Gaara siedział na parapecie swojej sypialni i uśmiechał nieznacznie pod nosem. Raz po raz przypominał sobie rozmowy z tego dnia i nie mógł opanować mięśni twarzy. Nie czuł się jak intruz. Początkowo wahał się, czy powinien zawracać głowę Sayuri i Kankuro, ale szybko zrozumiał, że żadne z nich nie miało nic przeciwko jego obecności. Sam również kilkukrotnie podejmował próby wpasowania się w ich styl rozmowy i chyba nie sprawiało mu to większych problemów. Zdecydowanie polubił beztroskę, którą od dłuższego czasu czuł, gdy rozmawiał z Sayuri.
Oparł się wygodnie o framugę okna i przyglądał spokojnym uliczkom Suny. Dobry humor powoli znikał i choć rozpaczliwie próbował to powstrzymać, nie udało mu się dłużej hamować nieprzyjemnych myśli.
Co miał zrobić z tą sytuacją? Jeżeli sprawy zajdą dalej, ktoś spróbuje w końcu do niego dotrzeć. Co zrobi, jeśli stanie twarzą w twarz z przeciwnikiem? Zarówno instynkt, jak i cichy głos Shukaku, podpowiadał mu, że nie powinien cackać się z potencjalnym zagrożeniem, ale… czy nie przyniesie to tylko smutnych konsekwencji? Jak głęboko sięgał spisek? Ilu mieszkańców aktywnie lub biernie w nim uczestniczy? Co zrobi, jeśli pozbędzie się wszystkich przeciwników?
Westchnął i jak już nieskończenie wiele razy wcześniej, przeklął ojca, los, a może siebie samego, że miał takie, a nie inne życie. Ile by dał, żeby Shukaku był zapieczętowany w kimkolwiek innym, byle nie w nim. Nieoczekiwanie uśmiechnął się pod nosem, gdy przypomniał sobie rozmowę z Sayuri. Przynajmniej ona dostrzegła jasną stronę bycia jinchuuriki.
Nieważne, jak bardzo starał się wymyślić jakiś błyskotliwy plan, w jego głowie pojawiała się pustka. Jakim sposobem miał żyć w takich warunkach? Zrozumiał, że Sayuri, choćby odrobinę lepiej pojęła jego beznadziejną sytuację. Nadal czuł bardzo ciepłe emocje, gdy myślał o tym wybuchu paniki dziewczyny. Tak bardzo się nim przejęła, że strach odebrał jej możliwość racjonalnego myślenia. Nadal nie był w stanie się przełamać i przyjąć, że ktoś może się o niego troszczyć. Było to cholernie przyjemne, ale i również nowe doznanie.
Jakby się potoczyło jego życie, gdyby Sayuri nie stanęła na drodze Naruto, a potem i jemu? Nie chciał o tym myśleć. Zapewne właśnie teraz siedziałby na skale otaczającej Sunę albo przechadzał po wiosce i szukał ofiary. Wzdrygnął się na samą myśl. Nienawidził postrzegania siebie w ten sposób, gdy myśleli o nim inni, ale cóż mógł poradzić na opinię innych, kiedy sam tak o sobie myślał?
Nadal nie wyzbył się wszystkich niebezpiecznych zapędów. Czasem siłą woli powstrzymywał się przed zaatakowaniem niektórych członków Rady. I choć zapewne wiele osób miałoby tego typu myśli, gdyby byli w jego skórze, on sam musiał kontrolować swoje postępowanie w sposób doskonały. Chwila nieuwagi i mógł pożegnać się z życiem, które od jakiegoś czasu polubił. Nie wiedział, jak długo zajęłoby mu powrócenie do racjonalnego myślenia, gdyby choć przez chwilę opuścił gardę. Ile tym razem ciał pozostawiłby za sobą?
Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach, gdy zrozumiał, co naprawdę mógł stracić. Pozycja nie była wcale najistotniejsza. Przypomniał sobie, w jaki sposób Kankuro na niego patrzył jeszcze cztery lata temu. Albo Temari, u której do tej pory czasem dostrzega spanikowaną minę, gdy zachowa się choćby odrobinę bardziej żywiołowo. Jak wielkim strachem i nienawiścią go darzyli przez tyle lat? Jak mógłby zawieźć ich zaufanie, które z takim trudem zdobył? Poza tym… była jeszcze Sayuri. Nie mógł wyobrazić sobie, w jaki sposób patrzyłaby na niego, gdyby wpadł w morderczy szał. Byłaby bardziej przerażona czy obrzydzona? Zamknął oczy i próbował wyrzucić ten obraz z głowy. Nie… za nic nie mógł pozwolić sobie na choćby drobny błąd.
