sobota, 19 stycznia 2019

Zadanie wykonane, Kazekage-sama – Rozdział 1

Rudowłosa kunoichi z Suny stała na gałęzi wiekowego dębu. Patrzyła beznamiętnym wzrokiem na rozgrywającą się przed jej oczami scenę. Choć większość osób, nawet potężnych, odważnych jouninów poczułaby dojmujące ukłucie strachu, ona pozostawała spokojna. Jakie ta walka miała znaczenie? Żadne... Wróć! Ogromne. Ale nie dla kogoś ważnego. Miała ona znaczenie jedynie dla osoby uczestniczącej w tej walce. Bo choć chłopak nie zdawał sobie z tego sprawy, jego życie zostało potraktowane jak okrutny zakład, bezlitosna gra i nigdy w nią nie przegrał. Jedynymi osobami, znającymi zasady tej pozbawionej moralności rozgrywki, była rudowłosa dziewczyna i Kazekage. To mężczyzna ustalił reguły, robiąc z syna pionka, a dziewczynę postawił w roli bezlitosnego sędziego, który miał za zadanie usunąć pionka, gdy ten przestanie wypełniać swoje zadanie.
*

Pół roku wcześniej

Obserwowała go, nie miała nic innego do roboty, żadnej misji. Znała go na wylot, choć nie zamienili ani słowa. Od kilku lat niemal nieustannie mu towarzyszyła, choć on nie miał o tym pojęcia. Patrzyła z nikłym uśmiechem na jego pełną zadowolenia minę, gdy pozbawił życia kolejną osobę. Tak... zdążyła już polubić taką właśnie minę. Co innego mogłaby w nim polubić? To był jedyny moment, kiedy ściągał z siebie tę maskę chłodnego opanowania. Jedynie momenty, w których mordował, zdawały się wypełniać go życiem. Chwila... Mordował? Cholera... znowu będzie musiała złożyć raport Kazekage...
Niczym ulotna, eteryczna mara poruszała się w tempie dzieci Czwartego. Ile to już lat przeżywała z nimi wszystkie misje? I choć oni nie zdawali sobie sprawy, znała każdego z nich lepiej niż ktokolwiek inny.
Kankuro znowu wymienił z siostrą spojrzenie. Tak... to właśnie te chwile były najgorsze w misjach wykonywanych z najmłodszym bratem. Noce. I po tych kilku wspólnie spędzonych latach zrozumiała, dlaczego tak się zachowywali po zapadnięciu zmroku. Nie tylko dlatego, że przebywali ze swoim psychopatycznym braciszkiem, o nie. Oni najzwyczajniej w świecie, przez te wszystkie lata, nie wypowiedzieli na głos tej myśli. Wcale nie jakiejś okrutnej, czy nieodpowiedniej Dlaczego my też musimy czuwać, przecież ten mały gnojek nie śpi! Dopiero po kilku latach usłyszała to z ust lalkarza, gdy wraz z Temari rozkładał namiot. Omal nie zaśmiała się w głos. Tyle lat obserwowała ich i widziała te miny każdej nocy, ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że o tym właśnie oboje myśleli.
Już dawno zdążyła przywyknąć do obserwacji trójki dzieci Czwartego. Znała ich na tyle dobrze, że nikt nie zaskoczyłby jej żadnym pytaniem. Na każde znała odpowiedź. Stój! Nie na każde. Ale to chyba normalne, prawda? Nie potrafiłaby odpowiedzieć na żadne pytanie dotyczące Gaary. Żadne. Nic, nigdy nie okazywał. Nie usłyszała go nigdy odzywającego się bez potrzeby. Nie robił nic, co mogłoby choć trochę nakreślić jego charakter, upodobania. Istniał, ale nie żył. Był, ale bez pozostawienia po sobie najmniejszego śladu. I mimo, że nic o nim nie wiedziała czuła, że znała go na wylot.... Cholera, od kiedy stała się tak dociekliwa, by zatruwać swój umysł pseudo-psychoanalizą? No tak... Od zawsze. To jedna z jej nielicznych rozrywek.
