sobota, 5 stycznia 2019

Gosposia – Rozdział 11

Sayuri postanowiła nadrobić zaległości po tych dwóch, szalonych dniach i posprzątała w pokojach wspólnych. Zbyt szybko skończyła, bo nadal nikt nie wrócił. Ostatecznie postanowiła przygotować skromny obiad.
Co się działo z Temari i Kankuro? Czyżby stan zdrowia lalkarza się pogorszył? A może… Nie, nie mogła zatruwać swojego umysłu ponurymi domysłami, musiała się uspokoić. Gdy skończyła gotować, postanowiła ukoić nerwy sake. Co prawda, jak do tej pory, jeszcze sobie na to nie pozwoliła, podczas pobytu w Sunie, ale chyba nikt nie będzie jej łajał, że pragnęła się odstresować, prawda?
Bogowie… niech ktoś weźmie od niej choćby część zmartwień. Być może wtedy będzie miała szansę dożyć trzydziestki, bo przy obecnym stanie rzeczy jeszcze kilka lat wystarczy, by padła na zawał. Nawet nie zauważyła kiedy, ale nalana porcja alkoholu w niewyjaśnionych okolicznościach wyparowała. Nie miała innej rady niż ponowne nalanie tego błogosławionego płynu.
Gdy odkładała butelkę, dostrzegła poruszenie na progu kuchni. Zesztywniała, kiedy dostrzegła Gaarę wchodzącego do środka. Zauważył co robiła, ale nie skomentował tego ani słowem. Usiadł na jednym z krzeseł i patrzył na nią w oczekiwaniu. Sayuri zarumieniła się, ale nie dała wyprowadzić z równowagi przez to przeszywające spojrzenie.
— Nie wiem… Mam odłożyć, a może nalać?
W jego oczach dostrzegła ożywienie, co chyba powinna odbierać jako rozbawienie.
— To nie najlepszy pomysł, bym się upił.
Sayuri zdecydowała nalać i jemu kolejkę, a widząc jego zdumiony wzrok, uśmiechnęła się łobuzersko.
— Kto mówił o upijaniu? — Chwilowe rozbawienie szybko minęło. — Nie wiem, jak to przeżyłam… — To mówiąc łyknęła porządnie z naczynia. Tym razem na pewno się nie pomyliła, Gaara uśmiechnął się pod nosem. — Przepraszam za śmiałość, ale już naprawdę nie wiem, jak mam się do ciebie zwracać, co…
— Nie przeszkadza mi to. — Wzruszył ramionami. — Co prawda, nieroztropnie byłoby, gdybyś przy kimś obcym mówiła do mnie po imieniu i zwracała się tak bezpośrednio, ale to chyba sama rozumiesz.
Skinęła głową. Czy naprawdę mogła pozwolić sobie na całkiem swobodne zachowanie? Pomimo napiętej sytuacji, postanowiła to przetestować. Spojrzała wymownie na pełne naczynie, które nalała Gaarze. Ten chyba przyjął wyzwanie, bo chwycił je w dłoń. Sayuri obdarzyła go wesołym uśmiechem i trąciła swoim kieliszkiem jego.
— Za moją ocalała głowę.
Gaara uśmiechnął się nieznacznie.
— Ledwo ocalałą — uściślił i idąc za śladem Sayuri, napił się. Odłożyli puste naczynia. — Sądzisz, że możemy już coś zjeść, a może naprawdę chcesz mnie upić?
Oj, najwidoczniej i on potrafił się odgryźć i postawić ją w niekomfortowej sytuacji.
— Gdybym chciała, nie wyciągnęłabym tylko jednej butelki — odparowała i ponownie przejęła kontrolę nad sytuacją. Gaara nie wiedział co odpowiedzieć, czy też milczeniem specjalnie się poddał w tej malej walce na słowa? — Ale przecież nie musisz czekać na moje pozwolenie, by zacząć jeść. — I tym razem Gaara nie skomentował jej nieodpowiedniego zachowania, tylko z nikłym uśmiechem rozpoczął posiłek. Sayuri dołączyła i dłuższy czas jedli w milczeniu. Miotała się w jej głowie setka pytań, które chciałaby mu zadać, ale nie była pewna, czy którymś z nich nie przekroczyłaby jakiejś granicy. Postanowiła ostrożnie rozpocząć rozmowę. — Masz jakieś wieści od Temari? Jak wiesz, ja mam szlaban na szpital.
Gaara przełknął i skupił wzrok na niej. Kiedy się rozluźniał, to musiała przyznać, że wyglądał całkiem normalnie. Nie otaczała go wtedy żadna niewidoczna bariera, która trzymała ludzi na dystans.
— Nie. Ale teraz nie mogę się tam udać. Jedynie tutaj nie towarzyszy mi ANBU. Kiedy tylko opuszczam budynek, wyczuwam ich obecność, a w tej sytuacji nie powinienem ściągać niepotrzebnej uwagi na Kankuro.
Sayuri próbowała zachować pokerową twarz, ale chyba jej to nie wyszło, bo Gaara parsknął cichym śmiechem.
— Chyba Hokage również może liczyć na ochronę.
— Na jej własne życzenie — powiedziała zbyt szybko. Nie przemyślała swojej odpowiedzi, ale przecież nie skłamała. Gdyby Tsunade nie życzyła sobie nikogo w swoim pobliżu, była w stanie to wyegzekwować.
— Domyślasz się chyba, dlaczego tak jest.
Potwierdziła skinieniem głowy.
— Więc nie będę tłumaczył dlaczego mam związane ręce. — Nieoczekiwanie dla Sayuri chwycił opróżnioną już do połowy butelkę z sake i nalał do obu kieliszków. — Ja też miałem ciężki dzień — powiedział, gdy napotkał jej rozbawiony wzrok.
— Kimże ja jestem, by cię oceniać? A… czy mogę zadać pytanie? Jeśli będzie nieodpowiednie, po prostu nie odpowiadaj... Co będzie z drużyną Kankuro? Grozi im coś poważnego?
— To będziemy omawiać jutro. Sądzę, że część straci stopień albo zostanie gdzieś wysłana dożywotnio.
Na szczęście nie stracą głowy. Przynajmniej ten ciężar spadł jej z serca.
— Pozwolisz, że teraz ja zadam pytanie?
Zdziwiła się, że poprosił ją, o to, a nie postawił przed faktem dokonanym. Czyżby był nieco złośliwy, a może traktował jak równego partnera do rozmowy?
— Dlaczego kłamałaś na przesłuchaniu?
— Co masz na myśli? — Udało jej się przynajmniej opanować głos. Co mu chodziło po głowie? W którym momencie wyczuł jej kłamstwo?
— Zeznałaś, że wszyscy byliśmy w szpitalu. Skłamałaś.
— Mogłeś zdementować moje słowa — odparowała.
