sobota, 8 grudnia 2018

Gosposia – Rozdział 5

Następny poranek minął Sayuri na sprzątaniu. Dziękowała w duchu, że tym razem Kankuro postanowił opuścić jej towarzystwo. Niby dzięki temu praca zazwyczaj szła lepiej, ale dziwnie by się czuła, gdyby siedział gdzieś z boku i mówił do niej, a ona z klęczek, ze szmatą w ręce, musiałaby odpowiadać... Tak, to mogłaby być dość niemiła sytuacja. Ale tego poranka lalkarza gdzieś wywiało, co miało także swoje minusy. Gaara, jak zdążyła zauważyć, niemal całe dnie spędzał w gabinecie, a Temari przepadała, więc była tu sama. Poprzedniego dnia to Kankuro był jej towarzyszem i nie miała czasu się nudzić. Nie miała czasu myśleć o tym, jak skomplikowana jest jej sytuacja ani jak bardzo tęskniła za wioską.
Tutaj nie miała żadnych znajomych, każdy zakamarek wydawał jej się obcy, a kiedy poprzedniego wieczoru chciała pójść pozwiedzać nie zebrała się na odwagę. Nie miała pojęcia jak zostałoby to odebrane, a jakoś tak głupio było się pytać o pozwolenie na wyjście z domu... Zresztą kogo? Temari i Kankuro nie traktowali jej tak do końca jak służby, a Gaara miał ważniejsze sprawy na głowie. Cholera... będzie musiała coś wymyślić.
Poza tym musiała również znaleźć rozwiązanie dla niezbyt ciekawej sytuacji, w której się znalazła. Była szpiegiem. Dość dziwnie to brzmiało, skoro bardziej zajmowała się zaparzeniem herbaty niż zbieraniem informacji, ale cóż... Musiała opracować jakiś system działania. Tsunade jasno określiła, jakich raportów oczekiwała. Jedynie, gdy Suna będzie podejmowała decyzje, mające szkodzić wiosce Liścia. To było oczywiste ułatwienie, bo miała nadzieję, że nigdy nie zda tego raportu. Ale raporty to nie jej jedyny problem. Ona przede wszystkim musiała ZACZĄĆ zbierać informacje. Ale... jak?
Oczywiście, gdyby to była normalna misja, prędzej czy później podjęłaby odpowiednie kroki. Ale czy teraz... I przede wszystkim JAK? Nie miała nawet na myśli rozterek moralnych, tylko techniczne kwestie. Skoro miała szpiegować Sunę, to oczywistym było, że wchodziła w to głównie Rada i Kazekage. O Radę się nie martwiła zbytnio, najczęściej były to wpływowe osoby, które mimo strażników same nie były shinobi albo dość marnymi. Tutaj, gdyby się postarała, mogła coś ugrać. Ale kwestia Gaary była trudniejsza.
Gdyby śledziła go, w lot spostrzegłby jej obecność. Nie mogła też liczyć na chwilę nieuwagi nocą, bo przecież nie spał. Nie mogła spróbować jakiś dwuznacznych, choć niewinnych sztuczek, bo... nie. Po prostu nie. Nie tylko dlatego, że obawiała się o swoją głowę, ale też... Jakoś tak polubiła jego rodzeństwo, a i on sam na razie swoim zachowaniem wzbudzał jedynie zaufanie i sympatię, więc nie. To nie wchodziło w rachubę. Pozostało jej tylko czekać. Tak... tylko na co?
— O czym tak myślisz?
Sayuri niemal dostała zawału, gdy dostrzegła w salonie, który aktualnie sprzątała, Temari. Ale nie wyglądała na złą, a jedynie na rozbawioną. Cóż... rzeczywiście dość długo szorowała ten kawałek podłogi.
— Nie wiem... Tak jakoś zebrało mi się na sentymenty.
— To musi być dość upierdliwe. — Temari opadła na fotel i położyła nogi na położonej niedaleko kanapie, by nie przeszkadzać Sayuri. Cóż... raczej nie zrobiła tego celowo, ale rozmowa z takiej perspektywy była odrobinę poniżająca. — Mieszkać tak daleko od swojej wioski.
— Zostawiłam wszystko za sobą — przyznała, dalej walcząc z podłogą.
— Nie żałujesz?
— Nie wiem... Wydaje mi się, że zawsze czegoś się żałuje. Ale przynajmniej spróbowałam, nie?
— Chyba masz rację. Ale wiesz... trochę cię podziwiam.
Sayuri przerwała i spojrzała na nią zdumiona.
— Ja bym nie potrafiła zamieszkać gdzieś poza Suną.
— Za dużo zieleni, za mało piasku, co?
— A żebyś wiedziała. — Temari zachichotała. — Jak byłam mała i po raz pierwszy poszłam poza wioskę, to nie mogłam uwierzyć jak to wszystko wygląda. Wiesz... u nas są jakieś rośliny, ale las? Nie ma porównania.
Przez jakiś czas Temari towarzyszyła swojej gosposi podczas jej zwykłych obowiązków w apartamencie Kazekage. Sayuri dziwiła się w duchu – dlaczego to robiła? Czyżby chciała mieć ją na oku? Nie wydawało jej się to aż tak oczywiste jak dwa dni wcześniej. Może jedynie chciała zabić nudę?
— Wiesz co, a może zjadłabyś z nami obiad?
Sayuri po raz kolejny tego dnia spojrzała zdziwiona na Temari.
— No nie rób takiej zdumionej miny. Chyba widzisz, że nie traktujemy cię tutaj jak służki.
— Doprawdy?
— Daj spokój, wiesz o co mi chodzi. Tak, sprzątasz tu, gotujesz i co ci tam jeszcze Gaara kazał, no ale przecież nie traktujemy cię jak popychadła, co?
— Nie. Pewnie, że nie. — Sayuri uśmiechnęła się.
— No właśnie, więc nie wykręcisz się. Zrozumiano?
Oj tak, Temari czasem po prostu nie dało się odmówić.