Weszła cicho do gabinetu, ledwo napierając na klamkę, a jej stopy niemalże nie dotykały podłogi. Tak, to była kolejna jej rozrywka. Zaskoczyć Kazekage i sprawdzić, kiedy pokłady jego cierpliwości się skończą. Może w końcu przerwie jej niekończącą się passę udręk? Nie… Nikt tego nie jest w stanie zrobić. A on dobrze o tym wiedział i to dlatego nigdy nie stracił w jej obecności kontroli.
Gaara nie opanował się.
Mężczyzna aż podskoczył na dźwięk jej głosu, a wielki, czarny, atramentowy kleks zabarwił wypisywany dokument.
Ile ja ci, do cholery, razy mówiłem, żebyś nie skradała się do mnie! — Jej cyniczny uśmiech i pełen zadowolenia wzrok siał większe spustoszenie w głowie Kazekage niż cokolwiek innego. Starając się opanować, wycierał atrament, żeby uratować to, co z listu do Lorda kraju Wiatru pozostało. — Co mówiłaś? — I już jego głos był spokojny, opanowany, jakby nic się nie zdarzyło.
Gaara zabił bez potrzeby. — Pamiętała jak pierwszy raz zdawała taki sam raport. Obawiała się, że niedługo chwila, do której była szkolona, nadejdzie, ale... Nie nadeszła ona nigdy. Po kilku latach Kazekage jasno określił zasady, choć chyba tylko on je rozumiał. Ale informacje o wybrykach chłopaka nadal trzeba było przekazywać.
Przyjąłem do wiadomości — mruknął mężczyzna, patrząc z ponurą satysfakcją, jak list powraca do pierwotnej formy.
To wszystko? — Rudowłosa patrzyła na Kazekage z nieskrywaną nienawiścią. — Nie dzisiaj? A może jutro?
Co ci znowu chodzi po głowie? — Spojrzał na nią, nie rozumiejąc kompletnie. Chyba dał jej jasno do zrozumienia w jaki sposób należy postępować z najmłodszym z trójki jego dzieci.
Powiedz mi...
Nie tym tonem — przerwał jej. — Doskonale wiesz, że czas jego próby nadszedł. Jeśli nie spełni zadania w Konoha, pozbądź się go.
Jak zwykle dosadny, Kazekage-sama. Ale powiedz mi... ile jeszcze razy będziesz narażał życie naszych shinobi, żeby spełnić zarówno oczekiwania Rady, jak i swoje niezrozumiałe pobudki?
Podważanie moich decyzji nie należy do twoich kompetencji!
Oczywiście, że nie, Kazekage-sama — warknęła dziewczyna, a jej oczy błysnęły niebezpiecznie. — Jestem tylko katem twojego syna.
To przerwało barierę milczenia, którą oboje narzucili parę lat wcześniej. Na głos o tym nie mówili, choć było to oczywiste. Ale dlaczego w takim razie na obojgu zrobiło to takie wrażenie? Jakby wypowiedzenie tego na głos sprawiło, że stało się to bardziej rzeczywiste.
Sześć razy wysyłałeś na niego... zmiłujcie się bogowie... zabójców, sześć razy mydliłeś oczy Radzie, a jemu jeszcze bardziej mieszałeś w głowie. I w imię czego?
Nie waż się...
To jest pierwszy i ostatni raz, kiedy o tym rozmawiamy.
Mężczyzna zamilkł na widok jej stanowczego wzroku.
Powiedz mi... Dlaczego to miałam być ja? Nie chcesz ubrudzić sobie rąk? Przecież oboje dobrze wiemy, Kazekage-sama, że bez problemu mógłbyś go zgnieść, razem z Shukaku. Dlaczego go nie zabiłeś przez tyle lat, choć miałeś powody? Dlaczego cały czas mówisz mi, że jeszcze nie nadeszła pora?
Jest kartą przetargową dla Suny i dobrze o tym wiesz — warknął, patrząc na nią groźnie.
To możesz mówić do Rady, nie do mnie. — Jej ton mroził rozmówców, a wzrok świdrował na wylot. — Ty nie chcesz go zabijać, bo będziesz miał wyrzuty sumienia, to w końcu twoje dziecko. A co ze mną?
Zaśmiała się krótko, co jak zwykle zjeżyło Rasie włosy na karku.
Ja mogę to zrobić?
Jeśli nie wykona zadania nie można postąpić inaczej — powiedział po chwili ciszy. — Doskonale o tym wiesz. To nie shinobi, to nasza droga do celu. Jeśli nie spełni zadania, do którego został stworzony, nie pozostaje nic innego, jak go zabić. Od wielu lat wiesz, do kogo należy to zadanie...