W jaki sposób miał chronić siebie, swoich bliskich i równocześnie nie stać się żądnym krwi demonem? To dopiero zagwozdka, z której nie mógł się nikomu zwierzyć. W jaki sposób miałby otoczyć opieką zwłaszcza Sayuri, która była całkiem bezbronna? Pewien pomysł krążył mu po głowie, ale wątpił by kiedykolwiek odważył się go zaproponować. To całkiem odebrałoby jej prywatność. Bo przecież, gdyby nieustannie obserwował ją swoją techniką Trzeciego Oka, na pewno dałby radę w odpowiedni sposób zareagować w razie niebezpieczeństwa, ale nie spodziewał się, by Sayuri miała się na to zgodzić. Sam miał opory, aby podjąć decyzję, nie uzgadniając tego z nią wcześniej. Co miał zrobić? Był w kropce. Dopóki na miejscu będzie Kankuro, który by potężnym wojownikiem, nie miał obaw, aby zostawiać ją samą sobie, ale co będzie, jeśli Kankuro zostanie gdzieś wysłany?
Bardzo żałował, że nie był w stanie odwdzięczyć się pozostałym domownikom za to, co dzięki nim zyskał. Wątpił, by którekolwiek z nich było w stanie zrozumieć, jak wiele znaczył dla niego fakt, że traktowali go normalnie i nie odrzucali. Zwrócił uwagę, że tego dnia, mimo że Shukaku został wspomniany ani Kankuro, ani Temari nie wyglądali na aż tak przerażonych, jak wcześniej, gdy demon był wspominany.
Temari prawdopodobnie po rozmowie z Sayuri nieco zmieniła swój stosunek do niego, ale co sprawiło, że i Kankuro był spokojniejszy? Nie mógł wpaść na żaden dobry pomysł. Poza tym nadal nie mógł nadziwić się tym, że Sayuri tak lekko podchodziła do tej kwestii, choć miał nieodparte wrażenie, że wbrew temu co sama mówiła, rzeczywiście wzięła kalkę z życia Naruto i spróbowała przenieść na niego. Zapewne, gdyby miała pełen obraz jego przeszłości, nie przyszłoby jej to tak łatwo. Ale jak miałby to przekazać? Raz próbował, ale ona najwidoczniej odrzucała tę możliwość. Temari również próbowała jej uzmysłowić, jak wyglądało życie ludzi dookoła niego, gdy był wpół-szalony, ale Sayuri nie przyjęła tego do wiadomości. Poza tym… Czy naprawdę chciał, by ona również była spięta w jego towarzystwie? Chyba mógł pozwolić sobie na bycie egoistycznym jeszcze ten jeden raz.
***
Kolejny tydzień przyniósł równocześnie dobre i złe wiadomości. Z tych dobrych na pewno można zaliczyć fakt, że Kankuro powoli wracał do zdrowia. Sayuri szybciej niż zakładała pierwotnie, pozwoliła mu na treningi, ale jedynie w zaciszu domowym. Choć było to oczywiste ograniczenie, lalkarz cieszył się z tego niezmiernie. Nieco gorszą wiadomością był fakt, że Gaara nieraz bywał zasypywany dokumentami, jakby Rada za wszelką cenę chciała trzymać go w ryzach. Szykowali się na coś? Pozostali domownicy nieco zmienili swój plan dnia tak, by móc zamienić z nim choć kilka słów. Sayuri zmieniła też swoje plany i piekła późnymi popołudniami tak, by i Gaara mógł cieszyć się świeżym wypiekiem. Częstym gościem na ich stole nieoczekiwanie okazała się sake, ale nikt nie narzekał. Na trzeźwo cała ta sytuacja zdawała się być nierealna.
