sobota, 12 stycznia 2019

Gosposia – Rozdział 12

Sayuri nie miała pojęcia jakim cudem udało jej się przeżyć ostatnie kilka dni. W nocy Kankuro na szczęście spał i ona również miała czas na odpoczynek, ale gdy tylko nastawał świt, musiała być na najwyższych obrotach. Szybko robiła wszystkim śniadanie, a potem aż do pory obiadu przesiadywała u swojego pacjenta. Przez te kilka godzin zajmowała się jego raną, rehabilitacją i wszystkimi czynnościami pielęgnującymi.
Nie dał sobie jedynie przetłumaczyć, że w jego stanie kaczka to nic uwłaczającego. Sayuri próbowała go powstrzymać, ale był tak uparty, że gdyby się sprzeciwiła i doszło do szarpaniny, pogorszyłoby to tylko jego stan. Na szczęście, podczas pierwszej takiej małej kłótni, na miejscu był Gaara, który pomógł bratu pójść do wiadomego miejsca. Najwidoczniej Kankuro bardziej był skłonny upokorzyć się przed nim niż przed nią.
Każdego dnia nadzorowała rehabilitację. Dała mu do wykonywania proste ćwiczenia, związane z manipulacją chakry i poruszaniem ręki. Kankuro dzielnie wszystko znosił, czasem przeklął pod nosem, lub syknął z bólu, ale spełniał jej polecenia. Po tym, jak wytłumaczyła mu, czym mogło się skończyć nie stosowanie się do jej zaleceń, słuchał się bezwzględnie. Kiedy mówiła, że czas na ćwiczenia, wykonywał je. Kiedy oznajmiała, że miał zjeść ohydnie wyglądającą papkę, pałaszował ją aż mu się uszy trzęsły. A kiedy oznajmiała, że koniec ćwiczeń, nawet nie pomyślał, by się sprzeciwić. Świadomość, że na włosku wisiała jego dalsza kariera shinobi, sprawiała, że nie kłócił się i dostosowywał do jej życzeń. Ufał jej i aż bał się pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby pozostał w szpitalu.
Po południu zajmowała się szybkimi porządkami i gotowaniem posiłku. Gdy udało jej się wszystko ogarnąć, zaczynała ćwiczenia od początku i trwało to aż do wieczora. Wtedy też przygotowywała kolejny posiłek i po zjedzeniu go, zajmowała się zmianą opatrunku. Miała wolną godzinę lub dwie, aż zaaplikuje Kankuro kolejny napar nasenny. Ten właśnie czas poświęcała na znalezienie odpowiedniej mieszanki ziół, by przyspieszyć gojenie rany. Był to też jedyny czas, w którym pozwoliła, by Kankuro przyjmował kogoś poza swoim rodzeństwem. Nie mógł się rozpraszać, ale Rada nie dawała za wygraną. Każdego wieczoru pojawiali się coraz to nowi członkowie z obsadą kilkoro ludzi z ANBU. Zadawali niekończące się pytania, oficjalnie próbowali rozwikłać zagadkę nieznajomego shinobi, który wykradł Kankuro, ale bezskutecznie. Sayuri za każdym razem zamykała się w swoim pokoju. Mówiła rodzeństwu, że nie chciała niepotrzebnie prowokować tych członków Rady, którzy byli jej nieprzychylni, a w rzeczywistości stresowała się tak bardzo, że obawiała się, że ktoś w końcu mógł dostrzec jej nerwowość.
Była wykończona bardziej niż gdy jeszcze była w Konoha i wykonywała misje. Nie myślała o tym, by narzekać. Wiedziała, że to od niej zależało, czy Kankuro wyzdrowieje. Na szczęście wszystko wskazywało na to, że nie będzie większych problemów. Ręka lalkarza wracała już do sprawności i na razie nie dostrzegła żadnych nieprawidłowości. Powoli też ból, który na samym początku był nie do wytrzymania, zelżał nieco i Kankuro był w coraz lepszym nastroju. Zresztą wszyscy domownicy byli coraz bardziej spokojni.
Temari często kręciła się przy sypialni brata i starała pomóc. Kiedy trzeba było, wyrzucała zużyte opatrunki, pomagała też przy porządkach, widząc, że Sayuri była naprawdę wykończona. Chciała poczuć się potrzebna, bo wszystko dookoła niej zaczynało się walić. Nie mogła nikomu ufać i unikała spotkań z dawnymi przyjaciółmi, nie miała więc z nikim porozmawiać na temat tej sytuacji. Nie chciała narzucać się Sayuri, skoro ta nie miała nawet czasu, by się porządnie wyspać. Nie mogła jednak w nieskończoność odrzucać zaproszeń znajomych i z czasem dała się wyciągnąć, ale czuła się okropnie ze świadomością, że zostawiała dom pod opieką Sayuri. To ona powinna panować nad sytuacją, ale ta ją przerosła. Była niezwykle wdzięczna, że dziewczyna nie zdecydowała się uciec i, pomimo oczywistego niebezpieczeństwa, została z nimi.

