czwartek, 30 lipca 2020

Gosposia – Rozdział 63

— Jak zobaczycie Temari, uciekajcie.
Sayuri prawie podskoczyła na krześle, kiedy usłyszała Kankuro, który zakradł się do nich.
Zerknęła na Gaarę, ale i on nie wyglądał, jakby zrozumiał, do czego pił brat.
— Dlaczego miałabym nie podchodzić do niej?
Rozejrzała się po sali i próbowała dostrzec pośród weselnych gości Temari. Spodziewała się, że będzie to proste. Że być może właśnie doszło do jakiejś głośnej awantury, której nie zarejestrowała... Zgromiła się w myślach. Powinna móc panować nad sobą przy Gaarze, a nie wiecznie skupiać na nim całą uwagę.
Szybko omiotła wzrokiem salę bankietową. Nie, poza zwykłymi tańca i grupkami ludzi, którzy zbierali się przy stolikach, nie zauważyła niczego niepokojącego.
Spojrzała z powrotem na Kankuro, który był nazbyt rozradowany.
— Coś ty znowu...
— Kochana bratowo, na przyszłość radzę słuchać się mnie.
Musiała mieć głupia minę, bo kiedy Kankuro szybkim krokiem odszedł i spojrzała z powrotem na Gaarę, ten wyraźnie powstrzymywał śmiech.
Zmrużyła oczy.
— Ty coś wiesz?
— Przecież siedzę tu z tobą całe wesele.
Racjonalny argument, z którym nie mogła się kłócić. Przewróciła oczami i szybko przechyliła kieliszek.
Próbowała zignorować wzrok ludzi dookoła. Już podczas ceremonii goście bardziej przypatrywali się im niż parze młodej. Przez całą uroczystość, a nawet teraz, podczas imprezy, musiała mierzyć się z tym niezdrowym zainteresowaniem. Kiedy łapała niektórych na tym, że patrzyli na nią i próbowała się uśmiechnąć, ci szybko odwracali wzrok. A nawet jeśli chciała rozpocząć rozmowę, ludzie traktowali ją jak jakiś nadprzyrodzony byt…
Prychnęła cicho. Jakim cudem Gaara to ignorował? Już, już wyciągała rękę, żeby nalać jeszcze jeden kieliszek, ale… nie. Na szczęście tuż obok alkoholu leżała miska z sałatką i mogła udawać, że to po nią sięgała.
Chociaż przez kilka pierwszych tygodni mogła udawać, że nic się nie zmieniło po tym, jak została żoną Gaary, tak odkąd postanowiła zająć się zakładami, nie miała na to najmniejszych szans. Cały czas była na cenzurowanym, wzrok ludzi często kierowany był na nią, a każde uchybienie natychmiast zostawało zauważone. Gdyby w tak krótkim odstępie wypiła kolejny kieliszek, zapewne pojawiłyby się plotki.
— Nie bądź taka spięta.
Zadrżała, kiedy poczuła oddech Gaary na swoim karku.
— Ludzie przestali traktować nas jak ciekawe eksponaty.
Trudno było się z nim nie zgodzić. Odkąd sake na poważnie zakrólowała na stołach, zainteresowanie nimi gwałtownie opadło, ale nie znaczyło to, że nikt nie przypatrywał im się ukradkiem.
Odwróciła się w stronę Gaary. Chciała coś powiedzieć, ale zamilkła na ten sugestywny wzrok. Cholernik… dobrze wiedział, że jedną miną był w stanie odwrócić jej myśli na bardziej sprzyjające mu tory.
— Nie wypada, żebyśmy teraz wyszli… prawda? — wyszeptała.
— Nie wypada. — Gaara uśmiechnął się półgębkiem. — Nie znaczy to, że nie…
— Muszę z wami porozmawiać.
Sayuri zrzedła mina, kiedy Temari sprowadziła ją z powrotem do rzeczywistości. Poza tym… co to za dziwny grymas na jej twarzy?
— O czym? — spytał Gaara rzeczowym tonem.
— Czy wy się źle bawicie?
Rozszerzyła oczy na ten natarczywy ton Temari. To jeden z nielicznych razów, kiedy tak jawnie okazywała niezadowolenie przy Gaarze.
— Nie… — powiedziała niepewnie, nie wiedząc, czy przypadkiem nie narazi się szwagierce. Rozmowa z nią czasami przypominała przedzieranie się przez pole z rozłożonymi wybuchowymi notkami. Jedno niewłaściwe słowo i wszystko mogło wylecieć w powietrze. Czasem dosłownie. — Jest całkiem…
— To dlaczego siedzicie w tym kącie? — warknęła Temari.
— Bo tu nas usadziłaś — odparł spokojnie Gaara. — Sama wspomniałaś, że powinniśmy być raczej na uboczu, żeby…
— Myślisz, że Sasami tego nie widzi? — Temari oparła rękę na stole i pochyliła się w ich kierunku. — Myśli, że nie jesteście zadowoleni. Wiecie, jak to źle wygląda, że nie dołączyliście do żadnej zabawy?
