sobota, 22 grudnia 2018

Gosposia – Rozdział 7

— Wiesz co? — To już było do przewidzenia, że Kankuro siada na kuchennym blacie, kiedy Sayuri była po łokcie w robocie. — Jeszcze wymyślę jakieś ciasto, którego nie zrobisz. Zobaczysz.
— Tak? To stań w kolejce. Szanowny Kazekage-sama wymyślił, że mam zrobić ciasto z kremem i wiśniami. Wszystko pięknie, ale powiedz mi jak to ma się trzymać w czterdziestostopniowym upale, co?
— Braciszek lubi stawiać wysoko poprzeczkę. — Lalkarz uśmiechnął się zawadiacko. — No ale... Hej! Czy ty właśnie robisz to ciasto? — spytał, widząc składniki.
— Przynajmniej próbuję — westchnęła Sayuri. — Zrobię tego tylko jedną blachę.
Kankuro już chciał zaprotestować, ale nie dała mu dojść do słowa.
— Jeżeli zrobię więcej, to do wieczora wszystko szlag trafi. Chyba potraficie się podzielić, co?
— Ech... skoro muszę. — Zrobił przesadnie smutną minę. — Ale poczekam tutaj aż skończysz. Nie dam mu tej satysfakcji i nie dostanie więcej niż mu się należy.
— A potem ja będę się tłumaczyć, czemu nic mu nie zostało, co?
Jak każdego dnia, kiedy tylko Kankuro nie był na misji, towarzyszył jej podczas przygotowywania posiłków. Nie tylko jej przeszkadzał, ale też czasem pomagał. Poza tym był świetnym towarzyszem do rozmów i Sayuri o wiele szybciej wszystko szło, kiedy był w pobliżu. Szkoda, że nie był tak pomocny, kiedy chodziło o sprzątanie, ale chyba nie powinna narzekać. W końcu za to jej płacili.
Kiedy ciasto ostatecznie było gotowe, Kankuro nie byłby sobą, gdyby pomimo protestów Sayuri nie zabrał blachy, ukroił sobie nieco większą część ciasta i nie uciekł z uśmiechem pięcioletniego chłopca, któremu udało się zbroić zaiste doskonałą psotę. Sayuri nie miała siły się z nim kłócić, zresztą... Nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok jego tryumfalnej miny.
Gdy udało jej się pokroić cudem ocalałą, pozostałą część ciasta, postanowiła, że zaniesie to do gabinetu. Może nie powinna sobie na to pozwalać, ale doskonale wiedziała, że ciasto nie ma szans na przeżycie, kiedy dookoła kręcił się Kankuro, a to przecież Gaara kazał jej je zrobić.
Z uśmiechem wyłożyła kawałki na tacę, zrobiła też herbatę. Zieloną oczywiście. Zastanawiała się nawet nad jakąś ozdobą, ale szybko doszła do wniosku, że to byłaby przesada. Co prawda w domach lordów, czy władców feudalnych wszystko musiało mieć przyjemną dla oka oprawę. Forma równie ważna jak treść, ale w Sunie nie mieli tak wysokich standardów, za co Sayuri była wdzięczna.
Sprawnie wspięła się schodami do góry, przemknęła po korytarzach niezauważona przez żadnego urzędnika i stanęła pod drzwiami gabinetu. Z trudem chwyciła tacę w jedną rękę i cicho zapukała. Usłyszawszy, że może wejść, otworzyła drzwi. Gaara jak zwykle siedział zawalony zewsząd papierami. Dziwiła się na taki widok. Co prawda Tsunade także czasem tonęła w papierach, ale żeby tak codziennie? Od jakiegoś czasu miała wrażenie, że cała ta Rada próbowała na siłę trzymać go w gabinecie, nie pozwalając na wykonywanie innych obowiązków, jakie miał Kage. Ale cóż mogła poradzić? Co najwyżej przynosić mu tutaj posiłki, kiedy o nich zapominał.
— Przepraszam, że przeszkadzam, Kazekage-sama — powiedziała, gdy oderwał się od czytanego dokumentu i spojrzał na nią. — Prosiłeś o to ciasto, a raczej przy takich upałach nie pożyje ono zbyt długo. — Znalazła kawałek wolnego miejsca na biurku i położyła tam tace.
— Dziękuję, Sayuri. — Uśmiechnął się do niej i sięgnął po kawałek.
