poniedziałek, 30 listopada 2020

Sachiko czy Sayuri? – Rozdział 15

Z trudem oderwała wzrok od widoku za oknem. Doskonale utrzymany ogród był zdecydowanie łatwiejszym do zniesienia obrazkiem niż Temari w pięknym kimono, która wyłoniła się zza parawanu.
— Wszystko dobrze leży?
Czy dobrze...? Sayuri połykała łzy i miała nadzieję, że głos nie odmówi jej posłuszeństwa.
— Tak... — zachrypiała. Próbowała odchrząknąć i kontynuowała: — To teraz tylko fryzura.
Na dziwnie sztywnych nogach wstała z kanapy. Krok... Drugi... Przeszkoda... Prawie wpadła na stolik. Zaśmiała się sztucznie i drżącą dłonią chwyciła szczotkę.
— Sayuri... wszystko w porządku? — spytała Temari.
— Pewnie.
A co miała, do kurwy nędzy, odpowiedzieć? Wybacz, jednak rozmyśliłam się i z chęcią przyjmę propozycję sprzed tygodnia. Nie ma sprawy, nie? Odwołasz ślub, który odbędzie się za kilka chwil, prawda? Zostaniesz w Sunie, twój związek z Shikamaru się rozpadnie, a ja będę szczęśliwa. Jasne...
Poza szczotką powinna jeszcze wziąć białe wstążki. Na końcu utnie małą lilię, która miała ozdabiać fryzurę Temari. Jakie to cholernie symboliczne. Tak jak utnie lilię, tak i część siebie* w pewien sposób odkrawała. Przeklęta symbolika... Że też o niej nie pomyślała, kiedy zgodziła się z tą całą Ino, że do Temari pasował ten kwiat.
— Hej... hej! — Temari podeszła i potrząsnęła jej ramionami. — To ja tutaj mam panikować i myśleć o wycofaniu się! Twoim zadaniem jest mnie od tego odwieść.
— Nie wyglądasz, jakbyś chciała się wycofać. — Sayuri dopiero po chwili zreflektowała się, że zabrzmiało to jak zarzut, a nie żartobliwa uwaga. — Daj mi to przeżyć, Temari. To pierwszy i ostatni raz, kiedy moja przyjaciółka bierze ślub.
— To chyba w ogóle ostatnia okazja dla ciebie.
Otrząsnęła się z tego dziwnego odrętwienia, gdy zauważyła złośliwy uśmieszek na twarzy Temari.
— No co? Sama zamykasz się na innych, a Gaary ani Kankurō na ślubnym kobiercu raczej nie zobaczymy. To twój pierwszy i ostatni ślub, na którym będziesz. Ciesz się chwilą!
— Nie wierzysz we mnie? — Sayuri po raz pierwszy tego dnia przemogła się i uśmiechnęła. — Nie jestem znowu taka stara... choć może mój ukochany jeszcze się nie narodził.
Temari szturchnęła ją w bok i obie zachichotały cicho. Żarty na temat różnicy w wieku Temari i Shikamaru modne były w ich domu na samym początku związku tej dwójki. Kankurō przodował w tej bezlitosnej rozgrywce, ale to Gaara, dość nieoczekiwanie, stał się niekwestionowanym mistrzem działania z ukrycia.

Wieczór tuż po misji dyplomatycznej Temari był doskonałym momentem, żeby naigrywać się z niej. Gaara rozłożył na stole w salonie papiery i chyba tylko markował pracę. Rzekomo w gabinecie nie mógł się skupić, bo trwały prace remontowe na tym samym piętrze, co jego samotnia, ale w domu nie wybrał swojej sypialni, tylko salon, w którym pozostali grali w karty.
Sayuri obserwowała Kankurō, który przechodził samego siebie w złośliwych uwagach, zarumienioną Temari i Gaarę, któremu nikły uśmiech nie schodził z ust, kiedy przysłuchiwał się ich rozmowie.
— Pamiętaj, Temari! — Kankurō oderwał wzrok od swoich kart i spojrzał na siostrę z poważną miną. — Wiem, że dzieci potrafią wyglądać uroczo, kiedy czegoś chcą, ale nie możesz dopuścić do demoralizacji Shiki! Nawet nie myśl o hazardzie przy tak młodym umyśle! 
— Podbijam — wycedziła Temari.
— Oj, oj! Jaka drażliwa! — Kankurō przybrał strapioną minę. — A z wiekiem będzie coraz gorzej. Nie wiem, jak nasz dzielny Shika zniesie tę pogłębiającą się wredność. Nie możesz swoim zgorzknieniem odbierać mu... — Przerwał, kiedy zauważył wzrok siostry. — Sprawdzam! 
Sayuri wcześniej wycofała się z rozdania i spojrzała na karty rodzeństwa. 
— Och nie! — Kankurō przyłożył dłoń do ust. — Czyżby ktoś miał słabszą młodszą parę? — Stanowczym ruchem przyciągnął kupkę pieniędzy do siebie. — Musisz popracować nawet nad wigorem swoich kart, moja droga.
— To się robi niedorzeczne — wymamrotała Temari. 
— Niedorzeczna jest twoja skłonność do...
— Gaara! — Temari spojrzała na najmłodszego brata z pretensją. — Ty to specjalnie robisz, że równocześnie nie mamy misji! 
Sayuri przeniosła wzrok na Gaarę, który westchnął ciężko, odłożył czytany dokument i spojrzał na ich trójkę, siedzącą na podłodze. Musiała mu przyznać — jednym spojrzeniem był w stanie sprawić, że wyglądali jak banda gówniarzy przeszkadzająca spracowanemu ojcu. Brakowało mu jeszcze tylko okularów, które mógłby przetrzeć, zanim przemówi.
— Niestety nie, Temari. Suny nadal nie stać na to, żeby odrzucać misje, bo chciałbym cię pognębić, na co oczywiście czekam z utęsknieniem. 
Kankurō parsknął śmiechem i z satysfakcją obserwował Temari, która ścisnęła usta w wąską linię.
— Ale ciebie też nie rozumiem, Kankurō — ciągnął Gaara. — Nie wiem, dlaczego nie odpowiada ci wybór Shikamaru. 
Kankurō trochę oklapł i to Temari mogła rzucać mu tryumfalne spojrzenie, ale Sayuri dostrzegła to tylko kątem oka, bo uważnie obserwowała Gaarę. Jego mimika pozostała niewzruszona, ale w ostatnim momencie kąciki ust nieco się uniosły.
— Zgodnie z wszelkimi statystykami: średnia długość życia mężczyzn jest zdecydowanie krótsza niż kobiet. Ty chyba też wolałbyś, żeby nasza siostra przedwcześnie nie musiała przechodzić żałoby, więc wspieraj ją w wyborze jak najmłodszego partnera.
Sayuri oparła się o Kankurō i oboje nie mogli opanować ryku śmiechu. Zza łez ledwo dostrzegła wstającą Temari, która wściekłym ruchem rzuciła kartami o podłogę.
— Pieprzona solidarność plemników!

Jedno z setki wspomnień, które na razie było przyjemne, ale już niedługo zmieni się w bolesne... Nie! Odrzucić... Zapomnieć...
— To jak? Mam cię uczesać? Czy poczekamy, aż Shikamaru się trochę zestarzeje?
— Jesteś pewna, że dasz radę? — Temari usiadła na krześle, które wcześniej postawiła naprzeciw wiszącego na ścianie lustra. — Księżniczki zazwyczaj są czesane, rzadko kogoś czeszą.
— Jeszcze jedna taka uwaga, a zostaniesz z kiteczkami na własnym ślubie.
Uśmiechnęła się do odbicia Temari. Westchnęła cicho i z trudem oderwała od niego wzrok. Trzeba wziąć się do roboty.
W milczeniu układała włosy w kok, na którego zrobienie zużyła tony lakieru. Nie miała pojęcia, jak jeszcze kilka lat temu ludzie dawali radę czesać się bez tych dogodnych wynalazków. Dawniej była tylko jakaś pasta albo żel, przez co włosy wyglądały nienaturalnie, a teraz? Nie mogła wyjść z podziwu, jak dobrze to wyglądało.
Odwróciła się, żeby ze stolika zabrać ostatnią rzecz. Przeklęta lilia. Zadrżały jej dłonie przy ucinaniu kwiatu, ale kiedy zwróciła się ku Temari, dała radę nie okazać po sobie, jak bardzo przeżywała tę chwilę. Uważnym ruchem, i przy pomocy kilku wsuwek, przymocowała lilię tuż nad lewym uchem Temari. Zerknęła na jej odbicie, a na widok tak radosnego uśmiechu, oczy zaszły jej łzami.
— Hej...
— To nic...
Temari nie dała się spławić. Szybko wstała z krzesła i stanęła naprzeciw niej. Stanowczym ruchem zamknęła ją w uścisku.
Sayuri nie chciała wszystkiego psuć. Powinna z uśmiechem szczebiotać na temat przygotowań, gości, dekoracji, dodawać otuchy i życzyć szczęścia na nowej drodze życia, ale... Jak? Co zrobić, żeby wypełnić tę pustkę, która powstanie tuż po opuszczeniu granic Konohy? W jaki sposób miałaby powstrzymać się przed zniszczeniem uroczystości, której nie chciała i która stanie się największym ciosem, jaki kiedykolwiek jej zadano?
— Sachiko... — Temari jeszcze trochę wzmocniła uścisk i kulistymi ruchami gładziła ją po plecach. — Wiesz... nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że tak potoczy się nasze życie. — Nieznacznie odsunęła się od niej, żeby móc spojrzeć na nią. — Nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi powiedział, jak bliską przyjaciółką staniesz się dla mnie.
— P-przestań.
Sayuri zamknęła oczy. Cholerne, niewyparzone usta. Na szczęście powstrzymała się przed wyrzuceniem całej litanii żalów, oskarżeniem o porzucenie, zranieniem zarzutami o zdradzie Suny. Nagle znikąd pojawiło się tysiące argumentów przemawiających za koniecznością pozostania w Piasku, których wcześniej nie brała pod uwagę.
Problem w tym, że... te wszystkie argumenty nie miały znaczenia. Ani dla niej, ani dla Temari. Dla Temari na pewno nie, bo już podjęła decyzję o zmianie swojego życia. Dla niej miałyby cel jedynie utylitarny. Te wszystkie argumenty mogłyby nie istnieć, bo tak naprawdę chodziło tylko o to, że Temari zraniła. Temari porzuciła. To ona zostanie sama, bez najmniejszych szans na możliwość zapełnienia pustki po przyjaciółce. Kankurō zapewne całkiem wpadnie w wir hulaszczego życia, a Gaara już teraz jej unikał. Co będzie, gdy któryś z nich znajdzie stałą partnerkę? Założy rodzinę?
Zadrżała. Powoli otworzyła oczy i dostrzegła, że Temari również patrzyła na nią zapłakana. Nie! O cholera... nie mogła być aż tak egoistyczna i zniszczyć najpiękniejszy dzień jej życia. Na rozpacz, apatię, agresję i samotność przyjdzie czas po ślubie. Na razie powinna podjąć ostatnią próbę zmobilizowania się i wspierać Temari.
— Przestań tak mówić, bo chyba obie do wieczora stąd nie wyjdziemy. — Z trudem uśmiechnęła się. — To co... Przed ceremonią mam jeszcze pójść zobaczyć...
— Nie, daj spokój. — Temari chwyciła chusteczkę i próbowała doprowadzić się do porządku. — Na pewno wszystko zostało przygotowane.
Sayuri tym razem nie musiała wymuszać uśmiechu. Czy jej też udało się zmienić? 

— Uważasz, że jestem upierdliwa?
— Co? 
Sayuri podniosła wzrok zza drewnianej podkładki, na której uwieczniała układ pokoju Temari, która prosiła ją, żeby najpierw narysowała jej pokój, a potem na tej podstawie wspólnie miały zastanowić się nad korzystnymi zmianami. 
Uważnie przyglądała się Temari, która zagryzła wargi i uciekała wzrokiem.
— Kto ci powiedział, że jesteś upierdliwa? 
— To nie jest odpowiedź.
— Przykro mi, moja droga, ale bez kontekstu trudno mi cokolwiek powiedzieć.
Temari w końcu na nią spojrzała. Westchnęła cicho i potargała włosy.
— Wszyscy mi mówią, że jestem upierdliwa. Że niepotrzebnie planuję wszystko, że nie potrafię dostosować się do zmian, że wymuszam na innych moje plany...
— Wszyscy? — Sayuri uniosła brwi i powstrzymała chęć wybuchnięcia śmiechem. — Osobiście słyszałam takie uwagi tylko z ust Kankurō. 
Temari przewróciła oczami, a na jej twarzy pojawił się grymas. 
— Dobrze. Shikamaru. Chodzi o Shikamaru. 
— A co się stało z Shikamaru? 
— Uznał ostatnio, że powinnam ukrócić tę chęć do planowania, kontrolowania, bo...
— Bo?
— Bo on ma tego dosyć.
— A ty uważasz, że ma rację? — Sayuri uśmiechnęła się półgębkiem. — Znam cię. Jeśli uważałabyś, że bredzi, nie przejęłabyś się tym. 
— Nie wiem... — Temari oparła podbródek o kolano. — Może rzeczywiście trochę przesadzam.
— To tylko trochę się zmień. 
— I to takie proste? — Temari prychnęła. — Powiedzieć sobie: Słuchaj, Temari, czas zmienić swoje życie, a później wszystko pójdzie z górki, co?
— Co mam ci powiedzieć? — Sayuri powróciła do rysowania i schowała twarz za drewnianą podkładką. — U mnie tak to zadziałało, choć ja miałam trochę większą motywację niż facet...
— Bredzisz, Sayuri...
Nie powstrzymała się i spojrzała z powrotem na Temari, która uśmiechała się do niej złośliwie. 
— Słuchamy?
Na taki dobór słowa, Temari przewróciła oczami.
— Wiesz dobrze, o czym mówię. Nieźle się kamuflujesz, ale gdzieś tam nadal nie wyrosłaś z tych głupot, które wciskała ci Yuriko. 
Sayuri wstrzymała oddech. O cholera... To tak się czuje człowiek złapany na gorącym uczynku. Patrzyła Temari w oczy i nie miała pojęcia, skąd mogły urodzić się w jej głowie takie przypuszczenia. 
— Co konkretnie masz na myśli? — wykrztusiła w końcu.
— Najbezpieczniej czujesz się w domu i nawet nie próbujesz stąd wychodzić. — Temari rozluźniła się, opuściła nogi z powrotem na podłogę i na palcach zaczęła wyliczać. — Na każdą zmianę pory posiłku reagujesz przesadnie i obrażasz się na cały świat. Kiedy — o zgrozo! — powiem coś na temat nieprzystojny i — jeszcze gorzej! — seksualny, tylko udajesz rozluźnienie, a gdzieś tam zdajesz się być przerażona. Jak po raz pierwszy powiedziałam penis, rozejrzałaś się dookoła, jakby ktoś miał się dowiedzieć, że uczestniczyłaś w jakiejś paskudnej zbrodni. Kiedy jesteś zła, to — przykro mi, księżniczko — nadal mówisz my. Kiedy coś idzie nie po twojej myśli...
— Dobra! Starczy! Zrozumiałam przekaz...
— Widzisz? To nie takie proste. 

Sayuri była przekonana, że tamtego wieczoru obie postawiły przed sobą nowe cele i postanowienia.  U Temari zmiany były widoczne, a czy u niej też dało się je dostrzec?
— Z wielką przykrością przeszkadzam w tym wyjątkowym momencie...
Obie podskoczyły jak oparzone, kiedy do pokoju wkradł się Kankurō.
— Pukałem — wtrącił. — Więc jak mówiłem, nie chciałbym przeszkadzać w tej pięknej chwili, kiedy spijacie sobie z dzióbków i zapewniacie się o wiecznej, siostrzanej miłości, ale pan młody... bardzo młody — puścił oczko do Temari — może zacząć się trochę niepokoić, że jeszcze nie dołączyłaś do niego w świątyni.
— O cholera! — Temari pospiesznie dopadła do lustra i nerwowo ścierała ślady łez.
— Jest wspaniale, Temari! — Sayuri podeszła do niej i delikatnym ruchem poprawiła tren kimono. — Nigdy w Liściu nie było piękniejszej przyszłej żony.
— Bo nigdy nie byłaś na żadnym ślubie... — wymamrotała Temari. — A te pieprzone kunoichi od zawsze bardziej przejmowały się wyglądem niż treningiem i...
— Z wyimaginowanymi kompleksami, siostrzyczko, musisz się sama uporać. — Kankurō omiótł ją spojrzeniem. — Nie bierz mi tego za złe, ale gdybyśmy nie byli rodzeństwem...
Temari odwróciła się w jego kierunku z rozszerzonymi oczami i grymasem odrazy na twarzy, ale kiedy spostrzegła jego przebiegły uśmiech, parsknęła śmiechem.
— Bogowie... Kanki! — Lekko odepchnęła go od siebie, śmiejąc się przy tym. — Lepiej zmykajcie już na miejsce... — Zawahała się i zerknęła na uchylone drzwi od korytarza. — A gdzie Gaara?
— Znasz go. — Kankurō przewrócił oczami. — Nie znosi się spóźniać, a na dodatek powiedział, że do wsparcia duchowego to ja nadaję się jak nikt inny.
— Serio? — Temari uniosła brwi. — Gdzie on jest?
— A co? Myślisz, że ja jego gdzieś zaciągnąłem i podstępnie skrzywdziłem? — Kankurō uniósł ręce w geście kapitulacji, dostrzegłszy wzrok siostry. — W ostatniej chwili zmienił zdanie i jednak założy szatę, a nie garnitur.
Temari już otwierała usta, ale szybko je zamknęła. Wzięła głęboki oddech i dopiero wtedy powiedziała:
— Trudno. Lepiej idźcie na miejsce.
— Szanowna pani?
Kankurō z galanterią wystawił ramię w jej kierunku.
— Bogowie! Wypad!
Temari oboje wypchnęła za próg i z ogromną siłą zasunęła fusumę. Kilka obrazków niebezpiecznie zachybotało się na korytarzu.
— Dasz radę, Sayuri? — wyszeptał Kankurō, patrząc na nią z troską.
— Oczywiście.

***

Mocno trzymała się ramienia Kankurō, które było jedynym oparciem w tej przerażającej rzeczywistości. Dookoła kłębiło się mrowie ludzi, których automatycznie uznała za wrogów. Wszyscy byli uśmiechnięci, roześmiani, przekrzykiwali się w jak najbardziej radosnych okrzykach, a Sayuri z coraz większym trudem wykonywała każdy kolejny krok.
Dojść do krzesła. To zadanie na tę chwilę. Na szczęście Kankurō sprawnie prowadził ją po obrzeżach tego tłumu i nie musiała wysilać się na sztuczne uśmiechy i grzeczną wymianę zdań. Gdyby nie on, zapewne nie dałaby rady dotrzeć na miejsce. Zemdlałaby gdzieś po drodze albo całkiem złamałaby się psychicznie i wrzeszczała, że należy przerwać ślub.
— Ty też nieźle wyglądasz, księżniczko.
Z trudem skupiła na nim wzrok.
— No co tak patrzysz? Nadal podtrzymuję, że nie jestem zainteresowany, ale mogę chyba docenić starania, nie?
— Nie dla ciebie się starałam — wymamrotała i ponownie skupiła się na obserwacji podłoża.
— Nie musisz mi tego powtarzać...
Nie miała siły zastanawiać się, do czego pił, więc w dalszym ciągu odrzucała możliwe scenariusze przerwania ceremonii, które wyrastały w jej głowie jak skorpiony po burzy. Zatrucie nie wchodziło w grę, bo nie dość, że chyba wszyscy goście byli pieprzonymi shinobi, to na dodatek dostęp do jedzenia miała ograniczony, no i... To bez sensu. Wszyscy zjedzą już po ceremonii. Co jej zostało? Może powinna podjąć próbę zabicia Kankurō, który na pewno dałby radę się obronić, ale powstałoby zamieszanie i...
Zamarła. Był sposób. Wystarczyłoby rzucić bombę.
— Coś się stało?
— Nie... nie... Już idę.
Ale kiedy? W momencie, w którym jakiś urzędnik mówiłby słowa przysięgi? Przecież wystarczyłoby rzucić: Witam serdecznie, jestem córką Wielkiego Lorda kraju Ognia, Sachiko. Na pewno już w przeszłości musiały być jakieś podejrzenia, że Temari była zamieszana w jej zniknięcie. To było... genialne. Proste i genialne. Shikamaru na pewno nie chciałby mieć nic wspólnego z Temari po tym wyznaniu.
Dookoła panował jednostajny szum, a ludzie i dekoracje zmienili się w bezkształtną masę kolorów. Patrzyła na drzwi do świątyni i czekała na odpowiedni moment. Nie pamiętała, jak dotarła do krzesła. Nie widziała, kto siedział dookoła niej. Nie słyszała melodii muzyki. W napięciu obserwowała klamkę i... tak!
Obraz trochę się zamazał, gdy łzy znowu wypłynęły z kącików oczu, ale szybko je starła. Kiedy zrealizować plan? Mimo uszu puszczała w niepamięć słowa jakiegoś człowieka o przyjaznych stosunkach między wioskami, świetlanej przyszłości i innych bzdurach. Czekała na oficjalne słowa przysięgi małżeńskiej.
Wstała. Ktoś pociągnął ją z powrotem do pozycji siedzącej, ale to nic. Nawet siedząc, mogła mówić. Już otwierała usta...
— Sayuri!
Z niechęcią odwróciła się w kierunku źródła głosu. Kankurō patrzył na nią rozbawiony, najpewniej sądził, że znowu nie zapanowała nad sobą, ale Gaara... On patrzył na nią stanowczo. Nie mógł wiedzieć, co planowała, więc skąd...?
Otrząsnęła się z tego transu, w który wpadła. Bogowie... Gdyby mogła, gdyby tylko istniały jakieś nadprzyrodzone siły, błagałaby je bez wahania, żeby zabrały ją z tego miejsca. Wywołała niemałe zamieszanie, ale na szczęście Temari stała tyłem i nie dostrzegła tego.
Co miała w głowie, do cholery?! Nawet gdyby plan wypalił i ślub zostałby odwołany, to jaki byłby z tego pożytek? W najbardziej optymistycznym scenariuszu zostałaby wysłana do stolicy, a Suna z Konohą musiałyby zerwać sojusz. Liść na pewno nie pozwoliłby sobie na to, żeby najwyżej postawione osoby z sojuszniczej wioski tak wyraźnie sprzeciwiały się woli ich Lorda...
Spojrzała z powrotem na Gaarę i miała nadzieję, że dał radę wyczytać z jej oczu, jak wielka wdzięczność ją przepełniała.
 
*Sayuri to właśnie lilia.

***********************

Dzień dobry. Heh, miała pójść Gosposia, ale nie mam siły usiąść do ogromu zmian, jakie należy wprowadzić w najnowszym rozdziale. Obiecywałam, że jeszcze w listopadzie Gosposia się pojawi, nie wyrobiłam się, ale mam nadzieję, że nie będziecie zawiedzeni tym rozdziałem.