Sayuri zatkało na to absurdalne żądanie. Chociaż od początku ze wszystkich sił próbowała traktować Gaarę jak kogoś normalnego, nie była w stanie wyobrazić go sobie w tłumie gości, kiedy krzyczałby sprośne wstawki w kierunku pary młodej albo jako jednego z kandydatów do zabawy, który z mężczyzn dłużej wytrzyma ze słabo jadowitym skorpionem na dłoni. W sumie miałby największe szanse, ale nadal…
— Słyszysz siebie? — wydukała.
— Myślicie, że to duże poświęcenie, żeby ruszyć dupy i pójść na parkiet? — Temari patrzyła na nią stanowczym wzrokiem. — To jest wesele, nie możecie tak cały czas siedzieć i…
— Ja się doskonale bawię — powiedziała szybko. — Wierz mi, zdecydowanie lepiej, niż jakbym miała robić z siebie widowisko…
— Ale Sasami tak tego nie odbiera, Sayuri.
Niech ją szlag! Od początku wiedziała, że nie powinni tu przychodzić. Odmówić też nie mogli, ale Temari… Niech ją cholera weźmie!
Wiedziała, że miała dobre intencje. Kiedy Sasami i Kira nalegali, żeby nie robić niczego wystawnego, ta sprzeciwiła się i zaproponowała nie do końca przygotowaną salę bankietową w budynku, który powoli stawał się hotelem. Kiedy Kira między wierszami chciał przekazać, że nie uznają tego z Sasami za obrazę, jeśli się nie stawią, Temari musiała się wtrącić i wymusić na nich przyjście. Kiedy Sasami nieśmiało wtrąciła, że najlepiej by się czuła, gdyby w tym ważnym dniu siedzieli blisko nich, Temari nie dała się przebłagać i uznała, że reszta gości może czuć się nieswojo, jeżeli kazekage i jego rodzina będą tak blisko nich, więc wcisnęła ich stół do jakiejś wnęki. Jakby chciała pogłębić ten dystans między nimi a pozostałymi, a później, cholera jedna, i tak siedziała obok młodej pary.
Chyba nic nie było tak, jakby tego sobie życzyli Kira albo Sasami. A teraz…
— Temari.
Gaara zgromił siostrę spojrzeniem.
— To jak, Sayuri? Zrobisz jej tę przyjemność?
Chciała się sprzeciwić, kiedy zauważyła tryumfalną minę Temari, ale Sasami…
— Jeden taniec — bąknęła.
— Świetnie! — Temari klasnęła w dłonie. — Pójdę powiedzieć muzykom, żeby jeszcze nie przestawali grać.
Poszła. Tak po prostu sobie poszła.
— Daj temu spokój, Sayuri. — Gaara chwycił jej dłoń pod stołem. — Jutro albo pojutrze porozmawiasz z nimi i wszystko…
— Nie… jeden taniec chyba jakoś zniosę.
Przełknęła głośno ślinę. Łatwo powiedzieć… Kiedy ostatnim razem próbowała swoich sił, Ino i Sakura przez rok naigrywały się z niej. A teraz była cholerną żoną, cholernego kazekage i zamierzała się wygłupić na oczach kilkudziesięciu ludzi.
Gaara cicho zachichotał. Patrząc na jego rozbawioną twarz, uzmysłowiła coś sobie.
— Ty też chciałeś zobaczyć, jak robię z siebie idiotkę!
Ta myśl spadła na nią nieoczekiwanie. Gaara, odkąd wyznała mu, że nie tyle nie potrafiła tańczyć, co raczej przypominało to pląsy paralityka, podpuszczał ją wielokrotnie, ale nie dała mu tej satysfakcji.
— Może trochę… — Patrzył na nią nadal rozbawiony. — Ale jakoś nie mam nic przeciwko temu, bo razem wyjdziemy na idiotów.
Cóż, ta myśl była trochę pocieszająca. Zresztą… kto będzie mówił o niej, kiedy to Gaara będzie stał obok? Raczej nikt nawet nie zauważy jego partnerki… A przynajmniej taką miała nadzieję, że widok bawiącego się Gaary sprawi, że wszyscy padną na zawał. Albo chociaż popadną w stupor i uznają ich taniec za wytwór wyobraźni.
— To co? Im szybciej pójdziemy, tym szybciej Temari da nam spokój?
Podejrzliwie spojrzała na jego wyciągniętą dłoń.
— A ty nie masz oporów?
Wstała od stołu i dała się prowadzić w stronę parkietu. Ludzie, którzy zauważyli, że zmierzają na środek sali, przypatrywali im się zaciekawieni. Ignorować, ignorować, ignoro…
Nagle stanęła. Coś jej się nie zgadzało w zachowaniu męża i w końcu to do niej dotarło.
— Gaara… nie mów, że ty… że ty potrafisz tańczyć — wyszeptała.
Myśl, że razem staną się obiektem kpin, jakoś zniosła, ale jeżeli ona sama miałaby się skompromitować…
A jednak czasami nie dawał jej szans na rozszyfrowanie się. Przybrał tę samą minę, którą zawsze przybierał przez pierwszych kilka tygodni ich znajomości.
— Nie potrafię.
Nie uwierzyła mu. Niby to absurdalne, że Gaara mógł kiedykolwiek pobierać lekcję tańca, ale był zbyt pewny siebie. Wątpiła, żeby chciał zrobić z siebie pośmiewisko.
— Kochanie… — Westchnął cicho i zaczął kreślić kółka na wewnętrznej części jej dłoni. — Do takiej melodii nikt nie musi umieć tańczyć.
