sobota, 17 listopada 2018

Odpowiedzialność – Rozdział 2

Czerwonowłosy siedział kilka kolejnych godzin w sali szpitalnej i głęboko zastanawiał się nad zachowaniem rudowłosej. Nie bała się go, wręcz przeciwnie. Ona… chciała, aby przy niej został. Nie miał pojęcia dlaczego tak było. Wszyscy ludzie, których spotykał paraliżowała fala chłodu i nienawiści bijąca od niego, ale ona zdawała się jej nie zauważać. To fakt, nie był przy niej aż tak oschły, ale zdawał sobie sprawę, że swoją powierzchownością odpychał od siebie ludzi. Czyżby ona miała być wyjątkiem? Dlaczego po raz kolejny uśmiechnęła się do niego? Swoją postawą i tonem wyraźnie okazywał obojętność, jedynie słowa skierowane do niej były inne, ale wypowiedział je swoim zwykłym, chłodnym tonem. I jeszcze uścisk jej dłoni… dlaczego to zrobił? Może przez to poczuła do niego odrobinę zaufania, ale przecież w końcu odrzucił jej dłoń. Nagle jego rozmyślania zostały przerwane przez dwie osoby, które weszły do sali szpitalnej. Znowu jego irytujące rodzeństwo…

- Gaara… nie było Cię na treningu – powiedział cicho Temari wpatrując się w czerwonowłosego. Jak zwykle nie spojrzał w jej stronę, nie odpowiedział.


- Czy Ty słyszysz co do Ciebie mówimy?! – wykrzyknął Kankuro patrząc ze złością na swego brata. Ten powoli zaczął wstawać, miał dość tego irytującego osobnika. Jego oczy niebezpiecznie błysnęły, a korek w jego piaskowej gurdzie poruszył się nieznacznie. Temari i Kankuro pobledli. Wiedzieli co za chwilę ich spotka…

- Gaara. – Usłyszeli cichy głos wydobywający się z kąta sali. Czerwonowłosy zamarł, jego rodzeństwo patrzyło na niego w całkowitym szoku, a piasek, który zaczął się wysuwać z gurdy, powrócił do niej. Cała trójka zwróciła swój wzrok na drobną dziewczynę leżącą w łóżku. – Więc nadal tu jesteś? – Uśmiechnęła się do czerwonowłosego. Kankuro i Temari nie mogli uwierzyć w to co widzą.

- Tak – odpowiedział chłodnym tonem. Ze zdumieniem zauważył, że nie odstraszył jej tym, nadal spoglądała na niego z ciepłym uśmiechem.

- Więc… więc już się obudziłaś? – wymamrotała Temari. Rudowłosa spojrzała na nią uważnie i skinęła głową. – To… to ja pójdę do ojca. Kazał powiadomić go, kiedy się obudzisz – powiedziała i szybkim krokiem udała się w stronę drzwi.

Kankuro spojrzał ze złością na zamykające się drzwi, zostawiła go samego z Gaarą, który chwilę wcześniej próbował go zabić. Zemszczę się przemknęło mu przez myśl, jednak szybko otrząsnął się, co ma zrobić? Zostać tu…?

- Jestem w waszym domu? – Sayuri spojrzała na braci pytająco.

- Nie… Nasz ojciec to Kazekage – powiedział Kankuro drżącym ze strachu głosem i spojrzał na brata niepewnie. Ten uspokoił się i stanął pod ścianą z rękoma skrzyżowanymi na piersi.

- Dlaczego chce się ze mną widzieć? – Oczy dziewczyny rozszerzyły się ze zdumienia.

- Nie mam pojęcia – wymamrotał brązowowłosy.

Sayuri przyglądała im się z ciekawością. Z pewnością musieli być braćmi. Mimo, że znacznie się od siebie różnili dostrzegła pewne podobieństwo w rysach twarzy. Młodszy miał ogniście czerwone włosy, które wydawały się być jeszcze bardziej intensywne przez jego bladą skórę. Na czole dostrzegła znak miłości. Skąd wziął taki pomysł na tatuaż? Niechętnie oderwała od niego wzrok przypatrując się reszcie ciała. Delikatna postura, całkowicie niepasująca do olbrzymiej gurdy, którą nosił na plecach. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie w jego kierunku. Jasno-niebieskie oczy otoczone czarną obwódką, z których zionął chłód i… nienawiść? Jednak mimo panującej dookoła niego aurze strachu czuła, że pod tą warstwą zimna kryje się coś jeszcze… przecież uratował ją. Przeniosła wzrok na starszego. Miał ciemne włosy i oczy. Jak brat również trzymał coś na plecach, a po dokładniejszej analizie zrozumiała, że jest to marionetka. Całą twarz zdobił dziwny fioletowy makijaż. W jego postawie zauważyła napięcie i strach. Domyśliła się, że boi się Gaary. Czyżby ten był naprawdę aż tak niebezpieczny?

