sobota, 13 kwietnia 2019

Tylko przyjaciel – Rozdział 6

Od dnia, w którym Temari i Kankuro widzieli Gaarę z Sayuri podczas posiłków, nie panowała już grobowa cisza. Prowadzili między sobą rozmowy, czasem się zaśmiali, a czasem sprzeczali. Gaara nadal pozostawał bardziej obserwatorem niż uczestnikiem, ale doskonale zdawał sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze to i tak niesamowity postęp, a po drugie... gdyby tylko potrafił, mógł włączyć się do rozmowy. To nie tak, że przez cały czas milczał, czasem wtrącił jakąś uwagę, a żadne z nich nie wzdrygało się na dźwięk jego głosu, więc odniósł sukces.
Tego poranka jego dobry humor wyczuła zarówno Temari, jak i Kankuro, jednak nie zadali żadnego pytania. Nie dlatego, że obawiali się jego reakcji, po prostu zrozumieli czym był spowodowany. Temari zastanawiała się, czy mimochodem nie zadać pytania, czy jego znajoma nie wróciła do wioski, ale powstrzymała się. Może tym pytaniem jedynie skrępowałaby młodszego brata? Kiedy później, tego samego dnia, użytkowniczka wiatru spotkała Gaarę nie była już w tak dobrym humorze.
Gaara kierowany głodem poszedł do kuchni, chcąc znaleźć jakąś przekąskę, ale zatrzymał się na progu. Zazwyczaj opanowana siostra miotała teraz bez skrępowania wszystkimi znanymi jej przekleństwami, a niektóre naczynia czekał tragiczny koniec. Dostrzegła, że stał w wejściu i patrzył na nią niepewnie. Zapominając kim był kilka miesięcy wcześniej, warknęła:
— No i co się tak gapisz, do cholery?!
Gaara był w ciężkim szoku. Żadne z nich nie odważyło się tak do niego odezwać. Co mogło doprowadzić Temari do takiego stanu?
— Dzisiaj kuchnia zamknięta, jak chcesz coś zjeść, wysil się trochę! Poza tym co to ma znaczyć, że ja jedna wam gotuję?!
Prawdopodobnie jeszcze długo by tam stał i wysłuchiwał jej żalów, po prostu nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji, jednak Kankuro, słysząc z oddali kłótnie, po raz pierwszy pospieszył bratu na pomoc. Ostrożnie znalazł się w jego polu widzenia i ręką dał znać, że ma do niego podejść. Gaara po chwili wahania podszedł do niego i ze zdumieniem zrozumiał, że Temari nadal na niego krzyczała choć przecież nie było go nawet na miejscu.
— Przyzwyczajaj się powoli do naszej kochanej siostrzyczki. — Lalkarz zachichotał na widok zszokowanej twarzy młodszego. — Czasem miewa takie dni, ale za nic nie mów jej, że wiesz od czego zależą.
— One od czegoś zależą? — zdumiał się Gaara.
Nie spodziewał się, że ktoś z jego rodziny ma równie destrukcyjne, co on wahania nastrojów. W jego przypadku podczas pełni absolutnie nikt nie powinien się do niego zbliżać. Było to spowodowane tragicznymi wspomnieniami, ale miał też wrażenie, że sam Shukaku czuł się wyjątkowo niespokojnie w te noce. Ale żeby tak Temari...?
Kankuro widząc jego szczere zdumienie, miał ochotę walnąć się w łeb. No tak... kto niby miałby młodemu wytłumaczyć niektóre sprawy. Z przerażeniem zrozumiał, że teraz ten obowiązek powinien spaść na niego. Odsunął tę nieprzyjemną myśl i postanowił kiedy indziej zająć się jego edukacją.