Sayuri dostrzegła, że czasem bracia samotnie rozmawiali. Początkowo dziwiła się temu, ale z czasem zrozumiała. Za każdym razem, gdy wydarzyło się coś choćby odrobinę niepokojącego, ci dyskutowali ze sobą, by później wspólnie jak najdelikatniej jej to przekazać. Nie wiedziała co o tym sądzić. Zapewne mieli w pamięci jej mały atak paniki i obawiali się jej zachowań, ale… Czy nie mieli racji? Ona sama wiedziała, że nie miałaby do siebie zaufania po tym występie. Mogła jedynie być wdzięczna, że nie ukrywali niczego, tylko starali się znaleźć sposób, by ją wtajemniczać.
Na szczęście nie byli całkiem świadomi w jakim stanie emocjonalnym była. A ona… cóż… była wrakiem. To chyba najłagodniejsze określenie, jakie znajdowała dla siebie. Każdy dźwięk ją przerażał, każdy niewyraźny cień sprawiał, że podskakiwała ze strachu. Kiedy uzmysłowiła sobie w pełni, w jak beznadziejnej sytuacji była, strach sparaliżował ją całkiem. Zdradziła Konohę, w każdej chwili spodziewała się oddziałów ANBU z własnej wioski. Wątpiła, by Hokage wyraziła na to zgodę, ale jeśli Homura i Koharu dogadają się z Danzou… Cóż, Korzenie słynęły z efektywności.
Nadal miotała się, bo ceniła wioskę, ale jak mogła być jej lojalna, kiedy dzieci Czwartego stali się jej najbliższymi przyjaciółmi? Jak miała składać raporty, kiedy nad głową wisiała jej pełna inwigilacja potencjału militarnego Suny? Gaara miał rację – nieoczekiwanie wpadła w sam środek małej wojny domowej, a nie mogła nic zrobić! Miała ochotę wrzeszczeć, płakać i zniszczyć coś w napadach frustracji. Była dosłownie uwięziona w tym piekle.
Naturalnym dla niej odruchem, dzięki któremu była pewna, że czułaby się spokojniej, było sondowanie okolicy, ale to odpadało. Gaara mógł wyczuć jej zdolności. To chyba wpłynęło najbardziej na jej stany lękowe. Czuła się jak osoba, która spadała z jakiegoś urwiska i choć mogłaby rozwinąć skrzydła i nie roztrzaskać się na ziemi, ktoś zmusił ją, by tego nie robiła, tylko bezwładnie spadała w przepaść.
Niemal każdej nocy, gdy nie była w towarzystwie rodzeństwa, dopadały ją napady paniki. Miała coraz większe problemy z oddychaniem, jej serce biło w coraz bardziej nieregularnym rytmie, a wizja zawału nie była już jedynie ponurym żartem. Czasem płakała, wrzeszcząc w poduszkę, by nikt nie usłyszał jej krzyków. Miała tak związane ręce, jak jeszcze nigdy dotąd. Niby mogła odejść stąd, uciec dzięki swojej technice, ale to oznaczałoby opuszczenie Gaary, który, poza dwójką ludzi, nie miał nikogo. To w głównej mierze dla niego każdego dnia przybierała beztroską pozę i zmuszała do rozluźnienia, bo wiedziała, że choć w kontekście walk i innych umiejętności albo nie była w stanie, albo nie mogła mu pomóc, starała się zrobić cokolwiek. A widząc jego coraz bardziej swobodne zachowania, droczenia z nią i Kankuro, wiedziała, że choćby jedna rzecz jej się udała. Jak mogłaby w tej sytuacji zostawić rodzeństwo same? Nie mogła.
***
Sayuri siedziała w kuchni i próbowała sprawiać wrażenie osoby o całkiem normalnym stanie ducha. Właściwie chyba jej to wychodziło, bo raczej nie było nic podejrzanego w siedzeniu rozwaloną przy stole, zajadaniem się ciasteczkami i czekaniem, aż podłoga wyschnie, prawda? Taką przynajmniej miała nadzieję.
Dzień wcześniej pozwoliła Kankuro na prawdziwy trening, już na placu treningowym. Wraz z Gaarą czekali na jego powrót, ale chyba się przeliczyli. Sayuri uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie ostrzeżenia Temari. Najwidoczniej nią nie był zainteresowany. Może to i lepiej? Wróć! Na pewno lepiej. Z cichym westchnieniem zerknęła na podłogę, ale ta jak na złość nadal nie wyschła.
