sobota, 8 grudnia 2018

Odpowiedzialność – Rozdział 5

Po kilku minutach marszu doszli do placu treningowego. Sayuri już z oddali dostrzegła Temari, Kankuro i jakiegoś mężczyznę. Kiedy podeszli bliżej zauważyła, że lewą część twarzy zakrywa mu chusta.

- Więc jednak zaszczyciłeś nas swoją obecnością – powiedział mężczyzna obdarzając Gaarę niemiłym spojrzeniem. Ten nie odezwał się, nawet na niego nie spojrzał. – Ty jesteś Sayuri, tak?

- Hai – mruknęła rudowłosa patrząc na swoje stopy. Kankuro i Temari obserwowali ją ze szczerym zainteresowaniem. Jaki miała wpływ na ich brata? Dlaczego zainteresował się nią i pozwolił u siebie zamieszkać?


- Kazekage-sama życzył sobie, abyś dzisiaj trenowała z nami – ciągnął mężczyzna. – Gaarę, Temari i Kankuro już poznałaś, tak? – Skinęła głową. – Ja nazywam się Baki, jestem opiekunem tej drużyny. – Ponownie skinęła głową. Co miałaby powiedzieć? – Na początek chciałbym zobaczyć w jaki sposób walczysz. Temari… – Dziewczyna wykonała jeden krok do przodu. – Ona będzie Twoim przeciwnikiem.

- Hai – powiedziała po raz kolejny rudowłosa.

- Wy, cofnąć się – powiedział do Kankuro i Gaary.

Chłopacy cofnęli się pod ścianę budynku w dość sporej odległości od siebie. Czerwonowłosy skrzyżował ręce na piersiach. Był ciekaw jak silna jest rudowłosa. Wiedział, że używa potężnego, medycznego ninjutsu, ale być może czymś jeszcze go zaskoczy. Kankuro również wpatrywał się z zaciekawieniem na dziewczyny. Wiedział, że jego siostra jest dosyć silna, a i Sayuri nie wyglądała na przestraszoną.

- Możemy zaczynać? – spytała uprzejmie Temari.

- Jeszcze nie – mruknęła rudowłosa. – Na czym ma polegać walka? – Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem nie rozumiejąc pytania. – Znaczy… jak długo mamy walczyć?

- Aż któraś przegra.

- Rozumiem… możesz zaczynać – zwróciła się do blondynki.

Temari zastanawiała się, czy specjalnie próbuje wyprowadzić ją z równowagi, ale starała się tym nie przejmować. Wyciągnęła zza pleców ogromnych rozmiarów wachlarz i położyła go przed sobą. Sayuri z zainteresowaniem spojrzała na niego.

- Użytkownik wiatru?

- Tak – powiedziała Temari z błyskiem w oku. – Uprzedzę Cię - ma on trzy gwiazdki, jeśli zobaczysz trzecią oznacza to, że przegrałaś. Lepiej sobie wtedy odpuść – dodała patrząc na reakcję rudowłosej.

- Dobrze, zobaczymy – mruknęła Sayuri.

Kankuro uśmiechnął się pod nosem widząc wyraz twarzy siostry. To zwykle ona uwielbiała prowokować przeciwnika, ale tym razem sama musiała się opanować. Sięgnęła po wachlarz, uchyliła na pierwszej gwieździe i machnęła nim. Sayuri miała mało czasu, lecz podmuch nie był wystarczająco szybki i bez trudu go ominęła. Zaczęła zastanawiać się co robić… nie miała żadnych broni, nie chciała też używać technik - nie wiedziała co jeszcze czeka ją dzisiejszego dnia, więc nie chciała marnować Chakry na pierwszego przeciwnika.

Temari spojrzała zdumiona na jej ruchy. Nie tylko były niezwykle precyzyjne i płynne. Przede wszystkim była niesamowicie szybka. Jak udało jej się uniknąć ciosu? Przez kilka minut uparcie nie otwierała wachlarza na drugiej gwieździe chcąc zmusić ją do poddania się na tym etapie walki. Rudowłosa nie wyrażała chęci na konfrontację z nią i jedynie unikała coraz silniejszych podmuchów.