***

Sayuri była w lepszym nastroju niż przez ostatnie dwa tygodnie. Kankuro, poza ścięgnami na dłoni, był już niemal całkiem wyleczony. Przez cały dzień nie towarzyszył mu ból i odważył się po raz pierwszy zasnąć bez specyfiku nasennego. Maść, którą opracowała, zdziałała cuda i zapewne wystarczy jeszcze jakiś tydzień, by po ranie na brzuchu nie było śladu. Opadła zmęczona na krześle w kuchni i uraczyła się ciastem, które po raz pierwszy od dawna upiekła. Zrobiła błąd, bo zabrała się za to późnym wieczorem, ale miała nadzieję, że następnego dnia będzie tak samo smaczne.
W domu panowała cisza. Temari, uspokojona stanem Kankuro, dała się namówić i wyszła ze swoimi znajomymi, a Gaara, jak to Gaara, znikał na całe dnie. A może to ona ostatnimi czasy niczego nie dostrzegała? W sumie nie mogła tego wykluczyć, bo nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio miała czas i siły, by wieczorkiem tak sobie usiąść i nic nie robić.
Zerknęła na blat, na którym leżały buteleczki pełne alkoholu, które wprost zapraszały ją do skosztowania ich. Nie powstrzymała się i nalała sobie sowicie. Bogowie… na szczęście nie miała wcześniej czasu, by myśleć o wszystkich nieprzyjemnych rzeczach, ale teraz uderzyły one ze zdwojoną siłą. Wybrała stronę i nie miała pomysłu jak wykpić się z tej całej farsy. Decydując się, że nie złoży raportu na temat sytuacji w Sunie, zdradzała Konohę. Ale czy mogła postąpić inaczej? Czy mogła zdradzić ludzi, którzy nie tylko okazywali jej sympatie, ale też którzy zaufali jej i powierzyli tak wiele na barki?
Miała ochotę wrzeszczeć albo tak po prostu rozpłakać się z bezsilności, ale doskonale wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. Z wyrazem bezradności wpatrywała się w opróżniony kieliszek. Co miała zrobić, by nie czuć się tak tragicznie? Niemal podskoczyła, gdy czyjaś ręka położyła kieliszek tuż obok tego trzymanego przez nią. Uniosła wzrok i dostrzegła Gaarę siadającego naprzeciw niej. Ten widok wystarczył, by poprawił jej się humor.
— Nie muszę już pytać czy nalać?
— Zbędny wysiłek.
Uśmiechnęła się patrząc na niego i jemu również nalała porcję. Kiedy ponownie na niego zerknęła dostrzegła, że wyraz rozbawienia na twarzy ustąpił miejsca zamyśleniu.
— Co się stało?
— Nic — odparła, ale wiedziała, że nie odpuści jej tak łatwo. Rzadko zauważał stan emocjonalny innych osób, ale najwidoczniej kiedy już to robił, nie dawał za wygraną. — Po prostu… czuję się przytłoczona tym wszystkim.
— Co masz na myśli?
— Jestem odpowiedzialna za wyzdrowienie jednej z najważniejszych osób w wiosce. Rada nieustannie próbuje namówić Kankuro, by zeznał, że to ja stoję za jego zniknięciem, a przez ostatnie dwa tygodnie miałam łącznie dziesięć minut dla siebie. I wykorzystałam je na upieczenie ciasta... Najwidoczniej jestem pracoholiczką. Poza tym, nic specjalnego się nie stało.
Gaara uważnie jej się przyglądał, ale chyba uznał, że nie było potrzeby dalej drążyć temat. Dostrzegła, że zachowywał się dość dziwnie, ale w końcu zrozumiała, co kryło się za jego podejrzanym zachowaniem. Nie widział nigdzie ciasta i próbował dyskretnie się za nim rozejrzeć. Nie wytrzymała i wybuchła śmiechem po raz pierwszy od długiego czasu.
— Rozumiem, że chcesz kawałek?
— Kilka dni temu uzmysłowiłem sobie, że jestem uzależniony. — Znowu opadła z niego maska opanowania. Wyglądał na trochę zakłopotanego, ale w gruncie rzeczy rozbawionego własnym odkryciem. — Próbowałem nawet kupić coś, ale nic nie dorównywało twoim wypiekom.
— To miło, że moje starania są doceniane.
— Zasłużyłaś na podwyżkę — powiedział Gaara, widząc, jak Sayuri wyjmuje jeszcze ciepłe ciasto z piekarnika i kroi kilka kawałków. — Będziesz dostawała swoją wypłatę.
— Daj spokój, nie musisz wykłócać się o to z Radą.
— Rada nie ma z tym nic wspólnego. — Zauważywszy, że Sayuri patrzy na niego z powątpiewaniem, zaśmiał się cicho. — Może ma, ale nie będą cię karać za to, że dzięki tobie Kankuro żyje.
— Nie przeszkadza mi to specjalnie — odparła i przyniosła talerze. — I tak niczego mi tutaj nie brakuje.
Przez dłuższy czas rozmawiali na całkiem błahe tematy. Można nawet powiedzieć, że przekomarzali się i mierzyli w walce na słowa. Sayuri nie liczyła już, ile razy widziała go uśmiechającego się albo reagującego w jakiś swobodny sposób. Zdecydowanie polubiła takie jego oblicze. Przez ten czas, który razem spędzili alkohol wesoło przelewał się i nawet nie dostrzegła, że kończą już trzecią buteleczkę.
— Nie pamiętam, kiedy byłam tak… — zastanowiła się — spokojna. Taka odskocznia była mi potrzebna. — Spojrzała na Gaarę, który również wyglądał lepiej niż choćby poprzedniego dnia. — Zgaduję, że tobie również.
— Żebyś wiedziała.
— Dlaczego wczoraj byłeś taki… nerwowy? — Wyraźnie spiął się. Po raz pierwszy podczas tej rozmowy nałożył na siebie na powrót maskę opanowania. Zdziwiła się. Nie dostrzegła nic złego w swoim pytaniu, ale może nieopatrznie powiedziała coś nieodpowiedniego? Może jego nerwy związane były z jakimiś sprawami wewnętrznymi Suny? Chyba się zagalopowała. — Przepraszam. Nie chciałam być wścibska.
Nadal milczał i patrzył na nią badawczo. Zabrał głos dopiero po dłuższej chwili ciszy, podczas której Sayuri nieźle zżerały nerwy.
— Wczoraj w nocy była pełnia — powiedział ostrożnym tonem.
Sayuri wytężyła wszystkie szare komórki, ale nic mądrego nie wymyśliła. Pełnia miała jakieś specjalnie znaczenie w Sunie? Jeśli tak, to najwidoczniej jeszcze nikt jej nie poinformował.
— Nie rozumiem za bardzo — przyznała.
— Podczas pełni Shukaku jest bardzo… niespokojny.
Sayuri zrozumiała jego spięcie. Zapewne nie znosił rozmów na ten temat. A może nigdy nie przeprowadził takiej rozmowy? Kto wie…
— Ma to na ciebie wpływ? — Zadała pytanie, mając nadzieję, że nie zostanie to źle odebrane. Nie była aż tak wścibska, raczej chciała dać mu możliwość wygadania się, jeśli miał ochotę. Spojrzała na Gaarę, który wyglądał na skołowanego. Właściwie to zbyt słabe słowo, wyglądał na nieźle zszokowanego, jakby nie mógł nadziwić się jej pytaniem. Tym razem Sayuri postanowiła nie tłumaczyć się, tylko czekać na jego słowa.
— Poniekąd — odpowiedział w końcu niepewnie. — Muszę się bardziej pilnować niż zazwyczaj.
Sayuri zamyśliła się. Właściwie nie była w stanie sobie tego wyobrazić – jakie to byłoby uczucie, mieć w sobie demona? Naruto też nie potrafił jej tego wytłumaczyć, bo w jego przypadku ciężko mówić o ewentualnych konsekwencjach posiadania w sobie demona, chłopak najzwyczajniej nie czuł go w sobie.
— Nad czym tak myślisz?
Musiała na długo odlecieć, skoro nawet Gaara nie wytrzymał i przerwał ciszę. Wyglądał na niepewnego jej reakcji.
— Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Na pewno nie rozumiem, jak to wygląda i nie będę udawała, że potrafię wczuć się w twoją sytuację, ale to chyba nie jest zbyt przyjemne.
W końcu Gaara zrzucił swoją maskę i przypatrywał jej się wyraźnie rozbawiony.
— Ja również nie zauważyłem żadnych przyjemnych aspektów. — Jego wzrok powoli stawał się poważny. Wyraźnie myślał nad czymś i chyba w końcu podjął decyzję. — Nie chciałbym, żebyś oceniała mnie zbyt surowo po tym, co powiem.