Nagle dotarły do niej dźwięki kroków. Ktoś schodził po schodach. Wzięła głęboki oddech i próbowała zwalczyć napad paniki. Z coraz bardziej rozszerzonymi oczami patrzyła na jedną z dwóch par drzwi, prowadzących do kuchni i rozluźniła się. To Gaara.
— Nie wchodź!
— Co się stało?
— Myłam podłogę. Co cię tu sprowadza?
— Zastanawiałem się… Kankuro wrócił?
— Nie… — Westchnęła cicho. — Nocnych treningów mu się zachciało. Czekaj… — Zatrzymała go widząc, że chciał się wycofać. — Ty mnie sprawdzasz?
— Ja…
Po raz pierwszy widziała go tak zakłopotanego.
— Nie wydaje mi się, żebyś ostatnimi czasy czuła się najlepiej.
Sayuri rozszerzyła oczy ze zdumienia.
— Powinieneś martwić się przede wszystkim o siebie.
— Nie.
— Nie? — Mierzyli się spojrzeniami. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nieoczekiwanie stała się kimś znaczącym w jego życiu. Ale jakie to miało znaczenie? A przede wszystkim – jakie miała do tego prawo?
— Ooo…
Sayuri niemal podskoczyła na dźwięk piskliwego, dziewczęcego głosu.
— To ty tu sprzątasz?
Spojrzała na drugą parę drzwi i zamarła. Jakaś trochę starsza od niej, urodziwa niewiasta stała na bosaka, w rękach trzymając buty i patrzyła na nią z rumieńcami.
— Ano… ja.
— To super — zapiszczała nieznajoma i podeszła bliżej. Stała w takiej pozycji, że doskonale widziała Sayuri, ale Gaara był dla niej niewidoczny. — Zrób mi kawy. Co prawda Kankuuroo-saamaaa prosił, żebym już wyszła, ale kto to widział, żeby nawet śniadania nie zaproponować, nie?
— Ja… — Sayuri spojrzała na Gaarę, który również wyglądał na nieszczególnie zorientowanego w temacie. — Mogę jej przygotować śniadanie, Kazekage-sama?
— Wedle uznania.
— On… już sobie poszedł? — spytała nie najlepiej wyglądająca kobieta. Zrobiła to jednak zbyt szybko i zbyt głośno, by nie mógł jej słyszeć.
— Gdyby miał takie życzenie, mógłby chociaż tydzień stać sobie w tych drzwiach — warknęła Sayuri, ale zaraz uspokoiła się. — Tak, poszedł sobie.
— Całe szczęście — westchnęła nieznajoma. — To zrobisz mi to śniadanie? Padam z głodu!
— Yumi! — wykrzyknął Kankuro, stając w progu. Widząc wzrok Sayuri, zmieszał się całkiem.
— Kankuro-sama! — Dziewczyna szybkim krokiem podeszła do niego i skradła namiętny pocałunek. — Chyba nie jesteś na mnie zły, co?
— Mówiłem ci…
— Służąca jest bardzo miła — zapiszczała radośnie, chwytając go za ramię. — Twojego brata… Kazekage-sama — wyrzuciła z siebie — też spotkałam i nikt mnie stąd nie wyrzucił!
— Oczywiście… Kto śmiałby wyrzucić tak piękną kobietę? — Najwidoczniej nie potrafił pozbyć się tej maniery, nawet w niezbyt sprzyjających okolicznościach. — Ale mówiłem ci… jeszcze jakiś członek Rady tu przyjdzie i będzie kłopot… Chcesz, żebym miał kłopoty?
— Nie — zaprzeczyła szybko dziewczyna.
— To zmykaj stąd. — Uśmiechnął się w wyjątkowo sugestywny sposób. — Zanim zmienię zdanie.
— To do wieczora. — Ostatni raz zawiesiła mu się u szyi.
Gdy oderwała się od niego, szybko założyła buty i zalotnie kręcąc biodrami, odeszła z pola widzenia wszystkich. Po chwili usłyszeli cichy stukot obcasów na schodach.
Kankuro miał wielkie opory, by spojrzeć na Sayuri, ale w końcu się przemógł. Widząc jej pełne rozbawienia, ale i złośliwości spojrzenie, zarumienił się nieco.