— No... takie kobiece sprawy — odrzekł wymijająco. — Ale w te dni radzę ci schodzić jej z drogi, a już na pewno nie pokazuj się jej, jak już zaczyna rzucać wszystkim — dodał ze śmiechem. — Kiedyś jedyny pożytek był z ciebie, że nigdy by się na coś takiego nie poważyła, kiedy byłeś w pobliżu. — Obaj zamarli. Kankuro zdał sobie sprawę, że posunął się za daleko. Nie, nie bał się, że młodszy brat coś mu zrobi. Po prostu zrozumiał, że nie było to zbyt miłe, a wręcz chamskie spostrzeżenie. Szybko się zreflektował, chcąc, by zabrzmiało to jak żart. — Ale te chwile bezpowrotnie minęły i teraz oboje mamy szaloną siostrę na głowie.
— To chyba zjem gdzie indziej.
Kankuro skinął głową i zaszył w swoim pokoju.
Gaara westchnął cicho i ze złością zrozumiał, że był naprawdę głodny. W takim razie ponownie będzie musiał liczyć się z tym, że kilkoro mieszkańców Suny padnie na zawał, na jego widok. Z ciężkim sercem ruszył w kierunku wyjścia.

***

Sayuri spała zdecydowanie zbyt długo jak na shinobi przystało. Obudziła się dopiero koło południa, ale to wcale nie oznaczało, że pełna energii wyskoczyła z łóżka. Jeszcze przez ponad godzinie z błogim wyrazem twarzy przewracała się z boku na bok i pozwalała myślom błąkać się bez ingerencji mózgu. Jak długo czekała na tę chwilę?
W końcu, koło czternastej, odczuła wyrzuty sumienia. Przecież to nawet nie wypadało tak długo się wylegiwać. Z ciężkim westchnieniem usiadła na łóżku. Nadal nie miała siły na nic. Była zrezygnowana, zmęczona, a jej największym marzeniem była perspektywa ponownego opadnięcia na posłanie.
Dość tego Sayuri, weź się w garść! Z bolesnym jękiem wstała. Nienawidziła tego, że każdą misję tak odchorowywała. A teraz dodatkowe, niezbyt przyjemne bodźce potęgowały jej stan. Kiedy zdała sobie sprawę, że przed misją nie miała czasu na zakupy, opadła na najbliższy fotel ze zniechęceniem.
Czy naprawdę tylko dlatego, że polubiła Gaarę będzie za to wiecznie pokutować? Moment... polubiła? Nie wiedziała dlaczego ta myśl wywarła na niej tak duże wrażenie. Tak, polubiła go, nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Nikły uśmiech pojawił się na jej ustach i zrobiła coś absurdalnego.
— Lubię Gaarę.
Choć powiedziała to na głos, nie stało się to bardziej rzeczywiste. Bo choć to była prawda, nadal nie była do niej przyzwyczajona. Jak można lubić takiego potwora? Zapewne sama by tak pomyślał kilka miesięcy wcześniej, ale teraz? Teraz była zdziwiona, że nikt inny jeszcze nie odkrył kim on był, przecież... starał się, prawda? I to nawet bardzo.
Po kilku chwilach rozmyślania na ten nowy dla niej temat w końcu wstała i wykonała poranną toaletę (swoją drogą poranna to niezbyt trafne określenie, było grubo po czternastej). Kiedy skończyła wszystkie, niezwykle męczące czynności po raz kolejny tego dnia walczyła ze sobą, by ponownie nie wsunąć się pod kołdrę. Być może i poddałaby się tej zachciance, ale z niechęcią zrozumiała, że od ponad dwudziestu-czterech godzin nie miała nic w ustach, a w szafkach hulał wiatr. Zabrała pieniądze i z miną niesprawiedliwie zbitego psa ruszyła na zakupy.
Że też postanowiła wyjść o szesnastej, kiedy to przeklęte słońce tak bardzo dawało się we znaki! Ale przynajmniej dzięki niemu mogła udawać, że nie widziała tych ukradkowych spojrzeń mieszkańców. Z całą pewnością stanowiła dla nich wielką zagadkę. Cóż.. a jak ona by zareagowała, gdyby ktoś dość otwarcie przyznał się do sympatyzowania z tym demonem? Najpewniej uznałaby go za szaleńca. A może to ona była szalona? Uśmiechnęła się pod nosem. Może i tak, ale nie żałowała tego.
