Gaara, zgodnie z obietnicą daną Sayuri, również powrócił do wieży strażniczej. Szybko przywołał brata i oznajmił mu, że ma niezwłocznie zabrać się z Sayuri z powrotem do Suny.
Kankuro posłusznie wykonał jego prośbę.
Sayuri trzymała rękę na pulsie. Wiedziała, że nie mogła się mieszać, więc po prostu pilnowała Gaary, który kontrolował wszystkie ruchy związane z egzaminem i zrobił coś, czego się nie spodziewała. Dotrzymał słowa i nie narażał się na niebezpieczeństwo. To piaskowego klona posłał do przywódcy rebelii. Zdumiała się, gdy skojarzyła chakrę tego człowieka z głową szanowanego rodu. Nazywał się chyba Fugi. Nie wiedziała, o czym rozmawiali, ale Gaara szybko odwołał swojego klona. Kiedy to zrobił, Sayuri już miała odpuścić sondowanie tamtych okolic, ale nie zrobiła tego dostatecznie szybko. Nagle wyczuła zanik chakry Fugiego. Co to…? Nie czuła, by to Gaara go zabił, czyżby popełnił samobójstwo? Nie mogła się tym zadręczać. Zapewne w końcu ktoś dostrzeże jego nieobecność. Nie chciała też przekazywać tego Gaarze, bo znając go, jeszcze obwiniałby się, choć to Fugi planował zamach.
Gaara zabawił w punkcie strażniczym jeszcze jedną dobę... Ale wiedziała, że nie robił tego dla przyjemności.
Z uporem szaleńca trzymała się jego chakry i wiedziała, że spotkał się z jouninami z Konohy, a także jakąś grupą shinobi z Suny. Potem udał się do uczestników i najpewniej przemawiał do nich. Była strasznie ciekawa jego słów, ale nie mogła zaspokoić swojej ciekawości. Czy od teraz mieszkańcy zaakceptują Gaarę, skoro nie było tego ruchu oporu?
Kankuro obserwował ją z rozbawieniem. Pozornie zachowywała się jak zazwyczaj, ale była tak rozkojarzona, że czasem wpadała na przedmioty podczas przemieszczania się z jednego punktu do drugiego. Jednak po usłyszeniu historii stojącej za zniknięciem Gaary, nie miał serca się z niej nabijać. Na pewno pilnowała braciszka bardziej niż zwykle.
Zdumiał się na jej prośbę. Chciała zacząć prawdziwe treningi. Chyba nie do końca rozumiała, że nie miał jak jej pomóc. Nie chodziło już nawet o Temari, która mogłaby zacząć coś podejrzewać. Czy nie domyślała się, że Gaara nigdy się na to nie zgodzi? Nie tyle na jej treningi, co raczej… Nie pozwoli, by trenowała na poważnie. To często wiązało się z ranami, zmęczeniem. Czy naprawdę myślała, że Gaara jej na to pozwoli? Ale widząc jej stanowczość w tej materii, był ciekaw które z nich tym razem wygra w potyczce. Poza tym był ciekaw jeszcze jednej konfrontacji. Kiedy Gaara wezwał go do siebie, przekazał również dodatkowe zalecenia. Miał problem, by je wykonać i równocześnie pilnować Sayuri, ale spełnił prośbę brata. Teraz tylko czekał na wynik i tej gry.
Gaara wrócił w otoczeniu strażników. Temari została wysłana do Liścia na kilka dni, by oficjalnie z Hokage sfinalizować egzamin. Mógł co prawda puścić każdego, ale wiedział, że Temari bardzo ciągnęło do Konohy. Jak tak dalej pójdzie, zapewne będzie ją posyłał jako dyplomatę, a być może z czasem obejmie na stałe placówkę w Liściu.
Strażnicy podczas drogi powrotnej byli mu zbędni, ale kilkoro musiał zabrać, by nie wzbudzać podejrzeń. Irytował się tak długim i powolnym przemieszczaniem, ale zacisnął zęby i powoli odliczał sekundy, aż spotka się z Sayuri. To będzie pierwszy raz od ponad czterdziestu ośmiu godzin.
Po nieznośnie długim czasie dotarł do Suny. Ledwo zarejestrował drobne zmiany w zachowaniu mieszkańców. Nie wycofywali się, kiedy tylko go zobaczyli, ale on tego nie dostrzegał. Tak szybko, jak mu wypadało, wszedł do posiadłości Kazekage. Zebranie Rady na szczęście zaplanowane było na następny dzień. Teraz miał sporo czasu, by zająć się Sayuri.
Pozbył się strażników przed wejściem do apartamentów prywatnych. Przywitał Kankuro krótkim skinieniem głowy i chwycił paczuszkę, którą mu przekazał. Był bardzo domyślny, bo nie zatrzymywał go, tylko obserwował rozbawiony. Nic już go nie zatrzymywało przed dostaniem się do Sayuri. No… może trochę ona sama, bo spała, ale postanowił grzecznie zaczekać, aż się obudzi.
Położył się na skraju posłania i z rozbawieniem obserwował ją. Z tego, co udało mu się wywnioskować, padła zmęczona. W nocy czuł, jak sondowała jego chakrę, a teraz, kiedy zrozumiała, że niebezpieczeństwo minęło, pozwoliła sobie na odpoczynek. Nie nacieszył się zbyt długo sielankowym widokiem. Zbyt szybko się obudziła.
