poniedziałek, 26 października 2020

Gosposia – Rozdział 64

— Ładnie to wygląda, mój drogi mężu.
Gaara zerknął na Sayuri. Czasem zastanawiał się, czy tego typu komentarze — w jej przekonaniu — miały dodawać mu otuchy, czy celowo go peszyła? Trudno było mu to rozstrzygnąć nawet teraz, kiedy patrzył na jej niewinną twarz.
— Dziękuję za słowa uznania, kochanie.
— Naprawdę się postarałeś. — Mocniej uścisnęła jego dłoń.
Rozejrzał się po placu, który powstał dookoła niedawno otwartej rzeźby. Fakt, te budynki na pewno były okazałe i ozdobne, ale żadna w tym jego zasługa — to architekci zaprojektowali wszystko.
— Nawet nie waż się umniejszać swojej roli! — prawie wykrzyknęła, zanim zdążył się odezwać.
— Oczywiście, nie ośmielę się sprzeciwić.
Jeszcze przez krótką chwilę miała groźny wyraz twarzy, ale zaraz uśmiechnęła się wesoło.
Bogowie! Czym sobie zasłużył na to wszystko? Nie dość, że nieoczekiwanie ta cudna kobieta stanęła na jego drodze, to w dodatku… wszystko się zmieniło. Nawet nie zauważył kiedy i jak dorobił się przyjaciół. Takich, o których marzył, odkąd Naruto zmienił jego sposób postrzegania rzeczywistości. Naprawdę, nigdy nie pomyślałby, że będzie miał z kimś tak bliską relację, żeby ta osoba czuła się na tyle swobodnie, by wchodzić do jego sypialni bez pukania.
— Myślisz, że Enzo doszedł do siebie?
Sayuri znowu na niego spojrzała. W sumie jej zdumiony wyraz twarzy nie powinien być dla niego niespodzianką. Nie miała prawa wiedzieć, o czym myślał.
— Gdyby Temari nie zaciągnęła go na trening, jestem pewna, że do teraz siedziałby w naszej kuchni i przepraszał.
Parsknął śmiechem. Chyba nadal był odrobinę złym człowiekiem, bo na samą myśl o zmieszaniu i zawstydzeniu Enzo, poprawiał mu się humor.
— Zapewne masz rację.
Westchnął cicho. Cholera, że też Kankuro wykręcił się od zbierania dochodów! Miał zdecydowanie lepsze pomysły na to, jak spożytkować wolny czas, który Rada nieoczekiwanie mu dała, ale braciszek…
— Hej! Czekajcie!
Oboje odwrócili się na dźwięk głosu Kiry, który wyłonił się spomiędzy budynków.
— Wszędzie was szukałem. — Wyraźnie silił się na powagę. — Kupiec bardzo nalegał na rozmowę z tobą. — Spojrzał na Sayuri i Gaara miał wrażenie, że wewnętrznie gotował się ze śmiechu.
— Już słyszałeś o poranku. — Początkowo chciał spytać, ale ta reakcja Kiry była zbyt oczywista.
— Enzo zaczął nawet mnie przepraszać. Nie wiem kiedy wróci do siebie, ale błagam… Nie mówcie nic jego ojcu. — Kira znowu próbował przybrać poważny wyraz twarzy. — On jest bardzo wyczulony na to, że Enzo nie ma do was odpowiedniego szacunku.
— Sądzę, że Kazuma byłby zachwycony, słysząc, jak zacieśniają się między nami relację — wtrąciła Sayuri. — Musiałbyś widzieć, jak nas przepraszał przy śniadaniu.
— Odważył się zostać? — Kira pokręcił z niedowierzaniem głową.
— Kankuro zabawiał się jego kosztem. — Gaara uśmiechnął się półgębkiem. — Biedak był tak skołowany, że gdyby kazał mu skakać na jednej nodze, zrobiłby to.
— Ale widzę, że ciebie też to bawi.
— Teraz tak. Jak wleciał, nie byłem tak zachwycony, że znalazłem kolejnego wielbiciela wdzięków mojej żony.
— Właśnie, Hiroji ostatnio nawet pomagał w sklepie. Znaczy…
