sobota, 19 października 2019

Gosposia – Rozdział 49

Dobiła chyba najlepszej możliwej transakcji i nie mogła jej zrealizować. Sklepy musiały być nieustannie zaopatrywane, a zapasy w głównym magazynie tworzyły się stopniowo, małymi kroczkami, więc takich ilości nie miała szans tam znaleźć.
Musiała stanąć naprzeciw pracowników i prosić ich o jeszcze cięższą pracę. To było okrutne z jej strony, bo zdawała sobie sprawę ze swojej i ich pozycji. Przez te idiotyczne zwyczaje, musieli wykonywać jej polecenia, nawet jeśli zawoalowane były w prośbę. Ze łzami w oczach powiedziała, że chętni będą mogli brać nadgodziny, lepiej płatne. Zapewniała, że nie jest to obowiązkowe i każdy będzie mógł dowolnie ustalić ilość nadgodzin z kierownikami, ale chyba jej nie uwierzyli. Tak przynajmniej myślała, widząc listy pracowników, którzy zdecydowali się wziąć nadgodziny.
Kankurou przytomnie zauważył, że trzeba sprawdzić zapasy. Jeszcze przed wystartowaniem prac linii i huty postanowili to robić co tydzień, ale tym razem musieli mieć pewność, że wszystko wypali. Ta dostawa znaczyła zbyt wiele, żeby ryzykować porażką, bo jeśli udałoby im się sprzedać produkty po takiej cenie, z jaką zgodził się skupić Kiroto, to już od tego miesiąca będą mogli zaproponować pracownikom spłatę długu zaciągniętego u samurajów i zapożyczenie się na lepszych warunkach w zakładzie.
W końcu dotarli do odpowiedniego pomieszczenia i Sayuri zaniemówiła. Oczywiście były jeszcze jakieś zapasy, ale nie przeliczyła dobrze wszystkiego.
Poszukali Kiry i Enzo i zaproponowali im, by udali się z nimi do Fujio.
— Naprawdę chcesz, żebyśmy z tobą poszli do rodziny możnych? — wykrztusił Enzo po długiej chwili ciszy, jaka nastała po słowach Sayuri. — Nie mam nic przeciwko pomocy, ale to…
— Zachowujecie się tak, jakbyście nie zauważyli. — Kankuro przewrócił oczami. — Moja kochana bratowa wypatrzyła was na jej dwie prawe ręce.
— Jesteś taktowny, jak cholera, szwagrze — mruknęła Sayuri. — To oczywiste, że ktoś musi wiedzieć, jak robić wszystko to, co my z Kankurou robimy. Jeśli z jakichkolwiek przyczyn nie będę mogła w przyszłości udać się do Fujiego, oznacza to, że produkcja ma zastoje, a na to nie możemy sobie pozwolić. Cały ten bałagan musi dalej się kręcić, nawet bez nas.
— Ty chyba myślisz, że to możliwe. — Kira patrzył na nią ze złośliwym uśmiechem. — Ludzie cię pokochali, a dla nas nie kiwną palcem.
Chyba i on polubił rumieńce na twarzy Sayuri, bo wraz z Enzo pozwalali sobie dręczyć ją równie mocno, co Kankuro, który parsknął śmiechem na widok miny bratowej.
— Miałam z wami o czymś jeszcze porozmawiać. — Sayuri udawała, że nie usłyszała tego ostatniego komentarza. — Pierwszy wypada w wolny dzień, następny dzień też jest wolny. Chciałam… Już rozmawiałam wstępnie z księgowymi – nie mają nic przeciwko, żeby to właśnie pierwszego dać wypłaty, ale zanim, to można powiedzieć pracownikom o tej pożyczce. Każdy musiałby się opowiedzieć jakie to są kwoty do księgowych tego pierwszego i ustalić, jaka rata byłaby dla nich możliwa do spłacenia, bez odczucia…
— Każda, którą zaproponujesz. — powiedział Enzo rozbawionym tonem. — Teraz, kiedy ludzie mają możliwość spłaty, to warunki będą ich średnio obchodzić, choć oczywiście nie wykorzystujmy tego.
— Dokładnie. — Sayuri uśmiechnęła się. — Ale nie chciałabym zabierać im radości z tej pierwszej wypłaty, więc od przyszłego miesiąca by spłacali.
— Ołtarzyki — mruknął Kankuro.
Mężczyźni zaczęli się śmiać. Jakby Kankurou nie wiedział, że i jemu, i jego bratu ludzie też powoli tworzyli ołtarzyki...

