sobota, 1 czerwca 2019

Tylko przyjaciel – Rozdział 13

Gaara siedział przed stosem dokumentów w starym gabinecie ojca i szukał natchnienia pośród tych znienawidzonych ścian. Co właściwie robił? Co i komu starał się udowodnić?
Kiedy wraz z członkami Rady weszli do posiadłości Kazekage, większa część Rady, z jego rodzeństwem na czele, udała się do sali obrad. Mieli pokazać i wyjaśnić Temari i Kankuro jak będą wyglądać ich obowiązki. A dwoje członków udało się wraz z nim do gabinetu i również nieco objaśnili. Wskazali na ogromną górę papierów, dali mu małą część z nich i powiedzieli, że powinien je przejrzeć i jeśli będzie miał problem, przywołać któregoś z członków Rady, by mu doradzili. Kiedy spytał co z pozostałą częścią dokumentów, odpowiedzieli mu, że były to zaległości, które musiały zostać nadrobione. Jeden dobrodusznie podkreślił, że zazwyczaj jest dużo lepiej, ale od dłuższego czasu nie było Kazekage.
Gaara był zdruzgotany. Wiedział, że nie od razu mu zaufają, ale żeby od pierwszego dnia jego pracy pokazywali mu tak jawne lekceważenie? Zacisnął jednak zęby i przez całe popołudnie, wieczór i większość nocy poświęcił na porządkowanie tej małej części papierów.
Domyślał się, że będzie pod ciągłym nadzorem, że Rada będzie miała wielkie problemy, by powierzyć mu ważniejsze zadania, ale to już chyba przesada!
Nie miał nawet sił się złościć. Kiedy wrócił do pomieszczeń prywatnych, podgrzał przygotowany przez siostrę posiłek, zrobił ciepłej herbaty, w imponującym tempie zjadł wszystko i z jeszcze parującym kubkiem ruszył do swojego pokoju.
Nie miał siły ruszyć ręką, był zmęczony jak chyba nigdy wcześniej. Miał wrażenie, że oczy same się zamykały, a umysł nieustannie powtarzał przeczytane formułki. Położenie się na łóżku było naprawdę kuszące, ale i równie niebezpieczne. Nie miał pewności, czy nie podda się zachciance i nie zaśnie. To byłby naprawdę dobry początek i koniec zarazem jego kariery – w pierwszym dniu wypuścić moc demona. Tak... cóż, to chyba najlepiej podsumowałoby jego życie.

***

Kiedy ktoś go w przyszłości pytał, jak minęły pierwsze dni, odkąd został Kazekage, całkiem szczerze odpowiadał, że nie ma pojęcia.
Mechanicznie przychodził skoro świt do gabinetu, zabierał się za papiery i aż do południa próbował wszystko ogarnąć. Właśnie koło południa któreś z jego rodzeństwa przypominało mu o tak prozaicznych czynnościach jak choćby jedzenie. Po tej chwili relaksu ponownie zasiadał przed biurkiem i aż do późnej nocy ślęczał nad tymi cholernymi dokumentami i jedynymi momentami przerwy były jego potrzeby fizjologiczne.
Miał wrażenie, że wszystkie sformułowania, liczby, które czytał przez cały dzień, wżerały się w jego mózg. Czasem łapał się na tym, że mamrotał sam do siebie albo wsłuchiwał się w słowa demona żyjącego wewnątrz niego. Tak... to naprawdę zły objaw, bo przez całe życie ignorował jego głos. Ale teraz... teraz chyba naprawdę brakowało mu czyjejkolwiek obecności. I nagle zrozumiał co nie dawało mu spokoju przez ostatnie dni.
Jak do cholery mógł zapomnieć o Sayuri?! Czy ta praca naprawdę zżerała mu mózg? I tego dnia postanowił, że skończy wcześniej i pójdzie do niej. Przecież nie tylko obiecał jej to parę lat temu, ale sam czuł ogromną tęsknotę do niej. Ale nie przewidział jednego. Tony papierów nie wyglądały na chętne, by samoistnie zniknąć. Z bólem zrozumiał, że tego dnia nie miał jak się do niej wybrać. I następnego dnia także, ale... trzeciego dnia nie wytrzymał. Chociaż skończył późno w nocy i nie miał sił na nic, wyszedł po raz pierwszy od kilku dni z posiadłości Kazekage i ruszył w stronę domu Sayuri.
Wiedział, że prawdopodobnie spała, ale chyba wybaczy mu, że ten jeden raz obudził ją... prawda?
Wskoczył na parapet w oknie sypialni swojej przyjaciółki. Już chciał do niej podejść, ale coś go powstrzymało. Nie powinien tego robić. Jakim prawem miałby ją budzić? Przecież...
Zapomniał o swoich rozważaniach, kiedy Sayuri przewróciła się na drugi bok i dostrzegł jej twarz. Bogowie... jak bardzo za nią tęsknił. Jak bardzo chciał móc usiąść obok niej, rozmawiać, objąć... Nie, nie wytrzyma tego dłużej. Po prostu musiał spędzić z nią choćby chwilę. Podszedł do jej łóżka i niepewnie usiadł na jego skraju. Ale jak miał ją zbudzić?
— Sayuri... — wyszeptał cicho i czekał. Jednak poza delikatnym uśmiechem nie zareagowała w żaden inny sposób. — Sayuri... — powtórzył równie cicho. I znowu brak reakcji — Sayuri.
Tym razem najdelikatniej jak potrafił potrząsnął ją za ramię i to w końcu dało spodziewany efekt.
Patrzyli sobie przez chwilę w oczy i Gaara zdał sobie sprawę, że jeszcze kilka dni bez niej i tak najzwyczajniej w świecie by oszalał. Oszalałby, bo tak bardzo mu jej brakowało.
— Gaara?
Powiedzieć, że Sayuri była zdumiona, to lekkie niedopowiedzenie. Była ciężko zszokowana, bo sądziła, że chłopak siedzący przed nią, zapomniał o niej. A teraz... siedział tu... w jej sypialni. Kobieto weź się w garść!
— Wiesz... może pójdziesz zrobić herbaty, za chwilę przyjdę.
Gaara, choć z żalem, wykonał jej polecenie. Nie chciał jej teraz opuszczać, ale może...? Nie, nie odnajdował żadnego wytłumaczenia dlaczego chciała by odszedł choć na chwilę. Oczywiście nie rozumiał, że skoro dziewczyna była ubrana w skąpe, swobodne ubrania, nie będzie czuła się komfortowo przy nim.
Kiedy tylko Gaara wyszedł, Sayuri czuła jak mocno biło jej serce. A może to omamy? Może była tak żałośnie stęskniona za nim, że stworzyła jego obraz w swojej głowie? Może nie powinna podążać za szaleństwem?
Ale zamiast posłuchać głosu rozsądku, narzuciła na siebie pierwsze-lepsze ubrania, pospiesznie zeszła na dół i skierowała się w stronę kuchni. Choć minęło zaledwie kilka dni, czuła, jakby nie widziała go wieki. Ale... najważniejsze, że był tutaj. Jednak zamiast rzucić się na niego z uściskami, powstrzymała się. Przecież teraz wszystko się zmieniło.
— Mam... mam zwracać się do ciebie Kazekage-sama? — wyjąkała, stając w progu kuchni.
Gaara na dźwięk jej głosu odwrócił się od parujących kubków. Uśmiechnął się pod nosem, ale widząc jej pełną powagi, dziwnego skrępowania minę, zamarł. Ona... nie żartowała. Patrzył na nią i nie mógł uwierzyć, że postawił cokolwiek ponad nią. Pamiętał jak obiecywał jej, że nie zmieni się zbyt wiele, kiedy zostanie Kage. A teraz... przez tyle dni nie dawał znaku życia, a ona po prostu nie odważyła się do niego przyjść.
Zrozumiał, że przez niego nie miała już relacji z innymi ludźmi, że przez niego nie raz musiała czuć się tragicznie, ale zamiast narzekać, podtrzymywała go na duchu. A on ją zaniedbał. Zaniedbał jedną z nielicznych osób, które miały dla niego znaczenie. A teraz... stała tu, niepewna jego reakcji, obawiająca się tego, że o niej zapomniał.
Kiedy zrozumiał, jak musiało to wyglądać z jej perspektywy, poczuł ogromne wyrzuty sumienia. Jak mógł jej to zrobić? Powoli podszedł do niej. Nachylił się nieco i uścisnął ją. Jak bardzo tego potrzebował!
— Przepraszam — wyszeptał — Przepraszam, że nie przychodziłem, ale... — Czy naprawdę nie miał czasu? Przecież mógł znaleźć chwilę. Musiał być z nią całkowicie szczery. — Zapomniałem. Możesz mi nie wierzyć albo być wściekła, ale zapomniałem o wszystkim. — Przytulił ją mocniej, ale nie poczuł jej reakcji. Może zranił ja za bardzo? Tyle lat polegał na niej, a teraz odwrócił się od niej. — Sayuri... jeśli cię skrzywdziłem... ja.... ja naprawdę jesteś ostatnią osobą, którą chciałbym skrzywdzić. — Odsunął się od niej i spojrzał jej w oczy. Poczuł wstyd, że był tak samolubny, że choćby przez chwilę zapomniał o niej. Na widok jej łez miał ochotę tak po prostu już nigdy nie wracać do tego znienawidzonego gabinetu. — Sayuri... jesteś w stanie mi wybaczyć?
Cisza przeciągała się w nieskończoność, a on po raz pierwszy od lat czuł narastający strach. Czy naprawdę zniszczył wszystko, co z takim trudem osiągnął, czy więź, która znaczyła dla niego wszystko, właśnie się zerwała z tak idiotycznego powodu. Jak mógł o niej zapomnieć?!
Nagle Sayuri uniosła się nieco na palcach i objęła go.
Zrozumiał, że mimo wszystko była w stanie mu wybaczyć. Odetchnął z ulgą, czym wywołał cichy chichot dziewczyny.
— Czy ty nigdy nie odpowiesz na moje pytanie, Kazekage-sama? — Wypuściła go z objęć i z łobuzerskim uśmiechem patrzyła mu w oczy.
— Gaara.

