiedzi, albo nie chcę ci ich wyjawiać.
— Przestań — warknął, a ona w końcu na niego spojrzała. W jej orzechowych tęczówkach czaiło się zaskoczenie. — Czy ty myślisz, że po tych wszystkich miesiącach masz prawo tak po prostu zniknąć bez niczego, bez choćby jakiejś informacji na swój temat?! — Patrzył na nią, a jego nerwy w końcu puściły. W końcu pozbył się tego uczucia strachu w jej towarzystwie.
— Nie — odpowiedziała spokojnie, nie spuszczając z niego wzroku. — Nie mam prawa, ale to nie znaczy, że tego nie zrobię. Odchodzę z Suny, więc raczej wątpię w nasze ponowne spotkanie.
— Dlaczego?! — wykrzyknął. Czuł całym sobą, że nie mógł jej na to pozwolić.
— Właśnie dlatego — powiedziała cicho, a nikły uśmiech pojawił się na jej twarzy. I znowu... jej uśmiech, nawet ten najsłabszy, powodował, że jego serce biło szybciej. — Ta... więź, połączenie... jakkolwiek by tego nie nazwać nie jest dla ciebie dobre. Musisz się tego wyzbyć, musisz się od tego uwolnić... i ja też.
— Ale kto, do cholery, dał ci prawo decydować o tym samej?! Dlaczego pojawiasz się nagle po tylu miesiącach?! Dlaczego nie wróciłaś kiedy Kankuro i Temari odeszli?!
Biedny Lee stał z boku i wpatrywał się w nich z ukrycia. Wcale nie wyglądali jak dwójka przypadkowych osób, które połączył dziwny zbieg okoliczności. W jego oczach wyglądali niemalże jak para oszukanych przez los kochanków.
— Ponieważ... ponieważ tak mi łatwiej — westchnęła cicho i opuściła wzrok. — Żeby zerwać tę więź wystarczyłaby jedna szczera rozmowa z tobą, ale nie mogę się na nią zdobyć.
Widział, że na jej twarz zakradł się smutek, wstyd. Ale czego ona do cholery mogła się wstydzić?! Co takiego mogła zrobić, czego jemu wyznać nie mogła?! To przecież on był potworem, demonem, ucieleśnieniem strachu wszystkich mieszkańców Suny...
— Więc spróbuj — powiedział cicho. — Nie możesz odejść tak.. tak definitywnie.
Spojrzała na niego, a w jej oczach zagrały wesołe błyski. I ten widok... Czy on już zawsze będzie tak na nią reagował? Na każdy jej najdrobniejszy gest?
— Wierz mi, mi też będzie ciężko, ale tak będzie lepiej dla ciebie. — Spojrzała w dal, a smutny uśmiech zakradł się jej na usta. — Ale dam ci możliwość wyboru.
Patrzył na nią oczekująco. Jaki wybór mu da? Jeśli miałby zdecydować teraz, odpowiedź była tylko jedna.
— Kiedy wrócisz do Suny, będzie na ciebie czekała moja teczka...
— Już ją widziałem — mruknął cicho, a ona zaśmiała się. Ten śmiech... mógłby go słuchać w nieskończoność. Patrzył jak pochyliła się nieco, powstrzymując ten dźwięk i odgarnęła niesforne kosmyki ze swojej twarzy... Jak bardzo chciałby zrobić to za nią... Moment! Czy on przypadkiem już całkiem nie zwariował?!
— Tak... znaleźliście tę teczkę, gdzie jest tylko moje zdjęcie, prawda?