Początkowo rozejrzała się rozkojarzona, ale kiedy tylko go dostrzegła, rzuciła się na niego.
— Gaara! Tak bardzo tęskniłam.
Na oślep, nie do końca rozbudzona całowała go, gdzie tylko udało jej się dosięgnąć. Jej reakcje jak zawsze go rozczuliły.
— Bogowie… nigdy więcej nie wypuszczę cię stąd.
Powoli przyzwyczajał się do jej troski i do tego, w jaki sposób na niego patrzyła.
— Sayuri…
— A jak Shukaku?
No to wybiła go z rytmu.
— Znaczy… — Zarumieniła się. — On też…
— Martwisz się o Shukaku? — Musiał się upewnić, że dobrze rozumiał jej tok myślenia.
— Nie tyle… Nie wiem — wyjąkała czerwona na twarzy. — To część ciebie, której nie jestem w stanie pokochać, ale nauczyłam się akceptować — wyszeptała. — Jeżeli on jest gwarantem, że będziesz żył, cenię go sobie.
Szalona kobieta. Jego kobieta. Właśnie…
— Zapewniam, że czuje się wyśmienicie. — Zaśmiał się i pocałował ją, by wybić jej z głowy zażenowanie. — Sayuri… mam dla ciebie niespodziankę.
— Mówiłeś, że to będzie kilka tygodni — przypomniała mu i spojrzała na niego zdumiona.
— Minęło już sporo czasu. Nie dotyczy ona tylko ciebie, a jak już wiesz, ja nie znoszę niespodzianek ani czekania i nie mogę dłużej droczyć się z tobą, skoro sam wariuję.
Usiadła i patrzyła na niego zdziwiona. Nie myślała, że to coś aż tak znaczącego. Patrzył na nią z uśmiechem, ale też jakąś dziwną miną. Czyżby tak wyglądał zestresowany? Dopiero kiedy uniósł w rękach drobny pakunek, zrozumiała, że to jakiś prezent. Powoli zaczął rozwijać papier.
— Nie znasz zwyczajów Suny, ale mam nadzieję, że intencje będą dla ciebie jasne.
Podał jej klepsydrę z przesypującym się piaskiem. W pewien sposób była śliczna. Ścianki zrobione zostały chyba z kryształu, a górna i dolna część ze szczerego złota. Zmarszczyła czoło, próbując rozszyfrować jej znaczenie, aż w końcu, na widok znaku Piątego Kazekage i jej imienia znajdujących się w obu częściach przedmiotu, coś jej się przypomniało. Zszokowana rozszerzyła oczy i patrzyła na niego z otwartymi ustami.
Uśmiechał się, patrząc na nią czule.
— Domyślasz się chyba, że próbuję starać się o twoją rękę, prawda? Byłoby miło, gdybyś coś odpowiedziała.
Ale jak miała odpowiedzieć? Co miała odpowiedzieć? Miała szczęście, że siedziała, bo jej nogi odmówiłyby posłuszeństwa. Od jakiegoś czasu kiedy myślała o swojej przyszłości, widziała w niej Gaarę. Było to tak oczywiste… Jakby ich losy były splecione od zawsze. Ale nigdy nie widziała w tej przyszłości formalnego związku.
— A co na to…
— Sayuri… — Miał poważny wzrok. — Ja nie pytam członków Rady albo elit. Pytam ciebie, tylko twoje zdanie się liczy.
Jeszcze chwilę musiała pozbierać myśli, aż w końcu wpadła na szatański plan. Uśmiechnęła się przebiegle.
— Nie wiem, czy mogę się zgodzić.
Gaara widząc jej wesoły wzrok, zaśmiał się cicho.
— Dlaczego nie?
— Jeszcze pytasz… — Przewróciła oczami. — Nie słyszałam, żeby przedstawiciele różnych gatunków zawierali formalne związki. Nie spotkałam się jeszcze z sytuacją, kiedy człowiek wiąże się z jakimkolwiek innym gatunkiem.
Kilka sekund patrzył na nią zszokowany, aż ryknął śmiechem i przyciągnął ją do siebie.
Była bardzo zadowolona ze swojej zagrywki. Piłeczka była po jego stronie. Wykręciła się nieco i leżąc na jego piersi, obserwowała twarz swojego mężczyzny.
Gaara powoli opanował wybuch wesołości i patrzył na nią, nadal nie mogąc ukryć rozbawienia.
— Powinienem bać się twojego sprytu. — Pocałował ją, ona aż zbyt chętnie odwzajemniła pocałunek. — Sayuri… czy gdybym odpowiedział, że nie czuję się człowiekiem, zgodzisz się?
— Do różnych kwestii mogę mieć swobodny stosunek, ale stawiam wyraźną granicę, z jakim gatunkiem zawieram małżeństwa.
Widział tryumf wypisany w jej roześmianych oczach. Tak, teraz decyzja należała do niego.
— Z tobą czuję się człowiekiem — powiedział poważnym tonem. — Nie wiem, czy taka jest prawda. Odkąd cię poznałem, nie wiem, czym jest prawda. Ale ufam ci i jeśli ty widzisz we mnie człowieka, nie widzę możliwości, by się sprzeciwić. — Obserwował jej pełen samozadowolenia uśmiech.
