Temari wolnym krokiem wracała ze spotkania z Mayumi. Ostrożnie stąpała po tym cholernym, zdradzieckim piasku.
— Tylko kawałek — wymamrotała cicho. — Jeszcze tylko kawałek...
O tak, doskonale zdawała sobie sprawę, że przesadziła. Na swoje usprawiedliwienie miała jedynie to, że od dawna nie miały czasu z Mayumi na babski wieczór. Zazwyczaj zajęta była pilnowaniem swoich młodszych braciszków. Na nic się zdały ich delikatne sugestie, że powinna przestać zawracać sobie nimi głowę, ona i tak wiedziała swoje.
Gdyby nie jej łajania była przekonana, że Kankuro urządziłby sobie w domu istny burdel, a Gaara? Cóż... Gaara to Gaara i najlepiej mieć go na oku, choćby z przyzwyczajenia. Ale dzisiaj za bardzo sobie dokazała, oj za bardzo. Mayumi miała niezwykłą umiejętność dyskretnego dolewania sake tak, by umykało to jej uwadze. A może specjalnie to ignorowała? Kto wie...
Każdy kolejny metr był istną męczarnią. Była przecież siostrą Kazekage, miała realne szanse, by w przyszłości zająć jakieś decyzyjne stanowisko, a paradowanie po Sunie w stanie skrajnego upojenia mogło to wszystko przekreślić. Rada na przyszłość – nigdy więcej nie pozwolić, by Mayumi dzierżyła ster. Albo coś bardziej realnego, zawsze być przygotowaną na ewentualną nockę u niej. Tak... to bardziej realne.
Nie pozwalała, by cokolwiek nie szło po jej myśli, więc kiedy postanowiła, że wróci do domu, to musiała to zrobić i kropka. Kanki nie raz się z niej śmiał, że jest neurotyczką, ale to chyba normalne, że lubiła wszystko planować. prawda? Tak... jak najbardziej normalne. Przystanęła i udawała, że obserwuje rozgwieżdżone niebo. Z oddali ludzie mogli jedynie pomyśleć sobie, że była jakąś niepoprawną romantyczką. Prawdą było to, że całą siłą woli powstrzymywała się przed opadnięciem na piasek i zrobieniem z siebie niezłego widowiska.
— Dobry wieczór, Temari-sama. — Jakaś niezidentyfikowana, zamazana postać pokłoniła się przed nią. Cholera...
— Witam. — Była z siebie dumna. Nie zatoczyła się, nie bełkotała, tylko dzielnie patrzyła w miejsce, gdzie powinny być oczy rozmówcy. Nigdy więcej nie ruszy do Mayumi bez rzeczy na noc. Nigdy.
— Całkiem przyjemna noc, prawda?
Ten głos... skądś go znała. Tak, to przecież urzędnik od... tak, od archiwum Suny! Ale jak miał na imię...? Wysiliła swoje zwoje mózgowe i doznała nagłego olśnienia.
— Nie jest tak chłodna jak zazwyczaj. A co tam ciekawego w archiwum, Ebizu? — Pomimo sukcesu w kwestii mówienia Temari zdawała sobie sprawę, że jeszcze chwila, a zdradzi czymś swój obecny stan. To przecież niemożliwe, żeby świat nagle wirował, a tylko ona to odczuwała. Cholerna sake...
— To co zwykle, Temari-sama. Ale nie będę już przeszkadzał. Dobrej nocy.
— Tak... Tobie również...
Na szczęście ten cholerny mól książkowy dał jej spokój.
Powoli, małymi kroczkami szła w stronę domu. Już widziała budynek, ale za cholerę nie wydawał jej się bliżej niż godzinę temu. Pobije chyba rekord w powolnym chodzeniu, ale cóż... Za nic nie mogła pozwolić, by ktokolwiek, a zwłaszcza jej kochani braciszkowie, zobaczył ją w takim stanie. Już widziała tryumfalną minę Kankuro, kiedy będzie jej wypominał ten wyskok. A Gaara? Cóż, jeśli o niego chodzi nigdy nie była w stanie domyślić się co też działo się w jego głowie, ale jako jej przełożony nie powinien widzieć jej w takim stanie.
Cholerna Mayumi... Ale to przecież nie tylko jej wina. Gdyby nie fakt, że Masaru dostał wilczy bilet, nie byłaby w tak podłym nastroju, nie dałaby się namówić na jeszcze kilka kolejek i nie byłaby w takich tarapatach. Kogo mogła winić? Oczywiście to wina Rady, że widziała podwójnie, a podłoże wymykało jej się spod nóg.
W końcu, podczas swojej karkołomnej wyprawy, Temari musiała przyznać przed sobą, że nie da rady. Oparła się o ścianę sklepu i rozważała możliwość chwilowej drzemki, by nabrać siły. Ale zanim wzięła się za realizację swojego genialnego planu, dostrzegła siedzącą nieopodal Sayuri. Pomimo kłopotów ze wzrokiem, nie dało się jej nie rozpoznać po tych jej ognistych włosach, które nawet nocą nie traciły na wyrazistości.
O cholera... żeby tylko jej nie zauważyła! Wtedy nie tylko jej bracia się dowiedzą, ale też na pewno straci w oczach swojej gosposi. Przecież jako kunoichi i siostra Kazekage nie powinna być widziana w takim stanie. A poza tym... ona była z Konohy, gdzie ludzie z pewnością potrafili radzić sobie z problemami bez konieczności sięgania po sake. Kiedy zaczęła modlić się w duchu, by jej nie dostrzegła, ta jak na złość zwróciła głowę w jej kierunku. Powoli wstała z ławki, na której siedziała i podeszła do niej.
— Co tam, Temari? — Sayuri uśmiechnęła się. — Też nie możesz spać?
— Tak jakoś... no... chyba nie... znaczy tak. — Nagle jej opanowanie i kontrolę szlag trafił. Dostrzegła cień zrozumienia w oczach Sayuri. O cholera... wpadła.
— Chyba jesteś zmęczona.
Temari wpatrywała się w swoją gosposię z odrobiną agresji. Co, uważa się za lepszą, bo...
— Co myślisz o tym, żebym Ci pomogła? Trening w środku nocy musiał cię wykończyć, nie?
Nagle Temari błogosławiła tę cudną kobietę. Okazała się niezwykle domyślna i nie sprawiała wrażenia zniesmaczonej.
— Tak... jakoś tak ten babski trening nie specjalnie wyszedł mi na zdrowie — mruknęła, dając się chwycić pod ramię i być prowadzoną przez Sayuri. — Ale skoro to babski trening, to chyba żaden podły facet nie musi o tym wiedzieć... prawda? — dodała, patrząc uważnie na byłą już kunoichi z Konohy. Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się łobuzersko.
— Pewnie, im mniej wiedzą o naszych treningach, tym lepiej. Wiesz, że to jest jedyny trening, który nadal praktykuję, pomimo rezygnacji z wykonywania misji?
Temari wybuchła śmiechem i poczuła się o wiele lepiej, że znalazła w niej sojusznika. O tak... fakt, że nie tylko kobiety z Suny nie radzą sobie z emocjonalnymi problemami, poprawił jej samopoczucie.