— Poza tym obawiałam się, że przy Kankuro w pobliżu mogło zniknąć w niewyjaśnionych okolicznościach. — Wymienili rozbawione spojrzenia.
— Skoro o Kankuro mowa... — Chwycił jakiś dokument i już chciał jej podać, ale zreflektował się. No tak... Nie powinien jej dawać żadnych dokumentów. Być może i nic złego by z tego nie wynikło, ale gdyby któryś z członków Rady to zobaczył mogłoby to skończyć się nieszczególnie dobrze. — Zawołaj go do mnie, dobrze?
— Nie ma sprawy, Kazekage-sama. — Już miała wychodzić, ale zatrzymał ją jego głos.
— I miałbym jeszcze do ciebie prośbę.
Spojrzała na niego w oczekiwaniu.
— Jutro jest zebranie Rady. Raczej dłuższe niż zazwyczaj.
Skinęła głową, wiedząc, że poprosi ją o sprzątanie gabinetu.
— Czy to byłby problem, gdybyś upiekła trochę więcej, niż zazwyczaj? Może tego z migdałami?
Spojrzała na niego zdziwiona. Po jaką cholerę na zebraniach ciasto? Widząc jej minę wzruszył bezradnie ramionami.
— Nie mam już pomysłów, jak tych idiotów mógłbym.... — Po raz kolejny tego dnia przerwał. Cholera... czuł się przy niej zbyt swobodnie. Zresztą to była jedna z nielicznych osób, która zdawała się równie dobrze czuć przy nim. Nie wzdrygała się na jego widok, nie uciekała przed nim, tylko traktowała jak wyjątkowo sympatycznego przełożonego. Ale to nie oznacza, że powinien zarzucać ją swoimi narzekaniami. Jedynie przed Kankuro, czy Temari czasem zdarzyło mu się przekląć tego, czy innego członka Rady. Ale przy swojej podwładnej? I to w dodatku z Konohy? Było to wysoce niestosowne. Nie powinna słuchać takich rzeczy. Cholera... i jak się z tego wyplątać?
— Wiesz, Kazekage-sama... — Sayuri miała przeczucie, że wymsknęło mu się coś, co nie było przeznaczone dla jej uszu. — Tsunade-sama też czasem miała wszystkiego dość, ale na szczęście cierpiałam wtedy na zagadkowe zaniki słuchu. — Mrugnęła do niego łobuzersko. — Przykro mi, że ta dolegliwość przyszła za mną aż do Suny... To co, trzy blachy powinny wystarczyć?
— Tak... — odpowiedział, patrząc na nią. Cóż... nie raz już udowodniła, że można jej ufać, prawda? Poza tym... chyba miał prawo móc się przed kimś zwierzyć, a kobieta stojąca przed nim, była jedną z nielicznych osób, które nadawały się do tego. Nigdy nie miał nikogo bliskiego, a ją polubił. Oczywiście, że nie będzie walił jej się na głowę i opowiadał o swoich problemach, ale jeśli jeszcze kiedyś zdarzy mu się coś takiego powiedzieć będzie liczył na jej przejściowe problemy ze słuchem, a nie gromił się w myślach.
— To zawołam Kankuro. Miłej pracy, Kazekage-sama. — Uśmiechnęła się i wyszła z jego gabinetu.
Gaara umościł się wygodniej na fotelu i sięgnął po kawałek ciasta. Bogowie... może powinien pomyśleć o podwyżce? Takich cudów nie jadł nigdy w życiu. Ale nim w pełni nacieszył się ciastem, dotarło do niego, że wbrew temu, co chwilę wcześniej myślał, taka sytuacja, która miała miejsce przed chwilą, nie powinna się nigdy powtórzyć. Nie dość, że nadal uważał, iż Sayuri coś przed nimi ukrywa, to w dodatku stawiał ją w niezbyt komfortowej sytuacji. Nie była stąd, ale przecież już jakiś czas mieszkała w Sunie i z pewnością usłyszała co nieco na jego temat.
Doskonale wiedział, że nie miał szans na czystą kartę u kogokolwiek, a fakt, że nie patrzyła na niego, jak zazwyczaj ludzie postrzegają jinchuuriki, powinien traktować jako coś dobrego i nie liczyć na nic więcej. Nawet na zrozumienie czy sympatię. Był tylko jej przełożonym, a nie znajomym czy przyjacielem. Westchnął cicho i chwycił kubek z herbatą. Cholera... oczywiście musiała zapamiętać, że wolał zieloną herbatę.

