sobota, 21 marca 2020

Gosposia – Rozdział 61

Sayuri z uśmiechem patrzyła to na Hirojiego, który przestał się dąsać, że w pierwszej kolejności pozna sklepy nie od strony klienta a magazynu, to na pracowników, którzy szeptały między sobą. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to nie tylko zniecierpliwienie czy lekkie zdenerwowanie. O cholera...
Zerknęła na Gaarę, który stał przy skrzynkach pełnych nierozpakowanych produktów z Kankuro i zawzięcie o czymś z nim dyskutował. Cóż... Nie mogła upewnić się, czy to nie była znowu jej nadinterpretacja — co często wytykał jej Kankuro — czy naprawdę wyglądało to na początek paniki ludzi ze sklepu.
— Co się stało?
Cholera! A jednak usłyszeli. Cichy chichot Kankuro tylko przez chwilę drażnił jej uszy.
— Co jeśli… — Jedna z kobiet wyraźnie zawahała się. — Słyszałam, że możni to bardzo trudni klienci, Sayuri-sama — powiedziała z przestrachem w oczach. — Co jeśli nie będzie im odpowiadało, że się tam kręcimy?
— Mieliby być niezadowoleni, że produkty są dokładane? Daj spokój — wtrącił Kankuro.
Sayuri prychnęła cicho. Mistrz taktu po prostu...
— A co jeśli pieniądze znikną? — spytała kolejna magazynierka, wpatrując się na żelazny sejf wkomponowany w ziemię.
— Będzie to dość trudne — zauważył Kankuro uprzejmym tonem. — Próbowałaś to podnieść?
— N-nie... Naprawdę, Kankuro-sama! Nie próbowałabym…
— To daj sobie szansę. To ładna tona do dźwignięcia, dodatkowo zespojona z piaskowcem. Jeśli dałabyś radę to wyciągnąć i uciec z pieniędzmi, byłabyś ich godna. — Puścił jej oczko.
Sayuri odetchnęła z ulgą. Mistrz taktu czy nie, ale poradził sobie z paniką wśród pracowników.
— Mogę… mogę być trochę wścibska? Przepraszam Kazekage-sama, Sayu…
— To dość upierdliwe, jeśli każdego z osobna będziesz przepraszać — przerwał jej Gaara. — Co nie daje ci spokoju?
Kobieta zarumieniła się i zerknęła na siedzącego w kącie Hirojiego, który w ciszy obserwował wszystko.
— Bogowie… Hiroji, chodź tutaj — rozkazała Sayuri.
Chłopak podszedł z uśmiechem chyba na stałe przyczepionym do jego twarzy.
— Przedstaw się ładnie.
— Właściwie zrobiłaś to za mnie. — Spojrzał na nią z rozbawieniem. — Hiroji, miło mi. — Ukłonił się nieznacznie przed pracownikami.
— To ja dopowiem, bo jeszcze będziecie mieli nieprzyjemności. — Westchnęła cicho. — Hiroji pochodzi z jednego z ośmiu…
— Dziewięciu — poprawił ją uprzejmie.
No tak… nie mogła odmówić mu racji.
— ... rodów. Będzie czasem i bez nas wpadał do naszych zakładów i sklepów. — ciągnęła — Mam nadzieję, że będzie dobrym praktykantem. — Spojrzała na Hirojiego ze złośliwym uśmiechem.
— Jesteś dla mnie zbyt łaskawa — odparł. — W przyszłości będę co najwyżej skromnym naśladowcą.
Ci najbliżej stojący pracownicy widocznie się rozluźnili. Wymieniali między sobą rozbawione spojrzenia i ukrywali uśmiechu. Co prawda kilka osób z tyłu nadal nie wyglądało najlepiej, ale zagrożenie zbiorową histerią zostało opanowane.
— Może pójdzie pani na sklep? — Zaproponował magazynier. — Tak żeby wesprzeć nasze dziewczyny na kasach...?
Nie musiała zgadywać, żeby wiedzieć, dlaczego nagle pobladł. Wydanie polecenia, nawet w formie propozycji, zapewne również było niedopuszczalne...
— Też o tym myślałam — skłamała natychmiast. — Teraz wejdziemy tam na chwilę, a później znowu, popołudniu. — Miała plan, żeby przybyć właśnie popołudniu, kiedy ta pierwsza fala klientów minie, ale nie chciała... nie mogła pozwolić, żeby jej pracownik przez nią został doprowadzony do stanu przedzawałowego. — To na przyszłość nie wyganiajcie Hirojiego, czasem może wpadać i przyglądać się waszej pracy, ale nie krępujcie się… Jak będzie dużo roboty, możecie go angażować. To jest moje zalecenie.
— Sayuri, ty chcesz mnie zabić — powiedział Hiroji przesadnie drżącym głosem.
— Chciałeś widzieć, jak pracuję. Spytaj kogokolwiek, jak to wyglądało w pierwszych dniach naszego pierwszego sklepu. Razem z Kankuro wyrabialiśmy tam pełny etat, a i Gaara do nas wpadał i pomagał.
— To domyślam się, czemu teraz jest tylu pracowników. — Hiroji spojrzał na Gaarę. Ten stał grzecznie za nimi, z miną niewiniątka. — Nie chcesz przemęczać żony, co?
— Nikogo nie chcemy przemęczać, to i pracowników jest trochę na wyrost...
Przewróciła oczami. Nie chciała się kłócić o ilość pracowników. Być może Gaara rzeczywiście miał dwa powody — nie chciał jej przemęczać, a i zależało mu na losie mieszkańców. Dla niej ten drugi argument był wystarczający, żeby zatrudnić ludzi na wyrost.
