sobota, 17 listopada 2018

Gosposia – Rozdział 2

Następne dni były dla Sayuri istnym koszmarem. Zazwyczaj udawało jej się przytłumić wspomnienia, ale kiedy trenowała... Bywały takie momenty, że padała na ziemię wcale nie ze zmęczenia. To strach i potężne wyrzuty sumienia odbierały jej możliwość wykonania choćby najprostszego bloku czy ciosu. Jej aktualny sensei widział, że to wcale nie zmęczenie fizyczne uniemożliwiało jej dalszy trening. W końcu, po kilku dniach bezowocnych ćwiczeń, zmienił nieco podejście. Wraz ze swoją dotychczasową drużyną i dodatkowo Sayuri odbywali każdego dnia mordercze treningi wytrzymałościowe. I chociaż młoda kunoichi po każdym takim treningu ledwo stała na nogach, dziękowała wszystkim siłom, że psychiczne tortury się skończyły.
Sayuri powoli przyzwyczajała się do tych niezwykle intensywnych dni i z czasem doceniała tę odskocznię od wykonywania misji. Mogła w końcu nadrobić zaległości towarzyskie i te dotyczące dnia codziennego. Nareszcie spełniła obietnicę daną sobie wiele miesięcy wcześniej i zrobiła generalny porządek zarówno w swoim jak i Naruto mieszkaniu. Każdego dnia spotykała się ze swoimi znajomymi i całkiem miło spędzała ten czas. W końcu od jak dawna nie miała choćby chwili dla siebie?
Któregoś dnia, gdy szła na zakupy, dogonił ją Konohamaru i przepychając się przez tłum, stanął tuż przed nią.
— Sayuri!
Spojrzała na niego zdumiona. Odkąd Naruto wyruszył na trening, stała się wątpliwą szczęściarą, która jako pierwsza poznawała coraz to nowe, zboczone techniki spadkobiercy klanu Sarutobi. Wzdrygnęła się na samą myśl, że taki dzieciak zajmował się tego typu sprawami. Oj, już ona sobie z szanownym panem Uzumaki porozmawia, kiedy tylko wróci. Nie była świadoma, że przekazał tę tajemną wiedzę młodszemu pokoleniu.
— Konohamaru, jeśli po raz kolejny uraczysz mnie swoją...
— Nie, nie. — Nie dał jej dokończyć. Był wyraźnie podekscytowany. — Staruchy cię wzywają!
— Staruchy... — Sayuri przez chwilę analizowała kim też mogły być te staruchy i w końcu zrozumiała. — Konohamaru... — siliła się na poważny ton. — Szanowny Homura i Koharu to nie staruchy.
Dzieciak tylko machnął ręką i patrzył na nią z błyszczącymi oczami.
— Ale wiesz Sayuri co to oznacza?! — Zrobił chwilę pauzy dla lepszego efektu. — Idziesz na jakąś super-ultra-mega-tajną misję!
— Cudownie — mruknęła.
— Jak możesz być taka znudzona?! — Konohamaru wskazał na nią oskarżycielsko palcem. — JA byłbym zachwycony.
— Pewnie, pewnie. — Potargała go po włosach, jak to miała w zwyczaju robić Naruto. — To ja lepiej już... — Przystanęła i spojrzała zdumiona na chłopaka. — A ty skąd o tym wiesz? To ciebie posłali?
— Ja... ten... — Konohamaru wbił wzrok w ziemię. — Stałem akurat....
— Podsłuchiwałeś? — Uniosła brew, patrząc na niego z rozbawieniem, a chłopak zarumienił się. — To co takiego słyszałeś?
— Że posłaniec ma przyjść po ciebie i masz się do nich udać niezwłocznie, ale ja wcale...
— Sayuri-san.
Odwróciła się i spostrzegła zamaskowanego członka ANBU.
— Czcigodni Homura i Koharu chcą cię widzieć natychmiast w swojej siedzibie. — Kiedy skończył mówić, zniknął w kłębie gęstego dymu.
Sayuri westchnęła cicho.
— Cóż... chyba miałeś rację — powiedziała w końcu, patrząc na Konohamaru.