- To wszystko co chcesz robić? Unikać ciosów? – spytała nieco już zdyszana Temari.

- Na razie daje to niezłe rezultaty – powiedziała spokojnie Sayuri.

Gaara nie wiedział co myśleć o jej walce… a w zasadzie braku walki. Jego siostra miała rację, ona jedynie unika ciosów. Spojrzał na twarz rudowłosej. Skąd u niej tyle spokoju? Czyżby naprawdę potrafiła jeszcze zaskoczyć?

Temari w końcu zdecydowała się otworzyć wachlarz na drugiej gwieździe. To nadal nie przynosiło rezultatów. Mimo, że ciosy były szybsze i mocniejsze Sayuri udawało się ich unikać. Wszystkich obserwatorów zaczynała nudzić jednostajna walka.

- Walcz ze mną, do cholery, a nie tylko uciekasz! – wrzasnęła Temari.

- Zastanów się – odparła Sayuri. – Nie widzę potrzeby wygrywania teraz z Tobą. Pomęcz się jeszcze trochę – dodała z uśmiechem, lecz nie był on złośliwy, po prostu zaczynała jej się podobać walka z tak popędliwym przeciwnikiem.

- Ty mała…! – warknęła Temari i nie dokończyła przypominając sobie kto obserwuje ich walkę.

Sayuri udało się wyprowadzić ją z równowagi. Temari otworzyła wachlarz na trzeciej gwieździe. Podmuchy jej wiatru napędzane były niesamowitą ilością Chakry. Ich siła była na tyle potężna, że rudowłosa zdawała sobie sprawę, że gdyby tylko weń wpadła, znalazłaby się w nieciekawej sytuacji. Postanowiła zakończyć walkę. Nagle znikła wszystkim z oczu i pojawiła się tuż za Temari. Baki, Kankuro i Gaara z ciekawością przyglądali się co ona robi.

- Co Ty…? – Temari nie udało się dokończyć zdania, padł jeden celny cios w jej kark i nie mogła się poruszyć! Nie mogła nawet ruszyć palcem, a co dopiero wykonać technikę.

Baki i dwójka jego podopiecznych wpatrywali się w Temari. Dlaczego się nie rusza? Dlaczego nie próbuje odskoczyć i wyprowadzić kontrataku? Sayuri podeszła do nich wolnym krokiem.

- Czy można uznać, że wygrałam? – Spojrzała na Bakiego.

- Ale… – Nadal obserwował Temari, ta w dalszym ciągu nie poruszyła się. – Co jej zrobiłaś?

- Nie jest w stanie się poruszyć – wytłumaczyła rudowłosa. – Uderzyłam w splot nerwowy, blisko rdzenia kręgowego… to taki jakby paraliż.

- Naprawdę? – spytał Kankuro podchodząc do siostry. Ta rzeczywiście nie poruszała się. Dotknął ją w czoło, nie zareagowała.

- Jaka to technika? – spytał Baki.

- Po prostu znam się na ciele człowieka. Nie jestem co prawda shinobi, ale można byłoby z pewnością uznać mnie za medic-ninja.

- Więc… po prostu uderzyłaś w jej nerwy?

- Tak.

- Kiedy jej to przejdzie?

- Jak tylko to cofnę.

- Więc zrób to – rozkazał Baki.

Sayuri podeszła do blondynki i położyła rękę na jej karku. Dookoła dłoni zaczęła fosforyzować zielona otoczka, a po chwili Temari bezwładnie opadła na kolana.

- Masz trochę zesztywniałe mięśnie – powiedziała miłym tonem rudowłosa, Temari patrzyła na nią dziwnym wzrokiem. – Za chwilę powinno przejść.