***

Był środek nocy, jednak młody Kazekage i jego towarzyszka nie zwracali na to uwagi. Tak długo się nie spotykali, że żadne z nich nie widziało nic złego w tym, że noc nie była zbyt dobrą porą na odwiedziny.
Gaara streszczał przebieg ostatnich dni, opowiadał o tych nieistotnych papierach, o tym jak członkowie Rady zmieniali w ostatniej chwili godziny spotkań tak, by nie mógł na nie dojść na czas, a dowiadywał się o tym jedynie od Temari i Kankuro, którzy byli chyba jedynymi osobami na tych spotkaniach, którzy traktowali go poważnie. Opowiadał Sayuri wszystko, co myślał o tym, jak się czuł i do czego tęsknił. A tęsknił przecież jedynie za nią.
Widział, że swoimi wynurzeniami uspakajał ją. Nie wiedział skąd ta myśl przyszła mu do głowy, ale sądził, że siedząca obok niego dziewczyna nie tylko obawiała się, że zapomniał o niej, ale też... było coś dziwnego w jej zachowaniu. Chociaż wyglądała jak zawsze, mówiła jak zawsze i zachowywała się jak zawsze coś mu nie odpowiadało. Jakby... czy był w stanie to nazwać? Chyba jakby się hamowała. Ale przed czym? Na to pytanie nie znalazł odpowiedzi.
Chociaż chciał wiedzieć o niej wszystko, czuł, że nie powinien o to pytać. Czy coś się zmieniło przez zaledwie kilka dni? Nie mógł już nigdy dopuścić do tego, by choćby na chwilę nie wpadać do niej każdego dnia. Przecież w tej najważniejszej dla niego kwestii nic się nie zmieniło. Ale jak miał dać jej to do zrozumienia i równocześnie sprawić, by w to uwierzyła?
Po naprawdę długiej rozmowie, przerwanej tylko raz przez burczenie brzucha Gaary (Sayuri ze śmiechem zrobiła mu coś jadalnego), zapadła cisza. Ale ona nigdy ich nie krępowała. Z uśmiechem wpatrywał się w dziwny malunek na ścianie pokoju i z bezgraniczną czułością obejmował dziewczynę, która wtuliła się w jego pierś. Tak... tak bardzo za tym tęsknił. Za tymi pięknymi gestami, za szybszym biciem serca i za tym cudownym bólem rozchodzącym się po całym ciele. Jak mógł choć przez chwilę o tym zapomnieć?
— Sayuri...
Uśmiechnęła się pod nosem. Uwielbiała słuchać jak wymawiał jej imię, jak delikatnie wodził dłońmi po jej plecach. Teraz mogła z całą stanowczością stwierdzić, że była spokojna. Wystarczyła jego obecność, by poczuć się lepiej.
— Chcę ci obiecać, że już nigdy się to nie powtórzy.
— Wiem przecież, że nie możesz codziennie do mnie wpadać — wyszeptała cicho, doskonale zdając sobie sprawę, że była to prawda, ale to nie oznaczało, że nie będzie każdego dnia cierpieć z powodu braku jego obecności.
— Ale ja chcę. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie świata, w którym nie ma cię przy mnie. Nie chcę tego robić, bo wtedy byłbym kimś zupełnie innym, a przy tobie czuję się lepiej. Ja... po prostu chcę uwierzyć, że jestem taki, jakim mnie widzisz.
Nie mógł przerwać, po prostu opowiadał o swoich uczuciach, chociaż nie zdawał sobie sprawy co to tak naprawdę oznaczało.
Sayuri czuła jak jej serce biło szybciej. To, co teraz mówił, oznaczało, że i on czuł to samo do niej, co ona do niego, tylko... Dlaczego tego nie rozumiał?! Dlaczego nie potrafił tego nazwać? Wtedy... wszystko byłoby łatwiejsze.
— Ja... ja już nie wiem, czy potrafiłbym żyć bez twojej obecności.
— Rozumiem... i wierzę ci Gaara. — Zadarła nieco głowę i spojrzała mu w oczy. — Ale to nie zmienia faktu, że jako Kazekage masz obowiązki i nie możesz ich...
— Sayuri, obiecuję, że znajdę czas — przerwał jej i zawahał się. Ale kiedy? — Jak tylko skończę wypełniać te zaległe papiery w ogóle będzie łatwiej, ale teraz... czy mógłbym wieczorem do ciebie przychodzić? — Dawno nie pytał jej o zgodę, ale rozumiał, że powinien teraz ostrożnie odbudowywać jej zaufanie.
— Wieczorem... czyli jak teraz, w środku nocy? — zaśmiała się, czym nieco go zawstydziła. — A kiedy szanowny Kazekage-sama odpocznie?
— Wiesz, że wolę w ogóle nie odpoczywać, niż zrezygnować z ciebie.
Sayuri nie rozumiała go kompletnie. Czy on nie słyszał, że każde jego słowo było niemal równoznaczne z wyznaniami, o których marzyła? Czy naprawdę nie odróżniał sympatii, od miłości, którą jej okazywał? Westchnęła cicho, ale zamiast znowu wpaść w podły nastrój, uśmiechnęła się równie wesoło, co on.
— To chyba będę musiała przesunąć dyżury w szpitalu, bo coś tak czuję, że rankami będę nieprzytomna.

