środa, 27 stycznia 2021

Między snem a koszmarem — Prolog drugi

— Padam z nóg!
Byli w drodze z placu treningowego do domu, ale Kankurō przerwał wędrówkę i opadł na pobliską ławkę. Pot spływał po jego czole, mieszając się z drobinami kurzu i piasku.
— Niezły mi wujek. — Kankurō kontynuował swoje żale. — Rodzina, też coś! Zabić mnie chce.
— Nie dramatyzujesz przypadkiem? — Temari patrzyła na niego z wyraźnym rozbawieniem.
— Taka wyszczekana jesteś, bo nie na ciebie się uwziął. — Kankurō po raz kolejny przetarł spoconą twarz. — Też sobie ojciec senseia dla nas wymyślił…
— Nie sądzę, żeby to było celowe — wszedł mu w słowo Gaara. — Mało miał chętnych na to stanowisko.
— Kto by chciał się użerać z dzieciakami kage, co? — Temari westchnęła cicho i poklepała pokrzepiająco starszego z braci po plecach.
— A co mnie to obchodzi? — Kankurō zacisnął wargi, ale zaraz je rozluźnił i dodał: — To naprawdę niesprawiedliwe, że tak się na mnie…
— Tak, wiemy, Kanki, wiemy — warknęła Temari. — Ty jeden jesteś pokrzywdzony, Yashamaru to tyran, a ojciec to w ogóle czeka na odpowiednią chwilę, żeby rzucić cię na pożarcie skorpionów, tak bardzo ma cię dość. I tylko matka ma resztkę cierpliwości, żeby…
— Daj mu trochę na luz.
Gaara już chwilę później pożałował, że odważył się odezwać. Zazwyczaj cięty język siostry dostatecznie odstraszał go od wtrącania, ale czasem, jak w tej chwili, refleksja przychodziła zbyt późno.
W ogóle mając taką siostrę, Gaara uważał, że został pokrzywdzony przez los. Nigdy nie było mu dane poczuć się jak młodszy brat, który był utrapieniem dla starszego rodzeństwa. Temari nie dawała do tego przestrzeni.
— Nie dziwi mnie, że bierzesz jego stronę. Obaj jesteście siebie warci.
Kankurō wymienił z Gaarą porozumiewawcze spojrzenia i obaj przewrócili oczami. Właściwie mogli uznać to za szczęście, że tak drobna reprymenda poszła w ich kierunku. Temari musiała mieć wyjątkowo dobry humor.
— To co? Zbieramy się do Gentaro? Jesteśmy już trochę spóźnieni.
— I czyja to wina?
Kankurō naprawdę był wdzięczny, że zmęczenie nie pozwalało mu się odezwać. Wtedy zapewne mieszkańcy zostaliby uraczeni kolejną, słynną już w Sunie, kłótnią tych przeklętych dzieciaków Kazekage, a Gentaro czekałby w nieskończoność na ich przybycie.
Może w sumie to dobrze — myślał Kankurō, powłócząc nogami za siostrą. — Wtedy przynajmniej ten dupek nie myślałby sobie, że robi im łaskę, zapraszając na parapetówkę.
Shinobi z Suny, kiedy stawali się pełnoprawnymi ninja, czyli przy okazji mianowania na genina, posiadali możliwość ubiegania się o własne kwatery. W pierwszej kolejności dostawali je ci, którzy nie mieli rodzin, lub ci, jak to było w przypadku Gentaro, którzy urodzili się w wielodzietnych rodzinach.
Temari kątem oka skontrolowała, czy bracia podążali za nią, a kiedy upewniła się, że tak było, powróciła do wyszukiwania choćby cienia niechęci na twarzach przechodniów. Od wielu lat nie musiała wszczynać awantur, bo większość mieszkańców zaakceptowała obecność jinchūriki żyjącego pośród nich, ale nie miała pewności co do wszystkich.
Doszła do wniosku, że nie mogła przewidzieć, czy ich przychylność wynikała ze zmiany sposobu myślenia, czy też obawiali się konsekwencji urażenia członka rodziny jednego z wielkich rodów, ale ostatecznie liczył się skutek. A ten zadowalał Temari. Po tylu latach walk przynajmniej uzyskała udawaną uprzejmość.
Kiedy byli już w pobliżu dzielnicy, w której zamieszkał Gentaro, Temari zauważyła dziewczynę, która patrzyła na nich z pobłażliwym uśmiechem.
— A ty co się tak gapisz?
— Jeżeli cię uraziłam swoją arogancją, to uniżenie przepraszam. — Nieznajoma pochyliła się w wyrazie pokory.
Kankurō próbował opanować śmiech na widok miny siostry.
— Uważasz to za zabawne? — wycedziła Temari.
— Uważasz za konieczne zwracanie uwagi, kiedy ktoś ośmieli się na ciebie spojrzeć?
— Imię i nazwisko.
Zarówno Kankurō jak i Gaara uznali zachowanie siostry za niepotrzebne. Wiadomym przecież było, że nikt nie potraktuje takiej sprawy poważnie, jeśli Temari postanowi starać się o ukaranie za nieobyczajność. Jedyne, co mogła uzyskać, to wywołanie strachu u dziewczyny.
— Namae no Nai.*
— Kpisz sobie — warknęła Temari.
— Rodzice sobie zakpili — odparła tamta.
— Pożałujesz tego. Idziemy!
Gaara nie protestował, tylko automatycznie ruszył za siostrą. Odwrócił się jeszcze w kierunku nieznajomej, która puściła mu oczko. Miał wrażenie, że niepotrzebnie się przejmował tą walką woli. Nieznajoma nie wyglądała, jakby przestraszyła się pogróżek Temari.
 
* Nie znam japońskiego, ale doszłam do wniosku (przy pomocy translatora), że to jest najmniej kalecząca język wersja polskiego bezimienna. Tak, jestem świadoma, że bohaterka ma na imię Imię / Nazwa. xD

2 komentarze:

  1. Niezwykle mnie bawi koncepcja rzucenia Kankuro na pożarcie skorpionów. W końcu niemal padł ofiarą jednego z nich :P zaś uwaga Gaary, że przy Temari nie da się być niesfornym młodszym braciszkiem... Celna ;P Ona rzeczywiście jest absorbująca i gdyby nie to, że Gaara był małym straumatyzowanym potworkiem z pewnością dałaby braciom (i nie tylko im) do wiwatu.
    Żałuję, że nie mamy bardziej szczegółowego opisu aparycji Bezimiennej :P

    OdpowiedzUsuń
  2. <3
    Zostawiam tutaj taktyczne serduszko, bo swoje przemyślenia na temat tego rozdziału przesyłałam już prywatnie, a chcę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń