Sayuri krótko przed północą zwróciła Temari uwagę, że powinny już wracać. Ta nie oponowała i wyszły o przyzwoitej porze. Po drodze próbowała wciągnąć przyjaciółkę w jakąś rozmowę, ale nie dała się sprowokować. Nie miała pojęcia o co jej chodziło.
Temari siłą zaciągnęła ją na imprezę, przedstawiła swoim znajomym i obie bawiły się doskonale, a teraz? Dlaczego się do niej nie odzywała? Było to zachowanie co najmniej podejrzane. W milczeniu weszły do posiadłości Kazekage i już po chwili znalazły się na schodach, prowadzących do pomieszczeń prywatnych. Temari, zamiast do swojego pokoju, ruszyła prosto do kuchni, gdzie spotkały braci, obradujących nad butelkami. Na ich widok uśmiechnęli się. Kankuro już miał otwierać usta, ale Temari była szybsza.
— ANBU nie może nas teraz słyszeć, prawda? — Patrzyła na Gaarę poważnym wzorkiem.
— Z tego, co mi wiadomo, nie.
Atmosfera szybko zgęstniała. Temari usiadła przy stole, Sayuri w ślad za nią. Kankuro szybko nalał wszystkim kolejkę i patrzył na siostrę w oczekiwaniu.
— Sayuri… Ilu? Kto?
— Ale co masz na myśli? — wyjąkała. Domyślała się o co może chodzić, ale wolała nie wychodzić przed szereg i nie narażać się na gniew Temari.
— Wczoraj wyciągnęli mnie po raz pierwszy, odkąd Kankuro wrócił. I z dziwnych powodów po raz pierwszy niektórzy spytali mnie o ciebie. — Spojrzała na Gaarę. — Ale też namawiali, by Sayuri przyszła. Nie wierzę, że wszyscy są zamieszani w spisek, niektórzy po prostu poczuli się pewniej, że temat tabu został poruszony i też byli ciekawi. — Szybko wypiła kieliszek i dała znać Kankuro, że ma jej dolać. — Ja nie mam mocnej głowy i wszystko mi się wczoraj mieszało. Nie potrafiłabym rozpoznać wyrafinowanego przesłuchania od zwykłej ciekawości. Z tego, co widzę, ty potrafisz zachować umiar. Nie jesteś głupia, na pewno szybciej kojarzysz fakty ode mnie i potrafisz określić ilu moich znajomych to tak naprawdę krety, które chcą dostać się bliżej Gaary.
— Więc wyciągnęłaś Sayuri w miejsce, w którym spodziewałaś się spotkać potencjalnych przeciwników? — spytał pozornie spokojny Kankuro, choć jego oczy ciskały gromy.
— Daj spokój, nikt by się nie odważył ruszyć jej przy mnie. Gdyby chciała zostać, to byłby problem, ale jak widać nie została.
— Od kiedy ich podejrzewasz? — Gaara patrzył na siostrę.
— Wszyscy jesteśmy popieprzeni, więc od zawsze — mruknęła Temari. — Wczoraj po prostu dali mi dowód, że coś jest naprawdę na rzeczy.
— Dlaczego nic nie powiedziałaś? — Kankuro wyglądał, jakby nieco ochłonął.
— Gdybym coś powiedziała, wy nie puścilibyście Sayuri, a ona nie zachowywała się tak naturalnie — odrzekła. — To mój problem, że dałam się tak łatwo podejść, więc chciałam go rozwiązać. — Westchnęła i z grymasem zerknęła na przyjaciółkę. — Nie dam ci moich podejrzeń. Sama powiedz i skonfrontujemy nasze przemyślenia.
— Cóż… — Sayuri ponownie wszystko przeanalizowała, zwłaszcza zachowania znajomych Temari, które wydały jej się podejrzane. — Keiko kilka razy zagadywała mnie, jak to jest służyć u Kazekage. Czy ma jakieś zachcianki, które odbiegałyby od normy i takie tam…
— Co odpowiedziałaś? — spytał szczerze zaintrygowany Gaara.
— Że Tsunade mogłaby się nauczyć od ciebie traktowania podwładnych. — Wzruszyła ramionami. — A o dziwnych zachciankach… Ponarzekałam na to kremowe ciasto. — Widziała ich zdziwione miny. — No co? Przy takich temperaturach to wyczyn, że…
— Tsunade mogłaby się uczyć? — Kankuro uśmiechnął się złośliwie. — To nie pytam w takim razie, jak to jest w Konoha…
— A daj spokój. — Sayuri pociągnęła z kieliszka i wzdrygnęła się, przypominając sobie bury Hokage. — Żadne z was nie widziało złości Ślimaczej Księżniczki. Takie rzeczy zostają w człowieku na zawsze.
Temari patrzyła na nią zamyślona.
— Ja też myślałam o Keiko… Ktoś jeszcze?
— Najbardziej chyba zaniepokoili mnie Atsushi i Masashi.
Kankuro zmrużył oczy, gdy wspomniała o nich.
— Dosiedli się do mnie i wyraźnie chcieli upić. Na początku myślałam, że w nieco innym celu, ale szybko zaczęli zadawać mi pytania, które raczej nie były związane z niczym innym, jak ze zdobyciem informacji. Pytali, jak tam stan zdrowia Kankuro, wyjątkowo troskliwie prosili, żebym opowiedziała o przebytej rehabilitacji. Znaczy… oczywiście rozmowę zaczęli jak wszyscy – pytali o Konohę, jak się czuję w Sunie, ale też już na wstępie zagadywali, jak porównuję pracę z Hokage i z Gaarą. Czy nie miałam wątpliwości, żeby przyjeżdżać do… — zawahała się i mimo wszystko nie powtórzyła dokładnie słów mężczyzn tego przeklętego, piaskowego piekła — tutaj. Chyba nie uzyskali takich odpowiedzi, jakich się spodziewali, bo Masashi dość szybko sobie poszedł, nawet nie ukrywał wkurzenia, a Atsushi przedstawił mnie innym i też odpuścił.
— Co odpowiadałaś?
Nie miała wątpliwości, że rodzeństwo właśnie ją przesłuchiwało, ale nie dziwiła im się.
— Na początku, że drażni mnie ten piasek, co nie jest podejrzane. Wychowywałam się w wiekowym lesie. — Dala na swoją obronę. — Marudziłam trochę o klimacie. O Kankuro powiedziałam to, co każdy medyk powinien. Że stan zdrowia pacjentów objęty jest tajemnicą. — Zastanowiła się. — O pracy powiedziałam, że nie ma porównania, bo u siebie siedziałam głównie z Hokage w szpitalu, a Gaara raczej nie zajmuje się tym. Oczywiście odpowiednio cię tytułowałam.
Gaara posłał jej nikły uśmiech.
— Poza tym… nie wiem, czy coś jeszcze ciekawego mówiłam.
— Mam nadzieję, że nie uraczyłaś ich tekstem, którego użyłaś na nas pierwszego dnia — zażartował Kankuro.
— Nie — odparła. — Powiedziałam, że chyba każdy miałby wątpliwości, żeby na stałe zmienić miejsce swojego pobytu i tyle. Nie powiedziałam, że nie chciałam ruszać się z Konohy. — Uśmiechnęła się przebiegle. — Chociaż kto wie, może powinnam? Jak nic przyjęliby mnie w swoje szeregi.
— Taka okazja zmarnowana… Nie można na tobie polegać, Sayuri — zaśmiał się lalkarz, ale zaraz spoważniał. — Nie mówiłaś, że kręcisz się koło Masahiego.
— Na początku nie skojarzyłam kim jest — wyjaśniła Temari, do której kierowany był zarzut. — Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że to siostrzeniec Kenzo.
Sayuri wytrzeszczyła oczy. To ten członek Rady, który chciał się jej wybitnie pozbyć.
— Byłoby to dość dziwne, że po tym jak to odkryłam, nie chciałam mieć z nim do czynienia. A Atsushi to jego najlepszy kumpel, więc też był moim głównym podejrzanym. Ktoś jeszcze przychodzi ci do głowy?
Sayuri zastanowiła się.
— Imion tej dwójki nie pamiętam — zaczęła niepewnie. — Ale taka jedna… blondynka, długie włosy, zielone oczy, w czerwonym stroju.
Temari chwilę analizowała jej opis.
Temari chwilę analizowała jej opis.
— Ruri.
— Wyjątkowo mocno nalegała, żebym się z nią spotkała sam na sam. To wydaje mi się podejrzane. Nie dawała mi nawet możliwości odmowy i próbowała przekonać, że zna najlepsze knajpy tutaj. — Zawahała się, widząc minę Kankuro. — To dla niej normalne?
— Ja… — Zerknął z ukosa na Temari. — To może mieć związek z czymś innym — odparł wymijająco.
— Ach tak? — Sayuri patrzyła na niego rozbawiona. — Odnoszę nieodparte wrażenie, że próbujesz coś ukryć przed nami.
— Daj spokój — mruknął Kankuro. — Gdyby chodziło tylko o to, że się z nią przespałem, powiedziałbym. — Sayuri zauważyła coś jeszcze. Gaara, który przez całą rozmowę był rozluźniony, nagle spiął się, jakby coś sobie przypomniał i nie było to zbyt dobre wspomnienie. Spojrzał na Kankuro zdziwiony. O co chodziło z tą Ruri? Temari chyba również zauważyła niepokojące zachowanie obu.
