czwartek, 31 grudnia 2020

Gosposia is ofiszjal ded — Rozdział 2.1

Jak w tytule posta – Gosposia is ofiszjal ded. Wydaje mi się, że długo dojrzewałam do tej decyzji, ale była ona nieunikniona. W kolejnym rozdziale, który miał pojawić się na miejsce tego, dochodziły nowe wątki, których nie byłabym w stanie rozwikłać. Nie przez brak chęci, a przez niemożliwość zmiany kilku rozdziałów.
Słowem wytłumaczenia: być może osoby czytające pamiętają, że wspominałam o tym, czym była i jest dla mnie Gosposia. Trudno opisać, ile zawdzięczam temu opowiadaniu, z jakiego bagna mnie wyciągnęło, bo kiedy naprawdę sięgnęłam dna, to Gosposia była jedynym lekarstwem, które zmobilizowało mnie do działania. Zapewne gdyby nie pomoc bliskich, nie byłoby mnie już i to im należą się największe słowa podziękowania, ale to właśnie opeczko zmobilizowało mnie do robienia czegokolwiek, to dzięki niemu mogłam zacząć uzdrawiać się samodzielnie. Funkcje terapeutyczne Gosposi są dla mnie nieocenione, ale nie mogę uciekać przed prawdą.
Fabuła Gosposi do tej pory opierała się na przedstawianiu codziennego życia, idylli głównych i pobocznych bohaterów. Teraz miało się to trochę zmienić, żywsza fabuła w planach powinna zaistnieć, ale… Ale doszłam do wniosku, że albo powinnam coś zrobić na sto procent, albo zaniechać próby. Od początku wiedziałam, że stuprocentowe zaangażowanie jest niemożliwe, bo oznaczałoby to przeczytanie i sprawdzanie fragmentów, gdzie opisywałam emocje Sayuri podczas śmierci Gaary. To jest jedyny fragment, w którym nie musiałam posiłkować się wyobraźnią, tylko oddawałam swój stan emocjonalny i nie potrafię (a wręcz nie mogę) do tego wrócić. Skoro muszę dla własnego dobra odpuścić jeden z ważniejszych punktów kulminacyjnych, całość opeczka się sypie.
Okłamywałam się, że można znaleźć półśrodek, ale to nieprawda, dlatego podejmuję tę drastyczną decyzję. Wydaje mi się, że koniec tego okropnego roku jest dobrym momentem na złe wieści, żeby wejść w nowy z trochę lepszymi nowinami. Co mam na myśli?
Po pierwsze: Gosposia tak całkiem nie znika. Jak widać w tytule kontynuacja będzie istniała, ale jedynie jako miniaturki. Krótkie historie z bohaterami, z którymi być może niektórzy się zżyli. Postaram się wyłuskiwać z kolejnych rozdziałów małe fragmenty, które będą tylko historyjkami pobocznymi, bez wiążącej fabuły.
Po drugie: próbuję napisać nowe opowiadanie, które chyba będzie tasiemcem równie długim co Gosposia, ale już bez mojego bagażu emocjonalnego, co, jak sądzę, wyjdzie opeczku tylko na dobre.
Szczęśliwego nowego roku! ^^

*******************************

Sayuri próbowała nie myśleć o bolących stopach. Po raz pierwszy musiała tyle czasu spędzić na szpilkach i w oficjalnym stroju, ale efekt był wart cierpień. Nie mogła uwierzyć, ile środków udało się zyskać na tej gali charytatywnej, gdzie śmietanka towarzyska Suny skupowała pracę artystów jak szalona.
Zerknęła na Gaarę, który był, nawet jak na siebie, zbyt cichy. Odkąd domknęli wszystkie sprawy tego wieczoru i ruszyli do domu, nie odezwał się do niej ani słowem, a wszystkie pytania zbywał monosylabami.
Dlatego kiedy drzwi, które odgradzały ich od strażników, zamknęły się, a Gaara jednym ruchem ułożył ją na schodach, była bliska dostania zawału.
Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby zrozumiała, że ten wieczór będzie mogła zaliczyć do tych wartych zapamiętania.
— Ale te rzeczy chcę zachować — powiedziała szybko. Chciała coś dodać, ale dźwięk rozrywającego się materiału ostudził jej zapędy. — No nie…
— Kupisz sobie.
Niemal naga leżała na schodach i nieco skołowana obserwowała Gaarę, który wyglądał, jakby całkiem stracił kontrolę. Zmrużyła oczy i zacisnęła dłonie w pięści, kiedy poczuła wargi na obojczyku. Nadal nie uzyskała odpowiedzi, co takiego w nich było, że tak mocno działały na Gaarę.
Zagryzła wargi. Cholernik! Naprawdę nie myślał o strażniku, który był kilka metrów obok?
Walczyła ze sobą, ale na kolejne ruchy palców Gaary, wyrwał jej się krótki jęk.
— Gaara…
Próbowała pozbierać myśli. Walczyła z dwiema stronami, gdzie jedna chciała poddać się chwili, a druga – ta bardziej racjonalna – sprzeciwiała się dawaniu publicznych wystąpień.
Gaara oparł dłonie na schodach i wsparł się na nich, by móc na nią zerknąć. To była ta chwila, w której powinna cokolwiek powiedzieć, ale ta racjonalna część przegrała. Uniosła się nieznacznie i pewnym ruchem zbliżyła do niego.
Nie musiała zgadywać, że Gaara odebrał to jako zachętę, bo wolnym ruchem zdjął jej bieliznę. Gdyby chciała, znowu mogła się sprzeciwić, ale dała na to zgodę. Liczyła na wybiórczą głuchotę strażnika.