Chłopak skinął głową, patrząc na nią zaskoczony.
— Mam na myśli moją... z braku lepszego słowa powiem... prawdziwą teczkę. Tą, o której istnieniu wiedziałam tylko ja i Kazekage. — Cień przebiegł po twarzy Gaary na wzmiankę o jego ojcu, a dziewczyna natychmiast to dostrzegła. — Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że z nim wygrałeś.
Nie zrozumiał jej słów. Jak to wygrał?
— Był ode mnie znacznie potężniejszy. Nie rozumiem, o czym mówisz. — Spojrzał na nią nieufnie.
— Kiedyś ci wszystko wyjaśnię. — Westchnęła i zrozumiała, że szybko musi zakończyć rozmowę, bo jeszcze chwila, a się złamię. Nie mogła mu tego zrobić... — Wracając do teczki. Znajdziesz tam wszystko, co musisz wiedzieć na mój temat... na temat mojej przeszłości. Każde zadanie, którego się podjęłam i które wykonałam. Dopiero wtedy możesz cokolwiek na mój temat powiedzieć. Ale zdania nie zmienię, opuszczam Sunę. — Widziała, że w jego oczach wzrastało oburzenie, chciał po raz kolejny sprzeciwić się jej woli, więc szybko dodała: — Ale wrócę. Za kilka lat wrócę i wtedy dasz mi odpowiedź. I... możesz udać się na... na grób ojca, może wtedy mnie sobie przypomnisz.
— Przypomnę? — Absolutnie jej nie rozumiał. Dlaczego miał ją sobie przypomnieć, idąc na grób ojca? — Przecież... przecież my się nigdy nie spotkaliśmy...
— Doprawdy? — Zaśmiała się gorzko i jej oczy przyciemniały trochę. — Może przypomnisz sobie, choć wyda ci się to niemożliwe. I może zrozumiesz, dlaczego tyle lat cię nienawidziłam, kiedy przypomnisz to sobie i zrozumiesz dlaczego Kazekage mnie odnalazł.
— Ja...
— Teraz ta rozmowa nie ma sensu — przerwała mu. — Wrócę do Suny za równo pięć lat i wtedy dasz mi odpowiedź czy chcesz mnie jeszcze kiedykolwiek widzieć, a teraz... — Zniknęła i zmaterializowała się przy Lee, który widząc ją tak blisko siebie przeraził się nie na żarty. — Daj ręce.
Rock spojrzał na nią zdumiony, lecz posłusznie wystawił dłonie.
— Powinnam cię uleczyć po walce z Gaarą, ale nie mogłam — powiedziała cicho, jakby się usprawiedliwiała. — Ale teraz będziesz już w pełni sprawny.
Przed pochwyceniem jego rąk, jej dłonie zajarzyły się chakrą, a gdy tylko Lee poczuł, że jej uścisk zelżał... to było niesamowicie, przyjemne uczucie, które rozchodziło się po całym ciele. A po chwili zrozumiał, co się stało. Wszystkie jego rany, a nawet blizny po niedawno przebytej operacji znikły, a on sam czuł się lepiej niż kiedykolwiek przedtem. Spojrzał na nią, ale nie stała już przed nim. Wolnym krokiem zbliżała się ku Gaarze. Stanęła może kilkanaście centymetrów przed nim, zadarła nieco głowę i spojrzała mu głęboko w oczy.
— Wrócę. Wrócę za pięć lat i dasz mi odpowiedź.
— Czekaj... — wyjąkał rozgorączkowany Gaara . Nic nie rozumiał z tej rozmowy. Nie rozumiał o czym mówiła, ale wiedział jedno. Nie mogła teraz odejść. Po prostu nie może.
