Sayuri znalazła się poza terenami Konohy. Patrzyła na bramę Ukrytej Wioski Liścia i czuła, jak pod powiekami zbierają jej się łzy. Cholera... czy kiedykolwiek tu wróci? Nie wiedziała. Była pewna, że pewien rozdział jej życia właśnie się skończył, a teraz czekał ją znacznie trudniejszy. Ale, jeśli nie chciała zostać zbiegłym ninja, musiała mu sprostać i nie dać się złapać.
Gdy dostatecznie nacieszyła się wszechobecną w tych stronach zielenią, zamknęła oczy i skupiła na otaczających ją cieniutkich niteczkach chakry. Po kilku minutach udało jej się odnaleźć tą właściwą. Wykonała pieczęci, skupiając się na wybranym celu i już po chwili silny podmuch wiatru omal nie zwalił jej na ziemię.
Ledwo utrzymała się na nogach i kaszlała, niemal wypluwając płuca, by pozbyć się z ust piasku. Cholera... dlaczego w swoich narzekaniach nie dodała jeszcze faktu, że od teraz zamieszka na pieprzonej pustyni?! Gdy udało jej się uspokoić oddech, szalejące dookoła niej podmuchy wiatru jakby nieco zmalały, co przyjęła z niemałą ulgą. Cholerny klimat! Wykonała kilka chwiejnych kroków, by przyzwyczaić się do tak niewygodnego podłoża. Z każdym krokiem miała wrażenie, że zapadała się coraz głębiej, ale dzielnie brnęła przed siebie. Jak ci ludzie zdołali się do tego przyzwyczaić?!
Żałowała, że nie przeniosła się bliżej Suny, ale wiedziała, że dość niespodziewane przybycie mogło jedynie przysporzyć jej problemów. Ponadto nawet gdyby nie spotkał ją żaden patrol z Suny, to przecież nie mogła wyglądać na wypoczętą. Już wiedziała, że to niemożliwe przejść przez pustynię bez nadludzkiego wysiłku.
Po godzinie marszu nie wiedziała co było najgorsze w tym miejscu. Niemiłosiernie parzące słońce, znienacka zwalające z nóg podmuchy wiatru czy wszechobecny piasek. Zaczęła rozumieć, dlaczego ludzie zamieszkujący pustynie pomimo wysokich temperatur, zawsze zaopatrywali się w porządne płaszcze. Ten cholerny wiatr smagający ją drobnymi ziarenkami piasku w końcu całkiem by ją wykończył i dziękowała bogom, że znała technikę teleportacji, bo bez tego padłaby chyba trupem już pierwszego dnia podróży po tym jakże urokliwym miejscu. A tak? Jeszcze maksymalnie pół godziny morderczej wędrówki i będzie na miejscu.
Po jakimś czasie dostrzegła majaczący z oddali zarys Suny. Tak... ta wielka, naturalna bariera ochraniająca wioskę z każdej strony musiała być prawdziwym błogosławieństwem, nie tylko pod względem militarnym, ale też stanowi doskonałą ochronę przed kapryśnymi wiatrami.
Sayuri znajdowała się już naprawdę blisko celu podróży, gdy nagle zatrzymała się. Do tej pory blokowała naturalną zdolność wyczuwania chakry, ale teraz, podczas zwykłego dla niej sondowania okolicy, wyczuła go. Był tak blisko, choć od wielu lat znajdował się poza zasięgiem. Bo od jakiegoś czasu wyszukiwała już nie tylko chakry demona, ale też jego. I zazwyczaj był to niezwykle słaby trop, ale teraz... tak intensywnie nie czuła jej od ponad pięciu lat. Czego miała się spodziewać, gdy po raz pierwszy stanie oko w oko z przerażającym pustynnym demonem?
***
Kankuro nerwowo bębnił palcami w blat biurka i przypatrywał się swojemu rodzeństwu. Znajdowali się w dawnym gabinecie ojca i od dobrych dwudziestu minut milczeli. Choć właściwie w ich przypadku był to jak najbardziej naturalny stan, to chyba każdy wyczułby napięcie między nimi.