*

Tak... wiedziała. A teraz patrzyła beznamiętnym wzrokiem na finał tej bezlitosnej gry. Czy w końcu zrobi to, do czego szykowała się tyle lat? Czy w końcu wypełni cel, do którego została stworzona? Tyle lat obserwowała go, poznając tajniki jego technik, rozpracowując skrzętnie skrywane słabe punkty, chłonąc każdy gest, słowo, minę. Stał się dla niej kimś specyficznym. Jedyną osobą, z którą stworzyła więź, nie zamieniając z nim choćby słowa, nie ujawniając mu swojego istnienia. Ale czy tak to można określić? Więź? W sumie nie znała lepszego słowa. Był on jedynym celem, dla którego żyła. Jedyną rzeczą, jaką poznała w swoim życiu. A teraz zabijając go, zniszczy nie tylko jego, ale i siebie. Cóż... w końcu musiało paść to znienawidzone zdanie, gdy zjawi się w gabinecie Kazekage. Zadanie wykonane, Kazekage-sama. Ale tym razem... ostatecznie.

***

Walka przed rudowłosą kunoichi nabierała tempa. Gaara nie tylko przybrał formę Shukaku, ale też użył techniki Fałszywego Snu. Ile to już razy oglądała tę dziwną bestie? Zaśmiała się pod nosem, obserwując demona. Jak zwykle wyszedł w wielkim stylu, niezwykle z siebie zadowolony. Tak... musiała przyznać, że uwolnienie Shukaku mogło być przyjemne dla obserwatorów. Oczywiście nie dla jego przeciwników, choć nadal...
Dziwny dla niej, łagodny uśmiech pojawił się na twarzy gdy obserwowała Gaarę, zwisającego bezwładnie z ciała Ichibiego. To ostatni raz kiedy to obserwowała. Tego była pewna. Już od jakiegoś czasu zdawała sobie sprawę z wyniku tej walki.
Uzumaki Naruto, czy wiesz, że jego życie jest w twoich rękach? Czy gdybyś wiedział, jakie spoczywa na tobie brzemię, nadal potrafiłbyś tak niezmordowanie walczyć? Czy gdybyś wiedział, że ktoś tak do ciebie podobny straci życie z momentem, gdy ty mu je darujesz, nadal nie wahałbyś się? Nadal walczyłbyś w obronie tej dziewczyny, tego chłopaka? A może poświęciłbyś ich? Nie... to do ciebie niepodobne. Gdybyś tylko wiedział, zapewne niemal martwy z wycieńczenia, próbowałbyś walczyć ze mną, prawda? Ale ty nic nie wiesz...
I w końcu stało się, dwójka jinchuuriki padła na ziemię. A dziewczyna już znała wyrok. Bo nawet jeśli ostatkiem sił, Gaara zabiłby blondyna, to nie miał już siły walczyć, nie było szans na ponowne tego dnia uwolnienie mocy Shukaku. Jego siła straciła na wartości, jego istnienie nie miało już znaczenia dla nikogo. Nie spełnił zadania, do którego został stworzony, więc jego dalsza egzystencja nie miała prawa bytu.
A rudowłosa stała tam, jak zwykle w roli obserwatora i posłusznie czekała na ten moment.
Czy była okrutna? Dawno się nad tym nie zastanawiała. Chyba nadal, gdzieś pod powierzchnią świadomości, miała głęboko skrywaną resztkę człowieczeństwa. Ale jakie to miało znaczenie? Żadne! Tyle lat wypełniała rozkazy bezlitosnego Kazekage, że jej zdolność do rozróżniania dobra od zła została niemal całkiem zniszczona. Jakby nigdy nie istniała. Teraz liczyło się tylko wykonywanie rozkazów. A ten był jasny, klarowny i zrozumiały nawet dla największego idioty.
Stała tam, ukryta pośród gęstych gałęzi rozłożystego drzewa. Czekała. Wiedziała, że to tędy będą próbowali wydostać się z terenów Konohy, najmniej w tych okolicach strażników. Stała bez ruchu, wpatrując się w gęste zarośla i nasłuchując odgłosów lasu. Czekała aż wypełni zadanie, do którego została stworzona. Ale czy chciała tego? A jakie miało to, znaczenie?! Zrobi to, by móc w końcu, po raz ostatni, powiedzieć to cholerne zdanie Zadanie wykonane, Kazekage-sama.
Dostrzegła ich z oddali. Kankuro niósł przewieszonego przez ramię brata. Czyżby zainteresował się nim? Wątpiła. Tyle razy słyszała te pełne nienawiści i strachu komentarze lalkarza, że utwierdziła się w przekonaniu, że nigdy nie będzie zdolny do zaakceptowania młodszego brata. A Temari? Już miała zmartwioną minę. Zapewne obawiała się gniewu... Wróć... furii ojca. A co ona poczuje gdy jej najmłodszy brat zostanie zgładzony? Tyle lat ich obserwowała, a nadal nie potrafiła jej rozgryźć. Chyba tylko obawiała się Gaary, ale go nie znienawidziła... Intrygująca istota. Ale dość tych rozważań... Teraz liczył się gość honorowy. On. Jej cel.