Wystawiła rękę do blondynki, ta niepewnie chwyciła ją i pozwoliła pomóc sobie w dojściu do senseia.

Gaara dokładnie obserwował walkę i ze złością nie mógł ocenić, czy jest silna, czy nie. Z jednej strony zważywszy na fakt, że pokonała Temari jednym ciosem można byłoby być pod wrażeniem, ale czy to naprawdę wszystko na co ją stać?

- Nie potrafisz używać żadnego z żywiołów? – Baki patrzył uważnie na Sayuri. Również nie potrafił ocenić jej siły.

- Potrafię – odpowiedziała krótko.

- Dobrze… – Baki poczuł się niepewnie. Może wymagać od niej jeszcze jednej walki? – Czujesz się na siłach?

- Tak.

- Dobrze… zatem Twoim przeciwnikiem będzie Kankuro.

- Skoro ze mną wygrała z nim wygra bez problemu – powiedziała nieco nadąsana Temari, jednak napotkawszy spojrzenie senseia umilkła.

- Zaczynajcie.

- Jesteś marionetkarzem, tak? – spytała ze szczerą ciekawością dziewczyna.

- Tak… – mruknął chłopak zastanawiając się w jaki sposób miałby ją pokonać. Wiedział, że jest nieco silniejszy od Temari, ale to chyba nie wystarczy do pokonania jej. Nie zwlekał z użyciem Karasu. Zamiast jak zwykle grać na zwłokę i próbując najpierw dobrać się do przeciwnika własnoręcznie od razu rozwinął bandaże i nićmi Chakry sterował swoją marionetką.

Temari i Gaara spojrzeli na brata zaskoczeni. Od razu użył Karasu? Przecież… nieważne z jak silnym przeciwnikiem walczył i jak bardzo byłoby to głupie, najpierw próbował sam go pokonać.

Sayuri patrzyła z uwagą na marionetkę i próbowała ocenić jakie ma możliwości. Niestety poza tym, że wydała jej się obrzydliwa nie potrafiła nic o niej powiedzieć. Kankuro z kolei obserwował rudowłosą w skupieniu. Jaki powinien być jego pierwszy krok? Powinien rozpocząć zabawę, czy od razu ją zaskoczyć? Nie miał pojęcia dlaczego, ale chciał jej zaimponować, chciał z nią wygrać. Zaatakował. Marionetka pomknęła w stronę zdezorientowanej dziewczyny, ledwo uniknęła ciosu zatrutego ostrza. Kolejne kilka minut starał się ją złapać, a ona dzięki coraz bardziej szalonym i nieprawdopodobnym wirażom uciekała mu. W końcu poczuła się zmęczona. Zrozumiała, że powinna zakończyć walkę. Ułożyła pieczęci i nagle marionetka pokryła się wodą.

- Co ona sobie myśli? – mruknęła Temari. – Przecież woda nic nie zrobi Karasu…

Kankuro chyba pomyślał o tym samym, bo z nieco pewniejszą miną skierował kilka kolejnych, zatrutych sztyletów w jej stronę. Sayuri z uśmiechem doskoczyła do Karasu i wykonała kilka pieczęci. Ciemnowłosy wrzasnął z bólu. Był zmuszony przerwać nić Chakry łączący go z marionetką. Temari rozszerzyła oczy ze zdziwienia, ona potrafiła władać dwoma żywiołami? Sayuri wykorzystała fakt, że lalka była cała przemoczona i dzięki jednej ze słabszych technik żywiołu błyskawicy unieszkodliwiła władcę marionetek. Ruszyła szybkim tempem w jego stronę, zamachnęła się, lecz w ostatniej chwili powstrzymała rękę. Kankuro zamknął oczy spodziewając się ciosu kończącego walkę, jednak go nie otrzymał. Uchylił oczy i spojrzał na rudowłosą. Spoglądała w kierunku Bakiego.

- Nie muszę go chyba uderzyć, prawda? Można uznać, że wygrałam?