Powoli, niespiesznie dotarły do budynku administracyjnego wioski Piasku. Ostatnie kilka prostych pokonały w błyskawicznym tempie, wiedząc, że nawet późną porą niektórzy urzędnicy siedzą w swoich biurach. Kiedy dotarły do salonu, a po chwili i przed drzwi pokoju Temari, Sayuri poczuła ulgę. Dobrze wiedziała jak odbierana jest kunoichi, która na zbyt wiele sobie pozwoliła, a co dopiero kiedy ta kunoichi jest z rodziny Kazekage...
— Dziękuję, Sayuri... — mruknęła Temari, otwierając drzwi. — Z nieba mi spadłaś.
— Nie ma sprawy. Nikt się nie dowie, a rano uszykuję ci coś, co postawi cię na nogi.
— Będę wdzięczna — mruknęła niewyraźnie Temari, myśląc już tylko o łóżku. — Ale może... Jeśli to nie problem, przyjdź tutaj. Nie wyjdę z tego pokoju, dopóki nie będę... no wiesz... dopóki nie będzie ze mną... dopóki nie będę tak zmęczona.
— Jasne. Dobranoc.
— Dobranoc, dobranoc...
Temari zamknęła drzwi i nie mając siły na nic innego, opadła na poduszki. Nie zapytała nawet Sayuri, co robiła na tamtej ławce ani czemu wyglądała na tak przybitą. Cóż... to wszystko musi poczekać, aż trochę wytrze.... aż nie odpocznie.
***
Dla Gaary nocne czuwanie było normą. Każdej nocy obserwował swoją wioskę i miał aż zbyt wiele czasu na rozmyślanie. Kiedyś szukał jakiś sposobów na zabicie nudy... cóż w jego przypadku mogło być to odebrane nawet dosłownie... Miał raczej na myśli jakieś zajęcie, zainteresowanie. Ale nigdy nie odnalazł nic na tyle fascynującego, by móc oddać się temu całkiem.
Po kilku nieudolnych próbach poddał się i jak zawsze spędzał noc na ponurym rozmyślaniu o niezbyt wesołej przeszłości oraz o niezbyt pewnej przyszłości. Nie było to zbyt pocieszające, ale nic nie mógł poradzić, że jego myśli zajmowały jedynie te tematy. Chociaż... od pewnego czasu zmieniło się to odrobinę. Odkąd wprowadziła się tutaj Sayuri, łamał sobie głowę, by rozwikłać co też jego gosposia ukrywała. Doskonale wiedział, że nie była całkiem szczera, ale pomimo dokładnych obserwacji nie odkrył nic, co mogłoby wzbudzić najmniejsze podejrzenia. Jego rodzeństwo całkiem się do niej przekonało, a co gorsza i on zaczął odczuwać do niej zaufanie i sympatię. Podczas tych nielicznych rozmów odkrył, że to jedna z wąskiego grona osób, które nie obawiały się go. Co prawda z początku nie była tak śmiała, ale ich ostatnie rozmowy można zaliczyć do tych swobodnych i nie do końca pasujących do relacji przełożony-podwładna.
Westchnął cicho i odgryzł kolejny kawałek karmelowego ciasta, którego rzadko można było uświadczyć w Sunie. Cholera... jak tak dalej będzie piec, to prędzej czy później sam będzie miał problemy, żeby ją stąd wywalić, nawet jeśli rzeczywiście okazałoby się, że brała udział w jakimś spisku. Jej umiejętności w tym kierunku były... niesamowite. Chyba sam fakt, że ostatnio zaczęła piec po dwie blachy mówił same za siebie.
Gaara ze zgrozą dzień wcześniej zrozumiał, że kiedy nie miał w pobliżu jakiegoś jej wypieku, czuł się jak narkoman na głodzie i jedynie jego żelazna wola nie pozwalała mu podkradać Kankuro. Raz nawet wybuchła między nimi kłótnia o ostatni kawałek. Kiedy opanowali się w końcu, oboje zrozumieli jak groteskowa w ich przypadku była to sytuacja i lalkarz wybuchł śmiechem. Sayuri chyba musiała słyszeć ich kłótnie, bo dziwnym trafem następnego dnia dwie blachy pojawiły się na kuchennym blacie. Niezwykle przewidująca gosposia.
Chociaż... spędziła już tutaj miesiąc i powoli nawet on przestawał traktować ją jak zwykłą pomoc domową. Jego brat już zdążył do niej na tyle przywyknąć, że czasem Gaara zauważał, że zamiast ulepszać czy co tam jeszcze, swoje marionetki, pokazywał Sayuri te wszystkie miejsca, których Temari nie zdążyła jej pokazać, albo raz zabrał ją na wycieczkę po tych spokojniejszych częściach pustyni.
A Temari? Gaara stracił już rachubę, ile na wyrost zapłacił Sayuri na żądanie siostry. Ta ciągle wypominała mu, że dziewczyna nie wiedziała jaki jest tutaj klimat i powinna mieć odpowiednie ubrania, i chyba jemu, jej pracodawcy, powinno zależeć by miała jak najbardziej komfortowe warunki. Nie spierał się, ale nie mógł jej przecież dawać więcej niż powinna z kasy wioski, więc wypłacił jej dość sporą zaliczkę z prywatnych pieniędzy, których początkowo Sayuri nie chciała przyjąć, ale Temari nie miała takich oporów i na siłę wcisnęła biednej dziewczynie całą sumę.
Kiedy po tygodniu ponownie zaciągnęła ją do gabinetu w dokładnie tym samym celu, Sayuri, pomimo trudnego charakteru jego siostry, nie przyjęła pieniędzy i z rumieńcem wybiegła z gabinetu. Oczywiście to jemu oberwało się od Temari, ale nie przejął się tym zbytnio. Martwiło go coś innego. Chociaż... martwienie to może zbyt mocne sformułowanie. Raczej coś nie dawało mu spokoju.
Doskonale widział jakie relacje panują w jego domu. Jak Sayuri droczyła się z Kankuro, plotkowała po kątach z Temari, ale to wszystko zazwyczaj pryskało, kiedy wchodzi do apartamentu. Cóż... miał niejasne przeczucie, że tak powinno być. Przecież był jej przełożonym... jak zresztą każdego w Sunie. Ale o wiele lepiej się czuł, kiedy czasem wpadał na nią w kuchni i ucinali sobie krótką pogawędkę. Wtedy czasem zapominała się, kogo miała przed sobą. Nie zapominała oczywiście o etykiecie i tytułowała go z szacunkiem, ale kilka razy zdarzyło jej się powiedzieć coś nazbyt swobodnego czy żartobliwego. Ale naturalnie nie mogła traktować go tak, jak Temari, czy Kankuro. Czy tego żałował? Nie potrafił tego rozstrzygnąć. Chyba wolałby, aby ta jedna z nielicznych osób, która nie ucieka przed nim ze strachem, mogła poczuć się swobodniej przy nim. Tak... ale jakim cudem mógłby to osiągnąć?
Kiedy zjadł kolejny kawałek ciasta, dostrzegł ruch w cieniu budynku, na którym aktualnie spędzał czas. To nic niezwykłego, od jakiegoś czasu ludzie powoli przekonywali się, że nocne wędrówki nie były tak niebezpieczne jak w czasach, kiedy był okrutnym potworem. Przynajmniej to się zmieniło... Ale zanim całkiem zatopił się w niezbyt wesołych myślach, dostrzegł, że to jego gosposia zdecydowała się na nocny spacer. Niby nic podejrzanego, ale Gaara nie mógł nic na to poradzić, że ruszył za nią, aby sprawdzić, dokąd zmierza. Prawdopodobnie po raz kolejny Sayuri udowodni, że nie robi nic niestosownego, ale nie mógł przecież udawać przed sobą, że niczego nie ukrywała. Musiał mieć na nią oko.