— Mów — wysyczała, patrząc na lalkarza.
— Nie, Temari. — Kankuro spojrzał na siostrę znacząco. — To nie twoja sprawa. Ruri moim zdaniem można wykluczyć z kręgu podejrzanych.
— No dobrze… — odpuściła Sayuri, nadal zachodząc w głowę, co oznaczał ten trójkąt Gaara-Ruri-Kankuro. Powstrzymała wchodzące na twarz rumieńce, gdy zrozumiała jak sformułowała tę myśl. — Był jeszcze taki chłopak. Chyba młodszy ode mnie. Nazywali go Michiru, ale to raczej imię żeńskie.
Temari parsknęła krótkim śmiechem.
— Wszyscy znają tę historię. — Kankuro wykorzystał moment i chciał odwrócić uwagę kobiet od poprzedniego tematu. — Jak się urodził, jego ojciec miał na pieńku z naszym i z Radą. Jego klan podpadł, ale to nie jest istotne czym. Po prostu się nie dogadywali. Kiedy składał informację o narodzinach syna, był zalany w trupa i przekręcił Michio na Michiru. — Uśmiechnął się złośliwie. — A urzędnik nie pozwolił na zmianę w dokumentach i tak już zostało.
— Biedne dziecko — wyjąkała Sayuri, kiedy już opanowała wybuch śmiechu. — To krzywda na całe życie.
— A żebyś wiedziała. — Temari po raz pierwszy się rozluźniła podczas tej rozmowy. — Jak się przedstawia, zawsze prosi, żeby mówić mu po nazwisku, ale kto by go tam słuchał.
— No… aż głupio mi teraz jeszcze bardziej komplikować mu życie. — Sayuri westchnęła. — Ale raczej zbyt przesadnie przyjaźnie mnie traktował. Niby wszystko było taktowne i niezbyt nachalne, ale chciał zbyt wiele szczegółów. O pracę tutaj też pytał, choć nie aż tak… No… Co? — przerwała, gdy dostrzegła przebiegłą minę Kankuro.
— Temari chyba przeceniła twoje zdolności — zaśmiał się lalkarz. — Nie rozróżniasz taniej gadki, od próby wyciągnięcia informacji? — Na widok jej rumieńców, wyraz tryumfu zagościł mu na twarzy. — Bogowie! Czy faceci w Konoha są ślepi?
— Kankuro — warknęła ostrzegawczo Temari, ale ten jej nie słuchał.
— Sama wpychasz ją w moje ramiona — odgryzł się lalkarz.
Sayuri zdumiona obserwowała wymianę zdań. Zerknęła na Gaarę, który chyba także nie wiedział jak zinterpretować odzywki rodzeństwa.
— Jeżeli tak uważasz nie zaprzeczę. Miałam mówić o zachowaniach odbiegających od normy i jego takie było. Przykro mi, ale nie zauważyłam nic więcej.
— A ty, Temari? — Gaara patrzył na siostrę oczekująco.
— Właściwie Sayuri potwierdziła moje najpoważniejsze podejrzenia. Dałabym jeszcze kilka imion, ale trójki nie było na tej imprezie, a pozostali po prostu wmieszali się w tłum i nie zaczepiali Sayuri. Sama będę musiała to ogarnąć.
— Mam nadzieję, że już więcej mnie nie weźmiesz. — Sayuri nalała sobie sake. — Jakoś niezbyt dobrze czuję się w towarzystwie,
— Żartujesz? — Temari spojrzała na nią ze zdziwieniem. — Właściwie wyglądałaś tak, jakbyś od zawsze się z nimi trzymała.
Sayuri skrzywiła się.
— Ej! Mów, o co chodzi!
— Daj spokój…
— Nie wykręcisz się. — Kankuro patrzył na nią zaintrygowany. Rzadko, a właściwie nigdy nie miał okazji posłuchać o prywatnym życiu dziewczyny. Choć dogadywali się znakomicie, wytyczyła wyraźną granicę, chyba nieświadomie, i ani razu rozmowa nie potoczyła się tak, by mogli się czegoś o niej dowiedzieć.
— To w sumie dość normalne dla mnie, że muszę dogadywać się z ludźmi, z którymi wolałabym nie mieć nic wspólnego. Nie wiem, czy pamiętacie Sakurę.
— Która to?
— Ta z różowymi włosami. Nie rozumiem dlaczego, ale postawiła sobie za życiowy cel dręczenie mnie. — Westchnęła z miną męczennika. — Nie jesteśmy sobie bliskie, ale raz na jakiś czas pojawiały się z Ino i próbowały zrobić ze mnie… jak to mówiły...? Normalną kobietę.
— Normalną? — powtórzyła z rozbawieniem Temari.
— Wiesz, żebym chichotała jak trzpiotka i weszła do ich fanklubu Uchihy — zaśmiała się do wspomnień tych magicznych chwil. — Nie wiem, czy mi uwierzycie, ale one były do tego stopnia sfiksowane na jego punkcie, że już w wieku siedmiu lat śmiertelnie się na siebie obraziły, gdy dowiedziały się, że obu się podoba i dopiero od jakiś pięciu, może sześciu lat są w stanie ze sobą normalnie rozmawiać.
— Ploteczki o shinobi z Liścia. — Kankuro uśmiechnął się półgębkiem. — Kto by się spodziewał.
— I co, weszłaś do ich klubu? — Temari również nie dała za wygraną i niby to ukradkiem nalała Sayuri jeszcze więcej do kieliszka. Widząc karcące spojrzenie Gaary, pokazała mu język i z rozbawieniem obserwowała nieźle już wciętą kobietę.
— Gdybym wierzyła, że Sasuke jest w stanie dojrzeć coś dalej, niż czubek własnego nosa, niewykluczone, że bym się skusiła. — Opuściła gardę i nie do końca kontrolowała, co mówi.
— Cały czas mówisz, że miałaś wśród znajomych samych shinobi. — Kankuro dołączył do gry siostry i rozlał alkohol wszystkim. Co prawda swój kieliszek, Temari i Gaary napełnił do połowy, a Sayuri do pełna, ale to drobiazg.
Gaara był rozdarty. Z jednej strony nie uważał, by zagrywki rodzeństwa były właściwe, ale z drugiej… Cóż poradzić. Sam był ciekaw co też Sayuri może powiedzieć i nie skomentował szczeniackiego zachowania zarówno siostry, jak i brata. Poza tym… czyżby drugą noc z rzędu przyszło mu spędzić w towarzystwie? Nie będzie narzekał.
— To skoro już przynajmniej trzy osoby wyeliminowaliśmy, kto zostaje w grze? — dopytywał Kankuro.
— Z Naruto niemal mieszkałam razem. — Wzruszyła ramionami.
Temari zatrybiły odpowiednie szare komórki i połączyła fakty.
— Kto tam jeszcze… Hinata jest całkiem normalną osobą. — Widząc, że Kankuro nie wie o kim mowa, dodała: — Taka cicha, spokojna, z Byakuganem…
— A, ta…
— Gdyby tylko jej głos przebijał się przez szelest liści, mogłabym uznać, że wszystko z nią w porządku. Jest chorobliwie nieśmiała, ale poza tym… całkiem miła.
— Wiesz, co się mówi o miłych dziewczynach? — Kankuro został obdarzony oburzonym spojrzeniem siostry. — Ja tylko powtarzam ludowe mądrości.
— Głupoty — mruknęła Temari.
— Kiedy ostatni raz ją widziałeś? — spytała Sayuri z przebiegłym uśmiechem.
Kankuro został zbity z tropu.
— Nie… — Widząc dziewczynę, uśmiechającą się pod nosem, zdumiał się. — Aż tak się zmieniła?
— Ale to nic nie zmienia. Nadal podskakuje, jak ktoś głośniej oddycha w jej towarzystwie. Poza tym, to nie tajemnica, że jest spadkobiercą klanu Hyuuga i raczej nie może zwracać uwagi na adoratorów, tylko zostanie jej wybrana odpowiednia partia przez rodzinę. Chociaż to może młodsza siostra Hanabi zostanie spadkobierczynią? Kto tam wie, co się dzieje w tych klanach.
— To z kim jeszcze trzymałaś? — Temari nie dawała za wygraną.
— Aż tak cię pali, żeby posłuchać o Shikamaru?
Kankuro spojrzał ze zdumieniem na siostrę, która miażdżyła spojrzeniem Sayuri. Ale ta nie zwracała uwagi, tylko szybko samodzielnie otworzyła kolejną butelkę.
— Z nim mam chyba najbardziej depresyjno-nienormalne wspomnienia.
— Istnieje takie określenie? — spytał z powątpiewaniem Kankuro, choć nadal przypatrywał się uważnie Temari. Jakoś nigdy nie zwrócił uwagi, by poświęcała czas temu facetowi.
— Nie wiem — przyznała Sayuri. — Ale tak bym to najlepiej opisała. Poza tym fakt, że jeszcze trzymam się na nogach, pomimo niebotycznej ilości alkoholu, jemu zawdzięczam.
— Wiesz, że będę żądał wyjaśnień?