***

— Homura-sama, Koharu-sama. — Sayuri uklękła na jedno kolano, jak przewidywała etykieta, i nisko schyliła głowę, czekając na pozwolenie, by wstać.
— Usiądź, Sayuri. — Mężczyzna wskazał jej fotel naprzeciw biurka.
Posłusznie zasiadła na nim i zerknęła na swoich rozmówców. Nie darzyła ich szczególną sympatią, ale jako genin choćby w snach nie mogła się im sprzeciwić. Ich pozycja była chyba jeszcze mocniejsza niż Tsunade i jeśli nieświadomie wpakowała się w coś złego, przynajmniej ich zdaniem, Piąta nie mogłaby jej pomóc.
— Wezwaliśmy cię tutaj, aby przedstawić misję, której w najbliższym czasie się podejmiesz.
— Nie rozumiem... Homura-sama. To przecież Tsunade-sama....
— Tsunade nie ma w tym przypadku prawa głosu — przerwała jej sędziwa kobieta.
Cała ta atmosfera... Cóż, niezbyt podobała się Sayuri. Miała nadzieję, że instynkt zawiódł ją, a misja okaże się po prostu jedną z wielu. Tak... marzenie ściętej głowy.
— Hai, Koharu-sama.
— Byłaś posyłana już na misje szpiegowskie, prawda?
— Hai, Koharu-sama.
— Jak długie one były?
— Zazwyczaj... — Zawahała się. — Dwu-trzytygodniowe, Koharu-sama.
— Byłaś kiedyś na dłuższej misji?
— To bez znaczenia, Koharu — odezwał się Homura, przecierając okulary. — I tak nie znajdziemy nikogo odpowiedniejszego.
Sayuri poczuła, że dreszcz przebiegł jej po plecach. Misja? Długoterminowa? O co tu, do cholery, chodziło?
— Homura-sama, jeśli mo....
— Mamy szpiega w Sunie.
O nie, po takim wstępie nie mogła liczyć na cokolwiek przyjemnego.
— Jak wiesz, każda większa wioska posiada swoich ludzi w różnych miejscach. Nasi są bardzo... skuteczni.
Sayuri walczyła ze sobą, by jak najszybciej nie uciec z tego miejsca. Ale dlaczego perspektywa szpiegowania tak bardzo ją tym razem drażniła?
— To oczywiste, że nie mają szans przeniknąć w najwyższe warstwy elit.
No pewnie, że nie! Tylko co ona miała z tym wspólnego?
— Aktualnie istnieje taka możliwość.
Cisza przeciągała się w nieskończoność. To tyle? Czego od niej oczekiwali? Że ruszy do Suny, krzyknie na ulicy, że jest szlachcianką, a po chwili wszyscy zaczną wokół niej skakać? Co niby miała zrobić z tymi informacjami? Dopiero po chwili spostrzegła, że dwójka doświadczonych shinobi mierzyła się spojrzeniami, jakby bezgłośnie nad czymś obradowali.
— Wybieramy ciebie do tego zadania. — Cisza została przerwana przez Koharu. — Z pewnych źródeł wiemy, że niedługo zostanie wyznaczony nowy Kazekage.
Fantastycznie, cudownie, w jakiej roli ją widzieli? Czy nie mogli w końcu tego wykrztusić?
— Ponadto Suna nadal boryka się z pewnymi problemami wewnętrznymi i nie ma odpowiednich kadr.
Niech w końcu powiedzą coś konkretnego, bo za chwilę pomyśli, że to ona miała zostać Kazekage! To ci dopiero absurdalna myśl...
— Zostaniesz tam wysłana z odpowiednimi referencjami i wnikniesz w środowisko nowego Kazekage.
— Jakimi odpowiednimi referencjami? — wykrztusiła Sayuri, ośmielając się przerwać wyższym rangą.
Nie spojrzeli na nią z naganą, a jedynie wyglądali na zniecierpliwionych.
— To oczywiste, nie wyślemy cię tam jako shinobi. Według tych akt — Homura wyciągnął zza pazuchy teczkę osobową – taką, jak każdy shinobi posiadał — pięć lata temu zrezygnowałaś z kariery aktywnego shinobi. Od tego czasu pracujesz w szpitalu jako osobista asystentka Tsunade, a także jako jej pomoc domowa. Rada wioski Piasku wystosowała do nas prośbę, byśmy znaleźli kogoś odpowiedniego.
— W Sunie nie ma sprzątaczek? — warknęła Sayuri, zanim zdążyła ugryźć się w język. Po cholerę się odezwała?! Dosłownie miażdżyli ją spojrzeniem. — Przepraszam Homu...