- T-tak. – Baki patrzył na nią będąc zaskoczony. Dyskretnie zerknął w stronę dachu stojącego nieopodal budynku. Kazekage obserwował jej walki i trzeba przyznać, że był pod wrażeniem. Zdecydowanie musiała wstąpić do jego jednostek. Tak biegły w walce medic-ninja to rzadkość. Baki zauważył, że do Kazekage dołączył jakiś shinobi i obaj pospiesznie znikli z budynku. – Na dzisiaj dość, chciałem mieć możliwość ocenienia Twoich zdolności.

- Rozumiem.

- Jesteście wolni – mruknął Baki do pozostałych. – Na dzisiaj koniec… Aha, jeszcze jedno. – Spojrzał na Sayuri. – Około osiemnastej masz stawić się w gabinecie Kazekage.

- Dobrze. – Mężczyzna nie czekał na jej odpowiedź, natychmiast zniknął w kłębie gęstego dymu.

Sayuri czuła się nieco nieswojo. Co ma teraz zrobić? Jedyną osobą jaką poznała był Gaara, ale on jakoś niespecjalnie palił się do rozmowy z nią, w sumie do rozmowy z kimkolwiek. Nadal stał pod ścianą z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Nagle podeszła do niej Temari.

- Ty naprawdę nie jesteś shinobi? – Sayuri zaprzeczyła ruchem głowy. – To niesamowite z jaką prędkością się poruszasz.

- No… nie wiem…

- Jesteś zdecydowanie od nas silniejsza – mruknął Kankuro.

- Ja… naprawdę nie wiem co powiedzieć – wyjąkała speszona rudowłosa. – Wydaje mi się, że po prostu jestem od was szybsza i chyba… byliście zbyt pewni siebie walcząc ze mną, co? – Uśmiechnęła się do nich, oni odpowiedzieli jej tym samym. Sayuri zauważyła, że Temari uważnie lustruje ją spojrzeniem. – Coś nie tak?

- Musisz kupić sobie jakieś nowe ciuchy – zawyrokowała blondynka. Sayuri zmieszana opuściła wzrok.

- Mówiłam już to Gaarze. Jedyne co posiadam, to to co mam na sobie. – Dwójka starszego rodzeństwa spojrzała na nią zdziwiona. – Kiedy walczyłam, zanim znaleźliście mnie na pustyni… nie wiem jak to się stało, ale gdy uciekałam zgubiłam gdzieś torbę na kunaie… miałam tam wszystkie pieniądze. Ale cóż, zdarza się. – Spojrzała na nich z uśmiechem. – Nie raz już byłam bez grosza, a jakoś nadal żyję, tylko raczej zanim kupie sobie coś nowego trochę czasu minie.

- Nie ma mowy – powiedziała blondynka i chwyciła ją pod ramię. – Na razie ja Ci pożyczę, a jak tylko będziesz miała, to mi oddasz… Bo zostajesz tu, prawda?

- Ja… nie wiem. Nie mam pojęcia.

- No cóż… najwyżej będzie to pożyczka długoterminowa. – Blondynka nie dawała za wygraną. Po wielu namowach Sayuri poddała się i była zmuszona ruszyć z Temari do sklepu. – Gaara… pójdziesz z nami? – spytała ostrożnie starsza z dziewczyn.

- Nie – odpowiedział swoim zwykłym, chłodnym tonem, odwrócił się i odszedł.

Sayuri spoglądała na oddalającą się sylwetkę czerwonowłosego. Nie podejrzewała aby miał ochotę pójść z nimi, ale poczuła pewien zawód. Czuła się nieco zagubiona i opuszczona bez jego obecności. Zastanawiała się też dlaczego jego rodzeństwo zareagowało na nią z taką sympatią, zwłaszcza Temari…

- Naprawdę spodziewałaś się, że pójdzie z wami? – Kankuro mierzył siostrę spojrzeniem.

- Szczerze, to nie… – westchnęła. – Ale byłoby miło, gdyby czasem nie był taki chłodny.