I z tym postanowieniem ruszył za nią. Powoli przemierzała Sunę, chłonąc wzrokiem jej niespotykane piękno. Tak... Gaara widział jej uśmiech i sam nieświadomie uśmiechnął się pod nosem. To dobrze, że powoli przyzwyczajała się do tego miejsca. W końcu... jeśli wszystko pójdzie dobrze, spędzi tu resztę życia. To chyba normalne, że jako Kazekage zależało mu, by czuła się jak najlepiej w jego wiosce.
Przez jakiś czas obserwował młodą kobietę, ale po raz kolejny nie zrobiła nic, co mogłoby wydać się podejrzane. Nawet takiemu paranoikowi jakim był on sam. Już chciał ją opuścić i udać się na dalsze nocne rozmyślanie, kiedy zauważył, że usiadła na ławce, kuląc się na niej. Nie odszedł, tylko dalej ją obserwował.
Po chwili dostrzegł, że uśmiech zniknął z jej twarzy, a zamiast zwykłego, wesołego wyrazu twarzy maluje się na niej przygnębienie. Cóż... to chyba normalne. Każdemu człowiekowi zdarzają się czasem chwile melancholii, a osobie, która porzuciła swoje dotychczasowe życie tym bardziej mogą się zdarzyć. Kiedy Gaara po raz drugi miał zamiar odejść, dostrzegł coś, co ponownie zmusiło go do obserwacji. Płakała. Może nie rozpaczliwie, ale łzy z całą pewnością błyszczały na jej twarzy. Próbowała je nawet dość nieudolnie zetrzeć, ale w ich miejsce pojawiały się nowe.
Gaara nie czuł się zbyt pewnie w takiej sytuacji. Jego relacje z ludźmi jedynie z czystej grzeczności można było nazwać poprawnymi, ale w gruncie rzeczy nie wiedział on o nich nic. No może prawie nic. Jak więc powinien zareagować? Podejść do niej? Ale jako kto? Raczej jego oschły sposób bycia w parze z faktem bycia przełożonym Sayuri nie rokował zbyt dobrze. Nie był odpowiednią osobą, by ją pocieszać, a nawet gdyby, to za cholerę nie wiedział co w takiej sytuacji powinien zrobić. Najlepiej chyba udawać, że nic nie widział. Ale... jakoś nie potrafił. Po chwili wahania wykonał pierwszy krok, by zbliżyć się do niej i powiedzieć cokolwiek, nawet jakiś najgorszy banał, ale w porę zatrzymał się. W oddali dostrzegł Temari i odetchnął z ulgą. Jej na pewno nie umknie podły nastrój Sayuri i zdecydowanie lepiej zajmie się nią niż on. Ale jeszcze chwilę został, by zobaczyć jak też się sprawy potoczą.
Nie przewidział w swoich kalkulacjach jednego. Jego siostrzyczka była zalana w trupa i zamiast pomóc Sayuri, to ona pomogła Temari dotrzeć do domu. Z jakiegoś niewiadomego powodu był zły na nią i planował, że nazajutrz w ramach pokuty za nieprzepisowe upicie się w czasie, kiedy teoretycznie nie miała wolnego i powinna być w stanie gotowości, da jej tygodniowy przydział w patrolowaniu Demonicznej Pustyni, co było najgorszą możliwą karą dla shinobi z Suny. Ale opanował się. Po co miał to robić? Przecież... w gruncie rzeczy nie zrobiła nic złego... prawda?
***
— O cholera... życie mi ratujesz — wyjąkała blada jak ściana Temari, niepewnie siadając na łóżku. Zapomniała już jak to jest spędzić wieczór z Mayumi. Ale teraz nie była zdana sama na siebie. Z wdzięcznością patrzyła na Sayuri, która przyniosła zdatne w jej stanie pożywienie i szklankę. Z herbatą najpewniej.
— Nie ma sprawy. Poczekam aż zjesz.
Temari niespiesznie zabrała się za jedzenie i opowiedziała pokrótce co też poprzedniego wieczoru nawyrabiała. I dlaczego. Zwierzyła się jej z historii z Masaru. Bogowie... chyba całkiem przestała myśleć o niej jak o gosposi, a zaczęła traktować jak przyjaciółkę. To niesamowite, że w przeciągu miesiąca zdążyła tak się do niej przywiązać.
— ... więc sama widzisz, że to wszystko jego wina. Gdyby nie odpyskował tak wtedy, to ten dureń nie próbowałby go wywalić z Suny.
— Masz rację, faceci to same problemy — zaśmiała się Sayuri i wygodniej rozłożyła na fotelu. Pokój był niezwykłym połączeniem czystej kobiecości i morderczej strony Temari. Zresztą... Tak, ten pokój doskonale do niej pasował. Te pastelowe ściany, wymyślne czerwone zdobienia i niezliczona ilość broni ładnie wyeksponowanej na półkach dawały efekt, który tylko siostra Kazekage mogła uzyskać. — Bogowie... gadam jak Shikamaru, ale chyba trochę płci mi się popieprzyły — zaśmiała się i ze zdumieniem zrozumiała, że Temari jej nie wtórowała. Przyglądała się jej badawczo, a przyłapana na gorącym uczynku powróciła do jedzenia.
— Więc... hm... znasz Shikamaru?
Sayuri powstrzymała się przed wybuchnięciem śmiechem. Może te plotki, które krążyły w Liściu to nie tylko wymysł naczelnych plotkarek, Sakury i Ino? Trzeba to sprawdzić.
— Tak, byłam razem z nim w Akademii — odpowiedziała, ostrożnie dobierając słowa. — Ale na szczęście nie wylądowałam z nim w drużynie. — Przemilczała fakt, że nigdy nie miała drużyny. — Co prawda jest całkiem do rzeczy, ale dwie wiecznie marudzące osoby to za dużo jak na jeden zespół.
— Do rzeczy?
Sayuri wcale nie zdziwiła się, że z całej jej wypowiedzi Temari wychwyciła tę jedną informację. Zresztą specjalnie ją do tego sprowokowała.
— No pewnie — odpowiedziała, kradnąc jedną kanapkę. — Ale nie zagłębiajmy się w szczegóły, nie będę robiła darmowej reklamy tej chodzącej doskonałości.
Dopiero wówczas Temari zorientowała się, że ta ruda małpa droczyła się z nią.
— Chodząca doskonałość, też coś! — prychnęła,
— Nie wiem jak tutaj, ale w Konoha ludzie kochają plotkować — brnęła dalej Sayuri z rozbawieniem malującym się na twarzy. — I jakoś tak... dziwnym trafem nasz konohański geniusz pali się do bycia twoim... znaczy waszym przewodnikiem. Kiedy przybywaliście do nas, razem z dziewczynami robiłyśmy zakłady, ile czasu zajmie mu dotarcie do Hokage i błaganie o przydzielenie mu zadania opieki nad wami. — Teraz to już grubo przesadziła, ale czego się nie robi, by popchnąć ludzi w swoje ramiona.