Sayuri z zachwytem patrzyła na tę klepsydrę, która miała być symbolem ich jedności. Czy to naprawdę jawa? Ile czasu spędziła w Sunie? Osiem miesięcy? Może trochę ponad. Jak miała przyjąć to wszystko, co chciał jej zaoferować?
— Ale jeszcze nie dałaś odpowiedzi.
— Gdyby chodziło tylko o pytanie, czy chcę spędzić z tobą resztę życia, moja odpowiedź byłaby natychmiastowa. Tylko jedną mogę zaakceptować — odpowiedziała szczerze. — Nie wiem, czy nie sprawię ci przykrości, jeśli powiem, że twoje stanowisko mi nie odpowiada.
Uśmiechnął się pod nosem, widząc jej zmartwiony wzrok.
— Nie będę… dobrą, reprezentatywną żoną. Nie wiem, jak…
— Kochanie… — Powstrzymywał śmiech przed jej naiwnymi obawami. — Gdybym tylko był prawdziwym członkiem elit albo gdybym czuł się, jak ważna osobistość, na pewno rozumiałbym twoje wahanie, ale nie jestem żadną z tych osób, więc go nie rozumiem.
— Nie chcę, żeby cokolwiek się zmieniało w naszym życiu — wyszeptała. — Jest mi tak dobrze, a nie wiem, czy ta zmiana… — Zastanowiła się. Jak sformułować swoje myśli? — Jeśli mam być szczera, zawsze chciałam czegoś takiego. Chciałam mieć rodzinę. Wielu rzeczy chciałam, a od niedawna najmocniej pragnę ciebie.
— Mnie już masz. — Pogłaskał ją po włosach. Sam nigdy nie miał takich planów. Nie wiedział nawet, że mógł czegoś takiego pragnąć, ale odkąd ją spotkał, pomysł małżeństwa bardzo często pojawiał się w jego głowie.
— Nie wiem, jak chcesz to przeprowadzić bez prawdziwej burzy w Sunie.
— Jeżeli wyrazisz zgodę, nie będziesz musiała się tym martwić. — Plan, który powstał w jego głowie był wynikiem wielu godzin spędzonych na salach obrad Rady. Znał już sposób, by ominąć przepisy. Był genialny w swej prostocie.
— Moja odpowiedź brzmi tak — wyszeptała cicho.
Uniósł jej brodę i zmusił, by na niego spojrzała.
— Jesteś równie szczęśliwa, co więzień skazany na…
— Jestem szczęśliwa, że mi to zaproponowałeś — powiedziała szybko. — Naprawdę. Ale to… będzie trudne. Jest tak wiele przeciwwskazań…
— Czyli zakładając, że byłbym zwykłym człowiekiem — specjalnie zaakcentował to słowo, a Sayuri parsknęła krótkim śmiechem i nieco się rozluźniła — bez tego stanowiska, skakałabyś ze szczęścia i odliczała dni do ślubu?
— Jakbyś zgadł.
— Co, jeżeli nie będzie pompy? — I tak nie mogło jej być, jeśli w ogóle mieli wziąć ten ślub. — Zaledwie kilka podpisów.
— Co ty kombinujesz? — Dopiero wówczas dostrzegła, że to nie była zwykła propozycja.
Uśmiechnął się przebiegle.
— Problem leży w tym, że poza wąską grupą elit, nieżonaty Kazekage nie może wziąć ślubu i wesela bez zgody Rady. — Jego uśmiech przypominał uśmiech dziecka, które znalazło sposób, by wagarować. — To jest dosłowny zapis.
— Czyli… — Zdumiała się. — Nie możemy wziąć ślubu… — powiedziała ostrożnie, nie rozumiejąc, po co w takim razie pytał ją o zgodę.
— Nie rozumiesz… Nie możemy wziąć ślubu i wesela. Jeżeli chciałbym wyprawić sobie wesele, mogę, tylko bez ślubu to nielogiczne. Mogę wziąć ślub, ale z wesela musimy zrezygnować.
— Myślisz, że to przejdzie? — Zaśmiała się, widząc, że był bardzo z siebie zadowolony.
— Musi przejść, bo to kwestia niedoprecyzowania przepisów. Takie sprawy, z tego co zauważyłem, są rozstrzygane na korzyść wnioskującego i na ten zapis w podstawowym prawie Suny się powołam. Gdyby prawo stanowiło ślub lub wesele, byłbym w kropce. Ale ślub i wesele daje możliwość rozumienia tego przepisu na mój sposób.
— Bogowie, to chyba najbardziej szalona rzecz, na jaką bym się targnęła — zaśmiała się i nagle spoważniała. — Ale Gaara… ja jestem na misji, poza…
— Sprawdziłem wszystko — przerwał jej.
Dopiero wówczas zrozumiała, jak wiele czasu w archiwach musiał spędzić. Ona nie orientowała się tak dobrze w rozkładzie pomieszczeń tego budynku i jak znikał z gabinetu, znała jego pozycję przestrzenną, ale nie wiedziała, w pomieszczeniu o jakim przeznaczeniu się znajdował.