***

Dotarli do domu Fujio. Na szczęście Kankuro nie miał nic przeciwko strażnikom kręcącym się po okolicy. Jak Gaara był paranoikiem, ale powoli zaczął ufać tej możnej rodzinie. Na zebraniach brat Fujio nie pozostawiał wątpliwości, do którego obozu przynależał, a i podczas planów wykorzystania ziem był uczciwy. Najwidoczniej chciał całkiem zmienić wizerunek tej rodziny.
W ogóle… wszyscy jakoś mniej chętnie dręczyli Gaarę. Jego zdanie podczas obrad było traktowane z szacunkiem, a na niektóre pomysły na przyszłość się zgodzili. Zwłaszcza, że proponował robić niektóre rzeczy pod płaszczykiem kasy wioski. Wywalczył w końcu otwarcie powszechnych szkół.
Jedna mieściłaby się w zakładzie linii produkcyjnej – ten budynek był zbyt ogromny, by stał niewykorzystany. Druga szkoła zostałaby ulokowana w innym budynku, który dawniej pełnił funkcję placówki edukacyjnej. Ze swojej strony obiecał znaleźć nauczycieli, wyposażyć z prywatnych środków sale, a wypłaty naliczane byłyby głównie z tych środków, które Sayuri obiecała przeznaczyć już w najbliższym miesiącu do kasy wioski. Brakujące części byłyby wypłacane z samej kasy albo możni mogliby wpłacać brakujące sumy.
Szkoły nie będą nosić prywatnych nazw. Zwykła Szkoła Powszechna nr 1 i 2 w Sunie. Rada zrozumiała, że to dobry moment na ocieplenie ich wizerunku, zważywszy na niedługo planowane inwestycje.
Kankuro załomotał w drzwi. Nie minęło dużo czasu, a stanął przed nimi niezbyt przyjemnie wyglądający strażnik.
— Z kim mam przyjemność? — burknął po tym, gdy omiótł ich spojrzeniem.
— Z osobą, która w każdej chwili może zrobić nieprzyjemności twojemu panu, jeśli dalej będziesz nas lekceważył — odezwał się Kankuro równie mrukliwym tonem, a ręką bawił się zwojem, gdzie był zapieczętowany Karasu.
— Nie przypominam sobie, byśmy byli na ty. — Strażnik uśmiechnął się kpiąco.
— Ja również nie przypominam sobie, bym ci to proponował — odparł lalkarz.
— Kankuro, daj już spokój — jęknęła Sayuri, a strażnik zamarł. Gdy dostrzegł klepsydrę na jej szyi, zbladł. — Czy możesz pójść po Fujiego? Poczekamy tutaj, jeśli to kłopot…
— Nie, n-nie, Sayuri-sama — wyjąkał mężczyzna. — Przepraszam za brak manier. — Pokłonił się głęboko. — Zapraszam do środka. Już wołam mojego pana.
Kira i Enzo rozglądali się po przedsionku z rozszerzonymi oczami. Nie mogli przeżyć szoku, bo widzieli Grobowiec, przy którym każdy inny budynek wyglądał na skromny. Choć i tu znalazły się równie absurdalne zdobienia i podkreślany był przepych, ale w mniej ostentacyjny sposób.
Nie odważyli się rozmawiać między sobą. Sayuri ostrzegła ich wcześniej, że ściany mają uszy w tym budynku. Po chwili dotarł do nich dźwięk kroków.
— Sayuri! — Fujio uśmiechał się do niej i wyglądał na mile zaskoczonego. — Bardzo się cieszę, że wpadłaś. Nie ukrywam, że…
— Chciałabym porozmawiać w miejscu bez strażników — powiedziała bez ogródek. — Jeśli także masz jakiś zaufanych — wskazała na Kirę i Enzo — nie mam nic przeciwko, ale nie mogę pozwolić, by mój mąż dostał zawału, gdy będę opowiadała o tej wizycie, a nie lubię być z nim nieszczera, więc chciałabym móc mu powiedzieć, że nikogo takiego nie było.
Fujio wyglądał na zmieszanego, ale zaraz się ożywił.
— Mój gabinet, jak zapewne się domyślasz, jest bardziej reprezentatywny, ale i dobrze chroniony. Zapraszam do biblioteczki. Odwołam tych, którzy się tam kręcą i będziemy mieli komfortowe warunki.
Kankuro dał znać Sayuri, że powinna mu przekazać, gdyby Fujio nie spełnił obietnicy. Oczywiście, że to zrobi. Nie chciała, by ktokolwiek słyszał tę rozmowę, więc i jej na tym zależało.
Weszli schodami na trzecie piętro. Fujio stanął przed odpowiednimi drzwiami, które chronione były przez dwójkę shinobi.
— Możecie odejść. Odwołajcie też ludzi w najbliższym otoczeniu.
— Hai, Fujio-sama.
Obaj odeszli bez słowa sprzeciwu.
— Zapraszam.