— Widać przynajmniej czemu kunoichi z Konohy stoją na takim poziomie. Nie macie nic lepszego do roboty?
Sayuri wzruszyła ramionami.
— Wiesz... taka anomalia, jak ożywiony Shikamaru to nie przelewki. — Mrugnęła do Temari łobuzersko.
— A daj mi spokój. — Blondynka zdecydowała się na łagodniejszą broń niż kunai, więc rzuciła w Sayuri poduszką, ta tylko zaśmiała się. Bezczelna. — Pewnie robił maślane oczka do Kankiego, bo mnie raczej próbował doprowadzić do szału.
— Zapewne masz racje. Kto jak nie inny facet doceni brutalne piękno twojego braciszka, udając, że nie widzi ciebie?
— Brutalne piękno? — Temari uniosła brwi, a po chwili wybuchła śmiechem. — Jeszcze jeden taki tekst o Kankuro, a naprawdę zacznę się o ciebie obawiać.
Dość sprawnie przerzuciła problem z siebie na Sayuri. Ta oczywiście przejrzała strategię Temari, ale postanowiła dać jej spokój.
— Chyba nie ma obaw. — Sayuri wzruszyła ramionami. — Kiedy dyskretnie próbowałaś mi uświadomić jakie związki lubi twój kochany brat, zrozumiałam że raczej nie chcę być zabawką na jedną noc, a na stały związek z którymkolwiek z was nie mam co liczyć. Za wysokie progi — dodała, wiedząc, że to prawda. Jako dzieci Kazekage nie powinni wiązać się z kimkolwiek bądź. Raczej z jakimiś ważnymi członkami klanów czy szlachty. Więc nawet gdyby Sayuri rzeczywiście dostrzegła to brutalne piękno w Kankuro to oszukiwałaby jedynie samą siebie. Nie miała co liczyć na cokolwiek poważnego.
— A tam, pieprzenie...
Nagle i Temari spoważniała. Od dziecka nienawidziła tego konserwatywnego podejścia elit do pochodzenia. Nie chciała widzieć samej siebie jako klaczy rozpłodowej, a i zapewne jej bracia byli tego samego zdania. Zresztą... i ojciec nie popisał się wiążąc się z ich matką, która nie była wysoko urodzona, a jedynie z bogatej rodziny. Może więc i im uda się wyrwać ze szponów elit? Co prawda... sprawa Gaary była skomplikowana z wielu powodów, a fakt, że w tak młodym wieku został Kazekage, nie dawał zbyt wielkich nadziei. Rasa ożenił się, zanim został Kage, więc miał łatwiej. Ale na razie nie było problemu, bo Gaara wykazywał takie samo zainteresowanie kobietami, co lalkami Kankuro. Temari kilka razy nawet zamartwiała się z tego powodu, ale uznała (co dla niej niespotykane), że to zbyt osobista sprawa, aby o tym rozmawiać.
— Właściwie nie miałabym nic przeciwko takiej bratowej, ale nikomu nie życzyłabym takiego męża jak Kankuro.
— To chyba sprawa jasna — skwitowała Sayuri. — A teraz spróbuj mojej autorskiej receptury na twoje problemy po męczącym treningu.
— Więc to nie herbata? Chyba sobie daruje...
— Twój wybór. — Sayuri wzruszyła ramionami. — Ale ja już spadam, muszę sprzątnąć łazienkę, a i obiad będzie niedługo. Jak poczujesz się na siłach, to zanieś kubek do kuchni.
Temari kilka razy już przyłapała się na tym, że dziwi się czemu Sayuri tutaj sprząta. W takich razach dopiero po chwili uzmysławiała sobie, że była przecież ich gosposią, a nie członkiem tej dość pokręconej rodziny. Jak to się stało, że tak przywiązała się do niej?
— Jasne. Nie będę cię zatrzymywać. — Temari nie byłaby sobą, gdyby nie pozwoliła sobie na złośliwości. — Przecież za rogiem masz szansę spotkać miłość swojego życia... przepraszam... brutalne piękno w postaci mojego kochanego braciszka.
Sayuri uniosła się dumą i nie skomentowała tej wypowiedzi. Doskonale wiedziała, że to zemsta za jej wścibstwo w postaci osoby Shikamaru. Zatrzasnęła za sobą drzwi, dając wyraz swojemu niezadowoleniu i uśmiechając się pod nosem, ruszyła w stronę łazienki. To nieprawdopodobne, że tak bardzo polubiła...
Ale nie dane jej było skończyć tej myśli. Wpadła na ścianę z piasku i przez ułamek sekundy kontemplowała swoje rozkojarzenie z poziomu podłogi. No ale bez przesady... wpadać na ściany? Dopiero po chwili miała pełen obraz w sytuacji. Choć fizycznie faktycznie wpadła na ścianę z piasku, to w rzeczywistości chroniła ona jedynie swojego właściciela, którego obrona absolutna nie pozwalała na zbytnie zbliżenie się do niego. Ze zgrozą dostrzegła, że piasek posłusznie opadł na podłogę, a w miejscu, w którym przed chwilą była piaskowa ściana stoł zaskoczony Gaara, który chyba także nie za bardzo zwracał uwagi dokąd idzie. No tak... ale on z racji swojej pozycji mógł nawet chadzać z zamkniętymi oczami, to ona powinna schodzić mu z drogi.
— Przepraszam, Kazekage-sama — powiedziała szybko.
Gaara spojrzał na nią zdumiony, chyba dopiero teraz zorientował się w sytuacji. Lekkie zmieszanie pojawiło się na jego twarzy.
— Daj spokój — mruknął. — To ja przepraszam — dodał, wyciągając w jej kierunku dłoń.
Sayuri automatycznie chwyciła ją i już po chwili zorientowała się, że nie była to dłoń wyciągnięta na zgodę. Gaara postawił ją do pionu, jakby nic nie ważyła. Była zszokowana. Dobrze... może i nie był jeszcze tak napuszony jak większość Kage, ale raczej nie wypadało, żeby podnosił z ziemi swoją niefrasobliwą gosposię.
— Nie za bardzo panuje nad obroną — dodał jakby chciał się przed nią usprawiedliwić.
Jak miała zareagować? Przecież to ona powinna się tłumaczyć. Ale zwróciła uwagę, że nie musiała traktować go w pełni jak Kazekage. Oczywiście to było niesamowicie trudne. Lawirować pomiędzy tym co było jej wolno, a czego nie w stosunku do niego, ale chyba na razie nie przekroczyła jakiejś granicy.
— Nie ma sprawy, Kazekage-sama. — Uśmiechnęła się wesoło. — Pomimo krzywdzących opinii, twój piasek nie jest tak twardy jak o nim mówią. — O cholera. Czy przed chwilą myślała o jakiś granicach? Chyba właśnie ją przekroczyła. A właściwie na pewno... Co ją podkusiło?! Ale zamiast dalej gromić siebie w myślach i salwować się ucieczką, spojrzała w stronę dość niespotykanego dźwięku. Mianowicie Gaara parsknął śmiechem, co Sayuri usłyszała po raz pierwszy, odkąd tu zamieszkała.
— To powinnaś się cieszyć — skwitował jej wypowiedź z rozbawionym wyrazem twarzy i ruszył w stronę łazienki.