— Teraz nie masz prawa odpowiadać nie wiedząc nic o mnie, a...
Jej oczy hipnotyzowały, pochłaniały go całego i... przerwał jej. Lecz nie słowami. Po prostu pochwycił jej doskonałą twarz i złożył na jej ustach pocałunek. Nie wiedział skąd wzięły się u niego te odruchy. Nie wiedział dlaczego porwał go ten nagły instynkt, ale nie mógł tego przerwać, a i ona... i ona całkiem zatraciła się w tej chwili. Nie tylko oddała mu pocałunek, ale też uniosła się nieco na palcach i zatopiła dłonie w jego włosach. I choć żadne z nich nigdy nie przeżyło takiej chwili, choć żadne nic nie wiedziało o uczuciach, jakichkolwiek intymnych gestach, oboje doskonale dopasowali się do siebie.
Ten pocałunek, wcale nie niewinny trwał w nieskończoność. Za nic żadne z nich nie chciało go przerwać. Chciwie zagarniali jak najwięcej dla siebie, a każdy oddech, każde uderzenie serca zdawało się oddziaływać na drugiego z jakąś magiczną, niemożliwą do pojęcia siłą. I w końcu oderwali się od swoich ust, lecz wcale nie od siebie. Dziewczyna oparła głowę o jego policzek i trwała tak przez długi czas, a Gaara objął ją ramieniem, nie chcąc wypuścić ze swojego uścisku. W końcu rudowłosa zadarła głowę i spojrzała mu w oczy.
— Wrócę za pięć lat — wyszeptała cicho i opuściła wzrok. Delikatnie wyswobodziła się z jego uścisku i ruszyła przed siebie. A on patrzył na oddalający się sens jego istnienia.
— Czekaj! — Wykrzyknął, lecz nie mógł zmusić swojego ciała do jakiegokolwiek ruchu. Przystanęła i spojrzała w jego kierunku. Uśmiech, który pojawił się na jej ustach... I już wiedział dlaczego tak na siebie oddziałują, to przecież... ta więź to nie był zwykły zbieg okoliczności, to było to o czym nie myślał od wielu lat, odkąd Yashamaru zdarł z niego człowieczeństwo. — Jak masz na imię?! — wrzasnął w akcie desperacji, lecz na próżno.
Zniknęła.
Stał tak i nie mógł się poruszyć. Stał i nie rozumiał niczego. Dlaczego odeszła? Dlaczego kiedy w końcu zrozumiał co to jest za nierozerwalna więź tak szybko ją stracił? Dlaczego nie pozwoliła sobie na jakiekolwiek wymówki, próby wyjaśnienia sytuacji? Dlaczego odeszła tuż po tym cudownym, niemożliwym do zapomnienia wydarzeniu? Dotknął swoich warg i był pewien, że wspomnienie tego pocałunku będzie dla niego wiecznie żywe. Tego... tego nie da się zapomnieć...
— Gaara-kun? — wyjąkał biedny Lee, patrząc na chłopaka. — Gaara-kun... kim była ta dziewczyna?
— Nie wiem.
Rock widział, że mówił prawdę i rozumiał jeszcze mniej niż przed chwilą. Bo będąc świadkiem takiej sceny, nie miał wątpliwości, że ta dwójka jest głęboko ze sobą związana. Ale w takim razie dlaczego on nie wiedział o niej nic? I przede wszystkim... On kogoś pocałował?!