— To zanim Hiroji odpyskuje, pójdziemy już na sklep… Pamiętajcie proszę, że może was odwiedzać i nie wyganiajcie go. — Mieli odejść, ale Sayuri zatrzymała się. — Gdzie są umowy? Podpisałyście już?
— Tak, Sayuri-sama!
Jedna z kobiet niemal podskoczyła w miejscu, czym wywołała niemałe rozbawienie u wszystkich i poleciała do pokoju pracowniczego. Po chwili powróciła z naręczem dokumentów.
— Proszę, na śmierć zapomniałam!
— Nic nie szkodzi. — Uśmiechnęła się uspakajająco. — Zostawiliście dla siebie jedną kopię?
Kilka osób potwierdziło skinieniem głowy.
— To my już pójdziemy. Miłej pracy!
Minęła bez słowa Kankuro i Gaarę. Zbyt wyraźnie bawiło ich obserwowanie jej. Czasem żałowała, że nie potrafiła na dłużej chować urazy do nich. Może wszystkim wyszłoby to na zdrowie...
Na ulicy na szczęście nie kłębiły się żadne tumany piasku. Cholerna pustynia... tyle dobrego, że w Sunie było choć trochę lepiej niż na otwartej przestrzeni.
— Wy to robicie specjalnie?
Spojrzała na Hirojiego, który powoli szedł za nimi.
— Jakimś cudem oni... nie wiem... Wierzą wam... lubią was.
— Sayuri ciężko nie pokochać, a my tylko znajdujemy się w zasięgu rażenia jej wrodzonego talentu, choć nie mówmy o tym tak otwarcie. — Kankuro z udawanym przestrachem spojrzał na brata.
Gaara parsknął śmiechem.
— Pamiętasz umowę? Werbalnie rób co chcesz.
Chyba jeszcze ciągnęli tę przepychankę słowną, ale Sayuri wpatrywała się w witrynę sklepową. Wszystkie stoliki zajęte...?
Weszła do środka.
Było niesamowicie gwarnie. Przy kasach wiały pustki, to samo przy punkcie na karty lojalnościowe, ale na piętrze klienci wili się jak w ukropie.
Przy stolikach, obok których ustawili przepierzenia, nie było już wolnych miejsc.
— Sayuri! — Usłyszała głos Michiru przebijający się przez ogólny gwar.
Hiroji jęknął cicho i spojrzał błagalnie na Gaarę i Kankuro. A to cholernik! Tak to sobie wykombinował... Skoro jego matka wołała tylko ją, żaden z nich nie musiał tam podchodzić.
Zawiodła się na mężu i szwagrze, oj zawiodła. Porzucili ją na pastwę Michiru, a sami podeszli do kas ku uciesze Hirojiego.
Wdech, wydech. Nawet na misjach tak się nie stresowała, jak wtedy, kiedy wiedziała, że powinna wcielić się w rolę reprezentatywnej żony, przedstawicielki najwyższych kręgów Suny.
Miała nadzieję, że przybrała uprzejmy uśmiech, podeszła do Michiru i… starała się zachować neutralny wyraz twarzy, kiedy dostrzegła Kotori, żonę Kenzo i jeszcze kilka kobiet.
O nie, nie... To najpewniej śmietanka towarzyska Suny. Tylko dlaczego, na bogów, zamiast iść do jakiejś kawiarni, przesiadywały tu? I w dodatku nic nie kupowały…
— Czy dobrze widziałam, że mój niesforny syn dotrzymał słowa i zwlókł się z łóżka?
Przez chwilę patrzyła na Michiru zdumiona, ale szybko zrozumiała, że chciała pochwalić się przed pozostałymi kobietami, że Hiroji już samodzielnie funkcjonował. A może chodziło o pokazanie, że miała dobre stosunki z rodziną kazekage? Choler ją wie...
— Jest bardzo słowny — przyznała i dość niepewnie zerkała na pozostałe kobiety.
— Och, gdzie moje maniery!
Sayuri miała wielką ochotę przewrócić oczami — Michiru zrobiła to specjalnie. Taki nietakt oznaczał, że miały całkiem ciepłe stosunki i zwyczajnie się zapomniała. Naprawdę… czuła się gorzej niż na misji.
— To żona szanownego Kazekage-sama. Sądzę, Kotori, że już znasz…
— Ależ miałyśmy sposobność.
Cholera, cholera! Miała wrażenie, że zachowała się jak prymityw, kiedy wystawiła rękę zamiast się pokłonić. Dlaczego zostawili ją samą?! A może to dobrze? Kankuro nie przepuściłby takiej okazji do naigrywania się...
— To żona szanownego Yūry, Chie.
Myślała, że nic jej nie zmusi do zaprzestania obserwacji podłogi, ale takiej okazji nie mogła przepuścić. O Yūrze słyszała same pozytywne rzeczy. Kiedy zerknęła na Chie, nie miała pojęcia, czy to wpływ stosunku do męża, czy może prawdziwe odczucia, ale wyglądała na najsympatyczniejszą z nich wszystkich. A już całkiem miała ochotę ją uściskać, kiedy Chie sama z siebie wystawiła rękę, jakby na złość Kotori.
— To zaszczyt, Sayuri.
Nawet nie zatytułowała jej. Bogowie, nie... naprawdę nie mogła uwierzyć, że takie osoby trafiały się w tych kręgach. Już otwierała usta, ale Michiru kontynuowała:
— To córka szanownego Amaru, Aya.
Przez dłuższą chwilę przypatrywała się jej. Już ją gdzieś... To ona! Ona wybiegła wtedy ze sklepu, kiedy beształa tego kupca... Kioto? Prawie nie rozpoznała jej w tym...