— Łatwo ci mówić…
Nie chciała robić scen, więc dała się poprowadzić w stronę parkietu. Kilka wtulonych w siebie par niemrawo snujących się po parkiecie zrobiło im więcej przestrzeni. Oczywiście, musieli zauważyć, że ich kazekage w końcu postanowił wstać od stołu.
Czuła wykwitające na twarzy rumieńce, więc szybko oparła czoło o pierś Gaary. Potrząsnęła głową i kilka kosmyków zakryło jej zarumienioną twarz. Usłyszała ciche parsknięcie śmiechem Gaary, który bez chwili wahania objął ją.
W normalnych okolicznościach ten dotyk sprawiłby, że nie potrafiłaby myśleć o niczym innym. Zazwyczaj odlatywała przy najmniejszym fizycznym kontakcie z nim, ale teraz… Bogowie! Nie chciała nawet o tym myśleć. Z całej siły skupiła się na chakrze Gaary. Musiał odczuć różnicę.
Nawet tak dziwna pozycja, w której stanęli, nie przeszkodziła mu w prowadzeniu. Dopiero po kilku sekundach zrozumiała, że naprawdę nie trzeba było jakichś wielkich zdolności. Ot, przytulała męża i leniwie kołysali się. W rytm melodii chyba. Chyba, bo ona za nic nie miała wyczucia.
Serce powoli przestawało bić jak oszalałe. Rozluźniła się. Lepiej odczuwała ich bliskość. Od miejsca, w którym Gaara dotykał jej pleców, rozchodziły się dreszcze, które przyjemnie drażniły skórę.
Miała nadzieję, że nikt tego nie zauważy. Tak w sumie, z boku, nie musiało to wyglądać jakoś specjalnie gorsząco. Przełamała się i sugestywnie otarła o Gaarę. W odpowiedzi nieco mocniej zacisnął dłonie na materiale sukienki. Ha! Może nie powinna być aż tak zaskoczona, ale nadal nie mogła przyzwyczaić się do tego, że i ona potrafiła na niego wpływać. Całkiem uspokojona cieszyła się z tego dziwnego podrygiwania.
Tak, to całkiem miłe. Kiedy prawie zapomniała, że dookoła niej był tłum ludzi, który ich obserwował, kiedy Gaara był tak blisko, a każdy ruch jego mięśni mogła wyczuć, bo tak ściśle do niego przylgnęła… cóż, nie mogła zaprzeczyć — było w tym coś przyjemnego.
Cholera! Nie! O nie! Nadepnęła go. Tak, to był zdecydowanie zły pomysł.
— Możemy skrócić moją mękę? — wymamrotała wprost w jego pierś.
— Jesteś pewna? Sasami może być niepocieszona.
Prychnęła pod nosem. Od jakiegoś czasu za bardzo sobie pozwalał i zabawiał się jej kosztem. Najgorsze było to, że ani razu nie zrobił tego w taki sposób, że mogłaby być naprawdę zła. Po jakimś czasie przyznawała przed sobą, że było to całkiem urocze.
— Proszę.
Na szczęście po tylu miesiącach małżeństwa nie była na straconej pozycji. Nie musiała długo czekać, kiedy Gaara rozluźnił uścisk.
— Zabierasz mi najwyższej klasy rozrywkę, kochanie.
Nie przewidziała, że na oczach wszystkich pocałuje ją. Może nie w taki sposób, w jaki by chciała, ale to zrobił. Musiała zapanować nad sobą, żeby nie poddać się emocjom, co było cholernie trudne, kiedy nadal czuła jego dłonie na plecach.
Odważyła się i zerknęła na otaczających ją ludzi. Cóż, nie spodziewała się niczego innego. Większość odwróciła wzrok, a niektórzy uśmiechali się pod nosami. Miała nadzieję, że w Sunie nie daje się jakichś nieprzyjemnych przydomków kazekage i członkom jego rodziny…
Dotarli do stołu, przy którym siedział Kankuro.
— Biedactwa. A mówiłem, żeby spieprzać na widok Temari.
— No, wyrzuć to z siebie.
Przewróciła oczami, kiedy Kankuro patrzył na nią z udawanym zdziwieniem. Zbyt wyraźnie było widać, że dobrze się bawił, obserwując ich.
— Ależ ukochana brat…
— Mów.
— No dobrze. — Uniósł ręce w geście kapitulacji. — Po pierwsze: nie spodziewałem się, że mój braciszek ma takie zdolności. — Złośliwe błyski w jego oczach dały jej do zrozumienia, że to najłagodniejsza obserwacja. — Po drugie: chyba muszę wierzyć ci absolutnie we wszystkim, Sayuri. Jesteś beznadziejna.
Parsknęła śmiechem, czym chyba uspokoiła Gaarę, który wyraźnie chciał się wtrącić, ale zauważywszy jej reakcję, odpuścił sobie.
— I co najważniejsze, moja droga, już nie mogę doczekać się pełni.
— Pełni…? — powtórzył Gaara.
— Braciszku… w tym miesiącu powstanie kolejna część eposu o twojej wspaniałości. Tym razem zatytułowana Kocie ruchy: czyli dlaczego mój mąż jest najlepszym tancerzem wszechczasów.

***

— Temari! Daj spokój!
Goście już wyszli. Wcześniej zatrudniona grupa ludzi sprzątała, a oni usiedli w końcu na spokojnie i, nie będąc pod obstrzałem spojrzeń, w mniejszym gronie świętowali.
— Jakie daj spokój? — Temari uderzyła pięścią w stół. — Nie może tak być, że oboje wrócicie tak normalnie do obowiązków. To najpiękniejszy moment w waszym wspólnym życiu!
Kankuro parsknął śmiechem, co nie spotkało się z aprobatą starszej siostry. Kiedy rzucił jej rozbawione spojrzenie, Sayuri zrozumiała aluzję. Na szczęście Gaara był blisko i nic nie było w stanie wytrącić jej z równowagi.
— Ale to się nie godzi! — Sasami patrzyła po wszystkich przestraszona. — Kto to widział, żebyśmy… — Zarumieniona opuściła wzrok pod wpływem spojrzenia Temari.
— Zgadzam się z Sasami — wtrącił Kira. — Już i tak dość od was…
— To nie jest prezent! — Temari zacmokała zniecierpliwiona. — Nie chcemy, żeby ktokolwiek przez najbliższe dni wam przeszkadzał. Hotel jest na wykończeniu, ten apartament jest już gotowy i jeżeli jakaś katastrofa się nie wydarzy, przez kilka dni nacieszcie się sobą.
Sasami nadal wyglądała na przerażoną, a i Kira nie wyglądał, jakby czuł się komfortowo z tą propozycją.
— Będziecie pierwszymi gośćmi — zaczął Kankuro poważnym tonem. — Informacje od zaufanych ludzi na temat jakości naszych usług, mogą okazać się fundamentalnymi w kontekście…
— Skończ — stanowczo przerwała jego wywód. — Sasami, Kira, jeżeli nie chcecie, nie będziemy was zmuszać do niczego. — Zignorowała oburzoną Temari. — Jeżeli jednak będziecie chcieli kilka dni odpocząć, nacieszyć się sobą, będziemy bardziej niż szczęśliwi, jeżeli skorzystacie. Mamy jeszcze Enzo do wykorzystywania…