Sayuri była zaskoczona, ale ostatecznie skinęła głową. Co też mógł mieć na myśli?
— W zasadzie nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, nie mam tego w zwyczaju. — Wyraźnie chciał się usprawiedliwić. — Tuż po tym, jak Kankuro się znalazł… rozmawiałaś z Temari.
Sayuri zastanowiła się – wiele razy po tym jak Kankuro wrócił do Wioski rozmawiała z Temari, ale co niby… Zamarła. Chyba wiedziała o jaką rozmowę może mu chodzić.
— Nie… nie podsłuchuję cudzych rozmów, ale wtedy to o mnie rozmawiałyście.
— Tak.
— Tak naprawdę… Mam wiele pytań. — Patrzył na nią i wyglądał na trochę zagubionego. Chyba dość często jego myśli wracały do tamtego momentu, skoro w końcu odważył się o tym mówić. Nagle nikły uśmiech pojawił się na jego twarzy. — Nie dostosowałaś się do rady Temari.
Sayuri zastanowiła się i po chwili ona także uśmiechnęła się pod nosem.
— Nie do końca. To ty zacząłeś mówić o Shukaku — wytknęła mu.
— Tak… ale ty nadal nie wyglądasz na tak przestraszoną, jak można było się spodziewać po rozmowie z Temari.
Nie było to pytanie, ale Sayuri zrozumiała, że oczekiwał wyjaśnień. Co mogła mu powiedzieć?
— To dość złożone pytanie — zaczęła po chwili milczenia. — Większość moich znajomych to shinobi i jeśli miałabym się obawiać każdego potężniejszego ode mnie, to chyba w końcu zaczęłabym bać się własnego cienia. Ale to tylko powierzchowny powód. Zresztą i twoje pytanie nie jest trafione. Zabrzmiało to jak pytanie Dlaczego się ciebie nie boję? Otóż w pewien sposób boję się. Jak mogłabym się nie bać? — przyznała szczerze. — Pytanie powinno brzmieć, czy ci ufam. I na to już odpowiedziałabym, że tak.
— Jak możesz mi ufać, skoro się mnie obawiasz? — Nie mógł zrozumieć jej toku myślenia. Ale ta rozmowa nie przyniosła niczego złego, jak się tego spodziewał. Myślał, że będzie to strasznie krępujące, ale najwidoczniej Sayuri nie widziała w tym nic niestosownego. Chyba traktowała to jak zwykłą pogawędkę.
— Gaara, ja boję się, że jutro może mnie szlag trafić, jak pójdę do sklepu. Boję się tego, że ANBU zadźga mnie w jakimś ciemnym zaułku. — Nie uściśliła, że aktualnie bardziej obawiała się oddziałów z Konohy. — Boję się wielu rzeczy, ale nie oznacza to, że nigdy nie wyjdę ze swojego pokoju. I tak samo w twoim przypadku. Nie obawiam się rozmowy z tobą, nie boję się przebywać w twoim towarzystwie, obawiam się jedynie co zrobię, jeśli Shukaku wymknąłby się. Ale to nie jest coś, o czym myślę za każdym razem. I powinnam nieco uściślić, bo w sumie to, co powiedziałam, to skrót myślowy i to chyba dość krzywdzący. Nie obawiam się bezpośrednio ciebie. — Zastanowiła się. — Rozumiem, że ty i Shukaku nie jesteście… tym samym... Niezbyt wychodzi mi to tłumaczenie, ale mam nadzieję, że rozumiesz, co chcę przekazać. Nie boję się ciebie, tylko tego, co może się wydarzyć, jeśli Shukaku, który w pewien sposób związany jest z tobą, wymknie się.
— To, co Temari próbowała ci wyjaśnić to prawda. — Chyba i on postawił na szczerość. — Mój sposób walki wygląda dokładnie tak, jak to opisała. Zabicie człowieka nie stanowi dla mnie problemu i…
— I tu dochodzimy do najważniejszego — przerwała mu, widząc, że chyba za bardzo chciał się zapędzić. Chyba nie chciał dać jej możliwości szukania usprawiedliwienia. — Ufam ci. Nie widzę powodu, dla którego miałbyś chcieć mojej krzywdy. Nie wiem jak się zachowywałeś, zanim się poznaliśmy, ale jak do tej pory nie dałeś mi żadnego powodu, bym miała obawiać się przebywania w twoim towarzystwie.
Gaara odwrócił wzrok i spoglądał w nieokreślony punkt sam będąc w całkowitej zadumie. Wyraźnie miał problem, by przyswoić jej słowa. Dała mu dość sporo czasu, by mógł wszystko przetworzyć, ale w końcu nie wytrzymała.
— Nad czym tak myślisz? — powtórzyła jego słowa sprzed chwili.
— Nie rozumiem twojego sposobu myślenia — przyznał i spojrzał jej w oczy. — Nie rozumiem też, dlaczego tak łatwo przychodzi ci zaufanie mi. Nie wiem też, dlaczego podczas rozmowy z Temari próbowałaś mnie usprawiedliwić. — Nadal wyglądał na nieco zagubionego, niepewnego. — Kiedy zadawałaś jej te pytania… Po prostu nie mogę zrozumieć, co tobą kieruje. To nie jest normalne, żebyś stawała po stronie jinchuuriki... Właściwie ma to drugorzędne znaczenie czym jestem. Ty bronisz mordercy, któ…
— Spokojnie, spokojnie… — przerwała mu. — Nie oceniaj się tak ostro.
— Tak sądzisz?
Sayuri patrząc na niego, zrozumiała, że to pierwszy raz, kiedy rozmawiał w sposób tak otwarty na ten trudny dla niego temat. Zapewne nie pomyliła się, myśląc, że wyrzuty sumienia nie dawały mu ani chwili spokoju.
— Ja myślę, że jestem zbyt pobłażliwy dla siebie. — Szybko przechylił pozostałą część sake, która nadal znajdowała się w jego kieliszku. — Byłem głupcem, że zdecydowałem się tu zostać.
— Gaara, odpuść.
Spojrzał na nią i zrozumiał, że chyba powiedział tego wieczoru zbyt wiele. To wina alkoholu, czy po prostu siedziała przed nim pierwsza osoba, która była skłonna go wysłuchać, a nawet bronić?
— Nie możesz się tak oceniać.
— Dlaczego trzymasz moją stronę? — Tego też nie mógł pojąć. Czyżby była szalona? To właściwie tłumaczyłoby wiele. Choćby fakt, że nadal wytrzymywała w towarzystwie jego rodziny.
Sayuri zastanawiała się, co powinna odpowiedzieć. Nie będzie chyba niczym złym, jeśli opowie trochę o sobie. Co prawda… dość dziwne, że przed Temari, którą lubiła, nie miała śmiałości opowiadać o sobie zbyt wiele, a przed Gaarą, chciała opuścić nieco gardę.
— To nie jest tak, że nie przyjmuję argumentów, które mi przedstawiłeś… Zdaję sobie sprawę, że to co Temari mówiła i to, co ty mówisz to prawda. — Zawahała się. — Jestem w stanie uwierzyć, że potrafiłeś zabijać z kaprysu, że nie stanowiło to dla ciebie żadnego problemu – ani moralnego, ani praktycznego. Ja jedynie zastanawiam się… może to moja maniera medyka… dlaczego to robiłeś. — Przewróciła oczami na widok jego zdziwionej miny. — Nie oczekuję wyjaśnień, nie mam prawa ich wymagać. Po prostu… nie wierzę w to, że ktoś urodził się żądnym krwi psychopatą. Coś musiało do tego doprowadzić.
— Zapewne masz rację — powiedział w końcu, gdy milczenie przeciągało się. Przyglądał jej się badawczo. Coś nadal mu nie odpowiadało. Nie potrafił określić, dlaczego nadal nie przyjmował jej tłumaczeń. To, co mówiła było logiczne i właściwie prawdziwe, ale ludzie nie potrafią odrzucać swoich emocji i oceniać na podstawie racjonalnych przesłanek. Poza tym… była zbyt rozluźniona, jakby rozmowa na ten temat nie była dla niej krępująca. Dlaczego z taką łatwością przychodzi jej ta wymiana zdań? — Wybacz, ale nadal nie mogę cię zrozumieć. — Widząc jej pełen niedowierzania wzrok, uśmiechnął się pod nosem. — Nie chodzi o to, że ci nie wierzę… raczej… Ciężko mi przyjąć taką swobodną postawę wobec tego tematu.
— Ach… — Sayuri w końcu zrozumiała. — Temari chyba też nie mogła tego zrozumieć — powiedziała zdawkowo, zastanawiając się nad tą kwestią. — Chyba powinnam coś o sobie opowiedzieć.