Miał ochotę parsknąć śmiechem na widok jego zmieszanej miny. Wymienił szybkie spojrzenie z Sayuri, która chyba nie była zachwycona tym, do czego prowadziła ta wymiana zdań. Chyba, bo nadal nie był pewien, jak powinien reagować na jej groźne miny.
Na samym początku musiała mieć go za kompletnego idiotę, bo nie potrafił ocenić, w jakim nastroju była. Jego wytłumaczenie, że uroczo się złościła tylko jeszcze bardziej ją rozjuszało, więc musiał jakoś samodzielnie to odgadywać, co było cholernie trudne — i wtedy, i teraz.
— Tak, tak, to też wielbiciel mojej Sayuri. — Mimo niezadowolonej miny Sayuri pocałował ją szybko w policzek. Kiedy zobaczył jej rumieniec i nikły uśmiech, był niemal pewien, że nie będzie się dalej złościć. — Narozrabiał?
— Nie, ale… — Kira zawahał się. — Jego ojciec nie będzie robił… problemów?
— Problemów z czym? — zdumiała się Sayuri.
— No… że tak… spoufala się z mieszkańcami?
— Nie mam pojęcia — przyznał Gaara. — Ale to już Hiroji musi sam załatwić. Żadnemu z nas nie wypada rozwalać ich rodziny tylko dlatego, że mamy inne podejście. A chłopak ma swoje zdanie i raczej nie da sobie wejść na głowę.
— Ten chłopak jest starszy od ciebie — zauważył Kira, unosząc wymownie brwi.
— Ten chłopak ma pstro w głowie. — Sayuri przewróciła oczami. — Nie wiem, czy kiedykolwiek w pełni dorośnie. To… — zawahała się — Enzo mógł właściwie przyjść dopiero teraz… A to z tobą kupiec rozmawiał?
— Z ekspedientką w tym największym sklepie. Ktoś z Ruchu miał was szukać, ale pierwszy was znalazłem.
— Ja nie mam miejsca, muszę zrobić sobie jakieś biuro. — Sayuri westchnęła. — Do Grobowca go raczej nie zabiorę.
— Ostatnio było całkiem zabawnie. — Kira przeciągnął się. — Ale może masz rację… Ten idiota Kiroto zasługiwał na to, jak był potraktowany. Ten tutaj może być całkiem sympatyczny.
— Na przyszłość znajdziemy ci jakieś miejsce w posiadłości. Rada raczej nie będzie robiła problemów. Dzisiaj idź do mojego. — Widząc zdumiony wzrok Kiry, wzruszył ramionami. — Może i mieszkańcy się do mnie przyzwyczaili, ale wątpię, aby przejezdni byli zachwyceni możliwością spotkania potwora z Suny. Będę jedynie psuł wizerunek produktu, a tak? Zawołaj mnie jedynie, jakby nie chcieli zgodzić się na twoje warunki. — Zaśmiał się i pocałował Sayuri w czubek głowy. — Poza tym będę przy finalizacji, żeby nikt nie odważył się oszukać cię.
— Dziękuję, drogi mężu. — Spojrzała na niego z uśmiechem, ale zaraz zmarkotniała. — Niedługo będzie dzień wypłaty. Umrzemy przy takich ilościach.
— Będzie dobrze — zapewnił ją Kira. — Teraz możemy siedzieć w szóstkę przy stolikach, to i szybciej pójdzie. Chyba że Enzo jeszcze nie dojdzie do siebie. A co z tym kupcem?
— Ma się stawić za dwie godziny w gabinecie Kazekage, może wziąć ze sobą zaufanych. Ja wezmę ciebie, Enzo i Kankuro, który jeszcze śpi po tej porannej przygodzie.
— Dlaczego za dwie godziny? — Kira zmarszczył brwi. — Chcesz go wziąć na przeczekanie?
— Nie. — Sayuri westchnęła męczeńsko. — Do tego gabinetu nikt nie wchodził od dłuższego czasu, a mój mąż ma dziwny defekt, który nie pozwala mu sprzątać na bieżąco, tylko trzeba mu o tym przypominać.