— Problem leży w tym, że posiadłość Kazekage przez te lata nie była zajmowana przez żadnego i dawna pomoc domowa odeszła, a aktualnie nikt z Suny nie chce się podjąć tego obowiązku.
Sayuri tym razem ugryzła się w język. Już chciała zapytać czego, do cholery, przestraszyły się sprzątaczki? Kurzu?!
— Ponadto żadna z pobliskich, podległych im wiosek także nie zgłosiła ochotników.
To już było zdecydowanie podejrzane. Podległe wioski nie spełniły rozkazu suwerena?
— My także nie byliśmy przekonani, by wysyłać tam swojego człowieka. Ale ty nadajesz się znakomicie.
Choć powinna czuć się zaszczycona, nigdy nie usłyszała bardziej złowieszczego komplementu.
— Nie zachowujesz się i nie reagujesz jak każdy shinobi. Nawet jeśli będą chcieli sprawdzić cię w walce, nic nie zdradzisz swoją postawą.
— A-ale Homura-sama... — wyjąkała blada jak ściana Sayuri. — Przecież to dla wszystkich będzie oczywiste, że zostałam tam wysłana jako szpieg. Jak...
— Zostajesz tam wysłana dożywotnio.
Sayuri miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Opadła głębiej na siedzisko.
— Nikt cię nie będzie podejrzewał o zdradę, jeśli to stały transfer. Poznasz tam też naszego człowieka, któremu będziesz przekazywała informacje. Niezbyt często oczywiście, ale ujawni ci się dość szybko. Twoim zadaniem będzie przyjmować rozkazy od każdego członka Rady, Kazekage czy jego rodziny.
— Co Tsunade-sama o tym sądzi? — siliła się na spokojny ton. To była jej ostatnia szansa, ostatnia deska ratunku. Przecież Piąta darzyła zaufaniem Sunę. Umiarkowanym, rzecz jasna, ale jednak...
— To Tsunade wypisała tę teczkę — odparła Koharu.
Sayuri zamarła. Więc Hokage popierała tę misję?
— Dlaczego ja? — spytała zimnym tonem, gdy w końcu udało jej się otrząsnąć z szoku.
— Odpowiadaliśmy już...
— Nie wierzę, że Tsunade wybrałaby mnie z byle jakiego powodu. Zawsze powtarzaliście, że jestem niezbędna przy misjach i pomimo niskiego stopnia wysyłaliście na zdecydowanie zbyt poważne zadania. — Tym razem Sayuri, straciwszy resztki złudzeń co do sposobów, w jaki prosperowała Konoha, nie bała się, że zabrzmi obcesowo lub butnie. — Nie wierzę, że w tym wyborze nie ma drugiego dna.
Oboje mierzyli ją chłodnym, taksującym spojrzeniem.
— Masz największe szanse na przeżycie.
— Jak mam to rozumieć?
— Jinchuuriki Shukaku zostaje nowym Kazekage. Jeśli Ichibi się uwolni, masz największe szanse, spośród innych osób, które braliśmy pod uwagę, na szybką reakcję i ucieczkę.
Sayuri patrzyła na nich, jakby zobaczyła ducha. Tylko tyle? Nadaje się do tego zadania, bo być może nie umrze?
— Rozumiem, że ciężko nie skorzystać z takiej okazji i nie wysłać szpiega... — zaczęła powoli. — Ale dlaczego? Przecież Suna i Konoha od lat współpracują, nasze relacje jedynie się poprawiały, a...
— Mianowanie na stanowisko Kage jinchuuriki jest ryzykownym posunięciem — przerwała jej Koharu surowym tonem. — Nie można zapominać, że to on stanowił główną siłę w ataku na nas.
Cóż... Sayuri nie miała dobrego argumentu, by temu zaprzeczyć. Chociaż... czy naprawdę nie należał mu się najmniejszy kredyt zaufania? Pamiętała, jak osoby z jej rocznika opowiadały o wspólnie wykonywanych z nim misjach. Nawet według tych najbardziej sceptycznych przestał być zabijających wszystkich wokół potworem.
— Twoim zadaniem jest szybka reakcja i przekaz informacji.
— I zostaję tam tak długo, jak Suna mnie nie zwolni albo Kazekage nie straci stanowiska. Czy dobrze zrozumiałam?
— Nie inaczej. A teraz... — Homura podał jej teczkę. — Masz tydzień do przygotowania się do swojej roli. Jest to tajna misja, więc z nikim o niej nie rozmawiaj. Za tydzień przyjdź tu jeszcze raz. — Oboje wstali. — To koniec, możesz odejść.
— Hai, Homura-sama, Koharu-sama.