— Zlikwidowali kiedyś sklep. Właściciele musieli wręcz uciekać z jakiegoś powodu, bo towar został. — Uśmiechnęła się do wspomnień. — Nie wiem, ile miałam lat… może z dwanaście, trzynaście? Naruto uwielbiał pakować się w kłopoty i za wszelką cenę chciał dostać się do środka i opróżnić zawartość z ramen w torebkach. — Dostrzegła zdziwione miny trójki. — To jego obsesja. Zawsze musiałam robić za tą bardziej odpowiedzialną, ale złamał mnie i jakoś dostaliśmy się do środka…
— Okradłaś sklep?
Kankuro nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Po chwili Temari do niego dołączyła, a Gaara znad kieliszka patrzył coraz bardziej zaciekawiony na siedzącą obok niego, zarumienioną dziewczynę.
— Technicznie rzecz biorąc nie sklep a Konohę, bo dobra przeszły na wioskę, ale… to chyba jeszcze gorzej o mnie świadczy — przyznała zakłopotana. — Kontynuując… Naruto został wysłany na jakąś misję, a mi nie dawało spokoju, że tyle rzeczy się marnuje. Próbowałam wejść tą samą drogą, ale przyłapał mnie Shikamaru. Jak to on, ponarzekał, że to upierdliwe, ale w końcu został moim partnerem zbrodni. Odkryliśmy, że kilkanaście skrzynek z sake zostało i pomógł mi je przenieść na tereny posiadłości jego klanu. Bogowie… co my mieliśmy w głowach? Jakby nas złapali nie wiem, co by zrobili. Ale chyba ktoś nad nami czuwał i przez kilka następnych lat, w tajemnicy przed wszystkimi, chodziliśmy upijać się tam. Nie przewidziałam tego, że on upija się na smutno. I tak jakoś… Z natury sama jestem zrzędliwa, ale takie kombo, które powstawało po połączeniu mnie, Nary i alkoholu naprawdę doprowadziłoby niejednego wesołka do depresyjnego nastroju.
— Jak długo zajęło wam opróżnienie wszystkiego? — Temari patrzyła zaciekawiona na Sayuri. No, no… ta z pozoru nieśmiała, łagodna i doskonale ułożona osóbka nieźle się maskowała.
— Teoretycznie każde z nas ma jeszcze buteleczkę, na pamiątkę tego genialnego przedsięwzięcia. Jest tylko jeden minus. — Westchnęła ciężko i patrzyła z żalem na alkohol. — Żeby się upić, potrzeba coraz więcej. Ale miałam długą przerwę, więc jestem szczęśliwą posiadaczką słabej głowy.
— Nie oceniaj się znowu tak surowo — pocieszył ją Kankuro z rozbawieniem. — Jeszcze całkiem nieźle się trzymasz.
— Ależ dziękuję ci za komplement. No… kto tam jeszcze został… Ach, Chouji.
— Kto? Znamy go? — spytała Temari, kompletnie nie kojarząc tego imienia.
— Był na waszym egzaminie. Ten, co zamieniał się w wielką kulę — dodała, widząc, że naprawdę nie wiedzieli, o kogo jej chodziło.
— Twój gust jest doprawdy zadziwiający.
— Mój gust ma się bardzo dobrze, ale szkoda, że nie mogę tego samego powiedzieć o portfelu. Wiecie ile Naruto i Chouji są w stanie zjeść? Żeby wygonić ich z kuchni musiałam często uciekać się do zagrożenia, że już nigdy więcej ich nie wpuszczę do siebie.
— Zwracam temu całemu Choujiemu honor — powiedział uroczyście Kankuro. — Ktoś, kto docenia twoje potrawy nie może być złym człowiekiem.
— Skoro już podstępem rozwiązaliście mój język, może powiecie, o kim jeszcze mam opowiedzieć, skoro się nie kontroluję? — Widząc niby to niewinne miny Kankuro i Temari, parsknęła śmiechem. — Dajcie spokój, sama wiem, że niezbyt wiele opowiadałam o sobie. Już i tak jutro będę żałować, to przynajmniej wykorzystajcie to do woli.
— To dziwne, że nic o sobie nie mówiłaś — zauważyła Temari. — Dlaczego?
— Nie jestem tym typem osoby, która lubi być w centrum zainteresowania.
— Ja bym tam powiedziała, że jesteś duszą towarzystwa.
— Jak na tutejsze standardy — odszczeknęła się Sayuri. — W Konoha zazwyczaj byłam tą osobą, która siedzi z boku i odstrasza swoim ponurym widokiem.
— Pięknie oceniasz Sunę w takim razie — wytknął jej Kankuro. — Ale naprawdę, nigdy nic o sobie nie mówiłaś.
— Nie wiem… — Sayuri zastanowiła się nad odpowiedzią. Oczywiście odpadała możliwość opowiedzenia, że to wszystko początkowo była farsa, a ona sama została wysłana na misję. — A wy na moim miejscu byście o sobie mówili? — Widząc ich zdziwione miny, przypomniała sobie pewne określenie. — Wiecie jak niektórzy na was mówili?
— To dopiero ciekawa informacja. — Temari patrzyła w oczekiwaniu na Sayuri, która dla lepszego efektu zrobiła pauzę.
— Przerażające rodzeństwo.
Temari i Kankuro instynktownie spojrzeli na Gaarę, który wyglądał na nieźle zmieszanego. Sayuri szybko ratowała atmosferę swobody.
— Oj nie, nie. Nie bądźcie tacy skromni. Cała zasługa nie należy się Gaarze. Zwłaszcza ty, mój drogi, masz w tym spory udział.
— Ja? — Kankuro zgrywał niewiniątko. — Ja przecież muchy bym nie skrzywdził, a staruszki noszę na plecach do domów.
— Potomek Trzeciego Hokage do dzisiaj określa cię jako przerażający chłopak w czarnym stroju — powiedziała złośliwie Sayuri i czekała na jego reakcję.
— Który to?
— Ten, którego chciałeś pobić w pierwszym waszym dniu w Konoha. Konohamaru.
Kankuro na wzór brata wyglądał na zmieszanego.
— Więc byłam jedyną niewinną postacią w twoich oczach? — Temari była wyraźnie z siebie zadowolona.
— Pewnie. To, jak potraktowałaś Ten-ten, w drugim etapie egzaminu, zostało okrzyknięte najbardziej łagodnym i kobiecym zagraniem.
— Tak nas szkolono…
— Ja wam nic nie zarzucam. Mówię tylko, jakie rewelacje mnie czekały, kiedy tu przybywałam. No przyznacie chyba, że to nie najlepsze opisy osób, z którymi miałabym usiąść na popołudniowej herbatce i przy ciasteczkach prowadzić miłą pogawędkę na temat swojego życia, nie?
— Patrząc z twojej perspektywy… — Nieoczekiwanie głos zabrał Gaara. — Jesteś szalona, że tu przybyłaś?
Temari i Kankuro wyszczerzyli się, oczekując na odpowiedź Sayuri.
— Sama nie wiem. Mówiłam już, że nie miałam za bardzo wyboru, co ze mną zrobią.
— Ale jak ty tu trafiłaś? — Temari nagle przypomniały się swoje pierwsze przemyślenia na jej temat. — Osoba, która tyle lat temu skończyła z zawodem shinobi, trafia tutaj bez poważniejszych obrażeń. Może szczęście… — Zastanowiła się, sama próbując znaleźć dla dziewczyny usprawiedliwienie. — Nie było wtedy w sumie burz piaskowych… Zresztą… nie mieli tam wyobraźni?
— Znając Koharu i Homurę, pewnie liczyli, że utopię się w tym piachu — mruknęła Sayuri, patrząc smętnie na pusty kieliszek.
— Kto to? — Gaara z zaciekawieniem patrzył na nią. Czyżby jego przypuszczenia sprzed paru tygodni miały okazać się słuszne? Może podpadła komuś i dlatego wysłali ją na zesłanie? Naprawdę liczył na to, bo to jedyne wyjaśnienie, które przyjmował i które nie zakładało, że została tu wysłana w celu szpiegowania.
— Wy macie tutaj Radę, która związuje tobie ręce — powiedziała z niemałym oporem Sayuri. Wiedziała, że to było zdanie, którego będzie najbardziej żałować, ale nie mogła odmówić odpowiedzi. — Tam oficjalnie jest tylko dwójka doradców, czyli właśnie Koharu i Homura, którzy uwielbiają dręczyć Tsunade.
— Tak, jak tutaj puszą się, czy to prawdziwa wojna o stołki? — Temari drążyła temat, a Sayuri postanowiła odpowiedzieć równocześnie bezpośrednio i wymijająco.
— Skąd mam wiedzieć? Nie docierały do mnie prawdziwe informacje. Krążą plotki… no dobra, to wiem od Naruto, bo był przy tym. — Zaryzykowała powiedzieć choć odrobinę więcej konkretów. — To inny legendarny Sannin był wybrany na to stanowisko. Jiraya postanowił odmówić i znalazł zastępstwo w postaci Tsunade. Na swoją podróż wybrał się z Naruto i tak jakoś… Tsunade z wielkimi oporami, zgodziła się. Tajemnicą pozostaje jedynie, dlaczego Koharu i Homura tak nie lubią Tsunade. Tego… zabijcie mnie… ale nie wiem.