— Twoja oficjalna pozycja, z mojej perspektywy, wygląda tak, jakbyś na okres mojej kadencji jako Kazekage, była tymczasową mieszkanką Suny. Możesz, według prawa międzynarodowego, zostać prawowitą mieszkanką poprzez mianowanie z rąk Kage albo przez związek małżeński. Jako że to ze mną się zwiążesz, nie ma przeciwwskazań, by nie traktować cię jak rodziny Kazekage. To też zmusi tych staruchów z Konohy do zrezygnowania z prób uciszenia cię. — Uśmiechał się promiennie. — Teraz nie targnęliby się na zwykłą kunoichi czy też gosposię a na żonę Kazekage. Tego nie ośmielą się podjąć. Nawet gdyby zdecydowaliby się wysłać do Suny oświadczenie albo dowody obciążające, będziesz miała immunitet i nikt nie będzie mógł cię stąd wyrzucić. Ale oni są chyba tego świadomi i sami będą liczyć na twoje milczenie.
Sayuri zamarła, rozumiejąc, że to tak naprawdę rozwiązywało niemal wszystkie problemy, jakie miała.
— To doskonałe rozwiązanie taktyczne. — Pocałował jej dłoń, którą wcześniej chwycił.
— Zaiste doskonałe — przyznała. — Nadal uważam, że to szalone i nie powinieneś brać sobie takiej żony, ale jeżeli ci to nie przeszkadza, jestem szczęśliwa. — Tym razem mówiła to w pełni szczerze.
Uśmiechnął się przebiegle i wstał z łóżka.
— Co? — spytała, kiedy pociągnął ją za sobą.
— Masaru kończy pracę za czterdzieści minut — odparł.
— Już?!
Śmiał się w głos, a po chwili pocałował ją z mocą. Spojrzał na nią z tryumfem.
— Muszę liczyć na twoje chwilowe niezrównoważenie i jak najszybciej wykorzystać sytuację.
Uniosła się nieco na palcach, by skraść mu kolejny pocałunek.
— Jakie to wygodne, że od miesięcy jestem szalona.
Wyszli na korytarz i udali się w stronę kuchni.
Kankuro krążył po korytarzu, a na ich widok przystanął. Zerknął na brata, a widząc jego tryumfalną minę, parsknął śmiechem.
— Nie wiem, czy jesteśmy spokrewnieni, bo ja na samą myśl o małżeństwie mam ochotę uciec, nawet jeśli to ty chcesz wziąć ślub.
Sayuri zrozumiała coś. Spojrzała na Gaarę wściekła.
— To on ci podsunął to rozwiązanie?
Gaara zdziwił się na jej złość.
— Nie… tylko pomógł z kilkoma szczegółami.
— Jesteś pewien?
— Tak, Sayuri, jestem pewien, że to nie Kankuro chce się z tobą ożenić.
Opanowała się, ale nadal patrzyła na jego brata rozjuszona. Zdziwił się, gdy dostrzegł złośliwy uśmiech na twarzy lalkarza. Czego właśnie był świadkiem?
— Nie minęło nawet pół roku od naszego zakładu — śmiał się Kankuro. — Twój ruch, moja prawie-żono i za-chwilę-bratowo.
— O co się założyliście? — Gaara patrzył rozbawiony na reakcję obojga. Poza tym musiał poznać historię kryjącą się za tymi określeniami.
— Ja założyłem, że złamiesz się i w ciągu roku poprosisz słodką Sayuri o rękę. — Kankuro uśmiechał się perfidnie. — A twoja wybranka serca zakładała, że tego nie zrobisz. Prawie przegrałem przez te idiotyczne przepisy. Ale Sayuri, teraz twój ruch.
— Jaka jest stawka? — Gaara obserwował Sayuri, która jęknęła cicho.
— Przez dwa tygodnie gotuję i piekę tylko to, czego Kankuro sobie zażyczy.
Parsknął śmiechem i pocałował ją w głowę.
— A gdyby przegrał?
— Dwa tygodnie nie tknąłby kobiety i nie dawałabym mu ciast.
— No nie wiem, braciszku. — Gaara spojrzał na Kankuro z wrednym uśmiechem. — Pół roku to ja mogę jeszcze wytrzymać bez formalizacji…
— Mogę wtedy zaproponować poprawę przepisu. — Lalkarz uśmiechnął się niewinnie. — Taka poważna luka prawna…
— Pójdziesz jako świadek? — Według prawa, musiała być przynajmniej jedna osoba, by ślub uznać za ważny.
— A jak myślisz czemu, jak idiota, sterczałem na tym korytarzu?
***
—N-nie m-mogę tego…
Sayuri niemal współczuła temu urzędnikowi, gdy dostrzegła jego przerażenie.
— W-według dokumentacji, o-obecna tu Sa-sayu…
— Powtórz, proszę, przepis dotyczący Kazekage, Masaru — powiedział słodkim tonem Kankuro.
Urzędnik siedział za biurkiem. Sayuri i Gaara spoczęli na krzesłach naprzeciw niego, a lalkarz stał z boku, opierając się o ścianę i od niechcenia bawiąc się obrączkami.
Prośba Kankuro najwidoczniej uspokoiła nieco Masaru. Zapewne dobrze się czuł w wygodnym świecie jasno ustalonych reguł.