Jeżeli przed chwilą była zarumieniona, miała pewność, że w jednej chwili zbladła. Temari nie przesadzała. Naprawdę? Zaczęły ubierać się podobnie do niej?
Dlaczego?! Przecież według nich kilka miesięcy wcześniej nie była dostatecznie godna, żeby wziąć ślub z Gaarą, więc... co? Miała wierzyć w te brednie, że naprawdę naśladowano ich rodzinę? Tak po prostu? Bez żadnej refleksji? Nie miało to już znaczenia, że Gaara...
— My też się już widziałyśmy, Sayuri-sama.
Wzdrygnęła się. Na szczęście można było to uznać za wstęp do ukłonu, który też szybko wykonała. Bogowie... patrzyły na nią, jakby była jakimś zwierzątkiem w klatce.
— I została jeszcze Wakana.
Skoro Michiru nie skomentowała jej konotacji, zapewne nie była z elit, tylko pochodziła z bardzo bogatej rodziny, więc tylko tolerowały ją w swoim towarzystwie.
Czuła do siebie obrzydzenie, że potrafiła wyczytać tę informację między wierszami, ale skoro weszła między wrony...
— Bardzo mi miło.
Ta. Było jej wyjątkowo miło. Czuła się niesamowicie komfortowo i wcale nie rozglądała się rozpaczliwie w poszukiwaniu drogi ucieczki. Wcale. Było jej przecież miło.
— Może przysiądziesz się na chwilę. — Michiru wskazała wolne miejsce obok Kotori.
Pięknie ją wrabiała, naprawdę pięknie. Nie mogła się wahać, żeby nie popełnić kolejnego faux pas i usiadła na skraju siedziska, bojąc się nawet oddychać.
— Kiedy mówiłaś mi o tym miejscu byłaś doprawdy skromna. — Michiru znowu podkreślała ich rzekomą zażyłość.
— Nie wiedziałam jeszcze jak to miejsce zostanie odebrane, a nie chciałam chwalić się na wyrost. — O tak, to załamanie głosu, kiedy próbowała się zaśmiać dodało jej pewności siebie. Tony pewności siebie. — Mam nadzieję, że spełnia oczekiwania klientów — wybąkała.
— Już poprzedni sklep był niezwykle sprawnie przemyślany.
Uniosła wzrok. To Aya mówiła. Mogła jej ufać, czy powinna spodziewać się subtelnego wbijania szpil?
— Ale te udogodnienia… — ciągnęła. — Naprawdę, to zaskoczenie. Zwłaszcza te punkty gdzie można złożyć zamówienie.
— My chcemy trochę poczekać aż gawiedź wyjdzie — odezwała się Kotori. — Bardzo przyjemne miejsce na relaks, ale potem chciałabym sprawdzić te kremowe perfumy, o których Michiru wspominała.
— Proszę udać się na górę i poprosić jedną z pracowniczek — podpowiedziała. — Zostały zatrudnione naprawdę dobrze przeszkolone z produktów kobiety, które mogą wam na dół znosić produkty. Tylko, proszę, nie nadwyrężajcie ich możliwości. Nie chciałabym się żegnać z takimi ekspertkami z powodu przepracowania.
O... A tym razem nawet zabrzmiała pewnie. I dobrze.
— Poza tym, macie tutaj testery produktów.
Sayuri otworzyła blat stołu. Nawet nie dopytywała Temari o cenę wykonania takich mebli na zamówienie. Skoro Temari takie wybrała, żadne z nich nie miało nic do gadania.
Dopiero po chwili zauważyła, że wywołała niemałe poruszenie wśród pozostałych kobiet, które zaczęły sięgać jedna przez drugą do testerów.
I gdzie podziała się godność i dobre maniery? Uśmiechnęła się pod nosem.
— Tylko proszę myśleć o innych klientach i nie używać zbyt dużo.
— Genialne rozwiązanie — powiedziała z aprobatą Kotori. — To te nowe produkty?
— Tak, ale to… naprawdę proszę mało nakładać. Przez chwilę daje niesamowicie intensywny zapach, który dopiero po kilku minutach się ulatnia.
Poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, kiedy została pozostawiona sama sobie. Nawet Michiru nie próbowała podtrzymać iluzji ich zażyłych stosunków...
— Chyba widzę mojego męża. — Wszędzie rozpoznałaby jego czerwoną czuprynę. — Na mnie już czas.
— Szanowny Kazekage-sama tu jest? — zdumiała się Wakana.
— Spróbowałby gdzie indziej kupować. Miło mi było was ponownie spotkać, Michiru, Kotori. — Skinęła im głową. — A was poznać. — Spojrzała na pozostałe. — Miłego dnia!
Nawet nie została na tyle długo, żeby odpowiednio się pożegnać. To nie na jej nerwy...
Możliwie jak najszybciej podeszła do drzwi.
— Dziękuję za wsparcie, drogi mężu...
— Poradziłaś sobie znakomicie — zawyrokował Hiroji. — Nawet Kotori nie ma miny, jakby ktoś zesrał się przed jej nosem.
Sayuri próbowała się opanować, ale kiedy Kankuro ryknął śmiechem, nie dała rady.
Zapewne to widok śmiejącego się Gaary wzbudził największe zainteresowanie wśród klientów, którzy otwarcie się w nich wpatrywali.
W jednej chwili otrzeźwiała. Wypchnęła niereformowalną rodzinę i równie szalonego przyjaciela na zewnątrz.
— Chodźmy stąd.
Chyba nie odważyli się jej sprzeciwić.

***

— I jak wrażenia?
Sayuri nie miała serca wyganiać Hirojiego do domu. Chociaż planowali zorganizować jakiś obiad, odpoczynek przed kolejną rundką po sklepach, Hiroji wyglądał na zbyt zaaferowanego, żeby wyczuć delikatne sugestie. W sumie... ostatnio i tak ten dom przepełniony był ludźmi, którzy wpadali i wychodzili o przypadkowych porach. Jedna osoba więcej nie zrobi różnicy.
— To niemożliwe…  ci ludzie… oni was wszystkich uwielbiają. Ale nie miałem pojęcia, że tak to wpływa na pracowników. Wiem, że kasjerki i magazynierki ze sklepów mają trochę więcej luzu, ale i tak… Widzieliście, jak na was patrzyli? — Parsknął śmiechem. — Bez dwóch zdań: najmłodsze pokolenie dostanie wasze imiona wśród mieszkańców.
— Sayuri może tak — powiedział Kankuro złośliwym tonem. — Nasze nie są raczej zbyt wyjściowe. Wyobrażasz sobie małych Gaarów albo Kankuro? Nie powiem... to byłby widok, jakby ktoś na ulicy za nami krzyknął, a dzieciaki by się odwracały.
— Wy się śmiejecie, a dla mnie to szok. — Hiroji westchnął cicho. — A jak wygląda to wszystko od strony finansowej? Wiem, że właściwie prowadzicie działalność charytatywną, ale musicie dokładać do interesu?
— Tak i nie — odparł Gaara. — Wystroje my zakupiliśmy, ale pracownicy sami na siebie zarabiają. Spłata pożyczek też była możliwa z przychodu.
Hiroji wyraźnie zdziwił się.
— Jeśli masz siłę, to zostań tu, poczekaj i pójdziesz z nami zebrać środki z zakładów. A to tylko część, z jednego dnia.
— Kiedy ruszamy? — Hiroji aż rwał się, żeby wstać.
— Sklepy zamykają się o dziewiętnastej. — Sayuri zerknęła na zegarek. — Za niecałe dwie godziny. Zaczniemy od dzielnicy wschodniej, później przejdziemy do tej tu, a skończymy na zachodniej i... to koniec.
— Tutaj przechowujecie pieniądze?
— Nie… — Sayuri zawahała się. — W domu, który wybudował nam Gaara w dzielnicy zachodniej.
— Tam będziecie mieszkać? Przecież macie…
— Kiedyś — wtrącił Kankuro — zaprowadzę cię tam i zobaczysz jak to wygląda i czy chciałbyś mieszkać w złotej klatce.
— A gdzie ja niby mieszkam? — mruknął Hiroji. — Możesz mi też tam wybudować dom? — Spojrzał na Gaarę, który parsknął śmiechem na jego słowa.
— Jak tylko będę miał dość twoich rodziców, tak się ich pozbędę. Zejdą na zawał.
— Oni przecież zrozumieją, że prędzej czy później się wyprowadzę.
— Ale nie do dzielnicy gminu — zauważył Kankuro, który z widocznym trudem zachowywał powagę. — Daj sobie trochę czasu na zastanowienie się. Jeśli za jakiś rok nadal będziesz chętny, to chyba nie widzę problemów. Ale nie wydaje mi się, żebyś był gotów na popsucie relacji z rodzicami.
— Bardzo podobała mi się atmosfera w tamtych dzielnicach — powiedział Hiroji rozmarzonym głosem. — Mam nadzieję, że rodzice zrozumieją moją potrzebę.