***

— Powiesz w końcu? — wydyszała z trudem.
Patrzyła spod przymrużonych powiek na Gaarę, który wyglądał na rozbawionego. Przeklęty!
Odkąd weszli do domu, Gaara już dwukrotnie dawał jej nadzieję na spełnienie, ale za każdym razem umiejętnie sprowadzał ją z powrotem na ziemię. Po raz pierwszy jego ruchy były skierowane tylko na niego, jakby podczas stosunku całkiem o niej zapomniał.
— Ale co masz na myśli? — wyszeptał jej wprost do ucha.
Musiała nieźle wytężyć resztki zdrowego rozsądku, żeby znowu nie nabrać się na jego grę. Sapnęła głośno i odepchnęła go, ale Gaara wcale nie wyglądał na zawiedzionego. Cały czas uśmiechał się pod nosem z tym głupim wyrazem twarzy.
— Co ci jest? — omal nie warknęła. Cholera, nigdy nie myślała, że mogłaby być tak sfrustrowana brakiem orgazmu.
— To kara. Może jak cały wieczór będziesz pościć, zrozumiesz.
— Co?
Była zbyt zszokowana, żeby czuć złość. Na szczęście ochłonęła na tyle, że zachowała samokontrolę i wyraźnie dała mu do zrozumienia, że powinien przerwać tę idiotyczną grę. Czymkolwiek by ona nie była…
— Gaara!
Obserwował ją, jakby szacował na ile dokładna była jej obrona. Musiał dojść do wniosku, że nie da rady kontynuować zabawy.
— Wyszłaś tak ubrana — powiedział w końcu, kładąc się na boku i zrównując ich twarze ze sobą. — Dla mnie nigdy się tak nie ubrałaś, zawsze nosisz jakieś luźne, długie ciuchy, grzecznie zasłaniasz wszystko, a teraz każdy mógł cię podziwiać, skarbie. To niesprawiedliwe, że razem z innymi pierwszy raz mogłem mieć takie widoki.
Patrzyła na niego z szeroko rozszerzonymi oczami. Musiała mieć głupią minę, bo Gaara parsknął śmiechem, a zaraz pogładził ją po policzku. Chwilę jej zajęło, żeby poukładać w głowie absurd jego zarzutów, a kiedy to zrobiła, nie wytrzymała i wybuchła śmiechem.
— Gaara… — Walczyła ze łzami, ale szybko je starła. — Sądzę… naprawdę myślę, że pierwszy mogłeś na mnie patrzeć. Właściwie jako jedyny. — Zebrała się na odwagę i dodała, jak miała nadzieję, zmysłowym szeptem: — Jeżeli kręcą cię kuse stroje, mogę się tak ubierać na co dzień.
Nadal z zachwytem odkrywała, jak intensywnie mogła na niego działać. Myślała, że już na schodach stracił kontrolę, ale teraz wiedziała, że to były tylko pełne perfidii ruchy. To właśnie aktualny bezruch wskazywał, że walczył ze sobą.
Skoro on sobie z nią nieczysto pogrywał, mogła się odpłacić.
— Jeżeli kiedykolwiek… — zbliżyła się do niego i złożyła krótki pocałunek na jego ustach — pomyślisz o tym, żeby się ze mną tak okrutnie droczyć… — przejechała dłonią po jego piersi — to uznam, że ta sypialnia jest za mała dla nas i twojego ego.
— Ja już powoli uznaję, że jest za mała dla nas i twojej seksownej aury. — Chyba ochłonął trochę, choć miała nadzieję, że swoją postawą zmusi go do braku zahamowań. Usiadł, oddalając się niebezpiecznie daleko. — Następnym razem prowadź takie przedstawienia w szatach pokutnych, bo nie ręczę za siebie.
— Szaty pokutne, mam nadzieję, że cię nie powstrzymają.
Zminimalizowała odległość, siadając obok niego.
— Gdyby tak było, chyba błagałbym cię, żebyś chodziła w nich na co dzień. Mam nadzieję, że to innych powstrzymają.
Gdyby zechciała, była pewna, że dałaby radę sprowokować go do natychmiastowego ponownego zbliżenia. Jak na dłoni widziała, że wystarczyłby jeden jej ruch, a Gaara rzeczywiście mógłby przestać myśleć, tylko odczuwać i cieszyć się ich bliskością, ale…
Westchnęła cicho. Nie była w stanie sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby nieopacznie piasek znowu zareagował wbrew jego woli. Albo gdyby choć jeden siniak pojawił się na jej ciele. Z drugiej strony nie wyobrażała sobie, jak trudne to musiało być dla niego, żeby zawsze, nawet w tak intymnej sytuacji, trzeźwo myśleć i pilnować swoich odruchów.
Oparła głowę o jego ramię i wtuliła się w niego, ale nie pobudzała w żaden sposób. Może kiedyś dojdzie do wniosku, że powinna być większą egoistką, ale tym razem da mu ochłonąć.
— Gaara, każdy dzień z tobą jest tak niesamowity, że naprawdę zastanawiam się, jak wcześniej dałam radę przeżyć w tym świecie szarości.
— Mam wrażenie, że ty wiesz, kochanie, jak wielka zmiana jest to dla mnie.
— Wiem… Ale nie oznacza to, że sama nie mogę się dziwić na tak wspaniały obrót sytuacji. — Od samego początku zastrzegała sobie do tego prawo. — Wiesz… myślałam, że małżeństwo będzie trudne, że wyjście poza strefę komfortu i spotkanie się z niechęcią ludzi, nie da mi żyć… Potem znowu myślałam, że moje pomysły na Sunę będą źle przyjęte. W końcu chyba przełamujesz we mnie tę nieśmiałość, którą nabyłam. Pamiętasz ten koszmar, o którym nie chciałam mówić?
— Nie chciałaś zdradzić mi szczegółów.
Patrzyła w jego oczy i doszła do wniosku, że zbyt długo zwlekała z wyjaśnieniami. Pamiętała, jaki był spanikowany, kiedy obudziła się całą we łzach i przez kilka długich minut nie reagowała na jego słowa. Czuła się głupio, kiedy musiała wyznać, jak bardzo sfiksowała na jego punkcie.
— To właściwie nie był koszmar — powiedziała cicho. — Śnił mi się po prostu… zwykły dzień w Konosze. Obudziłam się i nie mogłam zrozumieć, co jest snem, a co rzeczywistością. Dopadła mnie myśl, że może wyśniłam sobie pobyt w Sunie, że nie mam męża, oddanych przyjaciół, a sama nadal jestem shinobi.
Na moment przerwała. Nie była w stanie odnaleźć odpowiednich słów, żeby opisać to, jakie emocje nią targały, kiedy choć przez ułamek sekundy była pewna, że wyśniła sobie to wszystko.
— To było tak okrutne, że nie mogłam znieść tego. Kiedy przytuliłeś mnie, przez chwilę miałam wrażenie, że to Naruto próbuje mnie uspokoić. Wiesz… często jako dzieci spaliśmy ze sobą, ale wtedy… wtedy całkiem pękłam. Ciężko to wytłumaczyć, ale dopiero chakra Shukaku którą wyczułam, mnie uspokoiła. Twoja, choć dobrze ją znam, jest… ludzka, po prostu. Demony mają inną, to mnie wytrąciło nieco z tego szaleństwa. Byłam zdolna do skonfrontowania, że to nie Kyuubiego wyczuwam.
Jak w pierwszych tygodniach ich związku, schowała twarz przed nim. Wiedziała, że jej nie wyśmieje ani nie zrani, ale nadal… z trudem przeszło jej przez usta to wyznanie.
— Tak intensywne są sny?
Uśmiechnęła się pod nosem. Gaara jeszcze nigdy jej nie zawiódł.
— Nie zawsze. Ale kiedy cię nie ma, każda wizja jest dla mnie koszmarem. — Była wdzięczna, że zaczął zataczać okręgi na jej plecach. — Wiesz… mam ci trochę za złe, że tak rzadko pojawiasz się w moich snach.
— Przykro mi, że cię rozczarowuję.