W szybkim tempie zrobiła zakupy i pospieszyła do kasy. Jeśli taki stan rzeczy między nią a mieszkańcami potrwa dłużej, to chyba będzie musiała całkiem zmienić swoje zwyczaje. Zazwyczaj wolnym krokiem przemierzała uliczki, sklepy i opieszale wykonywała wszelkie, niezbędne czynności. A teraz? Nie chciała widzieć ich zdumionych, ukradkowych spojrzeń dłużej, niż było to konieczne. Cóż... człowiek może się do wszystkiego przyzwyczaić. Tak przynajmniej słyszała...
Nagle, jakieś dziesięć metrów przed nią mignęła jej krwistoczerwona czupryna. Oboje zatrzymali się i patrzyli na siebie niepewnie. Bogowie... i co teraz? Centrum wioski, mnóstwo gapiów... co miała zrobić? Zrozumiała wtedy, że ich prywatne, przeżywane pod osłoną nocy spotkania to całkiem coś innego niż stanięcie przed sobą twarzą w twarz w biały dzień. Cholera... co teraz?
Gaara widział wahanie w jej postawie. Dostrzegł, że wielu ludzi odwraca głowy, patrząc na nich z ogromnym zainteresowaniem. No tak... właściwie nie powinien narażać jej na jeszcze większe nieprzyjemności związane ze znajomością z nim. Wiedział, że po tym jak go broniła przed znajomymi, prawdopodobnie cała Suna już huczała od plotek. Nie chcąc sprawiać jej niepotrzebnych kłopotów, chciał wycofać się w inną uliczkę.
— Czekaj, Gaara! — wykrzyknęła spontanicznie Sayuri, a ludzie, którzy jeszcze pozostali w ich pobliżu, zamarli. Sprężystym krokiem z niesłychaną pewnością w oczach podeszła do niego, nie zwracając uwagi na nikogo. — Właśnie zrobiłam zakupy. — Wskazała na siatki. — Zapraszam cię na obiad i nie chcę słyszeć odmowy.
Uśmiechnęła się jak zawsze, jakby wcale nie byli pod obstrzałem pełnych niedowierzania spojrzeń. Gaara nie mógł wydusić z siebie choćby słowa. Patrzył na nią, nie mogąc uwierzyć w jej postawę. Przecież teraz... teraz już będzie dla wszystkich pewne, że miała z nim styczność, a już samo to mogło wywołać niezbyt przyjemne konsekwencje. Nie potrafiąc zareagować w inny sposób, skinął głową i poddał się jej woli. Ona odpowiedziała jedynie serdecznym uśmiechem i nie spuszczając głowy, szła z nim ramię w ramię, nie przejmując się reakcją innych ludzi.
— Dziękuję, Sayuri... — wyszeptał.
Dziewczyna skierowała swój wzrok na niego. Już nie emanowała taką stanowczością, ale nadal widział, że była pewna swojej decyzji.
— Gdybym pozwoliła ci odejść, jak by to o mnie świadczyło? — spytała poważnym, tak rzadko u niej spotykanym tonem. — Przecież nie wstydzę się znajomości z tobą, mam nadzieję, że o tym wiesz.
Łagodny, pełen niedowierzania uśmiech pojawił się na jego twarzy. I nagle jego pierś przeszył ostry ból, z trudem oddychał, ale... Niesamowite... Ten ból był tak... tak dobry, pełen ciepła, a kiedy spojrzał na dziewczynę ból jeszcze bardziej się nasilił.
— A może to ty się mnie wstydzisz?
— Nigdy nawet tak nie myśl — powiedział ostrym tonem.
— No już, już. Odrobina autoironii jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
— No nie wiem... — mruknął pod nosem, podejmując ostatnie próby bycia upartym, ale oczywiście przegrał z kretesem.
Mijało ich wielu ludzi, lecz oboje starali się ich zignorować. Właściwie Sayuri po raz pierwszy miała okazję choć kilka chwil w pełni zrozumieć beznadziejną sytuację Gaary.