***

Po zebraniu środków z dzielnicy zachodniej, w końcu dotarli do największego ich sklepu. Tutaj weszli od frontu i widzieli biegające dookoła kobiety. Niektóre uzupełniały testery, inne ze szmatkami, miotłami, czyściły wszystko, co tylko było w zasięgu ich rąk.
— A co tak biegacie? — spytała.
— O, Sayuri-sama! — Najbliżej stojąca kobieta podeszła do nich. — Została nas tylko szóstka na zamknięcie, bo tylko my mamy takie godziny pracy, żeby chcieć nadrobić i…
— To nie musi być zawsze tylko godzina. — Sayuri przeklinała się w duchu. Powinna bardziej uważać na słowa, bo w Sunie miały one znaczenie. — Możecie zostawać dwie, jeśli uważacie, że tyle trzeba. Oczywiście zapłacone będzie wszystko. — Chwyciła jedną z pustych kartek, które już od dłuższego czasu nosiła przy sobie i naskrobała krótką informacje do księgowych. — To jest potwierdzenie, że będziecie zostawać o godzinę dłużej.
— Dziękujemy… — wyszeptała kobieta. — Może nawet zdążymy.
— Daj spokój. — Kankuro rozejrzał się po sklepie. — Jak tam klienci? Byli tak straszni?
— Kasjerki mówiły, że tylko jedna pani była niemiła, ale inna klientka ją utemperowała. Wie pani, Sayuri-sama, ludzie chyba bardzo polubili to miejsce. Kilka kobiet, co siedziały przy tamtym stole — wskazała ręką na stół, gdzie wcześniej siedziała Michiru ze swoją świtą — wezwało nawet swoje służące, żeby coś tutaj zjeść. — Pokręciła głową. — Ale były bardzo porządne, to ich służące posprzątały bałagan, nie my.
— Błagam… — Hiroji jęknął cicho. — Nie mów, że taka wysoka blondynka w średnim wieku to urządziła.
Kobieta wyglądała na zmieszaną.
— Moja matka nie może być aż tak…
— Nie wiem… przepraszam paniczu…
Hiroji wzdrygnął się.
— Nie ma tu nikogo, proszę mówić mi po imieniu. Jestem Hiroji.
Magazynierka wyglądała na coraz bardziej zmieszaną.
— Kochany Hiroji. — Kankuro podszedł do chłopaka i objął go ramieniem. — Pani tutaj się stara, żeby ci dogodzić, a ty jeszcze marszczysz pański nosek?
Niby go zbeształ, ale w gruncie rzeczy dzięki temu kobieta wyglądała na rozluźnioną.
— Proszę się nie przejmować, wybijemy mu z głowy takie idiotyczne pomysły. Możesz wracać do pracy, my tylko weźmiemy utarg i nas nie ma. Zamknijcie sklep za sobą.
— Oczywiście, Kankuro-sama. — Pracownica odebrała jeszcze od Sayuri kartkę potwierdzającą ich dłuższe godziny pracy i odeszła do stołów, które wcześniej przecierała.
Sayuri wymieniła spojrzenie z Kankuro i Gaarą. Chyba pomyśleli o tym samym, bo równocześnie ruszyli do pustego w tej chwili pomieszczenia, gdzie na co dzień realizowane były zamówienia z wyprzedzeniem.
Hiroji ruszył za nimi, a kiedy wszedł do środka, zamknęła za nim drzwi.
— Nie rób tak — mruknął Kankuro.
— Sami przecież… Enzo i Kira…
— To inna sytuacja. — Kankuro przewrócił oczami. — Oni… poznali się z nami w trochę innych okolicznościach, inne panują między nami stosunki, inna jest też ich pozycja. Pracownicy nigdy nie zgodzą się zwracać do nas bezpośrednio, a jak będziesz ich za każdym razem namawiał, będą się miotać. Widziałeś, że tamte nasze pierwsze pracowniczki pamiętają nas i mimo tych... tej całej gadki-szmatki z tytułami, normalnie do nas mówią.
— W sumie… — Hiroji zawahał się. — Wydawało mi się, że chcecie trochę zmienić te sztywne zasady.
— Chcemy — przyznał Gaara. — Problemem jest to, że rewolucja nigdy nie prowadzi do niczego dobrego. — Westchnął cicho. — Nie domyślasz się? Wtedy elity się zbuntują, a polaryzacja będzie jeszcze mocniejsza. Na razie wystarczy, jak mieszkańcy będą się czuli przy nas swobodnie, a może za kilka lat zapomną o tytułach. Może mimo wszystko będą pamiętać. Nie wiem.
— Rozumiem… Ja na pewno będę inaczej dzieci wychowywał — powiedział Hiroji stanowczo. — To przecież chore, my się niczym nie różnimy od nich.
— Wiem. — Kankuro oparł się o ścianę. — Ale wyobrażasz sobie, jakby twoja matka zareagowała, gdyby jakaś służka powiedziała coś w stylu: Michiru, daj spokój, nie przejmuje się tym, damy sobie radę. Na pewno nie byłaby zachwycona. Wierz mi, można wymyślić naprawdę sprytne sposoby na zemstę za zniewagę. Z drugiej strony mieszkańcy też nie są święci. Gdyby wyczuli, że nie ma już żadnych różnic, co by ich powstrzymało przed szturmem na domy możnych? Shinobi musieliby się wmieszać i mogłoby dojść do tragedii.
Patrzyła na Hirojiego, który wyraźnie pobladł. Ech... Kankuro miał rację, ale nie musiał być taki obcesowy.
— My teraz próbujemy stworzyć naszą ścieżkę na rozwiązanie tej patowej sytuacji. Jeżeli mieszkańcy zyskają spore dochody, różnice nadal będą, ale mniej widoczne. Jeżeli twoją rodzinę przekabacimy na naszą stronę z tymi warunkami dla pracowników, jak będą musiały zachować się pozostałe rody?
— Jeśli… jeśli będą chcieli pracowników, będą musieli dać podobne warunki — powiedział powoli Hiroji.
— Dokładnie. — Kankuro chwycił jeden ze zwojów, które zazwyczaj miał przymocowane do pasa i chyba nieświadomym ruchem zaczął obracać go w dłoniach. — A powiedz mi… zastanawiałeś się dlaczego elity dopuściły do siebie bogaczy?
Hiroji pokręcił głową.
— Widziałeś kiedyś, żeby tak wąska grupa mogła mieć dzieci bez strachu o wady u nich?
Cholerny Kankuro! Nie mógł choć przez chwilę pomyśleć, zanim coś powiedział? Mina Hirojiego jednoznacznie wskazywała na to, o czym pomyślał.
— Nie wiem, czy w twoim przypadku tak było — powiedziała szybko. — To może być niefortunny zbieg okoliczności. Chodzi o to, że teraz powiększyli trochę pulę na małżeństwa, ale kiedy i to będzie za mało? Na moje — może za trzy, cztery pokolenia. Tak przynajmniej mi się wydaje. Wtedy też, kiedy będą zmuszeni ubiegać się o osoby z zewnątrz albo mieszkańców, wybiorą mieszkańców, bo przecież Suna to też ośrodek militarny i osoby...
O cholera... trochę się zapędziła. Gaara przysunął się bliżej i objął ją. Tak... kiedy był tak blisko, naprawdę mogła sądzić, że wcale nie była obcym elementem w Sunie, który nigdy nie powinien się tu znaleźć.
— Wtedy bariery spadną. — Hiroji nie wyglądął, jakby zorientował się, że czuła się głupio z tym, co powiedziała. — To spora odpowiedzialność. Wiecie... moi rodzice to dobrzy ludzie, ale nigdy by się na to nie zgodzili, ale... zostanie to między nami? — Kiedy skinęli głowami, kontynuował: — Ojciec już szykuje jakieś zmiany dla pracowników, ale chce trochę poczekać, żeby nie wyglądało, jakby bez cienia wstydu was naśladował. — Puścił im oczko. — Ponoć dla tych najdłużej pracujących pomyśli o spłacie tego długu u samurajów.
Sayuri uśmiechnęła się wesoło. Zerknęła na Gaarę, który wyglądał na zaskoczonego. Może miał rację. Może to powinno być zaskoczenie, może powinna zastanawiać się nad motywami, ale nie potrafiła.
— A widzisz? Na to właśnie liczyliśmy, że małe działania pociągną za sobą lawinę zmian, której nikt nie zatrzyma. Wyobrażasz sobie, jak to może wyglądać za dziesięć lat?
Hiroji w końcu całkiem się rozluźni i odpowiedział jej promiennym uśmiechem.
— Masz rację, Sayuri. Niech wam będzie, pójdę waszą drogą.
— To teraz, mój mały idealisto — Kankuro poklepał go po plecach — zobaczmy ileż dzięki próżności naszego stanu zarobiliśmy.