To dawało Gaarze jeszcze więcej informacji. Być może to było prawdziwe rozwiązanie? Doradcy Tsunade chcieli zrobić jej na złość i wysłali jej osobistą asystentkę do innej Wioski? Jeszcze bardziej prawdopodobne niż poprzednia wersja.
— Skoro już nam zaufałaś… może herbatki nie pijemy, ale najwidoczniej już nie drżysz ze strachu przed nami… i jesteś w nastroju do rozmów. — Kankuro puścił jej oczko. — To powiedz mi, ty byłaś w ogóle w Konoha, kiedy był egzamin na chuunina? Kompletnie cię nie pamiętam.
— Mówiłam już, że nie zdawałam. Ale w wiosce byłam. Moje żałosne imitacje misji nie wymagały zbyt dalekich podróży. — Miała szczęście, że pytali ją o to, kiedy była wstawiona. Nie wiedziała, czy na trzeźwo tak dobrze by sobie radziła z kłamstwami.
— Skoro kręciłaś się przy ludziach, których znamy, powinniśmy cię kojarzyć — upierał się Kankuro.
— Nie żebym wytykała nic, nikomu palcami, ani wypominała niczego, ale nie wiem, czy byliście wtedy aż tak bardzo zainteresowani poznawaniem nowych ludzi i spotykaniem się ze znajomymi innych uczestników egzaminu. Czyżby raczej nie planowanie ataku na moją ukochaną wioskę zabierało wam wolny czas?
Wyglądali na zmieszanych, ale Kankuro nie tracił rezonu.
— Może i co innego miałem w głowie, ale wierz mi, zapamiętałbym cię.
— Najpierw musiałbyś mnie zauważyć. — Uśmiechnęła się łobuzersko. — Nie zawsze chodziłam przykuta do moich znajomych. Na żadnym etapie nie byłam obecna, może mignęłam ci gdzieś w tłumie ludzi podczas zwiedzania.
Lalkarz zastanowił się i wzdrygnął nieznacznie.
— Byłaś wtedy na arenie?
Zarówno Temari, jak i Gaara wyglądali niewyraźnie. Perspektywa tego, że ten cholerny atak się odbył i mógł doprowadzić do śmierci niewprawionej w boju dziewczyny, był naprawdę nieprzyjemny. Zwłaszcza teraz, kiedy tyle jej zawdzięczali.
— Nie miałam do tego nerwów — skłamała, ale i mówiła prawdę. Nawet gdyby była wtedy w wiosce, raczej nie byłaby chętna patrzeć, jak dzieciaki w jej wieku próbują się pozabijać. Nie widziała w tym żadnej rozrywki. — Krótko po egzaminie zrezygnowałam ze stopnia — dodała, przypominając sobie dokumenty, które Tsunade na potrzeby misji wypisała.
— Jak trafiłaś do Tsunade?
To było najtrudniejsze z pytań, na jakie Temari mogła wpaść. Przynajmniej w oczach Sayuri. Jak mogłaby trafić do Ślimaczej Księżniczki?
— To na jej ręce składałam rezygnację — powiedziała tuż po tym, jak zrobiła szybką rachubę czasu. — Oczywiście, pytała mnie o powód i inne tego typu bzdury. — Postanowiła nieco podkoloryzować swoją wersję, ale nie na tyle, by brzmiało to absurdalnie. — Jak już odpowiedziałam, to spytała mnie, czy nie chciałabym zająć się jej mieszkaniem i gotować jej. — Uśmiechnęła się wesoło. — Dopiero po jakimś czasie Naruto mi się przyznał, że zachwalał pod niebiosa moją kuchnię podczas podróży. Ale szczerze? To nie mam pojęcia, dlaczego Tsunade chciała akurat mnie. Może zrobiło jej się żal osoby bez perspektyw — zażartowała, mając nadzieję, że nie zabrzmiało to zbyt podejrzanie. Poza tym chyba będzie musiała gdzieś notować wszystkie kłamstwa, które wypowiadała, żeby nigdy nie zostać przyłapaną.
— To jaki miałaś plan na siebie? Nie powiesz chyba, że tak po prostu, z dnia na dzień, zrezygnowałaś.
— A żebyś wiedział — mruknęła, odpowiadając na pytanie Kankuro. Właściwie często miała taką ochotę, kiedy jeszcze była czynnym shinobi. Czasami dopadały ją myśli, żeby pójść i tak po prostu złożyć rezygnację. — Ale przecież nic takiego by się nie stało, gdyby Tsunade mnie nie przyjęła. Może zatrudniłabym się w jakimś barze? W sumie mogłabym zająć się czymkolwiek, byle tylko nie kontynuować mojej wspaniałej kariery.
— Co ci aż tak bardzo nie odpowiada? — Kankuro wyglądał na naprawdę zaintrygowanego.
— Ciężko w sumie określić to jakość szczególnie dokładnie — odparła. — Przede wszystkim, gdybyście zobaczyli moje zdolności bojowe, umarlibyście ze śmiechu. — Zastanowiła się. — Tego nie przewidziałam, może powinnam wrócić do czynnej służby? A tak na poważnie… Nie wiem… Nie podoba mi się koncepcja szkolenia i funkcjonowania shinobi.
— Ale to przecież Konoha wpadła na jeden z lepszych systemów szkolenia przyszłych pokoleń — zauważyła Temari.
— To doprawdy wspaniałe i chwalebne, że mamy tak doskonały system robienia z dzieci morderców — prychnęła, ignorując zdumione spojrzenia trójki. — Wspaniale, że odmawiamy tym bardziej uzdolnionym normalnych relacji, tylko zasłaniając się Wolą Ognia, robimy z nich posłuszne sługi, gotowe oddać życie za sprawę. Że już małym dzieciom wmawiane jest, że ich własne życie nie ma znaczenia w obliczu wykonania misji. A moralność? To tylko puste słowo, które dla shinobi nic nie znaczy. Chyba za dużo powiedziałam… — mruknęła. — Ale w sumie nie tyczy się to tylko Konohy. To ten świat jest chory, że zmusza władców do podejmowania takich decyzji. Gdybym miała wybrać rzecz, która najbardziej mi przeszkadzała, to chyba to przeważyło. — Nie kłamała. Gdyby w przeszłości podjęła decyzję o odejściu, to właśnie te przemyślenia skłoniłyby ją do tego najbardziej.
— Masz rację… — Temari zastanowiła się nad jej słowami. — Cały ten świat jest popieprzony. Ale nie spodziewałam się takich słów z ust osoby z Konohy.
— Daj spokój. — Sayuri wzruszyła ramionami. — Nie będę obrażała moich znajomych i przyjaciół, ale mam wrażenie, że oni nadal wierzą w to, że Konoha jest jakimś wyjątkiem. Jak to w każdym miejscu bywa, u nas nie opowiada się o grzechach wioski, ale za to o każdej innej jesteśmy uczeni. Zapewne u was też Suna przedstawiana była w superlatywach, a taka Konoha jako zbrodnicza osada. — Nie zaprzeczyli, co jedynie potwierdziło jej słowa. — Nie zrozumcie mnie źle, ja naprawdę, gdyby była taka potrzeba i gdybym była na miejscu, to zrobiłabym wszystko, co w mojej mocy, żeby chronić swój dom, ale… Nie żyję już złudzeniami, że poza uczuciami, które odczuwam wobec wioski, jest ona wyjątkowa dla postronnych obserwatorów. Ale też poza narzekaniem nie mogę nic zrobić, bo nie widzę możliwości demilitaryzacji w obecnych czasach, więc chyba nie powinnam aż tak krytycznie podchodzić do tego wszystkiego, skoro sama nie daję rozwiązania.
— I kiedy zrobiło się tak poważnie, co? — Kankuro westchnął. — Też się nad tym nie raz zastanawiałem — przyznał. — Chyba jedyną opcją byłoby pozbycie się wszystkich shinobi.
— Zmniejszyłoby to jedynie skale konfliktów. W sumie… to już i tak byłby sukces. — Dopiła kieliszek. — Ale chyba już czas na mnie. — Westchnęła. — Jak tak dalej pójdzie, zostaniemy alkoholikami. Trzeba jakoś uzdrowić tę sytuację.
***
Następnego poranka, który wypadł Sayuri jakoś tak koło trzynastej, udała się do kuchni, by jak co dzień przygotować śniadanie. Oparła się plecami o kuchenny blat i nalała sobie wody, którą próbowała nieco nawilżyć przesuszone na wiór gardło. Doskonale wiedziała, że powinna użyć innych specyfików, ale nie miała do tego głowy. Tego dnia na pewno zrobi sobie przerwę w piciu. Już miała szykować śniadanie, ale doszła do wniosku, że to obiad byłby bardziej odpowiedni, jak na tę porę. Równolegle upiekła ciasto wiedząc, że później nie będzie miała na to siły.
Po dłuższym czasie ciasto było gotowe i zdumiała samą siebie, jak nieźle jej to wyszło. Zazwyczaj czekoladowy przekładaniec nie rósł tak, jak powinien, ale tym razem wyglądał znakomicie. Odłożyła go na wyższą półkę, aby wystygnął i zabrała się za dokańczanie obiadu. Może jednak zbyt wcześnie zaczęła? Chyba nie powinna zmuszać innych domowników do wczesnego wstawania. Nie mogła się już wycofać i powoli rozkładała odpowiednie naczynia przy stole.