— To sprawiłoby, że nie brzmiałabyś wiarygodnie. — Przyglądał jej się uważnie. — Dlaczego nie poinformowałaś, że to ja pozwoliłem ci pójść do szpitala?
— Ja… — Zawahała się. Dlaczego właściwie to zrobiła? Chyba po prostu dlatego, że czuła do niego sympatię i nie chciała sprawić mu kłopotu. Zabrzmiałoby to zbyt obcesowo, więc nieco załagodziła swoją odpowiedź. — Sądzę, że w obecnej sytuacji, masz wystarczająco kłopotów. Po co miałabym ci ich jeszcze dokładać?
— Nie chciałaś sprawić mi kłopotu?
— A co w tym dziwnego? — Była zaskoczona jego postawą. Nie ma chyba nic złego w tym, że odrobinę naciągnęła swoją wypowiedź.
— Cóż… Nie chcę, żebyś źle mnie zrozumiała. Nie mam powodu, by ci nie ufać, ale czasami ciężko mi zrozumieć ludzi. — Westchnął cicho i nieświadomie chwycił kieliszek w dłoń. — Nie rozumiem za bardzo, dlaczego to zrobiłaś. — Spojrzał na nią, oczekując odpowiedzi.
Sayuri nieco przeciągnęła ten moment i również chwyciła za kieliszek. Co miała mu powiedzieć? Chyba nie wypada, by wyleciała z tak mocno prywatną odpowiedzią, ale co innego mogła powiedzieć?
— Tak, jak już mówiłam, nie chciałam tu być — zaczęła ostrożnie. — Ale chyba trochę się pomyliłam z oceną, bo jest mi w Sunie naprawdę dobrze. Ty też jesteś całkiem miłym przełożonym. A wczoraj… Cóż, zrozumiałam nieco więcej niż na początku pobytu tutaj i chyba dość jasno określiłam stanowisko czyją stronę obiorę. — Nie mogła znieść jego przeszywającego wzroku. — Doskonale wiem, że nie będę pomocna, raczej mój pobyt tutaj będzie dla was niewygodny. Jedyne, co mogłam zrobić, to nie łączyć cię z moimi zarzutami. — Odwróciła wzrok i duszkiem wypiła pozostałą sake.
— Sayuri…
Odważyła się zerknąć na niego, miał poważny wzrok.
— Dziękuję ci.
— Nie ma o czym mówić. — Uśmiechnęła się nadal nieco zmieszana. Chciała jak najszybciej zmienić ten niewygodny temat. — Sądzisz, że Kankuro powinien zostać w szpitalu?
— A masz jakąś inną propozycję?
Chyba i jemu ulżyło, że rozmawiają o czymś innym.
— Właściwie… Skoro ja nie mogę być w szpitalu, ty też za bardzo nie możesz się tam udać, a Temari raczej nie może być tam dwadzieścia-cztery godziny na dobę, to nie jest dobre rozwiązanie, by Kankuro tam został. Sądzę, że na wszelki wypadek powinien być przeniesiony tutaj. Mogłabym… nie wiem… posprzątać w jego pokoju, sprawić, by warunki były podobne do tych w szpitalu i zajmować się nim tutaj… Na pewno poradzę sobie z jego rehabilitacją — dodała.
Gaara przypatrywał jej się uważnie, jakby zastanawiał się nad jej słowami.
— Chyba masz rację. — Ułożył się wygodnie na oparciu krzesła. — Ale to nie będzie tak proste.
— Dlaczego?
— Kierownik szpitala już jest na celowniku Rady, nieźle go wrobiłaś. — Posłał jej rozbawione spojrzenie. — Nie sądzę, by był chętny wypuścić Kankuro.
— Nie może wypisać się na własne żądanie?
— Zapewne tak.
Tego popołudnia Gaara był bardziej ekspresyjny niż przez cały jej pobyt w Sunie. Właśnie stukał lekko palcami w blat stołu, jakby się nad czymś zastanawiał. Nie odzywała się, tylko czekała na jego wypowiedź.
— Musimy poczekać na Temari, żeby wytłumaczyć jej, co ma przekazać Kankuro. Jak go znam, bardziej niż chętnie ucieknie ze szpitala.
Sayuri zauważyła kolejną rzecz. Podczas tej krótkiej rozmowy widziała jego uśmiech przynajmniej kilka razy. Chyba naprawdę pozwolił sobie na rozluźnienie i zrezygnował z tej maski opanowania, którą zazwyczaj nakładał.
— Nie możesz jej jakoś tutaj ściągnąć?
— Mogę — przyznał. — Ale nie myślisz, że będzie to wyglądało podejrzanie?
No tak… Sayuri kierowana chęcią wyciągnięcia Kankuro z niezbyt bezpiecznego miejsca, nie przemyślała dodatkowych czynników. Spisek zapewne tylko liczył na jakieś potknięcie. A fakt, że Kankuro wyszedłby ze szpitala, niemal na Gaary życzenie, wiązałoby się z tym, iż kierownictwo szpitala, nawet jeśli teraz byli neutralni, mogliby przejść na stronę spiskowców.
— Tak, zapewne masz rację. — Schyliła głowę i zaczęła masować skronie. Od dawna nie wyspała się porządnie, ogromna dawka stresu i dość spore zużycie chakry powodowało, że ból głowy stopniowo rósł. Jeszcze kilka dni takiego napięcia i jej głowa eksploduje. — To takie frustrujące — mruknęła cicho.
— Co takiego?
Zauważywszy jego zaciekawiony wzrok, zrozumiała, że powiedziała to na głos.
— Głowa mi pęka i to raczej nie od alkoholu. Jestem medic-ninja, a nie mogę tego naprawić.
— Dlaczego?
— Bo to nie ma podłoża medycznego. Gdybym była swoim pacjentem zaleciłabym sen i zero stresu. Rozumiesz chyba, że to niezbyt możliwe w tej sytuacji.
Przypatrywał się jej badawczo i chyba dostrzegł coś, czego szukał.
— Poczekam na Temari i przekażę jej, co ma zrobić. Idź się prześpij, a jak Kankuro będzie na miejscu, ktoś cię obudzi.
Była zaskoczona. Nie liczyła na ulgowe potraktowanie, po prostu ponarzekała trochę. Widząc jej wahanie, dodał:
— Na stres nic nie poradzę, ale przespać się przecież możesz.
— A co z… — Omiotła wzrokiem kuchnię.
— Jak Temari wróci, na pewno będzie chciała coś zjeść. — Wzruszył ramionami. — Poza tym… — Cień wesołości przemknął mu przez twarz. — Myślisz, że nie poradzę sobie ze zmyciem kilku naczyń?
— Nie ośmieliłabym się tak pomyśleć. — To mówiąc wstała i nim wyszła rzuciła mu ostatnie spojrzenie. — Dziękuję.
— Nie ma o czym mówić — bezwiednie powtórzył jej słowa.