Po jakimś czasie drzwi ponownie otworzyły się. Do sali weszła Temari, a tuż za nią Kazekage. Mężczyzna przez chwilę przypatrywał się rudowłosej, dopiero po chwili przemówił.

- Kim jesteś?

- Mam na imię Sayuri – powiedziała speszona dziewczyna.

- To już wiem – mruknął Kazekage. – Jakieś dokładniejsze informacje.

- W zasadzie… – Zawahała się. – Sama wiem o sobie niewiele… Nie mam pojęcia kim byli moi rodzice, mieszkałam w małej Wiosce w kraju Ognia do momentu aż skończyłam 8 lat, później odeszłam stamtąd i od tamtego czasu podróżuję. – Kazekage przypatrywał się dziewczynie.

- Dlaczego byłaś w takim stanie? Co robiłaś na pustyni?

- Ja… nie do końca pamiętam, znaczy… – Rzuciła zlęknione spojrzenie na mężczyznę, który przeszywał ją wzrokiem. – Ja… ostatnie co pamiętam, to walka… nie pamiętam z kim walczyłam… Byłam wykończona, ale udało mi się zbiec i przez kilka godzin wędrowałam po pustyni, ale byłam w naprawdę tragicznym stanie… Gdyby nie Gaara, to z pewnością nie przeżyłabym. – Posłała czerwonowłosemu nieśmiały uśmiech.

Kazekage uniósł brew. Czyżby to wszystko co mówili Kankuro, Temari, lekarze i ta pielęgniarka to prawda? Według ich słów Gaara nie odstępował jej na krok, interesował się jej zdrowiem. Mężczyzna spojrzał na dziewczynę z zainteresowaniem. Dlaczego jego najmłodszemu synowi tak na niej zależało? Przecież on nie miał przyjaciół, nie potrafił wytworzyć z nikim więzi… Kazekage zdawał sobie sprawę, że to przez niego czerwonowłosy stał się taki, lecz nie żałował tego. Wiedział, że decyzja o jego śmierci była jedyną słuszną, był zbyt wielkim zagrożeniem, a on, jako Kazekage powinien to zagrożenie wyeliminować. Ale ta dziewczyna… czyżby ona mogła mieć na niego wpływ?

- Rozumiem – powiedział mężczyzna. – Co prawda nie mam pojęcia co powinienem zrobić. Nie mogę podjąć pochopnej decyzji, abyś pozostała tutaj, ale wydaje mi się, że tak będzie najlepiej. – Uśmiechnął się do niej. Zarówno Gaara, jak i Kankuro wraz z Temari spojrzeli na ojca zdziwieni. On nigdy się nie uśmiechał.

- Ja… dziękuję – powiedziała zmieszana dziewczyna. – A czy… czy mogę mieć do Ciebie prośbę, Kazekage-sama?

- Tak?

- Czy… czy mogłabym dostać tabletkę regenerującą Chakrę? – Spojrzeli na nią zdumieni. – Bo… wydaje mi się, że sama potrafiłabym wyleczyć moje rany, tylko nadal nie odzyskałam Chakry… – Mężczyzna zastanowił się przez chwilę. Wydawało mu się, że ta dziewczyna przecenia swoje możliwości, przecież leczyli ją najlepsi medycy w Sunie. Doszedł ostatecznie do wniosku, że być może rzeczywiście ma spore zdolności i nie mógłby zmarnować szansy na zdobycie cennego shinobi.

- Temari – zwrócił się do córki. – Idź do gabinetu i przedstaw sytuację, wróć jak najszybciej. – Blondynka skinęła głową i wyszła z pomieszczenia. – Więc jesteś medic-ninja, tak?