***

Gaara siedział sam w mieszkaniu, które udostępniła im Konoha. Po przybyciu do wioski Liścia nie przejął się ani tym, że misja, na którą zostali wysłani genini upadła, ani tym, że wielu młodych shinobi z Konohy była na skraju życia i śmierci, ani tym, że nie spotkał swojego rodzeństwa. Po prostu siedział w pustym mieszkaniu i wpatrywał się tępo w przestrzeń.
Odkąd tamto zdarzenie miało miejsce, zdążył już tysiąckrotnie pokochać i znienawidzić wspomnienie tamtego pocałunku. Jednego był pewien. Czegoś takiego nie zapomni nigdy. Tak samo jak nigdy nie zapomni jej widoku. A jej osoba... Ona po prostu nim zawładnęła i nie był w stanie otrząsnąć się z tej myśli. Zagarnęła go całego i nieważne jak bardzo chciałby się uwolnić spod jej wpływu, wiedział, że nie miał na to najmniejszych szans. Bo to połączenie było nierozerwalne. Tak po prostu. Była to jedna z tych więzi, która pozostawała w człowieku do końca życia. Ale moment... co ona powiedziała? Pięć lat? Jak poradzić sobie z tą świadomością? Dlaczego wyznaczyła tak odległy termin? Dlaczego nie mogło odbyć się to... po roku, dwóch? Dlaczego pięć lat? Czyżby miała nadzieje, że przez ten czas uwolni się od niej? Zaśmiał się gorzko pod nosem. Nie, to było niewykonalne i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Ale chwila... co jeszcze powiedziała? Zrozumiesz, dlaczego nienawidziłam cię przez tyle lat. Mimowolnie wzdrygnął się. Nienawidziłam. Więc i ona również żywiła do niego urazę? Ale... przecież powiedziała to w czasie przeszłym. Czyżby już całkiem pozbyła się tego uczucia? Czyżby wtedy, po walce z Naruto, postanowiła dać mu szansę na wymazanie grzechów z przeszłości? Ponieważ mu wybaczyła? A może po prostu chciała zobaczyć co zrobi z podarowaną mu szansą? Ale... chyba jej nie zmarnował, prawda? Przecież zmienił się, a jego marzeniem było stać się naprawdę użytecznym dla wioski. I wiedział jak to uczynić. Musiał zostać Kazekage. Ale czy w oczach dziewczyny będzie to dostateczny dowód poprawy i zmiany?
Nagle do mieszkania wpadli Kankuro i Temari. Dosłownie. Wpadli. Przewracając się po drodze kilka razy, dopadli do niego i żywo gestykulując krzyczeli coś. Gaara nic nie rozumiał. Nie tylko dlatego, że ich krzyk łączył się w jedno i raczej każdy człowiek miałby trudności z odczytaniem znaczenia tych wrzasków, ale przede wszystkim nadal nie otrząsnął się do końca z własnych rozważań.
— Gaara?!
To było pierwsze słowo, które chłopak zrozumiał. Zerknął na siostrę i dopiero wtedy zrozumiał, że oczekiwała jego reakcji, odpowiedzi.
— Słucham? — mruknął pod nosem.
— Czy ty słuchałeś co do ciebie mówiliśmy?! — Kankuro był równie wzburzony, co Temari.
— Nic nie zrozumiałem.
— Lee wszystko nam powiedział! — wykrzyknęła ponownie Temari. — Wszystko! Ona znowu się pojawiła!
— To prawda.
— I... dlaczego całowałeś się z nią, do cholery?!
Sytuacja była wręcz groteskowa. Oni, którzy nie rozmawiali z nim przez tyle lat. Oni, którzy obawiali się go tyle lat. Oni, którzy nie potrafili się całkiem do niego przełamać. A z drugiej strony on... Człowiek, który przez tyle lat manifestował swoje istnienie jedynie poprzez mord. Człowiek, który był do tego stopnia upośledzony w relacjach z drugą osobą, że nie potrafił z nikim prowadzić rozmowy. Człowiek, który przez tyle lat uznawany był jedynie za potwora. A teraz... pada takie pytanie z ich ust w jego kierunku. Naprawdę groteskowa sytuacja.
— Wątpię, by miało to jakiekolwiek znaczenie — rzekł w końcu Gaara po naprawdę długiej chwili milczenia. — Opuściła Sunę.
— Wiemy... — wyjąkała Temari czerwona na twarzy. Doskonale wiedziała, że po tylu latach dystansu nie miała prawa, by mieszać się w jego życie, ale... ale z drugiej strony... — Ale powiedziała, że wróci, prawda? Za pięć lat?
— Tak.
— I że zostawi ci teczkę z informacjami na swój temat?
— Tak.
— Gaara... kim jest ta dziewczyna?!
— Wydaje mi się, że tego dowiemy się po powrocie do Suny.
Tym samym zakończył dalszą wymianę zdań. Po co dalej spekulować, czy snuć domysły? Wszystkiego dowie się jak odczyta zawartość tej tajemniczej teczki.