***

Gaara spoglądał w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu siedziała Sayuri. Intrygujące. Pomimo faktu, że nad jego głową wisiało mnóstwo niepokojących spraw, że Kankuro nadal był w kiepskim stanie, a od Temari nie miał żadnej wiadomości, to… Chyba po raz pierwszy w życiu czuł się dobrze. Był niesamowicie rozluźniony. Rozmowa z Sayuri wprawiła go w naprawdę dobry humor. Nie spodziewał się, że zwykła pogawędka mogła tak wpłynąć na człowieka. Zdecydowanie polubił jej towarzystwo. Nieustannie zmuszała go do swobody, a kilkukrotnie zdumiała niesamowicie.
Nigdy nie był pewien w relacjach z innymi, ale chyba dobrze zrozumiał jej słowa. Czyżby naprawdę przez tak ludzką rzecz, jak sympatia, zdecydowała się na skłamanie przed Radą? Dziwne to uczucie. Nie wiedział jak zareagować, bo nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji.
Ze zrezygnowaniem dostrzegł stertę naczyń, które powinien umyć. Poniekąd skłamał – nigdy nie wykonywał domowych obowiązków, ale przecież nie mogło to być nic trudnego, a Sayuri naprawdę potrzebowała odpoczynku. Rzadko zwracał uwagę na wygląd innych osób i dzisiaj dopiero po tym, jak Sayuri sama powiedziała, że była zmęczona, dostrzegł tego symptomy. Miała nieco bledszą twarz, a nikłe sińce pojawiły się dookoła oczu. Chyba naprawdę była wykończona i nie dziwił się temu, że stres potęgował jej stan. W końcu… nie ze swojej winy zaplątała się w małą wojnę domową prowadzoną w Sunie. Westchnął cicho. Postanowił na razie nie roztrząsać tej kwestii i niezbyt szczęśliwy zaczął zgarniać puste naczynia.
— Nie wierzę własnym oczom.
Odwrócił się na dźwięk głosu siostry. Patrzyła na niego, jakby zobaczyła ducha.
— Co się stało z Sayuri?
— Śpi — odparł krótko. Nie wiedział, jak się zachować. Kontynuować swoje żałosne próby pozmywania, czy liczyć na wyręczenie?
— Rozumiem ją. — Temari usiadła przy stole i nałożyła sobie sporą porcję dania przygotowanego przez Sayuri. — Raczej rzadko miała okazję stawać przed Radą na oficjalnym przesłuchaniu. Biedna musi odpocząć.
Gaara zrozumiał, że miała mu za złe, że Sayuri była przesłuchiwana.
— To nie był mój pomysł.
— Wiem przecież...
— Jak z Kankuro?
— Aż zbyt dobrze — prychnęła Temari. — Ledwo udało mi się go powstrzymać. Natychmiast chciał przyjść na Salę Przesłuchań.
— Rozmawiałem z Sayuri o Kankuro. — Usiadł naprzeciw siostry. Przykuł jej uwagę, bo spojrzała na niego w oczekiwaniu. — Jej zdaniem najlepiej będzie, jeśli zostanie przeniesiony tutaj. — Widząc minę Temari dopytał: — Sądzisz inaczej?
— Zasadniczo nie — odparła. — Zastanawiam się tylko, jak Rada na to zareaguje. To i tak jest podejrzane, że siedziałam z nim przez cały ten czas.
— Sprowokuj go. Skoro jeszcze o niczym nie wie, nie rozumie sytuacji. Propozycja wypisu musi paść z jego strony, Ty próbuj zatrzymać go w szpitalu.
— Myślisz? — Temari zastanowiła się. — Tak zrobię, tylko coś zjem. Obiecałam mu, że dowiem się co z Sayuri. — Złośliwy uśmieszek pojawił się na jej twarzy. — Zapewne, jeżeli nic mu nie przekaże, nie uda mi się go utrzymać w szpitalu.
Gaara już nie raz zastanawiał się nad tym, dlaczego od dłuższego czasu Temari postawiła sobie za cel gnębienie Kankuro, ale nigdy nie wpadł na dobry pomysł.
Dłuższy czas milczeli, a blondynka pospiesznie jadła. Gdy skończyła nie wytrzymała i spojrzała na Gaarę z wyrzutem.
— To takie irytujące.
— Co konkretnie?
— Odkąd Sayuri się pojawiła, Kankuro skacze dookoła niej. — Dostrzegła prawie pustą butelkę z sake i spojrzała na Gaarę zdziwiona. — Jak widać nie on jeden.
Tym razem nie ukrył rozbawionego wyrazu twarzy. Temari zdumiała się widząc go tak rozluźnionego. Co wpłynęło na jego dobry nastrój?
— Co cię tak bawi?
— Robisz mi wymówki na temat alkoholu?
— Nie — odpowiedziała krótko i powoli wstawała od stołu. — Spróbuję jakoś odbić Kankuro.
Gaara skinął głową i z nieco zbolałą miną spojrzał na stertę naczyń czekającą na niego. Cóż… dał słowo, że to załatwi. Nie mógł przecież stracić twarzy.

