czwartek, 28 stycznia 2021

Między snem a koszmarem — Prolog trzeci

Gaara lekko drżącą dłonią pogładził czarne włosy, które zasłaniały mu widok na twarz Namae. Przełknął głośno ślinę, kiedy zaśmiała się na jego ruch.
Powinien coś powiedzieć — ale co? Zawsze plątał mu się język, kiedy był przy niej, a teraz sytuacja była jeszcze bardziej stresująca niż zazwyczaj. Co miał robić, kiedy w końcu ustalili, że będą parą? Jakoś nigdy nie wyobrażał sobie, nawet w najdzikszych fantazjach, że Namae będzie leżała obok niego. Że będzie miał możliwość przytulenia jej, dotknięcia choćby opuszką palca w sposób inny niż przyjacielska zażyłość.
Komplement. Kankurō powtarzał, że kluczem do kobiecego serca są komplementy. Mówił chyba nawet, że te nieszczere też miały moc, ale Gaara wcale nie musiał oszukiwać. Wiele rzeczy podobało mu się w Namae. A właściwie nie potrafił teraz wskazać choćby jednej rzeczy, która by mu się nie podobała.
Coś o włosach! Przecież właśnie ich dotknął!
Już otwierał usta, ale język znowu uwiązł mu w gardle. Jak miał to skomentować? Chciał powiedzieć coś w stylu, że miała jedwabiście gładkie włosy, ale zaraz przypomniały mu się słowa Temari, że jeżeli facet ma powtarzać wyświechtane zwroty, lepiej dla niego byłoby, żeby milczał.
— Satyna…
Namae odwróciła się w jego stronę.
O bogowie… Był pewien, że musiała go wziąć za osobę o mózgu rozwiniętym co najwyżej do poziomu jednokomórkowca. O ile jednokomórkowce miały coś, co przypominało mózg…
Dlaczego?! Dlaczego to powiedział? Jakie mechanizmy rządziły jego…
Rozluźnił się, kiedy Namae wybuchnęła serdecznym śmiechem i potargała go po włosach.
— Jesteś uroczy, wiesz?
Jeżeli urokiem można nazwać skrajną głupotę, to zgadzał się w stu procentach. Był wręcz synonimem słodyczy w takim wypadku.
Próbował patrzeć jej w oczy, ale jak zazwyczaj speszył się dość szybko. Chciał skupić wzrok na jakimkolwiek elemencie jego sypialni, ale nie przynosiło to żadnego rezultatu. Był zbyt mocno świadomy obecności Namae tuż obok siebie.
Musiał się skupić; musiał powiedzieć cokolwiek.
— Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza, bo tylko na takie komplementy jestem w stanie się wysilić.
Nie był zaskoczony, że wyglądała na skołowaną. Cholera! Musiał jakoś poprawić swój bełkot.
— Bo wiesz… nie mogę… głupieję przy tobie.
Z każdym słowem pogrążał się coraz bardziej. Coś naprawdę było z nim nie tak, że nie potrafił normalnie formułować myśli przy niej.
— Gaara… — Namae chwyciła jego dłoń. — Spokojnie… wdech… i wydech…
Dość długą chwilę nie robił nic innego, tylko patrzył na nią, wykonując jej rozkazy bez choćby chwili zawahania.
— No… nie jesteś już czerwony. — Zaśmiała się cicho. — Co chciałeś powiedzieć?
— Ja… jestem bardzo szczęśliwy.
To zbyt słabe określenie, ale przynajmniej nie powiedział niczego, co mogłaby wziąć za zamaskowaną próbę obrazy albo dowód jego tępoty.
— Ja też jestem szczęśliwa — odparła. — Trochę zaskoczona, bo myślałam, że poczekam jeszcze rok, może dwa i wezmę sprawy w swoje ręce.
— Tak byłoby zdecydowanie prościej…
Nie dbał o to, że brzmiał jak największy przegryw, a nie jak kandydat na jōnina. Misje, walki, kierowanie ludźmi nie były nawet w połowie tak stresujące, jak choćby minuta rozmowy z nią.
Właściwie powinien być niewyobrażalnie wdzięczny Kankurō, że zmobilizował go do działania. Gdyby miał liczyć tylko na siebie — swoją śmiałość i determinację — może przy emeryturze, jeśli szczęśliwie by jej dożył, zdecydowałby się na pierwszy krok.
— Mam nadzieję, że tego nie żałujesz.
Rozszerzył oczy, ale nie zdążył się zestresować ani przekląć w myślach swoją głupotę, bo Namae uniosła się na ramionach i patrzyła na niego z góry, z łobuzerskim uśmiechem.
— Pamiętaj, że właśnie mnie uszczęśliwiłeś. A to główne zadanie mężczyzny. Przynajmniej dla mojego przewidziałam takie zadanie.
Chciał odpowiedzieć coś równie żartobliwym tonem, ale nie dała mu na to szans. Poczuł na swoich ustach jej wargi i choć trwało to zaledwie kilka ułamków sekundy, był pewien, że jego serce zdążyło przetoczyć więcej krwi niż przez ostatnią dobę, tak szybko łomotało w piersi.
W głowie mu szumiało, kiedy Namae odsunęła się nieznacznie. Zmrużył oczy, kiedy dostrzegł, że przygryzła wargi i uciekała od niego wzrokiem. Uwielbiał patrzeć jej w oczy, nie tylko przez piękny, zielony kolor, który był dość rzadko spotykanym w Sunie, ale też dlatego, że to był najłatwiejszy sposób na odczytanie stanu jej ducha.
Dlaczego wyglądała na zawstydzoną? Dlaczego była zarumieniona? Gdyby tylko znalazł w sobie odwagę, żeby zainicjować kontakt fizyczny, zapewne przypominałby wielkiego rzepa, od którego trudno się uwolnić, ale jej dotyk wcale nie był irytujący albo przytłaczający. Właściwie mógł tylko przeklinać siebie, że przez jego bierność Namae musiała przejmować inicjatywę we wszystkim.
— Wiesz… — Poruszyła głową i schowała twarz za kurtyną czarnych włosów. — Wiem, że to, co chcę powiedzieć zabrzmi głupio i dziecinnie, więc powiem coś innego. Wydaje mi się, że… — Na moment przerwała, ale zaraz znowu kontynuowała: — Wydaje mi się, że to będzie bardzo łatwe, żebym cię pokochała.

2 komentarze:

  1. Eh.
    Oczywiście świadomie opisalaś scenę tak, by nie do końca było wiadomo co zaszło (zapewne niewiele) i cenię ten zabieg, choć jednocześnie uważam, że to okropna złośliwość :P
    Gaara jest oczywiście słodki w tej swojej nieśmiałości. Między wierszami możemy wyczytać, że odnosi sukcesy jako shinobi, ale jednocześnie dziewczyna ma na niego wpływ paraliżujący.
    Ciekawe, jak ją wyrwał :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem złą osobą, a w tym opowiadaniu jeszcze kilka razy będę musiała to przyznać. :(

      Jak to - jak? Na moc uroczego przegrywa, ot co!

      Usuń