Lalkarz obrzucił spojrzeniem siostrę. Ta... Temari jak zawsze potrafiła udawać, że była spokojna, ale dostrzegł jej nerwowy ruch palców w kierunku wachlarza. Robiła tak zazwyczaj, gdy nie czuła się pewnie i co śmieszniejsze robiła tak nawet wtedy, gdy jej charakterystycznej broni nie miała w zasięgu ręki, jak choćby teraz. Chociaż wachlarz leżał zabezpieczony pod ścianą, ta nadal instynktownie próbowała go dosięgnąć na plecach. Wzrok Kankuro prześliznął się na młodszego brata. Cóż... z jego mimiki niezwykle trudno odczytać cokolwiek, ale sam fakt, że starym zwyczajem skrzyżował ręce na piersi oznaczał, że i on nie był całkiem spokojny, jak mogłoby się wydawać. W końcu nie wytrzymał.
— Kimkolwiek nie będzie odeślijmy go z powrotem.
— Już o tym mówiliśmy — warknęła Temari, obrzucając brata gniewnym spojrzeniem.
— Ale co to oznacza, że nikt nie chce tu pracować?! — wykrzyknął lalkarz. — Rozumiem, że mamy przejściowe problemy, ale po co nam tutaj jakiś obcy kręcący się pod nogami?!
— Kankuro! Przez miesiąc szukaliśmy kogoś, kto zająłby się tym miejscem i nie było ani jednego ochotnika! Co ty myślisz, że kto tu będzie ogarniał, co?!
— Może ty na początek! Co ci szkodzi?!
— Jestem shinobi, do cholery! Nie będę tu robiła za żadną służącą!
— To może lepiej, żeby ktoś z Konohy całymi dniami przesiadywał w centrum dowodzenia, co?!
Gaara z umiarkowanym spokojem patrzył na rozgrywającą się przed jego oczami scenę. Od tygodnia słyszał tę samą kłótnię wielokrotnie i już chyba na pamięć poznał każde słowo obojga.
— Nie przyszło wam do głowy, że to może być szpieg?!
— Rada wyraziła zgodę i...
— Tak, bo Rada jest nieomylna — ironizował Kankuro. — A nawet jeśli to będzie najzwyczajniejszy człowiek, to co to oznacza, że nikogo nie uda nam się znaleźć?! Dajcie mi się tym zająć, a w kilka godzin znajdę wam chętnych!
— To co, masz zamiar stać nad sprzątaczką z tymi swoimi żałosnymi laleczkami i grozić jej, żeby tu pracowała? No wybacz Kankuro, ale nie sądzę, żeby...
— Żałosne laleczki?!
— Uspokójcie się — powiedział nieoczekiwanie Gaara, przerywając kłótnię.
— A co, ty uważasz, że to wspaniały pomysł, tak? — mruknął lalkarz znacznie spokojniejszym tonem.
— Uważam, że powinieneś wpuścić tutaj osobę stojącą za drzwiami — odparł Kage, czym ostatecznie zmusił rodzeństwo do zawieszenia broni.
***
Kiedy Sayuri spotkała się z wysokim rangą członkiem Rady i jej dokumenty zostały zweryfikowane, miała nadzieję, że to koniec atrakcji na ten dzień. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi i była wykończona, choć na pustyni spędziła niewiele ponad godzinę. A mogła się bardziej przyłożyć do treningów z Gaiem...
Przez następne pół godziny nikt się nią nie interesował, siedziała sama w jakimś gabinecie i czekała na dalszy rozwój sytuacji. Dlaczego nikt tutaj nie przychodził? I chociaż jej obawy były irracjonalne, zaczęła się bać, że już ją wykryli. Próbowała się uspokoić, bo niby jakim cudem mieliby cokolwiek wywnioskować po wymianie zaledwie kilku zdań?
Gdy już myślała, że naprawdę wszyscy o niej zapomnieli, na progu stanął jakiś człowiek, który oznajmił, że Kazekage czeka. Czyli... to już oficjalne? Miała ochotę go o to spytać, ale mężczyzna wcale nie wyglądał na chętnego do jakichkolwiek pogaduszek. W milczeniu ruszyła za nim i gdy znaleźli się na odpowiednim piętrze, zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Jej niezbyt sympatyczny towarzysz wskazał odpowiednie drzwi i z wyrazem niezbyt dobrze skrywanego strachu oddalił się czym prędzej. Sayuri patrzyła na to z niepokojem. Skoro doświadczeni, lojalni wiosce shinobi w ten sposób traktowali swojego przywódcę, to... Wolała nawet nie zagłębiać się w te rozważania.