***

Znudzonym wzrokiem obserwował cyfrę jeden, na stale przymocowaną do ściany. Uśmiechnął się pod nosem i wzmocnił uścisk na śpiącej Sayuri. Jak radził sobie bez jej obecności? To wydawało się… absurdalne. Absurdalne i odległe. Teraz ze zniecierpliwieniem obserwował zmieniające się obrazy za oknem. Całkiem niedawno wzeszło słońce, co zwiastowało rychłą pobudkę. Sayuri jak zawsze leżała na nim i nie puszczała go ani przez chwile, nawet kiedy spała.
Uwielbiał tę zażyłość powstałą między nimi. Kiedy czasem nocami chciał wyjść za potrzebą, musiał rezygnować, jeśli nie chciał jej obudzić. Sayuri wyczuwała najmniejsze jego ruchy i właściwie od razu się budziła. Początkowo był zaskoczony, ale teraz traktował to z rozbawieniem. Sam przed sobą przyznawał, że w gruncie rzeczy było to rozczulające. Nie wiedział, jak bardzo człowiek był nieświadomy podczas snu, ale raczej nie powinien się budzić z powodu tak nieznacznych ruchów. Tłumaczył to sobie wyjątkowym przywiązaniem Sayuri do niego i bardzo polubił tę myśl.
Zaczynał być zaniepokojony. Zazwyczaj spała około sześciu i pół godziny, a teraz minęło blisko siedem i dwadzieścia minut, i nadal się nie budziła. Nie chciał być histerykiem, ale każda nieprawidłowość w kwestii snu była dla niego powodem do paniki. O ile niektóre rzeczy był w stanie sobie wyobrazić z perspektywy normalnego człowieka, tak sen był wielką niewiadomą. Na zasadzie obserwacji dostrzegł pewne prawidłowości u Sayuri i jej reakcje były znajome. Znał też średni czas jej odpoczynku. Za normę uznawał okres od sześciu do siedmiu godzin z małymi odchyłami.
Ale siedem i dwadzieścia minut? Powinien coś zrobić?
Odetchnął z ulgą, kiedy zaczynała się przebudzać. Był to dość długi, ale całkiem zabawny proces. Jak zawsze kończył do niej mówić około szóstej godziny snu, aby mieć pewność, że go nie przyłapie.
Oczekiwał na moment, kiedy w końcu na niego spojrzy, ale był cierpliwy i nigdy nie zrywał jej na siłę.
Rozluźniła chwyt i zbliżyła dłoń do twarzy. Nie miał pojęcia, dlaczego tak właśnie robiła, ale nie znajdował w tym niczego niepokojącego, więc przyzwyczaił się do tego. Chwilę kręciła się nieznacznie, by znowu wzmocnić na nim uścisk.
Nigdy nie przyznawała się do pobudki od razu. Nie miał pojęcia dlaczego, ale nie przeszkadzało mu to i jak zazwyczaj miarowym ruchem przejeżdżał dłonią po jej ciele.
W końcu dojrzała do konfrontacji z nim. Uniosła się na ramionach z uroczo ułożonymi włosami. Nie znajdował logicznego wytłumaczenia na to, że zawsze porankami miała taki dziwny busz na głowie. Spała spokojnie i nie miała szans aż tak zepsuć swojej fryzury, ale jakaś tajemna siła nocami czyniła spustoszenie w jej włosach.
Spojrzała na niego ze wzrokiem przepełnionym uczuciem i pocałowała, jakby bardzo brakowało jej kontaktu z nim. Uwielbiał te chwile poranków. Chyba nawet bardziej niż to, co po nich następowało. To był dowód na uczucia, którymi go darzyła.
— Jesteś dziś bardzo rozbawiony. — Ułożyła się na nim z powrotem i ziewnęła. — Chrapałam?
— Nie dzisiaj. — Nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
— To co zrobiłam? Zaczęłam tańczyć?
Sama wyśmiewała się z siebie, więc i on nie szczędził jej uszczypliwych uwag, ale w gruncie rzeczy uznał jej dziwne ruchy przedpadaczkowe za całkiem urocze. Właściwie większość rzeczy w jej wykonaniu za takie uznawał.