Ukradkiem obserwowała poszczególne osoby. Wszyscy reagowali w podobny sposób. To specyficzne spojrzenie kierowane na chłopaka, emanujące gamą niemal wszystkich negatywnych uczuć od pogardy i obrzydzenia zaczynając, przez nienawiść i na strachu kończąc. Czy kiedyś też tak na niego patrzyłam?
Milczeli aż do końca wędrówki. Czasem zdarzało im się skrzyżować spojrzenia, ale nie trwało to zbyt długo. Doskonale zdawali sobie sprawę, że ich swobodne zachowanie i przyjazne stosunki mogłyby być dla mieszkańców Suny zbyt wielkim szokiem, poza tym... czy ktokolwiek potrafiłby się naturalnie zachowywać w takiej sytuacji?
W końcu dotarli do domu dziewczyny. Sayuri już miała przekręcać klucz, kiedy zza węgła wyłonił się Koharu. Gaara natychmiast go dostrzegł i rozpoznał w nim chłopaka, który tamtego dnia próbował objąć dziewczynę. Jednak tamten nie dostrzegł potwora, tylko wbił wzrok w Sayuri.
— Sayuri-chan — powiedział niezwykle poważnym tonem. — Chyba powinniśmy porozmawiać — oznajmił ze smutkiem z nieco karcącą miną.
— M-może przełożymy to na kiedy indziej? — wyjąkała Sayuri.
— Sayu... — Koharu westchnął cicho, zamykając oczy. — Przecież doskonale wiesz... — Przerwał, kiedy otworzył oczy i dostrzegł, kto stał tuż za dziewczyną. Jego oczy błysnęły strachem, lecz udało mu się opanować. — Zostaw ją, do cholery! — wykrzyknął gniewnie.
Gaara doskonale wiedział, że jakakolwiek jego reakcja będzie tragiczna w skutkach dla Sayuri. Opanował się więc i przybrał swój zwykły, nieprzenikniony wyraz twarzy, nie odzywając się.
— Czego ty od niej chcesz?!
— Koharu... — zaczęła cicho dziewczyna, lecz uciszył ją machnięciem ręki.
— Nikt cię tu nie chce, nie rozumiesz tego?! — Koharu w swoim przekonaniu wykazał się niebywałym heroizmem. Przypuszczał, że ten potwór zastraszył albo opętał Sayuri i nawet narażając życie gotów był jej bronić. Oczywiście oczekiwał później wyrazów zachwytu z jej strony, ale na razie trzeba było pozbyć się tego demona. — Zostaw ją w spokoju!
— Koharu! — Tym razem w głosie Sayuri zabrzmiała stanowczość. — Sama zdecydowałam, że zaproszę Gaarę na obiad. Nie sądzę, abyś był mi potrzebny do dobierania przyjaciół, mam swój rozum.
Gaara drgnął nieco, słysząc te owiane dla niego nutą marzeń słowo. Przyjaciel...
— Zwariowałaś — oświadczył Koharu, patrząc na Sayuri.
— Nie Koharu, to ta wioska jest szalona.
Po jej słowach chłopak prychnął gniewnie i pospiesznie oddalił się.
Sayuri nieco drżącą ręką przekręciła zamek, a drzwi otworzyły się z cichym pyknięciem. W milczeniu, z nieco smutną miną, przepuściła Gaarę w drzwiach. Chłopak odczuwał potężne wyrzuty sumienia, kiedy zdał sobie sprawę ile ją kosztowała znajomość z nim.
— Sayuri... ja... naprawdę nie wiem, jak mam cię przeprosić — wyszeptał i z przygnębieniem dostrzegł łzy w oczach dziewczyny. Czy na każdą jego krótką chwile szczęścia musiał padać tak ogromny cień? Zrozumiał nagle jej zniechęcenie, które poprzedniego wieczoru dostrzegł w jej oczach. Ale jak miał zareagować? Co zrobić? Nawet gdyby teraz, ze względu na nią, odciął się od więzi z nią, nie zmieni tym niczego. Być może gdyby nie spotkanie z tego dnia mogłaby wrócić do normalnego życia, ale teraz było już za późno. — Gdybym wiedział ile cię to będzie kosztowało... nigdy... nigdy...