- Od zawsze taki był – mruknął Kankuro.

- Wiesz… to chyba nie do końca prawda – wyszeptała Temari. – Pamiętasz, że to po śmierci Yashamaru…

- Sam go zabił – uciął ciemnowłosy.

Sayuri jedynie przysłuchiwała się rozmowie, oni jakby nie zwracali uwagę na jej obecność, tylko prowadzili dialog między sobą. Ale… czy ona dobrze słyszała? Gaara kogoś zabił? Zatopiła się we własnych myślach. Czyli zapach krwi, która unosiła się dookoła niego to krew jego ofiar? Ale jeśli tak było i strach przed nim był uzasadniony, to dlaczego ją uratował? Przecież… gdyby naprawdę wyzbył się swojego człowieczeństwa, to z pewnością nie tylko nie pomógłby jej, ale nawet mógłby ją dobić. Miała mieszane uczucia. Z jednej strony nadal pociągał ją i to strasznie, a z drugiej czuła, że powinna odejść od niego i nie narażać się…

- Co Ty taka zamyślona? – zwrócił się do niej Kankuro z uśmiechem.

- Zastanawiam się, czy naprawdę powinnam tu pozostać – skłamała bez zmrużenia okiem.

- Pewnie – powiedziała Temari. – Skoro nie jesteś związana z żadną inną Wioską i masz dość spore zdolności, to dlaczego nie? Niczego nie stracisz, prawda?

- Niby masz rację, ale naprawdę uważasz, że dam sobie radę? Ja nigdy nie wykonywałam prawdziwych misji, nie miałam drużyny, a…

- Z pewnością dasz sobie radę – powiedział Kankuro z miłym uśmiechem.

Kilka godzin później Sayuri została odprowadzona pod drzwi domu Gaary. Spędziła z jego rodzeństwem miłe popołudnie. Namawiali ją nawet, żeby została z nimi na obiedzie, ale grzecznie odmówiła. Już czuła się okropnie, że Temari kupiła jej trzy, pełne siatki ubrań i nie chciała jeszcze bardziej jej obciążać. Z Gaarą było inaczej, tutaj choć po części miała wrażenie, że spłaca dług, bo przynajmniej sama przygotowywała posiłek.

Stanęła pod drzwiami i zastanawiała się co zrobić. Wejść tak po prostu? W sumie została tu zakwaterowana, lecz nadal czuła się skrępowana, że wisi Gaarze na głowie. Po chwili namysłu nacisnęła dzwonek. Po kilku sekundach czerwonowłosy otworzył drzwi. Do jej nosa napłynął przyjemny zapach wydobywający się chyba z kuchni.

- Przyszłaś w porę – mruknął pod nosem przepuszczając ją w drzwiach. Wiele osób stwierdziłoby, że jego sposób mówienia był niemiły, ale Sayuri już zaczynała zdawać sobie sprawę, że tak naprawdę Gaara był wobec niej uprzejmy. Sposób w jaki zwracał się do kogokolwiek innego znacznie różnił się od tego skierowanego do Sayuri. Być może i nie mówił miłym, czy choćby normalnym tonem, ale nie czuła chłodu i nienawiści.

- Zrobiłeś obiad? – spytała ze zdziwieniem patrząc na stół. Czerwonowłosy jedynie skinął głową i zaczął rozkładać posiłek na talerzach. Sayuri szybko poszła odłożyć siatki do swojego pokoju i wróciła do kuchni. Gaara już usiadł przed swoim talerzem i patrzył na nią w oczekiwaniu. Dziewczyna natychmiast opadła na krzesło i patrzyła niepewnie na posiłek. Chłopak z pewnością nie wyglądał na kogoś, kto potrafi gotować.

- Nie otrujesz się – powiedział patrząc na rudowłosą. Ta skinęła głową i ostrożnie przybliżyła widelec do ust. Zdziwiła się, to było nawet smaczne.