***

— Sayuri, wiesz co?
Tym razem na obiedzie nie zabrakło nikogo, nawet Sayuri. Siedziała trochę skrępowana. Dziwnie się czuła, jedząc z nimi obiad. A w duchu dziwiła się, że również Gaara znalazł czas na tak prozaiczną rzecz. Miała w pamięci Tsunade, która nie raz zamiast obiadu raczyła się jakimiś sucharkami. Czyżby miał mniej obowiązków, a może robi większość w nocy?
— Jak tak dalej pójdzie, to nawet polubię domową kuchnię. — Kankuro wyszczerzył się do niej zza stołu.
— Nie przyzwyczajałabym się — odparła złośliwym tonem. — Może robię to tylko po to, by uśpić twoją czujność, a wiesz... Całkiem nieźle znam się na ziołach.
Oboje zaśmiali się, nawet Temari obdarzyła ich wesołym uśmiechem. Jedynie Gaara obserwował wszystko jak zawsze spokojny.
— Kankuro, a jak ci poszło na treningu?
— A jak miało pójść? — Lalkarz westchnął smętnie na pytanie siostry. — To nowe pokolenie, daj spokój... Nawet porządnie nici chakry nie potrafią stworzyć.
— Miał wziąć pod skrzydła część marionetkarzy — wyjaśniła Temari, widząc zdumioną minę Sayuri.
— W takim razie zaczynam się obawiać o przyszłość Suny.
Blondynka ryknęła śmiechem, a Kankuro jedynie udawał oburzonego.
— Jednak dwie kobiety to za dużo w tym domu... — jęknął. — Ale powiedz mi Temari, bo już od jakiegoś czasu nie widziałem tego całego... jak mu tam?
— Masaru — podpowiedziała dobrodusznie Temari.
Sayuri wyostrzyła słuch. Nie chciało jej się wierzyć, że ta nieugięta kunoichi mogła mieć jakiekolwiek miłosne historie. Zresztą... szybko omiotła rodzeństwo spojrzeniem. Nawet jeśli każdy z nich wyglądał dobrze, a może nawet i pociągająco, nie mogła wyobrazić sobie, by zwykły śmiertelnik odważyłby się do któregokolwiek z nich zbliżyć.
— Właśnie, Masaru. Dawno go nie widziałem.
— Wiesz, jak jest... — Temari westchnęła cicho. — Został zesłany na wschodni punkt graniczny... dożywotnio.
— Dożywotnio? — zdumiał się Kankuro i spojrzał na brata w oczekiwaniu.
— Decyzję podjęto miesiąc temu — odrzekł po chwili Gaara, zrozumiawszy, że powinien się odezwać. — Ja miałem to jedynie wyegzekwować.
— I całe plany poszły z dymem. — Kankuro udał pełen boleści ton. — Posłuszny, grzeczny, z dobrego domu... Chyba on jeden mógł nas uratować i ożenić się z tobą — dodał, patrząc złośliwie na siostrę.
— Przykro mi, ale jeszcze się ze mną pomęczysz. Zresztą nie jestem jakąś panną na wydaniu!
Sayuri uśmiechnęła się pod nosem. Nie, Temari z całą pewnością nie była panną na wydaniu. Poza tym... dość dziwna sytuacja. Jakoś nigdy nie wyobrażała sobie rodzinnego obiadu dzieci Czwartego. Nie spodziewała się, że był tak... normalny. Ale czego się miała spodziewać? Tłukących się talerzy, szczątek marionetek i piasku porywanego przez podmuchy wiatru? Cóż... może jednak tak to sobie wyobrażała.