***

Sayuri szła wolnym krokiem po wiosce, którą tak ceniła. Rozglądała się dookoła i starała sobie przypomnieć dlaczego właściwie. Wcześniej sądziła, że Konoha była dumnym wyjątkiem, że brudne gry ich nie dotyczyły, że misternie snute intrygi dotyczyły wszystkich innych wiosek, ale... Rzeczywistość, do której musiała przywyknąć, była okrutna.
Właśnie straciła resztkę naiwności, którą mimo wieku posiadała. Co prawda misja ta nie była całkiem odpychająca czy moralnie nie do zaakceptowania. Raczej to prawdziwy powód, dla którego została wysłana, tak ją bolał. Ten powierzchowny był oczywisty – jinchuuriki został mianowany na stanowisko Kazekage. Musiała przyznać, że pomimo braku jednomyślności w tej kwestii z doradcami Tsunade, rozumiała ten powód. Chociaż dość irracjonalne obawy, jednak do przyjęcia. Ale to wcale nie był prawdziwy powód, dla którego miała być posłana na tę cholerną misję. Dwójka pieprzonych dziadów nie mogła zdzierżyć, że Kazekage w ogóle został wybrany. To przecież dawało im większą niezależność polityczną, niż dotychczas mieli. Suna już nie będzie musiała tych najpoważniejszych decyzji konsultować z Konohą, która była ich niewątpliwym gwarantem bezpieczeństwa.
Wskoczyła na dach najbliższego budynku. Doskonale wiedziała, że zastanie tam Shikamaru. Musiała z nim porozmawiać. Nie dość, że na pewno posiadał wiele interesujących ją informacji, to po prostu był jedną z osób, które najbardziej ceniła wśród swoich znajomych.
— Co cię tu sprowadza? — Przechylił nieznacznie głowę, lustrując ją spojrzeniem. Musiał w lot pojąć, że coś się stało.
— Chciałam z kimś porozmawiać — przyznała, siadając obok niego. Podążyła za wzrokiem młodego geniusza i, jak on, wpatrywała się w niebo.
— Chyba nie masz nastroju do rozmowy — zauważył po kilku minutach ciszy.
Sayuri westchnęła.
— Opowiedz mi o egzaminie.
Shikamaru spojrzał na nią zdumiony, przecież słyszała o nim wiele razy.
— Ale wiesz, tak trochę inaczej. Ta cała Temari...
Nara nie spuścił wzroku, dzielnie mierząc przyjaciółkę uważnym spojrzeniem.
— Wasza historia jest dość... interesująca. — Sayuri nie miała pomysłu, w jaki sposób miałaby zagadać o rodzeństwo z Suny. Podczas ploteczek u Ino albo Sakury słyszała, że konohański geniusz zadurzył się w tej twardej kobiecie. Co prawda jej to nie interesowało, ale mogło stanowić niezły wstęp.
— Nie wiem. — Wzruszył ramionami. — To wkurzająca kobieta... jak wszystkie.
— Serio? A z tego co słyszałam... — Co mogła takiego słyszeć? Dlaczego uważniej nie podchodziła do plotek?! — Jakoś tak zawsze łapiesz zadanie bycia jej i jej braci przewodnikiem... No, no Nara...
Tym razem młody mężczyzna nie całkiem opanował rumieniec, zakradający się na jego twarz.
— A kto inny chciałby nim być? — warknął, co było dla niego nietypowe. Nigdy nie okazywał emocji. To było dla niego zbyt wkurzające... Ale Sayuri była bardziej zaintrygowana jego spostrzeżeniem.
— Co masz na myśli? — spytała niewinnie, ale w porę zreflektowała się. Nie miała przed sobą tępego Naruto, z którego informacje mogła wyciskać garściami, bez zbędnego wysiłku. — Czyżby to była twoja linia obrony? Biedny Shika, nikt inny nie chce...
— Nigdy ich nie spotkałaś — mruknął z pochmurną miną.
Sayuri zawahała się. Naciskać, czy też nie?
— Ci z Suny... są naprawdę przerażający.
— Słyszałam — przyznała. — Ale to chyba tylko plus, że Temari jest taka ostra, co?
— Temari? — prychnął cicho. Przez dłuższą chwilę milczał, aż w końcu zwrócił ku niej głowę. — Naruto opowiadał ci o nim, prawda?
Sayuri zawahała się. No tak nim mógł być tylko Gaara.
— Znasz go. Jedno powie, o drugim zapomni.
— Wątpię, żeby mógł o tym zapomnieć. — Nara westchnął ciężko. — Mówił ci, co się stało u Lee? W jego sali szpitalnej?
Sayuri zgodnie z prawdą pokręciła głową.
Shikamaru streścił jej pokrótce wydarzenia ze szpitala. Po usłyszeniu wszystkiego wyglądała niewyraźnie, bardzo niewyraźnie. Chociaż z zasłyszanych plotek wnioskowała, że Gaara zmienił się, to nie można powiedzieć, żeby była jakoś szczególnie uspokojona. Zwłaszcza po takich rewelacjach. Naruto opowiadał jej coś tam o tym czerwonowłosym knypku, jak go sam nazywał, ale skupił się głównie na jego obronie, więc Sayuri poznała chyba jedynie tę łagodniejszą jego stronę. Cóż... powoli zaczynało do niej docierać, z jakim typem człowieka przyjdzie jej mierzyć się każdego dnia.
— Więc... — Musiała powrócić do swojej roli. W końcu nie przyszła tu wcale zdobywać informacji, a jedynie trochę powkurzać Narę. — Rozumiem, że taki szwagier nie jest szczytem marzeń, ale...
— Jesteś dzisiaj wyjątkowo upierdliwa — mruknął Shikamaru.
— Przepraszam, że namieszałam ci w głowie. — Sayuri mrugnęła do niego łobuzersko. — To już ci nie przeszkadzam — dodała, wstając.
— Sayuri...
Zatrzymała się w półkroku i spojrzała na niego pytająco.
— Co ci chodzi po głowie, co?
— Znasz mnie. — Beztrosko wzruszyła ramionami. — Muszę być na bieżąco z ploteczkami.