Gaara zastanawiał się, czy w końcu wyjaśni się, dlaczego cały czas miał przeczucie, że coś przed nimi ukrywała. Wobec wszystkich wydarzeń i jej postawy naprawdę irytowało go, że nadal miał takie wrażenie. Chciał zaufać jej całkiem i tłumił to uczucie niepokoju.
— Choć w sumie nie będzie to opowieść tylko o mnie, ale zanim do tego przejdę, mam pytanie trochę pomocnicze, bo nie wiem od czego zacząć.
— Pytaj.
— Znasz historię Konohy? No dobrze… widzę, że nie, więc będę musiała trochę cofnąć się w czasie. Nie wiem, jak to było w Sunie, ale w Konoha Kyuubi cały czas miał swojego jinchuuriki.
— Shukaku, zanim został we mnie zapieczętowany… — Zastanowił się. Jak ubrać to w słowa? — Przez dłuższy czas nie miał nosiciela.
— W Konoha tak nie było, zawsze był jakiś jinchuuriki. Poza tym istniał też klan, który według przekazów miał potrafić kontrolować go. — Widziała, że zdziwiły go jej słowa, ale nie mogła przecież zdradzić wszystkiego na temat Konohy. — Dlatego też każdy Hokage był w miarę spokojny. Przedostatni jinchuuriki zginął w niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach i Kyuubi zerwał się, uwolnił spod wpływu pieczęci. — Westchnęła ciężko, ale ciągnęła dalej. — Wielu ludzi wtedy zginęło, w tym Czwarty Hokage i… mój ojciec.
Gaara przypatrywał jej się uważnie. Jak na razie nie rozumiał jaki to miało związek z faktem, że była skłonna trzymać jego stronę. Po tych słowach mógł raczej sądzić, że nienawidziła wszystkich demonów i ich jinchuuriki.
— Miałam dość specyficzne dzieciństwo. Moja matka wiecznie się upijała… mam nadzieję, że nie odziedziczyłam po niej tych skłonności — wtrąciła żartobliwym tonem, patrząc wymownie na swój kieliszek. — Ale wracając… Nie było najgorzej, tylko czasem nie miałam dokąd wrócić i wtedy pomagał mi przyjaciel. Zawsze potrafił mnie rozśmieszyć i sprawić, że czułam się lepiej. — Uśmiechnęła się do wspomnień tego upierdliwego, kochanego blondyna. — Moja matka, według oficjalnej wersji, utopiła się w rzece nieopodal Konohy. Nie wiem, czy mam temu wierzyć, ale to był powód, jaki mi podali. Miałam trochę ponad sześć lat, zawalił się cały mój świat, była moją jedyna rodziną, ale nie zostałam tak całkiem sama. Po pewnym czasie zrozu… dowiedziałam się — poprawiła szybko swój błąd, nie mogła zdradzić, że była sensorem — że mój przyjaciel jest jinchuuriki. — Cień zrozumienia przebiegł przez twarz Gaary. — Zapewne go znasz.
— Naruto?
— A któż by inny? — Zaśmiała się, ale zaraz spoważniała. — Nie będę udawała, że wiem jakie miałeś dzieciństwo, bo tego nie wiem. Mogę sobie jedynie wyobrazić, jak to wyglądało, bo nieraz widziałam jak Naruto wszystko przeżywał.
Jeżeli ktoś poda ci dłoń i wyciągnie z tego piekła samotności, stanie się dla ciebie najważniejszy na świecie Gaara nagle przypomniał sobie słowa przyjaciela i zrozumiał, że siedział przed nim powód, dla którego Naruto był w stanie zmienić swój los. Los, na który skazany był każdy jinchuuriki.
— Ale… musisz wiedzieć, że to chyba nie było tak, jak w twoim przypadku.
— Co masz na myśli? — Zapomniał o skrępowaniu, wyrzutach sumienia i wszystkim innym. Był zafascynowany swoim odkryciem. Gdyby nie ta dziewczyna, Naruto mógłby nigdy nie stać się taki, jaki był. A to z kolei sprawiłoby, że on także nie zmieniłby swojego życia.
— W Konoha… jakby ci to powiedzieć… W Sunie każdy wiedział, że jesteś jinchuuriki, prawda?
— Oczywiście. — Jak niby można było ukryć ten fakt? Panował nad piaskiem i to było niepodważalnym dowodem.
— Sądzę więc… znaczy... nie zrobię żadnego konkursu ani sondy publicznej... Ale sądzę, że miałeś już od początku zdecydowanie gorzej. — Nie rozumiał jej, a Sayuri widziała, że chce się jak najszybciej dowiedzieć. — W Konoha Trzeci stworzył tabu. Każdy dorosły wiedział, że to Naruto stał się nosicielem Kyuubiego, ale mieli zakaz mówienia o tym swoim dzieciom. Jego rówieśnicy nie mieli o tym pojęcia, ale… cóż… Rodzice to rodzice. Chcieli chronić swoje dzieci i zakazali im bawić się z Naruto. Nie był… nie wiem… na poważnie atakowany, nikt nie próbował go naprawdę skrzywdzić, ale też nie miał w nikim wsparcia, nie miał rodziny ani bliskich osób. Bolało go to strasznie, bo nie rozumiał, dlaczego tak jest.
— Sam nie wiedział o demonie? — zdziwił się Gaara. To nie mieściło mu się w głowie. On od dziecka wiedział o obecności Shukaku w swoim ciele.
— Nie. Właściwie przed nim dowiedziałam się o tym fakcie. — Przypomniała sobie jak bardzo to przeżywała. — Na jakiś czas osłabiłam nasze kontakty — przyznała się ze wstydem. — Ale w końcu zrozumiałam, że to Kyuubi, nie Naruto zabił mi ojca. Potem zaczęłam dostrzegać coraz więcej rzeczy – jakie ma życie, jak mu z tym ciężko i zrozumiałam, że nie mogę go tak po prostu zostawić. Zresztą… Jakby to było w ogóle możliwe. Tak się zadomowił u mnie w kuchni, że czasami siłą musiałam go wyrzucać z mieszkania, żeby dał mi trochę spokoju.
Gaara obserwując ją, śmiejącą się do wspomnień, nie miał żadnych wątpliwości. To dzięki niej Naruto był, jaki był i dzięki niej znajdował w sobie siłę, by walczyć z przeciwnościami losu.
— Może i masz rację, że to trochę dziwne, że bardziej rozumiem ciebie, niż skrzywdzonych za twoją sprawą ludzi, ale… Po prostu mam wyobraźnię i domyślam się, jak też twoje życie mogło wyglądać. Poza tym zrozumiałam, że nie mogę brać kalki z życia Naruto i przekładać na twoje. Już sam fakt, że nie śpisz wprowadza trochę różnic, a na pewno znajdzie się tego jeszcze więcej. Jakie mam prawo, by cię oceniać? Albo sposób, w jaki postępowałeś?
Gaara zrozumiał, że w jej oczach to było oczywiste. Nie była w stanie przyjąć do wiadomości, że to jego sprawka, że jego życie tak wyglądało. I to właśnie ten pogląd różnił ją diametralnie od wszystkich znanych mu ludzi. Dla innych oczywistym było, że to jego decyzje popychały go w kierunku takiego, a nie innego sposobu postępowania.
— Więc tak to wygląda. — Uśmiechnął się pod nosem.
— Ano tak… Poza tym w Konoha naprawdę nie mówiono o tobie aż tak źle. Rozumiem ludzi z Suny i nie chcę ich oceniać, bo nie przeżyłam tego, co oni.
To również rozumiał. Zapewne nikt nigdy nie zastanawiał się, w jaki sposób powstał Piaskowy Demon, Przerażający Gaara, ale dla Sayuri to było oczywiste, że nie powstał on w sposób samoistny. Domyślała się, że to inni zmusili go do takiego postępowania. Przeżył niemały szok, swoiste katharsis, gdy zrozumiał, że nawet dla osoby trzeciej jego wina nie była jednoznaczna.
— I w końcu niemniej ważny powód. Nie wiem, czy na tyle dobrze znasz Naruto, jaki jest uparty, ale on za każdym razem mówił mi, że cię rozumie. — Przewróciła oczami. — Jakbyś słyszał to tyle razy, tobie też wryłoby się to w mózg. Może więc jestem nieco subiektywna w swojej ocenie, ale nie uwolnię się od tego.
— Od dawna się znacie?
— Właściwie od zawsze... Nie pamiętam nawet jak go poznałam. Po prostu mieszkał obok mnie i razem spędzaliśmy czas…
Sayuri zaczęła snuć długą opowieść na temat jej znajomości z Naruto. Przywoływała coraz to nowe historie. Czasem zabawne, a czasem niezbyt przyjemne. Czasami wspominała o jego dziwnych zachowaniach, ale również o jego przemyśleniach i relacjach z innymi.