— Już spokojnie, siostrzyczko. Złość piękności szkodzi.
Widać było, że Temari chciała mu się jakoś odgryźć, ale kłótnię rodzeństwa przerwał Gaara.
— Jutro jest zebranie Rady.
Oboje ucichli i spojrzeli na niego z uwagą.
— Sądzę, że powinniście przyjść.
— Ale nadal nie jesteśmy pełnoprawnymi członkami Rady, choć niedługo miejsca mogą się zwolnić — zauważył Kankuro. — Chyba nie chcą żebyś miał z górki, co?
— Nie wiem — uciął Kage i spojrzał na Sayuri. — Rozmawialiśmy o sprzątaniu gabinetu. Jak będę na zebraniu mogłabyś się tym zająć.
— Hai, Kazekage-sama.
Nagle atmosfera zmieniła się. Oficjalny tytuł, jakim musiała go raczyć, zaburzył idylliczny obraz tego posiłku. Ale nie mogła wypalić z czymś w stylu Pewnie Gaara, zajmę się tym. Nawet jeśli nie zwróciłby jej uwagi, to i tak sama wiedział, że byłoby to nie na miejscu. Żeby przerwać tę dziwną ciszę, Sayuri zaczęła zgarniać puste naczynia i znosić je do zlewu. Usłyszała, że wszyscy zaczęli się zbierać, więc odetchnęła z ulgą. Może jednak to był błąd siadać z nimi przy wspólnym stole? Ale co miała zrobić na tak... wyraźną sugestię Temari?
— Chciałem ci podziękować za wczoraj.
Omal podskoczyła, gdy dostrzegła, że Gaara stanął obok niej. Bogowie... poruszał się bezszelestnie. Gdyby była na normalnej misji, już byłaby martwa. Za bardzo się rozluźniła i przede wszystkim nie sondowała otoczenia, jak to miała w zwyczaju robić. Nie mogła się całkiem powstrzymać i wieczorami szukała tych samych osób, co zawsze. Ale dlaczego szukała chakry Gaary? Na to pytanie nie potrafiła sobie odpowiedzieć.
— Ale za co, Kazekage-sama?
— Zrobiłaś ciasto — odrzekł i oparł się plecami o szafkę.
Sayuri uśmiechnęła się pod nosem. Przynajmniej rozwiązała się zagadka, gdzie podziało się ciasto. Rano Kankuro był niepocieszony, że w tajemniczych okolicznościach zniknęło.
— Obiecałam Kankuro, że codziennie będę coś piekła. — Właściwie lalkarz wymógł na niej tę obietnicę, ale postanowiła przemilczeć ten fakt. Zerknęła na niego. Nie ruszał się z miejsca. Oczekiwał czegoś od niej? Postanowiła zignorować jego obecność i zobaczyć, co zrobi. W końcu nie musiał jej się z niczego tłumaczyć i jeśli miał ochotę tu stać choćby tydzień, nie powinna dawać po sobie poznać, że uznała to za dziwną zachciankę. Kiedy już powycierała naczynia, a on nadal stał w tym samym miejscu i patrzył zamyślony w jakiś nieokreślony punkt, nie powstrzymała się. — Podać ci coś, Kazekage-sama?
— Ja...
Dlaczego wyglądał na zmieszanego? Chociaż w jego przypadku to zbyt wiele powiedziane. Aby wyczytać coś z jego twarzy, człowiek naprawdę musiał się namęczyć.
— Mam prośbę.
Zdziwiła się. On nie powinien ją o nic prosić, jego pozycja pozwalała wszystkiego wymagać.
— Jadłem kiedyś w Konoha takie ciasto z migdałami. Nie wiem, jak się nazywa.