***

Sayuri pozmywała naczynia i postanowiła zabrać się za nadrabianie braków w literaturze, na którą nie miała nigdy czasu. Kolejny plus z pracy w Sunie. Miała szansę się odchamić, a nie latać na niekończące się misje. Wyłożyła na talerz kruche ciasteczka, które rano upiekła, uraczyła się kawą i rozwaliła na kanapie w salonie. Jeśli jej przewidywania były słuszne, za jakąś godzinkę Temari wróci ze swojego codziennego treningu i jak zawsze przed kolacją zaleje ją kolejną falą najnowszych ploteczek.
Co z tego, że nie znała Mayumi, Asawy (niemal dostała zawału, jak po raz pierwszy usłyszała to imię, ale najwidoczniej nie był to jej tajemniczy łącznik) czy innych? Przecież to fascynujące, że Kaito podwędził kunaie ze zbrojowni, żeby wszystko spadło na Mayumi, która w ramach zemsty zniszczyła wszystkie jego raporty, które miał zdać następnego ranka. A to wszystko przy Asawie, który potajemnie kochał się w Mayumi, co wiedzieli wszyscy poza nią. I właśnie ten Asawa postanowił podłożyć świnie Kaito, i zgłosił go na ochotnika do miesięcznego patrolu Demonicznej Pustyni. Tak... Sayuri już zdążyła się dowiedzieć, że to najdotkliwsza kara dla shinobi z Suny. Ona sama prawdopodobnie nie przeżyłaby godziny w tym miejscu.
Uśmiechnęła się do własnych myśli. Bogowie... W Konoha nie wiedziała nawet jak ma na imię połowa jej rówieśników, a tutaj, w Sunie, była na bieżąco z ploteczkami na temat osób, których nigdy w życiu nie widziała. Temari raz, czy dwa proponowała jej, że wyskoczą gdzieś, żeby się rozerwać i może poznałaby kogoś, ale Sayuri zawsze odmawiała. Już miała na głowie dość wyrzutów sumienia, żeby osiwieć w przeciągu najbliższego roku, a gdyby z kolejną osobą się zaprzyjaźniła czy związała, to prawdopodobnie trzaśnie na zawał już w przeciągu tygodnia. Lepiej nic nie zmieniać.
— Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę.
Uniosła głowę i dostrzegła Kankuro, który nie tryskał energią jak zazwyczaj. Zwalił się bez życia na fotel, a poważna mina postarzała go o kilka lat.
— Co się stało? — Sayuri przysiadła na skraju kanapy i patrzyła na niego uważnie.
— A daj spokój... — westchnął cicho i przetarł sobie skronie. — Jacyś idioci zbiegli wczoraj z wioski i ktoś musi za nimi ruszyć.
— A ty oczywiście masz ważniejsze sprawy, jak choćby wyjadanie mi...
— Zbiegli na Demoniczną Pustynię — przerwał jej, a Sayuri zamarła.
Tak, mieszka już tutaj dostatecznie długo, żeby zrozumieć powagę sytuacji.
— I Gaara ciebie wysłał? — Zapomniała o tytule grzecznościowym patrząc w napięciu na Kankuro.
— Cóż... nie Gaara… ale większość dostępnych jouninów jest na misjach, dwójka, poza mną i Temari zasiada w Radzie, sześciu jest w szpitalu i została tylko garstka — zaczął mówić, jakby całkiem zapomniał, że nie powinny trafiać do niej takie informacje.
Gdyby Sayuri była prawdziwym szpiegiem właśnie dzisiaj złożyłaby raport o problemach w obsadzie. Ale oczywiście nie zrobi tego.
— Chciano wysłać naszą dwójkę, ale... jakoś tak nie chciałem, żeby Temari ze mną szła. Musiałbym się wtedy i o nią martwić, a nie o misję.