***

Kolejne sześć dni Sayuri spędziła w równej mierze na przeklinaniu doradców Hokage, jak i samej Tsunade. Bo fakt, że się staruchom w dupach poprzewracało to jedno, ale żeby Piąta również oszalała? Trudno zrozumieć taką zgodność w tej sprawie. Dlaczego tak przeszkadzała im samodzielność polityczna Suny? Co mogli zyskać na niej w roli szpiega? I przede wszystkim... coś, co napawało ją prawdziwym strachem.
Jak niby miała szpiegować i nie zostać wykrytą? Tym razem nie ruszała do podrzędnej wioski czy miasteczka. Tym razem wybierała się do centrum militarnego kraju Wiatru. Kaliber nie do porównania z jej pozostałymi zadaniami. Ponadto będzie siedziała tuż przed nosem Kazekage i jego rodzeństwa. Czy jej ręce mogły być jeszcze bardziej związane? A co jeśli ją wykryją?
W najbardziej optymistycznym scenariuszu zbiegnie dzięki technice teleportacji, a w najgorszym? Aż strach pomyśleć, ale śmierć w tym przypadku byłaby jedynie błogosławieństwem. Z tego co słyszała, co Ibiki wyprawiał na przesłuchaniach... Wzdrygnęła się na samą myśl. O nie, aż tak ryzykować nie będzie. A może po prostu zagrać zarządcom Konohy na nerwach i w ogóle nie spotykać się z łącznikiem? Ale co tym zyska poza infantylną satysfakcją?
Te przemyślenia zatruwały Sayuri umysł. Każdego dnia zasypiała i budziła się, będąc w ciągłym napięciu. Jak to wszystko wypadnie? Jak uda jej się wykonywać misje? A może zbiec? Tylko co potem? W końcu zrezygnowana siadywała na wysłużonym już fotelu i piła.
Tak, doszła do wniosku, że skoro miała jakoś przeżyć, to musiała nieco stępić umysł. Inaczej chyba padłaby na zawał, na samą myśl o czekających ją dniach. Dniach? Doprawdy zabawne. Raczej miesiącach, latach, dekadach... Tak, to chyba dostateczny powód, by się upijać. Wolała nie myśleć, że skończy jak matka. W zasadzie nie… raczej nie było o tym mowy. Wątpiła, żeby w Sunie było to tolerowane, a kto wie, jak zareagowałby Kazekage i jego rodzeństwo na tego typu widok. Lepiej się nie dowiadywać, skoro miała być tam pod ich bezpośrednimi rozkazami.
Dzień przed planowaną wizytą u Koharu i Homury została wezwana do gabinetu Piątej. Początkowo chciała zignorować to żądanie, ale doszła do wniosku, że to mogła być ostatnia szansa na powiedzenie Tsunade, co o niej myślała. Bo choć tego typu misje to codzienność w świecie, w którym żyła, to miała nadzieje, że Wielka Ślimacza Księżniczka brzydziła się takich metod.