Gaara siedział zauroczony tymi opowieściami. Nie wtrącał się, czasami zadał jakieś pytanie, ale to tyle. Był w stanie wyobrazić sobie to, o czym Sayuri opowiadała. Coraz bardziej zazdrościł Naruto. Nie było w tym jednak zawiści. Zawdzięczał mu zbyt wiele, by żywić wobec niego negatywne uczucia, po prostu… Zastanawiał się, jak też jego życie by się potoczyło, gdyby ktoś taki, jak Sayuri, stanął na jego drodze, gdy był jeszcze całkiem normalny. Jej empatia była chyba chorobliwie wręcz wrażliwa, bo jak inaczej miałby wytłumaczyć, że była w stanie wczuć się w sytuację osoby, która miała zapieczętowanego demona w swoim ciele? Bez cienia grymasu opowiadała mu o tym, w jaki sposób Naruto przedstawiał jej drogę komunikacji z Kyuubim, opowiedziała też o tym jednym momencie, gdy blondyn stracił nad sobą kontrolę. Wszystko to mówiła z taką łatwością, jakby wspominała o pogodzie. Nie było w niej cienia skrępowania, czy tłumionego strachu, który dostrzegał u rodzeństwa, gdy ktoś wspomniał o Shukaku. Ona w pełni zaakceptowała swojego przyjaciela, a dzięki temu potrafiła i jego zaakceptować. Było to zdumiewające odkrycie.
— No… — Sayuri musiała zrobić chwilę przerwy i napić się czegoś, bo zaschło jej w gardle. — To w sumie z grubsza tyle, jeśli chodzi o moją historię z Naruto. — Uśmiechnęła się do niego wesoło.
— Dziękuję, że mi o tym opowiedziałaś. — Dopiero teraz uświadomił sobie, że musiało być późno. Zerknął na zegarek, stojący na kuchennej szafce. Było grubo po trzeciej. Czyżby przesiedział z nią kilka godzin? Nawet nie zauważył, jak ten czas zleciał. — Jest już późno.
— Cholera, masz rację. — Sayuri szybko wstała i zaczęła zgarniać puste naczynia. — Tak miło mi się rozmawiało, że nawet nie zauważyłam, kiedy nastała noc. — Zaczęła zmywać, ale zrozumiała, że Gaara jeszcze nie odszedł. Podszedł bliżej. — Co?
— Mogę powycierać. — Wzruszył ramionami. Widział, że była zmęczona, więc miał nadzieję, że jej pomoże.
Sayuri skinęła głową i podawała mu umyte naczynia. Robota szła dość sprawnie. Pod koniec, kiedy Sayuri zmywała już ostatni kubek, usłyszeli kroki. Ktoś wchodził do pomieszczeń prywatnych. Ostatnimi czasy robiło to wiele osób, głównie członków Rady i ich obstawy, więc oboje nieco się spięli. Cóż… Sayuri nawet bardzo się spięła, jak za każdym razem, kiedy stawała naprzeciw kogokolwiek obcego ostatnimi czasy.
— Jeszcze nie śpicie? — Temari spojrzała zdumiona na ludzi stojących w kuchni. Zasadniczo było to źle zadane pytanie, Gaara nie sypiał, ale nie wpadła na lepszy pomysł, by wyrazić zdumienie, że blisko czwartej w nocy oboje byli jeszcze na nogach. Zbladła. — Coś z Kanku…?
— Nie, nie. — Uspokoiła ją szybko Sayuri.
— To dobrze… — Temari opadła na krzesło z ulgą, a gdy tylko to zrobiła, dostrzegła pięć buteleczek po sake walających się po prawie już pustym stole. Spojrzała z uniesioną brwią na winowajców.
Sayuri wyszczerzyła się i wróciła do zmywania naczyń.
Gaara stał niezdecydowany. Nie miał pojęcia jak zareagować i nie wiedział, dlaczego czuł się, jak przyłapany na gorącym uczynku. Temari nie miała najmniejszego prawa robić mu w tym kierunku wymówek.
— Upijanie Kazekage wchodzi w zakres twoich obowiązków? — Temari nie siliła się na złość. Żartobliwie chciała zakłopotać Sayuri i chyba jej się to udało.
— Nie bardziej niż robienie wywarów na kaca — mruknęła Sayuri.
— Ale chyba lepiej bawisz się przy tym pierwszym zadaniu, co?
— Całkiem dobrze się bawię, przyznam.
Dopiero wtedy Gaara dostrzegł, że Sayuri była lekko pijana. Albo i on był nieco wcięty, albo ujawniło się to dopiero wtedy, gdy wstała od stołu.
— Miło nam się rozmawia, jest całkiem błyskotliwy, ale co mu tam do mojego zwykłego kompana do kieliszka…
Gaara zastanawiał się skąd ten jadowity ton w jej głosie. Chyba naprawdę jeszcze długo czasu minie, zanim zrozumie ludzi. Pomimo tego, że to o nim poniekąd była mowa, miał nieodparte wrażenie, że jest świadkiem zakamuflowanej kłótni, ale nie wiedział o co mogło pójść.
— Shikamaru miałby lepsze riposty.
Shikamaru? Gaara poznał go, wielokrotnie to on był wyznaczany na ich przewodnika po Konoha, kiedy tylko tam bywali. Ale dlaczego?… Zdumiał się widząc zaróżowione policzki siostry.
— A Shikamaru… — Temari siliła się na lekceważący ton. — Ale co mu tam do brutalnego piękna Kankuro, co?
Mierzyły się spojrzeniem, by po chwili wybuchnąć zgodnym śmiechem.
Gaara patrzył na rozgrywającą się scenę z ogromnym zdziwieniem. Pomimo tego, że słyszał każde słowo, nie mógł zrozumieć drugiego dna w tych wypowiedziach. Bo fakt, że istniało, był niezaprzeczalny. Ale co też takiego mogła oznaczać ta złośliwa wymiana zdań? Poza tym… fakt, że tak szybko wrogość została zmieniona w wesołość, niczego nie ułatwiał. Nie rozumiał, w jaki sposób tak szybko można zmieniać nastroje podczas rozmowy.
— Może jednak masz ochotę wyjść stąd, co? W końcu… który to już dzień, jak w ogóle stąd nie wychodzisz?
Gaara widział, że Sayuri była zaskoczona propozycją Temari, choć nie rozumiał dlaczego. Wielokrotnie słyszał, jak siostra wyciąga ją gdzieś, ale zawsze odmawiała. Dlaczego była taka zdziwiona i spłoszona?
— To będzie wyglądać podejrzanie, jak nigdzie nie będziesz chodziła, poznawała nowych ludzi. Mam rację, Gaara?
A więc i Temari musiała być pijana, skoro zadała mu to pytanie.
— Nie sądzę, Temari, bym mógł dawać temu osąd — odparł, ale zrozumiał, że nie musiał się odzywać, bo siostrzyczka tak naprawdę go nie słuchała. Patrzyła na Sayuri w oczekiwaniu.
— Mam teraz na głowie rehabilitację Kankuro. — Sayuri znalazła nową wymówkę. Na początku wymigiwała się tym, że była zbyt krótko w Sunie, potem tym, że jej pozycja służki nie pozwalała na zaznajamianie się z obecnymi lub przyszłymi osobistościami. Kiedy Temari złamała w końcu jej opór w tej kwestii, Kankuro zniknął, a teraz… cóż, dzień przerwy od ćwiczeń był wręcz wskazany dla niego, ale nie potrafiła zmusić się do poznawania nowych ludzi.
— Mówisz tak, jakby rehabilitacja powinna być codziennie. Już raz, dokładnie tydzień temu, zrobiłaś przerwę. Jutro też wypada ten dzień, więc wieczór masz wolny. Chyba, że naprawdę Kankuro zawrócił ci w głowie. — Oczy Temari błysnęły złośliwie.
— Nie robię sobie nadziei — powiedziała Sayuri teatralnie. Udawany, zbolały wyraz twarzy pojawił się jak na zawołanie. — Za wysokie progi. Ale jakże miałabym pozostawiać mojego zakazanego wybranka serca samego i wybrać się na jakąś imprezę?
Gaara wyczuł oczywisty sarkazm w głosie, ale i tak poczuł się dość nieswojo, słysząc tego typu słowa padające z jej ust pod adresem Kankuro.
— Och, to bardzo proste. — Temari pochyliła się nad Sayuri, jakby miała zdradzić jej tajemnice. — Kankuro zapomni o konwenansach i zaoferuje ci swą dłoń, jeśli poczuje się zagrożony — powiedziała szeptem tak głośnym, że prawdopodobnie nawet Kankuro w swojej sypialni mógłby usłyszeć tę jakże uroczą wymianę zdań.
Gaara poważnie zastanawiał się nad odejściem, ale był w sumie zbyt ciekaw jak też ta rozmowa się skończy. Poza tym to jedna z nielicznych nocy, których nie spędził na ponurym rozmyślaniu. Nie chciał przerywać tej dobrej passy.