Sayuri doskonale to rozumiała. Chory system, w którym żyli ninja, polegał na wrzucaniu przypadkowych osób do jednej drużyny. Taka drużyna zżywała się ze sobą i kiedy woleli ratować życie swoim przyjaciołom niż skupić się na misji, było to bardzo źle odbierane przez społeczeństwo. A jeśli w jednej drużynie znajdował się członek rodziny... Cóż, Sayuri nie chciała sobie nawet tego wyobrażać.
— Rada nie może tam wysłać jakiś nieopierzonych gówniarzy, dla których bardziej liczy się prestiż i chwała niż cokolwiek innego.
— Kiedy ruszasz? — Sama była shinobi... być może w zawieszeniu, ale wiedziała, że dalsze roztrząsanie sprawy albo puste słowa nic nie pomogą.
— Co prawda Rada chciała, żebyśmy jutro wyruszali, ale uważam, że powinno to się odbyć jak najszybciej. Mam godzinę na ogarnięcie się, ale właściwie mógłbym już ruszać — westchnął cicho, ale zaraz uśmiechnął się do niej wesoło. — Tylko jak mógłbym zniknąć bez pożegnania, co?
— To tylko taka poza — zaśmiała się, wiedząc, że lepiej utrzymywać go w dobrym nastroju. — Ty przecież nie ruszasz się poza ten budynek bez swojego ślicznego makijażu. To na misje byś poszedł taki nieprzygotowany? A fe, Kankuro!
— Ranisz moje serce — zaśmiał się Kankuro i ruszył w stronę swojego pokoju. Najpewniej, by zrobić ten swój makijaż. — Poza tym, Sayuri, nazwałaś mnie ślicznym! Wybaczam ci.
— Makijaż jest śliczny, nie ty — odparowała i oboje zachichotali. — To nie przeszkadzam ci już.
Chociaż prowadzili wesołą wymianę zdań, Sayuri wiedziała co się za tym kryje. Raczej żaden shinobi idący na misję, nie chciał roztrząsać stopnia niebezpieczeństwa czy innych kwestii. Dzień przed misją chciał się porządnie urżnąć albo spędzić czas z rodziną czy przyjaciółmi, jeśli takowych posiadał. Westchnęła cicho i spróbowała skupić się na czytanej książce, ale oczywiście nie mogła. Odtwarzała sobie w myślach wszystko, co wiedziała na temat Demonicznej Pustyni. Cóż... już sam fakt, że to pustynia stwarzał problem, ale dla mieszkańców Suny zapewne trochę mniejszy niż dla niej. Co jeszcze... No tak, nieoczekiwane anomalia pogodowe, burze piaskowe pojawiające się znikąd, ogromne skorpiony, brak równomiernie obstawionych schronień czy wież strażniczych. Cholera, niewesoło.
Nagle wyprostowała się i zesztywniała. Gdyby tylko... gdyby tylko wiedzieli, że mają u siebie tropicielkę. Cholera... ale co zrobić? Nie mogła chyba błagać, żeby ją puścili, bo wszystko spali. Będzie skończona. To w takim razie... Powinna zignorować, że ludzie narażali życie, a ona mogłaby tę misję wykonać bez zbędnego narażania się?
Ale czy na pewno byłaby w stanie? Warunki, do których nie była przyzwyczajona raczej i tak nie pozwoliłyby na wykonanie tej misji. Zapewne nie byłaby w stanie przejść stu metrów... Przypomniała sobie wędrówkę po pustyni blisko dwa miesiące temu. Nie... nie mogłaby jej wykonać. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie zmienia to faktu, że po raz kolejny czuła się tragicznie i te zdradzieckie łzy popłynęły jej po policzkach. Nawet gdyby chciała walić całą tę misję szpiegowską, nie mogłaby pomóc. Była całkiem bezużyteczna!