— Wtedy raczej bym cię obudził śmiechem — odparł i mocniej przyciągnął ją do siebie. — Nie wytrzymałaś i chciałaś dotrzymać mi kroku w nocy. — Zaśmiał się z jej skołowanej miny, kiedy uniosła się na ramionach i patrzyła na niego, nie rozumiejąc, co chciał jej przekazać. — Bogowie… myślałem, że się obudziłaś. Ale ty nagle weszłaś mi w słowo i odparłaś moje ataki słowne własnymi pomysłami. — Jej zszokowana twarz dała mu ostateczny dowód, że nie była tego świadoma.
— Co… co mówiłam?
— To prawda, że mam pełne gracji ruchy?
Zarumieniła się, ale odważnie patrzyła mu w oczy.
— Sądzę, że przynajmniej na parkiecie bijesz mnie na głowę — odparła z godnością.
— A to prawda… — Dłonią lekko najechał na jej pierś, na co Sayuri zareagowała niemal natychmiast. Widocznie rozbudziła się i z łobuzerską miną czekała na kontynuację zabawy. — Że mam magiczne dłonie?
— To już ci mówiłam.
— A to prawda, że jestem najbardziej wrażliwym człowiekiem, jakiego znasz?
Sayuri przymknęła nieco oczy i dotknęła jego twarzy w pełen czułości sposób.
— Tak. Tak właśnie myślę.
— A to…
W jednej chwili przerwał swoją grę i spojrzał zaniepokojony w stronę drzwi. Nie rozpoznając chodu rodzeństwa, nakrył ich kocem i przygotował piasek tuż za drzwiami.
— To Enzo! — wrzasnęła Sayuri w ostatniej chwili, nim piasek ruszył w kierunku wchodzącego do pokoju mężczyzny.
Przez ułamek sekundy widział jego rozanielony wyraz twarzy, ale teraz wyglądał na przerażonego. Wyraźnie sparaliżowany osunął się po otwartych drzwiach.
Gaara z cichym przekleństwem wycofał piasek, patrząc na niego ze złością.
— Rozumiem, że nie możesz się bez nas obejść — zaczął pozornie spokojnym głosem. Miał nadzieję, że chociaż trochę uda mu się utrzymać nerwy na wodzy. — Rozumiem, że bawią cię żarty Kankuro o naszych otwartych pokazach, ale dlaczego, do jasnej cholery, wchodzisz tu skoro świt… Nawet bez pukania!
To ostatnie prawie krzyknął.
Temari i Kankuro pojawili się po chwili na progu pokoju. Musieli usłyszeć jakiś hałas i postanowili zareagować. Początkowo chciał być chyba zanadto egoistyczny, bo miał im za złe, że szybciej nie dotarli do Enzo, ale teraz…
Naprawdę doceniał fakt, że oboje bez chwili wahania ruszyli pomóc mu. A już zwłaszcza wdzięczny był Kankuro, który zrobił to w samych bokserkach. To i tak nieźle jak na niego.
Kilka długich sekund panowała cisza, aż w końcu Kankuro zaczął cicho chichotać. Nie minęła chwila, a zwijał się ze śmiechu.
— Pewnie, mnie o zawał można doprowadzać — mruknął Gaara. — No, czemu wpadłeś tu o… — zerknął na zegarek — szóstej dwadzieścia osiem?
Enzo wyglądał, jakby nie do końca otrząsnął się z szoku. Dopiero po chwili jego twarz znowu nabrała kolorów, a on sam wyglądał na zachwyconego. Jakby wcale nie widział tego piasku lecącego w jego kierunku sprzed chwili…
— Karawana przyszła! — wykrzyknął i wstał z podłogi. — Wozy i bydło już zostało zamknięte w boksach, a hotel wystartował z pierwszymi prawdziwymi klientami! Właśnie obudziła mnie jedna z recepcjonistek, która ich przyjmowała!
— To rewelacyjnie, szczerze się cieszę. — Gaara im dłużej go obserwował, tym szybciej przyznawał przed sobą, że złość mu minęła. — Wiem, że jestem osobą publiczną, a Sayuri przyjęła wraz ze mną to przekleństwo, ale może jednak dasz nam się ubrać?
Enzo uciech spełzł z twarzy i opuścił wzrok.
Stojący w bokserkach, ale jednak z marionetkami, Kankuro śmiał się najgłośniej, widząc Łatkę wskakującą na łóżko.
— I ty też — jęknął Gaara i opadł bez sił na poduszki.