— Witam.
Dotarł do jej uszu głos Gaary. Odwróciła się gwałtownie w jego kierunku, co było błędem, bo zakręciło jej się w głowie i niemal upadła na podłogę.
— Chyba nie jesteś w najlepszej formie — zażartował, ale jego oczy były czujne i obserwował, jak sobie dalej poradzi.
— Tak bardzo ci współczuję — powiedziała, kiedy już świat przestał wirować. — Jak sobie radzisz z kacem bez snu?
— Trzeźwieję stopniowo i nie ma dla mnie jakiś bardzo negatywnych objawów. — Wzruszył ramionami.
Sayuri wytrzeszczyła oczy.
— To odnalazłam właśnie aspekt, którego można ci zazdrościć.
Chwilę analizował jej słowa, aż w końcu zrozumiał, że piła do ich rozmowy o Shukaku. Zaśmiał się cicho.
— To przeważa szalę zwycięstwa na stronę bijuu? — Oparł się o framugę.
— A żebyś wiedział. — Podbiegła do kuchenki, na której jeden garnek niebezpiecznie się chybotał. — Życie bez kaca jest czymś wartym przemyślenia, nawet jeżeli łączyłoby się to z byciem jinchuuriki. — Spojrzała na niego, ale nie wyglądał na złego czy urażonego. — Ale w sumie… Nie, żebym się nie cieszyła, że postanowiłeś przyjść tutaj, ale chyba nie masz w zestawie z Shukaku super węchu i nie mogłeś wyczuć obiadu, więc co cię tu sprowadza?
— Muszę doprowadzić Temari do porządku. Rada wzywa ją na siedemnastą do siebie.
— I mieli czelność ciebie z tym wysłać? — To już była przesada. W oczach Sayuri wydawało się to być ogromnym policzkiem.
Gaara uśmiechnął się pod nosem, widząc jej oburzenie.
— Teoretycznie oznajmili, że Temari nie będzie przez długi czas i powinienem zrobić sobie wolne. — Zastanowił się – powinien podzielić się swoimi przemyśleniami? Doszedł do wniosku, że choćby Sayuri była szpiegiem, to inne informacje były bardziej znaczące i niebezpieczne w rękach obcych. — Bardziej mam wrażenie, że nie wiedzą co ze mną zrobić. Jedynie wypisuję dokumenty albo nawet je przepisuje. Zapewne obawiają się, jak zareaguję, gdy zorientuję się, że robię za kopistę połowy dokumentów z archiwum.
— To pisz cholernie niewyraźnie. — Widząc jego rozbawiony wzrok, sama uśmiechnęła się wesoło. — Co prawda poza infantylną satysfakcją nie będziesz miał z tego nic, ale lepsze to, nie?
— Zastanowię się... Chyba muszę pójść zbudzić Temari.
— Poczekaj.
Zatrzymał się w pół-kroku i spojrzał na nią zaintrygowany.
— Miałam sobie odpuścić, bo nie czułam się na siłach, ale zrobię ten przeklęty wywar na kaca. — Westchnęła. — Daj mi dziesięć minut.
Posłusznie stanął oparty o ścianę i starym zwyczajem skrzyżował ręce na piersi, obserwując poczynania Sayuri. Ta całkiem szybko i sprawnie przygotowywała odpowiednie składniki.
— Jesteś pewien, że nie chcesz tego?
— Nie mam kaca. — Zerknął na dziwnie wyglądającą maź. — Szczerze, to wątpię, bym to przełknął.
— Nie powinno się oceniać książki po okładce — wytknęła mu z szelmowskim uśmiechem. Jeszcze chwilę zajęło jej, by wywar był gotowy. — No… to pilnuj ryżu, a ja obudzę Temari. — Widząc jego zdziwiony wzrok, dodała: — Nie jestem może ekspertem, ale wątpię, by Temari obudziła się dzisiaj zachwycona i szczęśliwa życiem. Bardziej wypada, żeby to mnie opieprzyła.
— Coraz poważniej zastanawiam się nad podwyżką dla ciebie.
Posłał jej uśmiech, a Sayuri zniknęła za drzwiami prowadzącymi na korytarz. Po kilkunastu minutach powróciła i rzuciła się do gotującego się ryżu. Dopiero wówczas Gaara zorientował się, że miał tego pilnować.
— Przepraszam…
— Ty też to będziesz jadł — odparła złośliwie. — To będzie twoja kara. Obudziłam też Kankuro, dzisiaj trzeba będzie wznowić jego rehabilitację.
Gaara skinął głową i w dziwnym skupieniu obserwował kręcącą się po kuchni Sayuri. Był wdzięczny losowi, że przywiódł właśnie ją do Suny.
Po nieco ponad pół godzinie posiłek był gotów i razem zasiedli przy stole. Sayuri na głos zastanawiała się, czy powinni zacząć jeść, ale w tym właśnie momencie do kuchni wszedł Kankuro. Wyglądał, jak psu z gardła wyjęty.
— Jednak się nie przemogłeś. — Zauważyła jego nietknięte antidotum na kaca.
— Jak na to patrzę, odnoszę nieodparte wrażenie, że w końcu spełniłaś swoją groźbę i postanowiłaś się mnie pozbyć. — Niemal wyszeptał, trzymając się za głowę. — Ile wczoraj wypiliśmy? — Zwrócił się do Gaary.
Ten zerknął w stronę pustych buteleczek, ładnie ułożonych pod ścianą. Kankuro zbladł na ten widok.
— Świetnie… To był doskonały pomysł.
— Co to znaczy, że chcą mnie gdzieś posłać?! — Temari już na progu wrzasnęła w kierunku Gaary.
Kankuro zasłonił sobie uszy.
— Skąd ty masz siłę, żeby krzyczeć, co? — Spojrzał z wyrzutem na siostrę.
— Najwidoczniej mam więcej zaufania do specyfików Sayuri.
Kankuro zerknął na breję w swojej szklance. Nie chcąc wyjść na niewdzięcznika, z niezbyt wesołą miną, wypił duszkiem ten niezidentyfikowany płyn. Wzdrygnął się.
— Jeżeli to nie zadziała, masz problem, droga siostrzyczko — stęknął ze zbolałą miną.
— Ja już mam problem — warknęła i spojrzała na najmłodszego brata, który spokojnie obserwował całe zajście. — Dlaczego wysyłają mnie na dłużej? I gdzie?
— Naprawdę spodziewasz się, że wiem coś więcej? — spytał z przekąsem. — Jak na razie przydział misji nie wchodzi w moje stałe kompetencje.
— Może i masz rację. — Temari trochę ochłonęła. — Ale to dziwne, że posyłają mnie akurat teraz, kiedy zaczęłam prowadzić małe śledztwo w swoim otoczeniu.
— Też o tym myślałem — przyznał Gaara. — To chyba był błąd, że wyciągnęłaś Sayuri. Jeżeli ktoś z twoich znajomych spotka ją sam na sam, będzie mógł zaproponować jej wyjście. Jeżeli się zgodzi, zostanie bez ochrony. Jak odmówi, będzie to wyglądało podejrzanie, że tylko z tobą się gdzieś wyrwała.
— Cholera… — Temari zamknęła oczy i najwidoczniej przeklinała swój genialny plan. — Tego nie przewidziałam. Ale w sumie… nie jest to w zbyt dobrym tonie zapraszać prawie obcą osobę gdziekolwiek. A na pewno całkiem normalne jest odmówienie w tej sytuacji.
— Z drugiej strony… — wtrąciła się Sayuri. — Jeżeli zrobi to któraś z osób, które uznałam za niepewne, to będziecie mieli informacje, że wykonują jakiekolwiek kroki. Ale... naprawdę ciężko mi sobie wyobrazić, co takiego mogą planować. Znaczy… rozumiecie, nie? Wątpię, żeby to była zwykła propozycja pojedynku. Nie mają szans przecież z tobą.
Gaara powoli skinął głową. W przeciągu ostatnich kilku lat jedynie wzrastał w siłę, nie zatrzymywał się w miejscu.
— Trucizny na ciebie działają?
— Większość nie. Właściwie słyszałem tylko o jednej, która mogłaby coś wskórać, ale… — Zawahał się, wiedząc, że Temari i Kankuro zaniepokoją się jego słowami. — Nie dotyczyłoby to mojej śmierci. To bijuu jest pobudzony. — Zgodnie ze swoimi przewidywaniami Sayuri automatycznie zaakceptowała jego słowa, ale jego rodzeństwo… Próbował zignorować ich przerażone miny.
— Też o czymś takim słyszałam. Ale to… dość ciężkie do przygotowania. Na pewno rozpoznałabym, gdyby spróbowali dodać ją do czegokolwiek, co normalnie jemy.
— Jak ją rozpoznać? Sam wiem tylko, że coś takiego istnieje.
— Dosłownie wali ziołami — odpowiedziała. — To bardzo mocny ekstrakt i nie ma szans, żeby jakakolwiek potrawa zamaskowała to. Nie przypominam sobie, by ktokolwiek poprawił formułę, żeby nie było tego czuć. Proporcje są bardzo restrykcyjne i jeżeli spróbowaliby cokolwiek namieszać, jedynym skutkiem ubocznym byłoby popołudnie spędzone w toalecie, bo organizm szybko odrzuciłby coś takiego.