***

Następnego ranka Kankuro przy śniadaniu miał bardzo rozbawioną minę. Sayuri, choć powinna już przyzwyczaić się do jego pikantnych komentarzy, nadal była dziwnie spięta.
— Piękny dzień na zakupy — powiedział w końcu.
— Możesz już to z siebie wydusić? — Gaara obserwował go z wyraźną ciekawością i zniecierpliwieniem.
— Ależ o czym ty mówisz, drogi braciszku? — Kankuro przybrał niewinną minę. — Sądzę jedynie, że powinieneś zabrać żonę na zakupy. Za straty, które poniosła, kiedy…
— Bogowie! — Sayuri nagle załapała. — Znalazłeś moją…
— Sukienką bym tego nie nazwał. — Udawał zachwyconego, kiedy patrzył na Gaarę. — Jak to zrobiłeś, że równocześnie mogłeś zniszczyć śliczne szmatki i nie jest zła?
— Sztuka perswazji. Sam wpadłem na pomysł zakupów.
— Strażnik miał używanie. — Kankuro dalej ją dręczył. — To dlatego tak na mnie patrzył, kiedy wracałem. Schody? Ech… a to mnie mają za rodzinnego dewianta.
— Schody to ekstremum? — Gaara patrzył na niego z uprzejmym zdziwieniem. — Lepiej nie wchodź do połowy pomieszczeń… A właściwie jedynie do swojej sypialni możesz.
— A Temari? — Widząc jej zaczerwienioną twarz, Kankuro ryknął niekontrolowanym śmiechem. — Jak do tego doszło? — wyjąkał.
— Sayuri szukała czegoś u Temari. — Gaara wzruszył ramionami. — Reszty nie muszę opowiadać, ale tak to się zaczęło.
— Czy niedawna poza Temari, którą próbowała udowodnić swoją aseksualność, tak na was podziałała?
Sayuri w tej chwili żałowała, że nie da się umrzeć z zażenowania. Za nic nie potrafiłaby teraz spojrzeć na niego, więc skupiła wzrok na kubku i milczała.
— No dalej, Sayuri, powiedz coś od siebie.
— Zastanawiam się po raz pierwszy od dłuższego czasu nad ucieczką — wymamrotała. — Przegniesz, a to na tobie Gaara się wyładuje.
Zdrada! Przeklęty Gaara! Dlaczego i on parsknął śmiechem?
— Pozwólcie mi to za kilka lat jej opowiedzieć — błagał Kankuro. — Uwielbiam, jak udaje, że wszystko, co zmysłowe ją irytuje albo zawstydza.
— Czy ty o każdym masz jakąś osobną kartotekę na seksualne przygody? — Sayuri nieco przełamała swój wstyd i spojrzała na niego. — Skąd wiedziałeś o tej zbrojowni? Gdybyś tam był, wyczułaby cię przecież.
— Masz mylne wrażenie, że Temari różni się od przeciętnej kobiety. — Kankuro wziął porządny łyk kawy. — Nawet ty, pomimo tego że jesteś sensorem, nie zwracasz uwagi na otoczenie kiedy pojawia się mój braciszek. A kiedy już zajmujecie się sobą, wątpię żebyś mnie dostrzegła, choćbym leżał na trzeciego i obserwował. Temari, chociaż udaje że jest inaczej, też ma nieco delikatniejszą i kobiecą stronę. Choć… w zbrojowni to raczej nie delikatność przeważyła.
— Patrzyłeś?
Do tej pory sądziła, że w przypadku Kankuro nic jej nie zdziwi. Ale to… to byłoby przegięcie. Chyba po raz pierwszy czuła się obrzydzona nim.
— To ja posłałem Masaru na Demoniczną Pustynię. — Uśmiech spełzł z jego twarzy. Westchnął ciężko. — Oczywiście, że nie patrzyłem, jedynie wiedziałem, że tam poszła spotkać się z nim. A ten debil upił się w barze i opowiadał o tym jakiemuś równie nawalonemu facetowi. Nikt na szczęście nie skojarzył walniętej blondyny z Temari, bo chyba spaliłaby się ze wstydu. Ale ja na wszelki wypadek pozbyłem się go, rzucając za pewną akcję podejrzenia na niego. Dałem mu tylko jasny przekaz przy ruszaniu, że jeszcze raz opowie o wdziękach mojej siostry, a skorpiony będą jego marzeniem.
Mogła odetchnąć z ulgą. Dewiant, nie dewiant, ale jakieś granice przyzwoitości posiadał.
— Jak zawsze troskliwy.
Kankuro wzruszył ramionami.
— Wbrew pozorom nie lubię, kiedy o mojej rodzinie źle się mówi. — Chyba otrząsnął się z powagi, bo zachichotał cicho. — Ale ta akcja… bogowie, może na starość opowiem wam, o co chodziło, ale zapewniam, że nikt by się tego po Temari nie spodziewał.
— Jest tu kto?!
Usłyszeli przerażony głos Hirojiego dochodzący ze schodów. Chłopak, niemal przewracając się o własne nogi, wpadł do kuchni i próbował złapać oddech.
— Musicie… musicie iść do…
Sayuri wymieniła szybkie spojrzenie z Kankuro i Gaarą. Co mogło się stać? Czy to możliwe, żeby ktoś zaatakował…? Nie, przecież usłyszeliby raban, a apartament Kazekage byłby pierwszym miejscem, gdzie dowódcy skierowaliby swoje kroki.
— Uspokój się i mów. Usiądź najpierw.
Przez tyle tygodni spędzonych w Sunie, Sayuri prawie zapomniała, że mieszkała z shinobi, że sama nim była. Ale teraz skupione miny braci przypomniały jej, że nie mieszkała w bajce, tylko mogła chwilami w niej przebywać.
Hiroji posłusznie usiadł na rozkaz Kankuro.
— To mów, gdzie byłeś.
— W sklepie i…
— W którym?
— Tym… dla elit… z kosmetykami.
— Dobrze, co się tam stało?
— Ten… chyba przywódca samurajów, taki gruby… wpadł pijany i zaczął się awanturować.