— Więc mówisz, że podstępem powinnam wkraść się do twojej rodziny? Poważne rody i klany będą zachwycone. Syn byłego i brat obecnego Kazekage został omotany przez służącą pochodzącą z Konohy, która zdobyła jego serce, upijając się w barze.
Obie wybuchły śmiechem, nawet Gaara uśmiechnął się pod nosem, obserwując jak obie kobiety z trudem utrzymują pozycję siedzącą.
Sayuri powoli opanowała się i wytarła łzy śmiechu.
— Gorszym zagraniem byłaby tylko ciąża, żeby zmusić Kankuro do małżeństwa. Naprawdę, jesteś wspaniałą przyjaciółką, że mi tego nie zaproponowałaś.
— Dbam o ciebie. — Temari wzruszyła ramionami. — To jutro, o osiemnastej w kuchni widzę cię piękną i pachnącą, a potem będziemy się dobrze bawić.
— Co cię tak nagle wzięło?
— Nie możesz całych dni spędzać w jednym miejscu. Poza tym, na pewno będziesz teraz bardziej obserwowana i chociaż my się już przyzwyczailiśmy, to dla innych to nie będzie normalne, że w ogóle nie próbujesz się tutaj zaaklimatyzować.
Sayuri uniosła brew i patrzyła na nią rozbawiona.
— Tak, z całą pewnością Rada będzie zachwycona, że poszłam gdzieś z siostrą Kazekage, spotykam się z jej znajomymi i wtapiam w towarzystwo jednej z najważniejszych osób w Sunie. Nie ma w tym absolutnie nic podejrzanego — podsumowała ironicznym tonem.
Gaara musiał przyznać jej rację. Fakt, że żadne z nich nie traktowało jej jak kogoś obcego, a raczej jak bliskiego przyjaciela rodziny, na pewno nie spodobałby się nikomu ważnemu w Sunie. To dość dziwne, ale pomimo tego, że każde z nich urodziło się w tak wysoko postawionej rodzinie, nigdy nie był przez nich jakoś specjalnie podkreślany. Temari i Kankuro nie zwracali uwagi na takie bzdury.
Siostra ostatnimi czasy obracała się w naprawdę mieszanych kręgach i z rzadka dochodziły go słuchy, jak to niepoważne z jej strony, bycie widzianą z osobami nieprzynależnymi do elit. A Kankuro… cóż, w jego przypadku raczej to nie kryterium pochodzenia przeważało szalę, z kim spędził noc. No i w końcu on. Również jakoś zbyt specjalnie nie zwracał uwagę na pochodzenie danej osoby. Nie miał przyjaciół ani znajomych, a jedyną osobą, która spędzała z nim dobrowolnie czas, była Matsuri, a jej rodzina raczej nie zaliczała się do tych najbardziej szanowanych. Jednak Sayuri zapewne będzie dla Rady problemem, którego nie będą w stanie przełknąć. Dlaczego Temari chciała narażać dziewczynę na nieprzychylne komentarze?
Już chciał się odezwać, ale zrozumiał, że z ich perspektywy, skoro nie słyszały jego przemyśleń, zabrzmiałoby to niemal jak rozkaz, gdyby oponował przed wyjściem Sayuri. Cóż… nie chciał stawiać się w roli tyrana, który nie wypuszczał swojej gosposi z pracy. Poza tym… naprawdę nie chciał rozkazywać Sayuri, nie chciał być dłużej jej przełożonym, ale wiedział, że tego akurat zmienić nie mógł.
— Daj spokój. — Temari nie tyle nie dawała za wygraną, co raczej nie słuchała jej. — Pójdziemy do Samateru, cała sala jest zarezerwowana, będzie całkiem kameralnie.
— Pojutrze zaczyna się twoja zmiana. — Gaara postanowił włączyć się do rozmowy. Nawiązywał do znanego w każdej Wiosce sposobu funkcjonowania shinobi. W dni, w których nie było misji, mieli dni w pełni wolne i te, w których musieli być w gotowości bojowej. Temari dostała wolne na blisko dwa tygodnie, ale jej beztroska miała się skończyć właśnie pojutrze.
— Ale jeszcze jutro mam wolne — odrzekła chłodno.
— Nie robię ci na złość. — Zrozumiał, że nadal formułował swoje myśli tak, jakby robił to, gdyby byli sami z Sayuri. Najwidoczniej rozluźnił się za bardzo. — W obecnej sytuacji nie powinno być żadnych potknięć z naszej strony. Nie zdziwię się, jeśli Rada pilnie pośle po ciebie w środku nocy.
Temari zrozumiała, że Gaara wcale nie droczył się z nią (swoją drogą byłby to pierwszy raz), tylko próbował uchronić przed głupią decyzją.
— Rozumiem, będziemy tam do północy. No… — Uśmiechnęła się złośliwie. — Chyba, że słodka Sayuri będzie chciała zostać dłużej.
— Ja nigdzie nie idę, Temari. — Ucięła temat i włożyła ostatnie zmywane przez nią naczynie na swoje miejsce. — Dobranoc.
— Dobranoc — odpowiedziała blondynka, a Gaara skinął jedynie głową. — W sumie to chyba nigdy nie widziałam cię wstawionego — zawyrokowała patrząc na brata. Ciężko mówić o poważnym upiciu, był bardziej rozluźniony niż zazwyczaj, a uśmiech błąkał się na jego twarzy. Jeżeli taki wpływ na niego miał alkohol, może powinna pomyśleć o takiej terapii dla niego.
— Szkoda, że nie mogę odpowiedzieć tym samym.
Temari przez chwile patrzyła zdziwiona na tak niesamowity widok, jak Gaara rzucający żartobliwą ripostą, ale otrząsnęła się z szoku i uśmiechnęła wesoło.
— Mam nadzieję, że dasz sobie radę jutro w pracy, ja tam padam z nóg. — Ziewnęła i wstała od stołu, by po chwili zniknąć za drzwiami kuchennymi.
Gaara został sam. Właściwie nie powinno go to już dziwić, ale nocami dojmujące uczucie bezradności i niechęci nie opuszczało go ani przez chwilę. W dzień miał zazwyczaj tyle papierkowej roboty, że nie miał za bardzo czasu na nic, poza wypisywaniem albo przepisywaniem odpowiednich dokumentów. Od dłuższego czasu wieczory spędzał z Temari i Kankuro, a z rzadka również z Sayuri i wspólnie zastanawiali się nad każdym kolejnym krokiem w związku z tworzącym się ruchem oporu. Ale noce… Cóż, to naprawdę dziwne, ale nadal, pomimo tylu lat, nie przyzwyczaił się do nich. Westchnął cicho, ukroił sobie kawałek ciasta i ruszył do łazienki, jedząc po drodze.
I tak miał szczęście. Tym razem zaledwie trzy godziny pozostały mu do rozpoczęcia pracy. Najróżniejsi shinobi każdego dnia, jakiś kwadrans przed siódmą, przynosili mu ogromne stosy papierów. Nie było więc sensu przychodzić wcześniej, skoro nie miał żadnych innych obowiązków.
Postanowił odświeżyć się po całym dniu, a potem, jak już robił od dwóch tygodni, usiądzie sobie w salonie. Robił to, by móc zareagować, gdyby stan Kankuro wymagał interwencji. Zapewne nikt, poza może ANBU, nie wiedział, że zmienił swoje zwyczaje. Zamiast opuszczać ten przeklęty budynek, choćby nocami, pozostawał tutaj. Jeden raz Kankuro się zbudził. Usłyszał, jak miota przekleństwami, więc poszedł do niego. Okazało się, że musiał udać się do toalety, ale po drodze niemal przewrócił się o jakiś mebel. Lalkarz ubłagał go, żeby nie wołał Sayuri i nie budził niepotrzebnie. Nie był pewien, czy podjął słuszną decyzję, ale minęło już kilka dni i nic nie wskazywało na to, by zdrowie Kankuro miało się posypać przez nocną wędrówkę, więc nie mówił nic o tym Sayuri.
Tak naprawdę żałował, że ostatnio narzucili jej tyle zmartwień, ale nie miał na to wpływu. To w apartamencie musieli omawiać większość kwestii i Sayuri często była mimowolną słuchaczką. Przynajmniej kilka razy podpowiedziała coś, co rzeczywiście mógł uznać za dobrą radę. Obwiniał się, że kiedy jeszcze mógł, nie odesłał jej do Konohy. Teraz… Powoli wszystko się zaostrzało, a Sayuri wybrała stronę i być może stanie się jedną z ofiar wewnętrznego konfliktu Suny. Tłumaczył sam sobie, że to właśnie dlatego tak dokładnie ją obserwował – by w razie potrzeby móc zareagować. Ale czy tylko to zmuszało go do śledzenia jej?