***

— Wzywałaś mnie, Hokage-sama. — Sayuri weszła do gabinetu Piątej. Obrzuciła ją chłodnym spojrzeniem i czekała.
— Usiądź, Sayuri.
Posłusznie opadła na wskazane jej miejsce.
— Jestem ci winna wyjaśnienia.
— Daruj sobie, Tsunade — odparła i nie siliła się już na grzecznościowe ceregiele. — Przemyślałam wszystko. Moja sytuacja jest beznadziejna. Odmówić nie mogłam. Gdybym zbiegła, byłabym poszukiwana jako nukenin. Jeśli ruszyłabym do Suny i już na wstępie oznajmiła powody, dla których mnie tam wysłaliście w najgorszym wypadku wybuchnie wojna, w najlepszym sojusz zostanie zerwany, a i tak nie byłabym pewna swojej przyszłości. Jedyne, co mi pozostało, to nie dać się złapać, ale to z kolei oznacza, że nie mogę wykorzystać moich pełnych możliwości, by nie zostać wykrytą — rzuciła jednym tchem. — Daruj mi taką bezpośredniość, ale cenię sobie wartość swojego życia.
— Rozumiem.
Sayuri spojrzała na nią podejrzliwie. Po takich słowach powinna ją zrugać, postawić do pionu i wyperswadować, że misja często bywała cenniejsza niż życie shinobi, który ją wykonywał.
— Co mam przez to rozumieć?
— Zgadzam się z tobą. — Tsunade westchnęła głęboko, a jej pokaźnych rozmiarów piersi zafalowały i Sayuri miała wrażenie, że jeszcze chwila, a wypadną z obcisłej bluzki. — Dlatego chciałam dać ci osobiste instrukcje, co do postępowania na misji.
— Tak? — Nie mogła tak naiwnie podejść do jej słów. Najpierw wysłucha, co miała jej do powiedzenia, a dopiero potem zdecyduje, co o tym wszystkim myśleć.
— Jutro Koharu i Homura zdradzą ci tożsamość szpiega. Będziesz musiała zdawać mu raporty, ale moim zdaniem powinnaś je ograniczyć.
Sayuri zmrużyła oczy, wpatrując się w Tsunade podejrzliwie.
— Właściwie nie zdawaj żadnych z jednym wyjątkiem. Jeśli Suna zdecyduje się zmienić stosunek do Konohy, wolałabym zostać poinformowana, poza tym... — Tsunade uśmiechnęła się złośliwie — To z takim zadaniem zostałaś tam wysłana, prawda? Powinnaś przekazywać jedynie te informację, które dotyczą bezpośrednio nas czy tak?
Sayuri potwierdziła skinieniem głowy. I ona miała wrażenie, że to był oficjalny powód wysłania jej do wioski Piasku.
— Więc daj nam tylko to, nic więcej.
— Ale w końcu Czcigodna Koharu i Homura zorientują się, że...
— Tym ja się zajmę — przerwała jej Hokage. — Byłam przeciwna tej misji, ale niestety... Te stare ramole doskonale wiedzą, jak wywierać presję. — Tsunade westchnęła męczeńsko i głębiej umościła się w fotelu. — Dlatego uważam, że w sposób pasywno-agresywny należy zbojkotować tę misję. W końcu... chyba również tobie ona nie odpowiada.
— Przecież wiesz doskonale, Tsunade. — Sayuri poczuła się odrobinę pewniej. W takiej sytuacji jej pobyt w Sunie mógł okazać się nawet dobrą formą relaksu. Żadnych misji, treningów, ryzyka... Oczywiście, że z wielu, niezwykle dla niej cennych rzeczy będzie musiała zrezygnować, ale przynajmniej istniał choć cień szansy, że nie straci głowy.
— Widzę, że już zapomniałaś o etykiecie — zaśmiała się Piąta. — Ale wybaczam ci. — Pochyliła się i wyciągnęła z jednej z szuflad w biurku znajomo brzęczące butelki. — To co, Sayuri. Zapominam, że nie powinno się demoralizować młodszych. — Wyciągnęła korek. — W końcu od jutra nie jesteś już moim podwładnym.
— Cieszę się na samą myśl.