Sayuri miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Czy wszyscy bezwzględni wojownicy z Suny byli tak łasi na słodycze? To dopiero myśl. Wyśle raport do Konohy, żeby przyjęli strategię gastronomicznego wykończenia shinobi z Piasku.
— Cóż... — Wstawiła wodę i automatycznie zrobiła herbatę. Zawahała się, gdy zrozumiała, że drugą zrobiła dla niego. Zazwyczaj to Naruto albo Chouji wiecznie przesiadywali u niej w nadziei, że będzie miała trochę wolniejszy dzień i przygotuje im coś. Z początku dziwiła się, że członek klanu Akimichi docenił jej kuchnię. To, że Naruto siedział u niej było normalne, a właściwie był nieodłącznym elementem jej kuchni, ale Chouji? W końcu doceniła towarzystwo tego w gruncie rzeczy sympatycznego chłopaka, choć nieco burzył jej finanse, ale... Otrząsnęła się z przemyśleń gdy zrozumiała, że cisza przeciąga się w nieskończoność. — Oczywiście, Kazekage-sama. — Woda się ugotowała i niepewnie zalała wrzątkiem oba kubki. Mieszała machinalnie i zastanawiała się, czy jeszcze znała przepis. — Nie jestem do końca pewna jakie tam były proporcje, ale mogę spróbować, Kazekage-sama. — Uśmiechnęła się i podała mu kubek z herbatą w nadziei, że nie odbierze tego jako zbyt śmiałe zachowanie.
— Dziękuję. — Z trudnym do rozszyfrowania wyrazem twarzy zabrał herbatę. — Wolę zieloną — powiedział zdawkowo w przestrzeń.
— Będę o tym pamiętać, Kazekage-sama. Mam... mam ci przygotować nową?
— Nie ma takiej potrzeby. — Upił łyk i spojrzał na nią. — Jak ci się tu podoba?
Sayuri czuła się coraz dziwniej. Był miły, to fakt. Ale dlaczego w ogóle zaprząta sobie nią głowę?
— Praca nie jest ciężka. — Wzruszyła ramionami. — Ale jak pomyślę, co mnie czeka, jak wyjdę na zewnątrz... — Widząc jego zdziwiony wzrok dodała: —Tutejszy klimat mnie w końcu wykończy — zaśmiała się. — Wiesz... Kazekage-sama — dodała szybko. — Niby wiedziałam, że na pustyni nocą jest zimno, ale nikt mnie nie uprzedził, że aż tak! Z kolei jak w dzień podchodzę do okna, to czuję się, jakbym znowu wylądowała na środku pustyni...
— Technicznie rzecz biorąc jesteś na środku pustyni — odparł, patrząc na nią z nikłym rozbawieniem.
— Dziękuję za lekcję geografii, Kazekage-sama. — Uśmiechnęła się wesoło jak to miała w zwyczaju, na chwilę ignorując kogo ma przed sobą. — O której mam się jutro stawić w gabinecie?
— Zebranie rozpoczyna się o trzynastej. Nie jestem w stanie określić, o której się skończy.
— Rozumiem.
Gaara chyba nie widział potrzeby, by dalej siedzieć w kuchni, bo kierował się w stronę wyjścia.
— Miłej pracy, Kazekage-sama.
— Tobie również.
Sayuri przez chwilę patrzyła na pustą przestrzeń, gdzie przed sekundą stał przerażający potwór z wioski Piasku. Do czego to podobne... uważała strasznego demona za całkiem miłego człowieka.