— Przestań. — Spojrzała na niego stanowczo pomimo łez, które nadal szkliły się w jej oczach. — Płaczę nie dlatego, że Koharu odwrócił się ode mnie. Płaczę, bo boli mnie głupota ludzi, ale chyba przede wszystkim moja głupota. Ciężko byłoby mi streścić ci teraz wszystkie lata mojej znajomości z nim, ale uwierz mi... Nie patrzę na to w ten sposób, że on mnie opuścił, tylko raczej ja się od niego uwolniłam. Ale... cholera, za późno.
Było zbyt wcześnie na wesoły uśmiech, ale nawet jej pełen łez grymas zbliżony do uśmiechu zdołał uspokoić Gaarę, ale ile jeszcze zdoła wytrzymać? Czy rozumiała, że tak naprawdę mogła stracić wszystkich bliskich jej ludzi? Widząc jej wzrok, zrozumiał, że tak, była tego świadoma.
— To co... mam nadzieję, że nie będziesz mi tu marudził, tylko zjesz co ci uszykuję.
Znowu wesoły błysk zagościł w jej spojrzeniu i choć Gaarę nadal gryzły wyrzuty sumienia, zrozumiał, że w tej chwili poważna rozmowa z nią jedynie bardziej by ją zraniła. Wybrała jego stronę, zdając sobie sprawę z konsekwencji.
Po chwili z ciekawością rozglądał się po domu dziewczyny, najpierw wskazała mu salon, gdzie odłożył swoją gurdę i rozejrzał dyskretnie. W porównaniu z jego pokojem panował tu wręcz nieopisany bałagan, ale ona najwidoczniej łapała się w tym twórczym chaosie. Doszedł do wniosku, że była nieco roztrzepana, ale i na swój sposób konsekwentna.
W kącie salonu stał mały stoliczek, na którym niebezpiecznie chybotały się stosy najróżniejszych papierów, wyrwanych z książek kartek i jeszcze czystych zwojów. Mikroskopijnie małą przestrzeń odgadł, że przeznaczyła na zapisywanie innych notatek. Na głównym stole walały się najróżniejsze rośliny, których nazw nie znał. Stały tam również jakieś miski, w których ucierała poszczególne części ziół, gdzieniegdzie dostrzegał przyrządy niezbędne do przeprowadzania badań. Na kanapie w rogu pokoju stały równo ułożone trzy ogromne stosy ubrań i kilka pojedynczych sztuk niedbale walających się pośród nich.
Na ścianie naprzeciw drzwi stała ogromna biblioteczka z niezliczoną liczbą książek. Już na pierwszy rzut oka Gaara mógł stwierdzić, że było tam dosłownie wszystko. Jakieś stare wolumeny, których nie powstydziłaby się żadna biblioteka, zakurzone, wyglądające na starożytne zwoje, które zapewne kryły w sobie niejedną tajemnicę. Ale oczywiście mógł odnaleźć jakieś lżejsze tytuły. Wiele książek, które czyta się typowo dla przyjemności, jakieś przygodowe, horrory i... „Icha icha paradaise?” Gaara uśmiechnął się pod nosem. A już całkiem zrozumiał, że mógł tam znaleźć wszystko, kiedy dostrzegł malutką, kolorową książeczkę z bajkami dla dzieci.
Jednak coś innego natychmiast przyciągało wzrok gości. Ogromny malunek, który rozciągał się po całym pokoju. Taka... abstrakcja, a jedynym możliwym do zidentyfikowania fragmentem było wielkie drzewo rozciągające się na całej szerokości jednej ze ścian. Chłopak nieświadomie podszedł do niego i delikatnie musnął opuszkami palców.
— Z tym wiąże się ciekawa historia.
Niemal podskoczył na dźwięk jej głosu. To malowidło działało na niego w jakiś tajemniczy, przyciągający sposób. Całkiem zapomniał gdzie jest i kto jest z nim.