***

— Sayuri!
Zbudziła się raptownie i nie do końca przytomna usiadła na swoim łóżku. Nie rozumiejąc za bardzo, co się właśnie wydarzyło, rozejrzała się dookoła. Napotkała spojrzeniem Temari, która stała tuż obok jej łóżka i wyglądała na zniecierpliwioną.
— No w końcu się obudziłaś. Nie miałam pojęcia, że masz tak mocny sen.
— Jestem wykończona — mruknęła Sayuri i spróbowała jeszcze się położyć, ale nim choćby dotknęła głową poduszki, została pociągnięta z powrotem do pozycji siedzącej.
— O nie, panno Shirai. Kankuro czeka w salonie. Obiecałaś, że…
— Kankuro? — Zdziwiła się Sayuri, a po chwili trybiki w jej głowie wróciły na odpowiednie miejsce. Szybko wstała i poczuła, że zrobiła to zbyt gwałtownie, zakręciło jej się w głowie. — Wypuścili go?
— Sam się wypisał.
Czemu Temari wygląda tak dziwnie? Jakby była… obrażona?
— Coś się stało, Temari?
— Nie, skądże. Ale teraz nie ma czasu na pogaduszki.
— Jasne…
Ruszyły w kierunku salonu. Już na korytarzu usłyszały rozbawiony głos lalkarza.
— Serio tak powiedziała?
Właśnie weszły do pomieszczenia. Zabandażowany Kankuro w pozycji półleżącej usadowił się na kanapie, a Gaara przysiadł na stole, naprzeciw niego. Kiedy przekroczyły próg salonu, oboje spojrzeli w ich stronę. Kankuro patrzył na Sayuri rozbawiony.
— Więc nie masz osobowości prawnej?
Sayuri oblała się rumieńcem.
— O czym ty mówisz? — Zdezorientowana Temari patrzyła na brata zdziwiona.
— Gaara właśnie streścił mi przebieg przesłuchania. — Spojrzał na uniewinnioną oskarżoną z przesadnym uznaniem. — No, Sayuri, godna podziwu postawa. Wynika z odwagi czy głupoty?
Bogowie… Tak się bała, że już nigdy nie będzie się z nim przekomarzać.
— Ważyłabym słowa na twoim miejscu — powiedziała nazbyt groźnym tonem. — Twoje życie jest w moich rękach.
— Właśnie… — Kankuro spoglądał na wszystkich będących w pomieszczeniu z niezbyt pewną miną. — Mam takie niejasne przeczucie, że bardzo chcieliście, żebym wyszedł ze szpitala.
Wesołą atmosferę szlag trafił. Gaara nałożył na siebie maskę opanowania, Temari opuściła wzrok, a Sayuri nagle zainteresowała nieistniejąca plama na podłodze.
— No… to doskonale wszystko rozumiem. Może ktoś raczy mi wytłumaczyć?
Następne pół godziny zajęło Kankuro zapoznanie się z bieżącą sytuacją. Nie spodziewał się, że Sayuri stanie się jedną z osób będących tak dobrze zaznajomioną z intrygami w Sunie, ale nie pragnął się temu sprzeciwić. Nie dość, że zdecydowanie ją polubił, to na dodatek zawdzięczał jej życie. Poza tym… Spośród wszystkich osób znajdujących się obecnie w wiosce, to na niej mogli polegać. Reszta była potencjalnymi przeciwnikami, a Sayuri posiadła ich zaufanie. Nie mogła być członkiem spisku, automatycznie wykreślił ją z kręgu podejrzanych. Z drugiej strony… dla jej własnego dobra… powinni odesłać ją do Konohy, ale rozumiał decyzję brata – miała zbyt dużo niewygodnych dla Suny informacji.
— Cholera… — Kankuro dopiero po zapoznaniu się ze wszystkim, zrozumiał, co mu nie odpowiadało w historii Gaary, gdy ten opowiadał o przesłuchaniu. — Gdyby nie Baki, Sayuri prawdopodobnie straciłaby głowę.
— Też o tym pomyślałem — przyznał Gaara.
— Ale co by na tym zyskali? — zastanowiła się Temari. — Bo wybaczcie, ale to już nie wystarczy, że niby miałoby wytrącić to z równowagi Gaarę. Dlaczego chcieli się jej pozbyć? Poza tym to jednoznacznie wskazywałoby, że przynajmniej trzy osoby w Radzie nie są niewinne.
— A nie pomyśleliście, że to nie jest im na rękę? — Sayuri wpadła na rozwiązanie. Wzrok rodzeństwa skupił się na niej. — Widzieli moje medyczne ninjutsu, zrozumieli więc, że to Tsunade musiała mnie trenować. Nie jestem już bezimienną osobą z Konohy. Może obawiali się, że — nie mogło jej to przejść przez gardło, bo właśnie mówiła po raz pierwszy prawdę — nie zostałam tu wysłana przez przypadek. Gdyby tak było, mogli spodziewać się, że Konoha, po ewentualnym obaleniu Gaary, dojdzie do informacji, co było tego przyczyną. Aktualnie — spojrzała na Gaarę, który przypatrywał jej się uważnie — zostały spisane nowe warunki sojuszu z nowym Kage Suny… Jeżeli nastąpiłaby zmiana, mogłabym – zgodnie z zawartą umową – wrócić do Konohy, wyjaśnić co miało miejsce i ewentualny sojusz nie byłby pewny, jeżeli przedstawiłabym Radę albo nowego Kazekage w złym świetle. Oni chyba nawet nie chcieli mojej głowy, tylko po cichu usunąć z wioski.
— To się trzyma kupy. — Pierwszy odezwał się Kankuro. — Ale nie rozumiem jednego – dlaczego wymyślili tak absurdalne oskarżenia? Przecież nawet dziecko zauważyłoby, że nie zrobiłaś nic złego, lecząc mnie. To dość oczywiste, że nie mogłaś być tym tajemniczym shinobi, przecież byłaś tutaj, na miejscu.
— Liczyli na fakt, że każdy będzie chciał pozbyć się problemu — orzekł Gaara. — Teraz trzeba będzie znaleźć tego nieznajomego. Gdyby udało się zrzucić oskarżenia na Sayuri, nie musieliby się wysilać.
Sayuri miała niezły mętlik w głowie. Czy naprawdę była gotowa sama przed sobą przyznać, że zdradza Konohę? Ale… czy już tego nie udowodniła? Jak się wykpi, jeśli kiedykolwiek wróci do swojej wioski? To były rozważania, które na pewno sprawią jej sporo bólu, ale na razie nie mogła o tym myśleć. Teraz sprawą priorytetową były aktualne wydarzenia, które rozgrywały się na jej oczach.
Nagle zdała sobie z czegoś sprawę. Czy powinna tu być? Zerknęła na twarze rodzeństwa. Każde z nich wyglądało na pogrążone w głębokiej zadumie i chyba nie zwracali uwagę, że ich gosposia uczestniczy w – chyba – tajnej naradzie.
— Przepraszam, że zmienię temat, ale nic nie poradzę na to, że jestem medykiem. — Próbowała żartobliwie wymknąć się stąd. Nie chciała stawiać ich w kłopotliwej sytuacji, w której zwraca im uwagę, że powinni być bardziej dyskretni. — Skoro już Kankuro tu trafił, powinnam wszystko odpowiednio przygotować. Mogę wejść do twojej sypialni? — zwróciła się bezpośrednio do niego.
— Jeżeli nie padniesz na progu, to nie widzę problemu — zażartował, a widząc, że Sayuri szybko opuszcza pomieszczenie, krzyknął za nią: — Tylko nie mów potem, że nie ostrzegałem!