Sayuri po raz pierwszy w życiu znalazła się w sytuacji, której absolutnie nie rozumiała i która całkowicie ją przerastała. Co się tu do cholery właśnie wydarzyło? Czyżby zażartowała sobie ze śmiercionośnej broni przerażającego jinchuuriki z Suny... do niego właśnie?! A on... zaśmiał się i jeszcze pogłębił ten żart wprowadzając całą sytuację na całkiem nowy wymiar absurdu? Chyba tak. Z mocno bijącym sercem ruszyła w stronę swojej sypialni. Dzisiaj nici z mycia łazienki. Prawdopodobnie nici z robienia czegokolwiek przez następny rok. Dopóki nie uspokoi się w pełni.
***
Temari przez jakiś czas biła się z myślami. Cholerna Sayuri... całe miesiące misternych planów w pizdu. Kiedy po raz ostatni widziała Shikamaru, obiecała sobie, że już nigdy, absolutnie nigdy nie pozwoli sobie na myślenie o nim. Przecież kiedy się widywali on jedynie starał się ją sprowokować – nieustanne kłótnie to była cała ich znajomość. I pomimo tego... sama nie wiedziała co widziała w tym pieprzonym shinobi z Konohy. Nie był ani specjalnie przystojny, ani sympatyczny, ani szczególnie bystry... No tu już przesadziła. Sądząc z zasłyszanych plotek, jego IQ było diabelnie wysokie. Co widziała w tym napuszonym idiocie? Chyba wolała nie odpowiadać sama przed sobą na tego typu pytanie.
Ostatecznie zamknęła te rozmyślania w głębi swojego umysłu, mając nadzieję, że i tym razem uda jej się zapomnieć o tym mężczyźnie. Po co miałaby się katować domysłami i marzeniami, które nigdy się nie spełnią?
Westchnęła cicho i spojrzała na tajemniczą recepturę Sayuri. Może jednak powinna tego świństwa spróbować? Zachowując się jak dziecko, powoli wzięła do ręki kubek, krzywiąc się przy tym. Podniosła nieco naczynie i powąchała. Nic strasznego. Upiła pierwszy łyk... Ohydztwo! Jeśli to jej nie postawi na nogi, to ona sobie z panną Shirai porozmawia. Nie marudząc dalej wypiła całość, udając, że napój nie jest aż tak obrzydliwy, jak w rzeczywistości był. Odłożyła kubek obok pustego już talerza i czekała na jakieś efekty. Nie była osobą cierpliwą, więc po piętnastu minutach czczego leżenia odpuściła sobie i postanowiła wykonać poranną toaletę, a potem zrobić awanturę Sayuri. Nie ma to jak zabawy jej kosztem. Najpierw Shikamaru, a potem to paskudztwo. Shikamaru? Wróć, on przecież nie istnieje.
Wstała i zaczęła rozglądać się za jakimiś ciuchami. Zdała sobie sprawę, że nudności przeszły, głowa była przyjemnie lekka, a to subtelne wirowanie świata całkiem zniknęło. O cholera... z awantury nici, będzie musiała wyściskać swoją gosposię.
Kiedy już była świeża, piękna i pachnąca postanowiła poszukać Sayuri. Najpewniej była w kuchni. Niespiesznie skierowała kroki w tamtym kierunku, ale niestety nie było tam nikogo. Już chciała udać się do jej pokoju, gdy poczuła lekkie ssanie w żołądku. No tak... Sayuri zrobiła jej, co było właściwe na kaca, ale niezbyt pożywne. Może więc najpierw się naje, a dopiero potem pójdzie do niej? Tak... doskonały plan. Poszukała w zakamarkach jakichś ciast czy dań z poprzednich dni i nie zawiodła się. Jakimś cudem ostały się dwa kawałki karmelowego ciasta i część wczorajszej kolacji, a może dzisiejszego śniadania?
Zasiadła przy stole i nie bawiąc się w damę, dosłownie wciągała w siebie frykasy, którymi raczyła ich Sayuri. Bogowie... niech nikt z Konoha nie waży się nawet próbować zabrać jej z powrotem.
— Więc już lepiej się czujesz? — Zamarła na dźwięk głosu najmłodszego brata. Spojrzała w jego stronę. Gaara stał oparty o futrynę, a jego twarz nie była tak nieprzenikniona jak zawsze. Wpatrywał się w nią i wydawał się być... zirytowany? Ale czemu? Przecież nie naraziła się żadnemu.... O cholera! Więc jednak Sayuri była zdradziecką żmiją... A tak na nią liczyła.
— To, co robię w czasie wolnym to moja sprawa — odparowała oschle. — I powiedz swoim małym ptaszkom, żeby się do mnie nie zbliżały, jeśli chcą zachować głowę.
Gaara spojrzał na siostrę nieco rozbawiony. Tak jakby naprawdę sądziła, że istnieją w Sunie osoby, które chciałyby dla niego, a nie przeciwko niemu spiskować. A może pomyślała, że to Sayuri doniosła mu o jej wpadce?
— To nie był twój wolny czas — upomniał ją łagodnie, a Temari rzuciła mu wyzywające spojrzenie.
— Tak? To może w ramach kary poślij mnie na Demoniczną Pustynie, co? — zakpiła, a Gaara ugryzł się w język i nie wspomniał siostrze, że rozważał tę możliwość.
— Obiecuję, że przemyślę. — Oj tak, dwie swobodne wypowiedzi to zdecydowanie zbyt wiele jak na jeden dzień. Widział rano minę Sayuri, kiedy podjął nieudolną próbę żartu, a i teraz Temari patrzyła na niego jak na ducha. Odchrząknął i posłał siostrze chłodne spojrzenie, którym raczył wszystkich swoich podwładnych. — Przyszedłem, żeby porozmawiać o czymś innym.
— Tak? — Temari obrzuciła go podejrzliwym spojrzeniem.
— Wczoraj, zanim wpadłaś na tamten plac w stanie, o którym nie będę wspominać... Sayuri płakała. Może zajęłabyś się tym.
Już chciała zarzucić jakąś kąśliwą uwagę na temat małych, zdradzieckich żmij, ale w porę powstrzymała się. Skąd on niby o tym wiedział? Raczej mało prawdopodobne, by Sayuri mu się zwierzała.
— A ty tak właściwie to skąd o tym wiesz? — Bogowie albo miała omamy, albo jej młodszy braciszek wyglądał na zmieszanego. Czyżby śledził Sayuri? A jeśli tak, to po co?
— Nie muszę się przed tobą tłumaczyć — powiedział w końcu.
Temari uniosła brwi z pobłażliwą miną.
— Jeśli nie chcesz, to po prostu powiedz. Pomyślałem, że ktoś mógłby z nią porozmawiać. To wszystko.
— Pewnie, że z nią porozmawiam, nie musisz mnie o to prosić. — Chciała zadać jeszcze kilka pytań bratu, ale ten chyba nie był zbyt skory do zwierzeń.
— Muszę wracać do gabinetu — powiedział tylko i ruszył w stronę schodów.