***

Gaara zakazał swojemu rodzeństwu wchodzić do jego pokoju. Odkąd coraz bardziej zbliżali się do Suny, zarówno Temari, jak i Kankuro dyskutowali jedynie o tym, jakież to informacje może zawierać tamta teczka. Ale zrozumiał. To on powinien najpierw zapoznać się z jej treścią. To było przeznaczone dla niego. I choć w końcu zmuszony będzie udostępnić zawartość jej innym osobom, to przecież jedynie ze względu na niego mieli szansę choć trochę zbliżyć się do niej.
Wolnym korkiem wszedł do swojej sypialni. Początkowo wszystko wyglądało jak zawsze – materac rozłożony na środku pokoju, lampa rzucona gdzieś w kąt i wielka szafa. Początkowo wpadł w popłoch. Nigdzie nie widział żadnej teczki, ale w końcu dostrzegł to. Z początku myślał, że w przypływie niedbalstwa zapomniał schować książkę, którą czytał przed wyruszeniem na misję. Ale... to było to, teczka.
Usiadł na skraju posłania i drżącymi rękoma chwycił naprawdę obszerną broszurę. Cholera... była w mniej-więcej jego wieku, a tyle misji zdążyła już wykonać? A może było tutaj coś jeszcze na jej temat? Z niezbyt pewną miną odchylił pierwszą stronę... Znowu jej zdjęcie, które zakrywało niemal całą stronę, jednak tym razem zignorował je, bo wiedział, że gdyby tego nie zrobił, ponownie zatraciłby się w tym widoku. Szybko otworzył następną stronę. Dlaczego znowu coś było ukryte?! Dlaczego nawet w tej prawdziwej teczce znowu brakowało jakiegoś elementu? Ta strona to ta sama, którą oglądał kilka miesięcy wcześniej u Bakiego. Miejsce na imię i nazwisko, a także na wiek puste, tylko wykaz zdobytych stopni był wypełniony.
Wziął uspakajający oddech. Na następnej stronie już będzie to, czego szukał. Odnajdzie choć fragment jej osoby. Choćby najdrobniejszy kawałeczek całej układanki. Mocno już drżącą ręką przewrócił kartkę. Szybko rzucił okiem na datę. Sześć lat temu. Szybko zaczęła. Ale... nadal była młoda, więc nie mogła być to misja wielkiego kalibru, prawda? Raczej nawet jego ojciec nie zaryzykowałby tak bardzo. Z nieco spokojniejszym wyrazem twarzy odczytał pierwszy akapit. Im dłużej zaczytywał się w tekst, tym bardziej jego źrenice się rozszerzały, a włosy na karku jeżyły. CO?! Jeszcze raz zerknął na datę. To niemożliwe! Musiała zajść jakaś pomyłka. Początkowo odczytał po kilka razy raport z misji, zapisany jeszcze nieco dziecięcym pismem, a pod całym oficjalnym zapiskiem odnalazł osobistą notkę ojca.

Zalecane zadanie wykonała bez problemów. Dalsze istnienie klanu Haraki zagrażałoby istnieniu Suny. Poszczególne jednostki stamtąd się wywodzące, nauczyły się technik związanych ze złotym pyłem. Nieroztropnym byłoby pozostawienie ich przy życiu. Zagroziłoby to pozycji Suny i moich technik również związanych ze złotym pyłem. Eksterminacja zakończona pełnym sukcesem.

Gaara oparł się o ścianę i z przerażeniem wpatrywał w tę grubą broszurę. Pierwsza misja?! To była jej pierwsza misja?! Eksterminacja klanu?! O cholera... Co w takim razie odnajdzie dalej? A przede wszystkim... czy chciał się dowiedzieć? Westchnął cicho. Zrozumiał już dlaczego dziewczyna postanowiła odejść od niego bez słowa wytłumaczenia, bo... czy da się to jakoś wytłumaczyć?
Gaara uważnie odczytał każdy zapisek z jej teczki. Każdą misja, każde zadanie zlecone przez Czwartego i każdą notkę przez niego zapisaną. Ale... to nie wszystko. Pomiędzy tymi bezlitosnymi misjami miała inne zadanie. Obserwowała go przynajmniej od pięciu lat. Znała go niemal tak dobrze, jak on sam siebie. Kiedy czytał niektóre fragmenty jej obserwacji czuł, jakby odczytywał swoje myśli sprzed wielu lat.