***

Zupełnie nieświadomi, całkiem pozbawieni możliwości obrony, czy choćby ucieczki. Rudowłosa tak przywykła do roli ducha w ich towarzystwie, że nie potrafiła zdobyć się na frontalny atak. Po co? Po prostu zrobi co miała zrobić i wróci do Suny. Przeskakiwała z drzewa na drzewo, zyskując coraz lepszy wgląd na sytuację. Wyprzedziła ich i czekała na dogodny moment. Jeszcze chwila... Niczym najdoskonalszy drapieżnik czekała, wpatrując się w swój cel, swoją długo oczekiwaną zdobycz. Jeszcze chwila... Jeden moment, który okazał się być najdłuższym w całym jej życiu. Każdy oddech trwał wieczność, każde mrugnięcie okiem zdawało się dłużyć, każde uderzenie serca czuła w całym swoim ciele... Jeszcze... TERAZ!
I wyskoczyła spomiędzy gałęzi. Do momentu bezpośredniego ataku, trójka dzieci Kazekage nie wiedziała, że coś im grozi. Do momentu, w którym Temari i Kankuro wylądowali wbici bezlitośnie w najbliżej rosnące drzewo, żadne z nich nie spodziewało się niczego. Byli nieświadomi. I dobrze. Przynajmniej będzie to dla nich zaskoczeniem i może jej nie rozpoznają.
A ona? Ona powaliła na ziemię całkiem pozbawionego energii Gaarę i zawisła nad nim z dłonią skrzącą się śmiercionośną chakrą. Jedna sekunda. Nic nieznaczący błysk w wieczności. Ile mogła znaczyć? Jak wielkie znaczenie miała sekunda? Dziewczyna nie znała odpowiedzi aż do teraz. Nie znała, ale okrutna, rządząca się swoimi prawami rzeczywistość sprawiła, że rudowłosa poznała wagę jednej sekundy. Jedna sekunda. Tyle trwało spojrzenie w oczy Gaary, a ona zrozumiała, że nie wykona zadania.
Patrzyła na jego całkiem zaskoczoną twarz. Ale tego się spodziewała. Nieraz już wizualizowała sobie tę chwilę. Niejednokrotnie widziała w oczach wyobraźni te seledynowe tęczówki w ostatnich chwilach, gdy tliło się w nich życie. Ale tego... Tej jednej rzeczy nie przewidziała. Ta jedna rzecz zmusiła ją do wahania, a w rzeczywistości całkiem pozbawiła możliwości zabicia go. Ta jedna rzecz, która zaważyła na przyszłości wioski Piasku. Uczucia. To dostrzegła w jego oczach. Tej jednej rzeczy nie spodziewała się nigdy tam znaleźć. Tej jednej rzeczy był całkiem pozbawiony. Ale... teraz zagościły w jego oczach, a dziewczyna była przekonana, że i w duszy. Widziała to. To już nie był Gaara, którego poznała na wskroś, lepiej niż ktokolwiek inny. To był ktoś zupełnie inny. Jedna sekunda? Może w rzeczywistości, ale dla nich to była wieczność, gdy wpatrywali się w siebie.
Po pierwszym szoku doszła do wniosku, że poza uczuciami dostrzegła wiele innych, nowych rzeczy na jego twarzy. Jakby całe lata obserwacji poszły na marne w zaledwie kilka godzin. Wiele ran, z których nadal sączyła się krew okalały całą jego twarz, a był to widok, którego nigdy nie spodziewała się ujrzeć. Poza tym... co to było? Przeniosła wzrok na jego oczy otoczone czarną, grubą obwolutą. Tym razem nie były one tak samo zimne i bezlitosne jak zwykle, a to... Czyżby to ślady po niedawno startych łzach? Spojrzała mu w oczy i czytała w jego duszy, jak w otwartej księdze. Po raz pierwszy mogła nieco bardziej zbliżyć się do niego. Po raz pierwszy nie był pełen tajemnic. Zmienił się, to widziała na pierwszy rzut oka. Przestał już być bezlitosnym mordercą. Nie zabije już nigdy, jeśli nie będzie to absolutnie konieczne. Zniszczył barierę chłodu, agresji i nienawiści, którą pielęgnował przez wiele lat. To był już zupełnie inny człowiek.
Gaara patrzył z nieskrywanym strachem na dziewczynę, pochylającą się nad nim. Jej potęga, jej chakra dominowała nad nim w sposób, który trudno opisać. Jedno spojrzenie w jej puste oczy i wiedział, że choćby nie wiadomo jak bardzo się starał, nie wygra z nią nigdy. I choć wiedział, że nadszedł jego koniec, nie mógł zrezygnować z próby odgadnięcia, kto był jego katem.
Jednego był pewien. Takich oczu nie widział nigdy. Bo nawet jeśli spoglądał na swoje odbicie, zawsze grała tam złość, czy też nienawiść. Ale ona? Ona miała puste oczy, martwe, jakby już przestała żyć. Takie oczy widział po raz pierwszy.