***

Sayuri siedziała za biurkiem Gaary. Dziwnie było siedzieć po tej stronie blatu. Próbowała ignorować rozbawione spojrzenie Kankuro. Cholernik. Miała wrażenie, że potrafił czytać jej w myślach i już od pierwszej sekundy, kiedy tu usiadła, wiedział, co chodziło jej po głowie. A teraz tak niewinnie stał oparty o ścianę i bawił się zwojami z zapieczętowanymi marionetkami. Wcale nie widziała, że co jakiś czas zerkał na nią ze złośliwymi błyskami w oczach. Wcale.
Zresztą nie tylko jego musiała ignorować. Kira i Enzo też przyszli na jej prośbę. I o ile ten pierwszy zachowywał się normalnie, tak Enzo od samego wejścia wyglądał, jakby miał za chwilę rzucić się na podłogę i błagać o wybaczenie za swoją wcześniejszą wpadkę. Może rano trochę ją to bawiło, ale teraz…
Naprawdę nie spodziewała się, że zostając żoną Gaary, godziła się równocześnie na taki odbiór przez ludzi. W sumie… to świadczyło tylko o jej nieobyciu i braku znajomości zwyczajów w Sunie.
— Sayuri… jeszcze raz…
— Jeszcze raz mnie przeprosisz, a wylecisz stąd — warknęła i spojrzała stanowczo na Enzo. Cholera, miała wrażenie, że chłopak skulił się w sobie. Wzięła uspokajający oddech. — Błagam, daj już spokój. Gaara rano był zły, bo wziąłeś nas z zaskoczenia, ale spytaj tej dwójki. — Wskazała głową na Kankuro i Kirę. — Teraz jest tylko rozbawiony. Ja zresztą też bym była, gdybyś mnie tak nie przepraszał i jojczył nad głową.
Enzo wyraźnie chciał coś powiedzieć. Zapewne jeszcze raz przeprosić…
— To umówmy się tak… Kiedy tylko znajdziesz sobie żonę, wpadniemy z Gaarą do was. Oboje byliśmy shinobi, w przeciwieństwie do ciebie pełnoprawnymi, a Gaara w ogóle jest doskonałym wojownikiem. Nie będziecie mieli szans się zakryć.
— Weź mnie też, kochana bratowo. — Kankuro trząsł się ze śmiechu, ale zamarł i dał znać, że powinni zamilknąć.
Po chwili rozległo się pukanie. Kankuro jeszcze chwilę odczekał i w końcu otworzył drzwi.
— Dzień dobry.
Mężczyzna w średnim wieku pokłonił się przed nimi i wszedł pewniej do środka, tuż za nim dwójka mężczyzn, którzy jedynie się pokłonili.
Trochę zdziwiona patrzyła na nich. Wyglądali na skrajnie wyczerpanych… no tak, przyszli właściwie z marszu po podróży na cholernej pustyni. Współczuła im z całego serca. Sama miała dość kilkugodzinnego marszu, a co dopiero tłuc się całą gromadą i to w dodatku z wozami i zwierzętami.
Zorientowała się, że zbyt długo im się przyglądała. Miała nadzieję, że nie zauważyli jej rumieńców, kiedy szybko wstała, żeby okazać im szacunek.
— Również witam serdecznie. Proszę, usiądź, a wy… — Zawahała się. — Mam nadzieję, że tamta kanapa nie będzie nietaktem. — Wskazała na leżący w małym oddaleniu mebel. — To gabinet mojego męża, gdzie raczej przyjmuje petentów pojedynczo. Muszę pomyśleć o własnym kącie.
— Niezwykle mi miło, Sayuri-sama. — Mężczyzna wystawił dłoń, którą dość niepewnie chwyciła. — Nazywam się Shingo.
Usiadła, tuż za nią zrobił to kupiec.
I co teraz? Zerknęła na Kankuro, który nie wyglądał, jakby miał ruszyć jej z pomocą. Cholernik, zapewne naigrywał się z niej w duchu.