— Zgodnie z rozporządzeniem z dnia… — Zawahał się, widząc wzrok Kankuro i przeszedł do rzeczy. — Kazekage, który nie ma żadnego zalegalizowanego związku podczas swojej kadencji może samostanowiąc zmienić stan cywilny z osobami znajdującymi się w tej samej warstwie społecznej, co oznacza najważniejsze rody oraz klany. Jeżeli zaś ślub i wesele miałoby się odbyć poza tym kręgiem, musi uzyskać zgodę…
— I tu się zatrzymaj. Widzisz pewną możliwość?
— Nie rozumiem, Kankuro-sama.
— Masaru, my tutaj przecież nie wnioskujemy o ślub i wesele godne stanowiska Gaary. — Lalkarz podał mu obrączki, a urzędnik je automatycznie chwycił. — Zależy nam jedynie na ślubie, którego zgodnie z prawem możesz udzielić w tej chwili. A wręcz, powiedziałbym, musisz.
— Potrzebny jest…
— Jestem świadkiem i gwarantem w jednym. To również przepisy dopuszczają.
— Musi być…
— Rodzice panny młodej i pana młodego nie żyją. Według prawa międzynarodowego zgodę może wyrazić również Kage danej wioski, w której ma odbyć się ślub. Kazekage wyraża zgodę.
— A-ale…
— Dokumentacja została wypełniona w pięciu egzemplarzach. — Kankuro z tryumfem widział, że złamał tego człowieka swoim zaznajomieniem w przepisach. — Jeden pozostanie w archiwach, jeden trafi do Rady, jeden do młodej pary, jeden do świadka, a ostatni zostanie wysłany do Konohy. Podpisz się na każdym z nich.
Podał mu odpowiednie dokumenty. Biedny człowiek. Cóż miał zrobić? Spełnił jego prośbę.
— I jeszcze ustnie potwierdź, wręczając obrączki.
Choć zazwyczaj były to wzruszające momenty, a ten wyjątkowo groteskowy, Masaru rozumiał powagę sytuacji. Nie mógł odmówić Kazekage, skoro ten znalazł pewną furtkę. Na pewno nikt nie mógł mieć do niego pretensji.
— Odtworzyć uroczystość?
Nie mówił do Sayuri czy Gaary. Oni siedzieli, jakby ich nie było. Masaru całą swoją uwagę skupiał na Kankuro. Najwidoczniej tak łatwiej było mu udawać, że nie bał się o swoją głowę.
— Nie. Zgodnie z przepisami ślub jest ważny, jeżeli potwierdzisz ustnie decyzję o ich małżeństwie i wręczysz obrączki.
— Kle…
— Klepsydra jest jedynie symbolem, niepotrzebnym do zawarcia małżeństwa.
Masaru posłusznie skinął głową.
— Wobec go… — powstrzymał się, nie było żadnych gości — świadkó… świadka oficjalnie uznaję obecnego tu Kaze…
— Imię — warknął Kankuro, wiedząc, że nie mogło dojść do żadnej pomyłki.
— Gaarę i Sayuri Shirai za małżeństwo. Proszę, oto wasze obrączki. — Drżącą ręką podał im złote pierścionki.
— To tyle, Masaru. — Kankuro uśmiechnął się do urzędnika, który wyglądał, jakby miał zawał. — Nie było tak strasznie, co?
***
— Najbardziej wzruszająca uroczystość, na jakiej byłem.
Kankuro nalewał którąś już z kolei kolejkę do kieliszków. Nie będzie wesela, ale w pewien sposób świętowali sukces.
Sayuri siedziała na kolanach Gaary, który patrzył zachwycony na jej dłoń, na której miała już zawsze nosić symbol ich małżeństwa.
— Jestem pewien, że za kilka lat będziecie chcieli to powtórzyć. Te emocje… nikt nie mógł powstrzymać wzruszenia.
— Ja się tam cieszę — mruknęła Sayuri. — Nie mam pojęcia, jak miałabym się zachowywać na prawdziwym ślubie. A tak? — Zaśmiała się. — Pięć podpisów i już. Należę do ciebie. — Pocałowała swojego… męża. Najwidoczniej był zachwycony jej słowami, bo uśmiechnął się w tak pełen radości i miłości sposób, że jej serce na chwilę zamarło. Wcześniej zastanawiała się, jak mogłaby sprawić, by był szczęśliwszy, a teraz poznała odpowiedź. Tego pragnął. — Są jakieś… nie wiem... zwyczaje? Coś mam robić?
— Jako żona raczej znasz swoje obowiązki — zażartował Kankuro. — Ale z pozycji żony Kazekage… — Zawahał się. — Właściwie jak nie masz ochoty, a widzę, że wybitnie nie masz, możesz wszystko olać.
— Co olać? — Spanikowała. Wiedziała, że to zbyt piękne, na pewno to stanowisko było obłożone milionem zaleceń, których powinna przestrzegać. Dłoń Gaary znalazła się na jej plecach i uspakajał ją tym swoim magicznym dotykiem.
— To nic nienormalnego, Sayuri. — Uśmiechnął się Kankuro. — Każde z nas też to wszystko olało.
— Ale co?
Lalkarz parsknął śmiechem na popłoch malujący się na jej twarzy.
— Ubiór na przykład. Taki strój jest nie do przyjęcia przez elity. — Otaksował ją spojrzeniem. — Na wszelki wypadek będziesz musiała kupić sobie jakiś tradycyjny strój Suny. Nie na co dzień, bo byś zwariowała z tymi mocowaniami, ale lepiej, żeby kurzył się u ciebie w szafie. Co jeszcze… — Udawał, że się zastanawia. — Przysługuje ci możliwość noszenia tej klepsydry. To przywilej ze względu na znak Kazekage, dzięki temu wszyscy będą wiedzieć kim jesteś. Poza tym przysługuje ci…
— Ja się pytam o nieprzyjemne rzeczy. — Była zarumieniona. Nie chciała, żeby wyglądało to tak, jakby dla prestiżu wkradała się do tej rodziny.
— Problemem jest to, że żadne z naszej trójki tak naprawdę nie wie wszystkiego, co kryje się w tych wspaniałych elitach. My nie byliśmy wychowywani jak małe książęta a na wojowników. Jak czasem ojciec zabierał nas, mnie i Temari, na spotkania z głowami rodów… — Wzdrygnął się mimowolnie. — Nie wiem… wolałbym jeszcze jedną rundkę ze skorpionami, niż iść na takie przyjęcie. Nikt nas nie uczył, jak powinniśmy się zachowywać, nie znamy całej masy nieoficjalnych zachowań i razem z Temari czuliśmy się jak dzikusy zaproszone na pański dwór. — Parsknął śmiechem. — Wyjątkowo zapamiętałem, jak raz ośmieliłem się odezwać. Nie wiem, czy mi uwierzysz, ale potem po Sunie zaczęły krążyć plotki, że muszę być z nieprawego łoża, bo osoba o takim rodowodzie nie powinna ignorować tych pieprzonych, absurdalnych zasad.
Sayuri i Gaara spojrzeli na niego zdumieni.
— O co spytałeś?
— Czy mogę prosić o pieprz… — Na moment przerwał, czekając, aż opanują wesołość. — I tak zostałem bękartem, który wkradł się do tej wspaniałej rodziny. Więc… Sayuri, naprawdę, choćbyśmy chcieli dać ci jakieś wskazówki, raczej nie masz co liczyć na nas, bo my nie byliśmy w odpowiedni sposób tresowani za młodu.
— Naprawdę nie muszę się przejmować? — Chciała uzyskać pewność. Gaary nie miała co pytać, bo on choćby i dla jej spokoju potwierdziłby wszystko. Kankuro był choć odrobinę mniejszym paranoikiem, jeżeli chodziło o jej samopoczucie.
— Naprawdę… — Lalkarz zamarł w pół słowa. Wyglądał, jakby właśnie miał jakiś atak. Pobladł, a kropelki potu zaczęły spływać mu po skroniach. — Bogowie… — Chwycił dłońmi skronie, jakby chciał pozbyć się jakiejś strasznej myśli. — Jesteśmy martwi, wszyscy.
— Masz wyjątkową zdolność do przesady — zaśmiał się Gaara, który był w zbyt dobrym humorze, żeby przejmować się czymkolwiek.
— Temari…
Na to młoda para też zamarła.
— Ona nic nie wie… A dowie się z listu, który wysłaliśmy do Konohy. Jak wróci, pozabija nas wszystkich. Tym razem Shukaku ci nie pomoże na jej furię.
Gaara owszem, nieco się zaniepokoił, ale bardziej rozbawiła go uwaga brata.
— Mnie bardziej martwi, że znowu trzeba będzie rozejrzeć się za gosposią.
— Gosposią? — powtórzyła Sayuri. — A przepraszam, ty uważasz, że od teraz będę leżeć do góry brzuchem i zbijać bąki?
— Może niejasno się wyraziłem — zaśmiał się i pocałował ją w ten pomarszczony z niezadowolenia nos. — Za sprzątaczką, która raz na jakiś czas robiłaby generalny porządek i ogarniała mój gabinet. To… jestem prawie pewien, że chyba tego nie wypada ci więcej robić.
Jego słowa były słuszne. Od teraz zapewne nie wypadało jej wielu rzeczy robić.
— Ale nie ukrywam, męczy mnie jeszcze jedna rzecz. — Gaara spojrzał na brata, który powoli uspakajał się, widząc, że oni nie przejęli się kwestią Temari. — Co to za zwrot, moja prawie-żona?
Kankuro wymienił spojrzenie z Sayuri i cicho zachichotał.
— Jak zawsze, kiedy raz w miesiącu nas opuszczasz — miał na myśli pełnię — Sayuri jest wyjątkowo skłonna do zwierzeń.
Winowajczyni zarumieniła się.
— Ale też i ja nie jestem całkiem niewzruszony. Spytała mnie pewnego razu, czy myślałem kiedyś o jakimś stałym związku, to jej powiedziałem prawdę. Że nie, ale ona przejęła większość obowiązków względem mnie, jakie miałaby moja żona. Właściwie… nawet teraz myślę, że gdyby dodać kontakty fizyczne, miałem rację.
Gaara nie był zły. Rozbawiły go trochę te przemyślenia.
— I tym sposobem, za jednym zamachem mam dwóch mężów — zaśmiała się Sayuri.
Bracia wymienili rozbawione spojrzenia, widząc, że alkohol nadal działał na nią mocniej niż powinien. Wcześniej strasznie się pilnowała, ale od dłuższego czasu nie miała takich oporów.