- W-wydaje mi się, że nie… Nie jestem shinobi, więc…

- Jak to? – przerwał jej Kazekage. – Przecież umiejętności do walki i leczenia polegające na Chakrze wskazują, że nim jesteś.

- T-tak, potrafię się nią posługiwać, ale nie jestem nawet geninem, więc nie można powiedzieć że jestem shinobi, prawda? – Sayuri nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji. Nigdy nie rozmawiała z żadnym Kage. Nie miała pojęcia jak się zachować, była mocno skrępowana. Poza tym nie mogła zrozumieć dlaczego Kazekage proponuje jej pobyt tutaj, przecież mając tak mało informacji na jej temat nie powinien podejmować decyzji o jej pozostaniu. Nagle do pokoju powróciła Temari niosąc jej tabletkę.

Rudowłosa zaraz po przełknięciu jej poczuła, że powróciła jej Chakra. Delikatnie rozwinęła bandaże. Czuła na sobie czujne spojrzenia Kazekage i jego dzieci, była nieco zestresowana. Po chwili nawet po najpoważniejszych ranach nie było śladu, a ona sama wyglądała o niebo lepiej. Mężczyzna patrzył na nią w osłupieniu, tak szybko dała sobie radę z takimi ranami? Nie, nie mógł zmarnować takiej okazji. Jak najszybciej musiał dołączyć ją do grupy shinobi z Piasku… A może… Zawahał się. Od tej decyzji mogło zależeć naprawdę wiele. Po jego głowie błąkała się pewna wątła nadzieja. Skoro Gaara był przy niej spokojniejszy i mniej agresywny, to czy nie warto byłoby ich w jakiś sposób ze sobą powiązać? Zastanawiał się dłuższą chwilę nad rozwiązaniem. Nie mógł tak po prostu powiedzieć, że ma być przy nim cały czas. Poza tym nie miał pewności, że Gaara przestanie zabijać będąc przy niej…

- Widzę, że rzeczywiście Twoje umiejętności są na wysokim poziomie. Przemyślałaś już, czy zechciałabyś wstąpić do naszej jednostki?

- Ja… – Sayuri zawahała się. – Nie mam pojęcia… Znaczy… po prostu nigdy nie mieszkałam dłużej w żadnej Wiosce. Nie jestem też shinobi, więc nie wiem czy dam radę…

- Rozumiem. – Kazekage nadal przypatrywał jej się uważnie. – Niezależnie od Twojej decyzji jutro stawisz się na treningu z nimi – wskazał na trójkę swoich dzieci – oraz z Bakim.

- Hai.

Mężczyzna już wychodził z pokoju, jednak kiedy przekraczał próg odwrócił się. Wcześniej wahał się, czy jest to słuszna decyzja, ale zrozumiał, że nie ma nic do stracenia, a wiele do zyskania.

- Zastanawiałem się nad Twoim zakwaterowaniem. Gaara. – Spojrzał na czerwonowłosego – masz urządzić jej pokój. – To powiedziawszy opuścił pomieszczenie zostawiając dwójkę swoich starszych dzieci w szoku.

***

Sayuri szła za Gaarą. Temari i Kankuro wyszli chwilę po ojcu, jednak czerwonowłosy został i czekał aż rudowłosa doprowadzi się do porządku. Nie odezwała się ani słowem aż do opuszczenia szpitala. Przeraziły ją spojrzenia pełne nienawiści, które otaczały ją z każdej strony. Dopiero po chwili zorientowała się, że nie są skierowane na nią, a na Gaarę, który szedł tuż obok niej. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego ludzie darzą go tak głęboką niechęcią.

Kiedy opuścili budynek Sayuri odetchnęła z ulgą. Nie umknęło to Gaarze, który bacznie ją obserwował. Rudowłosa zmieszała się.

- O co chodzi? – Spojrzał na nią swoim zimnym wzrokiem.

- Ja… nie rozumiem dlaczego ci ludzie tak na nas patrzyli – bąknęła speszona.

- Nie na Ciebie, na mnie – powiedział cicho. Nie czekał na reakcję rudowłosej, ruszył przed siebie pozostawiając ją w osłupieniu.