Sayuri ze świstem wciągnęła powietrze. No nikt nie mógł czegoś z nimi zrobić? Kraj Żelaza naprawdę miał taką pozycję, że tylko Konoha odważyła się wywalić ich poza granice?
— Szalał, bo kasjerka nie chciała sprzedać mu ilości hurtowych tych wszystkich kremów z perfumami. — Hiroji w miarę mówienia uspokajał się. Powoli znikała mu z twarzy ta nienaturalna bladość. — Biedna. Zaczął się z nią szarpać. I na to wszystko wpadła moja matka z Kotori, które przesiadują tam całymi dniami i… był tam nasz strażnik, który próbował go wyprowadzić, ale ten idiota porozwalał jeden stół z testerami… Moja matka się wściekła i chciała rzucić na tę świnie. Potem… był taki chaos… ale ten tłusty skurwiel uciekł. Kilka wkurzonych kobiet chciało za nim pobiec, ale jakoś udało mi się je powstrzymać i obiecałem, że po was pobiegnę. A ta kasjerka… potrzebuje chyba medyka. No… i jestem.
— Idziemy.
Na dźwięk głosu Gaary drgnęła.
Kiedy szybkim tempem szli w stronę sklepu, gorączkowo rozmyślała nad tym, co można zrobić z samurajami. Cholera! Przecież nie mogło być tak, że panoszyli się w każdej wiosce, do której się dostali. Ale… czy zaatakowanie kasjerki będzie dostatecznie mocnym powodem, żeby rada coś zrobiła? Bo że Gaara będzie chciał zareagować, wzięła za pewnik. Ale chyba nawet jego pozycja nie pozwalała, żeby bez zgody rady mógł coś wskórać.
Co musiałoby się wydarzyć, żeby ich wywalić? Prawo międzynarodowe jasno określało, że nawet dyplomaci musieli przestrzegać prawa wewnątrz danego kraju, wioski. Czy istniało w Sunie…?
Zwolniła kroku. Kara śmierci za dotknięcie żony kazekage. Szybko zerknęła na Gaarę, który chyba nie skupiał się na niej, więc nie mógł przewidzieć, że knuła za jego plecami. Chyba że był prorokiem albo potrafił czytać w myślach.
Dobrze. To teraz musiała wymyślić, jak stworzyć sytuację, żeby sprowokować Nobuo do popełnienia tej niesłychanej zbrodni. Była przekonana, że mając do wyboru swoje życie, a interesy Kraju Żelaza, zachowa się zgodnie z jej przewidywaniami. A przynajmniej taką miała nadzieję.
Kiedy dotarli do sklepu, miała wrażenie, że trafiła do ula. Spośród tego chaosu nie potrafiła wyłapać choćby jednego sensownego zdania. Pracownicy zmieszali się z klientami, a sądząc po tonach głosów, wszyscy byli dość bojowo nastawieni.
Nawet widok Kankuro ani Gaary nie uspokoił ludzi. Musieli się przeciskać, żeby dotrzeć do środka. To Hiroji był ich przewodnikiem prowadzącym do głównych zamieszanych w tę aferę.
— Michiru, Kotori, co się stało? — Sayuri była zdziwiona, że zachowała spokój. Myślała, że będzie roztrzęsiona, rozhisteryzowana, ale kiedy miała choćby mglisty plan w głowie, dała radę zachować trzeźwy umysł.
— Zanim… zajmij się tą biedaczką. — Michiru wskazała na nadal trzęsącą się ze strachu kasjerkę.
Sayuri zbliżyła się do Kankuro.
— To dłużej zajmie, tak czuję — wyszeptała do niego. — Leć po Enzo i Kirę, przypilnuj finalizacji naszego zamówienia u Shingo.
Kankuro zanim skinął głową, zerknął na Gaarę, który wyraził aprobatę dla tego planu, i zniknął w tłumie.
— Co się stało? — Sayuri kucnęła przed kasjerką i chwyciła jej rękę w uspakajającym geście.
— Ten… klient, on… on się na mnie rzucił…
— Świnia! Wariat!
Sayuri próbowała zignorować krzyki dookoła.
— Groził ci?
— Tak, powiedział, że puści ten sklep z dymem — wyszeptała kasjerka i wierzchem dłoni otarła łzy.
— Ty wiesz, że tego nie zrobi, prawda? — Sayuri próbowała mówić możliwie łagodnym, uspokajającym tonem. — Nie zbliży się do żadnej z was. Nie pozwolimy na to.
Dopiero kiedy kobieta skinęła głową, Sayuri zabrała się za dalsze przesłuchiwanie. Nie musiała zerkać na Gaarę, żeby domyślić się, że był jej wdzięczny. Chyba tym razem miałby rację, że to ona bardziej nadawała się do tej roli.
— Co zniszczył?
— Tamten stół. — Kasjerka wskazała ręką na zniszczony przedmiot. — I kosmetyki… Naprawdę nie mogłam nic zrobić, Sayuri-sama…
— Ważne, że tobie nic się nie stało. A właśnie! Coś ci zrobił? Coś cię boli?
— Trochę ręka, ale…
Sayuri zerknęła na jej ramię. Lekkie otarcia, być może będzie siniak, ale to nic poważnego.
— Dzisiaj masz wolne do końca dnia, oczywiście zapłacimy za to, a ktoś weźmie po prostu nadgodziny. Jeżeli ból się nasili, nie krępuj się i przyjdź.
— Coś trzeba z tym zrobić! — wykrzyknęła Kotori, gdy kasjerka wstała i została otoczona przez koleżanki ze zmiany. — Kazekage-sama… — Spojrzała na Gaarę. — Wiem, że rada przymyka oko, zasłaniając się legalnością ich działania, ale tego już za wiele! Nie dość, że zadłużyli prawie cały gmin, to jeszcze teraz zakłócają spokój w tej dzielnicy.
Sayuri nie miała wątpliwości, co było dla niej bardziej bulwersujące.
— Proponuję pójść do nich teraz, zaraz i po prostu wyrzucić z Suny!
Na te słowa, ludzie dookoła znowu zmienił się w żądnych krwi sędziów.
— Pójdziemy do nich i zażądamy wyjaśnień — zawyrokował Gaara.
Sayuri nie spodziewała się kiedykolwiek zobaczyć niesubordynację na jego słowa. To była kwestia zmiany wizerunku Gaary, bo mieszkańcy przestawali postrzegać go jako zagrożenie czy to sytuacja tak bardzo wyprowadziła obie grupy społeczne z równowagi?
Na szczęście Kotori i Michiru uspokoiły się na tyle, że zdołały załagodzić nerwy u kobiet z wyższych sfer. Sayuri i, sądząc po jego minie, Gaara również nie przewidzieli, że będą chciały im towarzyszyć.
Przedarli się przez tłum. Sayuri gorączkowo zastanawiała się, jaki powinien być jej kolejny krok. Skoro Gaara byłby świadkiem jej dotknięcia, nikt nie odważy się podważać tego faktu. Ale jak nakłonić Nobuo do…?
— Mam wrażenie, że masz plan.
Wzdrygnęła się. Nawet nie zauważyła, kiedy Gaara zwolnił kroku i zrównał się z nią. Mówił dostatecznie cicho, żeby Kotori i Michiru ich nie podsłuchały.
Cholera! I co teraz? Nie, nie mogła się poddawać. Jeżeli chciała radykalnych zmian, musiała wyegzekwować jego bierność.
— Plan, który zakłada twoją nieświadomość — odparła lekkim tonem.
Zbyt dobrze znała Gaarę, żeby nie wiedzieć, że od tej pory będzie patrzył na każdy jej ruch dwa razy bardziej uważnie niż dotychczas.
— Błagam, nie zepsuj mi go i nie reaguj. Wiesz przecież, że nic naprawdę złego nie może mi się stać przy tobie.
Gaara był wyraźnie rozdarty. Na pewno nie wyglądał na przekonanego, ale skinął głową. Musiała wierzyć, że to wystarczy.
— Sayuri!
Michiru i Kotori dogoniły ich.
— Namówiłaś Kazekage-sama, żeby ich wyrzucił?
— Na razie nie, Kotori. Teraz chcę zażądać wyjaśnień, opłacenia za towary i straty moralne. — Uśmiechnęła się przebiegle. — Wydaje mi się, że to będzie dobre rozwiązanie. Muszę mieć też świadków, żeby nie było słowo przeciw słowu.
— Nikt nie zwątpi w słowa żony kazekage — powiedziała bardzo zaaferowana Kotori. — Ale w słowa żony Kazekage, samego Kazekage i żon głów rodów, nikt się nawet nie odważy. Będziemy zeznawać na twoją korzyść.
— Wystarczy, że zeznacie prawdę.
Minęło kilka minut i stanęli przed siedzibą samurajów. Sayuri nie mogła okazać niepewności i strachu przed Gaarą. Jeżeli chciała wprowadzić swój plan w życie, do ostatniej chwili musiał pozostać nieświadomy.
— Będę rozmawiał z przywódcą — oznajmił strażnikowi Gaara.
— Nobuo-sama nie przyjmuje teraz petentów.
Sayuri prawie parsknęła śmiechem na widok pełnej wyższości miny mężczyzny. Nie musiała zgadywać, dlaczego był tak butny. Gaara nie miał na sobie charakterystycznego płaszcza, a nie każdy przyjezdny musiał wiedzieć, jak kage każdej wioski wyglądał.
— Z tego, co mi wiadomo nie jest to placówka dyplomatyczna, a każde inne miejsce jest pod bezpośrednią jurysdykcją kazekage lub rady. Tak się nieszczęśliwie dla Nobuo złożyło, że ma przed sobą kazekage.
Sayuri z satysfakcją zauważyła, że strażnik pobladł.
— Jeżeli w przeciągu pół godziny nie stawi się na żądanie, zostanie postawiony, zgodnie z prawem, przed Komisję Dyscyplinarną złożoną ze mnie i członków rodzin obecnych tu kobiet. — Gaara wskazał na Michiru i Kotori.
— P-pójdę… s-sprawdzę…
— Nie musisz nas wpuszczać, jeśli życzysz sobie gapiów — wtrąciła złośliwie Kotori, wskazując dłonią na kilku przypadkowych ludzi.
— Zapraszam — wyjąkał strażnik.
Nie współczuła mu. Domyślała się, jak bardzo skołowany musiał się czuć, ale trzymała swoją empatię na wodzy. Wobec niektórych ludzi naprawdę nie było warto się przejmować.
Mężczyzna wskazał im odpowiedni gabinet.
Kiedy Michiru otwierała usta, Gaara krótkim ruchem głowy dał do zrozumienia, że nie powinni się odzywać. Nie trudno było zgadnąć, dlaczego.
To oczekiwanie było cholernie stresujące. Sayuri wiedziała, że będzie musiała nieźle prowokować Nobuo, żeby plan wypalił. Nie mogła popełnić błędu.
Po kilku minutach do pomieszczenia wszedł Nobuo z dwójką strażników.
— Cóż za interesy tym razem…
Sayuri w ostatniej chwili dostrzegła, że Kotori zrobiła krok do przodu. Chwyciła jej ramię i pokręciła głową. Nie. Nobuo musiał widzieć najgorszego wroga w niej, żeby to na niej chciał wyładować złość.
Zerknęła na Gaarę. Na szczęście na razie zachował spokój i wzrokiem bez wyrazu obserwował strażników.
— Interes spłaty za szkody, które narobiłeś — powiedziała spokojnie Sayuri, odwracając się w kierunku Nobuo.
— Sądzę, że dam radę opłacić...
— Masz również zakaz wchodzenia do moich sklepów. Od dzisiaj każdy klient będzie musiał się wylegitymować i udowodnić, że nie jest z Kraju Żelaza.
Odważyła się i wyszła o krok przed Gaarę. Musiała wierzyć, że nie zareaguje.
— Nie masz prawa…
— Nie ma pani, szanowna Sayuri-sama, prawa — poprawiła go. — Obecne tu kobiety i ja dołożą wszelkich starań, żebyś ty i twoi ludzie nie zakupili już nigdzie niczego — groziła, choć nie miała pojęcia, czy to możliwe. — Czekają cię chude miesiące, ty pierdolona, tłusta abominacjo ludzkiego jestestwa.