Weszli do pomieszczenia, które nie było biblioteczką, tylko pełnoprawną biblioteką z bardzo przemyślanie urządzonym miejscem do czytania. Skórzana kanapa i fotele, a także dodające uroku lampki były naprawdę wymarzonym miejscem, by zagłębić się w lekturze. Książki ułożono na regałach, które sięgały sufitu. Kilka przesuwanych drabin podpowiadało, w jaki sposób udawało się sięgać po najwyżej usytuowane tomy.
Sayuri i Kankuro opadli na kanapie, a Kira i Enzo stanęli za nimi.
— Dajcie spokój. — Sayuri odwróciła się w ich kierunku. — Siadajcie.
Z niezbyt pewnymi minami przysiedli na przeciwległym skraju kanapy. Trzymali plecy sztywno wyprostowane i spłoszonym wzrokiem spoglądali to na Fujio, to na nich.
— Znalazłam prawdziwe skarby. — Sayuri uśmiechnęła się pod nosem, patrząc na mężczyzn. — Jeśli kiedykolwiek nie będę mogła przyjść rozmawiać z tobą, proszę z nimi wszystko uzgadniać, choć nie ukrywam, że to są zbyt ważne tematy, aby puszczać zastępców, ale w sytuacji kryzysowej proszę ich wysłuchać.
— Z jaką znowu niepoważną propozycją do mnie przychodzisz?
— Dostawa ziół musi być zrobiona wcześniej, niż myślałam. Chciałam zaproponować też lepsze...
— Bogowie… Moja żona nie przesadzała w takim przypadku. — Widząc ich zdumione miny, Fujio parsknął śmiechem. — Dosłownie wszystkie rodziny z tej dzielnicy zwariowały na punkcie twoich produktów. Te urocze kobiety prześcigiwały się kilka miesięcy temu w domysłach, jakim cudem Temari zaczęła wyglądać tak dobrze, a kiedy rzuciłaś taką bombę na zebraniu… — Na moment przerwał i próbował przybrać opanowaną minę. — Poza tym opakowania są kolekcjonowane i nikt nie wierzy, że to szkło. Ja też z trudem w to wierzę. Nawet kryształ nie ma takich właściwości, a jakie mocne są! Naprawdę to chakra Kazekage-sama tak zmienia właściwość szkła?
— Tak sądzę — odparła Sayuri. — Choć… może rzeczywiście dzięki temu powstał nowy budulec, ale ciężko mi określić to inaczej niż wzmocnione szkło.
— To zasługuje na inną nazwę. Może Kryształ Suny?
— Może być. Właściwie to dobry pomysł, bo to szkła w żadnej mierze nie przypomina. Rozumiem, że myślisz o maksymalizacji zysków.
Fujio uśmiechnął się tajemniczo.
— Zapewne wiesz już na jakim etapie są rozmowy. Daję rok, aż będę mógł zacznę działalność…
— Przepraszam. — Przerwała mu. — Wiem, że przedstawiłam Kirę i Enzo jako zaufanych i naprawdę tak myślę, ale nie zdradzam, jakie obrady…
— Problemem z nimi jest to, że to nie są tajne obrady — zauważył Fujio. — Gdyby mieszkańcy chcieli, mogliby brać w nich udział. Tylko Rada przyzwyczaiła się, że każde zebranie traktowane jest jako poufne, choć z formalnego punktu widzenia… Sama rozumiesz.
Zaśmiała się na jego złośliwy uśmieszek.
— Może masz rację, ale jeżeli to by wyszło na światło dzienne przed czasem, to zapewne moja rodzina miałaby nieprzyjemności — odezwał się Kankuro. — Na razie przekazaliśmy jedynie, że planowane są spore inwestycje, ale to kwestia dość długiego czasu.
— I właśnie o tym chciałem porozmawiać. — Fujio spojrzał na Sayuri. — Ale zanim przejdziemy, dokończmy sprawę dostawy. O jakich ilościach mówimy?
— Chciałabym podwójną ilość w porównaniu z poprzednim razem.
Fujio zmarszczył brwi i usadowił się głębiej w fotelu.
— Zapewniam, że możesz zwiększyć dostawy z wiosek i specjalnie dla mnie kupować odpowiednie ilości, a ja, nawet jakbym miała na zapas kupić, będę zadowolona.
— Zgoda, ale liczę, że pod ladą moja żona, jeśli tylko wprowadzicie jakiś nowy produkt, otrzyma go. Nie dałaby mi spać po nocach, jeśli znowu przegra z żoną Kenzo.
— Michiru ma rywalkę?
— A żebyś wiedziała. Problemem jest to, że ja również daję się wciągnąć w tę grę — przyznał zmieszany Fujio. — Te linie dla mężczyzn… Jakim cudem na to wpadłaś? To zupełnie inne zapachy. Nie mdli mnie już od kwiatów.
— Mój szwagier siedzi… taki skromny… taki nic nieznaczący. — Sayuri spojrzała na Kankuro złośliwie. — To on z Gaarą próbowali mi pomóc, ale uważali, że ich torturuję kobiecymi zapachami. Wtedy wpadłam na pomysł, żeby mężczyźni też mieli swoje rodzaje.