Z duszą na ramieniu podeszła do odpowiedniego gabinetu i zanim zdążyła zapukać, usłyszała głosy wydobywające się zza drzwi. Słowo szpieg było tak wyraźne, że Sayuri miała wrażenie, że za chwilę tak po prostu zemdleje albo na miejscu wyzionie ducha. Jednak nic takiego nie miało miejsca, więc zaczerpnęła nieco powietrza i zapukała. Osoby kłócące się po drugiej stronie chyba nie usłyszeli tego, a może ignorowali? Kiedy rozważała możliwość głośniejszego zapukania, drzwi same się przed nią otworzyły. Szybko omiotła osoby znajdujące się wewnątrz pomieszczenia. Nie miała żadnych wątpliwości kim byli. Oto stanęła naprzeciw dzieci Czwartego Kazekage.
***
— Ja p-pukałam — wyjąkała niepewnie, postawiwszy pierwszy krok w kierunku gabinetu. Napotkała ich wrogie spojrzenia i poczuła się niezwykle mała i nic nieznacząca.
Stojąca pośrodku pokoju blondynka ubrana była w luźno okalające jej postać czarne kimono przepasane czerwoną wstęgą. Sayuri domyśliła się, że nie był to jej codzienny strój, najwidoczniej Temari nawet swoim ubiorem chciała ukazać się jako niedostępna kunoichi. Kankuro stał zdecydowanie zbyt blisko, by mogła czuć się swobodnie i przeszywał ją spojrzeniem. On również postarał się wyglądać odpowiednio, by pokazać jej, że nie była tu mile widziana. Ten fioletowy, prawdopodobnie bojowy makijaż wcale nie dodawał mu uroku, dzięki niemu wyglądał... Jak to Shikamaru określił? Przerażająco. Dokładnie. Przerażające rodzeństwo.
W końcu skierowała swój wzrok na najgroźniejszego z nich. Gaara stał pod oknem z rękoma skrzyżowanymi na piersi i wpatrywał się w jej oczy z taką intensywnością, że Sayuri miała ochotę uciec i siłą woli powstrzymała ten impuls. On... dosłownie przeszywał ją spojrzeniem i miała nieodparte wrażenie, że sam jego wzrok wystarczy, by dociekł prawdy o motywach przyjęcia pracy. Tak, nie ma co... jej przygoda w Sunie zakończy się w rekordowym tempie.
— Wejdź.
Dopiero po słowach Kankuro zrozumiała, że zamarła w półkroku obserwując ich. Rumieniec zakradł się na jej twarz i opuściła wzrok. Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie. Prawdopodobnie myślą, że jest niespełna rozumu.
Kankuro dostrzegłszy jej rumieniec, uśmiechnął się pod nosem. Cóż... kogoś o tak niezwykle miłej dla oka aparycji się nie spodziewał. Pomimo kilku zadrapań, lekko zniszczonych ubrań, w których nadal tkwiły ziarenka piasku wyglądała doskonale. Jej długie niemal do pasa, ułożone przez kapryśny, pustynny wiatr włosy okalały jej postać mieniąc się w najróżniejszych odcieniach. Zerknął na jej twarz. Miała delikatne rysy twarzy. Jej pełne, ślicznie wyrzeźbione usta wyglądały na tak chętne. Choć opuściła wzrok widział wcześniej jej intensywnie orzechowe tęczówki, które były otoczone rzędem długich rzęs. Nie była zbyt wysoka, sięgała mu co najwyżej do ramion, ale sylwetka pomimo swobodnego stroju, dawała wyobrażenie o tym co może się pod nim kryć. Co tu dużo mówić – niezwykle przypadła mu do gustu.
Temari z kolei spojrzała krytycznie na przybysza. Dlaczego Konoha przysłała tu kogoś o tak niezwykłej urodzie? Czyżby jednak Kankuro miał rację i to szpiega będą gościć pod swoim dachem? Nie była uprzedzona, po prostu... większość sprzątaczek, które spotkała w swoim życiu nie było tak młodych, ani nie wyglądało tak zjawiskowo po długiej wędrówce. A ona pomimo powierzchownych otarć nie ma żadnych poważniejszych obrażeń, nawet na zbytnio zmęczoną nie wygląda. O nie... To wcale nie było normalne, by osoba, która skończyła życie shinobi pięć lata temu z taką łatwością przeszła przez pustynię.