***

Zapadała noc, gdy Sayuri skończyła odgruzowywać pokój Kankuro. Nie przesadzał. Wszędzie walały się części marionetek, a opiłki drewna nieustannie pojawiały się znikąd. Poza tym wiele niezidentyfikowanych przez nią płynów kryło się w buteleczkach schowanych w najróżniejszych kątach sypialni.
Kiedy doprowadziła wszystko do porządku – zmieniła pościele, użyła najróżniejszych specyfików dezynfekujących i w ogóle wszystkiego, byle tylko nie pogorszył się stan lalkarza – opadła zmęczona na podłodze. Cholera… jeszcze nie pora na odpoczynek. Teraz musiała zmienić Kankuro opatrunek i cofnąć technikę tłumiącą ból. Powinien móc go znieść, bo nie będzie miał on nic wspólnego z przepływem chakry, to jedynie rany będą problemem. Odłożyła środki czystości do łazienki, szybko sama się odświeżyła i ruszyła w stronę salonu.
Kankuro leżał w tej samej pozycji i zawzięcie kłócił się o coś z Temari.
— Ten pieprzony Kenzo od początku wydawał mi się podejrzany. Pamiętacie, jak…
— To, że każdy z nich jest durniem, nie oznacza od razu, że należą do spisku — warknęła Temari. — Jeżeli głupota miałaby być wyznacznikiem przynależności, to byłbyś najbardziej podejrzany.
Sayuri widziała, że Kankuro chce się odgryźć, ale postanowiła przerwać tę burzliwą dyskusję.
— Pamiętasz, jak mówiłeś, że nie jesteś niecywilizowanym dzikusem?
Oczy wszystkich skierowały się na nią.
— Przemyśl to jeszcze.
— Obiecuję poprawę — mruknął Kankuro.
— Przepraszam, że przeszkodziłam w tej… jakże miłej pogawędce. Ale to już czas na naszego dzielnego Kankuro. — Pogładziła lalkarza po głowie. — To teraz grzecznie powiedz braciszkowi i siostrzyczce Dobranoc i idziemy do pokoju.
Temari wybuchła śmiechem na widok miny brata.
— Jeszcze nie sko…
— Będziesz miał dużo czasu jutro i pojutrze, i popojutrze, a nawet przez najbliższy miesiąc, bo tyle mniej-więcej potrwa rehabilitacja — przerwała mu Sayuri. — Teraz czujesz się dobrze tylko dlatego, że moja technika nadal działa.
Spojrzał na nią niepewnie, zapewne obawiał się, czy ból wróci.
— Na pewno będziesz czuł się przez najbliższe kilka dni gorzej niż teraz, ale to minie.
— Nie możesz utrzymać tej techniki? — spytał Kankuro z nadzieją w głosie.
— Mogę, ale to trwale uszkodzi twoje nerwy. Przytłumiłam nieco receptory bólu. Jeżeli utrzymam to na dłużej, mogę trwale upośledzić system nerwowy i w przyszłości nie będziesz w stanie określić, w jakim jesteś stanie.
— Rozumiem. — Kankuro wstał.
Sayuri zerknęła na niego rozbawiona.
— Co znowu?
— Idź do łazienki i załatw swoje potrzeby, tylko się nie myj.
Słysząc tak… intymne zalecenie wszyscy spojrzeli na nią zdumieni.
— No co? Przywykłam do tego, że shinobi raczej nie lubią kaczek. — Wzruszyła ramionami. — A już za kilka godzin ktoś będzie musiał wszędzie z tobą chodzić.
Kankuro rzucił jej przerażone spojrzenie i poszedł prościutko do toalety.
— Upośledzony układ nerwowy brzmi dobrze. — Usłyszeli jego pełen rozdrażnienia głos.
— Tak go wkurzasz czy mówisz na serio?
— Na poważnie — odpowiedziała na pytanie Temari. — Raczej jutro będzie skręcał się z bólu. — Spojrzała na nich i zawahała się. Czy powinna zadawać pytanie dotyczące misji Kankuro? — Ja… naprawdę nie chcę być wścibska. Ale jedna rzecz chodzi mi cały czas po głowie. Co się stało, że Kankuro był tak poszarpany?
— Z tego, co mówił — Temari wygodnie rozwaliła się na wolnej kanapie — kazał swojej drużynie uciekać do schronu, a sam, jak idiota, próbował powstrzymać tamtych dwóch debili, co zbiegli. A potem… Znaczy… — Zawahała się i spojrzała niepewnie na Gaarę. To, że bardzo często zwierzała się Sayuri z najróżniejszych spraw to jedno, ale robić to w obecności brata, który był Kazekage…
— Nie przeszkadzaj sobie. — Gaara potarł się po skroniach, jakby odżegnywał zmęczenie. — Sayuri już i tak siedzi w tym po uszy.
— Dobrze. — Temari rozluźniła się i wróciła do przerwanego wątku. — Walczył z tamtą dwójką i już prawie udało mu się ściągnąć ich do schronu, ale jeden z tych debili walnął go z zaskoczenia techniką, kiedy zaczęła się burza piaskowa… Widziałaś kiedyś burzę piaskową?
Sayuri zaprzeczyła ruchem głowy
— To nie zrozumiesz, jak to wygląda na Demonicznej Pustyni… Po prostu nie jest to zbyt dobry moment na walkę, ale mój ukochany braciszek nie byłby sobą, gdyby nie zrobił jakiejś skrajnej głupoty. Próbował iść za nimi, oni spanikowali i ogłuszyli go. Kankuro opowiadał, że w majakach widział jakieś skorpiony kręcące się koło niego. — Wzdrygnęła się na samą myśl. — Miał szczęście, że nie uraczyły go żądłem, tylko nieco… skosztowały. No… ale ostatecznie jak burza minęła, drużyna Kankuro znalazła i jego, i tamtych dwóch idiotów. — Widząc pytające spojrzenie Sayuri dodała: — Tamci byli martwi.
— Nieszczególnie mu to wyszło.
— Nieszczególnie — przyznała Temari.
Dłuższą chwilę milczeli. Sayuri czekała, aż Kankuro wyjdzie z toalety i będzie mogła zająć się jego ranami. Usłyszawszy dźwięk otwierających się drzwi, szybko wstała i podeszła do niego. Widziała, że był skrępowany.
— Jesteś pewna, że nie mogę się umyć? Śmierdzę szpitalem.
— Bardziej niż pewna. Teraz do pokoju.
Kankuro nie wykłócał się dłużej, najwidoczniej pogodził się ze swoim losem.
— Połóż się na łóżku.
— Najpierw zmienisz opatrunek, czy zdejmiesz technikę?
— Na początku muszę zdjąć technikę. Powinieneś móc mi powiedzieć, jeśli poczujesz się gorzej podczas leczenia. — Skoncentrowała się i po chwili zielona otoczka pojawiła się dookoła jej rak. — Dobrze, teraz skup się, Kankuro. Jeżeli możesz, spróbuj przygotować się na ból i nie ruszaj się zbytnio.