***

Kankuro wszedł do salonu, gdy był już gotowy. Makijaż bojowy zakrywał jego twarz, czarny kombinezon stanowił doskonałą ochronę przed piaskiem, a marionetki zapieczętowane w zwojach tylko czekały, by mógł ich użyć. Żyć, nie umierać! Przygotowywał w myślach jakąś zabawną kwestię, żeby móc jeszcze zobaczyć uśmiech Sayuri, nim wyruszy na misje, ale widok, który zastał w salonie, zaskoczył go całkiem. Dziewczyna siedziała skulona na kanapie i bezgłośnie płakała. Jego serce zabiło szybciej. Czyżby tak martwiła się o niego?
— Sayuri, no co robisz taką nieszczęśliwą minę. — Przysiadł obok niej na kanapie i uśmiechnął się. — Jeszcze trochę się ze mną pomęczysz, nie dam się tak łatwo.
— T-to dobrze. — I ona spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszło jej to nieszczególnie.
Kankuro nie opanował się. Przez cały ten czas nie potrafił zdobyć się na żaden dwuznaczny gest, na jakikolwiek ruch, by ta śliczna kobieta znalazła się w jego ramionach, ale teraz... Kiedy ją przytulił, bez żadnego podtekstu, tylko przytulił ją i mógł poczuć jej ciężar zrozumiał coś, a wręcz był pewien. Za nic w życiu nie postawi jej w takiej sytuacji, w jakiej stawiał wiele innych kobiet przed nią.
Cholera... szedł na cholernie niebezpieczną misją, a zaczynał zgrywać bohatera. Bo zdał sobie sprawę, że nigdy w życiu nie potraktuje jej jak innych kobiet. Zasługiwała na coś o wiele lepszego niż seks bez zobowiązań. O cholera... czy właśnie podjął pierwszą w życiu dojrzałą i nieegoistyczną decyzję?
— To co, skoro już moje silne ramiona dały ci ukojenie — mrugnął do niej — to może pozwolisz, żebym ruszył na misję, co?
Sayuri skinęła głową nie mogąc wydusić z siebie głosu.
— Raczej nie spotkam się już z Temari... a wydaje mi się, że lepiej, żeby dowiedziała się tego od ciebie niż od Gaary... Przekażesz jej? — Po raz drugi skinęła głową. — To... będę leciał. Trzymaj się.

***

Sayuri była w rozsypce. Czy Kankuro ją przytulił, a może to tylko omamy wywołane zbyt dużą ilością stresu? A jeśli jednak umysł nie spłatał jej figla, to jak miała to interpretować? Opadła bezwładnie na kanapę. Ale... w tym uścisku nie było nic... nieodpowiedniego. Tak przynajmniej czuła. Poza tym... o cholera! O czym ona myślała?! Przecież Kankuro ruszył na misje, a ona zamiast spróbować się ogarnąć i wyglądać jak człowiek przed Temari rozpamiętywała zwykły, przyjacielski uścisk.
Po kilku chwilach uspokajania rozszalałych myśli, zaczęła doprowadzać się do porządku. Nadal kołatała jej w głowie myśl, że powinna udać się do Gaary i wykonać tę misję, ale dopadało ją zbyt wiele wątpliwości. Ta samowolka mogłaby doprowadzić do tragicznych konsekwencji. Przede wszystkim zerwanie sojuszu. No tak... bo kto tolerowałby na swoim podwórku szpiega? Ewentualna wojna, przy szalejącym dookoła Akatsuki to także dość czarny scenariusz. Poza tym nie była w stu procentach pewna, czy dałaby radę wykonać misję. Nie miała pewności, bo warunki były zbyt ciężkie. Tym razem nie chodziło o jej lenistwo czy brak motywacji. Tym razem warunki naprawdę dałyby jej w kość i...
— O, cześć Sayuri. — Temari bez zbędnych wstępów opadła na fotelu i chwyciła ciasteczko. — Wiesz co? Mayumi domyśliła się, że to Asawa... — Przerwała na widok miny dziewczyny. — Co się stało?
— Kankuro ruszył na misję.
Temari przez chwilę przyglądała się jej, ale machnęła ręką. Najwidoczniej za bardzo przeżywała to wszystko. W sumie to i lepiej, że zrezygnowała ze stopnia. Kontynuowała więc swoją wypowiedź, nie martwiąc się o brata.
— No... i musiałabyś widzieć minę Nanami, która tak swoją drogą ostatnio coś...
— Został wysłany na Demoniczną Pustynię.
Tym razem Sayuri uzyskała zamierzony efekt. Temari zamarła i patrzyła na przyjaciółkę z rozdziawioną buzią.
— Słucham?
— Tak mi powiedział. Ponoć ktoś zbiegł z wioski, właśnie w stronę Demonicznej Pustyni, a Kankuro ma go ścigać.
— A-ale... A mój pieprzony braciszek nie wysłał mnie z nim?
Oczy Temari ciskały gromy i nikt nie mógł mieć wątpliwości, gdzie pobiegła, taranując przy okazji stolik. Sayuri westchnęła cicho. Cóż... trzymała kciuki, by obrona absolutna Gaary nie zawiodła tym razem.