***

— Masz jakieś plany?
Właściwie zebrali już wszystkie pieniądze, teraz zostało tylko zaniesienie ich do domu w dzielnicy mieszkalnej.
— Chcesz mnie wykorzystać, kochana bratowo? — Kankuro spojrzał na nich znacząco. — Nie sądziłem, że dożyję dnia, w którym...
— Hej!
Odwrócili się. To Enzo biegł w ich kierunku.
— Chyba macie racje, nie mogę bez was żyć.
— Kuchnia jak zawsze stoi przed tobą otworem.
— Oj, ja nie o tym. — Machnął ręką. — To prawda, co mieszkańcy szepczą między sobą o nowym dziedzicu? Hiroji zdecydował się ostatecznie przyjść na praktyki?
— A żebyś wiedział — odparł Gaara. — Nie wiem tylko, czy bardziej był szczęśliwy z powodu sytuacji mieszkańców, czy ich stosunku do nas, jeśli to cię martwi.
Mocniej ścisnęła jego dłoń. No naprawdę, mógłby darować sobie złośliwości.
— O niego aż tak się nie martwię… Ale to jego ojciec jest seniorem rodu.
— A ty nie jesteś sprawiedliwy, bo słyszałam, że już poprawił warunki pracownikom.
Enzo skrzywił się.
— Doszły do nas słuchy — powiedział z wyraźną niechęcią. — Ale… problemem jest to, jakie wcześniej były tam warunki... Oczywiście, jeśli to będzie zmiana na stałe, nie będę miał zastrzeżeń, ale… sami rozumiecie.
— Rozumiemy. — Gaara patrzył na z nikłym uśmiechem. — Mam nadzieję, że nie zejdziesz na zawał, jak usłyszysz, że niektórym chce spłacić dług u samurajów.
Enzo zamarł w półkroku.
— Ja też nie uważam, że wszystkie rody nagle obudzą się z myślą, że chcą zmieniać świat, Enzo, ale ten jeden… Jestem go prawie pewien. Zwłaszcza Hiroji wygląda na romantycznego idealistę, który męczy się ze swoją pozycją.
— Ta, ten chłopak ma w sobie coś z was. — Enzo otrząsnął się z szoku i rzucił Kankuro złośliwe spojrzenie. — Jesteście pewni, że wasz ojciec…
— Błagam — jęknął Kankuro. — Gdybyś go znał, wiedziałbyś, że chwila zapomnienia w jego przypadku nie wchodziła w grę. Stracić pozycji nie chciał, więc nie dopuściłby do siebie takiej możliwości…
— Czasami ładna twarzyczka znaczy więcej niż pozycja — kontynuował Enzo. — Po kimś musiałeś odziedziczyć takie skłonności.
— Prędzej po matce, bo ty chyba nie rozumiesz. Rasa nie miał uczuć, emocji, chyba nawet potrzeb.
Spojrzała na niego zdumiona.
— Nie znałaś imienia nieżyjącego teścia? — Zaśmiał się. — Bogowie… naprawdę ciesz się, że go nie znałaś osobiście.
— Wiesz… to byłoby całkiem normalne, gdybym słyszał narzekanie na rodzica przez znajomych. — Enzo pokręcił głową. — Ale… ty równocześnie mówisz o Czwartym. To dość kołujące.
— Nie chcę sobie wyobrazić, jak też dzieciaczki naszej uroczej pary będą narzekać. — Kankuro nie patrzył na nią, tylko na Gaarę. — Wszyscy chyba będą je linczować za każdym razem. Sayuri i Gaara powoli naprawdę stają się parą boską, a ja pławię się w blasku ich wspaniałości. Wyobrażacie sobie?
Jęknęła cicho. Musiała jakoś znaleźć sposób, żeby speszyć go równie mocno. Jak na razie, pomimo miesięcy poszukiwań, nie dała rady znaleźć słabego punktu.
Moja mama każe mi sprzątać pokój, a ojciec jeść warzywa! A mieszkańcy na to: Jak śmiesz tak mówić, o naszej Sayuri-sama i Kazekage-sama, Nanami! Co? — spytał, kiedy nie usłyszał śmiechu. Wpatrywali się w niego zszokowani.
— Właśnie nadałeś imię naszemu nieistniejącemu nawet w koncepcjach dziecku. — Gaara zmarszczył czoło. — Nanami...? Całkiem ładne.
— Tak nazwiemy córeczkę. — Nie mogła nie wykorzystać okazji. Oto Kankuro odsłonił się i wyglądał na skrępowanego. — Jak kiedyś spyta dlaczego, to opowiemy, że wujek tak bardzo chciał mieć bratanicę, że…
— Sayuri, daj spokój — mruknął Kankuro. — Ja tam nadal mam nadzieję na chłopca, żeby przerwać ten zaklęty krąg. Ojciec był jedynakiem, ale matka była starsza od Yashamaru. U nas znowu Temari jest najstarsza. Teraz to mężczyzna musi być na najlepszej pozycji do dyrygowania resztą…
— Resztą? — Gaara zaśmiał się w głos. — Bogowie… naprawdę ty namawiasz mnie na gromadkę dzieci? Cała znana mi rzeczywistość bierze w łeb.
— Wiecie co?
O cholera...? Czy to...? Kankuro się zarumienił?!
— Idźcie sobie gdzie chcecie, ja chcę o was zapomnieć.
— I o naszych dzieciach! — wykrzyknęła, ale Kankuro chyba tego nie słyszał. Zniknął w kłębach dymu.
— Biedaczek — wykrztusił Enzo, kiedy udało mu się opanować. — Chyba nie może przełamać się i przyznać, że polubił myśl o dzieciach w domu.
— Mi też się tak wydaje — przyznała Sayuri. — Ale nie będę go więcej dręczyć. To idziesz z nami, czy…?
— Matka by mnie zabiła. Chciałem tak naprawdę tylko powiedzieć, że w hucie wszystko śmiga bez zastrzeżeń. Ale już naprawdę muszę iść. Matka mi zagroziła, że mnie wyklnie, jeśli znowu nie wrócę na noc.
W wesołych nastrojach życzyli sobie dobrej nocy i każde ruszyło w swoją stronę.
— Wiesz… droga żono. — Gaara przytulił ją. — Jeszcze nie udało nam się wypróbować sypialni w drugim domu.
— Trzecim — wytknęła mu. — Grobowiec sobie odpuszczę. Ale… na noc musimy wrócić do posiadłości. Wszak tam jest miejsce kazekage.
— Na szczęście miejsce męża jest przy żonie.
Poczuła dreszcze biegnące wzdłuż kręgosłupa, kiedy zatrzymali się i spoglądał na nią tak intensywnie. Zamknęła oczy na moment przed tym, jak ją...
— Jeżeli zażyczysz sobie powrotu…
Cholernik. Okrutny cholernik. Stanęła na palcach i sama utorowała sobie drogę do pocałunku.
— Zażyczę. Ale masz rację. Sprawdźmy, czy łóżko jest wygodne.

*******************************

Mam małe ogłoszenie. Głowiłam się nad tym od tygodni, ale chyba nadszedł czas. Nie mogłam zdecydować, więc spytam Was. Zbliża się ten okres, w którym mój prywatny czas praktycznie zanika. Zastanawiałam się — co z moimi opowiadaniami? I nadal nie wiem. Mam dwie propozycje. 
Pierwsza: całkiem zawieszam publikowanie do mniej więcej końca czerwca, początku lipca i później postaram się wrócić do regularnego wrzucania rozdziałów.
Druga: publikuję na tyle regularnie, na ile mogę, czyli zapewne raz na dwa. trzy tygodnie (naprzemiennie Gosposię i Sachiko czy Sayuri?, więc... maksymalnie jeden rozdział z każdego opowiadania na miesiąc). 
Żadne z tych rozwiązań nie wydaje mi się w 100% dobre, ale na lepsze nie wpadłam. W przyszłym tygodniu jeszcze normalnie pójdzie Sachiko czy Sayuri?, ale później... dostosuję się.