Z mocno bijącym sercem patrzyła na czerwonego ze złości Nobuo, który wziął zamach.
W duchu modliła się, żeby Gaara nic nie robił. Żeby dał radę jedynie obserwować, co miało miejsce.
W tym samym momencie, w którym poczuła uderzenie na policzku, Gaara chwycił ją w talii i pociągnął w swoją stronę. Z lekką obawą patrzyła na jego gniewne spojrzenie, a na widok drobinek piasku krążących po pomieszczeniu, zaczęłą wątpić, czy to był dobry pomysł. Szybko chwyciła jego dłoń i to chyba wybiło go z niebezpiecznego nastroju, w który wpadł.
Kątem oka dostrzegła, że strażnicy stanęli przed Nobuo. Zanim Gaara zdążył zareagować, odezwała się:
— Czy wszyscy obecni zaświadczą, że obecny tu Nobuo dotknął mnie?
Michiru i Kotori skinęły głowami.
Gaara chyba w końcu zorientował się, jaki plan miała, bo uśmiechnął się z chorą satysfakcją, patrząc na Nobuo.
— Według prawa międzynarodowego osoby na obcej ziemi zobowiązane są przestrzegać praw w danym państwie lub, jeśli ziemie mają autonomię, praw tych ziem. — Obserwowała schowanego za strażnikami Nobuo. — Dotknąłeś żony kazekage, a za to w Sunie jest kara śmierci.
Zapadła głucha cisza. Sayuri dała sobie chwilę, żeby dać temu śmieciowi chwilę na zrozumienie swojej sytuacji.
— Wyrok jest prawomocny po dokonaniu zbrodni, nie przysługuje ci prawo do obrony, a osoby sprzeciwiające się temu będą uznane za agresorów.
— Ustąpcie — warknął Gaara w stronę strażników.
— Szanowna… Szanowny… — jąkał Nobuo.
— Nie rozumiem po co chcesz zachować głowę. — Patrzyła na niego bez cienia litości. — Jeżeli twoje życie jest tak żałosne, że frustracje z wymykających się z tłustych łap klientów musisz wyładowywać w moich sklepach, to po co ci to życie?
— Błagam… zrobię… zrobię wszystko.
— Wszystko? — Uniosła brwi. — Bardzo w to wątpię.
— Zapewniam… zapewniam, że…
— Proszę umorzyć wszystkie długi mieszkańcom Suny i opuścić naszą wioskę.
Gaara chyba nadal był zbyt skory do natychmiastowego skazania go, bo prychnął pod nosem.
— To przecież… to niemożliwe — wykrztusił Nobuo.
— Jeśli nie, na razie zostaniesz zatrzymany. Wyślemy list do Kraju Żelaza z propozycją rozwiązania tej sytuacji na dwojaki sposób. Albo ocalą twoją głowę, umarzając dług. Albo nie zdecydują się na to, zostanie wyznaczony kolejny pragnący władzy i pieniędzy idiota, a ty zginiesz z dniem, w którym zastępca przybędzie.
— Szanowna… — Przerwał i zamknął oczy.
Nie miała pojęcia czy się modlił, czy może raczej kalkulował swoje szanse na przeżycie.
— Zgadzam się na…
— Nie tak szybko. — Sayuri wzięła kartki papieru i spisała odpowiedni dokument w dwóch kopiach. — Teraz każdy podpisze się na dokumencie. Ja, mój mąż i ty jako strony oraz wszyscy obecni świadkowie.
Złożyła podpis w każdym miejscu, Gaara uczynił to samo, potem wszyscy ich świadkowie, a następnie kartki trafiły w ręce strażników. Wyglądali na skołowanych, ale najwidoczniej za bardzo obawiali się o swoją głowę, by nie wykonać tego polecenia.
Ostatni był Nobuo. Czytał ten dokument, jakby chciał doszukać się jakiejś furtki, ale chyba niczego nie znalazł i zrezygnowany podpisał wszystkie kopie.<
— Jedną zachowaj dla siebie — oznajmiła Sayuri. — A teraz macie dwie godziny na opuszczenie tej wioski.
— Już… podpisaliśmy dokumenty, związane z…
— Mówiłam o dwóch warunkach — warknęła Sayuri. — Gdybyście zostali, mieszkańcy nadal mogliby być zastraszani, że pourywacie im ręce, zabijecie dzieci. Dlatego powtórzę raz jeszcze: macie dwie godziny na opuszczenie Suny. Wraz z mężem wyjdziemy teraz i będziemy pilnować, żebyście chociaż minuty dłużej tu nie spędzili.
— Zapasy…
— Nie obchodzi mnie wasze życie — oznajmiła stanowczo. — Tak szybko stworzyliście imperium z ludzkiej krwi w każdej wiosce, to chyba zrobienie zapasów na własny użytek nie będzie zbyt ciężkim przedsięwzięciem.
Gaara trochę zwlekał z wyjściem, ale kiedy go pociągnęła za rękaw, posłusznie ruszył za nią. Nie spodziewała się, że będzie tak uległy, ale chyba nie trafiła z oceną. Gaara najprawdopodobniej nadal walczył ze sobą o zachowanie spokoju.
— Bogowie… Nikt mi nie uwierzy, czego byłam świadkiem — powiedziała Kotori, kiedy stanęli naprzeciw budynku. — Udało się pozbyć tych wichrzycieli z Suny.
Gaarze i Sayuri ledwo udało się przekonać Michiro i Kotori do tego, żeby odeszły i poinformowały członków swoich rodzin, co miało miejsce.
— Zapewne czekają mnie burzliwe obrady — mruknął Gaara. — A ty, kochanie, uprzedzaj na przyszłość, bo ledwo się powstrzymałem, żeby nie wykonać wyroku w trybie natychmiastowym.
— Ufałam ci, drogi mężu. — Sayuri zignorowała przypadkowych gapiów i szybko pocałowała go w policzek. — Nie jesteś zły, że samodzielnie…
— Ja nie, ale nie chcesz wyobrazić sobie reakcji Kankuro, że nie wzięłaś go z nami.