***

Atmosfera na kolacji była tak gęsta, że Sayuri miała wrażenie, że za chwilę się udusi. Temari milczała i jadła posiłek, bez słowa czy spojrzenia w stronę Gaary, który wyglądał całkiem normalnie. Jakby obeszła go świadomość, że posłał brata w śmiertelnie niebezpieczne miejsce. Prawdopodobnie i Sayuri pomyślałaby tak, widząc go jeszcze dwa miesiące temu. Ale teraz poznała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że te ukradkowe spojrzenia posyłane siostrze, wskazywały na najwyższy stan rozchwiania emocjonalnego Kazekage. Oczywiście nie okazywał zbyt wiele emocji, ale te dyskretne i nie do końca opanowane gesty w jego wypadku były tak ekspresyjne, że Sayuri miała ochotę krzyczeć, by Temari opanowała się i dała mu spokój. Ale nie mogła się wtrącać. Absolutnie. Była tutaj jedynie służbą, w dodatku z innej wioski.
— Możesz podać mi sól?
Zwykłe pytanie ze strony Temari było ostre niczym ostrze, a zimne spojrzenie zmroziło Sayuri. Posłusznie podała sól.
— A ty co o tym myślisz, co?
Tego właśnie się obawiała. Że prędzej, czy później będzie szukała w niej oparcia. O cholera...
— Chociaż szanuję Sayuri, to nie sądzę, by jej zdanie miało jakiekolwiek znaczenie. — Od wypowiedzi wybawił ją Gaara.
— A co mnie to obchodzi? — warknęła Temari patrząc na brata doprawdy morderczym wzrokiem. — Ty nie liczysz się z moim zdaniem, ze zdaniem nikogo, ale ja chyba mogę posłuchać co inni mają do powiedzenia, prawda? Mów, Sayuri. Co o tym myślisz? — No to była wkopana i pogrzebana żywcem. Co miała odpowiedzieć, do cholery?!
— Sądzę, że to chyba dobrze, że zostali wysłani doświadczeni shinobi — powiedziała wymijająco.
— Doskonale wręcz — warknęła Temari, mrużąc niebezpiecznie oczy. — Ale dlaczego ja nie zostałam wysłana, co? Kankuro może narażać swoją dupę, a ja mam tylko siedzieć w domu i martwić się o tego gnojka?!
Sayuri zwątpiła czy złość skierowana była na nią, Gaarę, czy Kankuro, który odważył się ruszyć bez niej.
— Im szybciej został wysłany pościg tym lepiej, prawda? — Sayuri wtrąciła się, nim zdała sobie sprawę, że nie powinna wypowiadać się w tej materii. Wyraźnie wchodziła w kompetencje Kazekage, który na domiar złego znajdował się w tym samym pomieszczeniu.
— Posłanie po mnie na stałe miejsce ćwiczeń całkiem zaburzyłoby to, prawda? — ironizowała Temari, skupiając swoją złość na dziewczynie. — Pięć minut to kupa czasu, co?
— W przypadku tropienia raczej tak — odparowała Sayuri.
Gaara obserwował tę scenę z rosnącą ciekawością. Z czystego egoizmu cieszył się, że złość Temari skupiła się na kimś innym, ale z drugiej strony współczuł Sayuri. Chyba nie wiedziała na co się pisze, skoro zaczęła polemikę.
— Bez tropiciela w grupie każda minuta ma znaczenie, prawda?
— Przecież Kankuro też nie ruszył od razu! — Temari jeszcze bardziej podniosła głos. — Poza tym, co ty możesz wiedzieć o misjach?!
— Niewiele — przyznała Sayuri, wzruszając ramionami. — Ale wydaje mi się to na tyle logiczne, że nawet niedoświadczony shinobi zdaje sobie z tego sprawę.
To w końcu zamknęło Temari buzie. Gaara uśmiechnął się ukradkiem pod nosem. Od dawna nie widział, by zabrakło jej argumentów, nawet tych niezbyt logicznych. A właśnie teraz, ich gosposia, która od dawna nie miała nic wspólnego z pracą shinobi, zmusiła Temari, doświadczonego jounina, do posłuchu.
— A idź w diabły, to mój brat! Powinnam pójść z nim.
— Gdyby Gaara... Kazekage-sama — zreflektowała się szybko Sayuri — tobie pierwszej przydzielił tę misję, wolałabyś zapewne, żeby Kankuro nie ruszał z tobą i jak najszybciej byś się zwinęła. Jedyną różnicą byłoby to, że to Kankuro siedziałby teraz, tutaj z naburmuszoną miną.
Temari milczała, a Gaara zastanawiał się czy przypadkiem nie powinien stworzyć dla Sayuri osobnego stanowiska do pośrednictwa między nim, a siostrą.
— Może nie mam racji?
— Masz... Ale nie myśl, że jestem przez to mniej na ciebie zła...
— Ależ skąd. Nie śmiałabym tak pomyśleć. — Atmosfera nagle rozluźniła się. — To ja chyba pozagarniam to wszystko, bo raczej żadne z nas nie ma już ochoty na jedzenie.
Rodzeństwo niezwykle zgodnie przystanęło na ten pomysł. Każde z nich głowiło się nad tym jak też ta rodzina funkcjonowała bez swojej gosposi.

*****************************************

Dotychczasowe rozdziały można określić jako wstęp do historii. Jak w każdej, postaci muszą zostać nakreślone i ustawione w odpowiedni sposób. Od kolejnych rozdziałów zacznie się historia właściwa, która dość często będzie spowalniana przez opisy przemyśleń bohaterów i problemy dnia codziennego w Sunie.

Przy takiej ilości wolnych dni postanowiłam, że dodatkowo dodam rozdziały 25.12 i 01.01 (o ile wytrzeźwieję).

Nie wysilę się na piękne życzenia (nigdy nie byłam w tym dobra) – Wesołych Świąt.

4 komentarze:

  1. Aa! 2 dodatkowe rozdziały. Pięknie. Zdradzę, że nie lubię piec, ale zazdroszczę Sayurce talentu, który wywołuje uśmiech Gaary. Z Twojej zapowiedzi rozumiem, że zaczną się jakieś poważne akcje... teraz ja też martwię się o Kankuro. Lubię go, zarówno w mandze, jak i w twoim ff. Miejmy nadzieję, że co złego, to spadnie na jego przeciwników :D notabene któż to zwiał i dlaczego? Niesubordynacja w Sunie... Ma miejsce tylko dlatego, że staruszki zamknęły Gaare nad stosem papierów. Mam nadzieję, że Kazekage wkrótce da popalić radzie i wprowadzi rządy twardej ręki. Pasuje na dyktatora :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdradzę, że ja nie tyle nie lubię piec, co nie potrafię ;) Pisząc o niesamowitych zdolnościach Sayuri omijam jakąkolwiek kwestię przygotowania tych cudów (jedyna scena, z którą potrafię się utożsamić, to ta, w której spaliła ciasto - to jestem pewna, że byłabym w stanie zrobić xD).

      To co napiszę będzie spojlerem, ale odnoszącym się do przyszłości tak dalekiej, że nawet jeśli wytrwasz tyle czasu z tym ff (ok. 1,5 roku cotygodniowego dodawania rozdziałów), to raczej i tak o nim zapomnisz. Mi też Gaara pasował na dyktatora :D Ale patrząc na to, jaki charakter mu stworzyłam, nie mógł tego zrobić wprost, więc... wspólnie z kilkoma osobami stworzyli nowy system polityczny, który chyba nie ma przełożenia w świecie rzeczywistym - totalitaryzm z demokracją xD Nie mogłam aż tak skrzywdzić Gaary i nadal jest tyranem ;) Ale tyranem kochanym przez lud.

      Spojlerem są zapowiedzi, że to ff w dużym stopniu kanoniczny. Kochany, uwodzicielski Kankuro będzie żył ;)

      Usuń
  2. Byłam trochę zawiedziona, ze tak mało wnoszący rozdział został dodany przed świętami, ale skoro to wstep, to nawet ok. Poza tym dodasz też 2 dodatkowe! Yeah! Też życzę radosnych świąt :*

    Alba Longa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, kolejne rozdziały będą trochę bardziej obfitowały w akcję niż opis pracy Sayuri ;)

      Nie mogę się powstrzymać i muszę dopytać. Zgaduję, że "Alba Longa" to sposób na odróżnianie Cię od innych anonimów, ale skąd pomysł na nazwę? Sama, można powiedzieć, że siedzę po uszy w historii starożytnej i mam nadzieję, że nie wyjdę na naiwną... To od osady założonej przez syna Eneasza? Cholera, mam nadzieję, że to nie jest jakiś popularny zespół muzyczny i nie wygłupię się tym pytaniem ;)

      Usuń