- Nie wiedziałam, że potrafisz coś ugotować. – Spojrzała na niego z uśmiechem. Gaarę po raz kolejny przeszedł dreszcz. Znowu to samo. Nadal nie przyzwyczaił się, że ona tak bezpośrednio i miło się do niego zwraca.

- Chyba musiałem się nauczyć.

- Dlaczego? – Spojrzała na niego zaskoczona. Naprawdę nie wyglądał na kogoś, kto poza herbatą potrafi cokolwiek przygotować.

- Jakoś nie wyobrażam sobie, że miałbym jeść w barze – mruknął ponuro. – A przecież musiałem coś jeść. – Sayuri w ostatniej chwili ugryzła się w język i jedynie skinęła głową. Chciała go zapytać dlaczego nie jadał z rodziną, ale zrozumiała, że chyba to pytanie byłoby nie na miejscu.

Jedli w milczeniu. Gaara co jakiś czas spoglądał na rudowłosą i za każdym razem karcił siebie w myślach. Nie powinien jej nieustannie obserwować. Ale nie mógł nic na to poradzić, że jego wzrok sam się na nią kierował, że głębiej oddychał chcąc czuć jej zapach. Mieszkała tu zaledwie od wczoraj, a już zdążył to polubić. Czuł się o wiele lepiej nawet podczas jedzenia posiłków. Zapomniał już jak przyjemnie jest się do kogoś odezwać… Od tylu lat był całkiem sam. Nie wiedział co zrobić z wolnym czasem, a teraz pojawiła się ona i nagle na nowo zaczął odkrywać normalne dla każdego człowieka rzeczy. Gdy skończyła jeść zabrał jej talerz i ruszył do zlewu.

- Może ja pozmywam? – Sayuri zerwała się z krzesła.

- Rano zmywałaś, siedź – mruknął czerwonowłosy.

Rudowłosa skinęła głową i posłusznie opadła na swoje miejsce. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Pójść do pokoju, czy zostać z nim w kuchni? Nie miała pojęcia, czy chłopak ma ochotę na rozmowę z nią. Ostatecznie pozostała wpatrując się w Gaarę. Nie wiedziała dlaczego, ale pociągał ją. Od początku podobał jej się jego zapach. Nawet kiedy zdała sobie sprawę, że jest to również zapach krwi nie zraziła się. Zastanawiała się dlaczego jest taki zamknięty w sobie. Wiedziała, że pod tą grubą warstwą chłodu musi być coś jeszcze. Coś musiało sprawić, że zaczął zabijać i coraz bardziej oddalać od ludzi. Miała ochotę porozmawiać z nim na ten temat, a może nawet pomóc mu wrócić do normalności, ale obawiała się, że jest to ponad jej możliwości. Westchnęła i spojrzała na zegarek. Nie zauważyła nawet jak ten czas zleciał, była już siedemnasta trzydzieści. Za pół godziny ma stawić się w gabinecie Kazekage. Gaara skończył już zmywać naczynia i zawahał się. Rudowłosa nadal siedziała w kuchni, czy on też ma w niej pozostać? W sumie, gdyby chciała być sama to z pewnością poszłaby do swojego pokoju, więc… Ona ma ochotę z nim być?

- Gaara… – Nienawidził tego, że kiedy tylko wymawiała jego imię przechodził go dreszcz, nie potrafił się opanować. – Ja o osiemnastej mam stawić się w gabinecie Kazekage. – Skinął głową. Dlaczego mu o tym mówiła? Przecież sam doskonale o tym wiedział. – Ale nie wiem gdzie to jest… odprowadzisz mnie? – Czerwonowłosy spojrzał na nią zdziwiony. Wiedział, że powinien to zrobić, ale nie miał najmniejszej ochoty znowu widzieć się z ojcem.

- Dobrze – powiedział po chwili wahania.

- Dzięki. – Uścisnęła go krótko i wybiegła z pokoju.