***

— Naprawdę, jest już dużo lepiej.
Kankuro siedział rozwalony na kuchennym krześle. Zaledwie od paru dni Sayuri pozwoliła mu na całkiem swobodne poruszanie się po apartamencie, więc wykorzystywał to. Tego dnia Gaara jak zwykle zniknął skoro świt. Temari pojawiła się tylko na śniadaniu i potem znowu przepadła w swojej sypialni. Spędzał więc czas u boku swojej rehabilitantki, która właśnie upiekła, starym zwyczajem, dwie blachy ciasta. Pomimo tego, że poprzedniego wieczoru upiekła już jedną blachę, nikt się nie zdziwił, że nocą ciasto zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach. Kankuro ubolewał, że to Gaara wszystko mu sprzątnął sprzed nosa, bo przecież i on od niemal dwóch tygodni pościł.
— Wiem… — Sayuri z troską spojrzała na nadal zabandażowaną rękę lalkarza. Chciała jak najbardziej zmniejszyć możliwość wystąpienia jakiejkolwiek kontuzji. — Ale to nadal nie jest w pełni wyleczone, choć… myślę, że uwiniemy się w krócej niż miesiąc. Może już pod koniec przyszłego tygodnia pozwolę ci na lekki trening z lal… — widząc spojrzenie Kankuro, poprawiła się — marionetkami.
— Byłoby super. — Wziął kawałek ciasta i szybko zjadł. — Mam już powoli dość leżenia plackiem w domu. Zwariuję od te…
Ciche kroki od niedawna sprawiały, że wszyscy domownicy przerywali rozmowy i w oczekiwaniu patrzyli na wchodzącego. Gaara skinął im głową na przywitanie i z uśmiechem dostrzegł ciasto. Kankuro zmrużył podejrzliwie oczy.
— Myślisz, że uwierzymy, że przypadkiem dzisiaj skończyłeś wcześniej?
— Paranoję w kwestii pieczenia pozostawiam tobie — zażartowała Sayuri i wskoczyła na kuchenny blat. Z radością obserwowała, jak oboje zajadają się jej wypiekami. Całkiem przyjemnie widzieć, jak praca jest doceniana.
— Raczej to nie przypadek. — Gaara nawiązał do słów brata. — Bardzo dobre. — Obdarzył Sayuri krótkim uśmiechem i powrócił do rozmowy z Kankuro. — Najwidoczniej mają jakiś przełom w sprawie śledztwa nad tajemniczym shinobi i nie chcą mnie dopuścić.
Jak za każdym razem Sayuri hamowała swoje emocje i z coraz większą wprawą udawała, że była jedynie zaciekawiona tematem. Ile jeszcze stresu zniesie?
— Byłoby miło, gdyby w końcu to wyjaśnili. — Kankuro westchnął cicho i upił łyk herbaty. — Naprawdę nie wiem czy będę wdzięczny temu komuś. — Widząc zdumione spojrzenie Sayuri i niezbyt dobrze skrywaną ciekawość Gaary, parsknął śmiechem. — Dajcie spokój, chyba wolę umrzeć, niż znowu być przesłuchiwanym przez tych idiotów. Powiedzcie mi, ale tak szczerze – co jest tak trudnego w słowach Nie wiem, byłem nieprzytomny, że oni tego nie rozumieją? Zadają mi wciąż te same pytania i nie zdziwię się, jeśli ostatecznie mnie skarzą. Latają za własnym ogonem i nie mają pomysłu na nic. Myślę, że teraz plują sobie w brodę, że jesteś Kazekage.
— Wydaje mi się, że robią tak od początku — mruknął Gaara znad kubka.
— To jasne.
Kankuro machnął ręką, nie zwracając uwagi, jak niemiło to zabrzmiało. Sayuri wymieniła z Gaarą rozbawione spojrzenia.
— Ale gdybyś nadal był w czynnej służbie, mogliby cię wysłać.
— Po co? — zdziwiła się Sayuri. Czyżby się myliła i Gaara był świetnym sensorem? Wtedy musiałby być również niezłym aktorem, bo wątpiła, że nie dostrzegłby poruszenia chakry u niej.
— Każdy shinobi pozostawia po sobie jakieś ślady obecności na pustyni — odpowiedział Gaara. — Nie ma możliwości, by nie skorzystał z chakry, która jest dla mnie łatwo wyczuwalna na piasku. — Wzruszył ramionami. — Chyba że mamy do czynienia z teleportacją, ale poza Czwartym Hokage nie słyszałem, by ktoś to opanował.
— Nie opanował teleportacji. — Niepotrzebnie się odezwała. Cholera… nawet nie wiedziała, czy ma bardziej wkurzać się na siebie, bo zapewne będzie zmuszona zdradzić sekret wioski, czy dlatego, że to niezbyt wiarygodne, by mogła mieć o tym pojęcie.
— Jak to? — spytał Kankuro zdziwionym głosem. — Przecież przemieszczał się z miejsca na miejsce. Jak go nazywali…? — Zastanowił się. — Żółty Błysk Konohy, czy jakoś tak…
— Miał ograniczenia. — Postanowiła nie zdradzać wszystkiego, ale nie mogła się nie wytłumaczyć. — Nie mógł całkiem swobodnie się przemieszczać, używał do tego jakiś specjalnych przedmiotów. Więc nawet jak mielibyście do czynienia z inkarnacją Czwartego, raczej znaleźliby coś przy drużynie Kankuro — dodała żartobliwie. Wiedziała, że w lot pojęli, iż nie zdradziła wszystkiego, ale chyba nie mieli jej tego za złe. Czasem łapała się na tym, że niektóre jej komentarze były niemal równoznaczne ze zdradą Konohy. I chociaż jej transfer tutaj był stały, zapewne rozumieli, że o niektórych sprawach nie powinna mówić.
— Choćby to była prawdziwa teleportacja, a nie ograniczona technika Czwartego — odezwał się Gaara nieco złośliwie, dając do zrozumienia, że nie wymagał dalszego komentarza od Sayuri — nie mamy informacji, by w Sunie ktoś potrafił z tego skorzystać. Pozostaje więc osoba, która potrafiłaby przebyć w kilka godzin drogę, która zazwyczaj zajmuje trochę dłużej niż dobę. To już bardziej prawdopodobne, ale wszyscy mają alibi.
— A gdyby ciebie posłali, rozstrzygnąłbyś ten spór — domyśliła się Sayuri.
Gaara potwierdził skinieniem głowy.
— Chciałbym zobaczyć ich minę, jak to sobie uświadomili. — Kankuro parsknął śmiechem.
— A gdybyś teraz poszedł? — Sayuri patrzyła na Gaarę w napięciu. Nie przemieszczała się co prawda po pustyni, ale nie przemyślała tego, że podłoże mogłoby ją zdradzić. Nie pamiętała nawet, czy używała chakry, gdy chodziła w tamtym miejscu po piasku. Było to tak naturalne dla shinobi, że w trudnych warunkach korzystał z chakry, że nawet nie zwracała uwagi na zużycie jej. Tym razem było to kluczowe.
— Nie puszczą mnie bez armii ANBU, a na to nie mogą sobie pozwolić. Ale nawet gdybym się tam udał, minęły dwa tygodnie... Nawet gdybym coś jeszcze wyczuł, nie mógłbym odpowiedzieć ze stuprocentową pewnością.
— Więc jesteś też sensorem — powiedziała w zadumie, patrząc na bliżej nieokreślony punkt. Teraz miała pewność.
— Brutalne piękno Kankuro ci nie wystarcza? — Na progu kuchni stanęła Temari.— Za jednym bratem wzdychasz, z drugim się upijasz. To karygodne zachowanie.
— Nie mogę się zdecydować — odparowała Sayuri. Podniosła jedną rękę. — Z jednej strony brutalne piękno. — Podniosła drugą. — Z drugiej sensor. — Przez chwilę jej ręce odgrywały rolę wagi, jakby miała zdecydować co przeważa. — Sama rozumiesz mój dylemat.
— Czy ja jeden przegapiłem moment, w którym za mną wzdychasz? — Kankuro zerknął zaciekawiony na Gaarę. Sayuri naprawdę się z nim napiła, czy też jak w jego przypadku siostra coś wyolbrzymiało. Nie pierwszy raz żałował, że Gaara miał tak nieprzeniknioną fizjonomię.
— Wysyłałam tak oczywiste sygnały. — Sayuri teatralnie oparła rękę o czoło. — Gotowałam ci, piekłam, sprzątałam w twoim domu, a nawet rozmawiałam, ale tylko Temari dostrzegła głębię moich uczuć.
— Śmiej się, ale jeżeli wybiorę cię na bratową, nie będziesz miała wyjścia — zażartowała Temari i spojrzała dość krytycznie na Sayuri. — W tym idziesz?
— Ja nigdzie nie idę.
— Oj, jeszcze mnie nie poznałaś od tej lepszej strony, prawda?
— Jakbyś miała lepszą stronę, może byłbym skłonny przyznać się oficjalnie, że jesteś moją siostrą. — Kankuro zdecydowanie za bardzo nadużywał faktu, że znajdował się pod kuratelą ochronną swojej kontuzji, ale nie wiedział kiedy taka okazja może się powtórzyć.
— Za dwadzieścia minut wychodzimy. — Temari z trudem udawała, że nie słyszała słów lalkarza.
— Ale…
— Masz mylne wrażenie, że ja ci się pytam o zdanie, moja droga. Jeżeli nie będziesz gotowa, po prostu cię stąd wyciągnę.
Sayuri spojrzała na braci z wyraźną prośbą o pomoc. Gaara cały czas rozbawiony wzruszył ramionami, a Kankuro z niezidentyfikowanym przez nią wzrokiem wpatrywał się w nią bez słowa. Zeskoczyła z blatu i ruszyła w stronę korytarza.
— Mężczyźni — prychnęła, wychodząc.
— Dlaczego się tak uparłaś? — Gaara patrzył na Temari uważnie.
— Powinna wychodzić i poznawać kogoś. To nienormalne, że wychodzi stąd tylko po zakupy.
Nawet dla Kankuro zabrzmiało to podejrzanie. Jakby wyuczyła się tego na pamięć.
— Miała rację wczoraj. — Gaara przykuł uwagę siostry. — To podejrzane, że będzie kręcić się przy twoich znajomych. Nie wiem, jak Rada zareaguje. Poza tym jutro…
— Tak, wiem. Mówiłam już, że będziemy przed północą — odparła zniechęcona.
Zamilkli. Kankuro bębnił cicho palcami o stół, a Temari i Gaara nadal co jakiś czas mierzyli się spojrzeniami. Właściwie ciężko powiedzieć dlaczego bracia pozostali w kuchni, choć… to dość oczywiste, że obaj byli ciekawi, jak też Sayuri się przyszykuje.
Gdy weszła do kuchni obaj nie wątpili, że dla tego widoku warto było znosić upierdliwą obecność Temari. Dziewczyna zazwyczaj chodziła w rozpuszczonych włosach albo robiła niedbały kok. Tym razem… żadne z nich nie wiedziało jakim cudem zdążyła to zrobić… ułożyła swoje włosy w warkocz, który okalał całą jej głowę, niczym ognista korona, a kilka kosmyków chyba specjalnie wypuściła, próbując sprawiać wrażenie, że to niedbale wykonana fryzura. Ale czymś, co naprawdę całkiem odebrało zarówno Kankuro, jak i Gaarze mowę, był jej ubiór. Czarne buty na niebezpiecznie wysokim obcasie i dopasowana kolorem kusa sukienka. Ledwo zasłaniała jej tyłek, a dekolt właściwie odsłaniał więcej niż zasłaniał. Jedną ręką oparła się o framugę, a drugą chwyciła się za wyzywająco wystawione biodro. Patrzyła butnym wzrokiem na Temari.
— Czy tego sobie życzyłaś, Temari-sama? — spytała przesadnie niskim głosem.
— Doskonale — powiedziała w końcu Temari nieswoim głosem. — Jeśli jesteś gotowa idziemy.
— No nie! — krzyknęła Sayuri. — Naprawdę jesteś tak zdeterminowana, że pozwoliłabyś mi wyjść ubrana, jak jakaś dziwka?!
— To ty się tak ubrałaś. Masz jeszcze… — Temari pojrzała na zegarek. — Sześć minut.
Sayuri zbladła, rozumiejąc, że nie żartowała. Wybiegła szybko z kuchni.
Emocje, które spowodowane były takim strojem jeszcze nie opadły w kuchni, a Sayuri wróciła ubrana jak na co dzień i w rozpuszczonych włosach. W swoich założeniach, by zmusić Temari do wycofania się z tego pomysłu, nie wzięła pod uwagę, że Kankuro i Gaara będą ją oglądać, ale w tamtym momencie liczyło się dla niej bardziej to, by nie musieć ruszać się z domu niż cokolwiek innego. Ale teraz… ze wstydem spojrzała na braci. Rzuciła Kankuro jego bluzkę.
To nieco nieoczekiwane zachowanie przerwało trans, w jaki rodzeństwo wpadło.
— Co to… — odchrząknął — jest?
— Moja była, niedoszła sukienka.
— To… — Kankuro uważnie przyjrzał się ubraniu — jest moja bluzka... z tego, co mi wiadomo.
— Wybacz, ale nie miałam w swojej garderobie nic, co mogłoby stworzyć tak wspaniałą aranżację. — Uśmiechnęła się wesoło, próbując ukryć zmieszanie. — A nie ma nic lepszego niż męska garderoba w takich sytuacjach — widząc zaciekawiony wzrok przyjaciółki, dodała: — Jak odpowiednio złożysz rękawy, nie widać że to bluzka. Widziałaś to marszczenie na sukience? Musiałam tam to wszystko odpowiednio ułożyć.
— Musisz mnie tego nauczyć — powiedziała szczerze zaintrygowana Temari. — To życzcie nam dobrej zabawy. — Uśmiechnęła się do braci i powoli obie wychodziły z kuchni.
— Jasne… — mruknął Kankuro, patrząc na oddalające się sylwetki. — Sayuri! Mogę się napić?! — krzyknął na odchodne.
— Możesz!
— Cóż… — Kankuro szybko przyniósł dwa kieliszki, nawet nie pytając Gaarę o zgodę i kilka butelek. — Jakbyś potrzebował sukienki, służę pomocą.