— Powstało z mojej ręki jak byłam w dość dziwnym stanie. — Sayuri zaśmiała się do wspomnień, a on przypatrywał się jej z ciekawością. — Zapewne wiesz, ale Suna ma dość poważne problemy finansowe i po prostu nie ma środków, by opłacać niektóre badania. A ja jestem niezwykle zafascynowana ziołolecznictwem... co zresztą widać. I tak niekiedy, jak mam czas, badam poszczególne zioła, rośliny i staram się dowiedzieć, jakie mają właściwości. No i tak... jakieś dwa lata temu badałam taką małą roślinkę, którą znalazłam na misji w pobliżu kraju Chmur. To taka moja osobista obsesja, że jak tylko znajduję coś nowego, muszę to zbadać, więc i ją badałam jak tylko wróciłam do domu. Cóż... jak następnego dnia Hana weszła do mnie do domu, ponoć wszystkie meble były poprzestawiane, a ja stałam pośrodku z szaleństwem w oczach i oddawałam się twórczości. — Parsknęła śmiechem na widok jego zdziwionej miny. — Dopiero potem doszłam do wniosku, że ta roślinka miała narkotyczne właściwości. Ale za to jaki dała efekt!
— Dość niesamowity — przyznał. Nagle przyszła mu pewna myśl do głowy. — Mieszkasz tu sama — bardziej stwierdził niż spytał.
— Nie licząc kapryśnego kota, to tak. — Doskonale zdawała sobie sprawę, że chciałby się czegoś więcej dowiedzieć, ale chyba nie chciał naciskać. Cóż... w zasadzie czemu nie miałaby odpowiedzieć? Cicho westchnęła. — Zanim się urodziłam, mój ojciec zapił się na śmierć, a jak skończyłam rok matka poszła w jego ślady. Mieszkałam w domu sierot i dopiero jak uzyskałam rangę genina, Suna udostępniła mi ten dom — powiedziała jednym tchem.
Chłopak przypatrywał się jej badawczo. Czy powinien coś powiedzieć? Sayuri dostrzegłszy jego uważne spojrzenie, uśmiechnęła się.
— Nie ma co mi współczuć, nie pamiętam ich, rodzeństwa nie miałam, a historię moich rodziców znam z opowieści sąsiadów. Może to i lepiej, że ich nie pamiętam? — Po chwili zastanowienia wzruszyła ramionami. — To co, zostawiam cię i spróbuję nie wysadzić kuchni w powietrze. — Posłała mu wesoły uśmiech i ruszyła przygotować obiad.
Nie można powiedzieć, by Gaara nudził się przez ten czas kiedy Sayuri przygotowywała obiad. Podsunął sobie krzesło pod biblioteczkę i starał się nieco bliżej zapoznać z jej zawartością. Stare zwoje jak zdążył zrozumieć kryły w sobie tajniki medycznego ninjutsu, jednak niektóre z nich były już zapomniane i chyba niezbyt praktyczne. Wśród najstarszych książek odnalazł ręczne zapiski z klanu, z którego pochodził Pierwszy Kazekage. Zdumiał się. Skąd niby mogła coś takiego posiąść? Ale wątpił, by siłą, czy oszustwem stała się jego właścicielką. Może przez przypadek? Porzucił zamiar dalszego poszukiwania innych lektur, zagłębił się w najstarszej książce, gdzie opisywane były losy klanu beduinów, którzy niestrudzenie poszukiwali swojego miejsca na ziemi. Momentami miał problemy, by zrozumieć znaczenie niektórych słów. Pismo było nieczytelne, język zawiły, a gramatyka znacząco różniła się od obecnej. Ale z całą pewnością nie można powiedzieć, by była to nudna lektura.
— Jak chcesz mogę ci je pożyczyć.
Odwrócił się natychmiast, jakby był przyłapany na gorącym uczynku. W zasadzie nie spytał o pozwolenie na grzebanie w jej rzeczach, ale na szczęście nie wyglądała na zagniewaną.
— Jest około dwudziestu tych kronik... Większy problem jak je znajdę w tym bałaganie — zaśmiała się i pochyliła, by poszukać wszystkie części.