— Nie mam nic na swoją obronę.
— Kto śmiałby oskarżać tak seksownego mężczyznę, co? Kankuuroo-saamaaa?
— Nie denerwuj mnie. — Pokraśniał jeszcze bardziej, ale nie uciekł, tylko przysiadł się do Sayuri i ukradł jedno ciasteczko. — Myślałem, że jest trochę mądrzejsza…
— Oceniałeś to po tyłku czy nogach?
— Mam przypomnieć pana Wielka Kula Mięcha? — Kankuro próbował bronić się z doprawdy marnym skutkiem.
— Gdybym sypiała z Choujim, raczej zostałaby ze mnie mokra plama i nie miałbyś komu dokuczać. — Zaśmiała się wesoło. — Nie wiem… potrzebujesz jakiegoś męskiego komentarza? Jesteś typem zdobywcy? Mam gratulować ci wyczynu?
— Nagle dziwnie brak mi Temari… Błagam, zmyj mi głowę, ale nie próbuj odgrywać roli samca alfa.
***
Kankuro siedział przy stole i stukał palcami w blat. Doskonale wiedział, że tym razem się nie obejdzie bez komentarza Gaary. Czekał na niego, ale ten najwidoczniej kolejny dzień i część nocy przesiedzi w gabinecie. A może to miała być kara za jego niespodziewanego gościa? Właściwie zawalił. Wspólnie uzgodnili, że należało wyjątkowo uważnie obserwować Sayuri, bo dochodziło do nich coraz więcej niepokojących sygnałów. Żałował, że na miejscu nie było Temari, która lepiej nadawałaby się do roli wsparcia dla niej. Ale cóż… Pozostało tylko ich dwóch i próbowali jak mogli dociec, co tak właściwie się wydarzyło, a także poprawić Sayuri humor.
Zerknął na zegarek. Dochodziła dwudziesta pierwsza. Jak nic nie uda mu się zdążyć na czas, do Yumi. Ale może zaczeka? Była chyba aż nazbyt chętna powtórki. Nie lubił sam siedzieć w tej wielkiej posiadłości, a Sayuri tego właśnie dnia oznajmiła, że głowa ją boli i pójdzie się wcześniej położyć. Może to i lepiej? Już i tak to wyglądało podejrzanie, że schadzają się z Gaarą potajemnie i naradzają po kątach. Przynajmniej raz wyjdzie to naturalnie.
Drgnął nieco na dźwięk kroków, dochodzących ze schodów. Przybrał skruszoną minę.
— Wiem, zawaliłem — powiedział prosto z mostu. — Myślałem, że Yumi ma trochę więcej oleju w głowie i wyjdzie stąd jak najszybciej.
— Nie obchodzi mnie kogo tu sprowadzasz. — Gaara chyba postanowił zrezygnować z obojętnego wyrazu twarzy. Wyglądał na znużonego i rozdrażnionego. — Wiesz, że ja cały dzień siedzę w gabinecie.
— Wiem — przyznał Kankuro. — Ale Sayuri wyglądała całkiem nieźle. Jak było w nocy?
Ona sama chyba jeszcze nie uświadomiła sobie, że od sypialni Gaary dzielił ją zaledwie jeden pokój.
— Dwa razy się obudziła — poinformował go młody Kage, który całkiem zrezygnował z wychodzenia z domu nocami. — Jak zwykle krzyczała.
— Nie mam lepszego pomysłu niż to, że po prostu obawia się całej tej sytuacji. Cholera… Może powinniśmy ją odesłać?
— Jak chcesz to zorganizować? — Gaara również to rozważał i niestety nie wchodziło to w rachubę. — Nie mogę posłać jej samej, ktoś zapewne za nią ruszy. Nie mogę wybrać zaufanych ludzi, bo ostatnio wydaje mi się, że tacy nie istnieją. Nie mogę puścić tylko ciebie, bo z góry będziesz na straconej pozycji... Jak się zachowywała?
— Właściwie jeszcze godzinę temu powiedziałbym, że całkiem normalnie. — Kankuro zawahał się. — Ale później nagle zbladła i powiedziała, że boli ją głowa. Poszła się przespać.
— Rozmawialiście o czymś konkretnym?