Temari dobrze wiedziała, że skoro Gaara uznał rozmowę za zakończoną, to tak musiało być. Dziwne... od kiedy on przejmował się samopoczuciem drugiej osoby? Po co chodził za Sayuri? Czyżby po raz pierwszy zainteresował się kobietą? Aż wstrzymała oddech. To niedorzeczne, niemożliwe... Tak, to po prostu niemożliwe. Zapewne dopuściła się nadinterpretacji i niepotrzebnie szukała drugiego dna w jego wypowiedzi. To najnormalniejsza rzecz na świecie, że Gaara chodził sobie nocą po Sunie, spotkał Sayuri i widząc ją płaczącą nie zignorował tego, tylko przyszedł do niej. Tak, cholernie normalne. Taka codzienność można by rzec.
***
Temari czekała jeszcze dobrą godzinę aż Sayuri raczy przyjść do kuchni. Już za chwilę pora obiadu, a ona nadal nie przychodziła. To nie było normalne. A może Gaara miał rację i coś dziwnego działo się z ich gosposią? Zastanowiwszy się nad tą możliwością, postanowiła pójść do pokoju Sayuri. Jeśli jej zazwyczaj ślepy na innych brat zauważył coś niepokojącego, to chyba naprawdę powinna przejąć się tą sprawą.
Gdy znalazła się pod odpowiednimi drzwiami, zapukała cicho. Odpowiedziała jej cisza. Ale Temari nie była osobą, która przejmuje się pojęciem przestrzeni prywatnej i bez zbędnych ceregieli wparowała do pokoju.
Zatrzymała się na progu i zdumiała się. Czemu ten pokój był tak... pusty? No tak. Po raz kolejny gromiła się w myślach. Przecież Sayuri mieszkała tu dopiero od miesiąca i nie miała jeszcze czasu przemalować pokoju albo kupić jakiś drobiazgów. Uważnie przeczesała spojrzeniem pokój i dostrzegła Sayuri zwiniętą w kłębek na łóżku. Imponujący był fakt, że pomimo nieznośnie wysokich temperatur nakryła się kilkoma kocami, jakby chciała odgrodzić się od świata. Cóż, nie z Temari te numery.
— Wstawaj, Sayuri. — Kiedy nie uzyskała zamierzonego efektu, pociągnęła za koc, a niezbyt zachwycona twarzyczka gosposi przywitała ten wrogi świat. — No, dalej, mów.
— Daj mi spokój Temari — wymamrotała, chowając głowę pod poduszką. — Biorę sobie urlop. Najlepiej dożywotni, jeśli łaska.
— Najlepiej jeszcze płatny, co? — zakpiła blondynka, a usłyszawszy cichy pomruk aprobaty dobiegający spod poduszki zaśmiała się krótko. — No dalej, nie mam całego dnia.
— Ale o co ci chodzi? — Sayuri w końcu dojrzała do konfrontacji ze światem. Wyłoniła się spod poduszki i spojrzała na rozmówczynię. — Mam do wykorzystania jeden dzień w tygodniu na wolne. Przepracowałam już cztery tygodnie. Biorę więc cztery dni wolnego.
— A co po czterech dniach? — Przysiadła się na skraju łóżka z braku innej możliwości. Nie było tu fotela, czy choćby krzesła. — Samobójstwo, czy uciekniesz?
— W Konoha jest urodzaj zdrajców ostatnimi czasy — wymamrotała Sayuri. — Może dołączę do tego zacnego grona.
— Oj, a ty myślisz, że Kankuro albo Gaara puściliby cię po tych twoich wypiekach? Raczej zmobilizowaliby wszystkie siły, żeby cię odnaleźć.
— To świetnie...
— No dobrze, a teraz... skoro już pożartowałyśmy i w ogóle, to może powiesz mi co takiego strasznego się stało, co?
Sayuri wyglądała jakby się wahała.
— Daj spokój, opowiedziałam ci już połowę mojego życia, a ty nic o sobie nie mówisz. Nie naciskam, ale chyba dzisiaj mogłabyś spróbować mi zaufać.
— No... — Sayuri zamknęła oczy i zbierała się na odwagę. — Sądzę, że już nigdy nie pokażę się twojemu bratu na oczy.
Temari zdębiała. Jak niby miałaby interpretować jej słowa? Widząc, że dziewczyna zarumieniła się i opuściła wzrok, zdecydowała się jakkolwiek zareagować.
— Cóż... hm... to dość nieoczekiwane — powiedziała ostrożnie. — Ale za cholerę nie wiem o czym mówisz... i o którym... — dodała po chwili namysłu.
Sayuri podciągnęła kolana pod brodę i schowała głowę między nimi.
— O Gaarze, mówię o Gaarze... — wyszeptała tak cicho, że Temari musiała mocno się wysilić, żeby usłyszeć.
— Tak... cóż... wiesz, widziałam go dzisiaj i no... nie wyglądał na zagniewanego, czy coś — Temari nie odważyła się powiedzieć, że zainteresował się nią. Jeszcze nie wiedziała co takiego zdarzyło się między tą dwójką. Bogowie do czego to dochodzi? Już prędzej spodziewała się, że będzie zmuszona pocieszać Sayuri po jakiejś dziwnej sytuacji z Kankim, ale żeby Gaara? Tego już za wiele!
— Nie? To... no... ulżyło mi. Nie powiem...
— To skoro już jesteś oazą spokoju, może wrócisz do żywych?
Sayuri skinęła głową i powoli zbierała się do wstania.
— Ale zanim wyjdziemy, może powiesz mi co się stało?
— Wymsknęło mi się coś nieodpowiedniego.
— Nieodpowiedniego? — powtórzyła zdumiona Temari. Z tego co sama widziała i słyszała Sayuri była chodzącą doskonałością w kwestii etykiety. Może nieopatrznie nie zatytułowała Gaary? — Co konkretnego?
— Ja... — Tym razem kolor twarzy rudowłosej doskonale współgrał z jej włosami. — Chyba coś, że... no... jakoś, że jego piasek nie jest tak twardy jak o nim mówią — rzuciła na wydechu.
Temari zamurowało. Dosłownie. Nigdy w życiu nikt wśród żywych nie odważył się powiedzieć cokolwiek na temat broni jej brata. Nigdy. A co dopiero zwykły człowiek. O cholera, cicha woda z tej Sayuri.
— A co on na to? — spytała nieswoim, cichutkim głosikiem.
— Coś w stylu... że powinnam się cieszyć w takim razie, czy coś... — Sayuri uniosła wzrok i dostrzegła wyraz twarzy Temari. Więc jednak nie wyolbrzymiała swojej reakcji. Ona także była w szoku, o ile nie większym niż ona sama kilka godzin wcześniej.
— Dobrze... to teraz ze szczegółami proszę.
Sayuri pokrótce streściła przebieg ich spotkania.
— Cóż... cholera... no przynajmniej nie musisz się przejmować, nie jest zły. Na tyle go znam. — Ale czy na pewno znała swojego brata? Nigdy w życiu nie słyszała, by ten żartował albo reagował w zabawny sposób. Poza tym nigdy, absolutnie nigdy nie słyszała by się śmiał. No... dreszcz jej przebiegł po plecach... parę lat wcześniej śmiał się, owszem. Ale raczej był to śmiech, po którym włos na głowie się jeżył, a nie zmuszał do wesołości.
— To myślisz, że mnie nie zwymyśla jak tylko mnie zobaczy?