Wiedziała, że powinna jakoś zacząć rozmowę, bo to ona odgrywała rolę gospodarza, ale, poza jedną sytuacją, nie miała doświadczenia w podejmowaniu kupców.
— Słyszałam, że jesteś tu karawaną, Shingo — powiedziała pierwsze, co przyszło jej do głowy.
— Ja z kolei słyszałem, że w Sunie jest tak biednie, że należy przybywać z ochroniarzami, jeśli nie chce się zostać zjedzonym przez wygłodniały tłum. — Uśmiechnął się dość krzywo. Lewa strona wargi nie unosiła się tak wysoko jak prawa. — Ja to słyszałem, o karawanie pani wie.
Walka na słówka? Cóż, lepsze to niż krępująca cisza, zanim któreś z nich zdecyduje się poruszyć temat produktów i finansów.
Słyszałam, jeśli mamy się czepiać, to akurat bardzo dobre słowo. Nie widziałam jej na własne oczy, nie sprawdzałam zagród dla bydła, więc mogę jedynie uwierzyć w usłyszane informacje. Zgaduję, że jest pan kupcem, o którym słyszałam.
Najwidoczniej rozbawiła go, bo zaśmiał się cicho.
— Tak, jestem członkiem rodziny kupieckiej, która zdecydowała się na szaleńczą wyprawę. Doprawdy… pustynia to nie przelewki.
— Trafiłeś do nas w sezonie największych burz piaskowych — wtrącił się Kankuro. — Na przyszłość planuj podróże tutaj poza tym i przyszłym miesiącem.
— Tak… ta informacja w istocie była mi potrzebna jakiś miesiąc temu. Byłem tutaj ostatni raz piętnaście lat temu — powiedział zamyślony. — Sporo się zmieniło, na korzyść, rzecz jasna.
— Miło mi to słyszeć. — Sayuri podtrzymywała grzeczną rozmowę o niczym, nie wiedząc, jak miałaby sprawnie skierować ją na inne tory. — Nie rozumiem, dlaczego zdecydowałeś się przyjść od razu. Wydaje mi się, że od dłuższego czasu nie zażywałeś wypoczynku.
— Bardzo miły sposób na mówienie komuś, że koszmarnie wygląda. — Shingo patrzył na nią z wesołymi błyskami w oczach. — Przyznaję, że bardzo mi spieszno ustalić konkretne oferty. Ale… mówisz… mówi pan…
— Kankuro.
— To… — Shingo zerknął na nią.
— Mój drogi szwagier.
— Więc mówisz, Kankuro-sama, że przez najbliższy miesiąc nie ma co wychodzić na pustynię?
— Malownicze widoki wydm mogą zostać nieco zasłonięte przez sam piasek. — Kankuro oparł się ponownie plecami o ścianę. — Ale jeżeli zależy ci na czasie, na pewno znajdą się shinobi, którzy cię przeprowadzą. My też, niezależnie od pogody, musimy chodzić na misję, choć… karawana to nie tylko ludzie, a zwierzęta i ciężko będzie przewidzieć, jak szybko będą w stanie się poruszać. Decyzja należy do ciebie.
— Rozumiem. — Shingo westchnął cicho, patrząc na widok za oknem. — Na pewno rozważę, co mi pan powiedział, Kankuro-sama. Czy miałaby pani, Sayuri-sama, coś przeciwko, gdybyśmy przeszli do meritum naszego spotkania?
Cholera! To ona powinna dyktować tempo rozmowy! Cóż, nie łudziła się, że nieoczekiwanie odezwie się w niej jakiś instynkt kupiecki, ale przecież wiedziała, co powinna robić. Przełknęła głośno ślinę. Teraz wszystko było po jej stronie.
Mocno uczepiła się chakry Gaary i miała nadzieję, że sprosta temu zadaniu.