— Nie… Znaczy nic o bieżącej sytuacji. Naprawdę rozmawialiśmy o bzdurach... Nie jestem nawet w stanie powtórzyć, o czym konkretnie. Coś tam pod koniec zaśmiałem się, że dlaczego akurat Liść. Przecież jej wioska mogłaby się nazywać pień, gałąź albo korzeń. U nas to całkiem logiczne, że Piasek. Myślisz, że tak tęskni za domem?
— Skąd niby mam to wiedzieć? — Gaara potarł skronie. Jakim cudem uwikłał się w sytuację, która wymagała od niego zrozumienia uczuć drugiej osoby? To było zdecydowanie ponad jego możliwości, ale nie potrafił zignorować widoku Sayuri, która z każdym dniem wyglądała coraz gorzej.
— Ja też nie mam pojęcia — przyznał Kankuro. — Może obawia się, co się stanie, jak mnie zabraknie.
Gaara posłał mu karcące spojrzenie.
— Nie… o nic takiego mi nie chodzi — zapewnił pospiesznie. — Ale wyobraź sobie, że będzie tu siedziała całkiem sama całe dnie, jeśli pójdę na misję. Nikt nie będzie miał jej na oku, a już i tak nieźle ją nastraszyliśmy tym całym spiskiem.
Gaara przeanalizował słowa brata. Koncepcja całkiem prawdopodobna.
— Nie masz jakiegoś pomysłu, co z tym zrobić?
Początkowo chciał dać upust swojej frustracji i wyżyć się na Kankuro, ale zrozumiał, że od dłuższego czasu myślał o czymś.
— Mów…
— Nie sądzę, że to z tobą powinienem o tym mówić... Idź już.
— Co?
— Widzę, że co chwila patrzysz na zegarek — zauważył rozbawiony Gaara. — Pójdę jutro trochę później do gabinetu.
— Jakiś miękki się zrobiłeś. — Lalkarz wyszczerzył zęby i nie nadużywał dobrej woli brata. — Będę koło dziesiątej. — Pospiesznie uciekł, zanim szanowny Kazekage zmieniłby zdanie.
Mam nadzieję że to nie przez moje narzekania tak krótki rozdział jest ^^' Urocza była ta rozmowa Gaary z Kankuro *__* Widać, że martwią się o Sayuri. Też tak chcę!!
OdpowiedzUsuńAlba Longa
Wkroczenie Yumi całkiem wybiło mnie z rytmu :D chciałam napisać na początek, że miły jest fragment rozdziału z perspektywy Gaary, ostatnio tego brakowało. Ta jego troska o Sayu jest rozczulająca. Notabene biedna ta dziewczyna, jest z nią tak źle że nawet mężczyźni zaczęli się niepokoić. Czy tylko mnie się tak wydaje czy wkrótce jej rola szpiega wyjdzie na jaw? Ja bym się ucieszyła, miałaby jeden powód do zmartwień mniej, a wydaje mi się, że kto jak kto - Gaara na tym etapie znajomości będzie wyrozumiały. Zresztą cała trójca wie, co to znaczy zobowiązania i wypełnianie rozkazów, jak sama wspomniałaś rozdział temu brali udział w akcji przeciwko Liściowi. Zobaczymy co szykujesz dla Sayuri, niechże coś (albo ktoś) ukoi jej nerwy. Zaskoczyła mnie Yumi, okazuje się, że Kankuro odzyskał wigor i chodzi na dziewczynki, ale u niego to chyba dobry znak ;)
OdpowiedzUsuńKankuro bez dziewczynek nie jest Kankuro ;) Przynajmniej w moich oczach. Na miejscu kogokolwiek, kto czyta to opowiadanie, nie przyzwyczajałabym się do Yumi :P
UsuńTaa... Sayuri bardzo potrzebuje ukojenia nerwów :D
Witam,
OdpowiedzUsuńwpadłam tak się przywitać, już od kilku dni jestem na tym blogu i bardzo mi się tutaj podoba ;] oczywiście każdy tekst otrzyma kilka słów ode mnie ale to z czasem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Miło mi słyszeć, że blog Ci odpowiada. Rozgość się i czuj jak u siebie ;)
UsuńChętnie zapoznam się z Twoimi przemyśleniami.
Również ciepło pozdrawiam!