— Nie ma żadnych innych objawów? — zdziwił się Kankuro, ignorując strach przed ewentualnymi konsekwencjami napicia się tego przez brata. — To musi być silna trucizna, skoro…
— Nie ingeruje ona bezpośrednio w organizm. Tłumi jedynie jedno źródło chakry i pobudza inne. Gdyby jakikolwiek zwykły shinobi ją wypił, właściwie nic by się nie wydarzyło… No może poza właśnie pójściem do toalety. Próbowałeś kiedyś zjeść kilogramami zwykłe zioła?
Kankuro zaprzeczył ruchem głowy.
— To miałoby podobne działanie, bo składa się z bardzo mocnego ekstraktu z kilkunastu ziół. Nie znam dokładnych proporcji, bo nigdy nie myślałam, żeby się tego uczyć, ale z medycznego punktu widzenia dla zwykłego shinobi to działa właśnie jak przejedzenie się konkretnymi roślinkami. Co jeszcze zostało? Genjutsu? — Znów spojrzała na Gaarę.
— Raczej odpada. — Nie chciał dopowiadać, że w takich sytuacjach wystarczy chwilowe korzystanie z chakry Shukaku, ale najwidoczniej nikt nie pomyślał, by zadać mu dodatkowe pytanie.
— To naprawdę nie mam pomysłu na co oni liczą. — Sayuri westchnęła. — Ale to tylko jeszcze bardziej niepokojące. Bo gdyby chodziło tylko o samo usunięcie cię z wioski, nie robiliby sobie aż takich kłopotów z działaniem z ukrycia, wystarczyłoby podburzyć mieszkańców.
Rodzeństwo w lot pojęło o czym mówiła. Miała rację, rebelia mogłaby zmusić Gaarę do wycofania się.
— Mam wrażenie, że chodzi o prawdziwą eliminacje. Ale jak?
— Nie wydaje mi się, że damy radę to rozstrzygnąć bez prawdziwych dowodów. Masz jakiś pomysł? — Temari spojrzała z troską na Gaarę.
Ten wyglądał, jakby miał zaprzeczyć, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Wszyscy patrzyli na niego w oczekiwaniu.
— W sumie jest coś, co od dłuższego czasu nie daje mi spokoju — wyznał. — Ale nie wiem, czy aż tak długo ktokolwiek planowałby coś takiego.
Oczy Kankuro i Temari rozszerzyły się, Sayuri również wyglądała na zaniepokojoną.
— Nie jestem zbyt dobrym sensorem — przyznał. — Ale od kilku lat czuję, jak ktoś nieustannie wyszukuje mnie… — Zawahał się. — Nie… bardziej moją chakrę.
— I nic nam nie powiedziałeś?! — warknął Kankuro.
Sayuri dziękowała bogom, że wszyscy skupili się na Gaarze. Przez ułamek sekundy miała niezbyt wesołą minę, ale szybko wróciła do swojej roli. Cholera… co miała zrobić? Nie spodziewała się, że Gaara był w stanie to wyczuć.
— O czym miałem mówić? Nikt po mnie nie przychodził. Poza tym to ludziom z Suny najbardziej zależy na mojej głowie — przyznał szczerze. — Zwłaszcza odkąd jestem Kazekage każdy wie, gdzie mnie znaleźć, a mimo to cały czas ktoś mnie wyszukuje.
— Jak często? — spytała Temari.
Sayuri zrozumiała, że również powinna niedługo włączyć się do rozmowy. Byłoby to podejrzane, gdyby nie zabierała głosu.
— Prawie codziennie. Nie przeszkadza mi to zbytnio, ale naprawdę nie rozumiem po co ktoś to robi.
— Jesteś w stanie odszukać tę osobę? — spytała naiwnie Sayuri. Jedynie sensor zrozumie absurdalność tego pytania.
Gaara zaprzeczył ruchem głowy.
— Nawet gdybym był lepiej wyszkolony w tym kierunku wątpię, żeby to w ogóle było możliwe.
Temari i Kankuro nieco przygaśli po tej odpowiedzi. Najwidoczniej oni również liczyli, że w ten sposób można byłoby rozwiązać tę sytuację.
— Ale po co? — Sayuri spojrzała na wszystkich. Cóż… sama mogła odpowiedzieć sobie na to pytanie – by mieć nieświadomego partnera do ćwiczeń.
— Sam nie wiem.
— Myślisz, że jest w stanie zablokować możliwość przepływu chakry? — podsunął Kankuro.
— Gdyby to było możliwe, wioski chyba szkoliłyby tylko sensorów — zauważył żartobliwie Gaara, a lalkarz stracił rezon.
Przez dłuższy czas głowili się nad rozwikłaniem tej zagadki. Sayuri zrozumiała jak wielką szkodę wyrządziła. Teraz oni również będą latać za własnym ogonem, bo wyszukiwanie chakry nie miało żadnego związku ze spiskiem. Nie mogła też samodzielnie rzucić podpowiedzi, że może ktoś sobie ćwiczy, bo zabrzmiałoby to podejrzanie. Nieśmiało zauważyła, że gdyby tajemniczy sensor chciał krzywdy Gaary, mógłby od dłuższego czasu wykonać jakiś ruch. Wszyscy zgodzili się z nią, ale równocześnie zauważyli, że teraz ta tajemnicza osoba mogła dołączyć do spisku. Miała ochotę wyładować swoją frustrację, ale doskonale wiedziała, że nie będzie miała takiej możliwości przez najbliższe dekady.
Po blisko dwóch godzinach, Temari zerwała się, przypomniawszy sobie, że Rada ją wezwała. Wróciła niespodziewanie szybko i wcale nie była zachwycona. Okazało się, że przydzielili jej ponad trzymiesięczną misję ochrony Lorda kraju Wiatru. Pozostali domownicy szybko ocenili, że miało to na celu pozbycie się przynajmniej jednego z rodzeństwa Gaary, ale co spiskowcy planowali? Tego przewidzieć nikt nie mógł. Temari nawet chciała odmówić wykonania tej misji, ale szybko zostało jej to wyperswadowane. Nie dość, że groziła jej utrata stopnia, to w dodatku daliby poznać, że wiedzą o spisku wśród Rady. Ostatecznie przyszykowała się i natychmiast wyruszyła. Miała stawić się w stolicy za dwa dni, więc nie miała czasu do stracenia.
Gdy tylko wyszła, Sayuri przypomniała sobie o rehabilitacji Kankuro. Gaara nieco zmieszany spytał, czy mógł przy tym być, ale nikt nie miał nic przeciwko. Nadal siedzieli w kuchni. Sayuri jakiś czas wcześniej zgarnęła naczynia ze stołu i mieli dużo miejsca do ćwiczeń.
— Kiedy będę mógł spróbować użyć marionetki? — Kankuro nie chciał się jej sprzeciwić, po prostu stęsknił się już za swoimi towarzyszami broni.
— Nie wiem… — Sayuri uważnie obserwowała poczynania lalkarza. — Nie chcę mówić ci prawdy, bo jeszcze się pospieszysz i nici z tego całego trudu — przyznała. — Ale sądzę, że w przyszłym tygodniu powoli włączymy kilkuminutowe sesje z laleczkami.
Kankuro westchnął umęczony.
— Ile razy mam powtarzać, że to marionetki?
— Aż zrozumiem — zaśmiała się Sayuri. — Jednak zbyt pochopnie oceniliście moje zdolności poznawcze.
Gaara nieco się nudził, ale nie miał najmniejszej ochoty opuszczać ich towarzystwa. Przechadzał się po kuchni i nadal rozmyślał nad sytuacją. Była wręcz tragiczna. Ale kiedy już miał zabrać głos, dostrzegł coś, co natychmiast poprawiło jego humor.
— Ciasto czekoladowe?
Kankuro z prędkością światła podszedł do brata, zapominając o ćwiczeniach.
— Gdzie?
— Sayuri je schowała poza naszym wzrokiem.
— Czemu jesteś taka okrutna? — spytał z udawaną złością lalkarz.
Sayuri również wstała od stołu.
— Całkiem o nim zapomniałam.
Miny braci wskazywały na to, że dopuściła się świętokradztwa.
— Ale może w końcu naprawdę napijemy się herbatki? — Wymownie spojrzała na niezłą kolekcje butelek przy ścianie.
— Nie widzę problemu — wymamrotał Kankuro z pełną buzią. — Dopóki mam to, mogę pić, co tylko zechcesz.
Sayuri zrobiła herbatę i przysiadła się do mężczyzn, zajadających się z lubością jej wypiekami.
— Na początku dziwiłem się, czemu jesteś w kuchni tak często. — Gaara zwrócił się do brata. — Teraz zaczynam to rozumieć.
— Pewnie. — Kankuro wyszczerzył się do Sayuri, patrzącej na nich z politowaniem. — Mam pierwszeństwo w wyborze ciasta i czasem kradnę ci z blachy — przyznał bez cienia wstydu.