Gaara nie miał zbyt wielu doświadczeń w obcowaniu z ludźmi, ale nie spodziewał się, by jego rodzeństwo tak szybko mogło zamienić się rolami. Zerknął na siostrę i widział widoczny grymas na twarzy, gdy patrzyła na osobę wchodzącą do gabinetu. Kankuro z kolei... z niewyjaśnionych dla niego powodów uśmiechał się z satysfakcją. Dlaczego tak nagle zmienili stanowiska? Tego nie wiedział. Spojrzał na młodą kobietę wchodzącą do gabinetu i dostrzegł popłoch na jej twarzy. Czy mógł się czegoś innego spodziewać? Każdy w Sunie znał powód, dla którego nie odnaleźli żadnych chętnych osób, by tu pracować. To on, ucieleśnienie najgorszych koszmarów mieszkańców Suny, był tego powodem. Oczywiście, jak zauważyła Temari, nie powinni nikogo zmuszać i nawet wizja dość sporych zarobków nikogo nie skusiła. Dlatego musieli uciec się do prośby na zewnątrz i dopiero Konoha postanowiła udzielić im wsparcia.
— Usiądź — oznajmił nowo wybrany Kazekage wskazując na krzesło znajdujące się przed jego biurkiem. Sam zasiadł na fotelu po przeciwległej stronie blatu, a jego rodzeństwo po chwili znalazło się po obu jego stronach.
Sayuri niepewnie zasiadła na skraju krzesła i powstrzymywała ciało przed drżeniem. Nie tylko to niezbyt miłe powitanie ją denerwowało, ale też... tak wyraźnej chakry Shukaku nie czuła od wielu lat. A teraz stała przed osobą, która była jej bezpośrednim źródłem.
— Hokage oznajmiła, że wszelkie dokumenty będziesz miała przy sobie.
Skinęła głową, a po chwili zreflektowała się.
— Proszę... Kazekage-sama.
Podała mu swoją teczkę osobową. Starała się nie patrzeć na żadnego z nich. Cholera. Musiała w końcu zacząć ignorować ich przerażającą powierzchowność. Może to tylko złe, pierwsze wrażenie. Czyżby naprawdę była tak niepoprawną marzycielką?
W końcu odważyła się i uniosła nieco wzrok. Najmłodszy w historii Kazekage powoli kartkował jej teczkę, a i jego rodzeństwo zaglądało mu przez ramię. Sayuri miała więc chwilę, gdy nie była pod obstrzałem nieprzychylnych spojrzeń, przyjrzeć się im uważniej.
Temari miała dość specyficzny sposób czesania się. Te cztery kiteczki wyglądały wręcz groteskowo, w porównaniu z jej srogim spojrzeniem w błękitnych oczach i surowym wyrazem twarzy. Ale nie mogła zaprzeczyć – była zapewne dla wielu pociągająca i nie wydawało jej się już tak absurdalne, że Shikamaru mógł się nią zainteresować.
Przeniosła wzrok na starszego z braci. O nim nie mogła powiedzieć nic ponad to, co już na pierwszy rzut oka dostrzegła. Jego ciało było zasłonięte przez typowy dla niego czarny kombinezon, który skutecznie uniemożliwiał oszacowanie postury. Jego włosy były schowane pod kapturem i jedynie oczy wydawały jej się być całkiem normalne. Miały przyjemny, ciepły, brązowy kolor, ale spojrzenie było doprawdy chłodne. Przynajmniej tak jej się wydawało, gdy pierwszy raz na nią spojrzał.
W końcu odważyła się i spojrzała na jinchuuriki Shukaku, którego chakra przez tyle lat miała być dla niej pomocą w treningu. Słyszała już od Naruto, że miał czerwone włosy. Ale to nie w pełni oddawało ich wyglądu. One były wręcz krwistoczerwone, podobnie jak jego tatuaż na czole, którego znaczenie było co najmniej absurdalne... Zignorowała złośliwe komentarze rodzące się w jej głowie i dalej lustrowała go spojrzeniem. Jego oczy, choć teraz skupione na tekście, wydawały jej się przeszywać rozmówców, a ich niezwykła turkusowa barwa z całą pewnością w przyjemny sposób kontrastowała z czarnymi cieniami dookoła oczu. Z tego, co udało jej się dowiedzieć na jego temat te cienie były konsekwencją braku snu. Bo gdyby tylko zasnął... Wzdrygnęła się, gdy nagle spojrzał jej w oczy. Czyżby potrafił czytać w myślach?
— Sayuri Shirai...
Skinęła niepewnie głową na znak, że nie przekręcił jej nazwiska.
— Dlaczego zrezygnowałaś ze stopnia?