— Nie mogę się doczekać…
— Będzie dobrze. Za kilka dni już na pewno nie będziesz go odczuwał. — To mówiąc rozpoczęła proces cofnięcia techniki. Postanowiła go zagadywać, by nie miał szans całkiem skupić się na bólu. — Potem zajmiemy się ręką. Z tego co zdążyłam ustalić, masz nieco uszkodzone ścięgna, ale to nic wielkiego. Przy odpowiedniej rehabilitacji, już za miesiąc wszystko powinno być w jak najlepszym porządku.
Kankuro nieco się skrzywił.
— Coś nie tak?
— Nie wiem, czy to powinno tak boleć.
— A co cię boli?
— Brzuch.
— To normalne przy ranie szarpanej na niemal całej szerokości mięśni... Jakbyś określił ten ból?
— Cholernie mocny. A tak na poważnie – stały, nieco piecze.
— Dobrze... Nie wydaje mi się, żeby cokolwiek odbiegało od normy. Teraz zdejmę ci koszulkę. Możesz podnieść ręce?
— Nie spodziewałem się, że to ty będziesz mnie rozbierać. — Mrugnął do niej łobuzersko.
— Taka praca. — Nie dała się speszyć i sprawnie zdjęła ubranie. Opatrunek nieco przeciekał. — Dobrze… teraz na pewno mocniej zaboli, ale to będzie tylko chwila. Jesteś gotowy?
Skinął głową, a Sayuri jednym ruchem poradziła sobie z zadaniem. Kankuro stęknął z bólu.
— Wszystko dobrze? Dasz radę?
— Pewnie, tylko się pospiesz.
Wiedziała, że zgrywa twardziela. Nic nie mogła na to poradzić – wszyscy shinobi cierpieli na tę samą przypadłość.
Spojrzała na ranę i postanowiła ją oczyścić. Już wcześniej przygotowała sobie odpowiednie pomoce. Kankuro zerknął na nią, a widząc butelkę z sake, nie wytrzymał i zaśmiał się w głos.
— Jeżeli jest tak źle, że musisz się upić, to daj mi też trochę.
— To na odkażenie — wyjaśniła. — Nie mam żadnych odpowiednich specyfików, więc poradzimy sobie, jak w warunkach bojowych. Na szczęście macie w apteczce sporo bandaży. Trzeba będzie dokupić więcej. I jeszcze gazy. I sake oczywiście. — Wymienili rozbawione spojrzenia. Sayuri nasączyła sporych rozmiarów wacik. — Jesteś gotowy? To na pewno nie będzie przyjemne.
— Rób, co musisz.
Przyłożyła wacik do rany. Kankuro wrzasnął.
— Już, już… Jeszcze chwila. — Dość sprawnie poradziła sobie z przemyciem rany. — Już skończyłam, teraz tylko nałożę nowy opatrunek i na dzisiaj prawie koniec.
— Nie mogłabyś po prostu skończyć to jak medic-ninja?
— A pamiętasz ten ból z południa?
Kankuro zbladł.
— Tak… ja też chciałabym tego uniknąć. Jeszcze tylko umocuję… chwilkę… Dobrze, skończyłam. Jak się czujesz?
— Niezbyt dobrze — przyznał.
— Jest to jak najbardziej normalne. To teraz wytłumaczę, jak to rozwiążemy. — Sayuri wyciągnęła butelkę z miksturą swojej receptury. Nieco zmodyfikowała przepis Tsunade. — Nie mogę siedzieć z tobą dwudziestu-czterech godziny na dobę, potrzebuję przynajmniej sześciu godzin snu. Nie mogę też po raz kolejny użyć tamtej techniki, bo to narobi więcej szkód niż pożytku. Ty też potrzebujesz trochę czasu na możliwość odpoczynku bez bólu, więc dam ci teraz coś na sen. Mniej-więcej siedem godzin będziesz spał jak niemowlę, ale nie będziesz… całkiem nieprzytomny, jak w przypadku innych naparów nasennych.
Kankuro patrzył na nią zdziwiony.
— Tak zmieniłam przepis, że będziesz mógł zareagować w razie napadu bólu. Na pewno wtedy się obudzisz. Może trochę zniszczymy twoja prywatność, ale będziesz spał przy otwartych drzwiach, ja zresztą też i sądzę, że ktoś powinien cię usłyszeć i mnie obudzić albo sama do ciebie przyjdę. Nie musisz się martwić.
— Ufam ci.
O nie, Sayuri nie mogła w tej chwili zagłębiać się w ponure rozmyślanie, jak bardzo niegodna tego zaufania była.
— To dobrze. Sądzę, że masz dość na dzisiaj. Chcesz już teraz się tego napić?
— Tak, ale zanim… — Uśmiechnął się do niej wesoło. — Naprawdę dziękuję ci za wszystko. Gdyby nie ty, Temari nie miałaby kogo opieprzać.
— Jak mogłabym jej sprawić taką przykrość? — Odmierzyła odpowiednią dawkę leku. — Masz. — Podała mu kubek. — Nie będzie to smaczne, ale pomoże.
— Zostaniesz ze mną, dopóki nie zasnę? — wyszeptał cicho.
Doskonale go rozumiała. Pacjenci, niezależnie od tego czy były to małe dzieci, czy nieustraszeni jounini, nie lubili być sami, gdy czuli się tak źle.
— Pewnie. — Uśmiechnęła się uspakajająco. — A teraz do dna.
Kankuro posłusznie wypił wszystko duszkiem. Efekty były widoczne natychmiast, bo opadł bezwładnie na poduszki.
— I nie daj Temari gotować. — To były jego ostatnie słowa, nim zapadł w sen.
Sayuri nie opanowała się i wybuchła śmiechem.
Pospiesznie pozbierała wszystkie niepotrzebne już rzeczy i zebrała się do wyjścia. Nie zamknęła pokoju lalkarza i udała się do salonu, gdzie miała nadzieję spotkać pozostałych domowników. Nie przeliczyła się. Gdy tylko przekroczyła próg, spojrzeli na nią w oczekiwaniu. Położyła stary opatrunek Kankuro i butelkę z sake na podłodze z myślą, że za chwilę to posprząta i podeszła bliżej.
— Nie jest zbyt dobrze.
Temari nieco zbladła, a Gaara wzmocnił uchwyt dłoni na swoim ramieniu.
— Znaczy… nie ma co panikować. Na początku muszę zająć się tą raną na brzuchu, ale powinnam równolegle zająć się rehabilitacją dłoni, żeby nie stracił sprawności. Nie wiem jak mam to połączyć, bo raczej nie będzie w stanie wykonywać ćwiczeń i równocześnie srać pod siebie z bólu. — Opadła zmęczona na fotel. — Trzeba też dokupić bandaży, gazy i sake.
— Też się napiję — mruknęła Temari.
— To nie do picia. Nie macie tutaj żadnych leków, więc radzę sobie z tym, co mam, a to jedyny środek odkażający, jaki znalazłam.
— Czego ci trzeba?