— A myślałem, że masz jakieś skrupuły. — Gaara zerknął na niego wyraźnie rozbawiony. Po chwili obaj opamiętali się, widząc, że niemal jedna czwarta blachy u każdego z nich była opróżniona.
— Wiecie, że to była pierwsza rzecz, która sprawiła, że nie czułam się tu tak niepewnie?
— Co masz na myśli?
— No… bezwzględni wojownicy z zamiłowaniem do słodyczy. To nieco burzy ten obraz. — Parsknęła śmiechem. — A kiedy zacząłeś rozmowę o lukrze i jego wyższości nad cukrem pudrem, całkiem zrujnowałeś swój wizerunek w moich oczach.
— Ale widzę, że jesteś grzeczna, bo nigdy nie nałożyłaś tej abominacji na ciasto. A ty, co wolisz? — Kankuro patrzył na brata, któremu nigdy nie zadał tak istotnego pytania.
— Też wolę lukier — przyznał Gaara, a po chwili wyglądał, jakby myślał nad czymś, co miało niebagatelne znaczenie. — Ale na babce nie wyobrażam sobie lukru.
— Właśnie! — Kankuro ożywił się. — Pamiętasz, jak mówiłem, że jest tylko jeden wypiek, gdzie znoszę cukier puder?
Sayuri powstrzymując śmiech, skinęła głową.
— O babkę mi chodziło… Jednak rodzeństwo to nie jest tak całkiem przereklamowana sprawa. — Patrzył na Gaarę z uznaniem.
Tym razem Sayuri nie udało się powstrzymać i wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
— Coś nie tak?
— P-przestańcie — wyjąkała, ledwo łapiąc oddech. — Chyba nie rozumiecie, jak groteskowa jest ta sytuacja.
Obaj wzruszyli ramionami i zgodnie zjedli jeszcze jeden kawałek.
— Nie tak wyobrażałam sobie posiłki z wami — przyznała, przypomniawszy sobie pierwsze przemyślenia z początku przygody w Sunie.
— Bo teraz jest miło. — Kankuro patrzył na nią z uśmiechem. — Ale gdybyś była zmuszona jadać pyszne potrawy Temari, to też uciekałabyś jak najszybciej i warczała na wszystkich. — Rozciągnął się wyraźnie zadowolony. — Ale siostrzyczki nie ma. Gdyby nie ten cały spisek, całkiem cieszyłbym się z tego. — Zreflektował się, że nadal był w towarzystwie kobiety i nie ciągnął wątku. Poza tym wzmianka o spisku zniszczyła ten idylliczny wieczór. — I koniec radości…
— Cały czas zastanawiam się, jak można wykluczyć chociaż część zagrożeń — wyznała Sayuri, która już właściwie nie dziwiła się im, że nie wypraszają jej podczas takich mini-narad. W ich oczach zasługiwała na zaufanie i nie chcieli się pozbywać nawet tak żałosnego sojusznika. — Wiecie, to paranoja – w Radzie potencjalny spisek, w ANBU potencjalny spisek, wśród shinobi potencjalny spisek. Nie zdziwiłabym się, gdyby przemiła pani Mayu, która sprzedaje mi warzywa też była w to zamieszana. — Uzewnętrzniła część swoich frustracji.
— Witaj w moim świecie — mruknął niezbyt uradowany Gaara. Zrozumiał, że chyba właśnie nieznacznie posmakowała, czym było jego życie od najmłodszych lat. Właściwie dziwił się sam sobie, że jego paranoja nie była jeszcze mocniejsza.
— Ja bym tam uważał na panią Mayu — powiedział Kankuro konspiracyjnym szeptem, nachylając do Gaary i Sayuri. — Słyszałem, że sprowadza warzywa z podejrzanych miejsc. — Wyprostował się i z udawanym strachem rozejrzał dookoła. — Ale nie ode mnie to słyszałaś. — Uzyskał spodziewany efekt, bo Sayuri uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem.
— No tak… — Próbowała ciągnąć żart i również szeptała. — Wyobrażasz sobie, jaki to ma potencjał? Gastronomiczne wykończenie nas? Wszyscy będziemy zajmować kible, kiedy przyjdą nas pozabijać. Taka hańbiąca śmierć, zostać zabitym na ceramicznym tronie. — Wybuchli zgodnym śmiechem. Gdy Sayuri opuściła wesołość po swoim niezbyt wyrafinowanym żarcie, westchnęła. — Ile bym dała, żeby to takie rozmowy prowadzili ludzie ze spisku.
— Piękny byłby to widok — przyznał Kankuro. — Pamiętasz, jak wyglądał Kenzo, albo Baki?
— Ej, myślałam że Baki jest poza podejrzeniami.
— No tak, ale jego może pamiętasz. To tak… Siedzi Baki i Kenzo do niego podchodzi. Pyta go: I co, udało się zatruć te pomarańcze? Na co Baki załamany mówi: Mogłeś mówić, że to do środka miałem dać, a nie na skórkę.
Mimo oczywistego sucharu, Sayuri nie mogła opanować wybuchu śmiechu.
— Co ty masz w tej głowie? — spytała, śmiejąc się.
Niezrażony Kankuro kontynuował, a Gaara nie mógł nadziwić się, że był świadkiem tego typu zachowań. Nigdy jeszcze nie uczestniczył w tak swobodnej, wesołej rozmowie.
— To jeszcze nic. Dzień później spotykają się znów. Baki zadowolony z siebie podchodzi do Kenzo Ja już pokazałem tym gówniarzom, gdzie ich miejsce! Kenzo niezbyt rozumie, o co chodzi, więc pyta: Ale co zrobiłeś? Baki zaciera ręce i wskazuje na rynek Wszystkie straganiarki przekupiłem, żeby zatruły owoce. Rozumiesz? Wszystkie! Tym razem ani ten czerwonowłosy gówniarz się nie wymknie, ani jego — zmienił ton głosu, na niższy i bardziej męski — niezwykle pociągający, przystojny, umiłowany przez lud brat — puścił oczko do Sayuri — ani ich anioł-stróż, uzdrowiciel z Konohy też nie ma szans. Kenzo jest pod wielkim wrażeniem i już chce chwalić Bakiego, ale nagle się opamiętał Ty idioto! Całą Sunę powybijasz!
Sayuri leżała poskładana ze śmiechu na stole, nawet Gaara śmiał się w głos.
— Wiesz… potrafię rysować całkiem nieźle. — Sayuri wycierała łzy. — Zróbmy jakąś serię rysunkową, czy coś.
— No co ty! — Przeraził się Kankuro. — Jeszcze odkryją, że znamy ich plany.
Sayuri nie pamiętała, kiedy ostatnio tak bardzo się śmiała. Ile lat minęło, kiedy ostatnio pozwoliła sobie na taką beztroskę? Spojrzała na Gaarę, który wyglądał, po raz pierwszy odkąd go spotkała, na całkowicie pozbawionego zmartwień. Nawet kiedy rozmawiali ze sobą, cień powagi zawsze czaił się na jego obliczu, ale teraz pozbył się go i wyglądał na zwykłego mężczyznę, cieszącego się życiem.
— Zaczynam rozumieć Temari, że mówi o twojej głupocie, że nie zna granic — powiedziała, gdy wszyscy nieco się opanowali. — Ale moim zdaniem to niedoceniona kreatywność.
— Jesteś dla mnie zbyt łaskawa. — Westchnął i powoli powracał do ponurej rzeczywistości. — Sayuri, proszę, powiedz mi, ile jeszcze czasu minie, aż wrócę do zdrowia?
— Nie wiem… — Zastanowiła się. — Jeżeli w przyszłym tygodniu te sesje z marionetkami nie będą sprawiały ci kłopotu, pod koniec tygodnia zgodzę się na normalny trening. Ale mam nadzieję, że rozumiesz, że jeżeli będziesz coś przede mną ukrywał, możesz pożegnać się z zawodem?
— Wiem… wiem… Nie znoszę być bezużyteczny. — Widząc, że zarówno Gaara, jak i Sayuri patrzą na niego zdziwieni, wzruszył ramionami. — Jeżeli naprawdę szykują coś dużego i tak szybko pozbyli się Temari, niewykluczone, że ruszą teraz, kiedy nie mogę nic zrobić.
Sayuri zamarła, kiedy zrozumiała pełną głębie jego słów. W chwili obecnej Gaara został całkiem sam na placu boju.
— Cholera. — Oboje spojrzeli na nią. — Przecież ciebie też mogą posłać na misję za jakiś miesiąc i nie będzie w tym nic podejrzanego — jęknęła.
— Nie mogę czekać, aż Temari wróci — przyznał Kankuro.
— Nie wiem… jeżeli będą liczyć się z moim zdaniem, już po tym, jak zaczniesz oficjalnie trenować, mogę zaświadczyć, że potrzebujesz jeszcze dwóch… góra trzech tygodni do powrotu do zdrowia, co daje…
— Niecałe półtorej miesiąca… w najlepszym przypadku. — Lalkarz spojrzał na brata z nieskrywaną troską. — Nie możesz spróbować pozbyć się tego ANBU?
— Wiesz, że mam związane ręce.