***

— Kochanie... — Gaara pocałował ją w czoło. — Ty naprawdę masz jakieś wrodzone talenty negocjatorskie.
— O tak, to talent. Najprawdziwszy. — Kankuro patrzył na nią złośliwie. — Zwłaszcza kiedy w środku negocjacji spanikowała i wydukała, że M-mój mąż upewni się, czy… będzie wiedział jeśli… proszę mnie nie oszukiwać!.
Spłonęła rumieńcem. Bogowie…
— Tego ostatniego nie powiedziałam — wymamrotała, ratując resztki honoru.
— Powiedziała? — Kankuro spojrzał na Enzo i Kirę.
— Możliwe. — Kira schował twarz za kieliszkiem.
— Widzisz? — Kankuro znowu skupił na niej wzrok. — To wrodzony talent. Gdyby próbował cię oszukać, czułby się tak, jakby kopał bezbronne kocię.
Jeden, dwa, trzy… Nie powiedziała tego. Pamiętałaby. Skoro pamiętała każdy szczegół tego kompromitującego spotkania, pamiętałaby też to.
Gaara chyba wyczuł, jak bardzo roztrzęsiona była, bo szybko chwycił jej rękę i kolistymi ruchami zaczął masować wnętrze dłoni. Posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie.
— Temari mówiła, że cała karawana musiała wziąć wszystkie te najtańsze pokoje i kilka tych wyjątkowych — ciągnął Kankuro. — Bogowie… czy tylko ja uważam, że to jest nienormalne?
— Jeżeli masz na myśli siebie, to tak — burknęła.
— Przestań się dąsać, kochana bratowo. Osiągnęłaś sukces! Nie dają not za styl, tylko za skuteczność. — Puścił jej oczko. — Ale pomyślcie — pieniądze nas kochają. Sayuri weszła do tej rodziny i od razu ma sukcesy finansowe. Temari stworzyła hotel, którego koszt, nie zdziwię się, jeżeli zwróci się w okamgnieniu. Ja wygrywam wszelkie zakłady. A Gaara… — Parsknął śmiechem. — Dzięki niemu sprzedajemy przerobiony piasek z tak ogromną przebitką, że to… No po prostu niemożliwe, nienormalne.
— Jak tak pomyśleć… — Kira zawahał się. — Może to dobrze. Wy nie odczuwacie wartości pieniądza, bo zawsze mieliście ogromne nadwyżki. Wiecie… może to źle, że się do tego przyznam, ale jak pomyślę, ile do was trafia, to jestem zazdrosny. Potem przypominam sobie, dlaczego nie chcę żeby Ruch miał tak ogromne sumy. Skoro ja, któremu już naprawdę niczego nie brakuje, mam takie momenty zawahania, to co dopiero ludzie, którzy nie lubią was tak bardzo? Poza tym czasami nachodzą mnie myśli A dlaczego po prostu nie rozdać tych pieniędzy? I znowu… dopiero po chwili rozumiem, że to przyniosłoby więcej szkody niż pożytku. Lepiej, że teraz mieszkańcy nadal żyją w biedzie, ale… na własnych warunkach.
— Bardzo mądrze prawisz. — Oho, chyba alkohol zaczął działać, bo uczucie wstydu powoli ją opuszczało. — Wierz mi… nigdy nie dysponowałam takimi kwotami, nie miałam pojęcia wychodząc za Gaarę, że… Właściwie wychodzę za najbogatszego człowieka, jakiego znam osobiście. Zresztą nadal nie przyzwyczaiłam się do tej myśli. Gdybym myślała o Grobowcu zbyt często, to chyba bym oszalała.
— A właściwie… ty jesteś z Konohy. — Enzo przełamał swoją skruszoną postawę, którą do tej pory prezentował i spojrzał na nią z zainteresowaniem. — Wszędzie tak to wygląda? Wiesz… te podziały. Elity i mieszkańcy?