— Nie, raczej nie. — Temari uśmiechnęła się sztucznie. Wszystko stawało na głowie. Kankuro, który jeszcze nie zrobił niczego nieodpowiedniego w kierunku Sayuri. Gaara który nagle zdawał się dostrzegać więcej niż przedtem i który żartował sobie ze wszystkimi dookoła. Co jeszcze? Może ona sama niedługo zacznie marzyć o wyjeździe do Liścia, żeby... STOP! O nie, tego już za wiele. — Lepiej idź zrobić obiad — warknęła. Cóż, może to nie bezpośrednio wina Sayuri, że dotychczasowa rzeczywistość Temari brała w łeb, ale to przecież odkąd ona się pojawiła, sprawy przybrały tak nieoczekiwany obrót.
***
Sayuri siedziała na parapecie swojego pokoju i zastanawiała się nad możliwymi sposobami rozładowania się. To chyba pierwszy raz, kiedy pragnęła treningu. Najlepiej z Gaiem albo Lee. Tak, żeby po nim nie mieć siły na nic, a zwłaszcza na myślenie. Tak... może to by pomogło?
Kiedy Temari na siłę wyciągnęła ją z pokoju, nie zdarzyło się nic niepokojącego. Podczas posiłku, który spożyła z rodzeństwem, Gaara nie wyglądał na złego czy zirytowanego. Najwidoczniej przeszedł do porządku dziennego nad jej zbyt śmiałym i niezbyt taktownym zachowaniem. Mogła odetchnąć z ulgą, że przeszło jej to płazem, ale... No właśnie. Ale. Nie zmieniło to faktu, że nadal czuła się tragicznie. A z każdym kolejnym dniem jej samopoczucie pogarszało się.
Mieszkała w Sunie już dość długo. Zdążyła przywyknąć do obowiązków, klimatu; można nawet powiedzieć, że polubiła swoją codzienność. Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że poczuła szczerą sympatię do trójki dzieci Czwartego Kazekage. Naprawdę. Po tych kilku tygodniach zdołała zżyć się z nimi i to właśnie przez to czuła się tak tragicznie.
Co z tego, że Tsunade nie oczekiwała od niej raportów i obiecała, że zajmie się Koharu i Homaru? Przecież była szpiegiem. Nie miało dla niej znaczenia, że była raczej żałosną imitacją szpiega i nie wykonywała misji, tylko zachowywała się jak rasowa gosposia. Co z tego? Oszustwem wdarła się do tej rodziny i została przyjęta w sposób, który przeszedł jej najśmielsze oczekiwania.
Nawet nie dostrzegła kiedy Temari stała się jej przyjaciółką i nie wyobrażała sobie popołudnia bez zwykłej dawki ploteczek przy kawce i ciasteczkach. Wcześniej? Tak bardzo wyśmiewała się z Ino i Sakury, które urządzały sobie takie właśnie nasiadówki. Może po prostu wcześniej nie miała prawdziwej przyjaciółki, przy której czułaby się na tyle swobodnie, by plotkować w wolne popołudnia?
A Kankuro? Nigdy nie zrobił nic niewłaściwego przy niej. Uwielbiał się z nią droczyć, a kiedy tylko wspomniała, że brakuje jej zieleni, ten od razu zarządził, że następnego dnia zabiera ją do oazy, która nie była wcale tak daleko od Suny. Co prawda tych marnych kilka drzewek i krzewów nie mogło równać się z wiekowymi lasami dookoła Konohy, ale liczy się gest. On naprawdę chciał jej sprawić przyjemność i nie traktował jak służby, którą tak „de facto” była. Oboje pomagali jej w zakupach, a kiedy nadszedł czas, by cały apartament Kazekage (łącznie z tymi wszystkimi pustymi sypialniami, salonikami i innymi przyległościami) lśnił czystością oboje, z chęcią zabrali się za pomoc. Nikt jej nie traktował jak kogoś gorszego. Po tym jak zdobyła ich zaufanie, traktowali ją niemal na równi z sobą.
Niemal... No tak, w końcu Gaara, który był najważniejszą postacią w Sunie, nie mógł ucinać sobie z nią ploteczek czy latać na zakupy, ale zawsze był wobec niej uprzejmy. Za każdym razem, kiedy sprzątała mu w gabinecie, dziękował jej. Nigdy nie rozkazywał, a prosił, by zrobiła to, czy tamto. Sielanka. O czymś takim marzyła.
Tak... właśnie tego chciała. Chciała zapomnieć, że kiedykolwiek była shinobi, że musiała chodzić na misje. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zostanie tu na zawsze i nikt się nie zorientuje w jakiej roli została tu wysłana. Ale z drugiej strony... Aż przeszedł jej dreszcz po plecach... co jeśli się zorientują? Jeśli przybędzie tu jakiś jej znajomy? Modliła się w duchu, by Piąta nie pozwoliła na to.
Najgorsza wcale nie była świadomość, że raczej nie zachowa wówczas głowy, a Suna zerwie sojusz. Nie, najgorsza była myśl, że zobaczy wówczas ich pełne niedowierzania i złości twarze. Zawiedzie ich. Zaufali jej, a ona okazała się być ostatnią szumowiną. Co z tego, że naprawdę nie zdawała raportów? Przybyła tutaj, zaprzyjaźniła się z nimi, a potem? Nagle oznajmi: Przepraszam, ale jestem shinobi, miałam was szpiegować. No, co prawda nie zdawałam raportów, więc chyba wszystko w porządku, prawda? Nadal jesteśmy przyjaciółmi? Jasne...
Skuliła się na parapecie i zamknęła oczy, z których kolejnego wieczoru wypływały łzy. Nie miało prawa być jej tutaj tak dobrze. Tak... ale co w takim razie powinna zrobić? Zbiec z Suny? I co dalej? Wrócić do Konohy nie miała po co, a bycie zbiegłym ninja nie wchodziło w grę. Prawdopodobnie zostanie tutaj i do końca życia będzie katowała się wyrzutami sumienia. Każdego dnia będzie patrzyła w oczy ludziom, którzy stali się niemal tak bliscy, jak Naruto i grała przed nimi swoją rolę. Cóż... może weźmie przykład z Temari i zagłuszy ten irytujący, wewnętrzny głos oparami alkoholu.
**************************
To pierwszy mój głos, jako autorki, bezpośrednio w poście. Mam lekką tremę. ;)
Chyba dla wszystkich widoczna jest ta ogromna zmiana wyglądu. Podziękowania należą się Netce z Sidereum Graphics, która stworzyła ten szablon, wpasowując się w mój gust. Ja tam jestem oczarowana.
To w sumie tyle – życzę miłego weekendu!
To pierwszy mój głos, jako autorki, bezpośrednio w poście. Mam lekką tremę. ;)
Chyba dla wszystkich widoczna jest ta ogromna zmiana wyglądu. Podziękowania należą się Netce z Sidereum Graphics, która stworzyła ten szablon, wpasowując się w mój gust. Ja tam jestem oczarowana.
To w sumie tyle – życzę miłego weekendu!