***

Gwiazdy wesoło błyszczały na niebie, a Gaara już drugą noc z rzędu objadał się ciastem podczas conocnego czuwania. To co Sayuri potrafiła zrobić w kuchni było... fenomenalne. Gaara, choć większość swojego życia był jedynie maszyną służącą do zabijania, potrafił docenić dobre jedzenie. Fakt, że był bezdusznym potworem wcale nie oznaczał, że nie lubił słodyczy. Ale jakoś nie wyobrażał sobie siebie kupującego cokolwiek w cukierni. To byłby... naprawdę groteskowy widok.
Kiedy przeżył swoją wewnętrzną przemianę, to Temari wzięła go pod swoje skrzydła i musiał wytrzymywać jej dość skromne umiejętności w tym kierunku. Ale teraz odbijał sobie te lata, w których taki luksus, jak ciasto, był nieosiągalny. Z tego co słyszał Kankuro również wychwalał pod niebiosa umiejętności kulinarne Sayuri. To chyba normalne rozważania, prawda? A nawet jeśli nie, to każdy przecież mógł mieć swoje dziwactwa. To myśląc, chwycił kolejny kawałek migdałowego ciasta, które na jego życzenie zostało upieczone.
Jak na razie w jego życiu nic się nie zmieniło. Rada nadal obserwowała każdy jego ruch. Nadal, kiedy wychodził na krok z gabinetu, chodziło z nim kilkoro członków ANBU, a dookoła siebie wyczuwał małą armię. Jedynym wyjątkiem były pomieszczenia prywatne. Cóż... wiedział, że na razie miał związane ręce. Dopóki Rada nie postanowi mu w pełni zaufać, nie mógł się wychylać, bo nie chciał zniszczyć choćby tej namiastki normalności, którą udało mu się zdobyć.
Westchnął cicho. Nie lubił rozmyślać o swoim życiu. Nie lubił myśleć ani o przeszłości, ani o teraźniejszości. Nie lubił tego, bo wiedział, że jego sytuacja był z góry skazana na porażkę. Jedynymi osobami, które zaakceptowały go, było jego rodzeństwo, ale przecież był ich rodziną. Również Matsuri, jego uczennica, nie drżała na jego widok, ale to koniec sukcesów. Inni mieszkańcy reagowali dokładnie tak samo, jak niegdyś. Chociaż nie... teraz kłaniali się przed nim i dopiero później odchodzili pospiesznie. Ale czy ich szacunek musiał wynikać jedynie ze strachu? Pamiętał swoje rozważania, by odejść stąd, ale postanowił spróbować stać się dla nich kimś... istotnym. Kimś, kogo będą potrzebować. Ale czy przypadkiem nie były to jedynie płonne nadzieje?
Westchnął zrezygnowany i sięgnął po kolejny kawałek ciasta. Cóż... przynajmniej to mu pozostało.

***

Sayuri ze zgrozą myślała o czekającym ją zadaniu. Będzie musiała posprzątać jego gabinet już za... zerknęła na zegarek... piętnaście minut. Dlaczego tak bardzo się tego obawiała? Przecież to zwykłe sprzątanie. Nalała sobie szklankę wody, wypiła duszkiem i próbowała wziąć się w garść. Po kilku minutach dodawania sobie w myślach otuchy, poszła do łazienki po wszelkie, niezbędne rzeczy i ruszyła w kierunku pomieszczeń administracyjnych.
Zastanawiała się po drodze kto był odpowiedzialny za pozostałe gabinety, ale nim udało jej się roztrząsnąć tę kwestię (obawiała się, że może w końcu spadnie to na nią) już stała pod odpowiednimi drzwiami. Po krótkiej chwili wahania zapukała. Odpowiedziała jej cisza, więc nieśmiało weszła do środka, mając nadzieję, że nikt jej nie skrzyczy, że weszła tu bez zaproszenia. Ale przecież Gaara sam kazał jej tu przyjść, prawda?
Pół godziny później uprzątnęła już właściwie wszystko, co tylko mogła. Okna zostały przemyte, podłogi zamiecione i umyte. Wszystkie półki, regały i szafki lśniły czystością, ale chyba o czymś zapomniała. No tak... zerknęła na biurko, gdzie nadal walały się dokumenty. Czy powinna je dotykać? Chociaż... To jest przecież doskonały moment, by zająć się swoją prawdziwą misją.
Wykonała niepewny krok w stronę biurka. Ale czy powinna to robić? Przecież... Cholera, nawet jeśli planowali coś wobec Konohy, to raczej Gaara nie zostawiłby na wierzchu dokumentu PLAN ATAKU NA KONOHĘ, prawda? Nie, więc nie powinna niczego innego przeglądać.
Podeszła szybkim, zdecydowanym krokiem w stronę biurka i chwyciła pierwszy z brzegu dokument – aktualny stan lalkarzy przebywających w wiosce. Zawahała się. A może powinna to przejrzeć? Skarciła się w myślach i ułożyła po prostu wszystkie dokumenty w jednym miejscu i przetarła biurko. Potem nieudolnie spróbowała poukładać wszystko jak leżało wcześniej i opuściła gabinet. Miała nadzieję, że Gaara nie miał nic przeciwko, by dotykała jego biurka. Bo gdyby tak było... powiedziałby jej, prawda?