— Lepiej chodź, zanim dotrze do niego, że ten koc jest bardzo cienki. — Kankuro wyciągnął na siłę Enzo z sypialni. Szybko zamknął drzwi, widząc lecącą w ich stronę poduszkę. — Następnym razem do mnie wpadaj. Ja tam nie wstydzę się swoich wdzięków. Do Temari też lepiej nie podchodź, bo ona jest równie nerwowa co braciszek.
— O cholera… — Do Enzo chyba w pełni docierało, na co się poważył.— Ja właśnie wpadłem naszemu Kazekage do sypialni — wymamrotał. — Już pal licho ten piasek, ale co mi strzeliło do głowy?
— Jesteś bardzo dobrym pracownikiem i przyjacielem. — Temari wyraźnie walczyła z rozbawieniem, kiedy pocieszająco poklepała chłopaka po plecach. — Ale taktu to nie masz za grosz. Bogowie… — Parsknęła śmiechem. — Dałabym wszystko, żeby zobaczyć minę Gaary, jak wpadłeś.
— Na przyszłość pukaj. — Kankuro otworzył drzwi do swojej sypialni. Chyba dość naoglądali się go w samej bieliźnie, powinien coś na siebie włożyć. — Nie jest to rada odnosząca się tylko do Gaary, raczej do każdego shinobi. To instynkty — przyznał. — Gdybyś wpadł tak do mnie, raczej skończyłbyś martwy. Kunaia trudniej mi cofnąć niż Gaarze piasek.

*******************

Już chyba przyzwyczajam się do pisania, że dawno mnie tu nie było i że bardzo za to przepraszam. Na swoje usprawiedliwienie nie znajduję nowych powodów poza tymi, które już przedstawiałam wcześniej.

Obiecuję drobną poprawę. W przyszłym tygodniu (w sobotę, najpewniej) pojawi się Sachiko czy Sayuri? Co później? Nie wiem. Może w sierpniu pojawi się kolejny rozdział Gosposi, ale nie obiecuję.

Tak tylko dodam, że nie polecam nikomu pisania po ekstrakcji zęba, ale obiecałam kilku osobom, że jeszcze w lipcu coś pójdzie. Tak w ogóle, to nie polecam mieć usuwane cokolwiek. Nie. Polecam.

Miłego dnia!

4 komentarze:

  1. No! Wreszcie! Alleluja, chwalmy Szanownego!
    Siły wyższe, albo w ogóle chyba cały wszechświat ostatnio się na nas obie uwziął. Taka jest moja teoria. Ale... udało się! Jest nowy rozdział, a ja go przeczytałam! Przeczytałam! Cieszę się, jakbym co najmniej Nobla dostała! xD

    I najwidoczniej to nocne czytanie mi służy, bo jakoś... czuję bardziej całą tę atmosferę, klimat, emocje. Jakoś bardziej to wszystko na mnie działa. Bardzo czekałam na scenę z weselem i choć troszeczkę była ona okrojona (bądźmy szczere, każda z nas chciałaby przeczytać o biorącym udział w weselnych zabawach Gaarze), to bardzo mi się podobała. Coś tak czułam, że Sayuri zrobi małe show na parkiecie, ale Szanowny, a akże, uratował sytuację. Miło się czytało o tym, jak oboje wspierają siebie, nawet w tak prozaicznych, czy głupiutkich sytuacjach. Związek idealny, nic tylko pozazdrościć. ^^

    Apodyktyczna Temari jak zawsze w formie. :D Uwielbiam o niej czytać, ma ten charakterek, który każdej sytuacji nadaje odpowiedni wydźwięk. :3

    Co do sceny z pobudką. Jeju, to jak Gaara myśli o Sayuri, to jak ją traktuje... no przeurocze. Aż zaczynam się powoli przekonywać do małżeństwa, ale racjonalna strona podpowiada mi, że nic nie jest w rzeczywistości tak piękne, jak w tym opowiadaniu. xD Niestety... :>