Choć jego głos był przyjemny dla ucha, Sayuri nie mogła pozbyć się wrażenia, że ten spokój pobrzmiewający w nim to tylko wyuczone zagranie. Bogowie! Dlaczego musiała zatruwać sobie umysł tego typu przemyśleniami, ale przede wszystkim... Co ma do cholery odpowiedzieć? Nie spodziewała się z ich strony żadnych pytań osobistych. Ale... czy to dziwne? Chcą po prostu poznać osobę, z którą będą mieli styczność. Tak... tylko dlaczego dopiero teraz na to wpadła?
— Ja... raczej nie nadaję się na shinobi — powiedziała w końcu. — Kazekage-sama... — dodała po chwili, przypominając sobie o etykiecie.
— Nie pamiętam cię — rzekła Temari, świdrując dziewczynę wzrokiem. — Nie byłaś na egzaminie na chuunina.
Sayuri szybko w myślach wykonała rachubę i nieco straciła rezon. No tak... egzamin był przed jej rzekomą rezygnacją.
— Na moim poziomie nie miałam szans go zdać. — Nie musiała się nawet silić na kłamstwo – to prawda. Na takim egzaminie oceniane były różne zdolności czy cechy przyszłych chuuninów, ale jak osoba nie znająca choćby podstaw technik czy taijutsu, nie mogłaby konkurować z kimkolwiek. Była doskonałą tropicielką, ale już dawno pogodziła się z myślą, że nie awansuje.
— To dlaczego w ogóle zdawałaś na genina? — Tym razem Kankuro zadał pytanie, a w jego głosie zabrzmiała zwykła ciekawość.
Sayuri wzruszyła ramionami, ale po chwili dotarło do niej, że nie może sobie pozwalać na zbyt swobodne zachowanie.
— Większość moich rówieśników zdawało do Akademii — zaczęła powoli, ostrożnie dobierając słowa. — Także chciałam spróbować, ale chyba nie mam do tego predyspozycji.
— Dlaczego przyjęłaś to stanowisko?
O cholera... Co miała na to odpowiedzieć? Jeśli skłamie, w lot wychwycą kłamstwo. Tego była pewna, a przecież nie mogła powiedzieć prawdy. To chyba byłaby najżałośniejsza rzecz jaką mogła w tej chwili zrobić.
— Tsunade-sama i jej doradcy uznali... uznali, że się do tego nadaję — rzekła w końcu. Nie, w tej wypowiedzi nie było kłamstwa. Choć...
— Nie odpowiedziałaś na pytanie — warknęła Temari, ignorując spojrzenie lalkarza, który miażdżył ją wzrokiem. — Dlaczego chciałaś przyjąć to stanowisko?
— Ja... — No to pięknie. Nic innego nie przychodzi jej do głowy, jak tylko powiedzieć prawdę. Oczywiście jedynie część prawdy. Być może i nie wniknie po tej wypowiedzi do środowiska Kazekage, ale przynajmniej zachowa głowę, a Suna nie zerwie sojuszu. — Ja nie chciałam go przyjmować.
Nie mogła się niczego innego spodziewać, jak zdumionych min rodzeństwa. Chociaż... Gaara wcale nie miał zdziwionej miny, jego twarz była nieprzenikniona odkąd tylko go zobaczyła. Była ciekawa co kryje się pod tą maską nieprzebranego spokoju. Ale... czy naprawdę chciała się przekonać?
— To dlaczego tu przybyłaś? — spytał Kankuro z nieskrywanym zdumieniem.
— Zarządcy chcieli chyba... pomóc sojusznikowi. Zresztą nie omawiają ze mną takich spraw. — Miała już dość tych półprawd, a na jej twarzy każde z dzieci Czwartego Kazekage dostrzegło niechęć. — Otrzymałam rozkaz, by tu przybyć i nie widziałam sensu w odmówieniu jego przyjęcia. Zresztą... — zawahała się — jak miałabym się sprzeciwić?
Takiej szczerości żadne z nich się nie spodziewało. Każdy z nich oczekiwał jakiś wykrętów czy pustych słów. Dlaczego w ten sposób odpowiedziała? I przede wszystkim – co mieli na to odpowiedzieć? Nawet Temari nie była już tak bojowo nastawiona. Widziała teraz przed sobą zwykłą dziewczynę, która jedynie wykonywała polecenia swoich przełożonych.
— Mam cię odesłać? — Gaara nieoczekiwanie zabrał głos.
Nie tylko Sayuri, ale i jego rodzeństwo spojrzało na niego zdumione.