Gaara czuł się nieswojo. Najwidoczniej zarówno dla jego rodzeństwa, jak i Sayuri, to było całkiem normalne, że obralu jego stronę bez względu na wszystko, ale dla niego… to było coś wyjątkowego. Zwłaszcza postawa Sayuri, która okazywała mu niesamowite wsparcie była dla niego zaskoczeniem. Nie wiedział, jak zachować się w takiej sytuacji.
— Poza tym, nie są w stanie mnie zaskoczyć, jeżeli tylko ANBU mają w zanadrzu. — Próbował uspokoić kobietę, która sprawiała wrażenia przerażonej możliwością, że pozostanie bez wsparcia ze strony rodzeństwa. Jak łatwo się do niego przywiązała? Ale co bardziej zaskakujące, jak bardzo on się do niej przywiązał? Nie potrafił już wyobrazić sobie tego miejsca bez jej obecności.
— A coś wiecie na temat tych członków ANBU, którzy krążą wokół ciebie? Cokolwiek?
— Nie wiem, jak wyobrażasz sobie moją pozycję polityczną — powiedział niepewnie. — Jestem tylko figurantem. Nie mam rzeczywistej władzy. Cokolwiek spróbowałem przez ostatnie dwa miesiące przeforsować, było odrzucane. Jakkolwiek próbowałem wpłynąć na decyzję, jedynie garstka popierała moje stanowisko.
— To nie jest możliwe. — Sayuri chwyciła dłońmi głowę. — A gdybyś zrezygnował z funkcji? Wiem, że to równoznaczne z ucieczką, ale…
Gaara posłał jej wyjątkowo ciepły uśmiech, Kankuro również wyglądał na całkiem rozbrojonego jej naiwnością.
— Naprawdę uważasz, że to cokolwiek zmieni?
Sayuri poczuła się jak dziecko upominane przez rodzica. Straciła głowę, choć wiedziała, że w obecnej sytuacji nie powinna tego robić.
— Przepraszam. — Westchnęła, zrozumiawszy w pełni, jak rozpaczliwe były jej próby znalezienia jakiegoś wyjścia. — Po prostu… to tak cholernie niesprawiedliwe.
Kankuro wymienił z Gaarą rozbawione spojrzenia.
— Przestań już się tak zadręczać. — Lalkarz szturchnął dziewczynę w bok. — Bo jeszcze pomyślę, że zapomniałaś o moim brutalnym pięknie. — Widząc jej zdumione spojrzenie, zaśmiał się. — Ty i Temari możecie o tym wspominać, więc ja tym bardziej.
Sayuri zrozumiała, że chciał oderwać jej myśli od ponurych rozważań. Może to i racja? Zapewne w końcu by zwariowała, jeśli tylko o tym by myślała.
— To zrobię kolację.
***********************************
Tak się złożyło, że w tę sobotę Gaara „obchodzi” urodziny. Choćbym była lepsza w składaniu życzeń, a Gaara byłby prawdziwą osobą, nie znalazłabym słów, żeby przekazać mu cokolwiek.
Często zdarza się, że wędrujemy na krańce internetów i nie wiemy, jak udało nam się tam znaleźć. Tak też jest z utworem, który tu wkleję. Jakimś cudem znalazłam rap o Gaarze po polsku. Jeżeli ktoś ma ochotę przesłuchać, to wklejam link: Miłość Utkana z Piasku.
Przyznam, że niektóre linijki przemówiły do mojej wyobraźni i nawet jeśli na co dzień nie słucham tego typu muzyki, to sam fakt, że jest o Gaarze, przeważył na stronę automatycznego polubienia tego kawałka. ;) Wybaczyłam nawet błąd w imieniu Yashamaru. Miłego weekendu!
Tak się złożyło, że w tę sobotę Gaara „obchodzi” urodziny. Choćbym była lepsza w składaniu życzeń, a Gaara byłby prawdziwą osobą, nie znalazłabym słów, żeby przekazać mu cokolwiek.
Często zdarza się, że wędrujemy na krańce internetów i nie wiemy, jak udało nam się tam znaleźć. Tak też jest z utworem, który tu wkleję. Jakimś cudem znalazłam rap o Gaarze po polsku. Jeżeli ktoś ma ochotę przesłuchać, to wklejam link: Miłość Utkana z Piasku.
Przyznam, że niektóre linijki przemówiły do mojej wyobraźni i nawet jeśli na co dzień nie słucham tego typu muzyki, to sam fakt, że jest o Gaarze, przeważył na stronę automatycznego polubienia tego kawałka. ;) Wybaczyłam nawet błąd w imieniu Yashamaru. Miłego weekendu!
Szkoda, że urodzinki Gaary wypadły akurat w taki dzień :( A rozdział jak zawsze mi się podoba. Z jednej strony przesxkadzają mi trochę te długie wpisy, ale z drugiej dzięki temu mam co czytać i do czego wracać. Zawsze mam wrażenie że nie przeczytałam zbyt dokładnie, więc robię to drugi raz. Może to twój plan? xd Wszystko idzie w dobrym kierunku. Starsza siostra usunięta z wioski, Kankuro będzie chodził na treningi... Napięcie rośnie :D
OdpowiedzUsuńAlba Longa
Przyznam, że poruszyłaś dość trudny dla mnie temat. Wahałam się, czy w obliczu tej tragedii, która wstrząsnęła Polską napisać coś od siebie, ale uznałam, że nie. Kiedy zakładałam bloga, obiecałam sobie, że nie będę komentowała spraw bieżących. Mój głos można usłyszeć w mediach społecznościowych, ale to jest blog poświęcony Gaarze.
UsuńMusiałam zrobić to założenie, bo ostatnimi czasy w Polsce i na świecie dzieje się dużo i jak wiele osób mam własne zdanie na ten temat, ale to nie na miejscu, by tak poważne sprawy omawiać w otoczeniu alkoholu, romansu i momentami komedii.
I właśnie... Po takim wstępie ciężko mi odnieść się do pozostałej treści Twojego komentarza.
Zapewniam, że wstawianie tak długich rozdziałów nie jest podyktowane chęcią zmuszania czytelników to powtórnego ich przeczytania ;)
Przybywam z opóźnieniem przez zaliczenia i prace zaliczeniowe! Oddane, mam czas dla siebie, to czytam!
OdpowiedzUsuńPrzy tych niesamowitych długościach Twoich rozdziałów, aż dziwnie mi się czytało rozdziały na Wattpadzie ostatnio. Tak to tego przywykłam i nie wyobrażam sobie inaczej >D
Jejku, cały ten spisek... ciekawa jestem, kiedy coś rzeczowego się zdarzy. Kiedy już coś będzie pewne, bo jak na razie widzę tu ciągle gdybanie. owszem, rozmawiają, próbują do czegoś dojść... ajć, wierzę, że się doczekam :D
Sayuri prawie wpadła, ja nie mogę. Wstrzymałam aż wtedy oddech! Kurde, ciągle mnie zastanawia, co to będzie, kiedy serio wyjdzie na jaw, dlaczego przybyła do Piasku? Gaara chyba zmiecie ją z powierzchni ziemi. A nie, to Temari raczej... no ale nie będzie z pewnością zadowolony :/
Shirana!
Cholernie dobrze rozumiem ból oddawania prac zaliczeniowych. Nade mną nadal wisi mnóstwo upierdliwych rzeczy, ale zachowuję się jak dziecko i udaję, że jak przestanę o tym myśleć, problem sam zniknie ;)
UsuńW sumie, to chciałam się wytłumaczyć z tego zamieszania, gdzie ostatecznie publikuję. Na Wattpada wrzuciłam swoje pracę tylko z czystej przezorności. Można powiedzieć, ze popadłam w małą paranoję. Jaką? Już tłumaczę.
Jakiś czas temu straciłam przez swoją głupotę 2/3 opowiadania. 2/3! Od tamtej pory mam setki kopii zapasowych (lekkie wyolbrzymienie :P) w różnych miejscach.
Po tym strasznym wypadku pomyślałam sobie, co by się stało, gdybym przez jakąś głupotę straciła tego bloga. Jestem całkiem nowa w blogosferze i nie wiem... możliwe, że przez głupotę zrobiłabym coś, przez co straciłabym dostęp/zostałby skasowany/cokolwiek. Dlatego mam też Wattpada - w razie gdyby równocześnie zginął mi każdy pendrive, gdybym straciła dostęp do wszystkich możliwych miejsc gdzie mam tę swoją grafomanię, to jest jeszcze Wattpad ;) Jak wspomniałam - mała paranoja ;)
Wattpad nie jest miejscem, w którym spodziewam się czegokolwiek od czytelników, nie reklamuję tego miejsca. Ot, taki sobie schowek. Oczywiście jest mi miło, kiedy pojawia się komentarz, ale traktuję to raczej jako plan awaryjny ;)
Haha, ekipie naprawdę grozi alkoholizm, nic tylko piją. I jedzą ciasta, czytając robię się głodna :D Ciepły uśmiech Gaary mnie rozbroił. On jest niesamowicie sympatyczny w tym opowiadaniu, nie tracąc jepdnocześnie pazura Bardzo podoba mi się ten utwór, chociaż nie gustuję w rapie. Niesamowite rzeczy kryją się w czeluściach internetu.
OdpowiedzUsuńPisałam już, że widzę ich jako dysfunkcyjną rodzinkę, a alkohol jest kolejnym tego dowodem :P
Usuń