— To skomplikowane wbrew pozorom pytanie. Gdybyś spytał mnie półtora roku temu, powiedziałabym, że właściwie nie. Wiedziałam, że są trzy rodziny tak odseparowane od reszty, że nigdy nie widziałam ich. Mieszkali na skraju wioski i mieli odrębne wyjścia. — Pewna myśl wpadła jej do głowy. Spojrzała na Gaarę. — To w sumie intrygujące. Jak atakowaliście Liść, mieliście o tym informacje?
— Nie — odparł jej kochany mąż i uśmiechnął się półgębkiem. — Ale w planie najważniejsze nie było znalezienie tajnych przejść. Te ogromne węże Orochimaru miały przebić ochronę i to zrobiły. To miał być atak z zaskoczenia, ale frontalny równocześnie.
— To się wyjaśniła zagadka, jakim cudem oni przeżyli… Myślałam, że może zostali wybici, a my nawet tego nie zauważyliśmy, ale znowu zorganizowali festiwal, jak co roku, a to byłoby ciężko trupom zorganizować.
Na tym chciała przerwać, ale zauważyła, że wszyscy mężczyźni patrzyli na nią z wyraźnym zainteresowaniem. Cóż, to chyba nic złego, jeśli podzieli się swoimi przemyśleniami?
Do końca opróżniła kieliszek — dla kurażu.
— Oni… nie chodzili po wiosce, czasem Trzeci do nich zaglądał i oczywiście shinobi ich chroniący. Byli wielkimi właścicielami ziemskimi, z zakładami rozlokowanymi po całym kraju Ognia, a Konohę wzięli sobie za dom, bo czuli się bezpiecznie w takiej bliskości centrum militarnego. Naprawdę… nikogo z tych trzech rodzin nigdy nie widziałam. Wracając do twojego pytania — spojrzała na Enzo — półtora roku temu odpowiedziałabym, że poza tymi rodzinami — nie. Nie było żadnych barier, a nawet najbardziej zamknięty klan Hyuuga był stosunkowo bezpośredni i otwarty na mieszkańców. Teraz odpowiem ci, że to raczej… gra pozorów. Rzeczywiście, nikt jak w Sunie nie brzydził się dotyku mieszkańca, ale… Ja się wychowywałam z takim jednym chłopakiem. — Uśmiechnęła się na myśl o Naruto. — Dwójka sierot. Całe dnie błąkaliśmy się po wiosce i gdyby ktoś z boku miał spojrzeć, powiedziałby, że nie miałam znajomych przez niego. Ale w gruncie rzeczy dzieci z niektórych klanów nie zadawały się ze mną przez rodziców, którzy z jednej strony pomagali, wpłacając na fundusze dla takich dzieci, a z drugiej prowadzili na zamykane dla nas place zabaw. Z jednej strony chodziliśmy do jednej szkoły, z drugiej do zupełnie innych grup. Dopiero w najstarszych klasach Akademii Ninja byliśmy połączeni w zależności od umiejętności, a nie pochodzenia. Później… — Zastanowiła się. — Ciężko to wyjaśnić. Byłam ze wszystkimi zaprzyjaźniona, ale… do niektórych klanów czuło się jakiś wpojony respekt i wiadome dla mnie było, że nie miałabym szans na ewentualne małżeństwo. Nie wiem jak to wytłumaczyć — przyznała. — Gdybym miała taką chęć, być może potrafiłabym to lepiej opisać, ale… Ja po prostu wiedziałam, że istnieje niewidzialna bariera, ale nie drażniła mnie, bo nie chciałam jej przekraczać.
— Czyli po prostu milsze i mniej odczuwalne ograniczenia. — Kira westchnął. — Wiecie… zastanawiałem się, jak moglibyśmy się wam odwdzięczyć…