— Mi też mogłabyś dawać jakieś produkty spod lady. Ale dobrze… skończmy już ten temat, bo stanie na tym, że zamiast o interesach myślę o ładnych zapachach.
— O czym zatem chciałeś rozmawiać?
— O rentowności twoich zakładów oczywiście. Nie muszę pytać, jak idzie, bo takie ilości mówią same za siebie. Poza tym krążą plotki, że ten bezecnik, Kiroto, się u ciebie zaopatrzył.
Sayuri skinęła głową.
— To już w ogóle podbija wartość produktów. Teraz… Bogowie, czy ty wiesz, jakie zamieszanie wprowadziłaś? Niektóre kobiety były oburzone, że i zwykli mieszkańcy mają takie skarby dla siebie, dopiero po upewnieniu się… — Zrobił chwilę pauzy, walcząc ze śmiechem. — Żona Amasaru wynajęła tajną grupę, która upewniła się, że to są inne produkty i dopiero wtedy zyskałaś pełne zaufanie. Nie wiem, czy uwierzysz, ale naukowcy z naszych laboratoriów nad tym siedzieli.
Sayuri zaśmiała się nerwowo. Nie miał racji. Osoby sprawdzające zapewne poddały się, bo nie mogły prześledzić składu produktów.
— Jakbyś wprowadziła jakąś najwyższej jakości broń – takie było zamieszanie. Ale teraz inne sklepy splajtują. Mają o wiele mniejsze obroty, a jeśli wprowadzisz wszystkie produkty...
— Moim pomysłem nie było wykoszenie konkurencji…
— Ale ci się to udaje. Zróbcie drugi sklep, a zobaczysz o czym mówię. Obroty nie spadną. Mam nadzieję, że mi również pomożesz zamienić wszystko w złoto, jeśli obiecam ci iść twoją drogą.
Sayuri spojrzała na niego zdumiona.
— Powiedz mi, jakie stawki mają twoi pracownicy, jakie warunki.
— Jak sobie życzysz…
Opowiedziała o wszystkim, nawet o pomyśle spłacenia pożyczek od samurajów.
— To dużo — przyznał Fujio. — Ja będę w stanie… bo sam chcę zarobić… dać trzy czwarte podstawowej stawki.
Oczy Kiry i Enzo się rozszerzyły ze zdumienia; to i tak rewelacyjna oferta.
— System premiowy może być podobny, choć… Najbardziej zaintrygowałaś mnie pożyczkami zakładowymi. To dobra inwestycja, bo spłaca się sama. A i ludzie zapewne będą zadowoleni.
Sayuri zagryzła wargi i mobilizowała się do zrobienia kolejnego kroku.  A właściwie kilku. Gaara i Kankurou wkładali jej do głowy, że oni nie mogą być widzialną siłą ani dla mieszkańców, ani dla możnych, bo u obu tych grup wywoła to niepotrzebne zamieszanie i negatywne emocje. Miała wrażenie, że robią to po to, żeby ją pognębić, ale z drugiej strony mogli mieć rację. Dla członków elit nie jawiła się jako prawdziwy przeciwnik w politycznych grach i traktowali ją z przymrużeniem oka, a wśród mieszkańców nie budziła grozy ani złych wspomnień jak Gaara.
Musiała się przełamać. Powinna zachowywać się z większą pewnością siebie. Miała nadzieję, że przybrała poważną minę, kiedy starała się spojrzeć na Fujio z pełną stanowczością.
— U nas funkcjonuje rozdawnictwo jedzenia do pierwszej wypłaty. To wspólnie z Gaarą chcielibyśmy w przyszłości zasponsorować i u ciebie. Rada u nas, jak wiesz, kręciła nosem. Ty oficjalnie powiesz, że chcesz się wpasować w chlubny kanon dobrego pracodawcy, ale nie będzie cię to nic kosztować. Nasza rodzina opłaci, a ty odeprzesz atak Rady.
Wstrzymała oddech. I co teraz? Zabrzmiało to dostatecznie stanowczo?
Fujio wyraźnie walczył z rozbawieniem.
— Czyli moje notowania wśród pracowników wzrosną, a nic nie zapłacę. Jakie jeszcze złote propozycje masz?
— Wiesz, jakie ceny zaczną osiągać wyroby mojej huty?
Powoli skinął głową.
— Jeżeli chcesz, bym zgodnie z twoją wolą zgodziła się na współpracę w tym zakresie, mam kolejny warunek. Będziesz odkupywał jedynie z dwudziestoprocentową przebitką w porównaniu ze zwykłym szkłem.
Wyglądał na zdumionego taką szczodrością. Doskonale wiedział, jak bardzo chodliwy stanie się ten towar w przyszłości.
— Oficjalnie zapiszemy umowę o wielokrotnie większej kwocie. Z tej oszczędności, którą zyskałeś, będziesz mógł na spokojnie wypłacać ludziom wypłaty równe z tymi, co u mnie.
— Zaskakujesz mnie, ale zgoda. Nie chcę innych produktów niż te.