O kurczę... Żałuję że piszę na telefonie, powinnam scrollować przeglądarkę żeby napisać wszystko po kolei. Ale, podsumowując: Temari nieźle musiała pohulać skoro skończyło się niemal drzemką na ulicy. Miałam tę scenkę przed oczami, chciałabym to zobaczyć w anime :P ciekawe czym ona się martwi, czyżby plotkami krążącymi o nieciekawym Shikamaru? Przy czytaniu tej rozmowy przyszło mi do głowy, że zainteresowanie Kankuro lalkami może dać perwersyjne skojarzenia. W każdym razie mnie się one nasunęły. Już nigdy nie spojrzę na niego jako niewinnego pracoholika :P Brutalne piękno przyniosło jednoznaczne skojarzenia i proszę - zjawił się brutal, ma wyczucie czasu :D przy tym dialogu groziła mi śmierć... Nie powinnam czytać blogów przy herbacie. Piasek nie jest tak twardy jak o nim mówią? Nie mogę z tego, czy to ja jestem niewyżyta czy ten dialog miał tak dwuznacznie zabrzmieć. Biorąc pod uwagę, że nikt z bohaterów nie ma problemów z interpretacją, chyba powinnam się udać na leczenie. Ciekawe kiedy Gaara się zorientuje że jego braciszek może mieć ochotę na najlepszy kawałek ciasta. A może Kankuro dostrzeże jakąś inną słodycz, lepszą od lalek? Pozdrawiam, jeśli mnie nie zamkną w kaftanie będę tu za tydzień... PS: zastanawiałam się, co się stało, że Sayurka płacze. Potem sobie przypomniałam, że nie jest dla niej prawdziwe stwierdzenie "ja tu tylko sprzątam". Pierwszy raz pomyślałam, że jest w naprawdę nieciekawej sytuacji... Może udawać, że coś robi, nie donosząc, ale zrezygnować z zadania już nie bardzo może. I pozostaje jej przyklejona łatka szpiega. Ciekawe kto się najbardziej wścieknie... Najbardziej wybuchowej reakcji można oczekiwać po Temari. Mam nadzieję że Gaara nie dowie się o zdradzie tuż po tym, gdy zrezygnuje ze swojej tarczy z piasku... On już zawiódł się na tyłu osobach :(
OdpowiedzUsuńCo prawda raczej Gaara ani tym bardziej Sayuri nie czuli podtekstu, ale dla mnie był on oczywisty :D
UsuńW tym ff niedługo wszyscy będą pod wpływem Kankuro i staną się zboczeńcami. Nawet święta Sayuri ;)
Przy zdradzaniu tajemnicy Sayuri na światło dzienne miałam podobne wrażenie do Ciebie. Uwidoczni się to w konkretnej scenie i chyba będzie to oczywiste, że w ostatniej chwili zrezygnowałam z podstępnego uwiedzenia Szanownego przez Sayuri ;)
Co wcale nie jest dla mnie typowe, w tym ff czekam na 18+ :P nawiasem, czy wiesz że w dawnej Japonii kunoichi bardzo często dostawały zadania uwiedzenia kogoś celem zbierania informacji lub zabicia celu w czasie aktu miłosnego? (Znając realia sprzed kilku wieków nie tylko w Japonii, ale i na świecie, można się domyślić, że rola kobiet ninja sprowadzała się niemal wyłącznie do takich zadań). Pomyślałam o tym gdy czytałam tę scenkę ze staruchami i byłam prawie pewna, że Sayurka dostanie takie właśnie polecenie jako "dodatkowo obowiązki ponad sprzątanie". Miałam kiedyś wielką ochotę napisać ff w którym jakaś femme fatale nastawałaby na cnotę demonka. A jakby mu tak zdrajcy z rady Matsuri podesłali w tym celu? Chociaż oczywiście rozsądni radni raczej obstawialiby na laskę mającą uwieść Kankuro albo jakiegoś doradcę licząc się z tym, że z Gaarą może być zbyt mała szansa powodzenia, nie mówiąc o ryzyku. Pomyśl jaki by to był suspense gdyby wysłać do Suny z misją współpracy braterskiej Ino, Shike i Choujiego, z ujawnieniem że jedno z nich ma szpiegować przez łóżko... Po to, by ostatecznie okazało się, że Shika ma uwieść Temari :D stop dyskryminacji ze względu na płeć. Wracając zaś do głównej myśli w tej dygresji - Gaara ma tę obronę absolutną przez co jest przeciwnikiem prawie nie do pokonania, więc chcąc go zabić ktoś na pewno wpadłby na podsunięcie mu zabójczo urodziwej dzierlatki uzbrojonej w truciznę. Oczywiście gdyby Naruto było mangą dla dorosłych
Usuń18+ w tym ff będzie. A na początku nawet bardzo będzie. Kiedy to pisałam wydawało mi się, że w każdym związku jest taki etap, gdzie ludzie zachowują się niemal jak króliki (po latach do pewnego stopnia zgodzę się z tą generalizacją) i tak też chciałam przedstawić związek Sayuri z Gaarą. Później będzie tego coraz mniej, ale rozmowy w tym ff między głównymi bohaterami bardzo często będą pisane z pozycji leżącej, która sugeruje jakiej to wspaniałej czynności się oddawali :D
UsuńPrzyznam, że czytając o Twoim pomyśle aż mi się twarzyczka uśmiechnęła. Gdybyś napisała coś takiego, czytałabym jak szalona i udawała, że to nadal chodzi tylko o Gaarę ;) Miałabym tylko jeden problem. Zwłaszcza istotne będzie to w tym ff, ale ja sugerowałam się tym, że Jinchuuriki jest odporny na trucizny (to chyba była pierwsza scena walki drużyny 7., gdzie Naruto został zraniony zatrutym kunaiem i Kakashi pomyślał coś w stylu "Taka dawka zabiłaby dorosłego, ale przecież ten gnojek ma demona") i genjutsu (coś takiego było podczas treningu z Jirayą, że wystarczy, żeby sakryfikant skorzystał przez chwilę z Chakry demona i po problemie). Choć... można to ominąć ładując realia w czas po wyciągnięciu Shukaku.
Przez Twój komentarz doszłam do wniosku, że im dalej się czyta ten ff, tym bardziej będzie on seksistowski xD Ale to wszystko wina Kankuro. On patrzy na kobiety przedmiotowo i generalizuje wiele zachowań, a Gaara odbija sobie lata dzieciństwa i powtarza zasłyszane słowa starszego braciszka, niczym nieświadomy gówniarz ;)Choć trzeba oddać sprawiedliwość Kankuro, bo Sayuri czasem prowokuje tego typu skojarzenia. Uwielbiam taką pozę zboczonego lalkarza, poza tym jest on w tym wszystkim uroczy, bo jak już spotyka kobietę, z którą jest w stanie utworzyć długofalową relację (czyt. Temari, Sayuri i kilka dodatkowych), są to jedynie przekomarzania ;) A tak w ogóle, to jestem kobietą i seksizm może być mi wybaczony xD
Wiele razy żałowałam, że Naruto nie było przeznaczone dla trochę starszej widowni :(
Nie mogę się doczekać jak rozwinie się relacja Gaary z gosposią. Zdradzisz czy długo trzeba będzie czekać? Ten ff na pewno nie zostanie przeze mnie zapomniany.
OdpowiedzUsuńNie jestem tak do końca pewna, jakiej odpowiedzi oczekujesz. Relacja będzie się rozwijała stopniowo.
UsuńCiężko bez spoilerów pisać mi cokolwiek więcej. Jeżeli chodzi Ci o "związek" Sayuri i Gaary, to kwestia około 10 rozdziałów.