Nie widział sensu w zmuszaniu kogokolwiek do tej roli. Choć będzie to nieco uciążliwe, z całą pewnością jakoś poradzą sobie bez gospodyni. Poza tym... nie chciał częściej, niż to konieczne widzieć strachu malującego się na twarzach podwładnych, a młoda kobieta siedząca przed nim za każdym razem, gdy na niego zerkała, miała spłoszone spojrzenie. Jak jakieś zwierzątko pochwycone w pułapkę.
— Ja... nie wiem... Kazekage-sama — wyjąkała zbita z tropu Sayuri. Z jednej strony właśnie miała okazję do ucieczki z tego strasznego miejsca, ale jak wytłumaczy się Koharu, czy Homurze? Jaki spotka ją los, gdy wróci do Konohy z taką porażką na koncie? — Nawet jeśli wrócę do Konohy, to chyba nie mam czego tam szukać... Nie sprostałam zadaniu, więc...
— Zdajesz sobie sprawę, że z tych dokumentów wynika, że to stały transfer? — Gaara starał się, by jego głos zabrzmiał łagodnie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego przeszłość nadal rzutowała na ocenie jego osoby. Wcale się temu nie dziwił i dlatego tak bardzo starał się nieco załagodzić swój wizerunek.
— Hai, Kazekage-sama.
Rodzeństwo wymieniło spojrzenia. Chociaż każdy z nich w mniejszym, lub większym stopniu miał problem, by zaufać przybyszowi z zewnątrz, nawet w tak błahej sprawie, jak stanowisko, które miała przyjąć, to nie spodziewali się spotkać kogoś takiego. W żadnej mierze nie przypominała shinobi, a fakt, że mogłaby być szpiegiem stawał się coraz bardziej absurdalny. Nawet dla Temari.
— Jakie były twoje obowiązki u Hokage? — spytał po dłuższej chwili ciszy Kankuro.
— Chyba... chyba wszystko jest w tej teczce — odparła niepewnym tonem Sayuri. Tak, pewnie. Tego pytania się spodziewała, ale nadal nie wymyśliła dobrej odpowiedzi.
— Chyba ty najlepiej wiesz, co robiłaś przez te lata — zauważyła z rozbawieniem Temari.
— Cóż... — Sayuri przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią i postanowiła dodać coś jeszcze. Coś, czego nie było w ustaleniach. Ale skoro chciała tu pozostać, doskonale zdawała sobie sprawę, że choć nie zdradzi się jako shinobi, to może jako medyk czy tropiciel. O tym ostatnim nie zamierzała wspominać – to byłoby zbyt podejrzane, by miała takie umiejętności i zrezygnowała. — Wykonywałam wszystkie polecenia Tsunade-sama. Byłam odpowiedzialna za jej pomieszczenia prywatne, a kiedy wolała zjeść w domu, gotowałam jej. Miałam też obowiązek sprzątania w jej gabinecie, a kiedy była w szpitalu robiłam to, co mi kazała... — zawahała się nie wiedząc, jak ubrać wszystko w słowa, by nie zabrzmiało to źle. — Tsunade-sama szkoliła mnie też na medyka. Nie jest to wspomniane w dokumentach, bo nie odbywało się to oficjalnie... Po prostu uznała, że skoro tak często jestem w szpitalu powinnam znać podstawy medycznego ninjutsu. To... to chyba wszystko.
— Rozumiem. — Gaara przypatrywał jej się z uwagą. Choć miał nieodparte wrażenie, że osoba siedząca przed nim nie była do końca szczera, nie widział powodu, by jej nie przyjąć. Nie wiedział co nie dawało mu spokoju. Nie zachowywała się jak shinobi, nie wyglądała jak jeden z nich. Ale też nie widział jej w roli, o której wspominała. Coś mu wyraźnie nie pasowało, ale nie był w stanie określić co.
— Dlaczego Tsunade zrezygnowała z twoich usług? — Choć Temari nabierała coraz większego zaufania do tej dziewczyny nie widziała za grosz logiki w takim postępowaniu Hokage. Sama ją szkoliła, a potem bez słowa odesłała?
— J-ja... nie wiem... Wydaje mi się, że nie ma we mnie nic niezwykłego, a... no przecież wiele osób może zająć moje miejsce. Chyba nie ma większego znaczenia kto jej sprząta czy usługuje.