Sayuri czuła się zawiedziona, że Gaara znowu miał na sobie tą maskę opanowania. Zdecydowanie bardziej polubiła go, gdy pozwolił sobie na jej opadnięcie, ale z drugiej strony zapewne przejmował się losem Kankuro, tylko próbował nie dać tego po sobie poznać.
— Szpital nie udostępni swoich zasobów, więc to raczej nie jest ważne, czego mi konkretnie trzeba. — Nadal wpatrywali się w nią w napięciu, więc uśmiechnęła się uspakajająco. — Nie muszę mieć wszystkich niezbędnych dodatków. Najważniejsze są czyste opatrunki, a do tego potrzeba bandaży i gazy. Jak rana się już zasklepi, będę dodawała odpowiedniej mieszanki ziół do przyspieszenia leczenia. Teraz jego organizm musi powrócić do swojego rytmu. Leczenie medycznym ninjutsu zaburza nieco przebieg chakry gospodarza i dlatego zazwyczaj po operacjach ludzie są nieprzytomni przez dłuższy czas – żeby mieli możliwość pozbycia się resztek chakry medyka podczas snu. Najgorzej jest podczas misji, wtedy nie ma na to czasu i medycy mają problem co zdecydować. — Westchnęła cicho. — Ale na szczęście tak nie jest w przypadku Kankuro. Jedyną przeszkodą, jaką widzę, jest kwestia jego dłoni. Jako shinobi musi mieć ją sprawną, by nie wypaść z czynnej służby, a raczej nie wyobrażam sobie, że Kankuro pogodzi się z inną opcją.
Temari skinęła głową. Znała brata i wiedziała, że choćby miał narazić życie, postawi na swoim.
— Tylko nie wiem, jak da sobie radę ze skupieniem się, gdy będzie go tak bolało.
— Nie możesz dać środka przeciwbólowego? — Najwidoczniej Temari była zbyt zdenerwowana, by logicznie myśleć i to Gaara przejął inicjatywę w rozmowie.
— Przez najbliższy czas nie.
— Dlaczego?
— Gaara, organizm to nie jest zabawka. Nie mogę tak sobie szastać lekami na prawo i lewo, bo w końcu ciało oszaleje. Żaden środek przeciwbólowy nie rozwiązuje pierwotnego problemu, tylko tłumi reakcje organizmu. Po tak ciężkiej operacji, owszem, powinien przyjmować leki, gdyby był zwyczajnym człowiekiem. Ale teraz trzeba równocześnie zająć się jego rehabilitacją. Jeżeli będzie miał wrażenie, jak jeszcze godzinę temu, że wszystko jest w porządku, to jestem bardziej, niż pewna, że będzie się przemęczał, nie zastosuje do moich zaleceń. Uszkodzone ścięgna to poważny problem dla shinobi, bo dłonie są konieczne do zakładania pieczęci albo, jak w jego przypadku, do tworzenia nici chakry. Jeżeli podczas rekonwalescencji nie będzie w stanie mi mówić, co jest nie tak z jego dłonią, może sobie jeszcze bardziej zaszkodzić i trwale uszkodzić. Jeżeli życzycie sobie, by miał komfortowe warunki, to oczywiście, mogę zastosować leki, ale jeżeli chcecie, by mógł pozostać shinobi, nie mogę tego zrobić.
Rodzeństwo wymieniło spojrzenia, ale doskonale wiedzieli, że rozwiązanie było tylko jedno.
— Rób, co trzeba — wyjąkała Temari. — Ale… jeszcze chwilę temu…
— Wiem.
— W jaki sposób będzie wyglądała opieka nad nim? — Znowu to Gaara zachował bardziej trzeźwy umysł.
— Dałam mu teraz środek nasenny. Przez około siedem godzin powinien spać, ale w przypadku większego napadu bólu nie pozostanie nieprzytomny, tylko się zbudzi i będę mogła zareagować. Poza tym będę przy nim robić wszystko, co robiliby lekarze i pielęgniarki. Nie wiem tylko, jak zniesie to jego duma.
— Będzie ciężko. — Temari uśmiechnęła się pod nosem. — Ale mi nie pozwoli się nawet dotknąć.
— Już się wykłócał, że nie masz gotować. — Wymieniły rozbawione spojrzenia.
— Jak sądzisz, dlaczego lekarze dali mi zalecenia, by nie przemęczał się? — spytała Temari po krótkiej chwili ciszy. Zmieszała się nieco, widząc wzrok Sayuri. — Nie bądź zła, nie mówiłam nic, bo po prostu chciałam sprawdzić, jakie będą twoje zalecenia.
— Nie wiem… Nawet nie przypuszczam, że chcieli wyeliminować Kankuro. Bardziej… Lekarze to nie shinobi — powiedziała ostrożnie. — Wiem, że dla nich bardziej liczy się życie i komfort pacjenta niż jego ewentualny powrót do pełni sił. Taki Lee na przykład. — Zawahała się widząc poruszenie wśród rodzeństwa, ale nie przerwała. — Lekarze dawali mu możliwość powrotu do zdrowia pod warunkiem, że przestałby być shinobi. Nie było to ryzykowne, miałby stuprocentową szansę na wyleczenie. Ale on wolał rozwiązanie Tsunade – śmierć, lub powrót do zawodu.
Gaara nie dał po sobie poznać, by te słowa wywarły na nim wrażenie, choć przecież tak było. Nie spodziewał się, że chłopak był w aż tak złym stanie. Kiedy widzieli się, krótko po egzaminie na chuunina, powiedział mu, że nie był sprawny, ale… Aż takie ryzyko niosło za sobą jego wyleczenie? Najwidoczniej wyrzuty sumienia nadal będą się za nim ciągnąć i atakować w najbardziej niespodziewanych momentach.
— Sądzę, że w przypadku Kankuro nie jest aż tak źle. — Uspokoiła ich Sayuri. — Jeżeli będzie przyjmował leki, może rozwalić sobie do końca dłoń. Jeżeli nie będzie ich przyjmował, będzie go piekielnie boleć, ale dam radę doprowadzić jego ścięgna do ładu. W żadnym przypadku nie widzę zagrożenia życia.
— Naprawdę Sayuri… Z nieba nam spadłaś. Wiem, że to nie są zbyt dobre okoliczności, ale cholera… mogę być samolubna. Cieszę się, że tu jesteś.
— Nie ma o czym mówić. Skoro Kankuro śpi, ja też pójdę się przespać. — Sayuri była wykończona ostatnimi wydarzeniami. — Jeżeli któreś z was usłyszy, że jestem mu potrzebna, po prostu mnie zbudźcie.
Skinęli głowami.
— To... dobrej nocy.
Wchodząc do swojego pokoju, miała nadzieję, że uda jej się przemyśleć obecne położenie i zastanowić się nad dalszymi krokami, ale nie było jej to dane. Kiedy tylko opadła na poduszki, zapadła w mocny sen.