— Lepiej, żeby twoje słowa nie dotarły do Rady. Poligamia w Sunie jest niedozwolona. Choć… kto wie, jeśli znajdę sobie żonę, ty już na zawsze będziesz moją faworytą, więc w sumie trochę jak poligamia.
— Bogowie… — jęknęła Sayuri, wtulając się w Gaarę i ukrywając swoją twarz. — Ja się już nigdy w Konoha nie pokażę.
— Bo masz wspaniałego męża i nie chcesz, żeby koleżanki umarły z zazdrości? — podsunął grzecznie lalkarz.
— Bo zaledwie kilka dni temu zaprzeczałam, że cokolwiek łączy mnie z Gaarą.
Bracia spojrzeli na siebie i powstrzymali wybuch śmiechu.
— Jeśli kiedykolwiek spotkam moich znajomych, to zwłaszcza Sakura i Ino nie dadzą mi żyć.
— Z tego, co pamiętam z ich słów, miałaś nigdy nie znaleźć sobie mężczyzny. — Gaara z trudem zachowywał powagę. — Teraz masz możliwość udowodnienia, że się myliły.
Sayuri odważyła się i nieco wychyliła z ukrycia.
— A jak mieszkańcy Suny zareagują? — Wzdrygnęła się, jakby dotarła do niej głębia tej decyzji. — Przecież…
— Zapewne jeszcze przez długo się nie dowiedzą — zaśmiał się Gaara i pocałował ją szybko. — O mianowaniu mnie na Kazekage ledwo udało im się dowiedzieć, wszystko poszło pocztą pantoflową, tak bardzo Rada to ukrywała. O ślubie mogą równie długo nie wiedzieć. Chyba że… — Omiótł ją szybkim spojrzeniem. — Nosiłabyś tę klepsydrę.
— A to w ogóle wypada? — Sayuri spojrzała na Kankuro, od niego chcąc uzyskać pewność. — Nie widziałam, żeby kobiety z nimi chodziły po ulicach.
— Bo mieszkanki Suny ubierają się, jak przystało na pustynne warunki. Pod tymi płaszczami albo chustami mają swoje codzienne stroje i wierz mi, wiele z nich ma tam klepsydrę. Ale to dość kosztowny wydatek, więc zapewne nie wszystkich na to stać, a zwykłej, takiej co można kupić na straganach, nie wypada nosić.
— Przynieść ci łańcuszek?
Sayuri patrzyła na zachwyconą twarz Gaary i zrozumiała, że choćby sama nie czuła się komfortowo, on był wniebowzięty. Skoro chciała mu pokazać, że był człowiekiem i tak się właśnie zachowywał, nie mogła mu odmówić. Skinęła głową, modląc się, żeby nie dostrzegł, jak bardzo była zmieszana. Wstała mu z kolan i patrzyła, jak szybkim krokiem odchodzi.
— Tak bardzo go wzięło, że go nie poznaję. — Kankuro patrzył na wyraźnie rozdartą Sayuri. — Jeżeli nie masz ochoty, możesz mu powiedzieć. Raczej się nie obrazi.
— Chcę, żeby był zadowolony.
Kankuro powstrzymał się przed dalszymi komentarzami, że to raczej jej obecność powodowała, że braciszek dosłownie latał ze szczęścia a nie klepsydra przewieszona przez jej szyję, choć… Kiedy się nad tym zastanowił, zrozumiał, że Sayuri mogła mieć część racji. Zapewne Gaara był szczęśliwy, że przyjmowała go jak kogoś normalnego, że akceptowała wszystkie gesty, które chciał jej ofiarować.
— Ale coś mi nie pasuje… Skoro to miała być tajemnica przed Radą, żeby nie zdążyli zmienić przepisów, to dlaczego jest tam wygrawerowane moje imię i symbol Piątego Kazekage?
— Bo Gaara poprosił mnie, żebym to samodzielnie wykonał. — Kankuro przypomniał sobie, jak doszło do transakcji. — Wierz mi, ma wobec mnie wielki dług. — Widząc jej zdumione spojrzenie, parsknął śmiechem. — Jest tylko kilka dobrych zakładów jubilerskich w Sunie. Większość zamyka się w porach, kiedy mogłem cię choć na chwilę opuścić i kupić, co było potrzebne. A ten, który był akurat otwarty… cóż, moja dawna przyjaciółka…
Sayuri uśmiechnęła się półgębkiem, gdy zaczęła rozumieć, jak to musiało wyglądać.
— …nie była do końca zachwycona, a nie mogłem zdradzić, że to dla Gaary, więc jak nic niewieścia część Suny będzie płakała do poduszki za tak niepowetowaną stratą, dopóki wszystko się nie wyjaśni.
— Wielka strata — przyznał ze śmiechem Gaara, wchodząc do pomieszczenia. W ręku trzymał łańcuszek.
Sayuri uśmiechnęła się na widok jego wesołego wzroku. Wyciągnęła z kieszeni sukienki tę piękną klepsydrę i dopiero wówczas dostrzegła miejsce, gdzie taki łańcuszek mógł zostać zamocowany. Gaara powoli podszedł do niej, nachylił się i skradł szybki pocałunek. Umiejętnie nawlekł łańcuszek na klepsydrę i zapiął jej na szyi. Wyglądała naprawdę ładnie, nawet w towarzystwie tego czerwonego szkaradztwa, gdzie trzymał swoje piaskowe oko.