***

Podczas zebrania nikt nie mógł dociec, dlaczego szanowny Kazekage nagle uśmiechnął się pod nosem i dlaczego podczas pierwszej godziny zebrania wyglądał na nieco nieobecnego. Oczywiście, gdyby wiedzieli z jakich to powodów przywódca wioski zachowywał się w ten sposób, z całą pewnością pochwaliliby jego przezorność.
Gaara użył techniki Trzeciego Oka i dyskretnie obserwował, co właściwie jego gosposia zrobi. Jej kuchnia była rewelacyjna, co do sprzątania nie mógł mieć żadnych zastrzeżeń, ale coś nadal nie dawało mu spokoju. Był pewien, że nie była z nim do końca szczera, a i nie mógł być całkiem pewien, że Konoha wysłała jej tutaj bez ukrytej przyczyny, ale Sayuri po raz kolejny udowodniła, że nie ma żadnego powodu, by jej nie ufać.
Specjalnie zostawił parę nieistotnych dokumentów na stole i chciał zobaczyć jej reakcję. Gdyby nawet nie była szpiegiem, ale przejrzałaby te papiery z czystej ciekawości, to powinien ją delikatnie upomnieć, by tego nie robiła. Ale nie zrobiła tego. Co prawda widział, że wzięła jakąś kartkę i odczytała ją, ale na nic innego nawet nie spojrzała, tylko wzięła się za sprzątanie. Gaara uśmiechnął się pod nosem, gdy zauważył, że próbowała wszystko poukładać tak, by nie dostrzegł, że czegokolwiek dotykała. Cóż... po raz kolejny dowiodła jedynie, że była godną zaufania osobą. Tak... ale dlaczego nadal nie potrafił pozbyć się myśli, że coś przed nimi ukrywała?

6 komentarzy:

  1. No, no... Ta nagła rozmowność Gaary mnie zaakoczyła. Dopadła mnie jakaś pomroczność jasna i zupełnie nie pomyślałam o tym, że kage może swą gosposię sprawdzać. To właściwie dość logiczne, bo czy nie powinna go cechować wrodzona ostrożność? Ale ze smutkiem stwierdzam, że ja bym oblała ten test i z ciekawości sprawdziła, co też on całymi dniami studiuje za zamkniętymi drzwiami gabinetu. Z Sayuri jest porządna dziewczyna :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby Sayuri miała trochę oleju w głowie szukałaby swoją sondą technik Gaary, a nie jego, ale chyba podświadomie ciągnie ją do Szanownego. Czy porządna? Chyba za bardzo ;)

      Wiele rzeczy może zaskoczyć w tej mojej interpretacji Gaary, bo po raz pierwszy postanowiłam jego przeszłość trzymać zamkniętą z dala od niego. Małe przebłyski będą wracać, ale on będzie prawie wolny od ich wpływu. Zwłaszcza później będzie to widoczne, może nawet razić, ale dzięki temu po raz pierwszy nie utknęłam z historią. Biedny Gaara, zrobię go poniekąd gadułą ;)

      Usuń
  2. Łopaty, ja tylko wpadłam przypomnieć, że jutro czas na kolejne rozdziały, a tutaj nowy wygląd. Bardzo gustowny, tym przyjemniej będzie się czytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisałam prawdę, że mam dwie lewe ręce do kwestii związanych z szablonami, blogami itp., ale bardzo miła osoba mi pomogła. Aż trudno mi uwierzyć, że tak wstrzeliła się w mój gust.

    O rozdziałach nie trzeba mi przypominać ;) Chciałabym w życiu prywatnym mieć tyle samodyscypliny, co w przypadku tego bloga. Z natury jestem leniwa i wiem, że jeżeli wrzucenie nowych postów nie będzie pierwszą rzeczą, jaką zrobię w sobotę po przebudzeniu, notki pojawiłyby się po roku ;)

    OdpowiedzUsuń