Sayuri przez chwilę przypatrywała się jak czerwonowłosy odchodzi. Szybko otrząsnęła się z szoku i pobiegła za nim. Milczał, a ona nie wiedziała jak się zachować. Czuła, że jej zwykle wesoła gadanina mogła go tylko zirytować. W całkowitej ciszy przemierzali puste o tej porze uliczki. Panował półmrok, jedynie latarnie porozstawiane na ulicach rzucały nieco światła na okolice. Rudowłosa spojrzała w kierunku nieba i uśmiechnęła się pod nosem. Uwielbiała patrzeć nocą na gwiazdy. Pociągały ją od zawsze - już jako małe dziecko wymykała się z domu w nocy, aby przypatrzeć się niebu. Potrafiła nawet kilka godzin wpatrywać się z uwielbieniem na te jasno świecące punkty, aż w końcu zmęczona wracała do łóżka i zasypiała. Gaara ukradkiem ją obserwował. Znowu się uśmiechała. Dlaczego? Sayuri nagle spojrzała mu prosto w oczy, uśmiech nadal nie schodził jej z twarzy, jednak po chwili opuściła wzrok i… zarumieniła się? Dlaczego? Czerwonowłosy nie rozumiał jej zachowania, ale w pewien sposób cieszył się, że nie reaguje na niego jak wszyscy.

Kolejne kilka minut ciszy. Cały czas szli wolnym tempem mijając po drodze tak samo wyglądające budynki. Rudowłosa zastanawiała się jakim cudem Gaara nie gubi się wśród tych małych, piaskowych domków. Nagle ciszę przerwały czyjeś kroki. Czerwonowłosy nie spojrzał w tamtym kierunku doskonale wiedząc jaka będzie reakcja tamtego człowieka. Kiedy tylko zrozumie kogo spotkał na swej drodze w środku nocy z pewnością będzie próbował uciekać, a on z pewnością go zabije. Z cieniu budynku wyłonił się mężczyzna w średnim wieku, którego podtrzymywał kolega. Obaj mocno zataczali się, czuć było od nich alkohol.

- Rozumiesz - córka! – wydarł się jasnowłosy. – Jestem ojcem!

- Cicho idioto – warknął jego towarzysz. – Jest środek nocy, poza tym doskonale wiesz kogo… – przerwał w połowie zdania wpatrując się w czerwonowłosego. Młody ojciec jeszcze nie zauważył obecności demona.

- Mam to gdzieś! – darł się jeszcze głośniej blondyn. – Mam dziecko i żaden potwór mi tego nie odbierze! – Spojrzał na kolegę. Mimo zamroczenia alkoholowego zauważył dziwny wyraz jego twarzy. Podążył jego wzrokiem i tak jak on zamarł.

Po twarzy Sayuri nadal błąkał się uśmiech, który powoli znikał widząc zachowanie tamtych mężczyzn. Spojrzała na Gaarę. Miał swój zwykły, nieprzenikniony wyraz twarzy. Zauważyła, że wpatruje się świdrującym spojrzeniem w kierunku tamtych mężczyzn, którzy coraz mocniej drżeli ze strachu.

- T-to Gaara – wyszeptał towarzysz blondyna.

Rudowłosa nie rozumiała dlaczego tak się zachowują. Nie rozumiała też dlaczego czerwonowłosy zatrzymał się i wpatrywał w nich. Nie wiedziała czy powinna się teraz odezwać, czy choćby poruszyć… Mimo wszystko delikatnie dotknęła ramienia chłopaka.

- Gaara… możemy już iść?

Czerwonowłosy zadrżał. Całkowicie zapomniał o jej obecności. Ze zdziwieniem spojrzał na rękę, którą trzymała na jego ramieniu. Nikt go nigdy nie dotykał. Każdego paraliżował zbyt wielki strach aby się choćby odezwać, a co dopiero dotknąć. Dlaczego ona się nie boi? Jeszcze jedna rzecz nie dawała mu spokoju… dlaczego on nie chce ich zabić w jej obecności? Dlaczego tak na niego działa?

Gaara nie odpowiedział na zadane pytanie, tylko ruszył przed siebie, a Sayuri podążyła za nim. Nie wiedziała co myśleć o zachowaniu chłopaka. Od początku wydał jej się dziwny. To zimne spojrzenie, chłodny ton… ale uratował ją. Przecież nie mógł być zły, skoro pomógł jej.

***

Dwóch mężczyzn stało na dachu budynku przypatrując się scenie, która rozegrała się tuż pod ich stopami.