***

— Powstań, Sayuri.
Klęczała przed znienawidzonymi ludźmi, jednak posłusznie wstała na rozkaz.
— Przygotowałaś się do misji?
— Hai, Koharu-sama. — A co innego u diabła miała powiedzieć? Że dosłownie trzęsła się ze strachu? A może to by ją uratowało od przymusowej migracji?
— Doskonale — skwitował Homura. — Spójrz.
Posłusznie spojrzała na zdjęcie niczym się niewyróżniającego mężczyzny.
— To Asawa. Jest barmanem w biedniejszej części Suny.
Sayuri już miała skomentować, że jako osoba, będąca tak blisko najważniejszych osób w osadzie, nie powinna spoufalać się z typem spod ciemnej gwiazdy, ale powstrzymała się. To przecież część jej zadania.
— Z całą pewnością będziesz dostawała wolne i ten czas możesz wykorzystywać na przekazywanie raportów. Ma to wyglądać naturalnie. I oczywiście zbyt często nie chadzaj do niego. Możesz wzbudzić niepotrzebne podejrzenia, a Asawa utrzymuje się tam od ładnych kilku lat.
— Hai, Homura-sama.
— Oto twoje dane osobowe i rekomendacje.
Chwyciła dość cienką teczkę. Jej prawdziwa z pewnością musiała być obszerniejsza. Ależ przecież nie! W końcu skończyła bawić się w ninja pięć lata temu... Jak mogła zapomnieć?
— List do Rady wysłaliśmy w dniu, w którym podaliśmy ci instrukcje. Oznajmiliśmy, że mogą nastąpić opóźnienia, więc nie musisz się spieszyć.
— Hai, Homura-sama.
— Tu są również dokumenty, którymi od teraz będziesz się posługiwać.
Sayuri od niechcenia zerknęła na papiery. Pracownik administracyjny. Jakże godne określenie sprzątaczki. Moment... przecież to nie było określenie sprzątaczki!
— Homura-sama, Koharu-sama... co to oznacza, że jestem pracownikiem administracyjnym?
— W dokumentach zawarte są wszelkie niezbędne informacje.
— Ale chyba powinnam wiedzieć czym się zajmuję — prawie warknęła. Czy oni byli naprawdę tak tępi? Oczywiście, mogła przeczytać co powypisywali w tej teczce, ale odczytanie bazgrołów Tsunade zazwyczaj graniczyło z cudem.
— Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. — Na widok miny Sayuri starsza kobieta prychnęła niecierpliwie. — Jako pomoc domowa wykonujesz wszelkie obowiązki domowe. Jako asystentka wykonujesz wszystkie polecenia administracyjne.
Czyli co?! miała ochotę wykrzyczeć Sayuri, ale zrozumiała, że więcej się nie dowie. Sama będzie musiała dociec co kryło się pod tym tajemniczym terminem polecenia administracyjne.
— Hai, Koharu-sama.
— Możesz ruszać.

5 komentarzy:

  1. Też bym się zdenerwowała, gdybym dostała tylko takie ochłapy informacji. Skoro ma inwigilowac Sune to w ich interesie byłby przygotowanie Sayuri najlepiej jak mogli. A tak to tylko będziesz pomocą domową itp, tu masz teczkę, naucz się tego xD

    Nie potrafię zdecydować, które opowiadanie wciągnęło mnie bardziej. Dwa sa świetne. Czekam z niecierpliwością na spotkanie z Gaarą. Ciekawi mnie czy będzie kanoniczny czyli taki delikatny (serio w shiuuppudenie i dalej tak go wiedze) czy raczej mroczny i demoniczny?

    Czekam z niecierpliwością! 💛💛💛

    OdpowiedzUsuń
  2. Również ciepło witam swoją imienniczkę! ;)

    Widząc taką ilość komentarzy prawie dostałam zawału serca! ;) Nie ukrywam, że był to bardzo przyjemny zawał. Kurcze, nie wiem jak powinnam odpowiedzieć, ale chyba pod każdym byłoby głupotą, więc zrobię to tutaj, tylko najpierw coś wyjaśnię. Jestem kompletnym nowicjuszem, jeśli chodzi o blogi. Ale takim... całkowicie ciemnym, nie znającym się na niczym. Kiedy zobaczyłam, że mnie "obserwujesz", chyba przez przypadek weszłam na Twój profil i też to kliknęłam. Nie miałam pojęcia co to znaczy i zignorowałam całe zajście. Teraz powoli zaczynam rozumieć tę dziwną dla mnie blogosferę i zrozumiałam, że sama piszesz jakieś opowiadanie. Na pewno zajrzę do Ciebie!

    Co do samych opowiadań - "Odpowiedzialność" to gimnazjalny twór, którego nie byłam w stanie ciągnąć, bo całkiem zniszczyłabym Gaarę. Skończy się chyba w 9/10 rozdziałach. Mam jeszcze kilka takich krótkich tworów, które zostaną tu opublikowane. "Gosposia" z kolei jest opowiadaniem, które zaczęłam pisać w liceum i czasem do teraz mam nawroty weny. Spośród wszystkich, to tu znajdą się sceny erotyczne. Z kolei w innych będą bardziej brutalne sceny.

    Sayuri i jej umiejętności nie będą się bardzo różnić pomiędzy poszczególnymi opowiadaniami (a właściwie w "Gosposi" i kolejnym krótkim, które tu wrzucę będą dosłownie takie same), więc nie wiem, czy jestem specjalnie kreatywna xD

    Spytałaś o Gaarę i jego "kanoniczność". Cóż... tak i nie. Na pewno nie będzie mroczny, ale kanoniczny też nie do końca. Choć rzeczywiście był "delikatniejszy" w shippuudenie, to jednak nie okazywał tak wyraźnie emocji, jak to będzie miało miejsce w moim opowiadaniu. Poza tym nie miał też tak dobrych relacji z Kankuro, jak to przedstawiłam. A na całkowite przełamanie jego "kanoniczności" będzie trzeba trochę poczekać, bo dopiero w jakimś 70/71 rozdziale złamię jego przywiązanie do Konohy całkiem, choć i wcześniej przez historię z Sayuri się wahał. To tyle, żeby nie zdradzić zbyt wiele.