Dlaczego czekała tylko na pretekst, żeby znowu go przytulić? Dlaczego tak usilnie wdychała jego zapach, kiedy tylko był w pobliżu? W zasadzie nie musiała się przebierać, ale chciała jak najszybciej opuścić kuchnię. Nie, nie bała się jego reakcji. Czuła, że nie zrobi jej krzywdy, ale… czy on miał ochotę być przytulany? Gdyby tak było, to z pewnością odwzajemniłby uścisk. A z drugiej strony jeżeli przeszkadzałoby mu to, to z pewnością nie pozwoliłby się dotknąć. Więc co? Było mu to obojętne? Sayuri opadła na łóżko. Dlaczego, do cholery, nachodzi ją taka ochota, aby się w niego wtulić?

3 komentarze:

  1. Jestem zdumiona jak sprawnie Sayuri poradziła sobie z małymi szatankami Czwartego... A jeszcze bardziej, że nie mają jej tego za złe. Ta scena pokazuje, że Sayuri nie ma w sobie zdolności do kalkulacji, co może jej przysporzyć kłopotów. Czwarty jawi mi się w tym rozdziale niemal jak Orochimaru, drapieżnik patrzący tylko jak kogoś wykorzystać. Może to dlatego, że jestem do niego uprzedzona, ale Sayuri powinna mieć się na baczności. W opku wyraźnie widać niechętny stosunek Gaary do ojca. Zastanawiam się, czy to faktycznie nienawiść. Może raczej strach? Pamiętam te scenki z anime, mały przerażony Gaaruś przed obliczem ojca. Wydaje mi się, że ojciec pozostał jedyną osobą, której Gaara się bał, nawet kiedy był młodocianym mordercą. Niestety, w mandze nie zobaczyliśmy relacji nastoletniego demonka z tatusiem, tak samo jak nie było miejsca na jego reakcję na śmierć ojca. Wydaje mi się, że Gaarę musiało to obejść, nie tyle dlatego że był do niego przywiązany, co z powodu utraty szansy żeby mu udowodnić, że mogą być z niego ludzie:D oczywiście potem dostał szansę, żeby mu wpierniczyć, ale Kishimoto mógł lepiej zrobić te sceny.
    Wracając do meritum, skoro Gaara nie ma ochoty znaleźć się w pobliżu ojca, chyba raczej lęka się go niż nienawidzi. Niech ten stary zgred odwali się od jego dziewczyny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Darzyłam i nadal darzę Czwartego wielką niechęcią. Nawet jeśli jego zachowanie jest trochę wytłumaczone, nie przyjmuję tego do wiadomości.
      Zawsze zastanawiałam się jakim cudem Gaara miałby z nim i rodzeństwem mieszkać pod jednym dachem i nie mogłam sobie tego wyobrazić. W kilku opowiadaniach, jak w tym przypadku, omijałam ten problem i ładowałam Gaarę w starym domu Yashamaru. Nadal to idiotyczne (złe wspomnienia są chyba jeszcze boleśniejsze), ale nie mieści mi się w głowie, że mógłby mieszkać z człowiekiem, który próbuje go zabić.
      Oj, stałabyś się chyba ofiarą Gaary, gdybyś insynuowała, że Sayuri jest jego dziewczyną ;)

      Usuń
    2. Niewątpliwie zostałabym ofiarą Gaary gdybym go spotkała ;)
      Moje wnioskowanie na miejscu bohaterki:
      - Aww, jakie on na cudowne oczy, i do tego ocalił mi życie!
      - Ale jest dziwny i prawie nic nie mówi...
      - Umie gotować!
      - Jest jinchuuriki i zabija ludzi...
      - "Rano zmywałaś, siedź"
      ...
      ...
      Biorę go za męża!
      Notabene myślę że ulokowanie go w domu Yashamaru nie jest strasznie wymuszone. Cała wioska to dla niego złe wspomnienia. Ale zorganizuj mu wygodniejsze łóżko :P

      Usuń