— A teraz ostatni warunek... Masz zmienić swoje podejście do pracowników.
Zdecydowanie zbyt mocne słowa. Przesadziła. O cholera... Mina Fujio nie wróżyła niczego dobrego.
— Nie rozumiesz, jakie efekty to daje! — dodała szybko Sayuri. — Oni nie muszą, a chcą pracować. Dają z siebie wszystko, żeby tylko nie stracić tej posady... Trzeba też zaufać im i nie dawać jakichś wyśrubowanych norm i wymagań. Kierownicy są tylko pomocą, a nie ludźmi od poganiania i donoszenia.
— I to funkcjonuje? — spytał Fujio z powątpiewaniem.
— Jeżeli traktujesz ich jak ludzi, oni również odpłacają ci się, ale w sposób, który przechodzi najśmielsze oczekiwania — oznajmiła Sayuri stanowczo.
— Jeśli mogę wtrącić...
Fujio spojrzał zdumiony na Kirę, ale nie zamierzał mu przerwać.
— Jeżeli szuka pan... Fujio-sama... pracowników, mogą być problemy.
— Dlaczego, na bogów?! — wykrzyknął mężczyzna zdumiony. — Przecież tu jest bieda i...
— Tak — odparł Kira. — Ale wszyscy uwierzyli w Sayuri. Wierzą, że jej produkty osiągną wielki sukces i za krajem Wiatru. — Uśmiechnął się złośliwie, zauważywszy, że zawstydził kobietę. — Są święcie przekonani, że niedługo to ich ubóstwiana Sayuri-sama ich zatrudni.
Kankuro spojrzał na bratową i niemo wyartykułował: ołtarzyki.
— Też chcą takich warunków, jak u nas mają, ale czegoś jeszcze... Pewności, stabilności. Większość pracuje z Sayuri dopiero od dwóch tygodni, a wierzą w każde jej słowo. Nie zobaczyli jeszcze grosza, a wierzą, że ich nie oszuka. Ludzie teraz szukają pracy, ale z myślą, że jak tylko będzie nabór, odejdą. Mało któremu pracodawcy uwierzą i będą lojalni.
— Co proponujesz? — spytał zdumiony Fujio.
— Przepraszam... Fujio-sama... ale panu nie uwierzą w ani jedno słowo. To Sayuri musiałaby zagwarantować, że...
— A Gaara? Ja nie mogę niczego obiecać. Nie dość, że moja pozycja jest śmieszna i słaba, to w dodatku będzie to potwarz dla Fujio.
Mężczyzna nie ośmielił się potwierdzić, ale jego mina potwierdzała słowa Sayuri.
— Albo... gdyby spisać umowę, taką samą, jaką ja dałam? Podpis Fujio i Gaary? Ja mogłabym się jedynie stawić na otwarciu i zagwarantować, że huta będzie wspierała ten projekt przez nasze produkty, ale może niektórym sama twarz wystarczy, by zaufali?
— Ufasz mu?
Enzo zbladł, gdy zrozumiał, że nie powinien tego mówić.
Fujio wyglądał, jakby nie miał pojęcia, jak się zachować. Za taki tekst do tych kilku najważniejszych rodzin były zapisy prawne o sposobach karania...
— Rozumiem, że pozwalasz na taką impertynencję? — Fujio spojrzał na Sayuri.
— Mają potencjalnie stawiać się tu jako partnerzy, moi zastępcy, a nie jako zahukane, przerażone i przytłoczone twoją wspaniałością osoby — odparowała chłodnym tonem. — Moje małżeństwo nie zmieniło mojego pochodzenia. Jeżeli tylko na to patrzysz, Fujio-sama — w jej ustach brzmiało to jak obelga — może powinnam ci się kłaniać?
— Sayuri... — jęknął Fujio. — Nie zmienisz moich przyzwyczajeń w jeden dzień, miesiąc, czy nawet rok. Nie wiem w ogóle, czy chcę tak bardzo zmieniać swoje przyzwyczajenia. Zostałem inaczej wychowany i nie wiem, czy mogę pozwolić sobie na zmiany. Bardzo chcę zainwestować w to i twoje rozwiązania bardzo by mi odpowiadały. Dostawy też mogę omawiać z nimi. — Spojrzał na Enzo i Kirę. — Ale nie zmienisz we mnie potrzeby słyszenia tytułów od gminu. Nawet jeśli to dla nich obraźliwe, ja tak na to patrzę. Tak samo, jak zapewne oni mogą patrzeć na mnie, jak na snoba z kijem w tyłku. Mi to nie przeszkadza, jeśli tylko interesy będą szły dobrze. Nie myślę, żeby spoufalać się z pracownikami, jak ty to robisz. Zakładam, że znajdę zaufanego, który zajmie się wszystkim za mnie w zakładach. Który będzie koordynował pracę, sprawdzał ręce ludziom i przejmie twoją rolę. Ale ja na pewno nie będę tą osobą.
— Z bólem serca, ojcze, ja to zrobię.
Sayuri odwróciła się, a na widok Hirojiego jej złość wyparowała. Nadal był chucherkiem, ale wyglądał już prawie normalnie.
— Sayuri, czy wtedy stanę się godny twojej ręki?
— Rękę możesz sobie wziąć, Hiroji, ale serce należy do kogoś innego.
Wymienili się poufałymi uśmiechami. Kankuro powstrzymywał śmiech na widok miny Fujiego, który jak zazwyczaj, kiedy jego syn zabierał głos, wyglądał, jakby był na skraju zawału.
— Jestem Hiroji.
Chłopak uśmiechnął się do Kiry i wystawił rękę. Ten podał mu nieco drążącą dłoń.
— Kira, Hiroji-sama.
— Nie, nie, nie. — Hiroji spojrzał na niego z rozbawieniem. — Może i byłem chory, jestem trochę ślepy, ale nie głuchy. Nie tak się przedstawiłem. — Patrzył na Kirę w oczekiwaniu i nadal trzymał jego dłoń.
— Kira.
— Hiroji, miło mi.
— Enzo, wasza wielmożność.
Chłopak przewrócił oczami.
— Sayuri, oni są złośliwi! Jak tak wspaniała osoba wytrzymuje z nimi?
— Miałeś pobierać rehabilitację — odezwał się w końcu Fujio słabym głosem.
— Myślałeś, że utrzymasz mnie z dala od Sayuri? — Hiroji spojrzał na ojca z powątpiewaniem. — Ja ją na kilometr wyczuwam.
Fujio jęknął, jakby żałował, że w ogóle się odezwał, a reszta towarzystwa parsknęła śmiechem.
— To kiedy mnie podszkolisz? Zajmę się tym zakładem z przetworami.
— Hiroji!
— Słucham, ojcze. — Chłopak spojrzał na mężczyznę ze zniecierpliwieniem. — Już wyłuszczyłeś mi, dlaczego nie będę nigdy shinobi, rozumiem. Rozumiem, że nigdy nie opuszczę Suny, że jestem spadkobiercą naszego rodu. Przyjmuję to do wiadomości. Ale chyba zajęcie się jednym zakładem, kiedy jestem tak młody to dobra nauka na przyszłość, jeśli mam pilnować wszystkich interesów kiedyś.
Fujio już otwierał usta, ale nagle je zamknął, jakby zdumiał się, że syn tak łatwo mu uległ.
— To jest możliwe do przyjęcia, ale jeszcze to przedyskutujemy.
— A nad czym tu dyskutować? Muszę się pouczyć, jak to w praktyce wygląda. Będę kontrolował razem z Sayuri pracę zakładu, sklepu i huty. Ale wiem, że jeszcze nie teraz — przyznał ze smutkiem w głosie. — Na razie jeszcze... jestem zbyt słaby. Daj mi jeszcze trochę czasu ojcze, a na pewno poznam, jakie są sposoby zarządzania przedsiębiorstwem. — Usiadł na fotelu. Próbował zrobić to naturalnie, jakby od początku miał taki zamiar, ale drżące nogi i spocone czoło ukazywały, jak wielki wysiłek był to dla niego. — Poza tym to dobra okazja, by pozbyć się tych strażników dookoła — kontynuował. — Ojcze, ja przecież jak kicham w kiblu, to słyszę: Na zdrowie, Hiroji-sama na korytarzu.
Wszyscy, poza Fujio, powstrzymywali chichot.
— Myślę, że za tydzień, dwa, a może miesiąc będę sam chodzić i sprawdzać, jak te zakłady funkcjonują i spróbować u nas stosować podobne metody. Poza tym nie przekujesz mnie na swoją modłę. Wychowałeś mnie w otoczeniu miłości i życzliwości, a nie zasad i etykiety. Dla mnie moja pozycja oznacza tylko to, że walczyliście z matką o moje przeżycie, co w biedniejszych rodzinach nie byłoby możliwe. Ja całkiem popieram sposób postępowania Sayuri i sam tak będę chciał być traktowany pomimo przynależnej mi z urodzenia pozycji. Poza tym przypominam, że to gmin, nie elitarni lekarze mnie uleczył.
— Niech ci będzie, ale z matką ty sam — i Fujio zaakcentował to słowo z przebiegłym uśmiechem — porozmawiasz. Niezależność nie oznacza jedynie swobody.
— Jestem pewien, że matka mnie poprze — oznajmił spokojnie Hiroji i wyglądał, jakby zbierał się do wstania.
Sayuri miała ogromną ochotę mu pomóc, ale już pokazał, że to niezależności mu najbardziej brakowało.
— Chyba skończyliście rozmowy. — Uśmiechnął się. — Będzie mi bardzo miło was odprowadzić.
— Nie musisz szukać zbiegłych ninja — wyszeptał Kankuro i mrugnął do niego. — Obiecałem ci moje dwa treningi.
— Dlatego właśnie chcę chodzić do zakładów — odszepnął Hiroji z łobuzerskim uśmiechem. — Jak już mnie adoptujesz, po moim wydziedziczeniu, sam chcę na siebie zarobić.
— Sayuri.
Zatrzymała się, słysząc głos Fujiego.
— Mogę chwilę porozmawiać z tobą na osobności?
Spojrzała na Kankuro i skinęła głową.
— Poczekajcie na korytarzu.
Hiroji zerkał na nich z zaciekawieniem, ale też posłusznie wyszedł.
— O czym chciałeś rozmawiać?
— Kilka kwestii — przyznał mężczyzna i zacisnął dłonie w pięść. — W wielu sprawach zaczynam ci ufać, ale w jednej ufam tylko tobie. Czy myślisz, że Hiroji może samodzielnie wychodzić?
— W jakim kontekście pytasz?
— W każdym. — Fujio westchnął. — Ale chodzi mi głównie o kwestie medyczne.
— Przyznam, że wykazuje się dużą dojrzałością — powiedziała powoli. — Nie porywa się na zbyt dużo. Sam zauważa, że ma zbyt słabe ciało, żeby opuszczać dom. Nie wiem, czy tydzień to odpowiedni odcinek czasu, by sam chodził po wiosce, ale często pacjenci lepiej od lekarzy są w stanie określić, jak się czują. W przypadku Kankuro zakładałam dłuższą rehabilitację, ale każdy organizm jest inny i on dzielnie znosił moje zalecenia, ale kiedy wyczuł, że jest już w porządku wykłócał się ze mną, a ja mu zaufałam. Jeżeli pytasz o tę nietolerancję na jedzenie… Wystarczy, że będzie nosił ze sobą przekąski, które dostanie w domu i będzie się pilnował, by nie jeść niczego poza domem, albo żeby zawsze sprawdzał, jakie produkty są w posiłkach.
— A inne kwestie?
— Jestem chyba ostatnią osobą, o którą powinieneś pytać o inne kwestie. Przecież… ty doskonale wiesz, że nikt nie odważy się ruszyć dziedzica rodu. Ja muszę dbać o środki bezpieczeństwa, bo mój mąż jest na celowniku wszystkich i obawia się, że przez niego mogą mnie skrzywdzić. Możesz mi nie wierzyć, ale troszczy się o…
— Nie przyszłoby mi do głowy wątpić w to —  wydukał Fujio.
— To dobrze. — Sayuri uśmiechnęła się. — Nie wiem jeszcze co mogłoby ci… Ach, jak też rodziny zareagują, gdy zobaczą Hirojiego w takim towarzystwie?
Fujio skinął głową.
— Nie odpowiem ci szczerze, bo odpowiedź by cię nie satysfakcjonowała.
— Gdybym liczył na to, że odpowiedź będzie zgodna z moim spojrzeniem na zagadnienie, zapytałbym mojej żony albo przyjaciół z innych kręgów.
— Moja szczera odpowiedź brzmi, że ja miałabym to w dupie, bo sama nie jestem z elit.
Fujio, mimo wcześniejszych zapewnień, skrzywił się na te słowa.
— Widzę, że nie jesteś zadowolony, ale co mam ci odpowiedzieć? Mam udawać, że pochodzę z jakiegoś możnego rodu? Ja się co najwyżej do niego przyczepiłam. Hiroji prędzej czy później zadecyduje, jak będzie chciał postępować. Widzisz już, że nie da się nad nim zapanować, bo ma swoje zdanie i, co gorsza, ja się z nim zgadzam. Wiesz też, że pomimo braku kandydatów, nie znajdziesz dla niego odpowiedniej partii, bo w oczach elit jest wybrakowany przez swoją chorobę.
— To jest oczywiste, prawda? — Spojrzał na nią ze smutkiem. — Że jego choroba go wyklucza?
— Dla mnie nie — powiedziała z uśmiechem. — Dla wielu kobiet także nie. Ale przecież w elitach, co sam wiesz najlepiej, należy być nieskazitelnym, aby być uznanym za dobrą partię. Możesz nieco obniżyć dla niego pewne standardy, ale niektóre podwyższyć. Jeśli okazałoby się, że ma głowę do interesów, a sama mogłabym cię informować jak mu idzie, możesz te zakłady pozostawić pod jego pieczą. Jeżeli się w tym spełni i będzie szczęśliwy, a równocześnie odpuści sobie marzenia o byciu wojownikiem, tylko na tym zyskasz, prawda?
— Przyznam, że potwierdziłaś moje obawy, ale też dałaś małe nadzieje. — Westchnął cicho. — Będę musiał wbrew sobie porozmawiać z jego matką. Jest starszy niż ty, a nadal nie znalazła mu żadnej…
— Starszy? — wykrztusiła Sayuri. Jakoś ten szczegół jej umknął. Właściwie… jego ciało było w opłakanym stanie, gdy go leczyła i jakoś tak… założyła, że… — To ile ma lat?
— Dwadzieścia dwa. Myślę… myślę, że masz rację. Zbyt długo leżał tutaj nie mogąc nic zrobić, a każdy dzień był przedłużaniem jego cierpień. Teraz powinien móc o sobie zadecydować, nawet jeśli nie zgadzam się z jego decyzjami. Choć… na niektóre szaleństwa nigdy nie pozwolę.
— Na tym polega rola rodzica — powiedziała Sayuri tonem pełnym przesadzonego współczucia. — I jeszcze na wybaczaniu błędów swojego niesfornego dziecka.