    Przyjechała karawana, no to będzie się działo. :D Kankuro - jak zawsze - bezbłędny. Ta nadopiekuńczość Gaary odnośnie tego, że Sayuri za długo śpi... No jeju, nie mogę. xD Za miło mi się robi, jak o tym myślę i za bardzo się zachwycam całą tą słodyczą, jak na człowieka cynicznego i antyzwiązkowego, na którego się kreuję. xD

    Już nie mogę się doczekać soboty! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może lepiej dawkuj sobie Gosposię, bo to trochę antyteza Twojego podejścia do związków. xD

      Cieszę się, że znalazłaś czas na przeczytanie i to nie dlatego, że przeczytałaś moje opko, tylko oznacza to, że miałaś chwilę czasu wolnego. ^^ Może wszechświat odpuszcza nam trochę?

      Usuń
  2. Byłam zdziwiona, gdy zauważyłam, że jest nowy rozdział. Pomyślałam: a co to, cud jakiś? I wtedy mnie tknęło, że to koniec miesiąca, zmieściłaś się w czasie, zadanie wykonane :P Na Twoje szczęście, bo coś mi się zdaje, że Piąty Kazekage nie toleruje spóźnień :D
    I bardzo dobrze, że się w końcu zmobilizowałaś, bo taka perełka sobie tkwiła na dysku i się kurzyła. Ciekawe, czy miałaś dużo poprawiania. Rozdział jest bardzo płynny, czyta się bez zgrzytów, i jakoś trudno mi sobie wyobrazić, by tak mogła wyglądać wersja, w której dużo trzeba było zmienić. Choć z drugiej strony, może nie wszyscy się tak męczą poprawiając coś raz już napisanego jak ja^^^
    Kankuro na początku rozdziału jest jak taki chochlik, co przyszedł niby z ostrzeżeniem, a moim zdaniem jednak liczył, że Temari dorwie te ofiary i chciał być w pobliżu, żeby zobaczyć rezultaty ;P
    Gaara przy tym weselnym stole to wzorzec stoicyzmu. Jestem bardzo ciekawa, co też działo się w jego głowie w tej scenie, czy ta zabawa go nie nudziła? Z tego, co jest opisane, wnoskuję, że się nieźle bawił tylko dlatego, że Sayuri była obok. Z jakiegoś powodu w tej scenie parka wydała mi się jeszcze słodsza niż zwykle, nic dziwnego, że wzbudzili zainteresowanie otoczenia :P
    Już liczyłam na jakąś akcję (a gdzie oni chcieli wyjść, na zaplecze?:P) gdy wkroczyła Temari. Przypomniał mi się jakiś obrazek z internetu, gdzie Shikamaru i Shikadai uciekają przed Temcią w popłochu, a ona sama jest dwa razy większa od otoczenia. Dziewczyna ma coś z tatusia :P
    No i powiem, że choć w pierwszej chwili byłam rozczarowana, iż Temari zapobiegła jakiejś ciekawej akcji to jednak scena tańca też była warta przeczytania. Może nie aż tak jak potencjalna alternatywa, ale aż mnie zazdrość skręca wobec Sayurki w objęciach Gaary :P
    A ten fragment, w którym Enzo wlazł im do sypialni... Dobrze, że nie stracił życia, biedak. Albo jest z tych, co słabo kontaktują wcześnie rano i działają na automacie (oj, potrafię to zrozumieć) albo powinien zmienić dilera. Choć może po prostu się schlał weselną wódką? :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieźle poprawiłaś mi humor tym komentarzem. :D

    Oj, tak! Wizja Szanownego wymierzającego karę za spóźnienie nieźle mnie zmotywowała. :P Poprzednia wersja rozdziału... to były ściany tekstu opisujące szczegółowo zmiany gospodarcze w Sunie, trzy akapity o ślubie i jedynie scena z pobudką nie zmieniła się za bardzo. ^^ Poprawa wisiała nade mną dłuższy czas, ale już o tym pisałam - chciałam uniknąć kary. xD

    Nie obchodzi mnie teraz, jakie miałam motywacje z Enzo i podejmowanymi przez niego decyzjami. Zacznę utrzymywać, że ma słabego dillera. Najlepsze wytłumaczenie. :D

    OdpowiedzUsuń