— Więc przyjmujesz posadę? — Gaara patrzył na nią i choć widział wahanie, zrozumiał już, dlaczego nie irytowała go tak bardzo, jak większość podwładnych. Choć nie czuła się pewnie w jego towarzystwie, nie był to ten sam głęboko skrywany strach i niechęć, jak u większości ludzi z Suny.
— Hai, Kazekage-sama.
— Temari, Kankuro. — Spojrzał na swoje rodzeństwo. — Odprowadźcie ją i przedstawcie zakres obowiązków.
— Nie ma sprawy. — Lalkarz uśmiechnął się, patrząc na tę zakłopotaną, młodą kobietę.
***
W drodze do pomieszczeń prywatnych Temari przedstawiła jej pozostałe nieustalone jeszcze do końca kwestie, jak choćby jej zapłata. Suma może nie była powalająca, ale z całą pewnością większa niż się spodziewała. Zresztą na wszelki wypadek wzięła ze sobą dość sporą kwotę ze swoich oszczędności, ale teraz wydało jej się to zbędne. Wypłatę będzie otrzymywać co tydzień i po drodze wskazali jej odpowiednie drzwi, gdzie w godzinach pracy urzędnika mogła regulować należności.
Po drodze zarówno ona, jak i Kankuro wskazywali jej poszczególne pomieszczenia i ich przeznaczenie, ale, choć Sayuri starała się, za nic nie byłaby w stanie zapamiętać wszelkich imion urzędników czy wysokich rangą członków Rady. Ze wstydem musiała przyznać przed sobą, że nawet w Konoha nie znała połowy imion. To po prostu było zbędne.
W końcu doszli do krętych schodów, które prowadziły w dół. Powoli schodzili nimi, aż w końcu oczom Sayuri ukazał się przestronny, dość przytulny salon. Dość dziwne... pomieszczenia prywatne znajdujące się w siedzibie administracyjnej? Ale nie miała czasu się zastanowić, bo już Temari wskazała jej chyba największą, jaką w życiu widziała kuchnię, a potem rozpoczęła się prawdziwa wycieczka.
Kankuro i Temari oprowadzili ją po całym apartamencie Kazekage i jego rodziny. W końcu dotarło do nowo upieczonej gosposi, że ten apartament to w rzeczywistości cały jeden poziom tego budynku. Po drodze mijała niezliczoną ilość sypialni, łazienek, małych saloników i pustych przestrzeni. Bogowie... jak uda jej się tu zachować choćby mierną czystość? Chyba nic innego nie będzie robiła, jak tylko całotygodniowe rajdy z mopem.
W końcu Temari rozwiała jej wątpliwości. Będzie na co dzień odpowiedzialna jedynie za nieliczną część z tych pomieszczeń. Oczywiście nie będzie miała wstępu do sypialni żadnego z nich, ale pomieszczenia wspólne, jak choćby łazienki, kuchnia czy salon i przylegające im korytarze, będą pod jej opieką. Odetchnęła z ulgą, ale zaraz usłyszała, że przynajmniej raz na pół roku będzie musiała sprzątać całość.
W pewnym momencie Temari kazała jej wybrać sobie pokój, co Sayuri przyjęła ze zdziwieniem. Służba miała mieszkać w jednym miejscu z nimi? Zadała to pytanie, a Kankuro odpowiedział, że nie ma w tym budynku miejsca dla służby, a gdyby miała mieszkać poza tym budynkiem nie byłaby pod ręką. Cóż... widziała w tym logikę, ale zrozumiała, że kryje się za tym coś jeszcze. Po prostu chcieli ją mieć na oku, co również było zrozumiałe. Ostatecznie zdecydowała się na pokój położony najbardziej na uboczu. Nie chciała im przeszkadzać, a wiedziała przecież, że ktoś nowy może nieco zakłócić zwykły tryb życia. Kankuro i Temari wymienili dziwne spojrzenia, ale nie odezwali się. Jak miała to interpretować?
Pospiesznie odłożyła w pustym, nieco zakurzonym pokoju swój plecak i powróciła do nich. Skierowali się z powrotem do salonu.
— To co... Co o tym sądzisz? — zagaił Kankuro.
— Nie wiem jeszcze... — zawahała się. — Nie sądzę, żeby były problemy. Ale czy mogę mieć pytanie?
Rodzeństwo zgodnie skinęło głowami patrząc z umiarkowanym zaciekawieniem na ich nową gosposię.