Tym razem niczego nie obiecuję. Nie wiem, kiedy znowu coś wrzucę, ale sama trzymam kciuki, żeby w grudniu nie było tu pusto. ^^

Miłego tygodnia! :)  

8 komentarzy:

  1. Ojej, ta scenka z początku była urocza. Sayuri ze swoim stosunkiem do Temci jest egoistyczna, ale trudno mieć jej za złe, że tak emocjonalnie traktuje ślub przyjaciółki. W tym rozdziale przekonałaś mnie do ich bliskiej relacji :P Nawet można jej wybaczyć ten moment słabości na końcu.
    Kankuro i jego złośliwości są ozdobą tego rozdziału, ale i tak jego sercem jest Gaara, chociaż tak mało się tu pojawia. Ma chłopak subtelniejsze poczucie humoru niż Kanki, a jednak potrafi dogryźć.
    Tylko dlaczego on tak się dystansuje? Gdyby stał obok Sayuri na pewno by jej nie przyszły do głowy desperackie myśli mogące doprowadzić do skandalu. Nie zaszkodziłoby gdyby na weselu pojawił się jakiś amant pragnący zerwać śliczną lilijkę i zmusił tego uparciucha do skonfrontowania się z rzeczywistością :P
    właściwie dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak nieciekawa jest sytuacja. Sayuri żyje w hermetycznym świecie, zamknięta w towarzystwie trzech osób, z których najbardziej przystępna odpadła, i teraz dziewczyna nie ma co ze sobą zrobić. Zrozumiałe byłoby nawet gdyby wpadła w histerię. Powinien się znaleźć jakiś chłop co się zakocha od pierwszego wejrzenia i spróbować ją wyrwać :P
    Domyślam się, że Kankuro adorujący w swoim stylu Sayuri nie jest przez Gaarę postrzegany jak zagrożenie, ale może jakiś potencjalny gach wyprowadziłby z równowagi ten wzór opanowania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten "trójkąt miłosny" Kankuro-Sayuri-Gaara będzie nieco wyjaśniony w następnym (ostatnim dla tej części opowiadania) rozdziale. :D

      Jakiś gach? Mężczyzna wyrywający lilijkę?! Sądzę, że Sayuri nawet by tego nie zauważyła, ale Gaara... hmmm... Może dałoby mu to do myślenia. :P

      Dlaczego Gaara się dystansuje? Umówiłyśmy się już, że Gaara to emoboy, który nieustannie odczuwa weltschmerz, a siebie postrzega jako abominację. xD