Miłego weekendu!

10 komentarzy:

  1. Wydaję mi się, że publikowanie w miarę możliwości jest najlepszym rozwiązaniem. Każdy z nas będzie na pewno zadowolony z takiego postępowania. Wolę mieć chociaż trochę Twojej twórczości niż nic ;) Poza tym wiem po sobie, że trudno jest znów wbić się w rytm. Może z Tobą byłoby inaczej. Po prostu nie życzę Ci takiej zawiechy, której ja dostałam. Po co kusić los? Mam nadzieję, że to tylko brak czasu, a nie jakieś poważniejsze problemy lub stresy. Tego z całego serca Ci życzę, a jeśli faktycznie przyszły burzowe dni, to mentalnie przesyłam Ci pokłady pozytywnej energii. Bądź silna i wytrwała! <3

    No i na nowo zawitałam w świat legend o Sayuri-dono, ołtarzyków chwalebnych dla całej rodzinki Sabaku i balladach o bogach, którzy przybyli ocalić świat xd
    Nadal uważam reakcje ludzi z wioski za lekko przekoloryzowanie, ale czytając parę rozdziałów z rzędu nie wyobrażam sobie Gosposi pozbawionej tego wątku. Sabaku mogliby zbzikować, gdyby nie te parę duszyczek, którzy traktują je z szacunkiem, ale nadal jak ludzi z krwi i kości.

    Trzeba przyznać, że Sayuri rozruszała gospodarkę Suny. Przyjemnie się na to patrzy, kiedy wioska zapomniana przez Boga (a na pewno przez Radę) wstaje z kolan. Rozwija się handel, szkoły i przemysł. Wszystko nabiera pędu. A towary spodobały się nawet Lordowi Feudalnemu :D

    Uwielbiam główną parkę z tego opowiadania! Przy dłuższych opowiadaniach zawierających jakieś romanse zawsze mam problem, jak nie przesadzić ze słodyczą między świeżo zakochanymi. (No świeżo… Sayuri jest tutaj już rok, nie ważne xd) Fragmenty o Gaarze i Sayuri wręcz kocham, bo nie są ani zbyt słodkie, ani sztywne czy wymuszone. Czytając je mam banana na twarzy i myślę, że to rodzaj miłości, do którego chce się dążyć. Podobał mi się fakt, że mimo wcześniejszych kochanek, to z Sayuri Gaara przeżył pierwszy pocałunek. Mimo krwi, którą przelał i pieprzenia kilkunastu dziewczyn, to dało mu niewinność. Mimo takiego życia miał w sobie coś z delikatności. To mnie ujęło <3

    Buziaki i do zobaczenia… No cóż, zobaczymy kiedy. Życzę Ci chwili spokoju, bo tego sama pragnę, kiedy jestem zabiegana i przytłoczona życiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W życiu prywatnym od dawna nie jest dobrze, ale z tym zwykle daję sobie radę. :P To magisterka tak ostatecznie mnie dobiła. Teraz - przez koronawirusa - miałam dobrą wymówkę, ale czas wrócić do smutnej rzeczywistości, w której mam szczątkowe pojęcie o temacie, bo promotor w ostatniej chwili zmienił zdanie i nie pozwolił mi zająć się czymś, co naprawdę mnie interesowało...

      Co to za Gosposia bez wyolbrzymień, nie? :P

      Mam nadzieję, że i u Ciebie się uspokoi. Nadal czekam na kontynuację Ognia Konohy/Odnajdź mnie w mroku. ;)

      Usuń
  2. Przychylam się do opinii Sayuri 7, lepiej byłoby gdyby pojawiała się notka co kilka tygodni. Bo zawieszenie do czerwca... teraz tyle rzeczy będzie zawieszonych co najmniej do czerwca, nie wyobrażam sobie nie mieć pocieszenia w Poprostu Gaarze w czasach pandemii. (Może brzmieć jakbym sobie kpiła, ale naprawdę idą smutne miesiące jeśli nie lata, i fajna jest taka odskocznia).
    Z rozmysłem kazałaś Gaarze użyć słowa "upierdliwy"? Od razu pomyślałam że może to wpływ Shikamaru. Na odległość, bo zdaje się że bracia nie mają z nim bliskich kontaktów. Przyjaźń przez osmozę:D przyszło mi do głowy pytanie,być co chłopaki myślą o Shice, być może dlatego że zaczęłam się zastanawiać jakie powinny być relacje G i K z Shiką w moim opowiadaniu.
    W ogóle łapię się na tym że często szukam wspólnych mianowników między Twoim a moim ff, może podświadomie, bo wcześniej ich wcale nie szukałam a się same znajdowały :D
    Kankuro puszczający oczko do pracownicy wzbudził moje podejrzenia. Wszędzie wietrzę romans. Pewnie dlatego króciutka wymiana zdań pracownicy z Hirojim nasunęła możliwe scenariusze rozwoju sytuacji, aż musiałam dwa razy przeczytać zdanie, bo najpierw zobaczyłam "przeleciała stoły". To jest przypadek do leczenia, wypatruję w tym opowiadaniu kobietek uszczęśliwionych przez Kankuro, a teraz jeszcze kobietki która zrobi z młodego mężczyznę :P
    Ahh, te damulki z elit. Rozumiem tu postawę Sayuri, zarówno jej stres jak i pewne poirytowanie sytuacją. Uważam jednak, że bardzo dobrze sobie poradziła. Rzuciła sępom mięso i się na nie rzuciły :D Może któraś z nich faktycznie okaże się w porządku? Sayuri jest trochę osamotniona, pod kątem braku przedstawicielki własnej płci do pogadania, bo Temari ciągle jest w trasie ;)
    Gaara i Sayuri są nieustannie słodcy. Gaara bardzo gładko wszedł w rolę męża, i widać nawet nie przeraża go odpowiedzialność ojcowska. ^^ coś mi się wydaje że skoro Kankuro liczy na chłopaka, najpierw będzie chłopak.
    Kankuro był zresztą uroczy w tym rozdziale, prowokator który zmył się jak niepyszny. Może sobie przypomniał że ma inne zobowiązania:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, smutne to miesiące. :( Zabrali mi siatkówkę ligową, zabrali mi rozgrywki międzynarodowe, a i Olimpiada stoi pod znakiem zapytania. Z jednej strony wiadomo, smutek, ale z drugiej strony lepiej, żeby teraz wszystko stanęło, niż gdyby ktoś miał się narażać. Przerażają mnie liczby. Staram się uciekać od danych statystycznych, ale tak całkiem się nie da...