— Jak mam się do was zwracać... znaczy... — Czuła, jak na jej twarz nachodzą rumieńce. Cholerna Suna! W tak dziwnej sytuacji nie znalazła się jeszcze nigdy. — Nie chciałabym was urazić i...
— Nie widzę powodu, żebyś miała traktować nas jak swoich panów — zaśmiał się Kankuro, a Temari nie wyglądała na rozeźloną, czyli można przypuszczać, że zgadzała się ze zdaniem brata. — To Gaara i Rada są twoimi przełożonymi, nie my.
— Rozumiem.
— Proponuję omówić szczegóły — odezwała się Temari. — I to chyba będzie na dzisiaj koniec.
Przez dobrą godzinę uzgadniali wszystko. Zakres obowiązków wcale nie przytłaczał. Miała jedynie sprzątać i gotować w razie życzenia któregoś z nich. Na razie to wszystko. To od Gaary będzie zależał dalszy zakres jej obowiązków.
Jeśli zaś chodzi o jej wolne – miała do dyspozycji jeden dzień w tygodniu, ale to zależało od jej uznania. Jeśli nie będzie miała nic przeciwko, mogła gromadzić takie dni i w przyszłości wykorzystać je jako zaległy urlop. Sayuri od razu wybrała taką propozycję, choć nie spodziewała się, by w przyszłości miała z niej skorzystać. W końcu... nic specjalnie trudnego czy skomplikowanego jej nie czekało, więc po co miałaby się lenić?
Po ustaleniu pobieżnie wszystkiego, co należało ustalić, Temari zakomenderowała, że to koniec na dzisiaj i może odejść. Dodała też, że jutro ona, albo Kankuro oprowadzą ją po wiosce. Tak... co prawda wolała sama odkryć to miejsce, ale jak mogłaby im odmówić? Wbrew oficjalnym założeniom przecież musiała traktować ich jak zwierzchników.
Mogę zrozumieć dlaczego Kankuro i Temari byli tak negatywnie nastawieni, nikomu nie podobała by się inwigilacja rodzimej wioski. Ciekawe jak będzie wyglądać relacja SayuGaar. To opowiadanie jest dla mnie większą niewiadomą, dlatego trudno wyrobić sobie jakieś zdanie na obecną chwilę:D
OdpowiedzUsuńBuziaki~
p.s. u mnie pojawił się nowy rozdział
Już widziałam, skomentowałam i nie mogę uwierzyć, że zareklamowałaś tą moją grafomanię ;) Ale jeszcze raz dziękuję.
UsuńTrudno coś powiedzieć bez zdradzania dalszego ciągu, ale na tym etapie Gaara jest kanoniczny, czyli bez pazura utraconego po walce z Naruto, zatrzymany w przeszłości i niemogący spojrzeć w przyszłość. Dopiero później będzie zmieniał swoje podejście, aż stanie się do tego stopnia otwarty, że zmieni się w jednorazową swatkę ;)
No no, Sayuri wpadła Kankuro w oko. Ciekawa jestem, czy lalkarz jest w tym opowiadaniu pogromcą niewiast i czy będzie startował do gosposi ;) Dla mnie on pasuje na lovelasa. Podoba mi się temperament Temari, i to, że nie brakuje jej również rozsądku. Gaara w tym rozdziale zachował się cool, już myślałam, że będzie zirytowany kolejną lekko wystarszoną osóbką w swoim otoczeniu. Coś mi się zdaje że Sayuri wybrała sobie pokój tuż naprzeciw jego kwatery... Dobrze, że Kankuro nie zakwaterował jej sobie za ścianą :D
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że nie da się inaczej rozpisać Kankuro niż wiecznego podrywacza z pozą luzaka. Dlatego u Ciebie tak uderzyło mnie, że ma żonę xD Biedny - jak da sobie radę z jedną kobietą na całe życie? Na szczęście i u Ciebie wyszalał się za młodu.
UsuńSądzę, że gdyby Sayuri była zakwaterowana obok Kankuro, Temari siedziałaby pod ich drzwiami przez całą noc ;)
To będzie bardziej widoczne później, ale ja ich traktuję jak szaloną, patologiczną rodzinkę, która mimo tak wielu przejść jest ze sobą bardzo zżyta. Z jednej strony ShikaTema bardzo mi odpowiada, ale przez to, że nie potrafiłabym aż tak odejść od kanonu, będę musiała się z nią ostatecznie pożegnać. To jest powód, dla którego Temari traktuję w dalszych rozdziałach momentami trochę jak outsidera.