— Będziesz to nosić?
— Widzę, że bardzo palisz się do tego pomysłu — zaśmiała się Sayuri i szybko wstała, by mógł usiąść, a ona zajęła miejsce na jego kolanach. — Nie widzę przeszkód, jeśli uważasz, że mieszkańcy nie wezmą mnie na widły.
— Że współmieszkańcy wezmą mnie na widły — poprawił ją Kankuro. — Tak tylko przypominam, że jesteś już oficjalną obywatelką Suny i to w dodatku żoną dość znacznej persony. Sądzę, że to było faux pas, którego tak bardzo chciałaś uniknąć. — Znowu zmusił ją do rumieńców. — A teraz Sayuri, czas na duszone mięso z makaronem i sosem grzybowym.
— Nawet jak jeszcze byłam tylko gosposią nie byłeś tak bezczelny — odparowała Sayuri.
— Bo teraz mam dwa tygodnie na wymyślanie potraw, które najbardziej lubię, a widzę, że jeszcze dosłownie kilka kropelek alkoholu i nici z moich marzeń. Wygrałem ten zakład!
****************************************************
Pod prologiem Opiekuna mogliście zauważyć, jaką nazwę pierwotnie nosiła Gosposia. Kiedy nadawałam tytuł, myślałam nad tym, by podzielić to opowiadanie na kilka części, w której pierwszą byłaby właśnie Gosposią, kolejną, rozpoczynającą się od tego rozdziału, Żona Kazekage, jeszcze kolejne od innej funkcji... I właśnie. Zauważyłam, że sama nieświadomie chciałam uprzedmiotowić biedną Sayuri, więc Gosposia pozostanie Gosposią. ;)
Miłego weekendu!
Po przeczytaniu tego rozdziału przez dobrych kilka minut siedziałam i zbierałam szczękę z podłogi. Nie mam raczej lekkiego pióra i nie wiem czy uda mi się dobrze ubrać myśli w słowa. Najkrótszy komentarz: W punkt! Wszystko genialnie do siebie pasuje :3 Od początku. Zaczynam rozumieć, czemu Temari ucieka z Suny (choć mogę się mylić w przypuszczeniach, że nie chodzi tylko o Shikamaru). Po tym mailu, co mi trochę pisałaś o Kankuro, zaczynam domyślać się, jakie zadanie przyjął na siebie biedny lalkarz i co robi dla Gaary. Nie napisałaś za dużo, ale cholera, zaczynam domyślać się, że to będzie postać trochę tragiczna. Zanim zacznę walić serduszkami i rzygać tęczą, to ten ślub. On chyba najbardziej pokazuje, jakie są nastroje w Piasku. Masaru udzielił go tylko dlatego, że bał się. Co ta Rada knuje? No i... teraz rzyganie tęczą! Te sceny Sayuri i Gaary <3333 Coś wspaniałego #__# Czyżby go w końcu złamała i będzie dla siebie bardziej pobłażliwy? No i Kankuro też miał swoje pięć minut :D "niewieścia część Suny będzie płakała do poduszki za tak niepowetowaną stratą" no jak go nie uwielbiać? Zaczynam się cieszyć, że tak póxno zabrałam się za te rozdziały, bo czekają mnie tylko dwa dni czekania na kolejną część. Czekam! :*
OdpowiedzUsuńAlba Longa
Ciekawym jest czytanie o przypuszczeniach :P Kankuro wykreowałam na zbyt dumnego, żeby dopuścił do siebie myśl, że może być postacią tragiczną ;)
UsuńMasz rację, biedny Masaru nie miał wyjścia xD
Powiem, że takiego biegu wydarzeń się nie spodziewałam i nawet wiedząc, że Gaara coś kombinuje nigdy bym na to nie wpadła. OMG. I teraz Sayuri jest żoną... Bardzo mnie ciekawi jak to wpłynie na dalszą część fabuły. I czy Temari będzie tak wściekła jak sobie wyobrażam :D niewykluczone, że po czasie spędzonym z Shikamaru będzie łaskawsza ;)
OdpowiedzUsuńTen ślub musi trochę wpłynąć na fabułę ;) Nieśmiało tylko dodam, że powolutku, małymi kroczkami zbliżamy się do drugiej fali, która mnie wciągnęła, a i w końcu pojawią się nowi bohaterowie. Muszę przyznać, że kiedy tak wstawiałam rozdziały i zorientowałam się, jak późno się oni pojawiają, byłam zdziwiona. Przez to, że tak długo mi szło pisanie "Gosposi", miałam wrażenie, że pojawili się oni prawie na samym początku, a tu proszę, czekała mnie niespodzianka ;)
UsuńZawsze współczułam Shikamaru, że każdy od niego oczekiwał choćby częściowego obłaskawienia Temari. Miszjon imposbul! :P
Tak bardzo się cieszę ich szczęściem. Zrobiłam sobie mały spoiler na Nasz Spis Opowiadań, kiedy w jednej z zapowiedzi zobaczyłam słowo klucz "żona" xd
OdpowiedzUsuń