— Skąd je masz? — spytał, kiedy dziewczyna zaczęła chronologicznie układać tomy. — Wyglądają na autentyczne.
— Cóż... — Spojrzała na niego z wahaniem — Jeśli obiecasz, że nie będziesz się śmiał i nie zdradzisz tego nikomu, to ci odpowiem.
Skinął głową, doskonale zdając sobie sprawę, że nawet gdyby chciał, to nie miał komu zdradzić jej tajemnic.
— Cóż... ten klan, z niego wywodził się Pierwszy Kazekage, nie? A ja jestem ostatnim żyjącym członkiem tego w zasadzie wymarłego klanu. Znaczy też inaczej... — Zawahała się, widząc jego zdumioną minę. — Powiedzmy tak, były dwa odgałęzienia tego klanu, które ruszyły w różnych kierunkach. Część Kazekage, chcąca gdzieś na pustyni stworzyć wioskę, i druga część, która uznała ten pomysł za szalony. I pomimo tego, że mu się udało ta moja część klanu nie chciała się upokorzyć i przybyć tutaj. To będzie tam dalej w tych kronikach. — Wskazała na jedne z ostatnich tomów. — Dopiero jakieś osiemdziesiąt lat temu moja część klanu została rozgromiona i kilkoro niedobitków przybyło do Suny, a...
— Ale nosisz nazwisko Shirai.
— Zazwyczaj to kobiety przyjmują nazwiska mężów — odparła. — To moja matka była z tego klanu i przez to, że była kobietą, klan właściwie wymarł. Kiedy dotarło do mnie kim jestem po prostu musiałam odnaleźć te książki. Musiałbyś widzieć jakie bitwy toczyłam w archiwach Suny. Bo po śmierci moich rodziców ich dobra zostały po prostu przekazane Sunie. I machnęłam na to ręką, ale te książki musiałam mieć. To właściwie jakaś tam spuścizna... tak przynajmniej myślę i są dla mnie cenne.
— Dlaczego miałbym się z tego śmiać? — spytał po chwili ciszy.
— Naprawdę? — Uniosła brew, jednak on nadal nie rozumiał. — Widziałeś moje możliwości, czy ja ci wyglądam na potomka jakiegokolwiek Kage? Z pewnością przewraca się w grobie jak tylko widzi na czym skończyli potomkowie wielkiego Reto-sama... — Zaśmiała się i położyła wielki stos książek pod ścianą. — Widzę, że cię to zainteresowało. Możesz pożyczyć, ale pamiętaj! Ma to do mnie wrócić — powiedziała z przesadnie groźną miną.
Gaara wstał za jej przykładem.
— Oczywiście, ale Sayuri... — Uśmiechnął się łagodnie. — Nie sądzę, by dla jakiegokolwiek Kage to byłby wstyd, że posiada takiego potomka, jak ty.
Zarumieniła się pod wpływem jego słów. Chciała coś na to odpowiedzieć, jednak do obojga dotarł zapach spalenizny unoszący się z kuchni.
— Cholera! — wrzasnęła i pobiegła w tamtą stronę.
Gaara patrzył za nią z ciepłym uśmiechem. Jakim cudem udało mu się kogoś tak niezwykłego znaleźć? Wolno wszedł na korytarz i stanął na progu kuchni. Obserwował jej walkę z nieco przypalonym mięsem i innymi przeciwnościami losu, takimi jak nie dająca się zamknąć szuflada, czy nieco przekrzywione drzwiczki szafy. Te krótkie chwile normalności, które dzięki niej przeżywał znaczyły dla niego więcej niż był w stanie wyrazić słowami.
Po chwili posiłek już był gotowy. Oboje udawali, że nie dostrzegali tych przypalonych miejsc. Prowadzili wesołą rozmowę, a kiedy zaspokoili głód, pokazała mu najcenniejszy fragment jej domu. Z nabożnym szacunkiem weszli do małego pokoju, gdzie hodowała niektóre rzadkie okazy ziół. Choć Gaarę niezbyt to interesowało, potrafiłby godzinami słuchać, jak dziewczyna z rozpalonymi policzkami opowiada o tych fascynujących roślinach.