Jego wzrok szybko prześliznął się nieco niżej. Na szyi, niczym wierny pies obrożę, ona nosiła opaskę. Nie byle jaką opaskę, opaskę z symbolem Suny. A więc to w ten sposób ojciec postanowił się go pozbyć? Czyżby to miało być najlepszym podsumowaniem jego życia? Podczas najkrótszej chwili zadowolenia, poczucia, że jednak miał po co żyć, jego marna do tej pory egzystencja zostanie mu odebrana. Bez możliwości wymazania grzechów przeszłości.
I choć dla nich zdawało się to być wiecznością, w rzeczywistości nie minęło choćby kilka sekund. Te kilka sekund, przez które wpatrywali się w siebie i pozostały świat nie istniał.
— Zostaw go!
Wrzeszczał Kankuro gdzieś w oddali, a oni powoli wracali z tego dziwnego wymiaru, który choć przez chwilę ich połączył. Dłoń dziewczyny przepełniona chakrą nadal błyszczała niebezpiecznie, choć trzeba przyznać, że nieco ją opuściła.
— Słyszysz, do cholery?!
Rudowłosa przeniosła wzrok z Gaary na jego rodzeństwo. Oj tak, oni zawsze lubili zgrywać potężniejszych, niż byli w rzeczywistości. Ale to nic nieznaczący, przypadkowi ludzie. Prawdziwy dylemat miała między swoimi nogami, leżała na nim okrakiem i za nic nie mogła zrozumieć jak do tego doszło, że jeszcze nie zeszła z jego martwego ciała. Po chwili zarówno Kankuro, jak i Temari zebrali się w sobie i przygotowali do ataku. Cholera... tego nie przewidziała. Co ma zrobić?! Walczyć z nimi?
— Nie podchodź! — Krzyk Gaary poniósł się echem po lesie. Jedno spojrzenie w te dziwne oczy, jedna chwila, w której znalazł się tak blisko dziewczyny, a już wiedział. Wiedział, że jeśli ktoś teraz przerwie jej zostanie zabity. I choć tyle lat skrywał w sobie jakiekolwiek uczucia, emocje... Teraz... teraz nie pozwoli, by oni, jego rodzeństwo, zginęło w jego sprawie.
A dla dziewczyny? Ten przerażony, pełen ekspresji wrzask chłopaka przeważył. Już wiedziała. Z czystym sumieniem mogła pozostawić go przy życiu.
— Cholera... — mruknęła ledwo słyszalnym głosem.
Gaara patrzył w oczekiwaniu na rudowłosą. Dlaczego zwlekała? Przecież widział w jej oczach w jakim celu tutaj przybyła. Ale ona... wpatrywał się w dłoń, którą powoli przybliżała do jego głowy.
— Gaara! — wrzasnęła Temari.
Nigdy nie rozumiał otaczających go ludzi i nawet teraz, w chwili śmierci, nie mógł zrozumieć. Po co to wykrzyknęła? Czyżby myślała, że coś tym zmieni?
Przymknął oczy, gdy jarząca się chakrą dłoń zbliżyła się do jego czoła. Czy zada mu ból? A może jak on, załatwi sprawę bezboleśnie, tak szybko, by ofiara nie mogła go doznać? Gdy tylko poczuł dotyk, po ciele przemknęła mu fala niesamowitego ciepła. To było niezwykle przyjemne i już pogodził się z myślą, że w tak miłych okolicznościach przyjdzie mu odejść z tego świata. Ale...
— Wstawaj.
Nie czuł na sobie ciężaru dziewczyny. Otworzył oczy i ze zdumieniem połączył kilka niezwykłych faktów. Żył. Obrażenia zniknęły. Jego i Shukaku chakra została przywrócona. A to wszystko za sprawą jednego dotyku. Jednego dotyku tej dziwnej, nieznajomej osoby.
— Uciekajcie zanim zmienię zdanie. — Jej ton był chłodny, opanowany. I choć każdy z rodzeństwa chciał się jej lepiej przyjrzeć, znikła w tej samej chwili, w kłębach gęstego dymu.
— Kto to był? — wyjąkała Temari, lądując wraz z Kankuro na ziemi, tuż obok nadal oszołomionego brata.
— Ktoś z Suny — brzmiała odpowiedź Gaary, a pozostali spojrzeli na niego zdumieni. — Miała opaskę.
— Ale po co ona tu przyszła, do cholery?! — wykrzyknął Kankuro. — Przez chwilę myślałem, że chciała nas pozabijać.
Nie was – mnie przeszło przez myśl Gaarze i w głębi duszy wiedział, że miał rację. Przyszła tutaj w tym celu. Nie wykonał zadania, więc miała się go pozbyć, ale zmieniła zdanie. Tylko dlaczego? To pytanie przez wiele lat dręczyło młodego jinchuuriki.
Rudowłosa z oddali patrzyła jak trójka dzieci Kazekage powoli szykowała się do drogi. Gdy minął pierwszy szok, przypomnieli sobie, że nadal znajdowali się na terenie Konohy, gdzie przecież byli ścigani. Szybko zebrali się i ruszyli w dalszą drogę.
Dziewczyna patrzyła na oddalające się sylwetki rodzeństwa. Czy dobrze zrobiła? Pozwoliła mu ujść z życiem. Pozwoliła, by cel, który stał się jej życiem, stracił na znaczeniu. Nie wykonała zadania. Co się zdarzy, gdy po raz pierwszy wypowie te nowe dla niej słowa? Zadanie niewykonane, Kazekage-sama.