5 komentarzy:

  1. Wyczuwam zbliżającą się romantyczną scenę :D Pisałaś 'ok. 10 rozdziałów', ale nie byłaś zbyt dokładna, a tu proszę, Sayuri upija się z Gaarą. No nie mogę się doczekać, jak rozwiniesz ten wątek! Trochę się przestraszyłam, że będzie jakiś plot-twist, kiedy Kankuro wspomniał o tym rozbieraniu, ale już jestem spokojna.

    Alba Longa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może jeszcze nie widać tego w rozdziałach, ale relacja Kankuro z Sayuri będzie się równie mocno rozwijać, co Gaary z Sayuri. Oczywiście bez seksualnego podtekstu. Nie wiadomo jak zareagowałby szanowny Kazekage na taką zniewagę ;)

      Chyba nie będę psuła niespodzianki, kiedy i jak rozwinie się relacja między głównymi bohaterami, ale trochę się stresuję, jak to zostanie odebrane. ;)

      Usuń
  2. Coś tak niucham, że Kankurou będzie jednak próbował zabajerować Sayori, co nie spodoba się Gaarze oraz Temari.
    Nie ma to, jak zawdzięczać życie szpiegowi, jak smutno to brzmi. Ale Kanki żyje! Yay! Najważniejsze! Uff ^^'

    OdpowiedzUsuń
  3. Z każdym rozdziałem lubię tę naszą wesołą gromadkę ;) Trochę boli patrzenie na Gaarę jako figuranta, ale myślę, że warto się pomęczyć, by zobaczyć przemianę w wiosce i epickie dotarcie do władzy. Jakże się cieszę, że dziś już czwartek, piątek prawie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to musisz uzbroić się w cierpliwość, jeżeli chcesz zobaczyć epickie dotarcie Gaary na sam szczyt polityki. Najpierw trzeba przedrzeć się przez dwie podstawowe fale moich ciągot.

      Pierwszej nadaje roboczy tytuł "O Mój Boże, Mogę Przecież Uczynić Gaarę Najszczęśliwszym Człowiekiem Na Ziemi. Za Dużo Seksu? Nie Ma Czegoś Takiego! Gaara Przez To Traci Charakter? To Nie Ma Znaczenia, Bo Jest Szczęśliwy!" Wiem, wspaniały tytuł, ale tak bym mniej-więcej określiła tak z trzydzieści-kilka najbliższych, nadchodzących rozdziałów. Przeplatanych oczywiście akcją i zapoznaniem się z przeszłością wszystkich bohaterów (choć nie całkiem).

      Druga fala, o równie wdzięcznej nazwie: "Przecież W "Naruto" Nic Nie Było O Sunie, Jak Prosperowała, Co Się Tam Działo, Jak Się Żyło Ludziom, Jak Było Ustawione Życie Społeczeństwa. Zmieńmy To!" Oczywiście przeplatana wątkami z poprzedniej fali ;) Zrozumiałam też, że zbyt mało jest bohaterów i stworzyłam nowych, którzy będą towarzyszyć naszej patologicznej rodzince :P

      Wielkie wejście na scenę polityczną Gaary musiało poczekać, aż te dwie fale przeminą. Dodatkowo musiałam jeszcze wytłumaczyć, dlaczego wcześniej się wahał i przedstawić zmianę w jego charakterze, co nie mogło przyjść "znikąd", tylko jakieś wydarzenie musiało go do tego zmusić. Bo nie oszukiwałam się - taki charakter, jaki mu nadałam w tym ff, nie nadawał się, by przedstawić go jako charyzmatycznego przywódcę ;)

      Usuń