7 komentarzy:

  1. Ahaha, ostatnie zdanie przebiło wszystko :D
    Scena na schodach przemówiła mi do wyobraźni i nie spodziewałam się, że druga będzie lepsza. A jednak. Trzeba przyznać, że z Sayuri jest diablica, szybko uknuła plan i pozbyła się gada w pięć minut. Właśnie takiego zachowania należy oczekiwać od żony kazekage, więc takie zakończenie opka można uznać za satysfakcjonujące. Tylko ten biedny Kankuro, który nie widział upokorzenia :P No i całe szczęście, że Gaara nie jest bardzo popędliwy, bo śmierć Nobuo w tym przypadku nie byłaby za bardzo satysfakcjonująca, na dłuższą metę :P ale też Gaara się tutaj sprawdził jako przywódca wioski, bo powinien zachować zimną krew (nawet kiedy jest ciężko :P)
    Co zaś do początku posta - tytuł i te pierwsze zdania byłyby mnie załamały :P Gosposia ma specjalne miejsce na mojej liście przeczytanych ff, nie tylko ze względu na abominację i na to, że to pierwsze i "podstawowe" opowiadanie na tym blogu. Nie dziwi mnie ta decyzja,i bardzo raduje, że będą miniaturki, bo specyficzna atmosfera tego opowiadania na szczęście nie wymaga długiej wielowątkowej fabuły. Zakładam że doczekamy się dzieci :P
    Nowy TASIEMIEC? oO, nigdy nie myślałam że to słowo tak mnie uraduje. Gaara będzie bohaterem pierwszoplanowym? Potrzebuję tutaj jednoznacznej odpowiedzi, by wiedzieć jak bardzo się cieszyć :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W podobnym czasie zabrałyśmy się za swoje opka. TO PRZEZNACZENIE. XD