***

I jak sobie obiecali, spotykali się nocami, które jedynie z grzeczności można było nazwać późnymi wieczorami. Raz tylko Gaara wymknął się spod czujnego oka Rady i strażników, i wpadł do Sayuri koło południa, wiedząc, że akurat tego dnia miała wolne. Starał się jak mógł, by zadowolić członków Rady, ale też i nie zaniedbać jej.
Chociaż myślał, że będzie wykończony bardzo się mylił. Dzięki jej obecności był o wiele spokojniejszy. Kiedy mógł spędzić z nią choćby godzinę dziennie, wypoczywał bardziej, niż gdyby samotnie spędzał noce. Był bardziej zrelaksowany i rozluźniony, już nie przejmował się tak bardzo nieustającą walką z Radą, nie widział speszonych spojrzeń ludzi. To nie miało znaczenia, bo wieczorem widział się z nią. I tylko dzięki jej obecności nie załamał się jeszcze i nie rzucił tego stanowiska w diabły.
Dawniej spodziewał się, że po tym jak zostanie Kazekage, jego sytuacja poprawi się choć odrobinę, ale teraz już wiedział, że było to bardzo naiwne marzenie. Rada mianowała go na to stanowisko jedynie po to, by mieć na niego oko i móc kontrolować. Żadnej decyzji nie mógł podjąć samodzielnie. Nie mógł sam wizytować strategicznych punktów czy pracowni. Zawsze towarzyszył mu przynajmniej jeden członek Rady i kilkoro ludzi z ANBU.
Oczywiście wszyscy tłumaczyli się faktem, że kwestia jego ochrony była aktualnie priorytetową i dlatego ANBU kręciło się wokół niego, ale czy naprawdę sądzili, że był tak głupi?
Same zebrania były okropne. Nawet kiedy przemawiał i wiedział, że jego próby wprowadzenia zmian w Sunie, to słuszne koncepcje, nikt go nie popierał. Oczywiście było głosowanie i zawsze dziwnym trafem brakowało jednego lub dwóch głosów... Czy naprawdę sądzili, że niczego nie dostrzeże? Kankuro i Temari również to zauważyli i w domu niejednego wieczoru przeklinali tych snobów z Rady, ale sami nic nie mogli poradzić. Właściwie sytuacja Gaary była beznadziejna, bo niby jak miałby zmienić cokolwiek, poprawić w wiosce, kiedy nikt mu nie ufał. Jak ojciec to robił? Jak mógł cokolwiek przeforsować?
Ale z jednej rzeczy czerpał prawdziwą satysfakcję. Wszystkie listy adresowane do niego musiały przybyć na jego biurko w stanie nienaruszonym. Rada doskonale wiedziała, że pozna się na próbie złamania i ponownego postawienia pieczęci, więc to on pierwszy uzyskiwał informację i raz z czystej złośliwości nie przekazał Radzie treści listu z Konohy. Tsunade, obecnie urzędujący Hokage, wysłała mu, kiedy zasiadał na stanowisku Kazekage, oficjalny list z gratulacjami i grzecznościowymi regułkami, tłumaczącymi dlaczego nie mogła się stawić, by osobiście dopełnić wszelkich formalności. Ale potem jastrząb przyniósł również drugi list. Nic istotnego. Ale Radzie przekazał, że informacje w nim zawarte, były jedynie do jego wiadomości. Jaką satysfakcje czerpał z ich oburzonych min. Nie odezwali się choćby słowem, musieli uznać w tej sytuacji jego wyższość.
Prawda była taka, że te wszystkie pałacowe intrygi niezwykle go nużyły. Ponadto naprawdę chciał coś zmienić w wiosce, a nie walczyć o stołki z tymi durniami.

5 komentarzy:

  1. W sumie to współczuję i Sayuri i Gaarze. Trzymam za nich kciuki żeby w końcu do siebie dotarli. Noi oczywiście trochę boli, kiedy widzę Gaarę z tak słabą pozycją :(

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
  2. Haa, Sayuri ma zadatki na to by być szyją kręcącą głową kraju skoro kage tak ochoczo wypełnia jej polecenia i robi herbatę. Gaara szybko zrozumiał błąd w swoim postępowaniu - nie to co typowy mężczyzna. Więc można być spokojnym że nie skrzywdzi delikatnej dziewczyny. To, że już teraz przeszkadza mu postawa Rady starszych - to dobry znak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złą wiadomością jest to, że x lat temu nie zwracałam uwagi na kwestie polityczne i nie miałam żadnego pomysłu na rozwiązanie tej sytuacji. Dobrą wiadomością jest to, że w "Gosposi" coś będzie się w końcu działo w tym kierunku ;)

      Usuń
    2. Ważne, że chłopak, choć młody, wie czego chce;)

      Usuń
  3. Wow, w głowie mi się nie mieści, że dosłownie wszyscy mogą tak traktować Kazekage :o Nie mówię, że źle to ujęłaś, bo mam świadomość ich uprzedzeń, tego co Gaara zrobił i zarys ogólnej sytuacje w wiosce, ale... Wow, ludzie, no co wy!

    Gaara-chan~ daj porwać się miłości. Wszystkie fanki bloga czekają na to z utęsknieniem.

    Buziaczki kochana~

    OdpowiedzUsuń