**************************

W przypadku Gosposi po raz pierwszy zastanawiałam się nad ocenzurowaniem czegoś. Ta ostatnia scena, w której Sayuri ubiera się, jak dziwka bawiła mnie, kiedy ją pisałam. Teraz, gdy ostatecznie zdecydowałam się na publikację, doszłam do wniosku, że to trochę niepotrzebna scena, ale równocześnie, w dalszych rozdziałach, kilkukrotnie do niej nawiązywałam... Jak widać, nie zdecydowałam się na jej usunięcie. ;)

6 komentarzy:

  1. Mnie tam też rozbawił ten fragment o dziwkarskim ubiorze Sayuri x) Może scena trochę z du**,ale zabawna. Sayuri super sobie radzi z Gaarą. A i on coraz bardziej się otwiera <3 Love is in the air! Ciężkozzdecydować czy Kankuro jest zazdrosny o brata, czy raczej postara się spiknąć ich ze sobą. Naprawdę fajnie się czyta :)

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
  2. Z góry przepraszam, że nie komentowałam na bieżąco, ale za mocno wciągnęłam się w to opowiadanie. Połknęłabym je w 2 dni, chyba, gdyby nie wezwała mnie do siebie rzeczywistość. Nie spodziewałam się, że tak się w nie wciągnę! Zostało mi jeszcze zabrać się za Odpowiedzialność, bo prolog "Zadanie wykonane" już mam za sobą.
    Sayuri jest tutaj niesamowitą postacią. Nie wiem, jak ona to robi, że się tak ukrywa, ale ją kocham. Kocham ją za to, że jest taka tajemnicza i potrafi wszystko ukryć, a także z każdej sytuacji pięknie wybrnąć. Kocham jej charakter, jej logikę i lekkoducha zarazem, bo takie czasem o niej wyrobiłam sobie zdanie :D Jest jednocześnie bystra, ale niesamowicie wygadana. Świetny kompan do rozmowy i do słuchania. O logice i inteligencji chyba już nie muszę wspominać, bo się powtórzę, ale, no, wow! Czekam tylko, aż coś się więcej rozwinie z Gaarą <3 Mówiłam, że go kocham? Nie? No to mówię XD
    Pokochałam scenę, kiedy Sayuri przekomarzała się z Temari i stroiła sobie żarty, jako potencjalna kochanka Gaary i Kankuro, no tak mnie to poruszyło i rozbawiło, że to jakieś nieporozumienie <3
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i wybacz, że z anonimka, ale nie jestem w blogosferze - zdecydowanie preferuję Wattpada tutaj, dlatego też męczyzło mnie komentowanie na telefonie, czytając tego bloga XD Specjalnie weszłam godzinę po przeczytaniu tego rozdziału na komputer, żeby móc spokojnie skomentować XD Przywykłam do wstawiania wielu reakcji przy wątkach, tak jak mogę to robić na Wattku :D
    Ciekawi mnie, co będzie dalej z Sayuri. Wiem, że kiedyś odkryją pewnie jej tożsamość szpiega, dlatego zastanawiam się, jaka afera z tego wyniknie. Czy wtedy objawi się ta zła strona Gaary?
    Jezuniu, nie mogę o tym myśleć, bo zaraz się popłacze, że nie mam co czytać D:

    Pozdrawia Shiranka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O pierniczę, nie sądziłam, że aż taki długi wyjdzie mi ten komentarz... Ale to oznacza tylko jedno!

      WARTO BYŁO TU ZAJRZEĆ <3


      Ach! jak masz może jakieś jeszcze ciekawe opka o Gaarze, ja chętnie przyjmę, nawet w tym komciu jakieś linki, bo bym chętnie jeszcze coś poczytała :D
      (Oczywiście, jak skończę ODPOWIEDZIALNOŚĆ)

      Shirana.

      Usuń
    2. Jest mi niesamowicie miło, że spodobało Ci się to opowiadanie. Przyjemnie jest czytać komentarze, ale nie oszukuję się, że wiele osób będzie je pisać. Zwłaszcza, że w przyszłości nadrobienie historii będzie trudne przez ilość wrzucanych rozdziałów. Najważniejsze, że inne osoby, które są równie, co ja, zafascynowane Gaarą, mogą znaleźć rozrywkę :P

      Cieszę się, że przedstawiłaś sposób, w jaki odbierasz Sayuri. Jestem ciekawa, czy w przyszłości zmienisz o niej zdanie, czy może nadal, z biegiem historii, będziesz widzieć w niej lekkoducha ;)

      Nie mam nic do anonimów, nie każdy przecież musi zakładać konta na gmailu, żeby przeczytać moją "twórczość". Ważne, że cieszyłaś się lekturą :)

      Jeżeli chodzi o polecane ff o Gaarze - zapraszam do zakładki "Linki", tam znajdują się dwa moje ulubione, jak do tej pory, opowiadania o tej postaci: "Opowieści z wioski Piasku" i "Miłość trzeba budować, odkryć ją to za mało". Jeżeli chciałabyś klimatów Suny, to zachęcam zabrać się za pierwsze, jeżeli szukasz czegoś osadzonego w realnym świecie, to polecam drugie. Autorka ma jeszcze inne ff, ale już zakończone :)

      Jestem studentką i obiecałam sobie to, co każdy ze studenckiej braci powinien - całą robotę i zaległości w życiu codziennym odrobię w czasie sesji ;) Wtedy też spodziewaj się mojego pojawienia się u Ciebie na Wattpadzie.

      Usuń
  3. Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się sposób wypowiedzi Gaary w tym ff. Widać, że jest zrównoważony - i nie zmienia to faktu, że ma też drugą stronę osobowości, nad którą do końca nie panuje, ale jest jej świadomy. W mojej opinii trudno pisać o zreformowanym Gaarze sprzed wyciągnięcia Shukaku, problemem jest opisać jak się zachowuje i co ma w głowie. Tobie wychodzi to przekonująco. I pięknie rozwija się jego relacja z Sayuri ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój komentarz w "Odpowiedzialności", o tym, że przez małomówność Gaarę można odbierać jako niedorozwiniętego... Nie było to jedynie Twoje spostrzeżenie ;) Kiedy brałam się za pisanie kolejnych ff, próbowałam to poprawić. Z różnym skutkiem. Cieszę się, że w "Gosposi" można uznać Gaarę za osobę bez znamion lekkiego upośledzenia.

      Nie wiem w sumie, jak odbierać Gaarę w różnych momentach jego życia. Chyba dlatego od zawsze uznawałam go za bardzo intrygującą postać. Kanon wskazuje, że poza jedną wpadką, nie miał żadnych nawrotów swojej nieprzewidywalności (ten odcinek z shippuudena "Więzi Gaary" 182), ale też nie widzimy całej jego drogi do objęcia funkcji Kazekage. Daje to duże pole manewru ;)

      Usuń