      Dobra. Możesz mi wierzyć albo nie, ale przy poprawianiu dzisiaj tego rozdziału wahałam się, czy nie zmienić tego słowa, ale pomyślałam "Nie no, tylko raz go użyje, nikt od razu..." i tutaj mam Twój komentarz. xD Na przyszłość będę miała się na baczności!
      Shika będzie w Gosposi. Musiał być, bo kilka lat temu miałam nawrót wyrzutów sumienia, że Temcia jest pomijana we wszystkich ff... "Przyjaźń przez osmozę" - na zawsze w moim słowniku. :D

      Co do podobieństw: nie powiem, kiedy czytałam dzisiaj Twój rozdział, czekałam na abominację. xD [NIE POWSTRZYMAM SIĘ: NIE OBCHODZI MNIE, ŻE TO OZNACZA, ŻE MAM MNIEJSZE ZDOLNOŚCI W UTRZYMYWANIU CZYTELNIKÓW W NAPIĘCIU - JA NIE POGRYWAŁAM AŻ TAK OKRUTNIE Z WAMI W PODOBNYM ROZDZIALE I DŁUGO CI TEGO NIE WYBACZĘ. Ekhem... Już mi lepiej.]

      Ty chcesz mi biednego Hirojiego rozprawiczyć? :( Bidulek, musi być ostrożny, żeby jakaś panna podstępem nie skradła jego wianka.

      Oczywiście, że Kankuro ma zobowiązania. Pff! Obsługa tylu... Milknę lekko zmieszana.

      Usuń
  3. Eh, nigdy mi się to nie znudzi x) Zżyłam się strasznie z tą całą wesołą gromadką i naprawdę zaczynam się bać, że 'Gosposia' może się kiedyś skończyć :<<< Nie skończy się niedługo, nie? Prosze uspokój mnie! Podobało mi się że Sayuri jakoś poradziła sobie z tymi damulkami x) A i ostatni fragment mnie ujął x) Kankuś jest niesamowicie uroczy, kiedy się peszy :D Jak już wszyscy tutaj zauważyli, to logiczne, że chcę chociaż troszkę, raz na jakiś czas dostać cokolwiek niż całkiem zrezygnować. Nie będę nawet narzekać ;) Trzymaj się i miejmy nadzieję, że napisanie magisterki pójdzie Ci gładziutko i za chwilę tu wrócisz! A dałoby się tak orientacyjnie, w przybliżeniu pisać kiedy można się spodziewać rozdziału? O ile to nie kłopot oczywiście.

    Alba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosposia jeszcze się nie kończy, rozdziałów mam napisanych na przód kilkadziesiąt, więc spokojnie. :) Co będzie później? Nie mam pojęcia, ale może znajdę po magisterce chwilę czasu na dopisanie kolejnych kilkudziesięciu. :D

      Postaram się pisać, ale wydaje mi się, że właśnie co dwa-trzy tygodnie od ostatniego rozdziału będzie można spodziewać się kolejnego. A przynajmniej taką mam nadzieję. ;)

      Usuń
  4. Mroczne czasy nastały dla blogsfery... Tu Ayame coś zarzuca odnośnie możliwości zamknięcia spisu, Sayu7 ma zawias twórczy, a teraz jeszcze moja chwalebna Sayuri-senpai cierpi na brak czasu. :( Muszę dzisiaj jakieś lepsze kadziła zapalić na ołtarzyku! Uważam, że powinnaś wybrać najlepsze dla siebie rozwiązanie. Wierni odbiorcy będą czekać cierpliwie, choć przyznam, że do czerwca chyba uschnę z tęsknoty za tymi opowiadaniami... Jeżeli jest szansa na chociaż jeden rozdział w miesiącu to jestem jak najbardziej za! Może i Tobie pisanie raz na jakiś czas pozwoli oderwać się trochę od stresu i codziennych zmartwień? :)

    Miło jest wyrwać się trochę od trudów codziennego życia i poczytać o płynącej mlekiem i miodem (i piaskiem...) Sunie. :D Ta sielankowość pomaga się oderwać i działa na mnie rozluźniająco. Lubię to, że Sayuri i Gaara są odbierani przez mieszkańców Piasku w taki sposób. Mi się to nie wydaje aż tak wyolbrzymione, bo od dawna taka postawa była budowana i jest uzasadniona. Te wszystkie kobitki uwijające się w sklepach robią wrażenie, a autorytet Sayuri dodaje jej charakteru. Czasami mam wrażenie, że jeszcze do tego nie przywykła i odczuwa zażenowanie przez zamieszanie, jakie wywołuje, to całkiem słodkie.

    I oczywiście sceny uczuć pomiędzy nią i Gaarą to miód na serducho. Mało tego troszkę (Absolutnie nie narzekam. Wcale. Nic, a nic.) ale zawsze kiedy już się pojawiają to są bardzo przyjemne do czytania. Ich relacja jest tak ciekawie wygrana, że zawsze wzbudza we mnie ciepłe uczucia. I uśmiech mimowolnie pojawia się na twarzy. :D A i pojawia się w mojej główce bardzo miła myśl o możliwym potomstwie... ;)

    Dużo zdrówka i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się coś wrzucać. Pierwsza propozycja przyszła mi do głowy, bo myślałam, że może ktoś nie miałby ochoty czatować i czekać na nowości, skoro przyzwyczaiłam do regularnego publikowania. :)

      Sceny z Gaarą i Sayuri z całą pewnością będą się pojawiać. A na pewno w kolejnym rozdziale. :D

      Usuń