— Daj spokój — przerwał mu Kankuro. — To w sumie całkiem miłe… Czasami dość upierdliwe, czasami absolutnie zachwycające, ale to nie jest coś, za co należy dziękować. Było tragicznie, jest znośnie. Niedługo może być dobrze. Jak już będzie dobrze, trzeba będzie się zastanowić, jak poprawić sytuację w tych naszych podległych wioskach. Bo ja byłem tylko w jednej i która w dodatku ma przemysł, czyli domyślam się, że w innych jest… co jest poniżej tragedii? Nieludzkie warunki?
— Rada mówiła, że za kilka tygodni wyśle zapotrzebowanie na pracę — wtrącił Gaara. — To da im jakieś możliwości, ale myślałem, żebyśmy chociaż nasze produkty im wysłali.
— Można kupić coś… poza Suną. Wiecie… złożyć zapotrzebowanie na jakieś konkretne ubrania i to w tonach, bo raczej każdy rodzaj będzie potrzebny. Nie mam pojęcia co zrobić z żywnością, bo i w Sunie na razie są braki.
— Przede wszystkim trzeba to rozegrać, jak u nas — odezwał się Enzo, chyba łamiąc swoje postanowienie, że nie będzie się odzywał. Tak przynajmniej można było wnioskować po jego dotychczasowym zachowaniu z tego wieczoru. — Trzeba poza tymi pracami sezonowymi znaleźć im zajęcie.
— Mają w jednej wiosce przemysł metalurgiczny. — Gaara wyraźnie zamyślił się. — Da się tutaj, jak proponował wcześniej Kankuro, zorganizować jakieś biuro. Ale reszta… Przyznam, że nie wyobrażam sobie filii naszych przedsiębiorstw dalej.
— Wpadłam jedynie na pomysł na pracowników rotacyjnych i w przyszłości dostawy darmowej żywności z… głupio mi to mówić… ale resztek, które u nas nie zejdą. Chociaż… my z tych niektórych wiosek mamy shinobi, prawda?
— Tak — przyznał Kankuro.
— A… dlaczego karawany tam się nie zatrzymują? Można zrobić takie punkty na pustyni. Wiecie… jakieś stałe trasy.
— Bo to, co Shingo powiedział, o tym wygłodniałym tłumie, do Suny co prawda się nie odnosiło, ale tam… To bardziej prawdopodobne, Sayuri. — Kankuro westchnął. — Najpierw trzeba postawić ich choć odrobinę na nogi, a dopiero później myśleć o czymś takim. Poza tym wierz mi… tam to trzeba zrobić na zasadzie, że każde przedsięwzięcie jest sygnowane powagą Suny. W innym wypadku bardzo szybko znajdą się ludzi, którzy na krzywdzie innych dorobią sobie.
— Czyli tak, jak tutaj, tylko to wy się tym zajęliście — zauważył Enzo z uśmiechem, ale zaraz spochmurniał. — Jeszcze raz… najmocniej przepra…
— Enzo — przerwał mu Gaara. — To miłe, że do nas przyszedłeś, mniej miłe było to, że nie zapukałeś. Na przyszłość pukaj, a nie będę miał najmniejszych problemów — niezależnie od pory.
Chłopak nadal nie wyglądał na do końca przekonanego.
— Poza tym słyszałem o propozycji mojej ukochanej żony. — Rzucił jej rozbawione spojrzenie. — Słyszałeś o mojej Technice Trzeciego Oka?
Enzo z wahaniem skinął głową, a zaraz potem zamarł.
— Żebyś nie czuł tego skrępowania, solennie obiecuję, że również wpadniemy do ciebie z nieoczekiwaną wizytą, ale w najmniej dogodnym momencie. Uważasz to za uczciwe?
— Teraz nawet już za nieuczciwe… 
 