4 komentarze:

  1. Powiem tak - wgniótł mnie ten rozdział #__# Rozumiem, co miałaś na myśli, że to calkiem inny styl. Błagam cię jedynie, żebyś nie opuściła tego bloga! Ślę całusy i życzę wiele samozaparcia :*

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje mi mieć nadzieję, że "wgniótł" Cię w pozytywnym tego słowa znaczeniu :P

      Nie ma obaw, nie zamierzam go opuszczać. W moim przypadku najgorszym scenariuszem może być to, że będę wstawiała rozdziały nieedytowane. Bo nawet jeśli robiłam to jakiś czas temu "hurtowo", nie ma co liczyć na zbyt dokładne sprawdzenie. Zawsze dzień przed publikacją robię to zdanie po zdaniu, a nie "na oko".

      Dziękuję za miłe słowa :)

      Usuń
  2. O rety. Totalne zaskoczenie- zarówno stylistycznie jak i treściowo spodziewałam się czegoś innego. Oto Gaara jest potencjalną ofiarą, a nie katem ;) Coś mi się zdaje że to będzie tragiczna historia. Na ten moment ogromnie intrygująca. Ciekawa jest relacja Sayuri z Kazekage. Co on na nią ma, że dziewczyna mu służy? A może raczej jakiego ona ma asa w rękawie, że może sobie pozwolić tak się do niego odzywać. Sporo niewiadomych. Pomysł na historię zdecydowanie na plus, styl także .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Gaary to na pewno niecodzienne wrażenie - być na miejscu swoich ofiar ;)

      Mam nadzieję, że nie zawiodę dalszą częścią opowiadania.

      Usuń