I w końcu, kiedy zapadał zmierzch Gaara zrozumiał, że już na niego czas i tak zbyt długo się tu zasiedział. Ale czy ktokolwiek mógł go winić za to, że nie chciał wychodzić? Na odchodnym podeszła do niego i wcisnęła mu w ramiona wszystkie kroniki swojego klanu.
— Będziesz miał co robić — zauważyła .
— Raczej nie narzekam — odparł, patrząc na dziewczynę.
— To cóż... ja raczej się już dzisiaj do niczego nie nadaję... Jak na shinobi przystało walnę się do łóżka i nie wstanę do południa. Ale co tam... jeszcze jutro mam wolne w szpitalu, więc chyba nikomu to nie przeszkadza. — Wzruszyła ramionami. — Ale przygotuj się, że jutro przybędę na twój trening i znowu się spróbujemy.
Gaara był ciekaw, czy zdawała sobie sprawę ile dla niego znaczyły te słowa? Ile znaczył dla niego fakt, że potrafiła mu zaufać? Sayuri traktowała to tak lekko, naturalnie, jakby znali się od zawsze, a dla niego za każdym razem był to niezwykle przyjemny szok.
— Trzymam cię za słowo — uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi. Kiedy już był kilka kroków za progiem, Sayuri nagle stanęła przed nim.
— I Gaara... proszę cię, żebyś nigdy nie myślał, że żałuję tego — wyszeptała, a chłopak zrozumiał, że od dłuższego czasu chciała mu to powiedzieć, ale celowo wybrała moment pożegnania, by nie powstała między nimi atmosfera powagi. — Cenię twoje towarzystwo i już właściwie mogę szczerze powiedzieć, że nie boję się ciebie. Więc proszę, nie zapominaj o tym.
Zanim zdążył otworzyć usta, ona już wbiegła do domu, zostawiając go samego. Ale tym razem choć był sam, nie był już samotny. O nie. Z nieco zamglonymi oczami patrzył na ten najpiękniejszy ze wszystkich domów. Powoli okowy samotności, którymi był spętany od dziecka coraz bardziej się rozluźniały. I teraz był pewien, że kiedyś całkiem opadną.

4 komentarze:

  1. Dzisiaj czatowałam od rana na nowości :D Padłam przy tym wspomnieniu o 'kobiecych' sprawacj xD Gaara wydaje się taki bezradny, ale w sumie gdzie miał sie dowiedzieć tego wszystkiego? Rasa raczej nie brał go na męskie pogawędki, a Gaarę raczej nie interesowało otoczenie. Na szczęście ma Sayurkę ^^ Trochę zaskoczyło mnie wspomnienie o pierwszym Kazekage. W ogóle to w tej wersji Gaara zainteresował się roślinkami chyba dzięki Sayuri.

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej też jestem sceptykiem, jeśli chodzi o pogawędki Gaary z Rasą ;)

      Usuń
  2. Kurrrwa, cały komentarz mi usunęło, bo przez przypadek odświeżyłam stronę. Ugh!

    Także, ekhm... To fajnie, ze Temari i Kankuro zaczynają normalnie traktować Gaare. Kankuro nie raz i nie dwa powie jeszcze coś głupiego. Tak obstawiam, bo po prostu on taki już jest. Uhuhuhu, czyżby Koharu stanie na drodze wielkiego uczucia naszych gołąbeczków? Rozśmieszyła mnie wzmacniaka o klanie. Zwłaszcza, kiedy Sayuri przypomniała o swoich zdolnościach. Łamaga będąca ostatnim potomkiem wielkiego klanu xD

    Okay, jakoś krótko napisałam, ale nie potrafię znaleźć słów, których używałam wcześniej. Gomen!

    Buziaczki~

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się zwłaszcza koniec rozdziału. Zrozumienie, że jednak nie jest sam to dla Gaary nie lada przełom. Zyskał przyjaciółkę :D

    OdpowiedzUsuń