*******************************

Najmocniej przepraszam za tak długą przerwę! Chyba mogę obiecać poprawę, bo jeszcze w tym tygodniu (w sobotę lub niedzielę) opublikowany zostanie rozdział Sachiko czy Sayuri?, a i w listopadzie mam w planach puścić kolejny rozdział Gosposi. To co? Wybaczycie?

Mam też do przekazania dość dziwną wiadomość. Wiem, że większość z Was kojarzy mnie tylko z Gaarą (w sumie nie dziwię się, patrząc na to, co publikuję), ale napisałam coś innego. A właściwie napisałyśmy.

Razem z Kyōko napisałyśmy Dramione. Jeżeli są tu jacyś czytelnicy, którzy lubią ten paring, serdecznie zapraszam! :)

https://in-noctem-dramione.blogspot.com/ 

https://www.wattpad.com/story/245451546-in-noctem



7 komentarzy:

  1. Shingo wydał mi się dość bezczelny, więc nie dziwi mnie, że Sayuri mogła się tym bardziej zestresować. Zapewne za kulisami świetnie sobie poradziła, a Kankuro jedynie jej dogryza, bo lubi :D
    To stwierdzenie "pieniądze nas kochają" jest w sumie prostackie i pokazuje cały urok Kankuro - czasami z pozoru buc, a tak naprawdę po prostu mówi co myśli, więc jest chłop do rany przyłóż (tylko na leczenie zranionego serca się nie nadaje :P)
    Zaciekawiły mnie te trzy rodziny... Hmm, może czegoś o nich jeszcze się dowiemy. Miło, że Sayuri cokolwiek powiedziała o przeszłości, przypominając że gdzieś w oddali jest Konoha. Wcale nie tak cudowna, by mogła świecić przykładem, aż miło się czyta :P
    Biedny ten Enzo, a bardziej biedna jego przyszła żona. Gaara z chłopaczka co to podsłuchuje rozmowy bez spodni ewoluuje w podglądacza? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, żona Enzo będzie miała pod górkę. Może lepiej, żeby nie mówił przyszłej wybrance serca o tym drobnym szczególiku, bo to może zaważyć na ich rozstaniu. :P

      Matko! Kareena! XD Musiałaś przypominać o tych nieszczęsnych spodniach? Ale jak tak o tym pomyśleć... Gaara ma coś z podglądacza w tej odsłonie (choć zrobiłam to nieświadomie, przysięgam!), a i w późniejszych rozdziałach nie będzie z tym lepiej. :P

      Usuń
    2. Musiałam, bo od tamtej sceny już nigdy nie spojrzę na Gaarę tak samo. I dręczy mnie to, bo nie zdradziłaś, czy pod spodniami nosi kalesony czy bokserki. Obstawiam to drugie. W misie:P

      Usuń
    3. W misie? (。◕‿◕。) Tak, trzymajmy się wersji, że były to bokserki w misie. ^^

      Usuń
    4. No, przecież nie w króliczki :D

      Usuń
  2. Chciałabym napisać, że po tak długiej przerwie to tylko wstyd i hańba, ale dodane kolejnego rozdziału w krótkim odstępie czasowym ratuje trochę Twoją sytuację, Sayu! Ale ostrzegam, zostawiam tu taktycznego obserwatora, który będzie miał Cię na oku! (▀̿Ĺ̯▀̿ ̿)

    Chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tego, jak Sayuri i Gaara zwracają się do siebie. Absolutnie nie uważam, że to złe, ale aż zbyt słodkie jak dla mnie. A jeśli mam już być tak kompletnie szczera, to przydomki ala „mój drogi mężu” to mój najgorszy koszmar, którego mam nadzieję uniknąć w przyszłości. xD No ale do nich jakoś to pasuje, nie mam więc chyba co narzekać...

    Nigdy bym nie wpadła też na to, żeby posadzić kogoś za biurkiem Gaary. Inne rzeczy z nim związane może bym była w stanie sobie wyobrazić... no co? Gosposia to tak naprawdę jeden wielki erotyk, proszę mnie nie posądzać o nieuzasadnione, grzeszne myśli! Ale podoba mi się to, jak Sayuri sprawiała wrażenie groźnej kobiety sukcesu tylko po to, by później wyjść na lekko spanikowaną babeczkę. To urocze. :3

    Szkoda mi tego biednego Enzo, chłopina będzie miał traumę do końca życia. xD Niemniej jednak doceniam jego skruchę i mam nadzieję, że gołąbeczki dotrzymają swojej groźby względem naruszenia jego prywatności, chciałabym to przeczytać! xD

    P.S - Bokserki w misie wygrały wszystko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Seksy, wszędzie seksy w tej Gosposi, Pani. O tempora! O mores!

      Też uważam, że bokserki w misie wymiatają. ^^

      Usuń