      Usuń
  2. Odnośnie pierwszej sceny - miałam giga spoiler i wiedziałam, jak to urocze pożegnanie będzie wyglądać, więc nie zagrało to tak mocno na odpowiednich strunach - niestety. Ale muszę przyznać, że skojarzyło mi się to nieco z tradycyjnym japońskim weselem, gdzie matka panny młodej maluje jej usta czerwoną szminką, na znak pełnej dorosłości kobiety. Sachiko gra trochę taką rozhisteryzowaną mamuśkę w stosunku do Temari, ale trudno jej się dziwić, solidarność jajników jest przecież nieśmiertelna, ale czy przetrwa na odległość? Chcę w to wierzyć. :D Mimo wszystko z Sachiko jest ogromna egoistka i histeryczka i dopiero w tym rozdziale tak mocno to we mnie uderzyło. Co prawda nabyte w dzieciństwie przywary trochę mogą to usprawiedliwiać, ale wciąż mam wrażenie, że mimo upływu lat ani trochę nie wydoroślała, więc nie wróżę jej na ten moment świetlanej przyszłości. xD To naprawdę pierwszy raz, gdy poczułam w tym opowiadaniu do niej niechęć! A byłam pewna, że to nigdy nie nastąpi... Czyżby koniec świata był bliski? :o
    Te wspomnienia to tak miły i uroczy dodatek. Uwielbiam wykreowaną między nimi wszystkimi więź, jest bardzo naturalna i stwarza taki uroczy klimat, którego bardzo łaknę. Jak niektórzy wiedzą - mam trójkę rodzeństwa i jako najmłodsza latorośl to ja najczęściej padam ofiarą przytyków, więc utożsamiam się tutaj z Temari i rozumiem jej mikro wkurw. xD Ale chłopcy bezapelacyjnie wygrywają tę scenę - są obłędni. :D
    Jeżeli chodzi zaś o wydarzenia z końca notki, wyrokuję, iż Sayuri cierpi na jakieś mocne problemy psychiczne. Ja rozumiem, że bardzo jej ciężko z odejściem Temari, ale to co chciała zrobić jest w moim odczuciu zbyt dużą przesadą, nawet jak na nią. Zawiało troszkę problemami psychicznymi i jeżeli ten wątek nie zostanie w jakiś sposób rozwinięty, będę bardzo nieusatysfakcjonowana!
    Tak na sam koniec czuję się jednak w obowiązku zaznaczyć, że czytało się szybciutko i, mimo wybryków Sachiko, bardzo przyjemnie. No to teraz wierni fani czekają niecierpliwie na Gosposię! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę empatii :P Mnie też w pierwszej chwili Sachiko mocno zirytowała. Ale mówiąc szczerze, trudni się postawić w sytuacji kogoś, kto ma w życiu kontakt tylko z trzema osobami, brak jakiegoś celu czy choćby sensownego zajęcia (pracy) i jedna z tych trzech osób, na dodatek ta najbardziej "kontaktowa" wyjeżdża. Zamiast histeryzować czy błagać Temcię zamknęła w sobie emocje jak w pudełku i nastąpił (niemal) wybuch :( Biedna jest, a ten Gaara taki nieczuły, zapewne siedzi całymi dniami w gabinecie gapiąc się w okno i rozkminiając jaką jest abominacją, pomiędzy brudnymi myślami :P zamiast je zrealizować i uszczęśliwić Sachiko i siebie :P ah, od przeczytania tego rozdziału jestem zła na Gaarę, jako fanka i jako nieusatysfakcjonowany czytelnik, ciekawa jestem jak TO nam zostanie zrekompensowane :P

      Usuń
    2. Kyōko:
      Problemy psychiczne Sachiko nie były początkowo planowane, ale po napisaniu pierwszej części uznałam, że nie wykreowałam jej jako silnej psychicznie osoby, więc tamte wydarzenia musiały odcisnąć jakieś piętno na niej. Wydaje mi się, że wręcz nie powinnam wprost ich nazywać, każdy może interpretować jej zachowanie dowolnie. Czy będzie to pociągnięte? Właściwie od początku drugiej serii dawałam drobne podpowiedzi, a w kolejnym rozdziale jeszcze trochę pociągnę temat. Wspominałam Ci, że wyjaśnienie niektórych wątków powinno znaleźć się w ostatniej części, ale nie wiadomo, czy ją napiszę. xD Jeżeli tak: kwestia problemów psychicznych również będzie tam rozwinięta.

      Kareena:
      Biedny Gaara. Nie może nawet spędzić trochę czasu na bóldupieniu o byciu abominacją. :( A tak serio: może trochę będzie TO zrekompensowane w następnym rozdziale, ale uprzedzam - nie będzie dzikich seksów niczym w Gosposi.

      Usuń
    3. Ojj nie wszędzie muszą być dzikie seksy, w końcu tutejszego Gaary (na szczęście) nie wykorzystały niecne nimfo i bijuu-manki:P ciekawa jestem jak on, taki zatopiony w robocie, sobie biedak poradzi z zalotami i czy czasem kobieta nie będzie musiała przejąć inicjatywy coby do czegokolwiek doszło. Takie dobre rude geny się marnują:P

      Usuń
  3. Uwielbiam twoje opowiadania mam nadzieję że przyszłości będziesz dalej pisała więcej o gaarze ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plany są. :P Coś nawet drgnęło z kolejnym opeczkiem, ale nie wiadomo, co z tego wyniknie. ;)

      Usuń