- Widziałeś to, Baki? – Kazekage spojrzał na jounina, który patrzył z niedowierzaniem na oddalające się sylwetki Gaary i Sayuri. – Nie zabił ich.

- Nie rozumiem… kim ona jest?

- Nie mam o niej praktycznie żadnych informacji, ale chyba rozumiesz dlaczego chcę aby tu została. – Ciemnowłosy mężczyzna przymknął lekko oczy. – Nie jesteśmy w stanie go wyeliminować, ale być może przy niej Wioska nie straci kolejnych mieszkańców.

- Rozumiem… ale dlaczego? Dlaczego on… – Baki spojrzał na mężczyzn, którzy powinni być martwi.

- Nie wiem – mruknął Kazekage – Nie obchodzi mnie to, ale jeśli ona postanowi tu pozostać, zamieszka z nim. Nie wiem, czy dzięki temu Shukaku się uspokoi, ale chyba warto spróbować, co?

- Masz racje Kazekage-sama.

- Jutro stawi się na treningu z Kankuro, Temari i Gaarą. – Baki spojrzał na niego zdziwiony. – Nie wiem jakie ma umiejętności bojowe, ale jej medyczne ninjutsu jest imponujące. Zrób jej mały test.

- Hai, Kazekage-sama.

3 komentarze:

  1. Co za ludzie, niezłe z nich cholery. Ja rozumiem, że demon zamknięty w dziecku jest nieprzewidywalny, ale zawsze czułam wściekłość jeśli chodzi o otoczenie Gaary. Niezliczone ilosci razy probowali go zabic, zniszczyc, nie każdy będzie to przykmowal że stoickim spokojem. Wystarczyłoby pokazać mu, że jednak jest coś wart, nie muszą go kochać i uwielbiać, ale wystarczyłaby akceptacja.

    Niech Sayuri przyniesie mu szczęście 💛

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem szczerze, że zaskakuje mnie styl opowiadania - jest dojrzały, ciekawi mnie więc, czy dużo musiałaś poprawić. Jeśli tylko potknięcia typu powtórzenia to naprawdę dobrze pisałaś już w gimnazjum. To, do czego się można przyczepić, to niekiedy brak przecinka przed zdaniem podrzędnym i czasami pisanie w ciągu zdań nowej myśli, która powinna być od nowego akapitu - raz to razi, tam gdzie Sayuri myśli o gwiazdach i jest przeskok do perspektywy Gaary. Nie ma tu błędów, które psułyby przyjemność z czytania. Muszę przyznać, że z bananem na twarzy czytam te przemyślenia obojga bohaterów, którzy się zadurzyli, ale nie potrafią rozpoznać zauroczenia. Rasa nie przepuści takiej szansy i będą wkrótce razem... Mieszkać? Ciekawa jestem bardzo, jak przywykły do samotności Gaara zniesie obecność drugiej osoby pod jednym dachem. Ciekawa jest ta scenka z młodym ojcem, wspomnienie że obok toczy się całkiem zwyczajne życie. Jednak najbardziej mnie interesuje skąd się bierze niezwykła umiejętność Sayuri do samoleczenia i czy będzie potrafiła leczyć innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zmieniałam koncepcji, bo okazałoby się, że poprawiam całe opowiadanie, więc wzięłam się jedynie za poprawę błędów, które byłam w stanie wyłapać. Dialogi w zasadzie pozostały bez zmian, jedynie w przemyśleniach bohaterów trochę ingerowałam (ale o tym szerzej przy Twoim komentarzu pod trzecim rozdziałem).

      Jak czytam Twoje uwagi i dostrzegam miejsca, w których wytknęłaś mi błąd (za co jestem wdzięczna!), to zastanawiam się czy zmienić cokolwiek. Ostatecznie chyba zostawię, ale będzie to dla mnie nauczka ;)

      Ależ mnie przyłapałaś z tą zdolnością samoleczenia! Kiedy poprawiałam to opowiadanie równolegle wzięłam się za inne i pomieszały mi się najwidoczniej zdolności Sayuri w poszczególnych historiach... Wstyd! Cóż, tutaj to tylko medyczne ninjutsu. Nie mam pojęcia jak to się stało, bo w tamtym opowiadaniu samoregeneracja tak nie wygląda, jak tu to opisałam. To jest jeden z tysięcy dowodów na to, że wszystko należy robić spokojnie i z głową.

      Usuń