 *********************************

Nie wszystko poszło zgodnie z planem i nie miałam czasu za bardzo popracować nad rozdziałem, ale mam nadzieję, że nie jest najgorzej. :) Obawiałam się, że jeśli dzisiaj go nie wrzucę, to nie nastąpi to w najbliższych dniach, a chciałam wyrobić się z terminem. 

Następny rozdział (najprawdopodobniej) pojawi się  02.11. Chyba mogę złożyć deklarację, że w listopadzie będę regularnie, co sobotę, publikować. :)

Miłego weekendu!

5 komentarzy:

  1. Doczekałam się x) Trochę szkoda,, że aż do listopada nie będzie Cię, ale jakoś dam radę x) Rozdział super! Prawie zapomniałam o Fujio i Hirojim, a tu obaj się pojawiają. No i Sayuri daje sobie coraz lepiej radę. Jestem ciekawa czy będzie tak wyrozumiałym rodzicem, jak wymaga tego od Fujiego x) A może to Gaara będzie tym surowym? Ej, ja tu się rozmarzyłam, a nie wiem czy będą mieli dzieci. Będą, nie?

    Alba

    OdpowiedzUsuń
  2. No no. Po pierwsze- miło się czyta jak wzrasta pewność siebie Sayuri. Kankuro tutaj się okazał arogancki w bardzo atrakcyjny sposób ;) najbardziej zaskoczył mnie Hiroji na końcu. Ciekawe kogo mu wypatrzą na żonę :D A propo komentarzy wyżej: ja też nie mogę się doczekać Gaary w roli tatusia. Przypuszczam że rozpuszczałby dzieci do granic możliwości i tylko geny mogą je uratować przed wyrośnięciem na bufonów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomimo wielu głosów, które przeczą mojemu stanowisku, uważam, że kanoniczny Gaara nieźle nadawał się na ojca i męża (a na pewno lepiej niż Sasuke czy Naruto...). Żałuję, że w Boruto nie ma partnerki (nawet i Matsuri bym zdzierżyła), ale na szczęście Shinki się pojawił ;)

      W Gosposi ktoś będzie musiał przyjąć rolę odpowiedzialnego i zrównoważonego opiekuna - wykluczyłaś Gaarę, ja wykluczam Sayuri. Zostaje tylko Kankuro xD

      Usuń
  3. Hiroji jest zdecydowanie lepszym wyborem niż jego ojciec. Chociaż przez ludzi z gminu nadal może być traktowany jako członek elit i nic więcej. Nawet jeśli w poważaniu ma te wszystkie formalności i etykietę.

    OdpowiedzUsuń