    Bardzo dziękuję za komentarze! Obiecuję, że wpadnę do Ciebie, ale to jak będę miała trochę czasu :)

    Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow to całkiem sporo planujesz rozdziałów, jestem z tego bardzo zadowolona. Życzę systematyczności i wytrwałości, bo najgorzej utknąć z hostoria, wiem co mówię :3

      Wpadłam powiadomoc Cię, ze wrzucam blog do moich linków. Oj tak, początki z blogowaniem to katorga. Ja sama zaczynałam jeszcze na Onecie, to tam ogarnęłam sprawę z szablonami itp. I jasne, jeśli masz ochotę to wpadaj, ale nic na siłę :D Prowadzę blog ItaSaku KLIK

      Usuń
  3. No cóż, o ile wcześniej byłam zadowolona, że zawędrowałaś na mojego bloga, skomentowałaś i pochwaliłaś się własnym, o tyle po przeczytaniu tego rozdziału jestem podjarana jak dziecko w sklepie z cukierkami. Serio, taka perełka latami leżakowała na dysku niczym dojrzewające wino? Subiektywnie, wygląda na to, że w ff będzie wszystko co najlepsze - szpiegowanie, brudna polityka, konflikty moralne, niby przyjazne kontakty między wioskami podszyte knowaniem jak tu zyskać i utrzymać przewagę... A w tym wszystkim Gaara w niezwykle newralgicznym punkcie swego życia, gdy wciąż ma w sobie demonka, ale już chce być dobrym chłopcem i zyskać szacunek społeczny - jak on biedny sobie poradzi? Wiem, że Gaara nie ma tu być centralnym postacią, ale dla mnie będzie całkowicie satysfakcjonujące jeśli po prostu - będzie. Aż mnie świerzbią paluszki, żeby czytać i czytać - ale nie, na dzisiaj koniec, jeszcze tylko 2 rozdziały i 2 wieczory do weekendu. Liczę, że masz dużo tych rozdziałów i że będzie regularnie dodawać notki. Mata ne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy tego typu komentarzach chyba zawsze będę się czuła nieco zmieszana, ale dziękuję za miłe słowa!

      Mam mały problem. Chciałabym trochę opowiedzieć co będzie dalej, ale domyślam się, że większość osób nie lubi spojlerów (jestem w mniejszości - ja je uwielbiam), ale chyba trochę wyjaśnię. Całą historię początkowo planowałam rozegrać tak, że narrator jest wszechwiedzący i od razu wyjaśni się kilka zagadek. Ostatecznie zrezygnowałam z tego i wraz z Sayuri będzie można odkrywać tajemnice związane z mrocznymi sprawami Wiosek i jej własną historię.

      Gaara w moich opowiadaniach zawsze pisze się sam i nie mam wpływu na tę postać (no doprawdy nadprzyrodzone zjawisko xD). Niezależnie od tego jak bardzo pragnę przełożyć ciężar na Sayuri albo poboczne postaci, to on zawsze jest w centrum. Obawiam się, że żeby poznać tak całkiem stworzonego przeze mnie Gaarę trzeba będzie poczekać dość długo w opowiadaniu. Dopiero kilka miesięcy temu zebrałam się w sobie i opisałam jego śmierć i zmartwychwstanie. To chyba wtedy całkiem wyklarowała się jego osobowość i pojawiły te brakujące elementy w jego mentalności.

      Co do rozdziałów - planowałam co tydzień wrzucać przemiennie: jeden rozdział z Gosposi, jeden z innych, krótszych opowiadań. Na szczęście dotarła do mnie głupota tego pomysłu. "Gosposia" jest nazywana tasiemcem nie bez powodu. Na razie mam 82 rozdziały i gdybym wrzucała co dwa tygodnie, to chyba przez trzy lata nie dałabym rady tego wrzucić tutaj ;) W ogóle te rozdziały są momentami cholernie długie, ale to kolejne ustępstwo, bo gdybym inaczej podzieliła tekst (jak to zrobiłam w pierwotnym planowaniu rozdziałów), to zostałabym z ponad setką wpisów. A to nawet nie połowa historii, którą mam w głowie. Nie mam pomysłu jak to ugryźć, żeby nie odstraszyć ludzi ilością rozdziałów ;) Uff... to chyba się wygadałam. Jeśli masz jakieś sugestie, to bardzo chętnie wysłucham bardziej doświadczonej osoby :)

      Miłego wieczoru!

      Usuń