Jaki jest cel jego istnienia? Żaden. Nie posiada go, więc w akcie agresji przeciw wrogiemu mu światu, postanowił cały zniszczyć. Zniszczyć wszystko, co stanie mu na drodze. Zabić każdą osobę, która będzie go w tym powstrzymywać. Jednak Kazekage zabrania go zabić. Dlaczego? Ale przede wszystkim trzeba postawić sobie pytanie, dlaczego własnoręcznie tego nie zrobi? Dlaczego pragnie wysłużyć się mną? Czyżby jednak miał wyrzuty sumienia po tamtym wydarzeniu, które chyba doskonale opisuje jego bezlitosność? Ale o czym tu ja... Te moje wewnętrzne wynurzenia chyba niezbyt dobrze wyglądają w raporcie, co Kazekage-sama? Podsumowując...

To był zapisek z połowy teczki. Wiele rzeczy nasuwało mu się na myśl po tych słowach. Przede wszystkim, był to pierwszy jej raport, który nie był doskonały i oficjalny. Pozwoliła sobie na bezsensowne zagrywki w stronę Czwartego. Ale co to znaczy wyrzuty sumienia, jakie wydarzenie?! Nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy z tego okresu. Fakt, niemal od zawsze był przez ojca nienawidzony, ale patrząc z jego perspektywy, nie zrobił nigdy nic, co wymuszało pojawienie się wyrzutów sumienia. Przecież eliminacja zagrożenia była zasądzona w dniu, w którym Yashamaru próbował go zabić, prawda? Więc o jakich wyrzutach sumienia ona pisała? A może znała jego ojca lepiej niż on i wiedziała o czymś, o czym on nie miał pojęcia? Ale co to mogło być, poza tym... Szybko przerzucił kilka stron i nikły uśmiech pojawił się na jego twarzy. Cóż... od tego raportu już nie była tak posłuszna woli Kazekage jak dotychczas. Albo inaczej... Nadal była posłuszna, bo przecież wykonywała misje, ale jej raporty pełne były subtelnych, niezbyt pochlebnych aluzji w stosunku do Czwartego. Ale i on nie pozostawał jej dłużny. Z każdym zapiskiem coraz bardziej wyrażał zaniepokojenie jej dalszym istnieniem. Ale o co, do cholery mogło mu chodzić? Przecież to on ją wykreował w tej postaci...
Gaara poczuł coś dziwnego. Choć powinien czuć obrzydzenie, a przynajmniej zaniepokojenie, czytając raporty z jej misji, nic takiego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie. Czuł rosnącą sympatię do niej. Oboje byli wykorzystywani przez Kazekage. Byli doskonałymi narzędziami, które nie miały dla niego większego znaczenia. Kiedy przestawały być posłuszne jego woli, stawały się niebezpieczne. Tak... z całą pewnością mieli ze sobą wiele wspólnego.
Gaara nie miał już większych problemów z odczytaniem całej zawartości teczki. Zrozumiał już, dlaczego dziewczyna odeszła bez słowa. Zapewne wątpiła by ktokolwiek mógł zignorować wszystko to, co w życiu zrobiła, ale... on nie był kimkolwiek. Przecież był tak samo traktowany, z tą różnicą, że jego zachowanie było nieprzewidywalne i dlatego Kazekage nie korzystał z jego mocy tak często. Był przekonany, że gdyby tylko Czwarty był pewien jego lojalności do Suny, wysyłałby go na takie same misje. Ale (chyba dla niego na szczęście) nigdy nie posiadł zaufania ojca.
Po kilku godzinach skończył. Udało mu się dobrnąć do ostatnich stron tej grubej broszury:

Jako ostatnie postawione przeze mnie zadanie, będzie eliminacja Gaary. Jestem przekonany, że i z tym zadaniem sobie poradzi, jednak jest to ostatnie zadanie jakie dla niej przeznaczyłem. Od teraz rozpocznie się prawdziwa...

Gaara przymrużył oczy. Dlaczego nie dokończył? Niezbyt przejął się treścią tej informacji, to wiedział od początku, ale co się rozpocznie? Jaka prawdziwa? O co mu chodziło? Czyżby zginął, pisząc to? Nie... przecież Kazekage zginął w drodze do Konohy, prawda? Więc raczej mało prawdopodobne, by w trakcie podróży pisał cokolwiek. Co miał na myśli, kreśląc te słowa?
Westchnął cicho i zerknął na tę ostatnią kartkę zapisanego papieru. W jego mózgu szalała prawdziwa burza. Zbyt wiele myśli kłębiło się w jego głowie. Co on miał...? Zamarł. Nagle dostrzegł coś jeszcze. Zza ostatniej strony, pomiędzy okładką teczki a kartką, wystawała koperta. Czyżby ona...? Szybko pochwycił ją i rozdzierając naprędce kopertę, wyciągnął kartkę papieru zapisaną jej pismem.