      "Specyficzna atmosfera opowiadania" jest zaiste przepięknym eufemizmem. XD Ale trudno się nie zgodzić, że fabuły jako takiej nie potrzeba, żeby pisać o seksach albo do scen-gagów. Na szczęście, bo kilka scen zmarnowałoby się na dysku. ;)

      Dzieci będą. Obiecałam sobie, że chociaż w jednym opowiadaniu zrobię z Gaary ojca, a Gosposia nadaje się do tego idealnie.

      Tak, tak nowy TASIEMIEC. To jest to opeczko, o którym Ci wspominałam, gdzie Neji będzie piwniczakiem. xD Gaaruś będzie, będzie. Jako jeden z pierwszoplanowych bohaterów. Jak mogłoby go nie być? :P Prologi już mam, więc jak tylko naskrobię kilka rozdziałów, zacznę publikować. Myślę, że jakoś w styczniu/lutym pójdzie pierwsza publikacja. ^^

      Usuń
    2. Widać nie tylko ja pomyślałam w posylwestrowy leniwy piątek, że trzeba coś przeczytać :D nie mogę się doczekać na te ukryte na dysku sceny.
      Chyba będę wypatrywać nowego opka z równą niecierpliwością jak Sachiko :P

      Usuń
  2. Hejka,
    czyli mam rozumieć że "gosposia", w tej formie zniknie z bloga? wolałabym mimo wszystko żeby tak się nie stało, raz że czytam, dwa że fajnie byłoby aby widzieć różnice... tak, tak wiem że odzywam się rzadko jednak przybrałam strategię, że najpierw przeczytam więcej a później komentarze...
    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że po tak długim czasie, ale miałam trochę rozbrat z blogowym zakątkiem internetów.

      Tak, Gosposia znika z fabułą. Pozostają jedynie miniaturki, które są oparte na postaciach z tego opeczka. Domyślam się, że jeżeli ktoś lubi tę historię, może czuć się zawiedziony, ale mimo wszystko w tej sytuacji wyżej postawię swoje zdrowie psychiczne i przerwę publikowanie.

      Zapewniam, że inne historie spod mojej ręki nie napotkają na ten sam problem, bo już nigdzie nie dam z siebie tak dużo, jak dałam w Gosposi.

      Usuń
  3. Miałam już ten wielki zaszczyt przeczytać rozdział przed publikacją, więc moją opinię na jego temat dobrze znasz!
    Mogę tylko dodać, że podoba mi się złodupna wersja Sayuri i chciałabym zobaczyć jej więcej w tym wydaniu. :D
    A dopóki dycham, Gosposia nie będzie tak całkowicie dead. Jakiegoś nekromantę mam na stanie, ewentualnie ściągnie się jakiegoś nieśmiertelnego medyka ze ścieżką z apteczek, czy coś takiego...
    I nie ma osiadania na laurach, już ja będę biadolić dzień i noc, żebyś pisała i publikowała Sachiko, a nie tylko nowego tasiemca! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złodupna Sayurka? Ty się chyba duchów z Phasmo nie boisz, że tak rzeczesz. Toż to delikatna lilyjka jest, która na moment wyszła z roli.

      Jestem pewna, że obie nie osiądziemy na laurach ze swoimi opeczkami, ale przecież... Ty jesteś świadoma (chyba), że w Sachiko został ostatni rozdział, nie?

      Usuń