Gaara,

cóż, spieszyłam się, ale postanowiłam coś od siebie napisać.

Teraz już wiesz o mnie prawie wszystko. To niemal tak, jakbyś to Ty dla odmiany obserwował mnie przez te kilka lat, co? Nie ma co ukrywać, z kartki papieru nie dowiesz się wszystkiego, niektóre zadania zostały przemilczane, tak samo jak niektóre nieoficjalne rozkazy do nich przypisane, ale raczej Kazekage nie raczył ich zamieścić w raportach. Nie spodziewam się, byś był w stanie zignorować wszystko co zrobiłam, dlatego gdy wrócę do Suny, za pięć lat, po prostu powiedz, co masz do powiedzenia i nie zmuszaj do tłumaczeń. O jedno proszę. Zrób to szybko, jak masz to w zwyczaju.

PS:
Od otwarcia tej koperty liczona jest minuta. Po tym czasie aktywuje się technika, która zniszczy teczkę. Lepiej, żebyś wiedział.

I w tym momencie teczka stanęła w płomieniach, a Gaara zdążył ocalić jedną rzecz – tę cholernie irytującą, niemal pustą kartkę z jej zdjęciem.
Gdy płomienie strawiły resztki teczki, Gaara opadł na swoje posłanie. Długo siedział w milczeniu, a w jego umyśle gościła pustka. Trwał naprawdę długo w bezruchu, by w końcu ryknąć śmiechem. Siedział na skraju materaca i niemal wypluwał płuca, śmiejąc się. Był chyba najbardziej żałosnym człowiekiem jakiego znał. Przecież każdy człowiek po przeczytaniu tej teczki, listu poczułaby niechęć do tej dziewczyny, ale... czyżby on...?



4 komentarze:

  1. To jest najlepszy rozdział z tego opowiadania *__* Akcja, przemyślenia,, romans <3 Jesteś okrutna, że karzesz Sayuri odejść :< Gaara będzie niepociesxony :<

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział ciekawie się zaczął, misja pogoni za Sasuke - i te komentarze Gaary pod adresem Uchihy, wreszcie jakiś konkret, a nie roztkliwianie się, że mamy takie same oczy :D Podobała mi się też akcja z Lee. Chyba powinnam być mniej zdziwiona, że Sayuri znów uratowała Gaarę, tym bardziej, że do tej sceny jest to idealnie dopasowane - o ile pamiętam, w anime chłopaki po prostu mieli szczęście, że Kimiemu już sił nie starczyło (notabene lubię Kimimaro, a Ty nazywasz go potworem, niedobra :P). Cały rozdział jest interesujący i zabawny, nie mogłam się przestać śmiać. Ładnie musiała Lee kopara opaść na widok tej malowniczej całującej się parki.
    Gdzieś w połowie naszła mnie niepokojąca myśl, że może to ostatni rozdział... że ona ulotni się i tyle. Na szczęście nie. Liczę na pozytywne zakończenie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Potwora" na temat Kimimaro musiałam wcisnąć, bo utkwiła mi w pamięci scena, kiedy Gaara sam go tak nazwał ;) Pamiętam, że jak oglądałam ten odcinek, byłam trochę zniesmaczona, bo przecież kto jak kto, ale Gaara mógłby okazać trochę zrozumienia :P

      Przyznam, że gdybym była młodszą wersją siebie, byłabym obrażona, bo jak to? Śmiać się z tak poważnego rozdziału? Pełnego tak niesamowitych emocji? Ale już pisałam, że ta patetyczność i niezamierzony komizm, kiedy próbowałam pisać poważnie, mnie samą bawi. Śmiech jest zrozumiałą reakcją ;)

      Usuń